Spis lektur obowiązkowych

czwartek, 25 lipca 2019


Witajcie!

Tym razem powróciłam z nowym rozdziałem nieco wcześniej. Nastawiałam się, że przez cały lipiec nie znajdę czasu, żeby w ogóle włączyć komputer, ale praktyki w prokuraturze okazały się bardzo przyjazne, a prokurator, który był moim przełożonym - wyrozumiałym człowiekiem i nie kazał mi przychodzić z samego rana i siedzieć do końca. Trzy godzinki ślęczenia nad aktami to nic złego. (=.=') Ale muszę się pochwalić, że byłam na sekcji zwłok. Nawet dwóch. I nie zemdlałam. Jestem z siebie dumna. (*^*) Chociaż przyznam, że w całym swoim dwudziestoletnim życiu nie czułam gorszego smrodu niż podczas przecinania kości. Nigdy. Więcej.

Ogólnie rzecz biorąc, miała być "Droga (nie) do miłości", bo ostatnio strasznie ją zaniedbuję. Zresztą, jak całego bloga... Ale musicie zrozumieć, że praktyki w prokuraturze bywają inspirujące, więc nabrałam ochoty na trochę kryminału. Także tego, następnym razem zmienię repertuar. 
Obiecuję! (n_n)

Biuro detektywistyczne "Słodki Amoris"
Rozdział 7

               Kentin jeszcze nigdy nie czuł się równie parszywie. Suchość w gardle, zawroty głowy oraz mdłości były jego najmniejszym zmartwieniem. Niczego nie pamiętał z zeszłego wieczoru. Ostatnim wspomnieniem był cwaniacki uśmieszek Castiela, rozlewającego którąś z kolei kolejkę whisky. Później Kentinowi urwał się film. Świadomość odzyskał dopiero pół godziny temu, po drugiej popołudniu, i ku przerażeniu – nie obudził się w swoim pokoju.
            W pierwszej chwili pomyślał, że został na noc w domu Haringtonów. Przesadził z alkoholem i przyjaciele woleli zostawić go na miejscu zbrodni, niż ryzykować, że obrzyga samochód Micky. Nie mógł zaprzeczyć, byłaby to słuszna decyzja. Ale wystrój pomieszczenia sugerował, że nie mieszkała w nim obrzydliwie bogata osoba. Sypialnia była przeciętnej wielkości, z dużymi drzwiami balkonowymi, które teraz były zmorą Kentina. Łóżko stało dokładnie naprzeciw okien, a przez nie wpadało wyjątkowo dużo światła, rażąc chłopaka w oczy. Miał wrażenie, że ta irytująca jasność pogarszała jego, już i tak złe, samopoczucie.
            Znowu go zemdliło.
            Odkaszlnął głośno, starając się powstrzymać wymioty. Obok łóżka nie stała żadna miska, ani inne naczynie, do którego bez wyrzutów sumienia mógłby zwrócić wczorajszy obiad oraz nieznane ilości alkoholu. O ile nie zrobił tego zeszłej nocy. Naprawdę nie pamiętał, jak skończyła się dla niego impreza i czy powinien bać się poniedziałkowego poranka, kiedy to będzie musiał stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy mogli widzieć jego potencjalną kompromitację.
            O matko, miał tylko nadzieję, że nikogo nie obrzygał.
            Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu miski albo chociaż kosza na śmieci, ale niczego nie znalazł. Wystraszył się, bo nie miał pojęcia, w czyim domu był i jak dojść do łazienki. Nie było sensu latać po obcym miejscu. Na pewno nie w takim stanie. Uznał, że w najgorszym wypadku po prostu wyjdzie na balkon i zwymiotuje do jakiejś doniczki.
            Przy okazji, pomimo tępego bólu głowy, zdołał wydedukować, że znajdował się w dziewczęcym pokoju. W normalnej sytuacji, gdyby nie miał potwornego kaca, ten fakt bardzo by go speszył. W całym swoim szesnastoletnim życiu był jedynie w pokojach swoich przyjaciółek, z którymi znał się właściwie od zawsze. Ta sypialnia z pewnością nie należała do żadnej z nich.
            Podskoczył na łóżku, gdy drzwi otworzyły się i stanęła w nich Hailey.
            – Obudziłeś się już? – Dziewczyna była wyraźnie zdziwiona. Myślała, że Kentin nie wstanie do wieczora. Pierwszy raz widziała, aby ktoś spał tak długo.
            Kentin z szokiem wymalowanym na twarzy śledził każdy ruch koleżanki. Nie spodziewał się, że pierwszą osobą, jaką zobaczy po przebudzeniu, będzie właśnie Hailey. Momentalnie spiął się, gdy uzmysłowił sobie, że leży w jej łóżku i zapewne spędził w nim całą noc. Gdzie w tym czasie była Hailey? Czyżby tuż obok, na tym samym materacu? Spała razem z nim i Gandalf jeden raczy wiedzieć, co z nim robiła?
            Jak Micky mogła mi to zrobić, jęknął w myślach. Dlaczego przyjaciółka nie położyła go w swoim pokoju? Przecież doskonale wiedziała, że Hailey była w nim zakochana i nie ukrywała tego.
            – Gdzie Micky? – zapytał. Zdziwił się nieco, słysząc swój zachrypnięty głos.
            Mama go zabije. Jeszcze nigdy nie wrócił do domu w takim stanie. Ciekawe, czy w ogóle wiedziała, że był u Micky. Kiedy pół godziny temu sprawdzał godzinę w telefonie, nie miał żadnych nieodebranych połączeń, więc sytuacja wydawała się opanowana. Mimo to, wysłał mamie wiadomość, że wszystko u niego w porządku. Tak na wszelki wypadek.
            – Jeszcze je obiad. Zaraz po nią pójdę – oznajmiła Hailey, szukając czegoś w szafie.
            Kentin mruknął pod nosem i opadł na poduszki. Czuł się fatalnie, a jego umysł wciąż był zaćmiony alkoholem, ale zdołał zauważyć, że Hailey nie miała dobrego humoru. Zawsze promieniowała pozytywną energią i czasami ciężko to wytrzymać. Teraz była wyjątkowo cicha. Nawet nie próbowała zagaić z nim rozmowy. Najwidoczniej nawet piękne dziewczyny źle znosiły kaca.
            Hailey wyjęła grubszą kurtkę z szafy i wyszła z pokoju. Obiecała Lee, że odwiedzi ją zaraz po obiedzie. Azjatka była w szoku. Przepłakała całą noc, a dzisiaj, kiedy rozmawiały przez telefon, wcale nie brzmiała lepiej. Hailey nawet miała wrażenie, że stan jej koleżanki pogorszył się. Zapewne leki uspokajające, które wczoraj Lee otrzymała od znajomego szeryfa Dixona, niejakiego Daniela Finnigana, przestały działać i traumatyczne wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą.
            W holu wpadła na siostrę, która właśnie wychodziła z kuchni. Trzymała w rękach talerz z małą porcją spaghetti oraz butelkę wody mineralnej.
            – O, już wychodzisz? – zagaiła Micky. Nie czekała na odpowiedź i po prostu poszła na górę, do pokoju młodszej siostry, aby zobaczyć, czy Kentin przeżył tę noc. Sądząc po minie Hailey, raczej nie zwymiotował jej do łóżka, a to ogromny sukces.
            Hailey mruknęła ciche potwierdzenie, po czym pożegnała się z rodzicami i wyszła. Miała do przejścia sporą odległość, bo dom Lee znajdował się na obrzeżach miasta. Mimo to odrzuciła propozycję taty, który chciał odwieźć ją do koleżanki. Dzisiaj naprawdę potrzebowała chwili spokoju. Czuła się przytłoczona, zaniepokojona oraz wystraszona. Nigdy nie przypuszczała, że w tak spokojnej mieścinie jak Pacific Grove, dojdzie do morderstwa. A tym bardziej, że ofiarą paskudnej zbrodni padnie osoba z jej bliskiego otoczenia. Owszem, nie znała Chrisa osobiście, ale jednak chodzili do tego samego liceum. Mogło paść na nią.
            Mogło paść na kogokolwiek.
            Wieści o znalezieniu ciała zaginionego nastolatka rozeszły się bardzo szybko. Wszyscy chyba nabrali pokory i stali się ostrożniejsi. Na ulicach prawie nie było ludzi, mimo że o tej porze w sobotę z reguły wszyscy mieli ochotę na spacer. Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisywała. Słoneczny dzień był miłą odmianą po wietrznym oraz chłodnym tygodniu. A jednak Hailey do tej pory minęła tylko sąsiadkę, która wracała ze swoim małym, szczekliwym kundelkiem do domu. Dziewczyna zauważyła, że kobieta otworzyła drzwi kluczem. Był to dziwny widok. Zwłaszcza w tej części Pacific Grove ludzie zwykli zostawiać otwarte mieszkania, gdy wychodzili.
            Niepokój rósł w siłę. Mieszkańcy bali się i stawali nieufni, nawet wobec najbliższych. Wszyscy czuli się zagrożeni i mieli ku temu powody. Ale chyba najbardziej przerażała niewiedza. W końcu Allison Crompton nadal nie została odnaleziona.

֍

            Micky uchyliła drzwi i ostrożnie zajrzała do pokoju. Jakby martwiła się, co zobaczy w środku. Widok konającego we własnych wymiocinach Kenitna na pewno nie byłby przyjemny dla oka. Jednakże chłopak wcale nie skręcał się z bólu. Nie był też brudny, a w sypialni nie śmierdziało obrzydliwym połączeniem resztek jedzenia, alkoholu oraz żółci.
            Chłopak leżał bezwładnie na łóżku. Miał potargane włosy, bladą – wręcz białą – skórę i podkrążone oczy, ale poza tym wyglądał naprawdę nieźle. Oczywiście, jak na człowieka, który pierwszy raz w życiu przegiął z alkoholem.
            – Żyjesz? – zagaiła, uśmiechając się delikatnie do kolegi, aby dodać mu otuchy.
            Ona sama czuła się dobrze, bo zeszłego wieczora wypiła niewiele. Co prawda, mentalnie była wykończona jak jeszcze nigdy w życiu. Żaden kac nie mógł równać się z widokiem zwłok.
            – Jeszcze – wymamrotał Kentin. Delikatnie przekręcił głowę w bok, aby spojrzeć na przyjaciółkę. Poczuł zawroty, ale nie zemdliło go.
            Dostrzegł spaghetti, które przyniosła mu Micky i mimowolnie skrzywił się z obrzydzenia. Dziewczyna prychnęła rozbawiona reakcją Kentina.
            – No dobra, nie będę cię zmuszała – skapitulowała. – Ale przyniosłam też wodę.
            Oczy Kentina nieco rozjaśniły, gdy wziął do ręki butelkę. Tego właśnie teraz potrzebował. Strasznie chciało mu się pić.
            – Tylko powoli, bo ci się pogorszy – ostrzegła go.
            Posłał przyjaciółce zmęczone spojrzenie. Nie miała pojęcia, jak strasznie go suszyło. Mimo to postanowił posłuchać jej rady. Lepiej od niego wiedziała, na czym polegał kac i jak z nim walczyć.
            Wziął tylko kilka małych łyków, ale i one przyniosły niesamowitą ulgę. Kentin poczuł, że odzyskał nieco sił, które pozwoliły, aby usiadł na łóżku. Ukradkiem spojrzał na spaghetti, leżące na szafce nocnej. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo był głodny, ale wiedział, że zjedzenie makaronu nie miało prawa skończyć się dobrze. Dlatego odpuścił.
            Może za pół godzinki…
            – Dlaczego nie położyłyście mnie w twoim pokoju? – zapytał z wyraźnym wyrzutem.
            Micky wiedziała, że zada to pytanie. Zdziwiłaby się, gdyby tego nie zrobił.
            – Hailey potrzebowała, żeby ktoś przy niej był.
            – Po co? – zdziwił się Kentin. – Czekaj, to znaczy, że spała tutaj ze mną?
            – Jasne, że nie, głuptasie. Nie zrobiłabym ci tego. Była u mnie.
            Starał się tego po sobie nie poznać, ale odetchnął z ulgą. Naprawdę nie chciał krzywdzić Hailey, a dziewczyna mogłaby opacznie zrozumieć wspólną noc. Nawet, jeśli Kentin był nieprzytomny i upojony alkoholem.
            Nagle spochmurniał, jakby przypomniał sobie przykrą sytuację.
            – Powiedziałem coś nie tak, mam rację? Dlatego Hailey nie ma humoru i nie ucieszyła się na mój widok?
            Zaśmiała się, szczerze urzeczona postawą przyjaciela, chociaż prawda była zdecydowanie gorsza niż wydawało się Kentinowi.
            – Nawet nie rozmawialiście. Cały wieczór spędziłeś z Castielem.
            Chłopak westchnął przeciągle i z powrotem opadł głową na poduszkę. Nie to chciał usłyszeć. To znaczy, cieszył się, że Hailey nie była smutna przez niego, ale Micky mogła darować sobie wypominanie mu Turnera. Czyżby tak dobrze bawił się w towarzystwie Naczelnego Dupka, że nie odstępował go nawet na krok? Nie chciał wiedzieć, ile musiał wypić, żeby Castiel przestał mu przeszkadzać, a nawet zdołał go do siebie przekonać.
            – Nigdy więcej nie tknę alkoholu – oznajmił niemal rozpaczliwie. Niczego nie pamiętał z wczorajszej imprezy. Nawet nie mógł być pewnym, czy przyjaciółka mówiła poważnie. Może po prostu wykorzystywała sytuację i robiła sobie z niego żarty, a Castiel był tylko krótkim epizodem podczas wieczoru pełnego wrażeń.
            Wrażeń, których nie był świadomy.
            – Dlaczego? Byłeś naprawdę uroczy – stwierdziła.
            Udawała, że gniewne spojrzenie przyjaciela nie robiło na niej wrażenia, ale w rzeczywistości miała niebywałą ochotę zaśmiać się głośno.
            Kentin już wiedział, że dziewczyna nie odpuści mu wczorajszej imprezy. Będzie mu ją wypominała do śmierci. A najgorsze dopiero przed nim. Micky nie mogła równać się z Sucrette i jej wścibską naturą.
            – Jak bardzo się skompromitowałem? – zapytał po dłuższej chwili ciszy. Bał się odpowiedzi, ale wolał wiedzieć, czy poniedziałkowy poranek w szkole będzie dla niego wyjątkowo przykry i zawstydzający.
            – Właściwie wcale – odparła. Kentin zdziwił się, gdy to usłyszał. Spodziewał się długiej listy głupich sytuacji, których był sprawcą. – Poza tym, że kazałeś wszystkim nazywać siebie królem imprezy i kleiłeś się do Castiela, to nie zrobiłeś niczego dziwnego.
            – Kleiłem się do… O fuj.
            – Uwierz, Cas też nie wyglądał na szczęśliwego. Chociaż na początku jeszcze cię podpuszczał, więc może coś jest na rzeczy.
            – Przestań, proszę – jęknął cierpiętniczo. – Dlaczego mnie nie powstrzymałaś?
            – Próbowałam, ale byłeś strasznie uparty.
            Ukrył czerwoną z zażenowania twarz w dłoniach.
            Żałował, że zapytał.
            Żałował, że tyle wypił.
            Żałował, że w ogóle dał się namówić na wyjście z domu.
            Nie bez powodu unikał imprez. Był typem domatora i zdecydowanie lepiej czuł się we własnym łóżku, czytając książkę fantastyczną.
            Przysiągł w duchu przed samym sobą, że wczorajsza impreza u Haringtonów była pierwszą i ostatnią, na jaką poszedł.
            – Nie martw się. Nikt nie będzie rozpamiętywał twoich występów – Micky zapewniła przyjaciela, powoli nawiązując do tragicznego odkrycia na plaży.
            – Jak możesz być taka spokojna? – Kentin gwałtownie usiadł na łóżku. Szybko pożałował swojej decyzji, bo świat zawirował mu przed oczami. – O matko…
            – Uważaj na siebie. Nadal wyglądasz okropnie.
            Kentin przez dłuższą chwilę nie unosił powiek. Zastanawiał się, czy to już ten moment, kiedy powinien zwlec się z łóżka i pójść do łazienki, żeby zwymiotować. Czuł, że nie da rady tego uniknąć. Za bardzo go mdliło. Do tego te okropne zawrotu głowy.
            – Co się wczoraj stało? – zapytał, dochodząc do wniosku, że Micky sama nie zacznie mówić. Zwodziła go i odsuwała w czasie wyjawienie tajemnicy. Przez to denerwował się jeszcze bardziej, a w obecnym stanie powinien darować sobie silne emocje.
            Wzięła głębszy wdech. Nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała powiedzieć o znalezieniu zwłok. To jedna z tych rzeczy, na którą po prostu nie można się przygotować.
            – W nocy znaleziono Chrisa Henwicka – oświadczyła, na razie bez wdawania się w szczegóły. Chciała dawkować tragiczne informacje.
            – Jak to znaleziono? Gdzie był?
            Kentin wyraźnie ożył na wieść, że sprawa zaginięcia Chrisa została rozwiązana. I to zanim w ogóle zdążył wdrążyć się w tę zagadkę. A tak bardzo zależało mu na poprowadzeniu śledztwa. Pierwszego prawdziwego i tak ważnego, bo – co tu dużo mówić – zbieranie dowodów zdrady do najambitniejszych zajęć nie należało.
            – Przespałem wszystko – westchnął wyraźnie zirytowany. – A co z Allison?
            – Daj mi to wyjaśnić – wtrąciła Micky, czując, że chłopak rozkręcił się na dobre i nawet uciążliwy kac nie powstrzyma go przed zarzuceniem ją pytaniami. – Chrisa znalazła Lee ze swoim chłopakiem.
            – Mówisz o Lee Mao, wiernej psince Amber? To ona ma chłopaka?
            – Kentin! – uniosła się Micky. – Nic ci nie powiem, jeśli nie będziesz cicho chociaż przez chwilę.
            Niezadowolony, że został skarcony jak małe dziecko, Kentin opadł na poduszki. Mierzwił w dłoniach satynową poszewkę na kołdrę. Musiał czymś zająć ręce, bo nie wytrzymywał napięcia.
            – Lee urwała się z imprezy, aby spotkać się na plaży z chłopakiem. – Przerwała na moment, bo dostrzegła wyraźny grymas niezadowolenia na twarzy przyjaciela. Nie usatysfakcjonowały go ogólniki. – Lee chodzi z Brandonem McClane’em.
            – Jasne! Z tym nerdem?
            Kentin nie wytrzymał i znów przerwał Micky w połowie wypowiedzi. Dziewczyna czuła, że jeszcze jeden taki wybuch i zostawi przyjaciela bez informacji. Niech zadzwoni do Sucrette i spróbuje dowiedzieć się czegoś od niej. Jak bardzo zdziwiłby się, gdy Flynn powiedziałaby, że sama nie zna szczegółów. Właściwie słyszała tylko plotki, bo Micky nie zechciała jeszcze skontaktować się z nią osobiście.
            – Znaleźli ciało Chrisa w oceanie. Podobno został zamordowany, ale policja nic nam nie mówiła. Zadali nam kilka pytań i zadzwonili po rodziców, żeby nas odebrali.
            – Ciało? Zamordowany? Niby przez kogo? Może przez Allison? No właśnie! Gdzie jest Allison?
            Chłopak wyrzucał z siebie pytania. Micky odniosła wrażenie, że te niecodzienne wieści wyleczyły go z zatrucia alkoholowego i wypełniły nowymi siłami. Stał się bardzo żywy jak na człowieka, który jeszcze kilka minut temu zieleniał na widok spaghetti.
            – Nie znaleźli jej. Ale chyba szukają w oceanie, bo cała plaża jest zamknięta.
            – Więc jest szansa, że żyje i możemy ją ocalić.
            Szybko sięgnął po okulary, które do tej pory leżały na szafce nocnej. Rozkopał się z pościeli, by znaleźć telefon.
            – Co ty robisz? I co masz na myśli, mówiąc, że możemy ją ocalić?
            – Przecież to oczywiste. Kontynuujemy śledztwo.
            – Zupełnie oszalałeś. Nie słyszałeś, jak mówiłam, że Chris został za-mor-do-wa-ny? Takimi sprawami zajmuje się policja, a nie banda licealistów.
            – W naszym mieście grasuje morderca. Nie jesteśmy bezpieczni. I my, jako młodzi obywatele i przyszłość tego kraju, powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Musimy zacząć działaś, żeby zapobiec kolejnej tragedii.
            Spojrzał przyjaciółce w oczy. Micky wiele razy widziała na jego twarzy zaciętość, z reguły na początku ich działalności jako szkolni detektywi, agenci od łapania psa, jak to miał w zwyczaju nazywać ich Castiel, ale tym razem miała wrażenie, że nie chodziło tylko o rozwiązanie zagadki i wykonanie zadania. Kentin naprawdę obawiał się o życie własne i swoich najbliższych. Pacific Grove było spokojną mieściną, nad którą wisiała zaczarowana mgła, niepozwalająca zakraść się złu. Ale magiczna otoczka została rozerwana, a mieszkańców wyrwano z sennego letargu. Pora spojrzeć prawdzie w oczy – nigdzie, nawet w Pacific Grove, nie było bezpiecznie.
            Ku przerażeniu Micky, ten chuderlawy chłopaczek zamierzał przeciwstawić się okrucieństwo i przywrócić w mieście spokój. Od zawsze wiedziała, że Kentin czytał zbyt wiele komiksów o super bohaterach, ale nie sądziła, że sprowadzą na niego takie zagrożenie.
            – Przemyśl to jeszcze – radziła, ale Kentin nie chciał słuchać. Znalazł w pościeli telefon i właśnie pisał wiadomość do Peggy.
            Machina ruszyła.

֎

            Jack Donovan oraz Richard Franklyn pojawili się na komisariacie Pacific Grove wieczorem, około siódmej. Obaj nie byli zachwyceni, że to właśnie im przydzielono sprawę morderstwa nastolatka oraz zaginięcia jego dziewczyny. Większość śledztw na prowincji wyglądała podobnie. Drobne sprzeczki przeradzały się w prawdziwe awantury z piekła rodem, a te miewały tragiczne skutki.
            Jak na śledczych FBI przystało, Donovan i Franklyn woleli zajmować się sprawami w dużych miastach, gdzie można było wykazać się i przypodobać przełożonym. Wywrócili oczami, gdy Ben Skarsky, ich kurduplowaty szef, o drugiej w nocy we własnym gabinecie oświadczył, że oddelegowuje ich do małej urokliwej mieściny na wybrzeżu, gdzie doszło do pierwszych w historii miasteczka zaginięcia oraz zabójstwa i tutejsza policja nie wie, jak ma wszcząć śledztwo.
            Kiedy decydowali się na pracę w jednej z najpoważniejszych agencji rządowych w Stanach Zjednoczonych, a może nawet i na świecie, nie przypuszczali, że będą musieli niańczyć niedoszkolonych policjantów. Tymczasem zdarzało się to zbyt często.
            Komisariat w Pacific Grove był mały, ale nikt nie widział potrzeby, aby zbudować większy. I słusznie. Wyglądałby kuriozalnie na tle okolicznych niewysokich budynków. Zresztą, ile potrzeba miejsca dla kilku niedoświadczonych policjantów, którzy zapewne większość czasu spędzali na parzeniu kawy.
            Kiedy tylko dwaj agenci FBI weszli do środka, przykuli uwagę kilku kręcących się po komisariacie mundurowych. Było ich zaskakująco wielu. Śledczy spodziewali się, że oprócz dyżurującego policjanta zastaną jedynie komendanta, który zapewne miał swój gabinet w dalszej części budynku.
            Nim zdążyli zapytać o drogę, przed nimi stanął dość młody mężczyzna, około trzydziestoletni, z wyraźnym podekscytowaniem na twarzy. Donovan i Franklyn wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jeżeli ten chłystek był tutejszym komendantem, mieli naprawdę przejebane.
            Eric Jones, niezrażony poważnymi minami śledczych z San Francisco, przyglądał się im z nieukrywaną ciekawością oraz podziwem. Obaj wyglądali jak ważni policjanci z filmów akcji. Eric nie pamiętał, kiedy ostatnio widział mężczyznę w idealnie skrojonym garniturze. Zapewne nigdy. W Pacific Grove większość facetów nosiła flanelowe koszule, niektórzy – bardziej światowi – zaopatrywali się w tweedowe marynarki.
            – Agenci Donovan oraz Franklyn? – zapytał z czystej grzeczności. Wystarczyło krótkie spojrzenie, by wiedzieć, że to federalni.
            – Zgadza się – odparł Jack Donovan. Wysoki, ale nieco niższy od swojego partnera, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał ciemne włosy oraz oczy i większość kobiet opisałaby go jako bardzo przystojnego dawcę dobrych genów. Dla Erica bardziej pasował na podstarzałego aktora niż gliniarza. – Zapewne mamy przyjemność z szeryfem Dixonem.
            – A nie, bo z zastępcą szeryfa. Eric Jones, miło mi. – Podał dłoń na powitanie obu mężczyznom. – Szef czeka na was w swoim gabinecie. Jest na końcu komisariatu, zaprowadzę was.
            Agenci ponownie wymieli między sobą krótkie spojrzenia. Nie dali tego po sobie poznać, ale ucieszyli się, że to nie z tym młodzieniaszkiem będą musieli podjąć ścisłą współpracę. Jones wydawał się niebywale miły, ale to czyniło go zarazem bardzo upierdliwym. Mieli nadzieję, że szeryf Dixon nie okaże się irytującym wesołkiem.
            Drzwi do gabinetu były otwarte, a ze środka dochodziły dźwięki pracującego ekspresu do kawy oraz nieco przytłumiona rozmowa. Na pewno pomiędzy mężczyznami. Eric przepuścił agentów federalnych, aby weszli do pomieszczenia pierwsi.
            – Szefie, agenci Donovan i Franklyn przyjechali – oznajmił Eric, przerywając swojemu przełożonemu rozmowę z przyjacielem.
            Dixon oderwał wzrok od papierów, które przeglądał. Niedawno przyszedł do niego Daniel ze wstępnymi informacjami na temat ciała Chrisa Henwicka. Federalni przybyli w samą porę.
            – Szeryf Malcolm Dixon. – Powitał agentów, zbyt energicznie potrząsając ich dłonie. Nie mógł ukryć, że ich obecność była dla tutejszych policjantów nie lada pomocą. – A to Daniel Finnigan, koroner. Świetnie, że już jesteście.
            Wiemy, przeszło przez myśl Jackowi Donovanowi, bez nas nie dacie sobie rady.
            Nie powiedział jednak tego na głos, a jedynie uścisnął dłoń szeryfa Dixona i przedstawił siebie oraz swojego małomównego partnera.
            – Powiedzcie, co już macie. – Donovan przeszedł do sedna. Nie zamierzał tracić czasu na uprzejmości. Nie za to mu płacili.
            Dixon podał agentowi FBI cienką teczkę. W przeciwieństwie do większości akt, które po prostu numerowano, je oznaczono nazwiskami zaginionych nastolatków.
            Poprawka – zaginionej nastolatki i jej martwego chłopaka.
            Szybko przejrzał dokumenty, bo nie było ich wiele. Zeznania rodziców, nauczycieli i kilku uczniów. Do tego bilingi z telefonów, zdjęcia porzuconego przy drodze starego auta oraz ciała Chrisa Henwicka leżącego na plaży w zniszczonym worku. Dłuższą chwilę czytał raport z sekcji zwłok wykonaną przez koronera Daniela Finnigana. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że już spotkał tego eleganckiego staruszka, któremu wyjątkowo pasowała hebanowa laska oraz melonik. Dziwne, ale z klasą.
            Jasnoczerwone oraz sinoczerwone plamy opadowe na ciele Chrisa są umiejscowione na twarzy, przedramionach oraz dłoniach, aczkolwiek nie są zbyt wyraźne z powodu fal, które poruszały ciałem. Stężenie pośmiertne w stosunkowo wczesnym stadium ze względu na niską temperaturę wody. Ale czas zgonu można było określić z dużą dokładnością – wtrącił Daniel Finnigan, jakby wiedział, że agent FBI właśnie był w trakcie czytania raportu z sekcji. Czyżby Donovan skrzywił się niekontrolowanie?
            Do zabójstwa doszło w środę wieczorem, jakieś pół godziny przed północą. Chris Henwick nie zginął na skutek utonięcia, a złamania karku. Wrzucono go do wody, gdy już nie żył, a wszystkie rany na ciele powstały po śmierci. Donovan poczuł lekką ulgę, że chłopak nie cierpiał, dusząc się pod wodą w wielkim worku na śmieci.
            Wrócił na moment do zeznań rodziców nastolatka. Złożyli je w czwartek z samego rana, gdy tylko zorientowali się, że ich syna nie było w domu. Nie odbierał też telefonów. Obdzwonili najbliższych znajomych, ale niczego się nie dowiedzieli. Kiedy odezwała się do nich wystraszona Irma Crompton, matka Allison, wiedzieli, że sprawa wymknęła się spod kontroli i stało się coś naprawdę poważnego.
            Gdy składali zawiadomienie o zaginięciu, Chris, jedyne dziecko Henwicków, już nie żył. Czy z Allison było podobnie?
            Agent Donovan potarł palcami nasadę nosa. Męczyły go sprawy nieletnich. Konieczność stanięcia przed zrozpaczonymi rodzicami, by porozmawiać o martwym dziecku, była przytłaczająca. Sam nie był ojcem, ale w jakiś niezrozumiały dla siebie sposób utożsamiał się z tymi ludźmi. Zastanawiał się, co zrobiłby na ich miejscu. Czy wytrzymałby psychicznie tak ogromną stratę?
            Pracował w FBI nie od dziś. Zajmował się wieloma sprawami zaginięć, zabójstw, czasem nawet brutalnych morderstw. A mimo to nie potrafił wyzbyć się emocji. Za każdym razem, po rozmowie z rodzicami, którzy doświadczyli wielkiego nieszczęścia, jakim była śmierć dziecka, nie mógł spać przez kilka nocy. Upijał się i starał nie myśleć o ich cierpieniu, ale bezskutecznie.
            – Wytypowaliście jakichś podejrzanych? – zapytał, gdy doszedł do siebie i zdołał poukładać myśli. Był w pracy, do cholery. Musi wziąć się w garść.
            – Mówiąc szczerze, to nie – odparł po chwili wahania szeryf Dixon.
            – A jakieś ślady? – dopytywał Donovan. Wiedział, że ta sprawa będzie trudna, ale nie spodziewał się takich komplikacji. Możliwe, że zabójstwo Chrisa Henwicka okaże się zbrodnią doskonałą, bo gliniarze, zajmujący się nią, byli zbyt tępi.
            – Samochód dzieciaka jest czysty. Jedyne, co w nim znaleźliśmy, to kluczyki w stacyjce. Dookoła też nic. W nocy lało jak z cebra, deszcz wszystko zmył.
            – Macie wyjątkowego pecha – stwierdził zgryźliwie agent FBI.
            Wciąż przeglądał akta. Właściwie, to przeczytał już wszystko i nic szczególnego nie przykuło uwagi, ale chciał po prostu zająć czymś ręce. Żeby nie stać bezczynnie jak jego partner, Richard Franklyn. Richie zawsze działał po cichu, aczkolwiek skutecznie, więc Jack nie mógł mieć zastrzeżeń do kolegi po fachu. Mimo to, sposób pracy mężczyzny był dla niego niezrozumiały i często budził w nim irytację. Na początku ich współpracy, jakieś pięć lat temu, gdy Richard z niewyjaśnionych powodów został przeniesiony z głównego biura FBI w Waszyngtonie do San Francisco, Donovan próbował wpłynąć na nowego partnera. Groźbą i prośbą namawiał go do rozmowy, ale bezskutecznie. Richie po prostu nie lubił mówić. Wolał słuchać, obserwować i analizować. Z reguły to właśnie on obmyślał szczegółowe plany działania. Jack miał nadzieję, że gdy wrócą do wynajętych przez ich szefa pokoi w urokliwym apartamencie, który – o zgrozo – stał na skarpie, niedaleko miejsca znalezienia zwłok Chrisa Henwicka, jego partner podzieli się z nim przemyśleniami na temat sprawy. Na razie, agent FBI Richard Franklyn skrupulatnie przyglądał się zdjęciom wiszącym na ścianie. Głównie przedstawiały grupki gliniarzy z tutejszego komisariatu na wspólnych wypadach do baru, na kręgle, na golfa, i znowu do baru.
            Donovanowi przeszło przez myśl, że mógłby darować sobie karierę w FBI i adrenalinę związaną ze ściganiem gwałcicieli oraz porywaczy i po prostu ułożyć sobie życie w małej mieścinie jako zastępca szeryfa. Miał dobre kwalifikacje, społeczeństwo powinno poprzeć jego kandydaturę. Może nawet znalazłby sobie ładną, kochającą żonę? Młodszą od niego, żeby mieli szanse na dziecko.
            Zawsze naigrywał się z prowincjonalnych policjantów i ich kompletnego braku wiedzy praktycznej, ale w Pacific Grove było inaczej. Ta mieścina rozczulała go swoją prostotą oraz oderwaniem od zła. Przyciągała leniwą, flegmatyczną wręcz atmosferą. Tutaj ludzie żyli zupełnie inaczej. Jakby ktoś zamknął ich pod kloszem.
            I ten sam ktoś postanowił sobie z mieszkańców zakpić. Jakby znudziło go ich szczęście. Uznał, że makabryczne zbrodnie ożywią senne miasteczko. Wybudzą je z odwiecznego letargu.
            – Co do podejrzanego – zaczął szeryf Dixon, gdy automat wypluł ostatnią kawę, przeznaczoną właśnie dla szeryfa – zgodnie myślimy, że nie mógł tego zrobić nikt z miejscowych.
            – A to niby dlaczego? – zapytał z kpiną w głosie Donovan. – Aż tak wierzycie w nieskazitelną niewinność tubylców? Pewnie tego nie wiecie, ale większość morderstw jest popełniania przez najbliższych.
            – Możliwe, ale zabójca przeoczył jedną, bardzo ważną rzecz. Odpływ.
            – Odpływ?
            – W nocy ze środy na czwartek był nów, a razem z nim odpływ. Pewnie tego nie wiecie – Malcolm posłał Donovanowi zadziorny uśmieszek, czego agent FBI kompletnie się nie spodziewał – bo nie pochodzicie z nadmorskiej wioski, ale w Pacific Grove już w podstawówce dzieciaki wiedzą o wpływie księżyca na wodę. Co oznacza, że każda osoba, która byłaby zdolna do złamania Chrisowi karku, wepchnięcia go do worka na śmieci i wrzucenia do oceanu, wiedziała, że tamtej nocy będzie odpływ.
            – Chcecie powiedzieć, że ciało tego dzieciaka nie byłoby widoczne, gdyby nie odpływ? Dobrze rozumiem?
            Szeryf Dixon oraz jego wieloletni przyjaciel, Daniel Finnigan, zgodnie kiwnęli głowami.
            – To żaden dowód, ale słuszne spostrzeżenie, które kurewsko utrudnia nam pracę. Łatwiej byłoby przesłuchać wszystkich tutejszych mieszkańców niż pozostałą część Stanów.

֍ ֎ ֍

4 komentarze:

  1. Jak super że kolejny rozdział już jest! 😍 Mi nie przeszkadza, że coś będzie odlozone na później, najważniejsze że mam co czytać, a to jest jedna z moich ulubionych historii, nawet nie patrząc pod kontem Słodkiego Flirtu. Tak swoja strona, co myślisz na temat uniwerku? Słyszałaś, grasz i plusujesz, czy tak średnio do tego podchodzisz? Przyznać muszę, że na początku mnie to zainteresowało i to mocno, ale teraz skończyło się na tym, że czekam na nowe odcinki, żeby poczytać o tym co dzieje się w odcinku i żeby zobaczyć ilu, ale i tak najbardziej czekam na przeróbki z innymi chłopakami :D
    Zazdroszczę Ci pracy u boku prokuratura. Sam kiedyś chciałam zostać prawnikiem, jakimkolwiek, ale no cusz... Czar przysługuje jak poszłam do liceum.
    Dobra, dość gadania o pierdołami. Skupmy się na tym co najważniejsze.
    Biedny Kentin... Współczuję mu. Nigdy nie miałam tak, żeby urwał mi się film, ale raz mało brakowało... Niezbyt przyjemne doznania, a szczególnie dla kogoś kto nie pije.
    Historia tej zaginiono-martwej dwójki robi się coraz ciekawsza. Mam wrażenie, że dziewczyna żyje i to ma drugie dno (jakże by inaczej). W sensie, że albo ona, albo ktoś z jej bliskich coś namącił i teraz oni zebrali żniwo.
    Noo i oczywiście nasi bohaterowie muszą się w to wplątać, bo czemu by nie. Ech... Nagrabią sobie za takie pchanie się tam, gdzie ich nie potrzeba.
    Polubiłam tego Donovana. Wydaje się być miły, ale z drugiej strony jest trochę... Dziwny. Nie wiem czemu coś jest takiego... Hmm... No nie do końca. Może to on zamordował? 😱
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że już niedługo się pojawi :3
    Pozdrawiam cieplutko i życzę mnóstwo weny 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, moja droga. (^3^)

      Jeżeli mam być szczera, praca prokuratora jest strasznie nudna. Taka typowa robota urzędowa. Siedzisz w papierach, piszesz ważne pisma, a raczej podpisujesz się pod tymi, które ktoś napisał za Ciebie. Od tego właśnie są praktykanci i stażyści. (-.-) No i wychodzisz do sądu na rozprawy. Oczywiście jest ciekawsza strona tej pracy, mianowicie oględziny miejsca zdarzenia i sekcje zwłok, ale jak sami prokuratorzy przyznają, to kręci tylko na początku. Później żyjesz w przekonaniu, że widziałeś już wszystko. Może w większych miastach te sprawy są bardziej interesujące i poruszające, ale na prowincji takiej jak Olsztyn jest raczej nudno. Psychopatycznych zabójców przewożących rozczłonkowane zwłoki komunikacją miejską nie mamy. Takie rzeczy to podobno kiedyś w Trójmieście. Także, jeśli ktoś stamtąd pochodzi, to, cytując mojego wykładowcę akademickiego "radzę uważać na wszelkie brunatne ślady na siedzeniach w autobusach i tramwajach". Ale to nawet dobrze. Przynajmniej we wspaniałych olsztyńskich tramwajach nie śmierdzi trupem. Może czasem menelem, ale nie trupem. W każdym razie, poszłam do prokuratury na praktyki wyłącznie z ciekawości. Uwielbiam kryminały, a do tej pory natknęłam się tylko na jedną trylogię Miłoszewskiego, w której głównym bohaterem był właśnie prokurator. W tym miejscu pragnę nadmienić, że akcja ostatniej części ma miejsce w moim rodzinnym mieście, do tego główny bohater pracuje w tej samej prokuraturze, w której miałam praktyki. (*.*) Ale wracając do tematu. Po miesiącu spełniania studenckiego obowiązku (czyt. wykonywania prac na cele społeczne lub dawania się wykorzystywać - wybierz, które bardziej Tobie odpowiada) wiem, dlaczego praca prokuratora jest pomijana w filmach oraz książkach. Jest po prostu nudna. To nie on prowadzi śledztwo w sferze faktycznej, a jedynie teoretycznej. To znaczy, że wydaje pozwolenia policji na różne działania operacyjne oraz wydaje im polecenia przesłuchania świadka bądź zdobycia jakichś nagrań albo bilingów. Po prostu sprawuje nadzór nad śledztwem.

      Reasumując, jeśli ktoś potrzebuje wrażeń , zapraszam do szukania ich w sklepie. Nigdzie nie ma takiego zapierdolu i nerwów co w markecie. Ogólnie uważam, że każdy powinien chociaż na jeden dzień przyjść do pracy na kasę albo inny dział, gdzieś z obsługą klientów, by jego podejście do pracowników sklepu diametralnie się zmieniło. Ja na przykład nie płacę gotówką. Chyba, że mam odliczoną kwotę. Jak widzę człowieka, który ma zapłacić nieco ponad dychę, a wyciąga stówę, chcę powiedzieć mu, żeby się nią podtarł. Poważnie.

      Matko, ale przegięłam z tym tematem praktyk. Ale po prostu jest to dla mnie bardzo świeża sprawa i ciągle ją przeżywam. Poruszam ten temat przy każdej możliwej okazji. Co do SFU, ma swoje plusy i minusy. Pomijając zmianę systemu PA, za którą wciąż darzę twórców gry ogromnym brakiem szacunku, wszystko jest całkiem spójne, dojrzalsze od pierwszej "części", a przede wszystkim - ma fabułę. Może tylko ja mam takie wrażenie, ale licealny SF był zlepkiem wielu historii, które niby miały wspólny mianownik, ale przeplatały się bardzo chaotycznie. Twórcom chodziło tylko o to, by fanki każdego z chłopców otrzymały epizody poświęcone w dużej mierze swojemu wybrankowi. I tyle. A czy to będzie miało sens? Kogo to obchodzi? Dlatego wytrwale zbieram PA, by móc za jednym podejściem przejść cały odcinek i już nie łudzę się, że kiedykolwiek będę na bieżąco z historią. Jedyna rzecz, przy której zaciskam zęby, to ilustracje. No litości, czy one muszą tak bardzo odbiegać od siebie stylem? Do tego kreska kompletnie nie zgadza się z tą z gry. Rozumiem, podobno jest kilka osób odpowiedzialnych za ilustracje, żeby wszystko szybciej szło, ale różnice w sposobie rysowania tych osób jest przeogromna.

      Ogólnie lubię, średnio szanuję, bo nie wybaczę nigdy. Ale pewnie nie przestanę grać, bo mam zbyt wielki sentyment do tej gry. W końcu Słodki Flirt towarzyszy mi od... 6 lat? To szmat czasu.

      Usuń
    2. Uoooo... Faktycznie trochę się rozpisałaś :D ale wyczerpująco odpowiedziałaś. I już wiem, że dobrze zrobiłam że jednak nie poszłam na studia. Nie nadaję się do pracy biurowej. Pracowałam przez kilka miesięcy za biurkiem, co prawda w ubezpieczeniach, ale to wystarczyło, żeby zbrzydła mi praca w biurze.
      No niestety. Jestem robolem x.x W końcu ktoś musi stać za lada i sprzedawać 😂
      Co do SFU... Chyba się za stara zrobiłam, bo ani w tą ani w tą wersję mi się już nie chce grać 😄 ale pozostanę biernym obserwatorem i będę się cieszyć z każdej kolejnej ilu (w szczególności te z Kasem 😍)

      Usuń
  2. 47 yr old Mechanical Systems Engineer Isabella Ducarne, hailing from Arborg enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and scrapbook. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a Gordini Type 24S. skocz tutaj

    OdpowiedzUsuń