Spis lektur obowiązkowych

poniedziałek, 9 listopada 2015

Droga (nie) do miłości: Rozdział 8
„[…} Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić;
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i szczęścia,
aby mi się jedno z drugim nie popieprzyło […}
~S. King

     Już na początku drugiego tygodnia miałam okazję poznać kolejną bezsensowną zasadę panującą w tej szkole. Dotyczyła siedzenia według wzrostu i zajmowania tych samych miejsc na wszystkich zajęciach. Nauczyciele tłumaczyli, że to z myślą o naszych kręgosłupach. Nie zmieniało to jednak faktu, że niscy uczniowie zostali pokrzywdzeni. W naszej klasie ja oraz Raven zdobyłyśmy mało zaszczytne miano najniższych, dlatego mi przypisano pierwszą ławkę w środkowym rzędzie, a różowowłosej stolik przy oknie, który sąsiadował z biurkiem nauczyciela. Dziewczyna przez dobre pół godziny awanturowała się z anglistką i dopiero pod groźbą wizyty u dyrektorki usiadła na krześle. Ja również nie byłam zachwycona swoim miejscem w klasie. Pierwsza ławka uniemożliwia ściągnięcie chociażby jednego zadania na egzaminie – w taki oto sposób doskonały plan dotyczący zdobycia wysokiej średniej, który skutkował przez ostatnie trzy lata mojej edukacji, poszedł się kochać. Jakby tego było mało, nie mogłam zdrzemnąć się podczas nudnych zajęć, a tych nie brakowało w tej szkole. Większość tutejszych nauczycieli kompletnie nie potrafiła zainteresować młodzieży, a w efekcie mało kto pamiętał cokolwiek z lekcji. Jednym z nielicznych belfrów umiejętnie przekazujących wiedzę uczniom był wykładowca biologii.
     Z niedowierzeniem śledziłam wzrokiem pana Johnsona, który w zawrotnym tempie przemieszczał się po klasie. Mężczyzna, pomimo posiadania przysadzistej budowy ciała i o dwa rozmiary za małej beżowej marynarki, która z pewnością krępowała jego ruchy, nad wyraz energicznie wykonywał wszelkie czynności. W połowie zajęć doszłam do wniosku, że nauczyciel biologii – mający zapewne ponad czterdzieści lat – cierpiał na nadpobudliwość. Inaczej nie dało się wytłumaczyć jego nieustającego marszobiegu.
     - Skoro zasady BHP mamy już za sobą, to przystąpimy do omówienia pokrótce zagadnień, którymi będziemy zajmować się w tym roku szkolnym.
     Mężczyzna udał się na zaplecze. W każdej z sal znajdowało się przejście do dodatkowego pomieszczenia, które pełniło funkcję prywatnego gabinetu nauczyciela. Wykładowcy trzymali w nich wszelkiego rodzaju pomoce naukowe oraz testy, dlatego każdy pokój był zamykany na kod, aby nie doszło do przecieków.
     Po chwili pan Johnson wrócił ze starym metalowym wózkiem rodem z horrorów o psychopatycznych lekarzach. Na lekko zardzewiałym blacie leżały modele wszystkich układów człowieka – począwszy od oddechowego, a skończywszy na ośrodkowym nerwowym w postaci czaszki. Następnie ponownie zniknął za drzwiami, aby zaraz pojawić się z przepołowionym ludzkim manekinem w realistycznym rozmiarze, który był przymocowany do drewnianego podestu na kółkach. Postanowiłam przemilczeć fakt, że sztuczny człowiek miał o dobre kilka centymetrów więcej od nauczyciela biologii. Skupiłam się głównie na precyzji, z jaką został wykonany ów model. Wszystkie żyły, tętnice i narządy oraz większe kości zostały dokładnie na nim wyeksponowane.
     - To jest Docent Ciałko, przywitajcie się z nim. – Nikt z klasy nawet nie szepnął. Pan Johnson złapał chyboczącą się rękę manekina i skierował ją w moją stronę. Niechętnie uścisnęłam gumową dłoń. – No dalej, kochani, on pomoże wam poznać wasze własne organizmy, więc powiedzcie mu cześć!
     Właśnie w tym momencie biednemu Docentowi Ciałko wypadło serce, które z głuchym łoskotem opadło na moją ławkę. Po klasie rozniósł się niezadowolony jęk dziewcząt wywołany obrzydzeniem na ten widok.
     - Spokojnie, koleżanki, przecież każdemu może wyślizgnąć się narząd – zagaił wesoło mężczyzna, jednak jego słowa ani trochę nie uspokoiły uczennic.
     Podałam nauczycielowi brakującą część modelu, która już po chwili znalazła się na swoim miejscu. I oby prędko go nie opuściła.
     - Panie profesorze, to jest dziwne – mruknęła Raven. Jej twarz wyrażała niechęć na myśl, że w przyszłości sama będzie musiała dotknąć któregoś z elementów manekina.
     - Oczywiście, że jest, jak wszystko co ludzkie. Dowiecie się tego na zajęciach z psychologii i socjologii. Gatunek Homo sapiens został nazwany najmądrzejszym, jednak osobiście wyznaję w tej sprawie odmienną teorię. Tylko nie mówcie tego swoim rodzicom i pani Shermansky. – Mężczyzna mrugnął wesoło, po czym ledwo zapiął jedyny guzik swojej marynarki i odstawił Docenta Ciałko na bok. – Ewolucją człowieka zajmiemy się w drugim półroczu. Co do modeli, no cóż, będziecie musieli się z nimi zaprzyjaźnić, bo w trzeciej klasie poznacie Docenta Kostkę.
     Rozległ się dźwięk dzwonka ogłaszającego przerwę. Wszyscy uczniowie jednocześnie ruszyli w stronę drzwi, przez co powstał sporych rozmiarów korek. Raven, jak to miała w zwyczaju, zaczęła przeciskać się do wyjścia, przy okazji ciągnąc mnie za sobą. Niewielkie rozmiary i nerwowa koleżanka na coś się czasami przydawały.
     Po opuszczeniu sali udałyśmy się na parter, gdzie spędzałyśmy większość przerw. Podczas czwartkowej próby ukrycia się przed Dake’em dostrzegłyśmy niewielką ławeczkę wciśniętą pomiędzy automatami z napojami a ścianą. Od tamtej pory nazywałyśmy ją naszym sekretnym miejscem, o którym wiedzą wszyscy, ale i tak je olewają.
     - Chcesz coś do picia? – zapytałam koleżankę, szperając jednocześnie w odmętach czarnej conversowej torby w poszukiwaniu portfela.
     - Może być herbatka miętowo-malinowa – odparła różowowłosa.
     Wrzuciłam do czerwonej maszyny odliczoną kwotę, a już po chwili delektowałam się smakiem mrożonej kawy. Razem z Raven siedziałyśmy na ciemnych deskach przymocowanych do ściany i w milczeniu przyglądałyśmy się dwóm dziewczynom, usilnie próbującym otworzyć małe pudełeczko. Dałabym sobie głowę uciąć, że jedna z nich była tą samą Azjatką, która śmiała mnie i różowowłosą nazwać frajerkami.
     - Cześć, wam. – Nagle, zupełnie jakby spod ziemi, wyrosła przed nami Sucrette. – Wow, nieźle się tu schowałyście, szukałam was cały dzień.
     - Najwidoczniej mamy kiepską kryjówką, skoro nas znalazłaś – burknęłam pod nosem.
     - Przestań, Wood – mruknęła Raven, szturchając mnie łokciem.
     - Kurczę, znowu się nie wyspałaś? Wyglądasz kiepsko…
     Nie mogłam uwierzyć w głupotę i naiwność brunetki. Już w sobotę pokazała, że inteligencją nie grzeszyła, ale nadal miałam nadzieję, że jakieś granice tępoty zachowała.
     - W nocy leciał maraton horrorów. Nie mogłam go przegapić – rzuciłam pierwszą wymówkę, jaka przyszła mi do głowy, błagając, aby Su w końcu przestała mnie męczyć.
     - Serio? Szkoda, że nie wiedziałam, chętnie bym obejrzała.
     Zapłakałam w duchu, ledwo powstrzymując się przed uderzeniem głową o ścianę bądź automat. Sucrette najwidoczniej już dawno przekroczyła wszelkie normy głupoty ludzkiej.
     - No nieważne, co chciałaś? – Raven postanowiła uratować konający honor koleżanki. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale różowowłosa bardzo polubiła drugoklasistkę. Pewnie połączyła je wspólna nienawiść do Debrah.
     - Przyszłam się upewnić, czy macie pieniądze na stroje. Jestem klubowym skarbnikiem, więc pomyślałam, że wszystkim przypomnę, a w razie, jakby któraś z dziewczyna nie przyniosła stu dolarów, to miałaby jeszcze czas, aby poprosić rodziców o dostarczenie ich.
     Z pewnością mało rozgarnięta Su nie wpadłaby na taki pomysł. Na pewno trenerka kazała jej znaleźć zawodniczki. Postanowiłam jednak nie ujawniać swoich przemyśleń – Raven i tak była już na mnie wystarczająco zła za sobotnie dokuczanie brunetce.
     - Spoko, jeszcze dzisiaj rano napisałam do Holly przypominajkę – odparła różowowłosa, uśmiechając się przy tym szczerze. – Może usiądziesz z nami?
     Posłałam koleżance złowrogie spojrzenie, ale ta udawała, że nie wyczuła mojej morderczej aury, która kłębiła się wokół nas i z każdą sekundą stawała się coraz to większa. Nawet głupiutka Sucrette dostrzegła, że budzą się we mnie negatywne emocje, bo nieznacznie odsunęła się, a na jej twarz wstąpił grymas lęku.
     - Nie, jeszcze muszę znaleźć Debrah. To na razie – odpowiedziała cichutko zielonooka, po czym pośpiesznie oddaliła się.
     - O Szatanie, ona woli tę plującą jadem na kilometr żmiję od ciebie.
     - Mówisz?
     - No przecież widziałaś, że omal nie przewróciła się, tak szybko uciekała. - Raven odwróciła się uśmiechnięta, ale po spojrzeniu na mnie, kąciki jej ust od razu opadły, a oczy wytrzeszczyły się ze zdumienia. – W sumie to się jej nie dziwię, sama mam ochotę przed tobą zwiewać. Wyglądasz gorzej niż demon.
     Dziewczyna odchrząknęła, po czym wstała z ławeczki i wyrzuciła plastikowy kubeczek do kosza. Niechętnie spojrzała na mnie ponownie, a następnie mruknęła:
     - Lepiej chodź do sali, bo pani Hathaway nie lubi spóźnialskich. – Oddaliła się trochę, jednak po chwili znów zwróciła się w moim kierunku. – I schowaj te kły, bo stara jędza zawału dostanie na widok twojego parszywego uśmiechu.


     Na początku każdego semestru opiekunowie klubów sportowych mieli za zadanie przeprowadzić podstawowe badania wszystkim członkom drużyn. Głównym celem bilansu było upewnienie się, że wszyscy uczniowie byli zdrowi. Chodziło również o ryzyko zażywania dopingu przez któregoś z nastolatków. Nasze liceum bardzo dbało o wizerunek, dlatego pani Shermansky postanowiła dmuchać na zimne i jeszcze kilka miesięcy przed zawodami nakazała trenerom pobrać od każdego członka klubu próbkę moczu, a następnie wysłać wszystkie do bostońskiego laboratorium. W razie wykrycia niepożądanych substancji było dużo czasu na wydalenie fanów sterydów z szeregów szkolnych reprezentacji i zastąpienie ich bardziej odpowiedzialnymi ludźmi. Nie zmieniało to jednak faktu, że każdy uczeń, który chciał wpisać się na listę sportowców w Stoney Bay High School musiał przynieść zaświadczenie od lekarza, że nie dolegała mu jakakolwiek poważna choroba, mogąca zagrozić w przyszłej karierze.
     Właśnie ze względu na semestralny bilans, cała żeńska drużyna siatkówki okupowała pokój wuefistów. Pomieszczenie nie miało zbyt wiele miejsc siedzących, dlatego większość dziewczyn musiało zadowolić się jasną podłogą – na ich szczęście była wypolerowana na błysk. Razem z Raven i Sucrette zajęłyśmy najlepsze miejsca na czarnej skórzanej kanapie. Różowowłosa wygodnie położyła nogi na szklanym stoliku do kawy, posyłając przy tym spojrzenie pełne wyższości i triumfu naszym starszym koleżankom. Su w pełni pochłonął smak mrożonej kawy kokosowej. Właśnie kończyła pić zawartość trzeciego kubka. Natomiast mnie przerażał fakt, że zaraz stanę na wadze. Nie należałam do osób z nadwagę – mogłam wręcz zaryzykować stwierdzeniem, że liczba moich kilogramów była wprost proporcjonalna do wzrostu. Obawiałam się wizji bycia zmierzoną i zważoną zaraz po Debrah. Brunetka miała idealną figurę, której mogła jej pozazdrości niejedna modelka, a ja byłam niska i raczej niewysportowana. Totalny kontrast, nie ma co.
     - Już ostatnia. Holly, wskakuj na wagę – nakazała pani Williams. Na jej twarzy było widać ulgę, że za niecałe pięć minut skończy przeprowadzać podstawowe badania.
     Niepewnie weszłam na chybotliwą miarkę.
     - Czterdzieści dwa kilogramy… - Czwartoklasistka odpowiedzialna za pomiary zapisała moją wagę w grubym notesie. – Odwróć się i stań prosto. – Wykonałam polecenie. – Metr i pięćdziesiąt siedem centymetrów. Miejmy nadzieję, że jeszcze urośniesz.
     Zeszłam z wagi, a trenerka zdjęła ze mnie miarę, po czym stwierdziła, że rozmiar stroju S będzie na mnie odpowiedni.
     Wróciłam na poprzednie miejsce pomiędzy Raven i Sucrette. Obie spojrzały na mnie dziwnie, a następnie jednocześnie skierowały wzrok na mój brzuch. Nie miałam pojęcia, o czym myślały, ale uśmieszki, które między sobą wymieniły z pewnością nie wróżyły dobrze.
      - Skoro bilans mamy za sobą, przystąpmy do ciekawszych rzeczy. – Pani Williams usiadła okrakiem na krześle i skrzyżowała ręce na oparciu. – Nie podlega żadnej dyskusji, kto zostanie kapitanem również w tym roku.
     Rebecca podniosła obie ręce do góry, a po chwili dziewczyny siedzące po obu jej stronach przybiły z nią piątki. Nawet usadowiona na twardej i zimnej podłodze blondynka górowała nad resztą zawodniczek. Czwartoklasistka była jedną z najwyższych przedstawicielek płci pięknej w szkole, czym uwielbiała się chwalić. Po korytarzu zawsze szła z dumnie uniesioną głową, jakby chciała wszystkim pokazać, kto w tym liceum tak naprawdę rządził.
     - Niestety, w najbliższych zawodach Eva nie będzie mogła do nas dołączyć, bo jej kontuzja okazała się zbyt poważna. Dlatego zastępcą kapitana mianuję Debrah.
     Sucrette zaczęła głośno kaszleć, bo zachłysnęła się mrożoną kawą. Najwidoczniej nie tylko zielonooka była zaskoczona wyborem trenerki. Rebecca oraz jej przyjaciółki patrzyły na Debrah z nieukrywaną złością – zupełnie, jakby chciały pokazać, gdzie było jej miejsce, w końcu to dopiero drugoklasistka. Brunetka jednak zdawała się nie widzieć ich wrogich spojrzeń i z szerokim uśmiechem przyjmowała gratulacje od niektórych zawodniczek.


♥ ♥ ♥ ♥

3 komentarze:

  1. Witej! Jak miło widzieć tutaj kolejny rozdział, po strasznie męczącym, choć bez lekcyjnym dniu. Nie znoszę sztywnych uroczystości, a nadanie imienia mojej szkole z pewnością się do nich zalicza. Jeszcze musiałam się cały dzień mordować w szpilkach, bo sobie zażyczyli wysokie buty. Lubię chodzić na obcasach, ale ten dzień jest wyjątkowo złym dla mnie dniem.
    No ale nic. Siedzę już w domku, w cieplutkich kapciach i wygodnej bluzie, a nie w sztywnej koszuli...
    Rozdział super, chociaż przyznam szczerze, że połowę przeze mnie przeleciało jak przez sitko. Jak się troszkę bardziej ogarnę będę musiała jeszcze raz przeczytać. Co nie zmienia faktu, że najbardziej podobała mi się akcja z sercem. Ja na miejscu Holly bym nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Cóż... nie należę do osób, które potrafią z takich sytuacjach zachować powagę. Szczególnie jeśli moje przyjaciółki też się śmieją. Pan Johnson strasznie przypomina mi mojego starego nauczyciela od historii. Też taki żywy i bardzo obrazowo przekazywał nam informacje. Jeszcze miał niesamowite podejście do swojej osoby i dość często sypał żartami. Heheh... jeden z moich ulubionych nauczycieli <3
    Zauważyłam, że Holly bardzo podobnie reaguje do mnie, gdy ma do czynienia z osobą, którą nie lubi, tylko, że ja staram się mniej otwarcie to okazywać. Co nie zawsze mi to wychodzi. Tak btw, wyrwane z kontekstu, ta dziewczyna jest przeraźliwe chuda... Chociaż... Moja siostra ma podobny wzrost i wagę i nie wygląda aż tak źle... Znaczy wyglądała kiedyś, bo teraz jest po dwóch ciążach, także troszkę jej się figura zmieniła.. Ale nie chciałabym być taka "lekka" Jak dla mnie to za mało.
    Tak jak się tego spodziewałam Debrah podbiła serca każdego i wszystkie dziewczyny wręcz ją uwielbiają... Cóż się dziwić, Jest osobą, której wprost nie da się nie lubić ;)
    Ale co by to nie było, rozdział długi, pełen opisów, taki jak lubię, więc nie będę się więcej rozpisywać..
    Niecierpliwie czekam na następny oraz gorąco pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo Tobie zazdroszczę odwołania lekcji. Ja swoje kończyłam dopiero wpół do piętnastej. (-,-) Oczywiście w między czasie zdążyliśmy jeszcze dwadzieścia minut pośpiewać na apelu. Grunt, że nie musiałam pomykać do szkoły w stroju galowym, bo chyba bym dzisiaj nie wstała z łóżka. Odpowiadam na Twój komentarz ze względu na uwagę o wadze i wzroście Holly. Wynika to z mojego (chyba) chwilowego zachwytu ludźmi przesadnie chudymi. Jednak bez obaw - nie mam zamiaru robić z głównej bohaterki anorektyczki. W najbliższym rozdziale zostanie poruszona kwestia drobnej niedowagi panienki Stanley.
      Pozdrawiam i życzę miłego popołudnia. (^.^)

      Usuń
  2. Ojej! Nawet nie wiesz, jak sie ucieszylam z proporcji Holly! Waze co prawda troche wiecej, ale tez mam 157 cm wzrostu! XD

    OdpowiedzUsuń