Witajcie!
Tym razem powróciłam z nowym rozdziałem nieco wcześniej. Nastawiałam się, że przez cały lipiec nie znajdę czasu, żeby w ogóle włączyć komputer, ale praktyki w prokuraturze okazały się bardzo przyjazne, a prokurator, który był moim przełożonym - wyrozumiałym człowiekiem i nie kazał mi przychodzić z samego rana i siedzieć do końca. Trzy godzinki ślęczenia nad aktami to nic złego. (=.=') Ale muszę się pochwalić, że byłam na sekcji zwłok. Nawet dwóch. I nie zemdlałam. Jestem z siebie dumna. (*^*) Chociaż przyznam, że w całym swoim dwudziestoletnim życiu nie czułam gorszego smrodu niż podczas przecinania kości. Nigdy. Więcej.
Ogólnie rzecz biorąc, miała być "Droga (nie) do miłości", bo ostatnio strasznie ją zaniedbuję. Zresztą, jak całego bloga... Ale musicie zrozumieć, że praktyki w prokuraturze bywają inspirujące, więc nabrałam ochoty na trochę kryminału. Także tego, następnym razem zmienię repertuar.
Obiecuję! (n_n)
Biuro detektywistyczne "Słodki Amoris"
Rozdział 7
Kentin jeszcze nigdy nie czuł się równie parszywie.
Suchość w gardle, zawroty głowy oraz mdłości były jego najmniejszym
zmartwieniem. Niczego nie pamiętał z zeszłego wieczoru. Ostatnim wspomnieniem
był cwaniacki uśmieszek Castiela, rozlewającego którąś z kolei kolejkę whisky. Później
Kentinowi urwał się film. Świadomość odzyskał dopiero pół godziny temu, po
drugiej popołudniu, i ku przerażeniu – nie obudził się w swoim pokoju.
W
pierwszej chwili pomyślał, że został na noc w domu Haringtonów. Przesadził z
alkoholem i przyjaciele woleli zostawić go na miejscu zbrodni, niż ryzykować,
że obrzyga samochód Micky. Nie mógł zaprzeczyć, byłaby to słuszna decyzja. Ale
wystrój pomieszczenia sugerował, że nie mieszkała w nim obrzydliwie bogata
osoba. Sypialnia była przeciętnej wielkości, z dużymi drzwiami balkonowymi,
które teraz były zmorą Kentina. Łóżko stało dokładnie naprzeciw okien, a przez
nie wpadało wyjątkowo dużo światła, rażąc chłopaka w oczy. Miał wrażenie, że ta
irytująca jasność pogarszała jego, już i tak złe, samopoczucie.
Znowu
go zemdliło.
Odkaszlnął
głośno, starając się powstrzymać wymioty. Obok łóżka nie stała żadna miska, ani
inne naczynie, do którego bez wyrzutów sumienia mógłby zwrócić wczorajszy obiad
oraz nieznane ilości alkoholu. O ile nie zrobił tego zeszłej nocy. Naprawdę nie
pamiętał, jak skończyła się dla niego impreza i czy powinien bać się
poniedziałkowego poranka, kiedy to będzie musiał stanąć przed tymi wszystkimi
ludźmi, którzy mogli widzieć jego potencjalną kompromitację.
O
matko, miał tylko nadzieję, że nikogo nie obrzygał.
Rozejrzał
się po pokoju w poszukiwaniu miski albo chociaż kosza na śmieci, ale niczego
nie znalazł. Wystraszył się, bo nie miał pojęcia, w czyim domu był i jak dojść
do łazienki. Nie było sensu latać po obcym miejscu. Na pewno nie w takim
stanie. Uznał, że w najgorszym wypadku po prostu wyjdzie na balkon i zwymiotuje
do jakiejś doniczki.
Przy
okazji, pomimo tępego bólu głowy, zdołał wydedukować, że znajdował się w
dziewczęcym pokoju. W normalnej sytuacji, gdyby nie miał potwornego kaca, ten
fakt bardzo by go speszył. W całym swoim szesnastoletnim życiu był jedynie w
pokojach swoich przyjaciółek, z którymi znał się właściwie od zawsze. Ta
sypialnia z pewnością nie należała do żadnej z nich.
Podskoczył
na łóżku, gdy drzwi otworzyły się i stanęła w nich Hailey.
–
Obudziłeś się już? – Dziewczyna była wyraźnie zdziwiona. Myślała, że Kentin nie
wstanie do wieczora. Pierwszy raz widziała, aby ktoś spał tak długo.
Kentin
z szokiem wymalowanym na twarzy śledził każdy ruch koleżanki. Nie spodziewał
się, że pierwszą osobą, jaką zobaczy po przebudzeniu, będzie właśnie Hailey.
Momentalnie spiął się, gdy uzmysłowił sobie, że leży w jej łóżku i zapewne
spędził w nim całą noc. Gdzie w tym czasie była Hailey? Czyżby tuż obok, na tym
samym materacu? Spała razem z nim i Gandalf jeden raczy wiedzieć, co z nim
robiła?
Jak
Micky mogła mi to zrobić, jęknął w myślach. Dlaczego przyjaciółka nie położyła
go w swoim pokoju? Przecież doskonale wiedziała, że Hailey była w nim zakochana
i nie ukrywała tego.
–
Gdzie Micky? – zapytał. Zdziwił się nieco, słysząc swój zachrypnięty głos.
Mama
go zabije. Jeszcze nigdy nie wrócił do domu w takim stanie. Ciekawe, czy w
ogóle wiedziała, że był u Micky. Kiedy pół godziny temu sprawdzał godzinę w
telefonie, nie miał żadnych nieodebranych połączeń, więc sytuacja wydawała się
opanowana. Mimo to, wysłał mamie wiadomość, że wszystko u niego w porządku. Tak
na wszelki wypadek.
–
Jeszcze je obiad. Zaraz po nią pójdę – oznajmiła Hailey, szukając czegoś w
szafie.
Kentin
mruknął pod nosem i opadł na poduszki. Czuł się fatalnie, a jego umysł wciąż
był zaćmiony alkoholem, ale zdołał zauważyć, że Hailey nie miała dobrego
humoru. Zawsze promieniowała pozytywną energią i czasami ciężko to wytrzymać.
Teraz była wyjątkowo cicha. Nawet nie próbowała zagaić z nim rozmowy. Najwidoczniej
nawet piękne dziewczyny źle znosiły kaca.
Hailey
wyjęła grubszą kurtkę z szafy i wyszła z pokoju. Obiecała Lee, że odwiedzi ją
zaraz po obiedzie. Azjatka była w szoku. Przepłakała całą noc, a dzisiaj, kiedy
rozmawiały przez telefon, wcale nie brzmiała lepiej. Hailey nawet miała
wrażenie, że stan jej koleżanki pogorszył się. Zapewne leki uspokajające, które
wczoraj Lee otrzymała od znajomego szeryfa Dixona, niejakiego Daniela
Finnigana, przestały działać i traumatyczne wspomnienia powróciły ze zdwojoną
siłą.
W
holu wpadła na siostrę, która właśnie wychodziła z kuchni. Trzymała w rękach
talerz z małą porcją spaghetti oraz butelkę wody mineralnej.
–
O, już wychodzisz? – zagaiła Micky. Nie czekała na odpowiedź i po prostu poszła
na górę, do pokoju młodszej siostry, aby zobaczyć, czy Kentin przeżył tę noc.
Sądząc po minie Hailey, raczej nie zwymiotował jej do łóżka, a to ogromny
sukces.
Hailey
mruknęła ciche potwierdzenie, po czym pożegnała się z rodzicami i wyszła. Miała
do przejścia sporą odległość, bo dom Lee znajdował się na obrzeżach miasta.
Mimo to odrzuciła propozycję taty, który chciał odwieźć ją do koleżanki.
Dzisiaj naprawdę potrzebowała chwili spokoju. Czuła się przytłoczona,
zaniepokojona oraz wystraszona. Nigdy nie przypuszczała, że w tak spokojnej
mieścinie jak Pacific Grove, dojdzie do morderstwa. A tym bardziej, że ofiarą
paskudnej zbrodni padnie osoba z jej bliskiego otoczenia. Owszem, nie znała
Chrisa osobiście, ale jednak chodzili do tego samego liceum. Mogło paść na nią.
Mogło
paść na kogokolwiek.
Wieści
o znalezieniu ciała zaginionego nastolatka rozeszły się bardzo szybko. Wszyscy
chyba nabrali pokory i stali się ostrożniejsi. Na ulicach prawie nie było
ludzi, mimo że o tej porze w sobotę z reguły wszyscy mieli ochotę na spacer.
Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisywała. Słoneczny dzień był miłą odmianą po
wietrznym oraz chłodnym tygodniu. A jednak Hailey do tej pory minęła tylko
sąsiadkę, która wracała ze swoim małym, szczekliwym kundelkiem do domu.
Dziewczyna zauważyła, że kobieta otworzyła drzwi kluczem. Był to dziwny widok.
Zwłaszcza w tej części Pacific Grove ludzie zwykli zostawiać otwarte
mieszkania, gdy wychodzili.
Niepokój
rósł w siłę. Mieszkańcy bali się i stawali nieufni, nawet wobec najbliższych. Wszyscy
czuli się zagrożeni i mieli ku temu powody. Ale chyba najbardziej przerażała
niewiedza. W końcu Allison Crompton nadal nie została odnaleziona.
֍
Micky
uchyliła drzwi i ostrożnie zajrzała do pokoju. Jakby martwiła się, co zobaczy w
środku. Widok konającego we własnych wymiocinach Kenitna na pewno nie byłby
przyjemny dla oka. Jednakże chłopak wcale nie skręcał się z bólu. Nie był też
brudny, a w sypialni nie śmierdziało obrzydliwym połączeniem resztek jedzenia,
alkoholu oraz żółci.
Chłopak
leżał bezwładnie na łóżku. Miał potargane włosy, bladą – wręcz białą – skórę i
podkrążone oczy, ale poza tym wyglądał naprawdę nieźle. Oczywiście, jak na
człowieka, który pierwszy raz w życiu przegiął z alkoholem.
–
Żyjesz? – zagaiła, uśmiechając się delikatnie do kolegi, aby dodać mu otuchy.
Ona
sama czuła się dobrze, bo zeszłego wieczora wypiła niewiele. Co prawda,
mentalnie była wykończona jak jeszcze nigdy w życiu. Żaden kac nie mógł równać
się z widokiem zwłok.
–
Jeszcze – wymamrotał Kentin. Delikatnie przekręcił głowę w bok, aby spojrzeć na
przyjaciółkę. Poczuł zawroty, ale nie zemdliło go.
Dostrzegł
spaghetti, które przyniosła mu Micky i mimowolnie skrzywił się z obrzydzenia. Dziewczyna
prychnęła rozbawiona reakcją Kentina.
–
No dobra, nie będę cię zmuszała – skapitulowała. – Ale przyniosłam też wodę.
Oczy
Kentina nieco rozjaśniły, gdy wziął do ręki butelkę. Tego właśnie teraz
potrzebował. Strasznie chciało mu się pić.
–
Tylko powoli, bo ci się pogorszy – ostrzegła go.
Posłał
przyjaciółce zmęczone spojrzenie. Nie miała pojęcia, jak strasznie go suszyło.
Mimo to postanowił posłuchać jej rady. Lepiej od niego wiedziała, na czym
polegał kac i jak z nim walczyć.
Wziął
tylko kilka małych łyków, ale i one przyniosły niesamowitą ulgę. Kentin poczuł,
że odzyskał nieco sił, które pozwoliły, aby usiadł na łóżku. Ukradkiem spojrzał
na spaghetti, leżące na szafce nocnej. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak
bardzo był głodny, ale wiedział, że zjedzenie makaronu nie miało prawa skończyć
się dobrze. Dlatego odpuścił.
Może
za pół godzinki…
–
Dlaczego nie położyłyście mnie w twoim pokoju? – zapytał z wyraźnym wyrzutem.
Micky
wiedziała, że zada to pytanie. Zdziwiłaby się, gdyby tego nie zrobił.
–
Hailey potrzebowała, żeby ktoś przy niej był.
–
Po co? – zdziwił się Kentin. – Czekaj, to znaczy, że spała tutaj ze mną?
–
Jasne, że nie, głuptasie. Nie zrobiłabym ci tego. Była u mnie.
Starał
się tego po sobie nie poznać, ale odetchnął z ulgą. Naprawdę nie chciał
krzywdzić Hailey, a dziewczyna mogłaby opacznie zrozumieć wspólną noc. Nawet,
jeśli Kentin był nieprzytomny i upojony alkoholem.
Nagle
spochmurniał, jakby przypomniał sobie przykrą sytuację.
–
Powiedziałem coś nie tak, mam rację? Dlatego Hailey nie ma humoru i nie
ucieszyła się na mój widok?
Zaśmiała
się, szczerze urzeczona postawą przyjaciela, chociaż prawda była zdecydowanie
gorsza niż wydawało się Kentinowi.
–
Nawet nie rozmawialiście. Cały wieczór spędziłeś z Castielem.
Chłopak
westchnął przeciągle i z powrotem opadł głową na poduszkę. Nie to chciał
usłyszeć. To znaczy, cieszył się, że Hailey nie była smutna przez niego, ale
Micky mogła darować sobie wypominanie mu Turnera. Czyżby tak dobrze bawił się w
towarzystwie Naczelnego Dupka, że nie odstępował go nawet na krok? Nie chciał
wiedzieć, ile musiał wypić, żeby Castiel przestał mu przeszkadzać, a nawet
zdołał go do siebie przekonać.
–
Nigdy więcej nie tknę alkoholu – oznajmił niemal rozpaczliwie. Niczego nie
pamiętał z wczorajszej imprezy. Nawet nie mógł być pewnym, czy przyjaciółka
mówiła poważnie. Może po prostu wykorzystywała sytuację i robiła sobie z niego
żarty, a Castiel był tylko krótkim epizodem podczas wieczoru pełnego wrażeń.
Wrażeń,
których nie był świadomy.
–
Dlaczego? Byłeś naprawdę uroczy – stwierdziła.
Udawała,
że gniewne spojrzenie przyjaciela nie robiło na niej wrażenia, ale w
rzeczywistości miała niebywałą ochotę zaśmiać się głośno.
Kentin
już wiedział, że dziewczyna nie odpuści mu wczorajszej imprezy. Będzie mu ją
wypominała do śmierci. A najgorsze dopiero przed nim. Micky nie mogła równać
się z Sucrette i jej wścibską naturą.
–
Jak bardzo się skompromitowałem? – zapytał po dłuższej chwili ciszy. Bał się
odpowiedzi, ale wolał wiedzieć, czy poniedziałkowy poranek w szkole będzie dla
niego wyjątkowo przykry i zawstydzający.
–
Właściwie wcale – odparła. Kentin zdziwił się, gdy to usłyszał. Spodziewał się
długiej listy głupich sytuacji, których był sprawcą. – Poza tym, że kazałeś
wszystkim nazywać siebie królem imprezy i kleiłeś się do Castiela, to nie
zrobiłeś niczego dziwnego.
–
Kleiłem się do… O fuj.
–
Uwierz, Cas też nie wyglądał na szczęśliwego. Chociaż na początku jeszcze cię
podpuszczał, więc może coś jest na rzeczy.
–
Przestań, proszę – jęknął cierpiętniczo. – Dlaczego mnie nie powstrzymałaś?
–
Próbowałam, ale byłeś strasznie uparty.
Ukrył
czerwoną z zażenowania twarz w dłoniach.
Żałował,
że zapytał.
Żałował,
że tyle wypił.
Żałował,
że w ogóle dał się namówić na wyjście z domu.
Nie
bez powodu unikał imprez. Był typem domatora i zdecydowanie lepiej czuł się we
własnym łóżku, czytając książkę fantastyczną.
Przysiągł
w duchu przed samym sobą, że wczorajsza impreza u Haringtonów była pierwszą i
ostatnią, na jaką poszedł.
–
Nie martw się. Nikt nie będzie rozpamiętywał twoich występów – Micky zapewniła
przyjaciela, powoli nawiązując do tragicznego odkrycia na plaży.
–
Jak możesz być taka spokojna? – Kentin gwałtownie usiadł na łóżku. Szybko
pożałował swojej decyzji, bo świat zawirował mu przed oczami. – O matko…
–
Uważaj na siebie. Nadal wyglądasz okropnie.
Kentin
przez dłuższą chwilę nie unosił powiek. Zastanawiał się, czy to już ten moment,
kiedy powinien zwlec się z łóżka i pójść do łazienki, żeby zwymiotować. Czuł,
że nie da rady tego uniknąć. Za bardzo go mdliło. Do tego te okropne zawrotu
głowy.
–
Co się wczoraj stało? – zapytał, dochodząc do wniosku, że Micky sama nie
zacznie mówić. Zwodziła go i odsuwała w czasie wyjawienie tajemnicy. Przez to
denerwował się jeszcze bardziej, a w obecnym stanie powinien darować sobie
silne emocje.
Wzięła
głębszy wdech. Nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała powiedzieć o
znalezieniu zwłok. To jedna z tych rzeczy, na którą po prostu nie można się
przygotować.
–
W nocy znaleziono Chrisa Henwicka – oświadczyła, na razie bez wdawania się w
szczegóły. Chciała dawkować tragiczne informacje.
–
Jak to znaleziono? Gdzie był?
Kentin
wyraźnie ożył na wieść, że sprawa zaginięcia Chrisa została rozwiązana. I to
zanim w ogóle zdążył wdrążyć się w tę zagadkę. A tak bardzo zależało mu na
poprowadzeniu śledztwa. Pierwszego prawdziwego i tak ważnego, bo – co tu dużo
mówić – zbieranie dowodów zdrady do najambitniejszych zajęć nie należało.
–
Przespałem wszystko – westchnął wyraźnie zirytowany. – A co z Allison?
–
Daj mi to wyjaśnić – wtrąciła Micky, czując, że chłopak rozkręcił się na dobre
i nawet uciążliwy kac nie powstrzyma go przed zarzuceniem ją pytaniami. –
Chrisa znalazła Lee ze swoim chłopakiem.
–
Mówisz o Lee Mao, wiernej psince Amber? To ona ma chłopaka?
–
Kentin! – uniosła się Micky. – Nic ci nie powiem, jeśli nie będziesz cicho
chociaż przez chwilę.
Niezadowolony,
że został skarcony jak małe dziecko, Kentin opadł na poduszki. Mierzwił w
dłoniach satynową poszewkę na kołdrę. Musiał czymś zająć ręce, bo nie
wytrzymywał napięcia.
–
Lee urwała się z imprezy, aby spotkać się na plaży z chłopakiem. – Przerwała na
moment, bo dostrzegła wyraźny grymas niezadowolenia na twarzy przyjaciela. Nie
usatysfakcjonowały go ogólniki. – Lee chodzi z Brandonem McClane’em.
–
Jasne! Z tym nerdem?
Kentin
nie wytrzymał i znów przerwał Micky w połowie wypowiedzi. Dziewczyna czuła, że
jeszcze jeden taki wybuch i zostawi przyjaciela bez informacji. Niech zadzwoni
do Sucrette i spróbuje dowiedzieć się czegoś od niej. Jak bardzo zdziwiłby się,
gdy Flynn powiedziałaby, że sama nie zna szczegółów. Właściwie słyszała tylko
plotki, bo Micky nie zechciała jeszcze skontaktować się z nią osobiście.
–
Znaleźli ciało Chrisa w oceanie. Podobno został zamordowany, ale policja nic
nam nie mówiła. Zadali nam kilka pytań i zadzwonili po rodziców, żeby nas
odebrali.
–
Ciało? Zamordowany? Niby przez kogo? Może przez Allison? No właśnie! Gdzie jest
Allison?
Chłopak
wyrzucał z siebie pytania. Micky odniosła wrażenie, że te niecodzienne wieści
wyleczyły go z zatrucia alkoholowego i wypełniły nowymi siłami. Stał się bardzo
żywy jak na człowieka, który jeszcze kilka minut temu zieleniał na widok spaghetti.
–
Nie znaleźli jej. Ale chyba szukają w oceanie, bo cała plaża jest zamknięta.
–
Więc jest szansa, że żyje i możemy ją ocalić.
Szybko
sięgnął po okulary, które do tej pory leżały na szafce nocnej. Rozkopał się z
pościeli, by znaleźć telefon.
–
Co ty robisz? I co masz na myśli, mówiąc, że możemy ją ocalić?
–
Przecież to oczywiste. Kontynuujemy śledztwo.
–
Zupełnie oszalałeś. Nie słyszałeś, jak mówiłam, że Chris został
za-mor-do-wa-ny? Takimi sprawami zajmuje się policja, a nie banda licealistów.
–
W naszym mieście grasuje morderca. Nie jesteśmy bezpieczni. I my, jako młodzi
obywatele i przyszłość tego kraju, powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Musimy
zacząć działaś, żeby zapobiec kolejnej tragedii.
Spojrzał
przyjaciółce w oczy. Micky wiele razy widziała na jego twarzy zaciętość, z
reguły na początku ich działalności jako szkolni detektywi, agenci od łapania psa, jak to miał w
zwyczaju nazywać ich Castiel, ale tym razem miała wrażenie, że nie chodziło
tylko o rozwiązanie zagadki i wykonanie zadania. Kentin naprawdę obawiał się o
życie własne i swoich najbliższych. Pacific Grove było spokojną mieściną, nad
którą wisiała zaczarowana mgła, niepozwalająca zakraść się złu. Ale magiczna
otoczka została rozerwana, a mieszkańców wyrwano z sennego letargu. Pora
spojrzeć prawdzie w oczy – nigdzie, nawet w Pacific Grove, nie było
bezpiecznie.
Ku
przerażeniu Micky, ten chuderlawy chłopaczek zamierzał przeciwstawić się
okrucieństwo i przywrócić w mieście spokój. Od zawsze wiedziała, że Kentin
czytał zbyt wiele komiksów o super bohaterach, ale nie sądziła, że sprowadzą na
niego takie zagrożenie.
–
Przemyśl to jeszcze – radziła, ale Kentin nie chciał słuchać. Znalazł w
pościeli telefon i właśnie pisał wiadomość do Peggy.
Machina
ruszyła.
֎
Jack
Donovan oraz Richard Franklyn pojawili się na komisariacie Pacific Grove
wieczorem, około siódmej. Obaj nie byli zachwyceni, że to właśnie im
przydzielono sprawę morderstwa nastolatka oraz zaginięcia jego dziewczyny.
Większość śledztw na prowincji wyglądała podobnie. Drobne sprzeczki przeradzały
się w prawdziwe awantury z piekła rodem, a te miewały tragiczne skutki.
Jak
na śledczych FBI przystało, Donovan i Franklyn woleli zajmować się sprawami w
dużych miastach, gdzie można było wykazać się i przypodobać przełożonym.
Wywrócili oczami, gdy Ben Skarsky, ich kurduplowaty szef, o drugiej w nocy we
własnym gabinecie oświadczył, że oddelegowuje ich do małej urokliwej mieściny
na wybrzeżu, gdzie doszło do pierwszych w historii miasteczka zaginięcia oraz
zabójstwa i tutejsza policja nie wie, jak ma wszcząć śledztwo.
Kiedy
decydowali się na pracę w jednej z najpoważniejszych agencji rządowych w
Stanach Zjednoczonych, a może nawet i na świecie, nie przypuszczali, że będą
musieli niańczyć niedoszkolonych policjantów. Tymczasem zdarzało się to zbyt
często.
Komisariat
w Pacific Grove był mały, ale nikt nie widział potrzeby, aby zbudować większy.
I słusznie. Wyglądałby kuriozalnie na tle okolicznych niewysokich budynków.
Zresztą, ile potrzeba miejsca dla kilku niedoświadczonych policjantów, którzy
zapewne większość czasu spędzali na parzeniu kawy.
Kiedy
tylko dwaj agenci FBI weszli do środka, przykuli uwagę kilku kręcących się po
komisariacie mundurowych. Było ich zaskakująco wielu. Śledczy spodziewali się,
że oprócz dyżurującego policjanta zastaną jedynie komendanta, który zapewne
miał swój gabinet w dalszej części budynku.
Nim
zdążyli zapytać o drogę, przed nimi stanął dość młody mężczyzna, około
trzydziestoletni, z wyraźnym podekscytowaniem na twarzy. Donovan i Franklyn
wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jeżeli ten chłystek był tutejszym
komendantem, mieli naprawdę przejebane.
Eric
Jones, niezrażony poważnymi minami śledczych z San Francisco, przyglądał się im
z nieukrywaną ciekawością oraz podziwem. Obaj wyglądali jak ważni policjanci z
filmów akcji. Eric nie pamiętał, kiedy ostatnio widział mężczyznę w idealnie
skrojonym garniturze. Zapewne nigdy. W Pacific Grove większość facetów nosiła
flanelowe koszule, niektórzy – bardziej światowi – zaopatrywali się w tweedowe
marynarki.
–
Agenci Donovan oraz Franklyn? – zapytał z czystej grzeczności. Wystarczyło
krótkie spojrzenie, by wiedzieć, że to federalni.
–
Zgadza się – odparł Jack Donovan. Wysoki, ale nieco niższy od swojego partnera,
dobrze zbudowany mężczyzna. Miał ciemne włosy oraz oczy i większość kobiet
opisałaby go jako bardzo przystojnego dawcę dobrych genów. Dla Erica bardziej
pasował na podstarzałego aktora niż gliniarza. – Zapewne mamy przyjemność z
szeryfem Dixonem.
–
A nie, bo z zastępcą szeryfa. Eric Jones, miło mi. – Podał dłoń na powitanie
obu mężczyznom. – Szef czeka na was w swoim gabinecie. Jest na końcu
komisariatu, zaprowadzę was.
Agenci
ponownie wymieli między sobą krótkie spojrzenia. Nie dali tego po sobie poznać,
ale ucieszyli się, że to nie z tym młodzieniaszkiem będą musieli podjąć ścisłą
współpracę. Jones wydawał się niebywale miły, ale to czyniło go zarazem bardzo
upierdliwym. Mieli nadzieję, że szeryf Dixon nie okaże się irytującym
wesołkiem.
Drzwi
do gabinetu były otwarte, a ze środka dochodziły dźwięki pracującego ekspresu
do kawy oraz nieco przytłumiona rozmowa. Na pewno pomiędzy mężczyznami. Eric
przepuścił agentów federalnych, aby weszli do pomieszczenia pierwsi.
–
Szefie, agenci Donovan i Franklyn przyjechali – oznajmił Eric, przerywając
swojemu przełożonemu rozmowę z przyjacielem.
Dixon
oderwał wzrok od papierów, które przeglądał. Niedawno przyszedł do niego Daniel
ze wstępnymi informacjami na temat ciała Chrisa Henwicka. Federalni przybyli w
samą porę.
–
Szeryf Malcolm Dixon. – Powitał agentów, zbyt energicznie potrząsając ich
dłonie. Nie mógł ukryć, że ich obecność była dla tutejszych policjantów nie
lada pomocą. – A to Daniel Finnigan, koroner. Świetnie, że już jesteście.
Wiemy,
przeszło przez myśl Jackowi Donovanowi, bez nas nie dacie sobie rady.
Nie
powiedział jednak tego na głos, a jedynie uścisnął dłoń szeryfa Dixona i
przedstawił siebie oraz swojego małomównego partnera.
–
Powiedzcie, co już macie. – Donovan przeszedł do sedna. Nie zamierzał tracić
czasu na uprzejmości. Nie za to mu płacili.
Dixon
podał agentowi FBI cienką teczkę. W przeciwieństwie do większości akt, które po
prostu numerowano, je oznaczono nazwiskami zaginionych nastolatków.
Poprawka
– zaginionej nastolatki i jej martwego chłopaka.
Szybko
przejrzał dokumenty, bo nie było ich wiele. Zeznania rodziców, nauczycieli i
kilku uczniów. Do tego bilingi z telefonów, zdjęcia porzuconego przy drodze
starego auta oraz ciała Chrisa Henwicka leżącego na plaży w zniszczonym worku.
Dłuższą chwilę czytał raport z sekcji zwłok wykonaną przez koronera Daniela
Finnigana. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że już spotkał tego eleganckiego
staruszka, któremu wyjątkowo pasowała hebanowa laska oraz melonik. Dziwne, ale
z klasą.
–
Jasnoczerwone
oraz sinoczerwone plamy opadowe na ciele Chrisa są umiejscowione na twarzy,
przedramionach oraz dłoniach, aczkolwiek nie są zbyt wyraźne z powodu fal,
które poruszały ciałem. Stężenie pośmiertne w stosunkowo wczesnym stadium ze
względu na niską temperaturę wody. Ale czas zgonu można było określić z dużą
dokładnością – wtrącił Daniel Finnigan, jakby wiedział, że agent FBI właśnie
był w trakcie czytania raportu z sekcji. Czyżby Donovan skrzywił się
niekontrolowanie?
Do
zabójstwa doszło w środę wieczorem, jakieś pół godziny przed północą. Chris
Henwick nie zginął na skutek utonięcia, a złamania karku. Wrzucono go do wody,
gdy już nie żył, a wszystkie rany na ciele powstały po śmierci. Donovan poczuł
lekką ulgę, że chłopak nie cierpiał, dusząc się pod wodą w wielkim worku na
śmieci.
Wrócił
na moment do zeznań rodziców nastolatka. Złożyli je w czwartek z samego rana,
gdy tylko zorientowali się, że ich syna nie było w domu. Nie odbierał też
telefonów. Obdzwonili najbliższych znajomych, ale niczego się nie dowiedzieli.
Kiedy odezwała się do nich wystraszona Irma Crompton, matka Allison, wiedzieli,
że sprawa wymknęła się spod kontroli i stało się coś naprawdę poważnego.
Gdy
składali zawiadomienie o zaginięciu, Chris, jedyne dziecko Henwicków, już nie
żył. Czy z Allison było podobnie?
Agent
Donovan potarł palcami nasadę nosa. Męczyły go sprawy nieletnich. Konieczność
stanięcia przed zrozpaczonymi rodzicami, by porozmawiać o martwym dziecku, była
przytłaczająca. Sam nie był ojcem, ale w jakiś niezrozumiały dla siebie sposób
utożsamiał się z tymi ludźmi. Zastanawiał się, co zrobiłby na ich miejscu. Czy
wytrzymałby psychicznie tak ogromną stratę?
Pracował
w FBI nie od dziś. Zajmował się wieloma sprawami zaginięć, zabójstw, czasem
nawet brutalnych morderstw. A mimo to nie potrafił wyzbyć się emocji. Za każdym
razem, po rozmowie z rodzicami, którzy doświadczyli wielkiego nieszczęścia,
jakim była śmierć dziecka, nie mógł spać przez kilka nocy. Upijał się i starał
nie myśleć o ich cierpieniu, ale bezskutecznie.
–
Wytypowaliście jakichś podejrzanych? – zapytał, gdy doszedł do siebie i zdołał
poukładać myśli. Był w pracy, do cholery. Musi wziąć się w garść.
–
Mówiąc szczerze, to nie – odparł po chwili wahania szeryf Dixon.
–
A jakieś ślady? – dopytywał Donovan. Wiedział, że ta sprawa będzie trudna, ale
nie spodziewał się takich komplikacji. Możliwe, że zabójstwo Chrisa Henwicka
okaże się zbrodnią doskonałą, bo gliniarze, zajmujący się nią, byli zbyt tępi.
–
Samochód dzieciaka jest czysty. Jedyne, co w nim znaleźliśmy, to kluczyki w
stacyjce. Dookoła też nic. W nocy lało jak z cebra, deszcz wszystko zmył.
–
Macie wyjątkowego pecha – stwierdził zgryźliwie agent FBI.
Wciąż
przeglądał akta. Właściwie, to przeczytał już wszystko i nic szczególnego nie
przykuło uwagi, ale chciał po prostu zająć czymś ręce. Żeby nie stać bezczynnie
jak jego partner, Richard Franklyn. Richie zawsze działał po cichu, aczkolwiek
skutecznie, więc Jack nie mógł mieć zastrzeżeń do kolegi po fachu. Mimo to,
sposób pracy mężczyzny był dla niego niezrozumiały i często budził w nim
irytację. Na początku ich współpracy, jakieś pięć lat temu, gdy Richard z
niewyjaśnionych powodów został przeniesiony z głównego biura FBI w Waszyngtonie
do San Francisco, Donovan próbował wpłynąć na nowego partnera. Groźbą i prośbą
namawiał go do rozmowy, ale bezskutecznie. Richie po prostu nie lubił mówić.
Wolał słuchać, obserwować i analizować. Z reguły to właśnie on obmyślał
szczegółowe plany działania. Jack miał nadzieję, że gdy wrócą do wynajętych
przez ich szefa pokoi w urokliwym apartamencie, który – o zgrozo – stał na
skarpie, niedaleko miejsca znalezienia zwłok Chrisa Henwicka, jego partner
podzieli się z nim przemyśleniami na temat sprawy. Na razie, agent FBI Richard
Franklyn skrupulatnie przyglądał się zdjęciom wiszącym na ścianie. Głównie
przedstawiały grupki gliniarzy z tutejszego komisariatu na wspólnych wypadach
do baru, na kręgle, na golfa, i znowu do baru.
Donovanowi
przeszło przez myśl, że mógłby darować sobie karierę w FBI i adrenalinę
związaną ze ściganiem gwałcicieli oraz porywaczy i po prostu ułożyć sobie życie
w małej mieścinie jako zastępca szeryfa. Miał dobre kwalifikacje, społeczeństwo
powinno poprzeć jego kandydaturę. Może nawet znalazłby sobie ładną, kochającą
żonę? Młodszą od niego, żeby mieli szanse na dziecko.
Zawsze
naigrywał się z prowincjonalnych policjantów i ich kompletnego braku wiedzy
praktycznej, ale w Pacific Grove było inaczej. Ta mieścina rozczulała go swoją
prostotą oraz oderwaniem od zła. Przyciągała leniwą, flegmatyczną wręcz atmosferą.
Tutaj ludzie żyli zupełnie inaczej. Jakby ktoś zamknął ich pod kloszem.
I
ten sam ktoś postanowił sobie z
mieszkańców zakpić. Jakby znudziło go
ich szczęście. Uznał, że makabryczne zbrodnie ożywią senne miasteczko. Wybudzą
je z odwiecznego letargu.
–
Co do podejrzanego – zaczął szeryf Dixon, gdy automat wypluł ostatnią kawę,
przeznaczoną właśnie dla szeryfa – zgodnie myślimy, że nie mógł tego zrobić
nikt z miejscowych.
–
A to niby dlaczego? – zapytał z kpiną w głosie Donovan. – Aż tak wierzycie w
nieskazitelną niewinność tubylców? Pewnie tego nie wiecie, ale większość morderstw
jest popełniania przez najbliższych.
–
Możliwe, ale zabójca przeoczył jedną, bardzo ważną rzecz. Odpływ.
–
Odpływ?
–
W nocy ze środy na czwartek był nów, a razem z nim odpływ. Pewnie tego nie
wiecie – Malcolm posłał Donovanowi zadziorny uśmieszek, czego agent FBI
kompletnie się nie spodziewał – bo nie pochodzicie z nadmorskiej wioski, ale w
Pacific Grove już w podstawówce dzieciaki wiedzą o wpływie księżyca na wodę. Co
oznacza, że każda osoba, która byłaby zdolna do złamania Chrisowi karku,
wepchnięcia go do worka na śmieci i wrzucenia do oceanu, wiedziała, że tamtej nocy
będzie odpływ.
–
Chcecie powiedzieć, że ciało tego dzieciaka nie byłoby widoczne, gdyby nie
odpływ? Dobrze rozumiem?
Szeryf
Dixon oraz jego wieloletni przyjaciel, Daniel Finnigan, zgodnie kiwnęli
głowami.
–
To żaden dowód, ale słuszne spostrzeżenie, które kurewsko utrudnia nam pracę.
Łatwiej byłoby przesłuchać wszystkich tutejszych mieszkańców niż pozostałą
część Stanów.
֍ ֎ ֍
Jak super że kolejny rozdział już jest! 😍 Mi nie przeszkadza, że coś będzie odlozone na później, najważniejsze że mam co czytać, a to jest jedna z moich ulubionych historii, nawet nie patrząc pod kontem Słodkiego Flirtu. Tak swoja strona, co myślisz na temat uniwerku? Słyszałaś, grasz i plusujesz, czy tak średnio do tego podchodzisz? Przyznać muszę, że na początku mnie to zainteresowało i to mocno, ale teraz skończyło się na tym, że czekam na nowe odcinki, żeby poczytać o tym co dzieje się w odcinku i żeby zobaczyć ilu, ale i tak najbardziej czekam na przeróbki z innymi chłopakami :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci pracy u boku prokuratura. Sam kiedyś chciałam zostać prawnikiem, jakimkolwiek, ale no cusz... Czar przysługuje jak poszłam do liceum.
Dobra, dość gadania o pierdołami. Skupmy się na tym co najważniejsze.
Biedny Kentin... Współczuję mu. Nigdy nie miałam tak, żeby urwał mi się film, ale raz mało brakowało... Niezbyt przyjemne doznania, a szczególnie dla kogoś kto nie pije.
Historia tej zaginiono-martwej dwójki robi się coraz ciekawsza. Mam wrażenie, że dziewczyna żyje i to ma drugie dno (jakże by inaczej). W sensie, że albo ona, albo ktoś z jej bliskich coś namącił i teraz oni zebrali żniwo.
Noo i oczywiście nasi bohaterowie muszą się w to wplątać, bo czemu by nie. Ech... Nagrabią sobie za takie pchanie się tam, gdzie ich nie potrzeba.
Polubiłam tego Donovana. Wydaje się być miły, ale z drugiej strony jest trochę... Dziwny. Nie wiem czemu coś jest takiego... Hmm... No nie do końca. Może to on zamordował? 😱
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że już niedługo się pojawi :3
Pozdrawiam cieplutko i życzę mnóstwo weny 😍
Witaj, moja droga. (^3^)
UsuńJeżeli mam być szczera, praca prokuratora jest strasznie nudna. Taka typowa robota urzędowa. Siedzisz w papierach, piszesz ważne pisma, a raczej podpisujesz się pod tymi, które ktoś napisał za Ciebie. Od tego właśnie są praktykanci i stażyści. (-.-) No i wychodzisz do sądu na rozprawy. Oczywiście jest ciekawsza strona tej pracy, mianowicie oględziny miejsca zdarzenia i sekcje zwłok, ale jak sami prokuratorzy przyznają, to kręci tylko na początku. Później żyjesz w przekonaniu, że widziałeś już wszystko. Może w większych miastach te sprawy są bardziej interesujące i poruszające, ale na prowincji takiej jak Olsztyn jest raczej nudno. Psychopatycznych zabójców przewożących rozczłonkowane zwłoki komunikacją miejską nie mamy. Takie rzeczy to podobno kiedyś w Trójmieście. Także, jeśli ktoś stamtąd pochodzi, to, cytując mojego wykładowcę akademickiego "radzę uważać na wszelkie brunatne ślady na siedzeniach w autobusach i tramwajach". Ale to nawet dobrze. Przynajmniej we wspaniałych olsztyńskich tramwajach nie śmierdzi trupem. Może czasem menelem, ale nie trupem. W każdym razie, poszłam do prokuratury na praktyki wyłącznie z ciekawości. Uwielbiam kryminały, a do tej pory natknęłam się tylko na jedną trylogię Miłoszewskiego, w której głównym bohaterem był właśnie prokurator. W tym miejscu pragnę nadmienić, że akcja ostatniej części ma miejsce w moim rodzinnym mieście, do tego główny bohater pracuje w tej samej prokuraturze, w której miałam praktyki. (*.*) Ale wracając do tematu. Po miesiącu spełniania studenckiego obowiązku (czyt. wykonywania prac na cele społeczne lub dawania się wykorzystywać - wybierz, które bardziej Tobie odpowiada) wiem, dlaczego praca prokuratora jest pomijana w filmach oraz książkach. Jest po prostu nudna. To nie on prowadzi śledztwo w sferze faktycznej, a jedynie teoretycznej. To znaczy, że wydaje pozwolenia policji na różne działania operacyjne oraz wydaje im polecenia przesłuchania świadka bądź zdobycia jakichś nagrań albo bilingów. Po prostu sprawuje nadzór nad śledztwem.
Reasumując, jeśli ktoś potrzebuje wrażeń , zapraszam do szukania ich w sklepie. Nigdzie nie ma takiego zapierdolu i nerwów co w markecie. Ogólnie uważam, że każdy powinien chociaż na jeden dzień przyjść do pracy na kasę albo inny dział, gdzieś z obsługą klientów, by jego podejście do pracowników sklepu diametralnie się zmieniło. Ja na przykład nie płacę gotówką. Chyba, że mam odliczoną kwotę. Jak widzę człowieka, który ma zapłacić nieco ponad dychę, a wyciąga stówę, chcę powiedzieć mu, żeby się nią podtarł. Poważnie.
Matko, ale przegięłam z tym tematem praktyk. Ale po prostu jest to dla mnie bardzo świeża sprawa i ciągle ją przeżywam. Poruszam ten temat przy każdej możliwej okazji. Co do SFU, ma swoje plusy i minusy. Pomijając zmianę systemu PA, za którą wciąż darzę twórców gry ogromnym brakiem szacunku, wszystko jest całkiem spójne, dojrzalsze od pierwszej "części", a przede wszystkim - ma fabułę. Może tylko ja mam takie wrażenie, ale licealny SF był zlepkiem wielu historii, które niby miały wspólny mianownik, ale przeplatały się bardzo chaotycznie. Twórcom chodziło tylko o to, by fanki każdego z chłopców otrzymały epizody poświęcone w dużej mierze swojemu wybrankowi. I tyle. A czy to będzie miało sens? Kogo to obchodzi? Dlatego wytrwale zbieram PA, by móc za jednym podejściem przejść cały odcinek i już nie łudzę się, że kiedykolwiek będę na bieżąco z historią. Jedyna rzecz, przy której zaciskam zęby, to ilustracje. No litości, czy one muszą tak bardzo odbiegać od siebie stylem? Do tego kreska kompletnie nie zgadza się z tą z gry. Rozumiem, podobno jest kilka osób odpowiedzialnych za ilustracje, żeby wszystko szybciej szło, ale różnice w sposobie rysowania tych osób jest przeogromna.
Ogólnie lubię, średnio szanuję, bo nie wybaczę nigdy. Ale pewnie nie przestanę grać, bo mam zbyt wielki sentyment do tej gry. W końcu Słodki Flirt towarzyszy mi od... 6 lat? To szmat czasu.
Uoooo... Faktycznie trochę się rozpisałaś :D ale wyczerpująco odpowiedziałaś. I już wiem, że dobrze zrobiłam że jednak nie poszłam na studia. Nie nadaję się do pracy biurowej. Pracowałam przez kilka miesięcy za biurkiem, co prawda w ubezpieczeniach, ale to wystarczyło, żeby zbrzydła mi praca w biurze.
UsuńNo niestety. Jestem robolem x.x W końcu ktoś musi stać za lada i sprzedawać 😂
Co do SFU... Chyba się za stara zrobiłam, bo ani w tą ani w tą wersję mi się już nie chce grać 😄 ale pozostanę biernym obserwatorem i będę się cieszyć z każdej kolejnej ilu (w szczególności te z Kasem 😍)
47 yr old Mechanical Systems Engineer Isabella Ducarne, hailing from Arborg enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and scrapbook. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a Gordini Type 24S. skocz tutaj
OdpowiedzUsuń