Rozdział miał pojawić się wczoraj, tak właściwie dzisiaj w nocy, ale bardzo nie chciało mi się poprawiać tekstu.
W tym roku listopad jest wyjątkowo atrakcyjny, co sprawiło, że nie dopadła mnie depresja, więc mam ochotę cokolwiek robić. Czasami... W każdym razie, chciałam napisać, że coś może jeszcze naskrobię w tym miesiącu. Tymczasem zapraszam na nowe "Biuro detektywistyczne".
Biuro detektywistyczne "Słodki Amoris"
Rozdział
4
Szeryf
Malcolm Dixon oraz jego zastępca, Eric Jones, byli na miejscu po kwadransie.
Tym razem wzięli radiowóz, aby w razie konieczności włączyć sygnały. Na
szczęście nie musieli. Ruch na ulicach Pacific Grove był taki jak zwykle –
mały.
Dixon
zaparkował tuż obok innego samochodu policyjnego, którym dwaj policjanci w
średnim wieku patrolowali dzisiaj miasteczko. Obaj stali teraz przy czarnym
cadillacu. Jego stan był opłakany i świetnie oddawał wiek auta.
– Co
tutaj mamy? – zagaił wesoło Eric.
Podszedł
do kolegów po fachu, by podać im dłoń na powitanie. Dixon nie był równie skory
do uprzejmości. Od razu przeszedł do rzeczy.
–
Są jakieś ślady?
– Samochód
nie wystarczy? – zażartował Matthew. Wysoki, postawny mężczyzna, który cenił
swojego przełożonego, ale granie na jego nerwach sprawiało mu ogromną
przyjemność.
Szeryf
Malcolm spojrzał na policjanta kątem oka. Nerwowo zagryzł dolną wargę, tłamsząc
chęć wyrzucenia kilku wulgaryzmów. Miał wrażenie, że tylko on brał na poważnie
zaginięcie dwójki licealistów. Jego koledzy kpili z całej sprawy i traktowali jak tanią rozrywkę. Dixon miał im to za złe, ale nie potrafił się dziwić.
– Szefowi
chodziło o coś dosadnego. Na przykład rozszarpane przez niedźwiedzia zwłoki.
Przeszukaliście las?
– Zwłoki?
Mówisz poważnie? – zdziwił się Mat. Spojrzał ukradkiem na szeryfa Dixona, który
nie zwracał na mężczyzn uwagi. Dokładnie oglądał porzucony samochód, należący
do zaginionego nastolatka. – Nie, nie byliśmy w lesie. Czekaliśmy tutaj.
Malcolm
obszedł starego cadillaca kilka razy. Poza rdzą oraz zarysowaniami nie
znalazł na nim żadnych uszkodzeń. Środek auta był pusty i jedynie pozostawione
w stacyjce kluczyki wydawały się podejrzane. Ktoś wyraźnie opuścił samochód w
pośpiechu, ale nic nie wskazywało na bójkę albo szarpaninę. Jakby kłopotliwy
rzęch został porzucony na uboczu. Brakowało jedynie kartki z pozdrowieniami dla
następnego właściciela.
Rozejrzał
się dookoła ze złudną nadzieją, że policjanci przeoczyli jakiś drobny szczegół.
Zgubiony przedmiot, kawałek materiału albo chociaż wyplutą gumę do żucia.
Na
ziemi widział jedynie odciski butów. Były bardzo wyraźne na mokrym piasku.
–
Kiedy padało? – zapytał.
Pozostali
mężczyźni przestali rozmawiać. Spojrzeli na szeryfa, zdziwieni jego nietypowym
pytaniem. Nie rozumieli, co pogoda miała wspólnego ze znalezieniem auta.
Matthew
powoli wypuścił dym, strzepując popiół z papierosa pod nogi. Dixon niewzruszony
patrzył, jak jego podwładni zanieczyszczają miejsce… No właśnie, czego?
Znaleziska? Było zbyt wcześnie i wiedział stanowczo za mało, by klasyfikować
sprawę.
– W
nocy. – odparł Mat. – Mój kocur wrócił cały mokry nad ranem. Skurczybyk uwalił
mi nowy fotel.
–
Kurwa – syknął Dixon.
–
Co jest, szefie? – spytał Eric, patrząc na Malcolma, który wrócił do ich radiowozu, by
wziąć z niego telefon.
–
Deszcz musiał wszystko zmyć. Są tylko odciski waszych buciorów. Szlag by to
trafił! Niczego nie mamy!
Wściekły
trzasnął drzwiami, aż auto zatrzęsło się. Czuł irytującą niemoc. W końcu
znaleźli punkt zaczepienia. Porzucony samochód Chrisa Henwicka powinien
poprowadzić śledztwo do przodu za rączkę. Przez chwilę naprawdę myślał, że
dzieciaki szybko znajdą się całe i zdrowe. Jeżeli coś im się stanie, nie będzie
mógł spojrzeć ich rodzicom w oczy. Już teraz wiedział, że zawiódł. Był, do
jasnej cholery, policjantem! Stróżem prawa. Osobą niezwykle zaufaną, w której
pokłada się resztki nadziei.
Musiał
sam przed sobą przyznać, że nie był przygotowany na poważne śledztwo. Obejmując
funkcję szeryfa w hrabstwie Monterey, nastawiał się na głośne domówki oraz
piratów drogowych. Nie na zaginięcia.
Był
nieudacznikiem.
Był
bezradny.
–
Masz jakiś pomysł? – zagaił Eric. Nieco spoważniał, a dobry humor schował do
kieszeni. Pierwszy raz widział wściekłego Dixona.
–
Tak, dzwonię po Anthony’ego. Niech przywiezie tutaj techników. My wracamy. Nic
tu po nas.
Malcolm
znalazł się w potrzasku, z którego sam nie potrafił się uwolnić. A co gorsza,
nie wiedział, kogo powinien poprosić o pomoc. Nie mógł liczyć na kolegów z
komisariatu. Byli młodsi i jeszcze mniej doświadczeni. Potrzebował policjanta,
który prowadził sprawę zaginięcia, żeby spojrzał na tę sytuację z szerszej
perspektywy.
Ale
nie znał takiego gliny.
Chciał
krzyczeć ze złości. Musiał poinformować rodziny tych dzieciaków, że znaleźli
opuszczony samochód. Tylko tyle. Żadnych śladów, poszlak czy podejrzeń. Nie
potwierdzili swoich teorii, ale też ich nie obalili. Stanęli w miejscu.
Malcolma
Dixona mdliło na samą myśl, że za kilkadziesiąt minut stanie naprzeciwko swoich
znajomych, by przyznać się do niepowodzenia.
֍
Poczuła
swąd spalenizny, nim zdążyła otworzyć drzwi. Weszła do domu spokojnie, nie
przejmując się smrodem wylatującym z kuchni. Nie pierwszy raz została tak
powitana w domu po ciężkim dniu w szkole.
Rzuciła
plecak na okrągły stół i podeszła do patelni, na której smażyły się czarne
kawałki czegoś, co wcześniej było jajkiem. Teraz przypominały grudki węgla.
Obok kuchenki leżały plasterki kiełbasy oraz kawałki pomidora. Miał powstać
smaczny obiad, a wyszło jak zwykle. Młodsza siostra Micky nie potrafiła
gotować. Szybko traciła zainteresowanie, przez co porzucała jedzenie i o nim
zapominała.
–
Hailey! – zawołała siostrę.
Zdjęła
z kuchenki patelnię, by włożyć porażkę kulinarną do zlewu. Włączyła okap oraz
otworzyła okna. Smród był nie do zniesienia.
–
Hailey! – krzyknęła ponownie.
Znowu
nie uzyskała odpowiedzi. Nie usłyszała żadnych szmerów na piętrze. Normalnie
zignorowałaby siostrę. Posprzątałaby po niej i zrobiła obiad, jak przystało na
starsze rodzeństwo. Ale dzisiaj miała bardzo zły humor. Niefrasobliwa Sucrette,
która wybrała zauroczenie zamiast przyjaźni, rozpoczęła zlot niefortunnych
przypadków. Sprawa zaginięcia pary licealistów, a także wiążąca się z nią
krępująca rozmowa z Castielem jedynie pogorszyły samopoczucie Micky. Zmarnowane
pół godziny w oczekiwaniu na klienta, który nie raczył się pojawić, po prostu
przelało czarę goryczy.
To
zdecydowanie nie był jej dzień i potrzebowała dać upust swojej frustracji.
Padło na młodszą siostrę. Bądź co bądź, Hailey sama się do tego przyczyniła.
Wbiegła
po schodach i wręcz wpadła do pokoju dziewczyny. Hailey nie spodziewała się
najścia. Siedziała na łóżku z laptopem na kolanach i słuchawkami w uszach. Właśnie
oglądała serial.
–
Czego chcesz? – mruknęła znudzonym głosem. Na ekranie zaczynało się dziać.
Emocje rosły. Micky nie mogła wybrać gorszego momentu.
–
Nie czujesz?
Hailey
kilkakrotnie pociągnęła nosem.
–
Nie – burknęła. Powoli zaczynała się irytować. – O co ci chodzi?
–
Pamiętasz w ogóle, że robiłaś jajecznicę?
–
Kurde! Mój obiadek!
Dziewczyna
nagle oprzytomniała. Zrzuciła laptop z nóg i zerwała się z łóżka.
–
Uspokój się, już leży w zlewie.
–
Mogłaś mnie zawołać – rzuciła z pretensjami Hailey. Skrzyżowała ręce pod
biustem i patrzyła na siostrę gniewnym wzrokiem.
–
Wołałam, ale trudno przebić się przez słuchawki. Gdzie rodzice?
–
Pojechali na zakupy.
Micky
kiwnęła głową bez ochoty na kontynuowanie rozmowy. Zamierzała nakrzyczeć na siostrę.
Może nawet pokłócić. Wytknąć dziewczynie nieodpowiedzialność oraz brak
wyobraźni. Ale niespodziewanie straciła do tego zapał. Wolała rozstać się w
przyjaźni i wrócić do kuchni, by wymyślić coś szybkiego na obiad. Rodzice
powinni niedługo przyjechać i na pewno będą głodni.
–
Amber organizuje jutro imprezę. Przyjdźcie, jeśli chcecie – zagaiła Hailey,
ciekawa reakcji siostry.
–
Wiesz, że za sobą nie przepadamy.
–
Jasne, wszyscy wiedzą. – Wzruszyła ramionami. – Ale ostatnio mówiłyście z Su,
że macie chrapkę na zabawę. Przecież nie musicie rozmawiać.
–
Pomyślę o tym.
Micky
zgrabnie ucięła rozmowę, po czym opuściła pokój młodszej siostry. Teraz mogła
zgrywać nieprzekonaną, ale była świadoma – podobnie jak Hailey – że wybierze
się na piątkową domówkę do Haringtonów. Żądna imprezowania Sucrette nie da jej
wyboru. Zresztą, sama przed sobą musiała przyznać, że chętnie wyrwie się z
domu. Już dawno nigdzie nie wychodziła.
֎
Zajechały
na parking nieco wcześniej niż miały w zwyczaju. Kentin nie zdążył jeszcze przyjść
do szkoły i wyjątkowo dziewczyny musiały na niego poczekać.
Przed
liceum kręciło się sporo nastolatków. Niektórzy zdawali się bardziej aktywni.
Micky znała przyczynę dziwnego poruszenia i wcale nie miało wiele wspólnego z
zaginięciem najpopularniejszej pary w szkole. Nastolatki potrafiły w niebywale
szybki sposób tracić zainteresowanie nawet najgorętszymi informacjami.
Zwłaszcza, gdy nie dostarczano im nowych wiadomości. Sprawa przycichła, a
wydarzeniem dnia została impreza u Haringtonów. Nie było powodów do zdziwienia,
bo Amber zawsze zapewniała dobrą zabawę. Dużo alkoholu oraz własnego DJ-a.
–
Widzimy się wieczorem, Su – rzuciła Hailey, rozstając się z siostrą oraz
koleżanką.
–
Jasne! – pisnęła szczęśliwa Sucrette, machając młodszej dziewczynie na
pożegnanie.
Była
niezwykle podekscytowana dzisiejszą imprezą. Właśnie tak powinno wyglądać jej
licealne życie. Mnóstwo zarwanych nocek oraz interesujących facetów.
Hailey
bawiło zachowanie koleżanki. Dla niej domówka nie była niczym szczególnym. Ot,
sposób na spędzenie wolnego weekendu.
Przyjaciółki
czekały na nią przed wejściem do szkoły. Amber jak zwykle stała dumnie, patrząc
wyczekująco w stronę Hailey, która zawsze pojawiała się ostatnia. Po drodze
minęła opierającego się o swój samochód Castiela. Nonszalancko trzymał dłoń w
kieszeni, leniwie paląc papierosa. Nie przejmował się, że na terenie liceum
panował bezwzględny zakaz palenia. Nauczyciele zdążyli przywyknąć do
buntowniczej natury chłopaka. Poza tym, był jednym z najlepszych uczniów, a tacy
zawsze mieli przywileje.
– Takie
widoki na starość – westchnął, gdy dziewczyna przechodziła obok.
Odwróciła
się, aby pokazać Castielowi środkowy palec. Szczerze go nie lubiła i nie
potrafiła zrozumieć, dlaczego jej siostra i Amber – oraz wiele innych dziewczyn
ze szkoły – śliniły się, gdy tylko o nim pomyślały. Był zwykłym gburem. Do tego
czerwone włosy wcale nie wyglądały łobuzersko. Raczej infantylnie.
Castiel
zaśmiał się pod nosem. Zdeptał niedopałek, po czym zamknął samochód i ruszył w
stronę Micky oraz Sucrette. Jak co dzień umówił się z Lysandrem na szkolnym
parkingu. I jak zwykle musiał na niego czekać. Stwierdził, że tym razem
przynajmniej umili sobie czas, wkurzając koleżanki.
–
Twoja siostrzyczka jest spełnieniem moich marzeń – oznajmił, gdy stanął tuż obok
dziewczyn.
Micky
spojrzała na przyjaciela znudzonym wzrokiem.
–
Daj jej spokój, Cas – westchnęła, wywracając oczami.
Turner
bawił się przednio, a ona będzie musiała wysłuchiwać narzekań Hailey.
–
Śledztwo w toku? – zagaił prześmiewczo.
–
Mówiłam, żeby z nim nie rozmawiać – warknęła Micky. Była zła na Sucrette oraz
Kentina, którzy poniekąd zmusili ją do przesłuchiwania Castiela. Skończyło się
to kompletnym niepowodzeniem oraz strasznym zażenowaniem.
–
Idziesz do Amber? – zapytała Su, chcąc zmienić niewygodny temat.
–
Nie przegapię takiego widowiska. Ostatnio ktoś podpalił dywan w salonie.
Dziewczyny
spojrzały na siebie zdziwione. Castiel, niewzruszony ich reakcją, kontynuował.
–
Jeszcze wcześniej trzeba było ściągać Haringtona ze stołu.
–
Nathaniela? – pisnęła podekscytowana Sucrette. – Niemożliwe.
–
Masz to nagrane?
Micky
była równie zaintrygowana. Znała Nathaniela, przykładnego przewodniczącego trzeciego rocznika, na tyle dobrze, by wiedzieć, że tego typu wybryki nie były w jego
stylu. Jak wiele alkoholu w siebie wlał, skoro tańczył na stole?
Castiel
prychnął rozbawiony. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyny tak łatwo nabrały się na
opowiastki. Były bardzo naiwne.
–
Zgrywa się – stwierdziła Micky i szturchnęła kolegę w ramię. – Debil.
Nie
usłyszeli, kiedy podszedł do nich Kentin. Wyraźnie zirytowany widokiem Castiela
w towarzystwie jego przyjaciółek, a zarazem wspólniczek. Nie znosił Turnera i
miał ku temu dobre powody. Znali się od podstawówki. Castiel zawsze był tym
wyższym, zabawniejszym i przystojniejszym, ale nie dlatego Kentin dostawał
mdłości na samą myśli o starszym znajomym. Nigdy nie zapomni, jak w piątej
klasie, niby przypadkiem, Castiel podstawił mu nogę. Wywrócił się na środku
korytarza i oblał owocowym jogurtem. To było strasznie upokarzające, a Turner
do dzisiaj miał w zwyczaju nazywać Kentina brzoskwinką.
Przez
chwilę łudził się, że Micky oraz Su rozmawiają z Castielem o sprawie
zaginięcia. Przecież sam namawiał przyjaciółkę, by porozmawiała z tym szaleńcem
o Allison. Może wczoraj nie miała ku temu okazji i teraz wykorzystała dogodny
moment?
–
O, Kentinek. – Pierwsza zauważyła go Sucrette. – Czekałyśmy na ciebie.
Słyszałeś już o dzisiejszej imprezie? To będzie prawdziwy odlot.
Dlaczego
zawsze musiał tak paskudnie się oszukiwać?
Wysoka
szatynka błyskawicznie objęła Kentina ramieniem i przyciągnęła do siebie. Jej
entuzjazm był przytłaczający. Do tego przytulała go i głaskała po głowie przy
Castielu. Widział, jak ten uśmiecha się szyderczo. Nawet, jeśli Turner nie
zamierzał rzucić kąśliwej uwagi, Kentin doskonale wiedział, co chłopakowi
chodziło po głowie.
Miał
ochotę nawrzeszczeć na Sucrette. To wszystko jej wina!
–
Zabieracie kolegę ze sobą? – zagaił prześmiewczo Castiel.
–
Nigdzie nie idę – warknął, próbując zrzucić rękę przyjaciółki ze swojego
ramienia.
–
Owszem, idziesz – zadecydowała za niego Su. – Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
–
Później o tym porozmawiacie – wtrąciła się Micky. – Wybacz, Cas, ale obowiązki
wzywają. Do kiedyś tam.
Ruszyła
w stronę wejścia do szkoły, co jakiś czas upewniając się, że dwójka nastolatków
nie została w tyle. Uwielbiała Kentina, ale nie zamierzała próbować go bronić.
Świadomie trzymała stronę Su. Czasami nawet on powinien wyrwać się na wieczór z
domu.
Castiel
odprowadził znajomych wzrokiem. Nie przestawał uśmiechać się na myśl o
dzisiejszym wieczorze. Trójka samozwańczych szkolnych detektywów zawsze
zapewniała rozrywkę. Szczególnie, gdy prowadzili śledztwo. Byli wówczas wyjątkowo niezdarni, ale nie to w tej chwili
zaprzątało umysł Turnera. Przede wszystkim zaintrygowało go zaginięcie Allison.
Łączyło ich coś więcej niż sądzili inni i nie mógł zaprzeczać, że zaniepokoił
się, gdy wczoraj zobaczył szeryfa Dixona w szkole.
Chciał
być blisko Micky i jej dziwnych znajomych. Na razie bez jakichkolwiek
ingerencji w tę sprawę. Nie mógł ujawnić swoich motywów zbyt prędko.
֍ ֎ ֍
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz