Łapcie i radujcie się długaśnym rozdziałem, moi kochani poddani!
Wszem i wobec informuję, iż zasada "4 strony w Wordzie, bo jak nie, to po mordzie" wygasła w dniu 28.11.2015r. i zapewne nie wróci już więcej. Dlatego pożegnajmy ją kilkoma wdzięcznymi zwrotami oraz środkowym palcem. Niech żyją słowa! - rzekła Panienka Kernit, po czym odeszła w cień.
Droga (nie) do miłości: Rozdział
12
„Wspólne
zbrodnie i ponure tajemnice wiążą bowiem ludzi z sobą silniej niż miłość.”
~M.
Waltari
Duncan momentalnie odskoczył ode mnie, w
dalszym ciągu uporczywie przyglądając się płycie – a raczej temu, co z niej
pozostało. Wybitny twór zespołu Slipknot leżał rozdeptany na białym dywanie niczym ofiara makabrycznego morderstwa. Aż naszła mnie ochota na obrysowanie
kontur wokół kawałków krążka i plastikowego opakowania. Holden przeklął głośno. Najwidoczniej tylko ja byłam rozbawiona obecną sytuacją.
- Czym się przejmujesz? To tylko głupia
płyta – rzuciłam.
Chłopak posłał mi wściekłe spojrzenie.
Wzdrygnęłam się ze strachu i jeszcze bardziej przycisnęłam plecy do regału.
Naprawdę nie chciałam denerwować Duncana. Już wolałabym mieć na pieńku z własną
matką podczas Wielkich Porządków.
- Ta głupia
płyta jest ulubionym albumem Corey’a. On mnie zabije, gdy dowie się, że ją
zdeptałem – wyrzucił przez zaciśnięte zęby.
- Boisz się go? – zapytałam z
niedowierzeniem. Brunet wyglądał jak pierwszorzędny demon, prawa ręka króla
piekieł. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki mógł odczuwać lęk wobec
swojego najlepszego przyjaciela.
- Aż tak cię to dziwi? – prychnął. – Koleś
ma ponad dwa metry i waży ze sto kilo. Jeżeli chcesz wiedzieć, to tak, boję się
dostać od niego po mordzie!
Holden zaczął autentycznie panikować i –
jak na prawdziwego faceta przystało – nie miał pojęcia, co
zrobić w kryzysowej sytuacji. Zawsze myślałam, że tylko mój kochany tatuś
miewał problemy z zachowaniem zdrowego rozsądku podczas nagłych awarii.
Westchnęłam przeciągle, zastanawiając się
nad możliwością ratunku dla Duncana. Jeżeli ktoś jego pokroju czuł strach w
stosunku do Corey’a, to na pewno był on uzasadniony. Przeczesałam ręką włosy,
po czym wyjęłam spomiędzy palców dwie czarne nitki. Możliwość pójścia do sklepu
muzycznego w celu zakupu nowej płyty odpadała, ponieważ elektroniczny zegarek
na etażerce obok łóżka wskazywał wpół do pierwszej w nocy. O tej porze jedynie
całodobowy supermarket stał otwarty, ale nie liczyłabym, że będzie w nim album
metalowego zespołu. Szczerze powiedziawszy, Holden znalazł się w śmierdzącej
dupie bez wyjścia.
Po pozbyciu się jeszcze siedmiu włosów z
głowy doznałam nagłego olśnienia. Wręcz nabrałam ochoty skakać z dumy, bo pod wpływem alkoholu wpadłam na genialny pomysł, który ocali przystojną twarz
Duncana przed gniewem jego przyjaciela.
Chwileczkę,
moja droga. Czy ty właśnie stwierdziłaś, że ten degenerat jest przystojny? Do reszty ci rozum odjęło! Zamiast mu pomagać, powinnaś lecieć na
złamanie karku do Corey’a, żeby o wszystkim mu powiedzieć. Najlepiej
przyprowadź go jeszcze za rączkę, by nie zgubił się w tym tłumie hołoty.
Czasami miałam ogromną ochotę otworzyć
własną czaszkę i wyjąć z niej mózg, bo momentami stanowczo za dużo pracował.
Nie mogłam zostawić bruneta w tak cholernie złej sytuacji. Nie zgadzało się to
z moją polityką, której podstawy stanowiły przyjaźń oraz dobroć. Poza tym,
wolałam nie narażać się przerażającemu sąsiadowi będącemu również znajomym ze
szkoły. To mogłoby tylko zaszkodzić, a już na pewno w niczym by nie pomogło.
- Mam taką samą płytę – rzuciłam
uradowana, zupełnie nie przejmując się paniką wymalowaną na twarzy kolegi.
- Co? – Duncan spojrzał w moje oczy z
niedowierzeniem. Potrząsnął głową, a następnie podszedł i złapał mnie mocno za
ramiona. Jego usta były wykrzywione w dziwnym grymasie przypominającym uśmiech
psychopaty. Z całych sił starałam się patrzeć w czarne tęczówki, nie okazując
przy tym strachu. – O czym ty, dziewczyno, bredzisz?
- Mówię, że mogę wziąć swoją płytę i
podmienić z tą Corey’a – wymamrotałam.
Holden jeszcze przez chwilę wpatrywał się
we mnie intensywnie. Po kilka sekundach, które wydawały się być wiecznością,
poczułam, jak uścisk na moich ramionach znacznie osłabł, a chłopak cofnął się o
pół kroku.
- Chcesz oddać własny album, abym nie
oberwał? Popraw mnie, jeżeli się mylę.
- Dokładnie to zamierzam zrobić. – Brunet
wydawał się nieprzekonany. – Oczywiście później masz mi odkupić płytę, aż tak
dobroduszna nie jestem – dodałam szybko.
Duncan jeszcze przez moment wydawał się
rozważać wszelkie za i przeciw, jednak prawdę powiedziawszy nie miał wyboru,
musiał przystać na moją propozycję.
- W takim razie chodźmy. – Chłopak nagłym
ruchem złapał mnie za rękę, po czym wypadliśmy z pokoju.
Zbiegliśmy po schodach, potrącając przy
tym parę imprezowiczów kierującą się na piętro. Nastolatek rzucił za nami kilka
niekulturalnych epitetów, jednak nie mieliśmy czasu reagować na jego zaczepki. Jakby
tego było mało, w holu natrafiliśmy na Raven i Castiela, którzy kłócili się
niezwykle zawzięcie. Spróbowaliśmy wyminąć głośnych znajomych, jednak w połowie
drogi do drzwi zatrzymał nas dziewczęcy głos.
- A dokąd to? – Różowowłosa skrzyżowała
ręce na piersi, wbijając przy tym w nas podejrzliwe spojrzenie. – O ile się nie
mylę, imprezy nie przenosimy na dwór.
- Zapomniałam koszulki do spania i Duncan zaoferował…
- Aha, daj sobie spokój, nie łykniemy tego
– mruknął beznamiętnie młodszy z Holdenów.
Poczułam lekkie rumieńce zażenowania,
powoli pojawiające się na moich policzkach. Nawet przez chwilę nie pomyślałam,
że uwierzą w tę oklepaną wymówkę o przypadkowym
zapomnieniu, ale Castiel mógł poinformować o swoim braku naiwności w
łagodniejszy sposób. Nieznacznie spuściłam głowę i wbiłam wzrok w ciemną deskę
podłogową.
Po chwili usłyszałam złośliwy śmiech
Duncana, a moment później moja dłoń została zamknięta w żelaznym uścisku.
Mimowolnie drgnęłam na ten gest przypominając sobie ręce bruneta namiętnie
błądzące po miejscach, na których nigdy nie powinny się znaleźć. Na samo
wspomnienie dotyku, twarz poczęła palić mnie prawdziwym ogniem piekielnym.
- Idziemy do marketu po żelki. –
Spojrzałam na Duncana ze zdziwieniem. Brunet zmrużył oczy i delikatnie
przechylił głowę na bok, jakby liczył na reakcję ze strony znajomych. A na nią
nie trzeba było zbyt długo czekać.
- Zidiociałeś – burknął Castiel, chowając
ręce do kieszeni skórzanej kurtki, z którą rozstawał się wyłącznie na czas
zajęć szkolnych. Nie zdziwiłabym się, gdyby w niej spał.
- Przecież masz w chuj i jeszcze więcej
żelków tutaj! – krzyknęła Raven.
- Słyszysz, jak ta gówniarzeria zwraca się
do starszych? – rzucił z rozbawieniem Holden, spoglądając na mnie kątem oka. Po
chwili westchnął przeciągle i kontynuował. – Niestety, ale mój wspaniały
przyjaciel Corey zapomniał zakupić tych cudownych słodyczy, dlatego razem z
Holly jesteśmy zmuszeni iść do sklepu.
- Myślisz, że w to uwierzymy? – zapytała
różowowłosa, wpatrując się uporczywie w chłopaka stojącego przed nią. Duncan
najwidoczniej nie miał zamiaru odpowiadać. Tkwił w bezruchu z lekko przechyloną
głową. – Aż przejdę się, żeby zobaczyć.
Odprowadziłam Raven wzrokiem, która
właśnie skierowała się w stronę salonu. Nie minęło nawet parę sekund, a
dziewczyna zatopiła się w tłumie nastolatków, kompletnie znikając z zasięgu
moich oczu. Westchnęłam przeciągle i spojrzałam na Holdena, który nie poruszył
się nawet o milimetr. Na jego twarzy nadal widniał chytry uśmieszek, a czarne
oczy uważnie śledziły poczynania młodszego brata. Duncan wyglądał niczym
jastrząb, zaciekle pilnujący swojego jeszcze żyjącego obiadu. Aczkolwiek prawda
była z goła odmienna.
W rzeczywistości brunet wyczekiwał
odpowiedniego momentu na ucieczkę. Obmyślenie precyzyjnego planu wyjścia z domu
niezauważonym zajęło mu niespełna pół minuty – dokładnie tyle
potrzebowaliśmy na opuszczenie pokoju Corey’a i dostanie się pod frontowe
drzwi. Chłopak przewidział nawet, że ktoś mógł stanąć nam na przeszkodzie,
dlatego wymyślił wręcz doskonałą wymówkę. Holden wiedział, że jego
przyjaciel nie kupił żelków. Panowie
nawet posprzeczali się o to w szkole. Jednak Raven i Castiel nie mogli mieć o
tym pojęcia, w końcu nie pomagali Brownowi w organizacji imprezy. Ponadto
Duncan najwidoczniej posiadał niewyobrażalny talent do robienia z ludzi
idiotów. Albo sam zaliczał się do nich, dlatego szczęście mu sprzyjało. W
każdym razie, musiałam przyznać w duchu, że podziwiałam tego chłopaka.
Osobiście nie potrafiłabym w tak perfidny sposób okłamać drugiego człowieka, patrząc mu w twarz. Po prostu nie miałam
do tego smykałki. No cóż, babcia zawsze powtarzała, że nie nadawałam się
na polityka.
- Olewam, idę się schlać – mruknął
niewyraźnie Castiel tuż po tym, jak przegrał z krewnym pojedynek na spojrzenia.
Odetchnęłam z ulgą, gdy wysoka sylwetka
chłopaka zniknęła gdzieś w kuchni. Moment później poczułam silne pociągnięcie i
razem z Duncanem znaleźliśmy się na podwórzu. Drewniane ławeczki stylizowane na
o wiele starsze, niż były w rzeczywistości zostały pozajmowane przez palących
nastolatków. Imprezowiczów wciągnął wir rozmowy, toteż nie dostrzegli naszego
nagłego pojawienie się tuż przed ich oczami.
- Musimy się sprężyć, Raven nie odpuści
tak łatwo jak mój braciszek – powiedział Holden, zbiegając po kamiennych schodkach.
- Chyba nie wybiegnie za nami z domu, co?
- Ona jest zdolna do wszystkiego. – Brunet
przystanął w pół kroku. Odwrócił się do mnie i wyciągnął rękę, ogłaszając tym
samym bezgłośnie, że pragnął mojej bliskości. Już miałam chwycić jego dłoń, gdy
przypomniałam sobie analogiczne zdarzenie, które zaszło około pół godziny
wcześniej. Uśmiechnęłam się przepraszająco do Duncana, po czym wyminęłam go.
♥
Przez całą drogę nie wymieniliśmy między
sobą nawet krótkiego spojrzenia. Nie wspominając już o jakimkolwiek słowie. Powodem
mojego milczenia nie była bynajmniej nieudolna próba ponownego spoufalenia się.
Najzwyczajniej w świecie zastanawiałam się, jak wejdę do własnego domu.
Wskazówki naręcznego zegarka pokazywały dziesięć minut po pierwszej, więc
mogłam założyć się o całą kolekcję mang, że rodzice od dawna smacznie spali. Wyjątek
stanowił nagły przypływ weny u mamy, w trakcie którego zamykała się w swojej
pracowni na strychu, aby malować. Jednak, nawet jeżeli nie leżała jeszcze w
łóżku, to i tak nie otworzyłaby nam drzwi, ponieważ sztuka pochłonęła ją do
żywego.
Zatrzymaliśmy się przed metalową bramą, za
którą widniał chodnik wykonany z szarej kostki brukowej oraz ogromny biały dom.
Przyglądałam się drzwiom balkonowym, prowadzącym do sypialni rodziców. Tak jak
podejrzewałam, światła były zgaszone, a moi opiekunowie pogrążeni w głębokim
śnie. Nawet w pokoju Kevina panowała ciemność, co rzadko zdarzało się w środku
weekendu. Dzieciak zazwyczaj zarywał całą noc na zabijaniu wirtualnych wrogów.
- Dlaczego nie wchodzimy? – Rozbrzmiał
podirytowany głos Duncana, który kierował palec na guzik domofonu. Na szczęście
w porę plasnęłam go w dłoń.
- Zwariowałeś? Pobudzisz mi starszych –
fuknęłam na chłopaka.
- W takim razie otwieraj tę cholerną
bramkę, nie mam zamiaru sterczeć tu do rana.
- Nie mogę.
- Co?
- Nie wzięłam ze sobą kluczy – mruknęłam
nieśmiało, zasłaniając twarz rękoma.
O tym, że zapomniałam najważniejszej
rzeczy przypomniałam sobie dopiero w połowie drogi. Nie chciałam jeszcze
bardziej denerwować Holdena, dlatego postanowiłam przemilczeć ten fakt.
Poruszyłam wszystkie komórki swojego organizmu odpowiadające za myślenie,
jednak nie udało mi się wpaść na jakikolwiek sensowny pomysł, dzięki któremu
weszłabym do domu.
- Chcesz mi powiedzieć, że zapieprzaliśmy
taki kawał na marne? – warknął wzburzony chłopak. Podskoczyłam z powodu nagłego
wybuchu kolegi.
- Proszę, bądź ciszej, pobudzisz…
- Nie uciszaj mnie! Nie w tym momencie –
wysyczał przez zaciśnięte zęby. W jego głosie słychać było ogromną irytację, a
ja nie mogłam nic zrobić, aby Duncan chociaż trochę się uspokoił. Zaistniała
sytuacja to tylko i wyłącznie moja wina. Przeze mnie brunet zdeptał tę
cholerną płytę – nie powinnam była opierać się o regał. Na dodatek, gdy już
myśleliśmy, że wszystko naprawimy, okazało się, iż zapomniałam wziąć tych głupich kluczy. Tylko ja mogłam wykazać się tak wielką nieudolnością.
Poczułam piekące łzy pod powiekami, które
ostatkiem sił powstrzymywałam przed wypłynięciem na policzki. Byłam na siebie
wściekła. Podejrzewałam, że nawet Holden nie czuł w stosunku do mnie takiej złości. Miałam ogromną ochotę zniknąć z tego świata – chociażby na kilka
minut. Żeby Duncan mógł ochłonąć, a ja sama wypłakać się w odosobnieniu.
Później wróciłabym i razem w spokoju pomyślelibyśmy, jak rozwiązać tę beznadziejną sytuację, w której się znaleźliśmy.
Nagle uzmysłowiłam sobie, że zawsze na noc
zostawiałam otwarte drzwi balkonowe, przez które z łatwością dałabym radę
dostać się do swojego pokoju. Plasnęłam się otwartą dłonią w czoło, po czym
wymamrotałam:
- Jak mogłam o tym zapomnieć?
- Teraz zaczniesz gadać sama do siebie,
tak? A co potem? – Spojrzałam na kolegę. Jego mina wyrażała niechęć oraz
zmęczenie. W pełni go rozumiałam, bo zamiast pić z przyjaciółmi, sterczał na
chodniku nieopodal swojego domu i czekał na szczęście. Holden westchnął
zrezygnowany. – Rób, co chcesz, ja idę do siebie. Przez to wszystko jestem
śpiący.
- Czekaj! – zawołałam za oddalającym się
powoli brunetem. Chłopak ustał na środku jezdni, a ja poczęłam mówić dalej. –
Wejdę przez balkon, ale będziesz musiał mi pomóc.
Duncan odwrócił głowę, by spojrzeć na
piętro białego budynku.
- To wysoko – słusznie zauważył mój
towarzysz. – Jesteś pewna, że nie spadniesz?
- A skąd mam wiedzieć? Obiecałam ochronić
cię przed pięścią Corey’a i to zrobię.
Holden przez chwilę patrzył na mnie,
jakbym była niespełna rozumu, by za moment roześmiać się histerycznie. Lekko
skrzywiłam się słysząc jego donośny głos. Obawiałam się, że zaraz połowa
sąsiadów wstanie przez ten rechot.
- Dajesz mi poczuć się jak księżniczka –
mruknął chłopak uwodzicielskim tonem, nieśpiesznie do mnie podchodząc.
- P-przestań – wymamrotała, czując jak się
rumieniłam.
Brunet ustał przede mną, jednak obawiałam
się podnieść na niego wzrok. Zamiast tego wbiłam spojrzenie w swoje czarne
zamszowe creepersy. Dostrzegłam, że od lewego buta lekko odchodziła podeszwa.
Nagle chłodne wargi Duncana dotknęły mego
rozpalonego czoła. Przez całe ciało przeszedł dreszcz, powodując
podniesienie się włosków na karku. Jeszcze nigdy nie czułam takiej
dezorientacji. Najpierw Holden wydzierał się na mnie – z resztą słusznie – a chwilę
później całował. Niepewnie uniosłam głowę, aby skrzyżować wzrok z chłopakiem.
Jego kąciki warg ledwo zauważalnie uniosły się, jednak wiedziałam, że w głębi
serca nadal gotował się z wściekłości. Po prostu starał się tego nie okazywać.
- Chodź, mój rycerzu bez konia. Razem damy
radę wykraść drogocenny skarb z wieży złego czarnoksiężnika. Ale musimy być
ostrożni, ukochany, ponieważ złota strzeże ziejący ogniem na pięć metrów smok,
którego mag głodził specjalnie na taką okazję.
Duncan stanął w lekkim rozkroku. Lewą rękę
oparł na biodrze, zaś prawą wskazał mój dom. Porządnie zagryzłam dolną wargę,
aby głośno się nie roześmiać.
- Dobra, dosyć tych żartów. Idziemy po
płytę – powiedział brunet, po czym zwinnymi ruchami przeskoczył wysokie na dwa
metry metalowe ogrodzenie. Wzruszyłam ramionami i poszłam w ślady kolegi.
Gdy oboje znaleźliśmy się na terenie
posesji, ruszyliśmy na tył domu, gdzie znajdował się mój balkon. Cicho
skradaliśmy się pod oknami jadalnio-kuchni, jakby ktokolwiek w ogóle mógł nas
nakryć. Był środek nocy, poza tym rodzice wprowadzili kategoryczny zakaz
jedzenia po godzinie dwudziestej. Nie istniały szanse na to, żeby któryś z
domowników kręcił się na dolnym piętrze.
Stanęliśmy obok bujnych krzaków forsycji.
Nawet po zmroku ich żółte kwiaty pozostawały widoczne. Zadarłam głowę do góry –
tak jak myślałam, drzwi pozostawiłam otwarte, aby w pokoju nie zapanowała
obrzydliwa duchota. W Crystal Hills nawet noce były upalne, gdy w ciągu dnia
dokuczała wysoka temperatura.
- Musisz mnie podsadzić – oznajmiłam,
odwracając się w stronę Duncana.
Chłopak bez zbędnych ceregieli podszedł i
złapał mnie w pasie. Chwilę później podciągnęłam się na metalowej barierce, a
następnie przeskoczyłam przez nią. Delikatnie pchnęłam skrzydło balkonowe,
które wydało z siebie cierpiętnicze skrzypnięcie. Skrzywiłam się mimowolnie i
zastygłam w bezruchu. Odczekałam moment, a gdy nie usłyszałam jakiegokolwiek
dźwięku dochodzącego ze środka, weszłam do pokoju.
Wewnątrz panowała całkowita ciemność. Księżyc przysłaniały chmury, a światła ulicznych latarni nie docierały na tyły domów. Jedynie przycisk do włączania telewizora świecił krwistą czerwienią, która
w zaistniałej sytuacji pomagała mi zidentyfikować położenie regału z książkami
oraz płytami. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę, gdzie powinno stać narożne
biurko. Przeszłam niewielki kawałek, po czym wpadłam na kanapę usytułowaną
przed niską szafką na konsolę i gry. Zaklęłam szkaradnie pod nosem, gdy duży
palec u mojej prawej stopy zaliczył zderzenie pierwszego stopnia z metalową
nóżką sofy. W takich właśnie chwilach człowiek żałował, że na całej przestrzeni
sypialni porozstawiał meble.
Rękami namacałam skórzany fotel obrotowy z
kilkoma bluzkami wiszącymi na oparciu. Przeszłam jeszcze kawałek w prawo i
palcami natrafiłam na grzbiety książek.
Bingo!
Jesteśmy w domu, Holly.
Z kieszeni czarnych spodni wyciągnęłam
telefon, aby podświetlić stojące na półkach przedmioty. Szybko przejrzałam
wzrokiem cały zbiór albumów rockowych i metalowych wykonawców z różnych krajów.
Miałam skrzywienie na punkcie porządku panującego wśród rzeczy dla mnie
ważnych, stąd też wszystkie dzieła literackie oraz muzyczne zostały poustawiane
w kolejności alfabetycznej. Nie trudno zatem było odnaleźć krążek Iowa.
Pochwyciłam plastikowe pudełko i zajrzałam
do środka w celu upewnienia się, iż płyta była na swoim miejscu. Na całe
szczęście ostatnimi czasy miałam słabość do grunge'u, dlatego album zespołu
Slipknot nie tkwił wewnątrz stereo.
Zadowolona z przebiegu misji ruszyłam w
stronę balkonu. Chwyciłam za klamkę od drzwi, błagając w duchu samego
Szatana, aby skrzydło tym razem nie wydało odgłosów. Nie słysząc jakiegokolwiek
dźwięku, cicho szepnęłam dziękuję.
Podeszłam do metalowej poręczy, po czym szybkim ruchem przeszłam na
drugą stronę. Stałam na niewielkiej krawędzi balkonu i już zamierzałam skoczyć,
gdy powstrzymał mnie głos Duncana.
- Poczekaj, złapię cię – wyszeptał
chłopak, podchodząc bliżej i wystawiając ręce do góry.
- Tylko się przewrócimy – odparłam. – Ale
możesz wziąć płytę, żebym jej nie połamała.
Rzuciłam album brunetowi, a następnie
zeskoczyłam na trawę. Kiedy powróciłam do pozycji pionowej, posłałam koledze
szeroki uśmiech pełen triumfu z powodzenia planu. Holden zaśmiał się pod nosem i
zmierzwił moje włosy.
- Jestem ci winien kawę – rzucił z ulgą w
głosie Duncan.
- Cappuccino malinowe zrekompensuje wszystko
– odparłam.
Chłopak uniósł kącik ust i począł kierować
się w stronę ogrodzenia.
Już po chwili oboje szliśmy chodnikiem wzdłuż drogi wylotowej z miasta. Podobnie jak kilkanaście minut wcześniej, teraz również spacer mijał nam w milczeniu. Jednak nie było ono niezręczne czy wymuszone.
Najzwyczajniej w świecie oboje odczuwaliśmy ogromne zmęczenie. Znużenie
uderzyło w nas z ogromnym impetem tuż po opuszczeniu White Avenue. A może dokładniejsze będzie stwierdzenie, że zaraz po
ulotnieniu się z nas adrenaliny.
Nagle poczułam na swoim ramieniu mocny
uścisk, a moment później szłam wtulona w bok Duncana. Brunet westchnął
przeciągle i powiedział:
- W poniedziałek po treningu zabiorę cię
do sklepu muzycznego i odkupię płytę.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Szczerze nie spodziewałam się, że odzyskam album. Opuściłam nieznacznie
głowę, aby Holden nie mógł dostrzec mocnego pąsu na mojej twarzy oraz szczerego
uśmiechu.
♥ ♥ ♥ ♥
Ciekawa historia z płytką :P
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy ten romansik wyjdzie ^^
Czekam na więcej :D
Mam nadzieję że nic z tego nie wyjdzie. Ten cały Duncan mi nie pasuje. Holly zasługuje na kogoś lepszego. Jeśli mam być szczera to nigdy nie lubiłam motywu oswojenia buntownika, a tu niestety na to się zapowiada.
OdpowiedzUsuńOkazałabym jakże ogromną radość z ukazanego rozdziału, ale byłam zmuszona do niekomentowania rozdziału od razu, a dzisiaj kiedy znalazłam chwilkę czasu, cóż... Nie czuję się najlepiej ;/ Gardziołko mnie boli i czuję się okropnie zmęczona... ;C
OdpowiedzUsuńJednakże nie powstrzyma mnie to przed skomentowaniem tego rozdziału :D
Hehehe... Muszę przyznać, że spodziewałam się tego iż Holly będzie miała płytę... Ostatnio jakoś mam strasznie dobrą intuicję, co widać na wynikach z matur. WSZYSTKIE ZDAŁAM!! Ahh... Wyobraź sobie moją radość, gdy dostałam arkusz z matematyki, a tam upragnione ponad 30%... Przyznać się muszę, że aż się wzruszyłam... Byłam pewna, że nie zdam. Oczywiście angielski (84%) i polski (zdałam na 3) poszły mi także dobrze :D. Jeszcze tylko poczekać na rozszerzenie z polskiego, co podejrzewam nie zdałam ;c Ale to się zobaczy w przyszłym tyg.
Dobra. Dość o mnie. Mam komentować rozdział, a nie chwalić się zdaną maturą (ale to nie zmienia faktu, że jestem meega uradowana).
Ciekawe czy Holden będzie zabiegał o względy Holly także po imprezie. Jakoś mam dziwne przeczucie, że nie... No ale to się dopiero później okaże.
Hahah... Doskonale rozumiem to skrzywienie Holly na punkcie alfabetycznego układania rzeczy. Ja mam tak, że muszę mieć wszystko od największej do najmniejszej XD I czasami wszyściutko prawie że od linijki równo ułożone.
Hm... Muszę przyznać, że zgadzam się po części z komentującą wyżej. Duncan jakoś mi nie pasuje do Holly. Bardziej go widzę w roli "starszego brata" niż w jej chłopaku. Nie wiem... Może to przez moje wyobrażenie go...
Pozostaje tylko gdybać... No nic :D Jakoś wytrzymam do następnego, który mam nadzieję, że szybko się ukaże.
Serdecznie pozdrawiam i życzę mnóstwa weny :D