Spis lektur obowiązkowych

niedziela, 11 października 2015

Droga (nie) do miłości: Rozdział 3
„Czasami prawda, którą masz przed oczami, wydaje się tak pozbawiona sensu,                     
że aż ciężko ją dostrzec.”
~S. Hudson

     Razem z Raven przepychałyśmy się przez zatłoczony szkolny korytarz. Uczniowie biegali jak opętani w poszukiwaniu sekretariatu, konkretnej sali lub toalety. Miałam wrażenie, że jako jedyne zmierzałyśmy do auli, w której za niecałe dwadzieścia minut odbędzie się apel z okazji rozpoczęcia roku szkolnego.
     Kierując się po schodach na piętro, różowowłosa co rusz witała się z kimś, czasami wymieniając parę zdań. Byłam wtedy pewna, że od jutra dziewczyna zacznie uczęszczać na zajęcia dla któregoś ze starszych roczników. Wielce się, więc zdziwiłam, gdy na ogromnej auli razem ze mną zajęła miejsce wśród uczniów jednej z pierwszych klas. Nie żeby nietypowy podział panujący w tej szkole mnie nie zaskoczył – to był największy szok. Spojrzałam na Raven nieco skołowana, a ta – jakby oczekując na mój niepewny wzrok – od razu przystąpiła do wyjaśnień.
     - Nasza dyrektorka wychowywała się w Wielkiej Brytanii, więc po założeniu tego liceum postanowiła, że będzie oryginalna i wprowadziła system nauczania, który tam obowiązuje. Trochę go oczywiście zmodyfikowała. Miała z tym niemałe problemy, więc przez kilka lat budynek stał zamknięty, ale w końcu osiągnęła swój cel.
     - Skąd ty to wszystko wiesz?
     - Bo tę szkołę otworzyli całkiem niedawno. Obecni czwartoklasiści byli pierwszymi uczniami. Poza tym to jedno z lepszych prywatnych liceów w kraju, a ma tylko kilka lat. Ludzie spoza stanu chcą się tu uczyć, chociaż system jest dosyć uciążliwy. Wiesz w ogóle, gdzie składałaś papiery?
     - Gdybym miała tego świadomość, dzisiaj raczej by mnie tu nie było.
     Różowowłosa zaczęła się śmiać, kompletnie nie zwracając uwagi na moją niezadowoloną minę. W tamtym momencie nie przeszkadzało mi jej głośne zachowanie. W rzeczywistości ledwo docierały do mnie słowa dziewczyny, które wypowiadała pomiędzy kolejnymi napadami radości. Mówiąc szczerze – nie słyszałam kompletnie nic. Siedziałam na cholernie niewygodnym krześle, które na samym początku było urzeczywistnieniem komfortu – teraz jednak czułam, jak niewidzialne pineski, gwoździe oraz kawałki szkła wbijały się w moje pośladki i okropnie raniły skórę. Niemal czułam zapach kapiącej z moich nóg krwi. Tępo patrzyłam na dużą scenę, znajdującą się przede mną. Widziałam kilku uczniów oraz nauczycieli noszących mikrofony i siedzenia z pewnością równie twarde, jak to, na którym się usadowiłam. Chciałam wstać i krzyczeć najgłośniej, jak potrafiłam, żeby przestali ustawiać te kurewskie krzesła, bo są niewygodne, ale nie potrafiłam. Otworzyłam usta, jednak nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Po chwili ludzie zeszli ze sceny – wręcz zniknęli, zupełnie jakby byli jakimiś głupimi magikami.
     Czułam złość. Ogromną złość, płynącą w moich żyłach zamiast krwi, bo ta cała już ze mnie uleciała przez kaleczące pineski, gwoździe i szkło. Nie mogłam dokładnie zrozumieć, dlaczego się denerwowałam. Wiedziałam, że te silne emocje mogły być spowodowane innym, zupełnie obcym systemem nauczania oraz niewiedzą, do jakiej szkoły tak naprawdę zapisała mnie rodzicielka. Jednak gdzieś tam w środku miałam wrażenie, że to nie były powody mojego gniewu, który na chwilę odebrał mi zdolność racjonalnego myślenia. Tak silne uczucia musiały kumulować się we mnie od dłuższego czasu, a ja nawet nie byłam tego świadoma.
     Rozejrzałam się dookoła, po czym stwierdziłam, że wszyscy zamilkli. Nawet Raven nie śmiała się już jak opętana. Jej mina wyrażała obojętność i znudzenie, tak jakby wszystkie miejsca na świecie były ciekawsze od tego, w którym się znajdowałyśmy. Twarze uczniów na auli były zwrócone w stronę sceny, a po chwili ich dłonie zaczęły głośno klaskać. Miałam wrażenie, że tylko ja i różowowłosa nadal trzymałyśmy ręce nieruchomo.
     - Pojawiła się cholerna szefowa – burknęła pod nosem Raven, zupełnie nie zwracając uwagi na zdegustowane spojrzenie jednej z uczennic, która siedziała po jej lewej.
     Odruchowo spojrzałam na podwyższenie, gdzie stała starsza kobieta w sukience tego samego koloru, co włosy dziewczyny obok mnie. Była dosyć niska i otyła, ale może właśnie dlatego przypominała przemiłą babcię, a nie stereotypową dyrektorkę, która darła się na każdego ucznia z byle powodu.
     Staruszka poprawiła okulary pół ramki, które lekko zsunęły się z jej nosa. Popukała palcem w mikrofon, aby sprawdzić, czy wszystko działało. Gdy z wielkich głośników rozległ się charakterystyczny dźwięk powodujący ból głowy, kobieta rozpoczęła przemowę.
     - Serdecznie witam wszystkich zgromadzonych. Rodziców, całe grono pedagogiczne, a w szczególności licealistów. Nazywam się Florence Shermansky i jestem dyrektorką oraz założycielką Stoney Bay High School. Z radością patrzę na tegorocznych pierwszoklasistów i cieszę się, że jesteście tak liczną grupą. Mam nadzieję, że nowy etap w waszym życiu, jakim będzie nauka w tej szkole, okaże się niezwykle przyjemnym wspomnieniem, do którego z uśmiechem na twarzach powrócicie po latach. 
     Dyskretnie rozejrzałam się dookoła. Nie wierzyłam, że ktoś mógł przyciągnąć za rączkę swojego rodzica. To szkoła średnia, litości.
     - Jak zapewne wiecie, nasze liceum jest placówką utworzoną niedawno, jednak ma już swoje tradycje oraz zasady, których każdy z was musi przestrzegać. Zwłaszcza nowi uczniowie powinni zaznajomić się z regułami u nas panującymi. Każda niesubordynacja będzie karana – bez wyjątku.
     Dyrektorka omiotła całą aulę lodowatym spojrzeniem, psując tym samym wrażenie dobrodusznej staruszki. Nawet przesympatyczny uśmiech, tkwiący na jej pulchnej twarzy, nie był w stanie załagodzić uczucia lęku, który z pewnością zakiełkował wśród większości pierwszoklasistów. W tym przypadku nie odstawałam od reszty.
     - Pierwszą zasadą jest obowiązkowe noszenie mundurków, które odbierzecie u wychowawców po zakończeniu apelu. Wszelkie koszty zostały pokryte w momencie złożenia dokumentów. – Po auli rozniósł się pomruk niezadowolenia. Nie mogłam uwierzyć, w co wpakowała mnie moja własna matka. – Proszę o spokój! Kolejną sprawą są zajęcia dodatkowe. Na tablicy ogłoszeń obok gabinetu dyrektora zostały wywieszone wszystkie informacje o klubach. Macie tydzień na zapisanie się do jednego z nich bądź potwierdzenie dalszego członkostwa. Ostatnia zasada, którą musicie poznać już teraz, dotyczy wyborów na gospodarzy. Każdy rocznik posiada własnego reprezentanta, do którego możecie zwracać się z problemem lub jakąś propozycją. Głosowanie będzie miało miejsce równo za miesiąc. Zgłoszenia proszę dostarczyć wychowawcom w ciągu dwóch tygodni. Do czasu wyboru nowych gospodarzy z wszelkimi wątpliwościami proszę kierować się do poprzednich reprezentantów. Dziękuję bardzo za uwagę i mam nadzieję, że miło spędzicie czas w naszym liceum. A teraz głos oddaję byłej przewodniczącej pierwszych klas.
     Pani Shermansky lekko skinęła głową, po czym zajęła miejsce na jednym z krzesełek ustawionych pod ścianą. Chwilę później do mikrofonu podeszła zgrabna brunetka w eleganckiej, czarnej sukience bez ramiączek. Na nogach miała niebotycznie wysokie szpilki tego samego koloru. Włosy upięła w kłosa swobodnie opadającego na jej ramię, gdzie dostrzegłam kilka wytatuowanych motyli. Trzeba przyznać – cholernie oryginalny wzór.
     - Robi się coraz ciekawiej – burknęła Raven na tyle głośno, że nastolatka stojąca na scenie spojrzała w naszym kierunku i uśmiechnęła się wrednie.
     - Znacie się? – spytałam niezbyt błyskotliwie.
     No przecież, że tak. Czy w innym przypadku okazywałyby sobie nienawiść tak jawnie?
     - Niestety. Pewnie niedługo będzie również twoją koleżanką. – Różowowłosa nerwowo poruszyła się na krześle, po czym skierowała spojrzenie na mnie. Kąt padania światła sprawił, że miała krwistoczerwone oczy zamiast brązowych, a jej źrenice wielkością przypominały uszy igielne. Przełknęłam głośno ślinę, czując w gardle ogromną gulę. Jeżeli wcześniej przeraziła mnie dyrektorka tej szkoły, to teraz dostałam zawału. – Pamiętaj, jeżeli kiedykolwiek ta żmija będzie próbowała z tobą porozmawiać, spław ją. Jest jedną z tych osób, które bez mrugnięcia okiem są w stanie zniszczyć życie każdemu, kto im podpadnie.
     - J-jasne – mruknęłam, kierując spojrzenie na brunetkę stojącą przed nami. W moim odczuciu nie wyglądała na szkolną zołzę, ale Raven musiała mieć konkretny powód, żeby mnie przed nią przestrzec. Mimo wszystko wolałam nie sprawdzać na własnej skórze prawdomówności różowowłosej.
     - Mam na imię Debrah Rota, miło mi widzieć was wszystkich – zarówno moich starych znajomych jak i tych nowych. W ubiegłym roku byłam reprezentantką klas pierwszych, a w tym mam nadzieję pozyskać głosy drugiego rocznika. – Z tylnych rzędów dało się usłyszeć wiwaty i klaskanie, na co brunetka odpowiedziała szczerym uśmiechem i krótkim dziękuję.
     Zwątpiłam w słowa mojej nowej koleżanki. Jednak nie na długo.
     - Dopóki nie zostanie wybrany gospodarz pierwszoklasistów, proszę wszelkie wątpliwości kierować do mnie. Na pewno pomogę. Dziękuję za uwagę i mam nadzieję, że ten rok będzie jeszcze lepszy od poprzedniego. Postarajmy się o to wspólnie, Raven.
     Spojrzałam na różowowłosą, która trzęsła się niczym Szatan polany wodą święconą. Wiedziałam, że Debrah skierowała swoje słowa właśnie do niej. Podświadomie czułam, jak złość dziewczyny obok mnie rośnie z każdą sekundą i spodziewałam się najgorszego. Lekko odchyliłam się na krzesełku, żeby w razie potrzeby szybko uciec z auli. Najzwyczajniej w świecie bałam się wybuchu gniewu w wykonaniu Raven.
     - To była deklaracja wojny, głuuupku! – Krzyk nastolatki rozniósł się po całym pomieszczeniu, a spojrzenia uczniów oraz nauczycieli skierowały się w naszą stronę.
     - Uspokój się, sama jesteś głupia. – Próbowałam usadzić różowowłosą na miejscu, ale ta stała twardo i za nic miała krytyczny wzrok ludzi.
     Debrah odwróciła się do publiczności, po czym uniosła kciuk do góry. Świetnie, najpierw ta cholerna metalówa ostrzega mnie przed nią, a później sama wchodzi z nią w jakieś niedorzeczne kłótnie. Czułam, że cztery lata w tym liceum będą najbardziej zwariowanym okresem w moim życiu.
     Widziałam, że Raven otwiera usta, aby rzucić jakiś niepochlebny komentarz pod adresem brunetki, ale w tym momencie do mikrofonu podszedł któryś z nauczycieli. Podziękował za obecność na apelu i poprosił o powolne opuszczenie auli. Byłam mu wdzięczna za szybką interwencję, bo gdyby nie on, pewnie ta sala stałaby się miejscem makabrycznej zbrodni.
     Oczami wyobraźni widziałam, jak różowowłosa wchodzi na scenę i zrzuca z niej swoją rywalkę. Ta próbuje jeszcze zachować równowagę, jednak nie udaje jej się i spada na podłogę obłożoną deskami w kolorze jasnego dębu. Posadzka zabarwia się szkarłatną krwią nieszczęsnej ofiary i resztkami śniadania zwróconymi przez zgromadzonych.
     Istotnie, obrzydliwy widok.
     - Holly! Ej, Holly! Wychodzimy! – Z letargu wyrwał mnie zirytowany głos Raven. Potrząsnęłam głową, aby do końca wyzbyć się tych makabrycznych myśli. Przestanę oglądać horrory – to oficjalne i niepodważalne.
     Po szybkim rozeznaniu się w sytuacji doszłam do wniosku, że jako jedne z nielicznych stałyśmy nadal przy swoich miejscach. Reszta uczniów tłoczyła się przy wyjściu, a nauczyciele i – jak podejrzewałam – członkowie samorządu uczniowskiego znosili ze sceny zbędne przedmioty.
     - Świetny występ, Kruczku. – Usłyszałam za sobą spokojny, zachrypnięty, aczkolwiek cholernie seksowny męski głos. Niepewnie odwróciłam głowę w kierunku źródła dźwięku, którym okazał się być znajomy Duncana.
     - Dzięki. Możesz przekazać swojej dziewczynie, że przyjmuję wyzwanie – odparła różowowłosa. W jej oczach pojawił się złowrogi błysk, a usta rozciągnęły w ironicznym uśmieszku. – Będzie ciekawie.
     Chłopak przeczesał palcami swoje czarne włosy, wzdychając z politowaniem.
     - Drzecie ze sobą koty od roku z niewiadomych powodów. Obstawiam, że nawet wy nie wiecie, o co wam poszło.
     - Oczywiście, że wiemy! No, przynajmniej ja wiem, bo rozgarnięcie tej żmii daje wiele do życzenia. – Brunet zmrużył niebezpiecznie oczy i niemal mogłam dostrzec błyskawice, które ciskał w Raven. – Daj spokój, Cas. Wszyscy wiemy, że Debrah nie grzeszy inteligencją i znosisz ją tylko dlatego, że jest dobra w…
     - Przeginasz.
     Stałam pomiędzy tą dwójką, czując co rusz zwiększające się napięcie. Podejrzewałam, że brak interwencji z mojej strony mógł przynieść katastrofalne skutki – zwłaszcza, że kątem oka dostrzegłam zbliżającą się do nas brunetkę, która była tematem kłótni.
     - Raven, może nas sobie przedstawisz, co? – Lekko szturchnęłam dziewczynę łokciem, żeby ta chociaż na moment odwróciła uwagę od swojego znajomego.
     - Jasne. Holly, to jest Castiel – braciszek Duncana.
     Niemal słyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Nie mogłam uwierzyć, że osobą, którą tak czule nazywał ten przerażający typ był inny, równie straszny człowiek.
     - Czemu się tak dziwnie na mnie gapisz? – warknął brunet. Jednak po chwili na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek, jakby właśnie coś sobie uświadomił. Pochylił się znacząco w moją stronę. Był tak blisko, że bez problemu mogłam dostrzec mały pieprzyk na jego lewej skroni, którego wcześniej nie widziałam zza przydługie pasmo włosów. – Czyżbyś się we mnie zadurzyła już od pierwszego wejrzenia?
     - Nie, po prostu ze słów Duncana wywnioskowałam, że masz dziesięć lat, Romeo – odparłam.
     Raven zaczęła się głośno śmiać, a widząc ogromne zdziwienie na twarzy Castiela również i mnie ciężko było ukryć rozbawienie.


♥ ♥ ♥ ♥

5 komentarzy:

  1. Hahahahah... Nie no nie wierze... Hahahah
    Zanoszę się śmiechem od dobrych kilku minut. Od razu proszę o wybaczenie, jeśli komentarz będzie "trochę" nieskładny. Jednakże, tyle myśli kłębi mi się w głowie, że nie jestem w stanie ich uporządkować.
    Hm.. Rozdział powalający, jak dwa poprzednie. Trochę zdziwiło mnie to, że opowiadanie jest hm... cofnięte w czasie, niż każde inne jakie czytałam, jednak to nie zmienia faktu, że jest niezmiernie ciekawe i rozwalające. A może właśnie dlatego takie jest? Nevermind.
    Niesamowicie podoba mi się postać głównej bohaterki, z której strony poznajemy całość. Szalenie podobają mi się jej porównania, krwawe wizje (jesli mogę to tak nazwać). Nadaje jej to takiego specyficznego charakterku... Nie jest jedną z tych przesłodzonych (dosłownie przesłodzonych) postaci i w grze i w niektórych opowiadaniach.
    I znów mam napad śmiechu... Cały czas mam w głowię te "poznanie" się z Casem. To najbardziej mnie rozwaliło. Hahah... Jak sobie wyobrażę jego minę, po tym jak usłyszał komentarz Holly... Hahahah Leżę i kwiczę XD
    Dobra.. nie będę już męczyć o tym co mi się w głowie roi...
    Standardowo pozdrawiam, życzę weny i oznajmiam wszem i wobec, że zajmujesz kolejne miejsce na mojej liście ulubionych blogów :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde masz świetny styl dziewczyno!
    Niesamowicie podoba mi się sposób opisywania wszystkiego co widzi. Ma to w sobie jakiś charakter i to nie byle jaki :D
    Niesamowicie się to czyta :D lecę do następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha Romeo XD Świetny rozdział!
    Chciałam jeszcze zaprosić do mnie:http://uwiezionasercem.blogspot.com/
    Dopiero zaczynam i będę wdzięczna jeśli tak dobra blogerka mnie oceni. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha Romeo XD Świetny rozdział!
    Chciałam jeszcze zaprosić do mnie:http://uwiezionasercem.blogspot.com/
    Dopiero zaczynam i będę wdzięczna jeśli tak dobra blogerka mnie oceni. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Po tym rozdziale wnioskuję, że akcja powoli się rozwija.
    Twoje opowiadanie jest takie inne od tych, które czytałam, ale nie w złym sensie oczywiście. Uwielbiam Twoją twórczość, chociaż przeczytałam zaledwie 3 rozdziały, które czytało mi się niezwykle płynnie i zapomniałam w trakcie czytania o bożym świecie. Postacie są jakby to powiedzieć... zrobione od nowa w twój oryginalny sposób. Nawet Castiel, za którym szczerze nie przepadam. Ma odmienny charakter niż zapamiętałam z gry, ale o wiele bardziej podoba mi się ta Twoja wersja Castiela.
    Raven jest dość ciekawą osóbką, to zabawne, że jej wygląd krzyczy "Nie zbliżaj się do mnie, bo oberwiesz", a w rzeczywistości jest zupełnie inna. Wybucha śmiechem w najmniej oczekiwanych momentach, szczerze zazdroszczę jej odwagi i glanów. Glanów bardziej, ale odwagi też. Ja boje się nawet zapytać o coś sprzedawczyni.
    Castiel jako Romeo? Już w to widzę! Romeo wersja bad boy.
    Uwielbiam Holly i tej jej wyobraźnię, która funkcjonuje podobnie do mojej. Ja wszędzie widzę krwawe sceny, czasem nawet wyobrażam sobie, że babce od Geografii wybucha głowa. A gdy siedzę na tych niewygodnych krzesłach szkolnych, czuje się jakbym siedziała na czymś zrobionym z samych ostrych narzędzi i to tylko po to, aby moja tylna część ciała cierpiała.

    Wypatruje na horyzoncie jakiegoś światełka. Niczego nie ma. Ciemność. Szuka dalej, znajduje ogromne źródło światła, które okropnie rani jej brązowe tęczówki. Blask jest tak oślepiający, że nie ma siły już dalej patrzeć w jego stronę. Jednak ten blask przynosi jej nadzieje i radość. Czy to śmierć? Jak nazywa się to światełko? Wolność? Nie. To opowiadanie Panienki Kernit.

    Masz niesamowity styl pisania, przyjemnie czyta mi się to, co piszesz i chce tylko więcej, dlatego już więcej nic nie mówię i znikam w czarnej otchłani, w poszukiwaniu światełka.
    Pozdrawiam. Życzę dużo weny, która mam nadzieje, nie zostanie napadnięta przez nic paranormalnego.
    Holly, ja oglądam horrory i jestem normalna. No prawie.
    Kogo ja oszukuje?
    Normalność to ostatnia rzecz jaką można określić moją skromną osobę.

    OdpowiedzUsuń