Spis lektur obowiązkowych

wtorek, 29 grudnia 2015

Bez zbędnego opisu otaczającego mnie świata, przejdę od razu do konkretów.
Łapcie i cieszcie się z rozdziału nowego, albowiem nie wiem, kiedy światło dzienne ujrzy następny.
Chwilowo (mam nadzieję, że tak właśnie będzie) nie posiadam odpowiedniej ilości czasu, aby tworzyć cokolwiek godnego uwagi. Niby są ferie świąteczne i dni wolne, ale ja na przekór co rusz znajduję dodatkowe obowiązki, które skutecznie uniemożliwiają mojej osobie pisanie. Aż mózg mi pęka od nadmiaru niewykorzystanych pomysłów. (>.<) Ponadto mam za zadanie przeczytać "Lalkę", a ilość stron, których jest posiadaczką wprost przeraża i przyprawia o ból głowy. Pocieszam się chociaż, że owa książka reprezentuje epikę, bo najzwyczajniej w świecie mam dosyć dramatów.
No nic, wierzę, że z nadchodzącym wielkimi krokami nowym rokiem z moich barków chociaż częściowo zostanie zdjęty ciężar obowiązków. A skoro już o 2016 mowa...
Życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Dużo zdrówka, uśmiechu na twarzach Waszych oraz ludzi, z którymi przystajecie na co dzień. Abyście odnosili same sukcesy, a jak już zdarzy się niepowodzenie, to żebyście mogli je potraktować jako dobrą naukę na przyszłość. Spełnienia celów, które postawiliście sobie na te nadchodzące dwanaście miesięcy. Na koniec oczywiście standardowo - niech nowy rok będzie lepszy od poprzedniego, a już na pewno nie gorszy.

Z wyrazami ogromnego szacunku
Panienka Kernit wraz z szlacheckiego urodzenia chomikiem Gustawem Farfoclem I 

Do zobaczenia w 2016, bąble!

Droga (nie) do miłości: Rozdział 17
„Nie ma niczego gorszego od leworęcznej kobiety.”
~P. Olearczyk

     Sztucznie wesoły głos, nieudolnie zakrywający gniew dziewczyny, rozbrzmiał po niemal pustym już korytarzu. Pojedynczy uczniowie chaotycznie poszukiwali konkretnej sali lekcyjnej, która jak na złość akurat teraz postanowiła przemieścić się na drugi koniec szkoły. Fakt, iż stałam na schodach sama z Debrah cieszył mnie, ale również przerażał. Uniknęłam kolejnych natarczywych spojrzeń, jednak musiałam liczyć się z nagłym wybuchem irytacji ze strony brunetki.
     Rota westchnęła przeciągle, mierzwiąc palcami swoje długie ciemne włosy. Jej chłodny wzrok zlustrował mnie całą, zupełnie jakbym była nawet niegodnym pogardy stworzeniem. Zmrużyłam podejrzliwie oczy, gdy spojrzenie dziewczyny na dłużej zatrzymało się na mych stopach. Nastolatka wyglądała na osobę toczącą ze sobą wewnętrzną wojnę. Zapewne obie strony wystawiły na pole walki najcięższą artylerię, toteż bitwa mogła trwać długo i ciągnąć za sobą chmary niewinnych ofiar. Za nic nie chciałam sterczeć na tych trefnych schodach przez całą lekcję, dlatego postanowiłam ponaglić Debrah.
     - Wyjawisz jakże ważną sprawę, dla której opóźniasz moje dotarcie na lekcje, czy dalej będziemy bezmyślnie gapić się na siebie?
     Brunetka nerwowo złapała za włochaty breloczek przyczepiony do jej torebki, po czym zaczęła go rozciągać na wszystkie strony. Szczerze zaskoczyła mnie jej reakcja. Spodziewałam się wykrzykiwania obelg oraz przekleństw – podejrzewałam nawet, że drugoklasistka byłaby zdolna do rękoczynów. Jednak zestresowanie Roty moją wypowiedzią dziwiło równie bardzo jak dostanie najwyższej oceny ze sprawdzianu z chemii. Niezwykle rzadkie zjawisko i zawsze udokumentowane na portalach społecznościowy wszelkiej maści.
     Przestąpiłam na drugą nogę, w dalszym ciągu w napięciu wyczekując odpowiedzi. Gdy minęły kolejne sekundy, a Debrah nie wydała z siebie choćby najcichszego dźwięku, postanowiłam ją wyminąć i udać się na zajęcia z trygonometrii. Pan Cerulli absolutnie nie zachwyci się moim spóźnieniem, ale lepsza krótka pogadanka na temat punktualności niż godzina przymusowego odrobienia tematu po lekcjach.
     Weszłam po dwóch schodkach, kiedy nagle dziewczyna chwyciła mnie za przedramię i gwałtownym ruchem odwróciła w swoją stronę. Ledwo dałam radę utrzymać równowagę, w czym pomogło złapanie metalowej poręczy. Wciągnęłam głośno powietrze do ust, powstrzymując tym samym chęć krzyknięcia na Rotę. Ona całkowicie zidiociała. Próbowała mnie zabić czy tylko dotkliwie okaleczyć? Posłałam brunetce karcące spojrzenie zielonych oczu, ale ta pozostała niewzruszona. W dalszym ciągu przyglądała się moim butom.
     A może spodobały się jej znoszone trampki? Zabawne, że osoba bardzo dobrze radząca sobie z życiem publicznym nie jest w stanie wydusić nawet słowa przed kimś takim jak ty. Niezwykle mnie to cieszy – przecież od zawsze powtarzałam, że masz siłę, aby zawładnąć innymi. Po prostu do tej pory nie chciałaś ruszyć dupy w kierunku tronu.
     Wyszarpnęłam rękę spod uścisku chudych palców.
     - Może wreszcie coś powiesz? – zapytałam zirytowana. Naprawdę nudziła mnie postawa Debrah. Uważałam ją za człowieka o znacznie bardziej stanowczym charakterze. Najwyraźniej grubo się przeliczyłam.
     - Przepraszam. – Ledwo dosłyszałam cichuteńki szept nastolatki. Byłam wręcz pewna, że przesłyszałam się. Najzwyczajniej w świecie nie posądziłabym dziewczyny Castiela o znajomość tego typu słów.
     Nieznacznie przybliżyłam twarz do Roty i rzuciłam:
     - Mogłabyś powtórzyć?
     - Jest mi przykro z powodu całej tej sytuacji. Okropnie się wczoraj na ciebie zdenerwowałam, a zanim wszystko przemyślałam, zdążyłam bąknąć coś o tobie i Duncanie.
     - Problem w tym, że twoje bąknięcie przeszła przez całą szkołę – warknęłam, krzyżując ręce na piersi. Mierzyłam się z brunetką spojrzeniami. Pomimo stania dwa stopnie wyżej, niewiele nad nią górowałam.
     - Może rzeczywiście trochę przesadziłam, ale…
     - Trochę? Laski gapią się na mnie, jakbym powiedziała, że urodziłam się chłopcem, ale mam fetysz na spódniczki, dlatego udaję kobietę.
     Debrah prychnęła głośno wyraźnie rozbawiona moim porównaniem. Mimowolnie również się uśmiechnęłam, chociaż naprawdę nie chciałam tego robić przy tej żmii. Nawet jeżeli udało jej się pokazać ludzką stronę swojej osobowości, i tak nie czyniło to z niej istoty wartej więcej od zwykłego kamienia. Człowieczy odruch, jakim bez wątpienia był śmiech z pewnością nie mógł wystarczyć, abym kogokolwiek polubiła. Przecież każdy potrafił pokazać swoje (nie zawsze) piękne zęby, by po chwili uciąć drugiej osobie głowę przy samej dupie. Ilu psychopatycznych morderców uśmiechało się przed zabiciem ofiary?
     - Wiem, że nie masz o mnie najlepszej opinii ze względu na Raven. W pełni to rozumiem i szanuję. – Rota zawinęła na palec niewielki kosmyk brązowych, nierówno obciętych włosów, który co rusz szarpała, jakby próbując się odstresować. – Uważam jednak, że powinnyśmy żyć w zgodzie ze względu na Casa oraz Duncana.
     Znacznie uniosłam jedną brew w geście zdziwienia.
     - A co oni do tego mają?
     - Nie sądzisz, że byłoby głupio, gdyby dziewczyny rodzonych braci nie dogadywały się zbyt dobrze? To powodowałoby mnóstwo trudności.
     - Zaraz, zaraz, troszeczkę się zapędzasz. – Pomachałam rękoma przed twarzą. Kategorycznie nie podobały mi się słowa Debrah. – Ja i Duncan jesteśmy znajomymi, a w najbliższym czasie nie zamierzam tego w ogóle zmieniać.
     Widziałam, jak brunetka otwierała usta, chcąc skomentować moje słowa, dlatego dodałam pośpiesznie:
     - Mówiąc w najbliższym czasie, miałam na myśli najprawdopodobniej nigdy.
     Mina Roty wyrażała smutek i zawód. Z całkowitym przekonaniem mogłam stwierdzić, że nastolatka marnowała się w tym liceum. Od razu po podstawówce powinna zabrać swoje manatki z Crystal Hills, pożegnać babcię-dyrektorkę i wynieść się do jakiejś prestiżowej szkoły aktorskiej. Najlepiej na drugim końcu kraju. Tym samym oszczędziłaby wielu osobom nerwów.
     - No nic, naprawdę myślałam, że między wami coś jest. – Debrah westchnęła przeciągle, poprawiając pasek torebki. – Odprowadzę cię do klasy i usprawiedliwię twoje spóźnienie. Co teraz masz?
     - Nie trzeba, serio – rzuciłam, kręcąc przy tym głową. Spojrzałam na mały naręczny zegarek. – Zostało pół godziny, nie opłaca się zawracać nauczycielowi głowy. Schowam się w łazience na ten czas.
     Weszłam po schodach na półpiętro, wcześniej machając dziewczynie na pożegnanie. Skręcało mnie w środku, gdy potulnie uśmiechałam się do przewodniczącej, ale postanowiłam zagrać z nią w jej własną grę. Ja również chciałam pokazać, że posiadałam przysłowiowe jaja, dzięki którym bez problemu mogłam udawać kogoś o całkowicie odmiennej osobowości. Kogoś, kim absolutnie nie byłam i stać się nie pragnęłam.
     Najciszej jak potrafiłam pokonywałam kolejne stopnie. Gdy znalazłam się na pierwszym piętrze, usłyszałam perlisty śmiech Roty. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że ta niespełna dwudziestominutowa rozmowa była jedynie częścią czegoś większego.


     Szybkimi ruchami palców naciskałam ekran telefonu. Musiałam poinformować mamę o późniejszym powrocie do domu. Spodziewałam się, iż rodzicielka nie ucieszy się na wieść o kolejnym ominięciu przeze mnie obiadu. Osobiście również wolałabym nawpychać się do bólu pieczonym indykiem, który od wczoraj marynował się w cudnie pachnącym sosie, jednak temat z trygonometrii sam się nie odrobi.
     - No szlag mnie zaraz jasny trafi! – Po stołówce rozniósł się wściekły krzyk Raven. Dwie dziewczyny siedzące z nami przy stoliku podskoczyły ze strachu. Kto jak kto, ale różowowłosa perfekcyjnie opanowała posługiwanie się elementem zaskoczenia.
     Leniwym spojrzeniem omiotłam koleżankę, która usadowiła się po mojej prawej stronie. Nagłe wybuchy Black nie robiły już na mnie jakiegokolwiek wrażenia – kwestia spędzania z nią wielu godzin każdego dnia.
     - Holly, dlaczego ty w ogóle rozmawiałaś z tą zakłamaną idiotką? – Nastolatka posłała mi zrozpaczony wzrok, po czym z całej siły cisnęła widelcem o stół. Metalowy sztuciec z łoskotem odbił się od białego blatu i upadł na epoksydową posadzkę. Wydał z siebie ostatni dźwięk żałości, gdy wzrok większości zgromadzonych uczniów skierował się w naszą stronę.
     Wywróciłam oczami, a następnie uniosłam rękę, aby przykuć uwagę uczniów.
     - Spokojnie, kochani, to tylko Raven – westchnęłam znudzonym głosem.
     Po pomieszczeniu rozniósł się zrezygnowany jęk. Zapewne zainteresowani mieli nadzieję na silną dawkę emocji w postaci bójki.
     Dziewczyny ze starszych klas, które dotychczas zajmowały miejsce obok, pośpiesznie zabrały swoje jedzenie i oddaliły się. Oparłam głowę na dłoni, z uwagą przyglądając się uciekającym nastolatkom. Chyba razem z Black będziemy musiały poważnie przemyśleć przyczepienie kartki ostrzegawczej na naszym ulubionym stoliku.
     - Słuchasz mnie, Wood? – warknęła różowowłosa.
     - Przycisz się – burknęłam, posyłając koleżance karcące spojrzenie. – Nie pozwoliła mi uciec, a ciebie też w pobliżu nie dostrzegłam. Poza tym byłam ostrożna, a nawet przeprosiny usłyszałam.
     - Że co? Przeprosiła cię? – Różowowłosa znacznie przybliżyła się. Odruchowo odchyliłam się kilka centymetrów, prawie spadając przy tym na podłogę.
     - Też się zdziwiłam. Najwyraźniej Duncan działa telepatycznie. – Dyskretnie spojrzałam w kierunku stolików ustawionych przy oszklonej szybie. Były to zaszczytne miejsca szkolnej elity, do której należeli bracia Holdenowie oraz Debrah.
     - Widzisz? Mówiłam, że on to załatwi.
     Raven skrzyżowała ręce na piersi, a jej usta rozciągnęły się w triumfalnym uśmiechu. Najwidoczniej uważała, że rozwiązanie problemu powinnam zawdzięczać właśnie jej.
     - Cześć, wam! – Rozległ się za mną wesoły dziewczęcy głos. Odwróciłam głowę, a moim oczom ukazała się rozpromieniona Sucrette.
     - Su! – krzyknęła różowowłosa i na zerwanie karku podbiegła do brunetki, aby ją przytulić. Westchnęłam z politowaniem na widok tej mdlącej scenki.
     - Dosiądę się, co?
     - Jasne, miejsca u nas zawsze pod dostatkiem – mruknęłam beznamiętnie, pokazując ruchem dłoni niemal pusty blat.
     Po chwili we trójkę siedziałyśmy na twardych krzesełkach. Raven z rozmachem zajadała naleśniki z syropem klonowym, a Su podkradała z mojego talerza resztki sałatki greckiej. Ze znudzeniem spoglądałam, jak Debrah usilnie próbowała wytłumaczyć coś jednej z kucharek. Gwałtownie wymachiwała rękoma, jakby próbowała opisać jakąś spektakularną rzecz, która zapewne nigdy więcej już się nie powtórzy.
     - A tak swoją drogą, to słyszałam o twoim małym romansie, Holly-chan – zagaiła beztrosko drugoklasistka, po czym wepchnęła do buzi największy kawałek sałaty.
     Zmrużyłam gniewnie oczy, posyłając przy tym w stronę dziewczyny liczne błyskawice.
     - Udław się tym zielskiem – rzuciłam.
     Brunetka spojrzała na Raven zaciekawiona, na co ta tylko machnęła ręką na odczepnego. Sekundę później wzrok zielonych oczu wpatrywał się we mnie zaciekle. Zupełnie, jakby jego właścicielka próbowała przedostać się do mojego mózgu w celu wydobycia interesujących informacji.
     Ukradkiem popatrzyłam na Sucrette, a ta od razu wyłapała chwilę słabości.
     - No powiedz wszystko ze szczegółami! – zawołała rozentuzjazmowana.
     - Nie ma żadnego romansu, dobra? To zwykłe nieporozumienie, które zresztą zostało już wyjaśnione. Sprawa zamknięta, wścibska dziewucho.
     - Wiesz doskonale, że to dopiero początek. Poza tym, Rota jest leworęczna – to najgorszy format zołzy. – Różowowłosa ruchem głowy wskazała na przed chwilą wymienioną z imienia personę. Odruchowo spojrzałam na brunetkę, która zapisywała coś na kartce sporej wielkości. Następnie podała ją podstarzałej kucharce, po czym odeszła, stukając przy tym obcasami.
     Rzeczywiście, Debrah trzymała długopis w lewej ręce.
     Momentalnie poczułam silny ucisk w żołądku, przez który musiałam jak najszybciej opuścić stołówkę. Na złamanie karku biegłam szkolnym korytarzem w kierunku damskiej toalety. Przeciskałam się łokciami i napierałam na tłoczących się ludzi z całej siły. Kilkakrotnie zakaszlałam głośno, a w ustach poczułam nieprzyjemny posmak kwasu żołądkowego. Kiedy w ostatniej chwili dopadłam do drzwi ubikacji, całe złe samopoczucie odpłynęło. Jedzenie wewnątrz żołądka przestało wywracać się na wszystkie strony, a jego chęć wyjścia na świeże powietrze również zniknęła. Zupełnie, jakby przestraszyło się publicznego kibla.
     Lekko chybotliwym krokiem podeszłam do jednej z umywalek. Odkręciłam zimną wodę, po czym jej niewielką ilość nalałam do złączonych dłoni. Ochlapałam twarz lodowatą cieczą, przede wszystkim wcierając ją w powieki. Spojrzałam na swoje lustrzane odbicie. Jak zwykle byłam trupio blada, a zasinienia pod oczami od sobotniej pobudki jeszcze nie zniknęły. Jedynie kości policzkowe trochę uwydatniły się pod wpływem ostatnich tygodni, podczas których nie odżywiałam się najlepiej.
     Oparłam dłonie na blacie, gdzie zostały włożone owalne zlewy. Widziałam powoli spływające po mojej brodzie kropelki wody, jednak zupełnie się tym nie przejmowałam. Po chwilowych mdłościach pozostał jedynie nieprzyjemny posmak w ustach. Mlasnęłam kilka razy językiem o niemal suche podniebienie, po czym skrzywiłam się czując odrażający smak. Przejechałam po twarzy przedramieniem, aby choć trochę ją wytrzeć.
     Masz zachować spokój, cholera! Nieważne czy pisze prawą, czy lewą ręką. Dla ciebie powinna móc pisać nawet obiema. Weź się w garść i nie rzygaj, gdy najdzie cię ochota. Wracaj na tę pieprzoną stołówkę i pogodnie uśmiechaj się, jakbyś właśnie uświadomiła sobie, jak irracjonalne było twe zachowanie. Głupia Holly!
     Wzięłam głęboki oddech, po czym wyszłam na zatłoczony korytarz. Rozejrzałam się uważnie z przezorności, po czym ruszyłam w kierunku pomieszczenia, gdzie bez słowa wyjaśnienia zostawiłam Raven oraz Su. Z uporem maniaka przyglądałam się swoim butom, zupełnie nie zważając na mijanych ludzi. Pewnie właśnie dlatego po chwili wpadłam na kogoś, o mały włos nie lądują przez to na podłodze.
     - A kogóż to moje stare oczy widzą? Panna Stanley, jak mniemam. – Uniosłam głowę, aby przyjrzeć się nauczycielowi z przedmiotów matematycznych. – Dlaczegóż to nie było pani na moich dzisiejszych zajęciach, hm?
     - Gorzej się poczułam, ale dzisiaj po lekcjach przyjdę odrobić zaległości – zapewniłam pana Cerulli, na co poczciwy staruszek wyraźnie się ucieszył.
     Poprawił swoje okrągłe okulary w metalowych oprawkach, które nieznacznie zsunęły się z jego orlego nosa. Zza gęstej, siwiejącej brody oraz zakręconych wąsów było widać niewielki uśmiech, który napawał względnym optymizmem.
     - Mam nadzieję, iż spotkamy się niebawem. Punkt pięć minut po czwartej w mojej sali. I żebyś nie spóźniła się nawet o sekundę, bo wpiszę nieobecność – odparł belfer, po czym powolnym krokiem ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
     A mnie ponownie przeszły niepokojące dreszcze.
     Ja także byłam leworęczna.


♥ ♥ ♥ ♥

1 komentarz:

  1. Rozdział genialny!
    Od razu na wstępie proszę o wybaczenie, że nie zostawiłam komentarza przy wcześniejszym poście, ale ostatnio coś gorzej się czuję... Nerwy nie służą mi najlepiej. Ale mam nadzieję, że odbiję sobie tym tutaj.
    Jak pisałam na początku, rozdział wyszedł Ci jak zawsze genialny :D Ostatnio zdarza mi się czytać same genialne rzeczy, przy których zacieszam jak jakiś psychopata na dragach. Gdyby z taką łatwością czytało mi się lektury szkolne byłabym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, mogąc się uchronić przed urwaniem głowy przez moją polonistkę. (Taki mały komentarz do Twojego wstępu: Mi osobiście Lalkę czytało się w miarę okej. Nie jest jakąś rewelacyjną lekturą, ale po czytaniu dramatów Mickiewicza jest naprawdę niesamowitym wybawieniem. Poza tym jest taka nawet, nawet ciekawa :))
    Nie znoszę Debrah. To jest tak zakłamane dziewuszysko, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Jeszcze ta przerażająca świadomość, że połowa dziewczyn z mojej klasy (warto wspomnieć, że na 19 osób mamy tylko trzech chłopaków) to właśnie takie zakłamane suki. Jednakże fakt, że to opowiadanie jest jednym z lepszych, które czytałam wynagradza ten fakt, iż ta dziewczyna jest jedną z głównych bohaterek. Jakoś przecierpimy Hehe :)
    Dziękuje za wspaniałe życzenia i Tobie również życzę samych dobroci :D I przede wszystkim wyrozumiałych nauczycieli, którzy nie będą Cię traktować jak wszechmogącą maszynę (W ciągu tygodnia przeczytaj dwie książki i przypomnij sobie wszystko do kolejnych próbnych matur!?)
    Serdecznie pozdrawiam i ślę ogromy wolnego czasu, którego tak bardzo teraz brakuje :3

    OdpowiedzUsuń