Spis lektur obowiązkowych

niedziela, 3 stycznia 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 18
„Chciałem dokonać rewolucji na papierze. Chciałem uśmiercić zdanie.
Stworzyć słowo na nowo.”
~C. Taylor

     Z niepokojem rozglądałam się po szkolnym korytarzu. Wywieszanie plakatów wyborczych po całym liceum nie było rzeczą nadzwyczajną, jednak rozdawanie darmowych wypieków lub innych słodyczy przekraczało wszelkie granice. Naprawdę nie pojmowałam, dlaczego nauczyciele przyzwalali na tak niedorzeczne czynności. Wszystkie korytarze zostały niemal zatkane przez stojących ludzi. Tłum ledwo przemieszczał się w jakąkolwiek stronę, bo uczniowie postanowili nadmiernie zainteresować się kandydatami do samorządu. Mieli na to dosłownie cały tydzień, ale lepiej zostawić priorytety na ostatnią chwilę.
     - Cześć, Holly. Może ciasteczko? – Przede mną, niczym spod ziemi, wyrosła Sucrette z naręczem czekoladowych słodkości.
     - N-nie, dzięki – mruknęłam niemrawo. Po chwili do moich nozdrzy dostał się przyjemny zapach miodu, kokosów oraz czegoś bliżej nieokreślonego. Wzięłam głębszy wdech, aby móc lepiej poczuć tę cudowną woń. – Albo dawaj. – Szybkim ruchem pochwyciłam jeden z wypieków, a moment później rozkoszowałam się jego wybornym smakiem.
     Brunetka zaśmiała się pogodnie, po czym podała mi niebieską broszkę z napisem Nathaniel team. Spojrzałam ze zdziwieniem na koleżankę, wskazującą palcem identyczną przypinkę, którą przytwierdziła do koszuli.
     - Widzę, że chłopak nie próżnował – rzuciłam z przekąsem, umiejscawiając ozdobę na marynarce. Przyklepałam delikatnie dość sporych rozmiarów kółko, posyłając przy tym Su szeroki uśmiech.
     Dziewczyna delikatnie zarumieniła się i odwróciła wzrok zmieszana. Ostatnimi czasy często zdarzało nam się przeprowadzać normalną rozmowę bez jakichkolwiek zgryźliwości z mojej strony. Nagła przemiana z nienawiści do tolerowania nastąpiła zapewne po pamiętliwym pikniku. Wiele godzin spędziłam nad rozmyślaniem o zachowaniu brunetki, a moją głowę zaprzątało wyłącznie pytanie: dlaczego? Przecież Durand nie miała najmniejszego nawet powodu, aby troszczyć się o mnie. A jednak robiła to bez większego wysiłku. Niejednokrotnie dzwoniła po lekcjach porozmawiać o pierdołach oraz w celu zwierzenia się z problemów absolutnie nieważnych. Sucrette posiadała jednak rzadki dar przyciągania uwagi swoją paplaniną. Potrafiłyśmy kilkadziesiąt minut wisieć na telefonie, a podczas owych rozmów jedynie przytakiwałam i udawałam, że znałam osoby, o których była mowa. Czasami zdarzało się, że poprosiłam dziewczynę o pomoc w rozwiązaniu zadania domowego – była w końcu ten rok starsza. Momentami zastanawiałam się, czy nie rozmawiałam z Su częściej niż z Raven. Różowowłosa nie była tak wylewna jak drugoklasistka, toteż nasze jedyne tematy do konwersacji stanowiły wydarzenia bieżące. Nawet nie pokusiłyśmy się o typowe dla nastolatek plotkowanie, ponieważ najzwyczajniej w świecie Black tego nie tolerowała. Twierdziła, że jest na to zbyt inteligenta, a o coś równie haniebnego mogłaby pokusić się Debrah. Nie zamierzałam psuć jej wyobrażeń, dlatego zawsze milczałam, gdy rzucała swoimi życiowymi mądrościami na prawo i lewo.
     - Dzisiaj na długiej przerwie odbędzie się głosowanie. Wszyscy muszą stawić się w salach swoich wychowawców – powiedziała brunetka wyraźnie zaaferowana wyborami.
     - Tak w ogóle, to dlaczego wspierasz Nathaniela? Przecież chodzisz do drugiej klasy. Bardziej powinnaś interesować się programem Debrah – zauważyłam słusznie.
     - I tak większość na nią zagłosuje. Szczerze mówiąc, to poza nią startują jedynie dwie osoby, które od razu ubiegają się o stanowisko zastępcy i skarbnika. Żeby było ciekawiej, obaj są kolegami Roty i chodzą ze mną do klasy.
     - Widzę, że dużego pola do manewru nie macie. – Sucrette wzruszyła bezradnie ramionami. Czułam, że sama chętnie wzięłaby udział w wyborach, jednak nie miała na to wystarczającej odwagi. Zjawiskiem powszechnym od wieków było, że ambicje niektórych ludzi wgniatały w glebę marzenia innych – nie zawsze z korzyścią dla reszty gatunku.
     - Będę już szła, do końca przerwy muszę rozdać wszystkie ciastka – westchnęła brunetka.
     - Jeżeli nie dasz rady, to zawsze możesz przynieść je Raven. Z pewnością się ucieszy.
     - Jasne, przecież jest ciasteczkowym potworem – zaśmiała się dziewczyna, po czym zniknęła w tłumie rozentuzjazmowanych nastolatków.
     Chwilę błądziłam wzrokiem wśród uczniów, jednak nie udało mi się wychwycić koleżanki. Westchnęłam przeciągle, ganiąc się w duchu, że nie wzięłam dwóch kolejnych słodyczy na zapas. Były naprawdę przepyszne.
     Powolnym krokiem ruszyłam w stronę schodów prowadzących na piętro. Liczyłam, że tylko parter został całkowicie zakorkowany przez chordy licealistów. Po raz kolejny musiałam bezczelnie przepychać się łokciami, aby móc przejść do drugiej części szkoły. Należałam do jednych z najniższych uczniów, toteż nie widziałam nawet, ile jeszcze pozostało drogi do przebycia. Od zewnątrz ta placówka edukacyjna prezentowała się o wiele bardziej okazale. Mijając ją, człowiekowi nawet przez myśl nie przeszłoby, że na jej holu mogły powstawać ludzkie zatory. A jednak pozory potrafiły niezwykle zmylić.
     - Wood! Chodź do nas! – Usłyszałam znajomy krzyk, który dobiegał po mojej lewej. Odruchowo przekręciłam głowę w tamtym kierunku, jednak wysocy nastolatkowie skutecznie uniemożliwiali dojrzenie czegokolwiek.
     Postanowiłam zignorować natarczywe wołania. Nawet nie wiedziałam, kto próbowałam zwrócić na siebie moją uwagę. Ponownie przystąpiłam do mało efektownego taranowanie licealistów, gdy nagle dziewczęcy głos rozniósł się po całej szkole.
     - Panna Stanley proszona do mnie. Bły-ska-wi-cznie.
     Skierowałam spojrzenie ku różowowłosej nastolatce stojącej na jednym ze stolików, który służył zapewne jako stoisko wyborcze Nathaniela. Raven trzymała w ręce czerwony megafon, pukając w niego co rusz pomalowanymi na czarno paznokciami. Podparła rękę na mocno wypchniętym biodrze, uważnie przyglądając się z góry mojej osobie. Jej mina nie wróżyła najlepiej – dziewczyna wprost nienawidziła ignorancji, dlatego każdy przejaw lekceważenia w nią wymierzony mógł skutkować utratą zdrowia na czas długi.
     Głośno przełknęłam ślinę, gdy porządnie wytuszowane oczy różowowłosej zmrużyły się niebezpiecznie, a ich właścicielka kiwnęła na mnie palcem. Niechętnie poczęłam przepychać się przez tłum, aby dotrzeć do koleżanki. Naprawdę wolałabym znaleźć się w klasie od języka angielskiego i wpatrywać się w złowrogą twarz pani Martin.
     - Przepraszam – powiedziałam głośno do wysokiego blondyna, który bezczelnie postanowił zatarasować przejście. – Przepraszam, do cholery.
     Nie nastąpiła jakakolwiek reakcja ze strony chłopaka. Byłam już tylko kilka kroków od mojego prywatnego kata, a i tak oczekiwanie na ścięcie musiało się przedłużyć. Westchnęła co raz bardziej podirytowana, po czym rzuciłam gniewnie:
     - Naprawdę nie masz innych miejsc do czytania tej kurewskiej ulotki?
     Leniwy wzrok brązowych oczu zatrzymał się na mnie. Uczeń chwilę wpatrywał się, jakby w punkt za mną, a następnie zrobił dwa kroki do przodu, tym samym umożliwiając dojście do stolika, na którym stała różowowłosa.
     - Dziękuję – powiedziałam niebywale przesłodzonym głosem, wywracając oczami.
     Podeszłam bliżej znajomych. Nath z niezwykłym przejęciem tłumaczył coś Dake’owi, a Violetta wyjmowała z niewielkiego kartonu ulotki namawiające do głosowania kolegę. Zadarłam głowę, aby przyjrzeć się Raven, która nadal zajmowała miejsce na ławce, patrząc na wszystkich z wyższością.
     - Może wreszcie zejdziesz na ziemię, co, Kruczku? – zapytałam z przekąsem, krzyżując ręce na piersi.
     - Ooo… Wybacz, nie zauważyłam cię. Zniknęłaś mi gdzieś w tłumie – odparła różowowłosa. Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Dziewczyna ponownie zmrużyła oczy, jakby w gotowości do nagłego ataku.
     - Twe grzechy będą ci wybaczone. – Delikatnie skinęłam głową, układając przy tym dłonie jak do modlitwy.
     Raven prychnęła z dezaprobatą, ostrożnie schodząc ze stolika. Stojąc już stabilnie na wypolerowanej podłodze, poprawiła lekko podwiniętą kraciastą spódniczkę. Po chwili wyciągnęła z reklamówki broszkę. Taką samą, jaką dostałam niedawno od Sucrette.
     - Mam jedną. – Wskazałam palcem okrągłą przypinkę widniejącą na mojej marynarce.
     - Dlaczego przyszłaś dopiero teraz?
     - Przecież napisałam, że zaspałam – odpowiedziałam. – Długo tu stoicie?
     - Ja i Nath rozłożyliśmy wszystko wpół do ósmej, a reszta dotarła krótko przed pierwszą lekcją. – Złożyłam usta w dzióbek i rozejrzałam się dookoła. Widać było, że kandydat na przewodniczącego pierwszaków pracował cały weekend, aby pozyskać głosy. Ciasteczka, broszki oraz sterta ulotek z pewnością przykuwały uwagę.
     - Spójrz, ile osób zadeklarowało, że będzie głosować na naszego blondaska. – Raven podała mi plik kartek z podpisami uczniów. Przejrzałam strony, po czym pokręciłam głową z rozbawieniem.
     - Wiesz, że oni podpisują się dla żartów, prawda? Jeżeli połowa tych ludzi w ogóle weźmie udział w wyborach, to już będzie można mówić o sukcesie.
     - Jesteś okropną pesymistką! – krzyknęła różowowłosa, wyrywając z moich rąk kawałki papieru zabazgrane różnego rodzaju charakterem pisma. – Tak dla twojej informacji, Nathaniel zdobył największe poparcie domniemanych wyborców.
     - Słowo domniemanych brzmi tak dumnie… - mruknęłam z rozbawieniem. Wiedziałam, że to rozzłości moją koleżankę, ale wprost nie mogłam się powstrzymać przed docięciem jej.
     - Ale mnie wkurzasz! Idź sobie stąd, jeżeli zamierzasz nas dołować!
     - W porządku, już znikam. – Machnęłam niedbale ręką w kierunku znajomych, po czym ponownie skierowałam się w stronę schodów prowadzących na piętro.
     - Oddasz chociaż głos? – Rozbrzmiał za mną krzyk Dake’a, próbującego nie zostać zagłuszonym przez chmarę licealistów.
     - Możesz mnie dopisać! – odpowiedziałam. Posłałam Raven oczko i podniosłam oba kciuki do góry, dając jej znać, że wspierałam to, co robiła. Nawet, jeżeli uważałam, iż było absolutnie zbędne.


     Z napięciem oczekiwany dzwonek kończący czwartą lekcję spowodował, że na szkolne korytarze ponownie wylały się tłumy rozgorączkowanych nastolatków. Większość z nich pobiegło do sal, gdzie urzędowali ich wychowawcy, a druga część – dzisiaj wyjątkowo mniejsza – pognała na stołówkę, aby zająć swoje ulubione stoły. Razem z Raven poszłyśmy w ślady liczniejszej grupy i razem z całą naszą klasą na złamanie karku wyrwałyśmy do pomieszczenia określanego Sercem Piekła. Nie było to spowodowane czerwonymi ścianami w pomieszczeniu, na drzwiach którego widniała pozłacana siódemka. Pokój, gdzie odbywały się zajęcia z psychologii oraz socjologii został tak nazwany ze względu na belfra nauczającego owych przedmiotów. Pan Riker jako jeden z nielicznych tutejszych pedagogów nie skończył jeszcze czterdziestu lat. Mnóstwo uczennic bardziej lub mniej potajemnie podkochiwało się w nim, jednak on zbywał je najbardziej niedorzecznymi wymówkami w historii ludzkości. Kiedy na początku roku, zaraz po uroczystym apelu, jedna z czwartoklasistek zaprosiła go do kawiarni, odparł, że umówił się już na relaksacyjny masaż jąder u uroczego transseksualisty. O jego efektownych sposobów łamania serc niedoświadczonych zębem czasu dziewuszkom krążyły legendy. Żeby dotarły one do jak największego grona ludzi dbali przede wszystkim chłopcy. Zdawać by się mogło, że płeć mniej piękna polubiła pana Rikera. Otóż nic bardziej mylnego. Mężczyzna najwyraźniej cierpiał na wstręt do wszystkich uczniów posiadających penisa, ponieważ z uporem maniaka obrażał każdego, który się mu naprzykrzył. Na jakąkolwiek dziewczynę nigdy nawet nie próbował krzyknąć, a ocenę niedostateczną z mniej ważnych testów zawsze zamieniał na mierną, dopisując przy tym pokrzepiające słówka.
     Pomimo swojego dziwnego zachowania, był ulubieńcem dyrektorki, która każde przegięcie stosunkowo młodego nauczyciela potrafiła wytłumaczyć. Ukończył on bowiem Harvard z najwyższymi ocenami, a takiego ze świecą szukać. Licealiści jednak nie narzekali na charakter wykładowcy psychologii i socjologii, nawet jeżeli mieli do tego znakomite powody. Pan Riker świetnie nauczał, a zajęcia z nim nie nudziły, toteż każdy przebolał jego złośliwe docinki, gryząc się w oba policzki. Grunt, że nie miał pretensji, gdy ktoś używał telefonu na lekcji bądź rozmawiał.
     Całą grupą, liczącą około trzydziestu osób, wpadliśmy do sali. Wysoki brunet zaprzestał pakowania papierów do swojej teczki i spojrzał na nas zdziwiony.
     - Profesorze, my zagłosować – wysapała Raven, biorąc następnie głęboki oddech, aby choć trochę unormować szybko bijące serce.
     - Ach, całkiem o tym zapomniałem. – Nauczyciel podrapał się po karku, przy czym zaśmiał się nerwowo. Wszyscy uczniowie wydali z siebie bliżej nieokreślone dźwięki, na co pan Riker powiedział: - Ależ nic się nie stało. Usiądźcie na miejscach, a ja zaraz przyjdę. Muszę tylko odebrać formularze od Florence.
     Posłusznie usłuchaliśmy polecenia wykładowcy. Zajęłam swoją ławkę na samym przodzie w środkowym rzędzie, po czym rozejrzałam się dookoła. Różowowłosa oraz Dake chodzili po pomieszczeniu, namawiając każdego z nastolatków do głosowania na Nathaniela. Podobnie robili przez cały tydzień, jednak w dzień ostateczny presja osiągnęła punkt kulminacyjny. Raven gotowa była pogrozić pięścią jednemu z chłopców, który w żartach powiedział, że wybierze jakąś osobę z równoległej klasy. Westchnęłam przeciągle, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. Naprawdę nie rozumiałam, po co ta dwójka tak uporczywie pragnęła zwycięstwa Logana. Przecież w samorządzie i tak zasiądzie Debrah, więc wybranie blondyna przewodniczącym pierwszaków równało się z rzuceniem go na pożarcie wygłodniałej harpii. Na miejscu Nathaniela nawet nie zamierzałabym pchać się do tej niewdzięcznej roboty.
     Nagle drzwi otworzyły się z dużą siłą, a klamka uderzyła o ścianę. Najwidoczniej pan Riker wielokrotnie praktykował gwałtowne wejścia, bo tynk powoli odpadał.
     - Black i Morgan na dupie siadać czas, bo karteczki będę rozdawał dla was – zanucił wesoło mężczyzna, potrząsając jednocześnie głową, przez co jego przydługie ciemne kosmyki delikatnie zafalowały.
     Belfer rozdał każdemu formularz do głosowania. Bez zbędnego przedłużania odnalazłam nazwisko Nathaniela i postawiłam przy nim krzyżyk. Nie minęła nawet minuta, a wszyscy oddali już świstek papieru.
     Wykładowca przelotnie obejrzał strony, po czym na jego twarz wpełzł cyniczny uśmieszek. Równo złożył wszystkie arkusze, by po chwili spojrzeć w naszym kierunku.
     - Jesteście chyba jedyną klasą, która zagłosowała tak zgodnie. Cieszy mnie to – rzucił nauczyciel, przeczesując palcami włosy.
     - No, macie szczęście. – Wesoły rechot Raven rozniósł się po całej sali. Oparłam głowę na złożonej w pięść dłoni, nie mogąc sobie wyobrazić, pod jak wielką presją musieli być uczniowie.


♥ ♥ ♥ ♥

2 komentarze:

  1. Jakie szczęście, że u mnie wybory na przewodniczącego są takie ciche i spokojne. No i najczęściej bywa tak, że tylko jedna osoba się zgłasza. Nie dziwię się. W mojej szkole jest taki rozpierdol, którego nawet nauczyciele nie ogarniają. Ale mniejsza.
    Wracając do rozdziału: Jest on śliczny, piękny i uroczy (godziny oglądania Niekrytego mi nie służą...)
    Będąc pod presja jutrzejszego dnia i nie ubłagalnie zbliżających się próbnych matur, nie jestem chyba w stanie napisać nic bardziej sensownego. Niedługo to mózg mi się zlasuje od godzin czytania o tych wszystkich epokach literackich! Nevermind.
    Z jednej strony cieszy mnie, że Holly (dopiero teraz sobie uświadomiłam, że Twoja główna bohaterka ma tak samo na imię jak pewna elficzka z takiej jednej serii książek) pogodziła się tak jakby z Su, ale z drugiej strony tak jakoś w głębi moich myśli brzęczy mi taka uporczywa myśl, że nie powinno tak być. Nie pytaj o co chodzi, bo ja sama nie do końca to rozumiem xD.
    Przedzieranie się przez zatłoczony korytarz to koszmar! Tyle, że u mnie korytarze są zapchane przez pierwszoklasistów, którzy nie potrafią się ustawić przy ścianach i rozwalają się na całym przejściu. Najgorsze jest to, że jak jedne pierwsze klasy się w miarę ogarną, to przychodzą następne i znów to samo -,-. Aż wstyd myśleć, że ja też się tak zachowywałam :O
    Ten pan Riker mi nie pasuje. Szlag by mnie trafił, gdybym miała takiego nauczyciela. Nie mam cierpliwości do takich ludzi... Może to dlatego, że sama miałam podobnego nauczyciela? Może.
    Eh.. Dobra.. Czas zakończyć ten przydługawy komentarz, w którym praktycznie nie zawarłam żadnej konkretnej myśli... Boże! Dlaczego ty mi to robisz?!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i kolejną dawkę emocji z nim związanych :D
    Serdecznie pozdrawiam i życzę udanego drugiego semestru!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ram taram, kocham to co piszesz!

    OdpowiedzUsuń