Droga (nie) do miłości: Rozdział
9
„Ludzie,
którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi,
by
im pokazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi.”
~T.
Pratchett
Słońce paliło niemiłosiernie, sprawiając,
że dziedziniec nieubłaganie zamieniał się w ogromną patelnię. Zazwyczaj
oblegane ławeczki usytułowane przy chodniku stały teraz osamotnione i
bezlitośnie nagrzewane przez ognistą kulę. Zielona trawa oraz równo
przystrzyżone krzewy zdawały się być jakby martwe, gdy nie targał nimi nawet
najlżejszy wiaterek. Również ptaki, które każdego dnia wesoło akompaniowały szeleszczącym
liściom, zamilkły. Ich dzisiejszym priorytetem nie było kojące ludzkie ucho
ćwierkanie, a zajęcie najlepszego miejsca przy fontannie, aby jak najwięcej
chłodnych kropel skapywało im na pióra. W dni takie jak ten, człowiek nie miał
ochoty w ogóle wychodzić z łóżka, a co dopiero spędzać czas wolny na świeżym
powietrzu.
- Po jaką cholerę robimy piknik?
Sucrette, która do tej pory zajmowała się
poprawianiem zagiętych rogów kraciastego koca, spojrzała na mnie ze
zdziwieniem.
- Nie uważasz, że szkoda marnować tak piękną pogodę na siedzenie w budynku? Poza tym nikogo tutaj nie ma, więc
będziemy mieć ciszę i spokój.
- Wiesz, dlaczego nikogo tutaj nie ma? –
cedziłam słowa przez zaciśnięte ze złości zęby. Brunetka głośno przełknęła
ślinę. – Bo jest trzydzieści stopni w cieniu i każdy normalny człowiek nawet
nosa na zewnątrz nie wystawi. Czy tobie mózg przegrzało, czy jaki kij?
Dziewczyna gwałtownie podniosła się z
klęczek, po czym pośpiesznie podeszła do mnie. Jej postawa była kompletnie inna
niż zawsze – brunetka roztaczała wokół siebie aurę pewności i zdecydowania,
które niemal biły po oczach. Swoje drobne dłonie zacisnęła w pięści, a pierś
wypięła dumnie do przodu, przez co wydawała się być jeszcze wyższa.
- Przeginasz, Holly. Rozumiem, że możesz
mnie nie lubić, ale to nie jest powód, aby być wredną. – Jakby chcąc
zaakcentować swoje zdenerwowanie, wbiła pomalowany turkusowym lakierem paznokieć w
moje ramię.
Zadarłam lekko głowę, spoglądając w duże
zielone oczy. Dopiero wtedy zorientowałam się, że cała odwaga dziewczyny
zniknęła, a na jej miejsce ponownie wstąpił prymitywny lęk, tak często
spotykany u drugoklasistki w kontaktach ze mną.
- Ten gorąc tak na mnie działa. Chyba nie
powinnam wychodzić ze szkoły – odparłam.
Posłałam Sucrette przyjacielski uśmiech,
po czym podniosłam z ziemi torbę i skierowałam się w stronę wejścia do budynku.
Nie poczułam się urażona słowami dziewczyny. Tak naprawdę, to chyba ucieszyłam
się, że w końcu dostrzegła moje nastawienie w stosunku do niej. A na dodatek
znalazłam pretekst do odpuszczenia sobie tego cyrku w postaci pikniku.
-
N-nie to miałam na myśli! – krzyknęła brunetka, jednak zignorowałam ją, chcąc
jak najszybciej zniknąć między ścianami liceum.
Już miałam postawić stopę na pierwszym
schodku, gdy jedno ze skrzydeł drzwi otworzyło się z łoskotem. W progu
stanęła Raven z naręczem niewielkich kwadratowych pudełek od pizzy. Zaraz za
nią wystawała fioletowa czupryna Violetty.
- Wood, co ty robisz? W tył zwrot i dupa
na kocyk – rzuciła wesoło różowowłosa, wymijając mnie na schodach. Chyba nawet pogwizdywała, co zupełnie do niej nie pasowało.
Niepewnie spojrzałam na drugą dziewczynę
niosącą sporą reklamówkę. Posłała mi nikły uśmiech i ruszyła za Raven.
Odprowadziłam ją wzrokiem, zastanawiając się, jak mogła wytrzymywać te
obrzydliwe upały ubrana w czarną marynarkę z logiem naszego liceum.
- Wood, no chodź! – Różowowłosa głupkowato
skakała na jednej nodze, jednocześnie rozsznurowując glany.
Westchnęłam z rezygnacją, wracając na koc.
Rzuciłam torbę pod drzewo i zdjęłam trampki. Ani trochę nie byłam zadowolona z
konieczności siedzenia na podwórku. Może zapachy wydobywające się z kartonów
trochę uśmierzały moją złość, jednak nie robiły tego na tyle skutecznie, abym
potrafiła cieszyć się piknikiem w podobny sposób, co Raven. Różowowłosa wręcz
ociekała entuzjazmem, który zaczynał przechodzić nawet na nieśmiałą Violettę –
aczkolwiek czynił to bardzo powoli.
- Przyjdą jeszcze Dake i Nath – rzuciła metalówa.
W jej głosie nie było nawet śladu zdenerwowania
czy ironii, tak jakby obecność kolegi z klasy kompletnie po niej spływała.
Postanowiłam nie zwracać na to większej uwagi, mając nadzieję, że Raven
nareszcie odpuściła blondynowi.
- Kto to? – zapytała nieśmiało Sucrette.
Czyżby nadal obawiała się, że w jakikolwiek sposób zareaguję na jej słowa?
Zaśmiałam się cicho pod nosem, nie tyle z rozbawienia, co z niedowierzenia.
- Znam ich z podstawówki, a Dake chodzi ze
mną i Holly do klasy. Często się koło nas pałęta, więc możliwe, że już go widziałaś.
Brunetka skinęła głową na znak, że
odpowiedź ją usatysfakcjonowała.
Violetta sięgnęła po plastikową reklamówkę
obładowaną po brzegi ciastkami i żelkami wszelkiego rodzaju. Na koniec
wyciągnęła z granatowej torby szkolnej dwie paczki różowych pianek. Przez myśl mi przeszło, że Raven wpadła na chory pomysł, aby rozpalić ognisko na
szkolnym dziedzińcu – mogłam dać sobie rękę uciąć, że dziewczyna byłaby do tego
zdolna.
- Od samego początku wiedziałam, że planujecie
coś głupiego – już wczoraj miałyście dziwne miny – ale w życiu nie
pomyślałabym o pikniku. – Będąc w lekkim szoku, patrzyłam, jak Su rozkładała
na środku kraciastego koca otwarte opakowania ze słodyczami.
- To ze względu na ciebie, Wood – odparła
różowowłosa, starając się rozerwać opakowanie z piankami.
- Na mnie?
- Mhm. – Paczka ustąpiła, a kilka
słodkości upadło na ziemię. – Razem z Suśką zaniepokoiłyśmy się, że ważysz
czterdzieści kilo, a i tak katujesz się zdrowym żarciem i odmawiasz zwykłego
ciastka w kawiarni pod pretekstem bycia na diecie. Czy ty chcesz popaść w
anoreksję?
- Nie, po prostu w ciągu wakacji przytyłam
trochę i mam zamiar zgubić zbędne ciałko.
- Patrzcie państwo, przytyła kilka
kilogramów i wchodzi w sojusz z głodówką! Żaden facet cię nie zechce, jak będziesz
przypominała wieszak.
Raven gwałtownie stanęła na równych
nogach, po czym odwróciła się do mnie bokiem.
- Widzisz te wspaniałe krągłości? –
Wskazała najpierw na swoje piersi, później na tyłek, dziwnie się przy tym
wyginając. – Owszem, mam małą nadwagę i lekarz zalecił mi pozbycie się pięciu
kilogramów, ale przynajmniej mam siłę chodzić.
- Ja
również!
- Jeszcze, moja droga. Jeszcze.
Spojrzałam na Violettę, która była chudsza
ode mnie, a każdy ciuch wyglądał na niej, jak ukradziony z szafy starszej
siostry. Czemu do niej się nie przyczepiły?
- Um… mam bardzo szybki metabolizm. W rzeczywistości jem za trzech – powiedziała fioletowowłosa,
zupełnie jakby potrafiła czytać w moich myślach.
Na jej twarz wkradł się drobny rumieniec
zażenowania, a wzrok utkwiła gdzieś w odległym punkcie. Nie byłam do końca
pewna, czy nadal docierały do niej bodźce wysyłane przez otaczający ją świat.
Możliwe, że dziewczyna znajdowała się już w swojej prywatnej krainie oddalonej
od Ziemi o kilkaset lat świetlnych.
- Dobra, niech wam będzie. Nażremy się jak
niedźwiedzie szykujące się do zimowego snu, a potem odlecimy na angielskim! –
zawołałam wesoło i pochwyciłam duży kawałek pizzy.
- W końcu nie gadasz od rzeczy. – Raven
uśmiechnęła się szeroko, a po chwili zapełniła buzię pokaźną ilością gumowych
misi.
- Świetnie, a ja mam chemię z
wicedyrektorką – mruknęła Sucrette, ale również dobrała się do sporych
rozmiarów placka drożdżowego z dodatkami.
Powoli kończyłyśmy pierwszą pizzę, gdy
nagle za mną rozległ się głuchy łomot, a ktoś szkaradnie zaklął. Odwróciłam się
wystraszona w obawie, że to jeden z nauczycieli wyszedł do nas, aby zobaczyć,
co robiłyśmy na podwórku w taki gorąc. Nie zakładałabym, że organizowanie
pikniku na terenie szkoły w czasie długiej przerwy było w ogóle legalne.
- W tym sklepiku to większe kolejki niż w
markecie podczas wyprzedaży – marudził Dake, zbierając z chodnika butelki z
sokiem pomarańczowym.
- Cześć – rzucił wesoło drugi blondyn,
który właśnie do nas podszedł.
- Nareszcie! Już myślałam, że sama będę
musiała iść po picie. – Raven przesunęła się, aby nowo przybyli mieli, gdzie
usiąść. – Dziewczyny, to jest Nathaniel, a ten z tyłu to Dake.
- Miło mi poznać takie urocze damy.
Nasz szkolny podrywacz podszedł do Su oraz
Violetty, aby uścisnąć im ręce i zapytać o imiona. Miałam ogromną ochotę
uderzyć się otwartą dłonią w czoło, gdy twarze obu przybrały barwę dojrzałego
pomidora.
- Już się tak nie popisuj manierami,
Dakota – burknęła złośliwie różowowłosa, a chłopak spiorunował ją wzrokiem. Nie
dało się ukryć, że szczerze nienawidził swojego imienia.
- To co jemy? – zapytał wesoło Nathaniel,
zacierając ręce.
- Jest
pizza hawajska i z kurczakiem. Chyba, że wolisz ciastka.
Sucrette wyciągnęła w stronę blondyna
pudełko z herbatnikami w czekoladzie, jednak ten odmówił trochę nazbyt szybkim
ruchem głowy.
- Dzięki, ale nie lubię słodyczy –
odpowiedział.
- Kolejny na diecie? – wtrąciła Raven, po
czym ostentacyjnie odgryzła głowę gumowemu niedźwiadkowi.
- N-nie, ja naprawdę…
- Wiecie, że Nath startuje na gospodarza
pierwszaków?
Wszyscy skierowaliśmy spojrzenia na
opychającego się piankami Dake’a. Chłopak tylko wzruszył ramionami i wskazał
palcem drugiego blondyna.
- Powaga? – Różowowłosa wytrzeszczyła oczy
ze zdumienia. – Ale zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiał współpracować ze żmiją
Debrah?
- Ładnie wyglądająca w papierach notka,
dotycząca pełnienia funkcji przewodniczącego zrekompensuje mi konieczność
oglądania tej kobiety – powiedział zadowolony.
- No tak, zapomniałam, że nasz poczciwy
Nathaniel jest jednym z niewielu piętnastolatków, którzy poważnie myślą o
swojej przyszłości. Jednak nadal uważam, że nawet Harvard nie naprawi ci
psychiki po tylu latach słuchania tej wiedźmy.
- Chyba trochę przesadzacie.
Jednocześnie odwróciliśmy wzrok w stronę
Sucrette. Dziewczyna miała spuszczoną głowę i uporczywie chciała wykrochmalić
swoją mundurkową spódniczkę. Na jej twarzy pojawił się bardzo widoczny pąs,
którego nie były w stanie przysłonić długie włosy brunetki.
- Debrah nie należy do najmilszych osób,
ale jako gospodarz jest naprawdę dobra. Nawet dała radę wprowadzić
tygodniowe wycieczki dla pierwszorocznych, bo do tej pory mogli wyjeżdżać tylko
na dwudniowe biwaki.
Raven prychnęła z dezaprobatą tak, jak
tylko ona potrafiła, a Nath skierował wzrok ku niebu, jakby oczekiwał jakiejś
bożej pomocy.
- Oczywiście, że jej się to udało, jest
wnuczką sobowtóra Dolores Jane Umbridge – warknęła różowowłosa.
- Nie sądziłam, że jesteś fanką Harry’ego
Pottera – zagaiłam.
- Od gówniary kocham się w Draco. –
Metalówa przyłożyła dłonie do policzków i kilka razy potrząsnęła głową, wydając
przy tym nieartykułowane dźwięki.
♥
Po około czterdziestu minutach skończyła
się nam pizza, powoli zaczynało ubywać soku pomarańczowego i zaczynaliśmy
odczuwać brak słodyczy. Nathaniel już kwadrans wcześniej otworzył plastikowe
pudełeczko z sałatką owocową – była to jedna z nielicznych zdrowych przekąsek
serwowanych w szkolnym sklepiku. Chłopak miał jednak niebywałego pecha,
ponieważ Raven zjadła mu połowę sałatki, po tym, jak dopatrzyła się w niej kiwi.
- Powinniśmy zacząć sprzątać, zostało
kilka minut do dzwonka – zasugerowała Violetta. Zgrabnym ruchem podniosła się z
koca, po czym sięgnęła po puste butelki.
Niechętnie przystaliśmy na propozycję dziewczyny. Podnieśliśmy się i rozpoczęliśmy zbieranie pustych pudełek po pizzy oraz ciasteczkach. Właśnie podnosiłam z ziemi paczkę, która do niedawna była
wypełniona gumowymi misiami, gdy nagle przed moją twarzą pojawił się duży
plastikowy worek. Krzyknęłam przerażona, myśląc, że ktoś usiłował mnie porwać,
po czym zabić w jakiejś śmierdzącej piwnicy. Zachwiałam się lekko i poczęłam
wymachiwać rękoma na wszystkie strony, próbując złapać się czegoś – niestety bezskutecznie. Po chwili uderzyłam tyłkiem o wystający konar. Z twarzą
wykrzywioną w grymasie bólu spojrzałam na stojącą naprzeciwko Raven,
która wpatrywała się we mnie z dziwną ekscytacją w oczach. Jej usta były
rozciągnięte w szerokim uśmiechu, ukazując światu równe białe zęby. Przez wyszczerz
dziewczyny mogłam dostrzec, że kły miała stosunkowo za długie, co tylko
potęgowało we mnie uczucie strachu. Jakby tego było mało, w ręku trzymała
czarny worek i wyglądała jak rasowy morderca z zaburzeniami na tle psychicznym.
Głośno przełknęłam ślinę, próbując powstrzymać chęć błagania o darowanie mi życia.
Black przykucnęła obok. Wciąż uśmiechając się złośliwie, wyciągnęła do mnie rękę, w której nie trzymała czarnego worka.
- Cieszę się, że przyszłaś - oznajmiła.
Patrzyłam na koleżankę, zdziwiona jej słowami. Trochę zbyt długo milczałam, więc spontanicznie, bez pomyślunku, odparłam:
- Tak, ja też.
Mijało się to z prawdą. Wciąż utrzymywałam, że lepiej czułabym się spędzając długą przerwę w szkole, gdzie nie męczył okrutny skwar.
- No i najadłam się za darmo - dodałam trochę radośniejszym tonem.
- Jasne, w sumie o to nam chodziło. - Potargała moją przydługą grzywkę. - Koniec tych czułości. Podnoś tyłek i do roboty. Samo się nie posprząta.
Raven wstała, ale nie odeszła, czekając, aż pójdę w jej ślady. Z ociąganiem stanęłam na nogach i odebrałam od dziewczyny czarny worek, którym jeszcze przed chwilą mnie wystraszyła.
- Następnym razem ty stawiasz - zarządziła, odchodząc w stronę Sucrette, która dopijała resztki soku pomarańczowego.
Znów wygwizdywała jakąś wesołą melodię.
Black przykucnęła obok. Wciąż uśmiechając się złośliwie, wyciągnęła do mnie rękę, w której nie trzymała czarnego worka.
- Cieszę się, że przyszłaś - oznajmiła.
Patrzyłam na koleżankę, zdziwiona jej słowami. Trochę zbyt długo milczałam, więc spontanicznie, bez pomyślunku, odparłam:
- Tak, ja też.
Mijało się to z prawdą. Wciąż utrzymywałam, że lepiej czułabym się spędzając długą przerwę w szkole, gdzie nie męczył okrutny skwar.
- No i najadłam się za darmo - dodałam trochę radośniejszym tonem.
- Jasne, w sumie o to nam chodziło. - Potargała moją przydługą grzywkę. - Koniec tych czułości. Podnoś tyłek i do roboty. Samo się nie posprząta.
Raven wstała, ale nie odeszła, czekając, aż pójdę w jej ślady. Z ociąganiem stanęłam na nogach i odebrałam od dziewczyny czarny worek, którym jeszcze przed chwilą mnie wystraszyła.
- Następnym razem ty stawiasz - zarządziła, odchodząc w stronę Sucrette, która dopijała resztki soku pomarańczowego.
Znów wygwizdywała jakąś wesołą melodię.
♥ ♥ ♥ ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz