Droga (nie) do miłości: Rozdział
8
„[…}
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić;
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i szczęścia,
aby
mi się jedno z drugim nie popieprzyło […}
~S.
King
Już na początku drugiego tygodnia miałam
okazję poznać kolejną bezsensowną zasadę panującą w tej szkole. Dotyczyła
siedzenia według wzrostu i zajmowania tych samych miejsc na wszystkich
zajęciach. Nauczyciele tłumaczyli, że to z myślą o naszych kręgosłupach. Nie
zmieniało to jednak faktu, że niscy uczniowie zostali pokrzywdzeni. W naszej
klasie ja oraz Raven zdobyłyśmy mało zaszczytne miano najniższych, dlatego mi przypisano pierwszą ławkę w środkowym rzędzie, a różowowłosej stolik przy
oknie, który sąsiadował z biurkiem nauczyciela. Dziewczyna przez dobre pół
godziny awanturowała się z anglistką i dopiero pod groźbą wizyty u dyrektorki
usiadła na krześle. Ja również nie byłam zachwycona swoim miejscem w
klasie. Pierwsza ławka uniemożliwia ściągnięcie chociażby jednego zadania na
egzaminie – w taki oto sposób doskonały plan dotyczący zdobycia wysokiej
średniej, który skutkował przez ostatnie trzy lata mojej edukacji, poszedł się
kochać. Jakby tego było mało, nie mogłam zdrzemnąć się podczas nudnych zajęć, a
tych nie brakowało w tej szkole. Większość tutejszych nauczycieli kompletnie
nie potrafiła zainteresować młodzieży, a w efekcie mało kto pamiętał cokolwiek
z lekcji. Jednym z nielicznych belfrów umiejętnie przekazujących wiedzę uczniom
był wykładowca biologii.
Z niedowierzeniem śledziłam wzrokiem pana
Johnsona, który w zawrotnym tempie przemieszczał się po klasie. Mężczyzna,
pomimo posiadania przysadzistej budowy ciała i o dwa rozmiary za małej beżowej
marynarki, która z pewnością krępowała jego ruchy, nad wyraz energicznie
wykonywał wszelkie czynności. W połowie zajęć doszłam do wniosku, że nauczyciel
biologii – mający zapewne ponad czterdzieści lat – cierpiał na nadpobudliwość.
Inaczej nie dało się wytłumaczyć jego nieustającego marszobiegu.
- Skoro zasady BHP mamy już za sobą, to
przystąpimy do omówienia pokrótce zagadnień, którymi będziemy zajmować się w
tym roku szkolnym.
Mężczyzna udał się na zaplecze. W każdej z
sal znajdowało się przejście do dodatkowego pomieszczenia, które pełniło funkcję
prywatnego gabinetu nauczyciela. Wykładowcy trzymali w nich wszelkiego rodzaju
pomoce naukowe oraz testy, dlatego każdy pokój był zamykany na kod, aby nie
doszło do przecieków.
Po chwili pan Johnson wrócił ze starym
metalowym wózkiem rodem z horrorów o psychopatycznych lekarzach. Na lekko
zardzewiałym blacie leżały modele wszystkich układów człowieka – począwszy od
oddechowego, a skończywszy na ośrodkowym nerwowym w postaci czaszki. Następnie
ponownie zniknął za drzwiami, aby zaraz pojawić się z przepołowionym ludzkim
manekinem w realistycznym rozmiarze, który był przymocowany do drewnianego
podestu na kółkach. Postanowiłam przemilczeć fakt, że sztuczny człowiek miał o
dobre kilka centymetrów więcej od nauczyciela biologii. Skupiłam się głównie na
precyzji, z jaką został wykonany ów model. Wszystkie żyły, tętnice i narządy
oraz większe kości zostały dokładnie na nim wyeksponowane.
- To jest Docent Ciałko, przywitajcie się
z nim. – Nikt z klasy nawet nie szepnął. Pan Johnson złapał chyboczącą się rękę
manekina i skierował ją w moją stronę. Niechętnie uścisnęłam gumową dłoń. – No
dalej, kochani, on pomoże wam poznać wasze własne organizmy, więc powiedzcie mu
cześć!
Właśnie w tym momencie biednemu Docentowi
Ciałko wypadło serce, które z głuchym łoskotem opadło na moją ławkę. Po klasie
rozniósł się niezadowolony jęk dziewcząt wywołany obrzydzeniem na ten widok.
- Spokojnie, koleżanki, przecież każdemu
może wyślizgnąć się narząd – zagaił wesoło mężczyzna, jednak jego słowa ani
trochę nie uspokoiły uczennic.
Podałam nauczycielowi brakującą część
modelu, która już po chwili znalazła się na swoim miejscu. I oby prędko go nie
opuściła.
- Panie profesorze, to jest dziwne –
mruknęła Raven. Jej twarz wyrażała niechęć na myśl, że w przyszłości sama
będzie musiała dotknąć któregoś z elementów manekina.
- Oczywiście, że jest, jak wszystko co
ludzkie. Dowiecie się tego na zajęciach z psychologii i socjologii. Gatunek
Homo sapiens został nazwany najmądrzejszym, jednak osobiście wyznaję w tej
sprawie odmienną teorię. Tylko nie mówcie tego swoim rodzicom i pani Shermansky.
– Mężczyzna mrugnął wesoło, po czym ledwo zapiął jedyny guzik swojej marynarki
i odstawił Docenta Ciałko na bok. – Ewolucją człowieka zajmiemy się w drugim
półroczu. Co do modeli, no cóż, będziecie musieli się z nimi zaprzyjaźnić, bo w
trzeciej klasie poznacie Docenta Kostkę.
Rozległ się dźwięk dzwonka ogłaszającego
przerwę. Wszyscy uczniowie jednocześnie ruszyli w stronę drzwi, przez co
powstał sporych rozmiarów korek. Raven, jak to miała w zwyczaju, zaczęła
przeciskać się do wyjścia, przy okazji ciągnąc mnie za sobą. Niewielkie
rozmiary i nerwowa koleżanka na coś się czasami przydawały.
Po opuszczeniu sali udałyśmy się na
parter, gdzie spędzałyśmy większość przerw. Podczas czwartkowej próby ukrycia
się przed Dake’em dostrzegłyśmy niewielką ławeczkę wciśniętą pomiędzy
automatami z napojami a ścianą. Od tamtej pory nazywałyśmy ją naszym sekretnym miejscem, o którym wiedzą
wszyscy, ale i tak je olewają.
- Chcesz coś do picia? – zapytałam koleżankę,
szperając jednocześnie w odmętach czarnej conversowej
torby w poszukiwaniu portfela.
- Może być herbatka miętowo-malinowa –
odparła różowowłosa.
Wrzuciłam do czerwonej maszyny odliczoną
kwotę, a już po chwili delektowałam się smakiem mrożonej kawy. Razem z Raven
siedziałyśmy na ciemnych deskach przymocowanych do ściany i w milczeniu
przyglądałyśmy się dwóm dziewczynom, usilnie próbującym otworzyć małe
pudełeczko. Dałabym sobie głowę uciąć, że jedna z nich była tą samą Azjatką,
która śmiała mnie i różowowłosą nazwać frajerkami.
- Cześć, wam. – Nagle, zupełnie jakby spod
ziemi, wyrosła przed nami Sucrette. – Wow, nieźle się tu schowałyście, szukałam
was cały dzień.
- Najwidoczniej mamy kiepską kryjówką,
skoro nas znalazłaś – burknęłam pod nosem.
- Przestań, Wood – mruknęła Raven,
szturchając mnie łokciem.
- Kurczę, znowu się nie wyspałaś?
Wyglądasz kiepsko…
Nie mogłam uwierzyć w głupotę i naiwność
brunetki. Już w sobotę pokazała, że inteligencją nie grzeszyła, ale nadal
miałam nadzieję, że jakieś granice tępoty zachowała.
- W nocy leciał maraton horrorów. Nie
mogłam go przegapić – rzuciłam pierwszą wymówkę, jaka przyszła mi do głowy,
błagając, aby Su w końcu przestała mnie męczyć.
- Serio? Szkoda, że nie wiedziałam,
chętnie bym obejrzała.
Zapłakałam w duchu, ledwo powstrzymując się
przed uderzeniem głową o ścianę bądź automat. Sucrette najwidoczniej już dawno
przekroczyła wszelkie normy głupoty ludzkiej.
- No nieważne, co chciałaś? – Raven
postanowiła uratować konający honor koleżanki. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale
różowowłosa bardzo polubiła drugoklasistkę. Pewnie połączyła je wspólna
nienawiść do Debrah.
- Przyszłam się upewnić, czy macie
pieniądze na stroje. Jestem klubowym skarbnikiem, więc pomyślałam, że wszystkim
przypomnę, a w razie, jakby któraś z dziewczyna nie przyniosła stu dolarów, to
miałaby jeszcze czas, aby poprosić rodziców o dostarczenie ich.
Z pewnością mało rozgarnięta Su nie wpadłaby
na taki pomysł. Na pewno trenerka kazała jej znaleźć zawodniczki. Postanowiłam
jednak nie ujawniać swoich przemyśleń – Raven i tak była już na mnie
wystarczająco zła za sobotnie dokuczanie brunetce.
- Spoko, jeszcze dzisiaj rano napisałam do
Holly przypominajkę – odparła różowowłosa, uśmiechając się przy tym szczerze. –
Może usiądziesz z nami?
Posłałam koleżance złowrogie spojrzenie,
ale ta udawała, że nie wyczuła mojej morderczej aury, która kłębiła się wokół
nas i z każdą sekundą stawała się coraz to większa. Nawet głupiutka Sucrette
dostrzegła, że budzą się we mnie negatywne emocje, bo nieznacznie odsunęła się,
a na jej twarz wstąpił grymas lęku.
- Nie, jeszcze muszę znaleźć Debrah. To na
razie – odpowiedziała cichutko zielonooka, po czym pośpiesznie oddaliła się.
- O Szatanie, ona woli tę plującą jadem na
kilometr żmiję od ciebie.
- Mówisz?
- No przecież widziałaś, że omal nie przewróciła się, tak szybko uciekała. - Raven odwróciła się uśmiechnięta, ale po spojrzeniu na mnie, kąciki jej ust od razu opadły, a oczy wytrzeszczyły się ze
zdumienia. – W sumie to się jej nie dziwię, sama mam ochotę przed tobą zwiewać.
Wyglądasz gorzej niż demon.
Dziewczyna odchrząknęła, po czym wstała z
ławeczki i wyrzuciła plastikowy kubeczek do kosza. Niechętnie spojrzała na mnie
ponownie, a następnie mruknęła:
- Lepiej chodź do sali, bo pani Hathaway
nie lubi spóźnialskich. – Oddaliła się trochę, jednak po chwili znów zwróciła
się w moim kierunku. – I schowaj te kły, bo stara jędza zawału dostanie na
widok twojego parszywego uśmiechu.
♥
Na początku każdego semestru opiekunowie
klubów sportowych mieli za zadanie przeprowadzić podstawowe badania wszystkim
członkom drużyn. Głównym celem bilansu było upewnienie się, że wszyscy
uczniowie byli zdrowi. Chodziło również o ryzyko zażywania dopingu przez któregoś
z nastolatków. Nasze liceum bardzo dbało o wizerunek, dlatego pani Shermansky
postanowiła dmuchać na zimne i jeszcze kilka miesięcy przed zawodami nakazała
trenerom pobrać od każdego członka klubu próbkę moczu, a następnie wysłać
wszystkie do bostońskiego laboratorium. W razie wykrycia niepożądanych
substancji było dużo czasu na wydalenie fanów sterydów z szeregów szkolnych
reprezentacji i zastąpienie ich bardziej odpowiedzialnymi ludźmi. Nie zmieniało
to jednak faktu, że każdy uczeń, który chciał wpisać się na listę sportowców w Stoney
Bay High School musiał przynieść zaświadczenie od lekarza, że nie dolegała mu jakakolwiek
poważna choroba, mogąca zagrozić w przyszłej karierze.
Właśnie ze względu na semestralny bilans,
cała żeńska drużyna siatkówki okupowała pokój wuefistów. Pomieszczenie nie
miało zbyt wiele miejsc siedzących, dlatego większość dziewczyn musiało
zadowolić się jasną podłogą – na ich szczęście była wypolerowana na błysk.
Razem z Raven i Sucrette zajęłyśmy najlepsze miejsca na czarnej skórzanej
kanapie. Różowowłosa wygodnie położyła nogi na szklanym stoliku do kawy,
posyłając przy tym spojrzenie pełne wyższości i triumfu naszym starszym koleżankom.
Su w pełni pochłonął smak mrożonej kawy kokosowej. Właśnie kończyła pić
zawartość trzeciego kubka. Natomiast mnie przerażał fakt, że zaraz stanę na
wadze. Nie należałam do osób z nadwagę – mogłam wręcz zaryzykować stwierdzeniem,
że liczba moich kilogramów była wprost proporcjonalna do wzrostu. Obawiałam się
wizji bycia zmierzoną i zważoną zaraz po Debrah. Brunetka miała idealną
figurę, której mogła jej pozazdrości niejedna modelka, a ja byłam niska i
raczej niewysportowana. Totalny kontrast, nie ma co.
- Już ostatnia. Holly, wskakuj na wagę –
nakazała pani Williams. Na jej twarzy było widać ulgę, że za niecałe pięć minut
skończy przeprowadzać podstawowe badania.
Niepewnie weszłam na chybotliwą miarkę.
- Czterdzieści dwa kilogramy… -
Czwartoklasistka odpowiedzialna za pomiary zapisała moją wagę w grubym notesie.
– Odwróć się i stań prosto. – Wykonałam polecenie. – Metr i pięćdziesiąt siedem
centymetrów. Miejmy nadzieję, że jeszcze urośniesz.
Zeszłam z wagi, a trenerka zdjęła ze mnie
miarę, po czym stwierdziła, że rozmiar stroju S będzie na mnie odpowiedni.
Wróciłam na poprzednie miejsce pomiędzy
Raven i Sucrette. Obie spojrzały na mnie dziwnie, a następnie jednocześnie
skierowały wzrok na mój brzuch. Nie miałam pojęcia, o czym myślały, ale
uśmieszki, które między sobą wymieniły z pewnością nie wróżyły dobrze.
- Skoro bilans mamy za sobą, przystąpmy
do ciekawszych rzeczy. – Pani Williams usiadła okrakiem na krześle i
skrzyżowała ręce na oparciu. – Nie podlega żadnej dyskusji, kto zostanie kapitanem
również w tym roku.
Rebecca podniosła obie ręce do góry, a po
chwili dziewczyny siedzące po obu jej stronach przybiły z nią piątki. Nawet
usadowiona na twardej i zimnej podłodze blondynka górowała nad resztą
zawodniczek. Czwartoklasistka była jedną z najwyższych przedstawicielek płci
pięknej w szkole, czym uwielbiała się chwalić. Po korytarzu zawsze szła z
dumnie uniesioną głową, jakby chciała wszystkim pokazać, kto w tym liceum tak
naprawdę rządził.
- Niestety, w najbliższych zawodach Eva
nie będzie mogła do nas dołączyć, bo jej kontuzja okazała się zbyt poważna. Dlatego
zastępcą kapitana mianuję Debrah.
Sucrette zaczęła głośno kaszleć, bo
zachłysnęła się mrożoną kawą. Najwidoczniej nie tylko zielonooka była
zaskoczona wyborem trenerki. Rebecca oraz jej przyjaciółki patrzyły na Debrah z
nieukrywaną złością – zupełnie, jakby chciały pokazać, gdzie było jej miejsce, w końcu to dopiero drugoklasistka. Brunetka jednak zdawała się nie widzieć ich wrogich
spojrzeń i z szerokim uśmiechem przyjmowała gratulacje od niektórych
zawodniczek.
♥ ♥ ♥ ♥
Witej! Jak miło widzieć tutaj kolejny rozdział, po strasznie męczącym, choć bez lekcyjnym dniu. Nie znoszę sztywnych uroczystości, a nadanie imienia mojej szkole z pewnością się do nich zalicza. Jeszcze musiałam się cały dzień mordować w szpilkach, bo sobie zażyczyli wysokie buty. Lubię chodzić na obcasach, ale ten dzień jest wyjątkowo złym dla mnie dniem.
OdpowiedzUsuńNo ale nic. Siedzę już w domku, w cieplutkich kapciach i wygodnej bluzie, a nie w sztywnej koszuli...
Rozdział super, chociaż przyznam szczerze, że połowę przeze mnie przeleciało jak przez sitko. Jak się troszkę bardziej ogarnę będę musiała jeszcze raz przeczytać. Co nie zmienia faktu, że najbardziej podobała mi się akcja z sercem. Ja na miejscu Holly bym nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Cóż... nie należę do osób, które potrafią z takich sytuacjach zachować powagę. Szczególnie jeśli moje przyjaciółki też się śmieją. Pan Johnson strasznie przypomina mi mojego starego nauczyciela od historii. Też taki żywy i bardzo obrazowo przekazywał nam informacje. Jeszcze miał niesamowite podejście do swojej osoby i dość często sypał żartami. Heheh... jeden z moich ulubionych nauczycieli <3
Zauważyłam, że Holly bardzo podobnie reaguje do mnie, gdy ma do czynienia z osobą, którą nie lubi, tylko, że ja staram się mniej otwarcie to okazywać. Co nie zawsze mi to wychodzi. Tak btw, wyrwane z kontekstu, ta dziewczyna jest przeraźliwe chuda... Chociaż... Moja siostra ma podobny wzrost i wagę i nie wygląda aż tak źle... Znaczy wyglądała kiedyś, bo teraz jest po dwóch ciążach, także troszkę jej się figura zmieniła.. Ale nie chciałabym być taka "lekka" Jak dla mnie to za mało.
Tak jak się tego spodziewałam Debrah podbiła serca każdego i wszystkie dziewczyny wręcz ją uwielbiają... Cóż się dziwić, Jest osobą, której wprost nie da się nie lubić ;)
Ale co by to nie było, rozdział długi, pełen opisów, taki jak lubię, więc nie będę się więcej rozpisywać..
Niecierpliwie czekam na następny oraz gorąco pozdrawiam ;)
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo Tobie zazdroszczę odwołania lekcji. Ja swoje kończyłam dopiero wpół do piętnastej. (-,-) Oczywiście w między czasie zdążyliśmy jeszcze dwadzieścia minut pośpiewać na apelu. Grunt, że nie musiałam pomykać do szkoły w stroju galowym, bo chyba bym dzisiaj nie wstała z łóżka. Odpowiadam na Twój komentarz ze względu na uwagę o wadze i wzroście Holly. Wynika to z mojego (chyba) chwilowego zachwytu ludźmi przesadnie chudymi. Jednak bez obaw - nie mam zamiaru robić z głównej bohaterki anorektyczki. W najbliższym rozdziale zostanie poruszona kwestia drobnej niedowagi panienki Stanley.
UsuńPozdrawiam i życzę miłego popołudnia. (^.^)
Ojej! Nawet nie wiesz, jak sie ucieszylam z proporcji Holly! Waze co prawda troche wiecej, ale tez mam 157 cm wzrostu! XD
OdpowiedzUsuń