Droga (nie) do miłości: Rozdział
2
„Czasami
trudno rozstrzygnąć, czy ludzie naprawdę są istotami rozumnymi,
czy
tylko udają.”
~W.
Podrzucki
Leniwym krokiem weszłam do przestronnej
jadalnio-kuchni. Kevin i tata siedzieli przy długim na osiem krzeseł stole i
cierpliwie czekali na śniadanie. Nie dało się jednak ukryć, że tego drugiego
bardziej od posiłku interesowała gazeta. Mama natomiast miotała się między
szafkami, kuchenką, a lodówką próbując jak najszybciej podać jedzenie.
-
Dobry wszystkim – rzuciłam na przywitanie, machając przy tym ręką w kierunku
domowników.
W odpowiedzi dostałam jedynie ciche pomruki
i krzyk, że tosty uległy drobnemu zwęgleniu. Czyli dzień jak co dzień.
Zajęłam swoje stałe miejsce u szczytu
stołu, skąd miałam doskonały widok na resztę rodzinki. Wbiłam nieprzytomny
wzrok w brata, który siedział po mojej lewej. Jego wiecznie znudzoną wszystkim
twarz przysłaniała przydługa grzywka. Jednak mogłam iść o zakład, że młody jak
zwykle był bardzo skupiony na swojej konsoli, o czym świadczyły zwinne ruchy
palców. Zawsze miałam wrażenie, że dzieciak żyje w kompletnie innym świecie –
był niepoprawnym wielbicielem wszelkich gier komputerowych i konsolowych, a z ludźmi
nijak nie potrafił się dogadać. Ba, nawet nie próbował! Co prawda, kiedy jeszcze
mieszkaliśmy w Bostonie, często po szkole przyprowadzał do domu kilku kolegów –
raz pojawiła się u nas jego przyjaciółka
– ale nie rozmawiał z nimi zbyt dużo. Teraz, gdy przeprowadziliśmy się do
rodziców, jego umiejętności komunikacji spadły niemal do zera. Przestał
rozmawiać z kimkolwiek z rodziny, a swój pokój podczas wakacji opuszczał tylko
na czas Wielkich Porządków i
posiłków. W domu coraz częściej poruszano temat terapii dla uzależnionych, a rodzice omal nie
wariowali próbując nakłonić Kevina do wspólnego spędzenia czasu. Nawet na
wczasach dzieciak niechętnie ruszał się z hotelu – do wyjścia przekonywała go
tylko obietnica zakupu kolejnej gry. Kiedy mieszkaliśmy u babci, ta tłumaczyła dziwne
zachowanie młodego okresem dojrzewania, ale problem tkwił w tym, że jedenaście
lat to trochę za wcześnie na buntowanie się.
- Śniadanko podano. – Mama postawiła przede
mną talerz z jajecznicą, tym samym odrywając mnie od rozmyślań.
- Dzięki – mruknęłam, nalewając do
szklanki sok pomarańczowy.
Wzięłam z talerza cztery grzanki, które po
chwili posmarowałam masłem czosnkowym. Co jak co, ale apetyt to ja mam zawsze
ogromny, nawet w pierwszy dzień szkoły. Chociaż nie mogłam zaprzeczyć; odczuwałam
pewien strach. Zdawałam sobie sprawę, że większość osób mieszkających w Crystal
Hills znała się od dawna, a ja przebywałam tu od niespełna dwóch miesięcy – w
tym trzy tygodnie spędziłam z rodzinką w Meksyku. Jedynymi ludźmi, z którymi do
tej pory rozmawiałam byli właściciel spożywczaka i Duncan, a z tego raczej
przyjaźń się nie narodzi.
- Kevin, pośpiesz się trochę, bo za
dziesięć minut musimy wyjeżdżać. – W pomieszczeniu rozległ się wesoły głos
taty, który nadal nie odwrócił wzroku od gazety.
Odruchowo spojrzałam na zegar wiszący nad
wejściem do pomieszczenia. Było dopiero wpół do ósmej – o tej godzinie powinnam
przekręcać się na drugi bok, a nie siedzieć w kuchni, wcinając jajecznicę z
grzankami.
Wakacje moje kochane, wracajcie!
- Ciebie też to dotyczy, Holly. Jeżeli za
pięć minut nie wyjdziesz, spóźnisz się na autobus – rzuciła mama, kiedy w
końcu mogła usiąść. – Lepiej włącz tryb szybkiego jedzenia.
- Dlaczego tata mnie nie odwiezie? –
zapytałam, rzucając ojcu spojrzenie pełne wyrzutu.
Czułam się pominięta – Kevin zostanie
odwieziony pod samą szkołę luksusowym samochodem, a ja będę musiała tułać się
szkolnym autobusem pełnym nieznanych twarzy. Toż to jawny przejaw faworyzacji!
- Twoje liceum jest w przeciwną stronę, a
ja dzisiaj muszę być wcześniej w kancelarii.
- Jakby to było coś nowego – rzuciłam
beznamiętnie, po czym wstałam od stołu i opuściłam pomieszczenie nie
dokończywszy śniadania. Niby to w pośpiechu zapomniałam o zasunięciu krzesła i
odstawieniu brudnych naczyń do zmywarki.
Zakładałam czarne trampki, gdy usłyszałam
głos mamy informujący, do której klasy mnie zapisała. Spojrzałam z dziwną miną
na swoje odbicie w lustrze. Czegoś tutaj nie rozumiałam. W Stanach nie było
liceów z podziałami na klasy, więc albo się przesłyszałam, albo moja
rodzicielka pozostawiła część racjonalnego myślenia na poduszce w sypialni. Chociaż z drugiej strony, rzeczywiście nie wybierałam przedmiotów, których chciałam się uczuć.
Wyszłam z domu i szybkim krokiem ruszyłam
w stronę przystanku. Do przyjazdu autobusu miałam prawie dziesięć minut, ale
wolałam przyjść wcześniej, niż spóźnić się już pierwszego dnia szkoły. Jeszcze
przyjdzie czas na denerwowanie nauczycieli.
Zbliżając się do przystanku dostrzegłam, że obok znaku informującego, iż
zatrzymują się tu autobusy stała jakaś dziewczyna. Wyglądała na osobę w moim
wieku lub niewiele starszą. Domyśliłam się, że ona również czekała na pojazd,
który zawozi biedne, niewinne duszyczki do bram piekła.
- Cześć – mruknęłam cicho, mając nadzieję,
że nastolatka – pomimo swojego mało zachęcającego wyglądu – okaże się niezwykle
sympatycznym człowiekiem. Niestety, po raz kolejny w tym dniu przeżyłam
rozczarowanie, a dodatkowo zostałam zignorowana.
Przyjrzałam się dokładniej dziewczynie
obok. Jej zafarbowane na pudrowy róż włosy ledwo sięgały ramion, a grzywka
opadająca na czoło odstawała na wszystkie strony. Pomimo tego, że dzisiaj było rozpoczęcie roku, ubrała czarną skórzaną kurtkę i ciemne przetarte
jeansy. Jednak moje zdziwienie osiągnęło apogeum, gdy zobaczyłam, że nogawki
spodni miała wciągnięte w znoszone glany. Grunt, że znalazła w swojej szafie
białą bluzkę.
Nagle po okolicy rozniósł się głośny
dźwięk klaksonu, a chwilę później zatrzymał się przy nas czarny, elegancki i z
pewnością cholernie drogi samochód. Szyba od strony pasażera została
opuszczona, a na zewnątrz wychyliła się głowa jakiegoś chłopaka. Czarne przydługie
włosy opadły na jego pociągłą twarz, a usta rozszerzyły się w złośliwym
uśmiechu.
- A może jednak zmienisz zdanie i dasz się
podwieźć? – zapytał brunet, na co dziewczyna obok mnie prychnęła niczym
rozjuszona kotka.
- Wypchaj się, Cas – warknęła różowowłosa,
po czym mało kulturalnie pokazała swojemu rozmówcy środkowy palec.
- Jak chcesz. Tylko nie mów potem, że
jestem wrednym dupkiem.
- Nie martw się, tego nie trzeba oznajmiać
całemu światu. Wystarczy tylko na ciebie spojrzeć, głuuupku.
Patrzyłam na nastolatków ledwo
powstrzymując wybuch śmiechu. Miałam wrażenie, że byłam w jakiejś tandetnej
komedii romantycznej, a w tej chwili odgrywaliśmy scenę kłótni głównych bohaterów.
Chłopak zrobił obrażoną minę i już miał
nacisnąć przycisk, aby szyba się podniosła, gdy nagle swoją roześmianą twarz
postanowił wystawić z samochody Duncan.
- Siemka, Holly! – krzyknął wesoło brunet,
na co ja tylko uśmiechnęłam się sztucznie. Nadal uważałam, że wyglądał
strasznie i jedynie widok jego żółwich kapci mógł to zmienić.
- Znacie się? – zapytał Cas, który – podobnie jak różowowłosa
dziewczyna – sprawiał wrażenie, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność.
- Mhm, jesteśmy sąsiadami – odparł Duncan.
- Autobus już jedzie, więc radziłabym wam
stąd spadać – rzuciła dziewczyna, wskazując ruchem głowy duży, żółty pojazd,
który zbliżał się w naszą stronę.
Obaj spojrzeli w lusterko wsteczne, po
czym rzucili krótkie na razie i
włączyli się do ruchu. Patrzyłam na odjeżdżające auto, nie mogąc wyzbyć się
wrażenia, że ci panowie byli do siebie bardzo podobni.
Żółty autobus, wyglądający jakby dopiero
przed chwilą opuścił salon, zatrzymał się tuż obok nas. Kierowca otworzył drzwi
wypielęgnowanego pojazdu, po czym uśmiechnął się niezwykle przyjaźnie i skinął nam
głową na powitanie. Bujne, siwiejące już wąsy oraz przerzedzająca się powoli
czupryna świadczyły, że mężczyzna miał pięćdziesiąt – pięćdziesiąt pięć lat. Może trochę więcej. Odchrząknął nerwowo i poprawił okulary przeciwsłoneczne,
najwidoczniej orientując się, że jakaś małolata zbyt długo na niego patrzy. Odwróciłam
pośpiesznie wzrok, czując jak na moje policzki wkrada się lekki rumieniec – po
raz kolejny uświadomiłam sobie, że nadal nie wyleczyłam się ze swojego nawyku
bezczelnego gapienia się na ludzi.
Rozejrzałam się po autobusie, który – ku
mojemu ogromnemu zdziwieniu – był prawie pusty. Na fotelu w przedostatnim
rzędzie dostrzegłam różowe włosy dziewczyny, z którą miałam przyjemność stać na
przystanku. Niechętnie ruszyłam w jej kierunku. Wiedziałam, że właśnie robiłam
z siebie cholernie nachalną osobę, ale nastolatka była w tej chwili jedynym
człowiekiem, do którego miałam odwagę się odezwać.
Jeju,
Holly, przecież ona dosłownie pięć minut temu totalnie cię olała, a ty nadal
próbujesz nawiązać z nią rozmowę. Masochistka z ciebie, czy co?
Nie, raczej natręt wszechczasów.
Doszłam do wniosku, że część mojego mózgu,
która służyła do racjonalnego myślenia, miała w zupełności rację i powinnam
częściej się jej słuchać. Już miałam zająć miejsce na samym końcu, gdy nagle
autobus gwałtownie zahamował, a ja z impetem opadłam na fotel obok
różowowłosej. Zaśmiałam się nerwowo, po czym zwróciłam się do dziewczyny
najbardziej przesłodzonym głosem, na jaki było mnie stać.
- Pozwolisz, że tu usiądę?
Nastolatka spojrzała na mnie swoimi
brązowymi oczami, które były ledwo widoczne zza mocno wytuszowanych rzęs. Już
słyszałam jak mówiła swoim zachrypniętym głosem: Spadaj stąd, cały autobus jest wolny, głuuupku. Byłam nawet
przygotowana, że sprzeda mi porządnego kopa glanem, jednak tak się nie stało.
Zamiast tego różowowłosa zaśmiała się głośno, zwracając tym na nas uwagę
wszystkich uczniów siedzących w autobusie – na szczęście nie było ich wielu.
- Gdybyś nie była znajomą Duncana, pomyślałabym, że mnie podrywasz – rzuciła nastolatka, a ja zamrugałam kilka
razy, nie rozumiejąc znaczenia jej słów.
- A co to ma do siebie? – zapytałam, najwidoczniej
robiąc przy tym przezabawną minę, bo dziewczyna ponownie wybuchła śmiechem.
Ktoś z przednich siedzeń burknął coś na temat kultury i dobrych manier, a ja
siedziałam na fotelu niczym sparaliżowana. Jakim, kuźwa, cudem osoba wyglądem
przypominająca żeńską wersję Marilyna Mansona mogła być niepoprawnym wesołkiem?
- Bo ten świr… on rozmawia… - Kolejny
histeryczny napad rozbawienia różowowłosej spowodował, że zaczęłam ją
podejrzewać o cierpienie na groźną chorobę psychiczną. Albo nawet na kilka.
Po chwili moja rozmówczyni uspokoiła się,
a ja zauważyłam, że w autobusie pojawiło się więcej osób. Przechodząca obok
Azjatka posłała nam zdegustowane spojrzenie, po czym burknęła coś pod nosem.
Szłam o zakład, że powiedziała frajerki
i gdyby nie miejsce, w którym się znajdowaliśmy, na pewno bym jej tego nie
odpuściła.
- Przepraszam, ale twoja mina wyglądała
przekomicznie – rzuciła nastolatka, wycierając przy tym łzy z kącików oczu. –
Rozmazałam się?
Zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy
rozsiadając się przy tym wygodniej na fotelu i poprawiając czarną, obcisłą
spódniczkę, która co rusz podchodziła do góry. Niecierpliwie wyczekiwałam
sensownej wypowiedzi ze strony różowowłosej, bo do tej pory uraczyła mnie tylko
swoim głośnym śmiechem.
- Duncan rozmawia tylko z dziewczynami,
które są potencjalnymi kandydatkami na jego łóżkowe towarzyszki, stąd wiem, że
nie jesteś lesbijką – wyjaśniła, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na
świecie.
- Rozumiem, ale nas nic nie łączy. Znalazłam psa jego braciszka. Szczeniak utknął
w ogrodzeniu i tyle. Poza tym on wygląda przerażająco.
- Braciszka?
– różowowłosa zaśmiała się. Widziałam, że ledwo powstrzymywała kolejny napad histerycznej
radości. W duchu błagałam wszystkie bóstwa, aby dali jej moc do zachowania
emocji w sobie.
- Noo... tak powiedział.
Nadal nie rozumiałam, dlaczego moją
rozmówczynię tak to rozbawiło, ale w przeciągu tych kilku minut zdążyłam
zauważyć, że nie należała do najnormalniejszych ludzi. Nie żeby jakoś mi to
przeszkadzało. Lubiłam wariatów – byli bardzo interesujący.
Dziewczyna
odchrząknęła głośno, po czym dłonią przyklepała niesforną grzywkę. Nic tym nie
zdziałasz, kobieto – przemknęło mi przez głowę.
- Też masz taki problem z włosami? –
Zaprzeczyłam i chciałam dodać, że to dzięki codziennemu czesaniu, ale w porę
ugryzłam się w język. – Ja ze swoimi niedługo zwariuję. A tak w ogóle to jestem
Raven. Jak ta laska z Młodych Tytanów.
Uwielbiam ją.
- Holly – rzuciłam, a na twarzy
różowowłosej pojawił się szeroki uśmiech. Błagałam, żeby tylko nie zaczęła się
śmiać.
- Hole?* Jak ten zespół od Courtney Love?
- Nie, jak Holly od Hollywood.
♥ ♥ ♥ ♥
*Holly i Hole mają podobną wymowę, więc Raven po prostu nie usłyszała dokładnie. Swoją drogą, niesmacznie byłoby nazwać postać - zwłaszcza główną, której imię występuje bardzo często - Dziura.
Witej :)
OdpowiedzUsuńPrzybyłam, przeczytałam wszystko i zbieram się na komentarz, mimo, że już dawno powinnam leżeć w łóżko i spać, ale mniejsza o to. Jakoś jutro wytrzymam na rozszerzeniu...
Zaczynając tak od początku, to stwierdzam, że Twoje opowiadanie jest jednym z niewielu (naprawdę niewielu) opowiadań, które polubiłam już od samego wstępu. Masz tak rozbrajający styl pisania, że muszę przyznać, ale sama zaczynam się zastanawiać nad swoją "normalnością", ponieważ gdyby ktoś mnie zauważył przez okno, to cóż... delikatnie mówiąc, pomyślałby, że albo się czegoś naćpałam, albo mam nieco zwichrowaną psychikę. Cały czas cieszyłam się jak głupia do monitora, co rzadko mi się zdarza. Tekst jest obłędny... Aż nie wiem co napisać... Yh.. głupie uczucie. Masz też tak czasem? Że myślisz ad tym co napisać, ale to jest tak rozbrajające i tak ci się to podoba, że siedzisz z zamyśloną miną, cmokając co chwilę, by znaleźć odpowiednie słowa, ale nie możesz? Jeśli tak, to powinnaś mnie doskonale zrozumieć.
Dobra, ale ja nie miałam o tym pisać... Właściwie to ja nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. W sumie to już drugi raz dzisiaj, kiedy nie mam kompletnie pojęcia co pisać. Tylko tym razem są to zupełnie odmienne uczucia.
Hm... co by tu jeszcze.... Wiem! Twoje opowiadanie jest świetne! Mam nadzieję, że niedługo znów dodasz kolejny rozdział... I... I... A! Tak jeszcze to.. Ogłaszam wszem i wobec, wśród licznych świadków *machnęła ręką pokazując "tłum ludzi"* [świerszcz... świerszcz...], że jestem twoją wierną czytelniczką i postaram się komentować każdy Twój post. Chociaż nie obiecuję, że tak "rozlegle" jak ten.. .ale zawsze jednak coś :)
Serdecznie pozdrawiam :)
Ej no, super opowiadanie sie zapowiada :D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, Twoje opowiadanie chyba będzie jednym z moich ulubionych. Czemu? Nie jest to taka zrzuta do cna słodkawa historyjka miłosna, jak to bohaterka traci rodziców przeprowadza się i tak dalej. Jest to już dobrze znany scenariusz na SyFowe fanfiction. Skoro ktoś zabiera się za taką tematykę niech napisze coś oryginalnego, jak ty.
OdpowiedzUsuńNa miejscu Holly, chyba bym się załamała, gdybym miała jechać autobusem... nie jestem rozpieszczoną córeczką, tak dla jasności. Po prostu nie lubię przebywać z ludźmi, a taka jazda autobusem to dla mnie prawdziwa udręka. Na miejscu głównej bohaterki również bym się wkurzyła, że "Pan nie widzę świata poza grą" został podwieziony pod samą szkołę, ale cóż poradzić... jej tato się śpieszył. A kto się śpieszy ten się diabeł cieszy.
Na początku, gdy Duncan powiedział "braciszek", pomyślałam, że tym braciszkiem jest Kastiel, ale w nieco mniejszej wersji. Co mogłoby się okazać genialnym pomysłem. Ale gdy różowowłosa Raven powiedziała "Cas" do chłopaka w swoim wieku... to moja hipoteza legła w gruzach, ale i tak jestem mile zaskoczona obrotem spraw.
Raven... uwielbiam Młodych Tytanów, chociaż w porównaniu do komiksu jest bardziej łagodniejszą wersją.
Wyobraziłam sobie tą ponurą Raven w różowym. To wygląda wręcz komicznie!
Ja jestem dziwna przez całą serię Teen Titans shipowałam Robina z Raven, a on wybrał Gwiazdkę :c której szczerze nienawidzę!
Za długa grzywka. Znam ten ból... :c
Pozdrawiam. Życzę dużo weny. Najlepiej, żeby przyjechała do ciebie limuzyną, albo autobusem lub zupełnie innym pojazdem. Jak tam chcesz! :)
Jak czytałam ten rozdział, byłam w szoku, że już koniec, zdawało mi się, że to dopiero początek. A tu. BUM! I koniec.
Ja zostane Twoją najwierniejszą czytelniczką, skomentuje każdy rozdział.
Możesz już szykować widły i wodę święconą, albowiem... przybyłam i tak łatwo nie uda się mnie stąd przegonić!
Czuję się jak jakiś wampir...
Wybacz, że tak nudzę w tych komentarzach.
Pisanie komentarza zajęło mi więcej czasu niż czytanie. Wow, brawo ja.