Z głośnym trzaskiem otwiera dwuskrzydłowe wrota, wykonane z ciemnego drewna. Powolnym krokiem - ignorant, który nie dostrzega celowego zabiegu, mającego na celu wzmocnienie w czytelnikach uczucia ciekawości, zapewne zażartowałby, że kroczy w zwolnionym tempie - kieruje się w stronę podestu, gdzie została ustawiona mównica. Spod jej stóp odzianych w czarne, skórzane szpilki wydobywa się głośne stukanie o marmurową posadzkę. Postać o średnim wzroście i posturze całkowicie uniemożliwiającej jej pracę modelki zatrzymuje się przed szklanym podium. Twarz ma zakrytą przez ciemny kaptur, będący częścią długiego płaszcza.
Panna Kernit dwukrotnie dotyka mikrofonu, aby sprawdzić, czy urządzenie na pewno działa. Po ogromnej sali rozchodzi się drażniący uszy dźwięk, nawet bardziej przerażający od przesuwania paznokciami po tablicy. Sama wykonawczyni owej czynności nieznacznie się skrzywia, czego dostrzec widzowie nie mogą. Pomimo ogromnej irytacji, która z każdą sekundą narasta w ludziach zgromadzonych na auli, każdy z nich machinalnie i bez zastanowienia zaczyna klaskać. Robią to nie dlatego, że chcą - po prostu muszą.
- Cóż mam rzec? Nie lubię tego dnia, od kiedy skończyłam podstawówkę i z każdym rokiem pałam do niego co raz większą niechęcią. Wprost mam ochotę zwrócić całą porcję paluszków krabowych, kiedy mój obrzydliwy umysł postanowi przypomnieć, która to liczba widnieje dzisiaj na kartce kalendarza. Nadal nie domyślacie się, do czego piję? Ech, powiem wprost - dnia obecnego, dokładnie dziesięć minut po siódmej rano, wybił dla mnie siedemnasty rok. Szatanie wszechmogący, to takie paskudne! Nie wiem, może wyłącznie ja jestem spaczona, ale najzwyczajniej w świecie nienawidzę obchodzić urodzin. W sumie, to w ogóle nie lubię czegokolwiek obchodzić, a jedyny wyjątek, potwierdzający tę regułę, stanowi zakończenie roku szkolnego. Bo kto nie lubi dwóch miesięcy odpoczynku od zalegalizowanych tortur?
Rozdział miał być później. Duuużo później, może nawet po Świętach. Wena oraz nowe pomysły niemal rozrywają mnie od środka, jednakże nie posiadam zbyt wiele czasu, aby zasiąść przed komputerem. Godzinka to absolutne maksimum, a wykorzystuję ją głównie na szukaniu wyśmienitych przepisów. Pomimo wszelkich trudności spięłam dupę i dokończyłam rozdział, ażeby to Wam oraz sobie zrobić taki drobny prezencik z okazji zbliżających się wielkimi krokami Świąt Bożego Narodzenia. Z całego serca pragnę podziękować wszystkim osobom, które czytają moje opowiadanie i z cierpliwością czekają na następny rozdział. Ślę wszystkim odwiedzającym - nie zawsze komentującym (>.<) - samych dobroci. Zdrówko fizyczne i psychiczne oraz pogoda ducha to podstawa, aczkolwiek dobre wyniki w nauce również nie zaszkodzą. Żeby nawet najbardziej skrywane marzenia Wam się pospełniały, jeżeli nie dotyczą końca świata. Kurczę, chcę zrobić za rok prawko i nawet moi kochani rodzice mnie przed tym nie powstrzymają! Najprawdopodobniej zrobią to nowiuśkie tramwaje...
Trochę się rozgadałam. Jak ja uwielbiam dużo i namiętnie mówić. Na koniec dorzucę najbardziej oklepaną sekwencję: Niech całe świąteczne żarcie pójdzie w cycki! Albo w co już sobie tam chcecie.
Droga (nie) do miłości: Rozdział
16
„Nigdy
nie należy ignorować ludzkiej skłonności do samooszukiwania,
zwłaszcza
w przypadku człowieka, który próbuje coś udowodnić.”
~J.
Verdon
Stałam w środku dość długiej kolejki do
szkolnego sklepiku. Z nudów po raz trzeci liczyłam pieniądze, które trzymałam w
ręce, aby upewnić się, czy na pewno starczy mi na niegazowaną wodę oraz dwa
jabłka.
- Spójrz, to ta laska z pierwszej klasy.
Głupia myśli, że ma u Holdena jakieś szanse. – Słysząc
nazwisko sąsiadów, odruchowo spojrzałam w stronę dwójki dziewczyn przechodzących
obok. Patrzyły na mnie niebywale czymś rozbawione. W odpowiedzi pokazałam im
jedynie środkowy palec, na co prychnęły z dezaprobatą i oddaliły się, machając
przy tym na boki swoimi długimi włosami związanymi w końskie ogony.
Westchnęłam zrezygnowana oraz lekko
znużona ironicznymi spojrzeniami posyłanymi mi przez większość
uczennic. Doprawdy nie wiedziałam, co mogło spowodować u nich tak dziwne
zachowanie, ale słysząc nazwisko Duncana i Castiela zaczynałam snuć pewne
domysły.
Wyszłam z kolejki, ostatecznie rezygnując z
zakupu śniadania. Dzisiaj znowu wstałam te cholerne dwadzieścia minut później,
przez co nie zdążyłam zjeść w domu. Mój żołądek musiał jednak poczekać, bo
zaistniała pewna dokuczliwa sytuacja, która wręcz błagała o wyjaśnienie.
Szybkim krokiem zmierzałam w stronę sali, gdzie za niespełna kwadrans miałam
zajęcia z literatury. Zgrabnie omijałam krzątających się po korytarzu uczniów,
jednocześnie chowając pieniądze do portfela w kształcie głowy pandy.
Moment później zatrzymałam się przed
mahoniowymi drzwiami z pozłacaną czternastką. Przed klasą nie stała nawet jedna
osoba, więc doszłam do wniosku, iż wszyscy przebywali w środku. Chwyciłam za
okrągłą klamkę, po czym z impetem weszłam do pomieszczenia. Oczy zgromadzonych
wewnątrz nastolatków skierowały się na mnie, jednak nie zwracałam na
to większej uwagi. Niemal mechanicznymi ruchami podeszłam do różowowłosej
dziewczyny siedzącej na ławce przy biurku nauczyciela. Raven nonszalancko
opierała się plecami o ścianę, kładąc przy tym nogi na stoliku. W uszy miała
wetknięte jaskrawozielone słuchawki, z których dobiegały głośne dźwięki gitary
elektrycznej. Klepnęłam koleżankę w kolano, aby zwrócić jej uwagę.
- Musimy pogadać – oznajmiłam, gdy
znudzone spojrzenie brązowych oczu spoczęło na mnie. – Ale nie tutaj.
Nastolatka schowała telefon wraz ze
sprzętem grającym do oliwkowej torby pełnej naszywek oraz przypinek, a następnie
przeciągnęła się. Kilka kości strzeliło niepokojąco, jednak panna Black
najwidoczniej nie zamierzała się tym przejmować.
- O co chodzi?
- Chyba Debrah mnie przeklęła –
powiedziałam szeptem. Różowowłosa rozszerzyła nagle oczy, po czym chwyciła mnie
za rękaw marynarki i szybko wyciągnęła z sali.
Niemal biegłyśmy w stronę wyjścia na
dziedziniec, gdzie o tej porze na próżno było szukać kogokolwiek. Większość
uczniów zapewne jeszcze nie pojawiła się w szkole, a ci, którzy przybyli za
wcześnie kręcili się bez celu po korytarzach lub siedzieli w klasach.
Raven pchnęła masywne, oszklone drzwi i
ruszyła w stronę fontanny, na brzegu której lubiłyśmy przesiadywać podczas
długiej przerwy. Tym razem również zajęłyśmy miejsca na marmurowym obwodzie
wodotrysku.
- A mówiłam, żebyś na nią uważała. Pewnie
nie chciałaś mi wierzyć, co? – Intensywny wzrok wywiercał w mojej głowie
dziurę, a ja jedynie byłam w stanie odwrócić spojrzenie. Dziewczyna westchnęła
z politowaniem. – No dobra, co ci zrobiła?
- Wczoraj Holdenowie posprzeczali się, że
Duncan zabiera mnie na zakupy, przez co nie odwiózł Casa i Debrah. Wściekli
się. Próbowałam jakoś załagodzić sytuację proponując przełożenie wizyty w
galerii, ale to nie pomogło. A dzisiaj większość dziewczyn szepcze coś za moimi
plecami i mogę założyć się o wszystko, że Rota postanowiła wykonać publiczną
egzekucję. Co ja mam zrobić? – Złapałam się za włosy, opierając łokcie na
udach. Ze złudną nadzieją wpatrywałam się w chodnik, jakby miały pojawić się na
nim rozwiązania wszelkich moich problemów.
- Najlepiej olać sprawę – rzuciła
spokojnie Raven. Spojrzałam na nią wściekła. Jak mogła tak po prostu
lekceważyć problem, gdy ja omal nie wychodziłam z siebie?
- Żartujesz, prawda? Sama radziłaś, żeby
nie zadzierać z Debrah, a teraz, zamiast mi pomóc w trudnej sytuacji, mówisz,
żebym olała sprawę. Słyszysz swoje
słowa w ogóle?
Wstałam gwałtownie, zrzucając przy tym
własną torbę na ziemię. Stanęłam naprzeciw koleżanki z rękoma podpartymi na
biodrach. W duchu liczyłam, że różowowłosa wykrzyczy za moment genialny plan
bez choćby najmniejszej luki, jednak ona patrzyła tylko na mnie obojętnym
wzrokiem. Nadzieja, będąca matką głupich, umierała ostatnia. Niestety robiła to
powoli oraz kurewsko boleśnie, ale należało jej oddać, iż w sposób bardzo
efektowny.
- Jeżeli nie potrafisz tego zignorować,
idź do Duncana i o wszystkim mu powiedz. Nienawidzi Roty jeszcze bardziej ode
mnie, więc z pewnością rozwiąże twój problem jeszcze przed ostatnim dzwonkiem.
Całe napięcie, które kumulowało się we
mnie od kilku minut ulotniło się, a ja poczułam wielką ulgę. Zupełnie tak,
jakbym pozbyła się stukilogramowego balastu. Miałam ogromną ochotę skakać wokół
liceum, zupełnie nie zważając na dziwne spojrzenia ze strony uczniów oraz grona
pedagogicznego. Zapewne nawet groźba wezwania rodziców do szkoły nie
uśmierzyłaby mojego szczęścia. W porę jednak uspokoiłam swoje wariackie zapędy
i ograniczyłam się jedynie do mocnego uściśnięcia Raven.
♥
Zbiegłam po schodach do piwnicy, gdzie
znajdowały się szafki. Liczyłam, że właśnie tam spotkam Duncana, który przed
chwilą skończył lekcję hiszpańskiego. Stanęłam na środku ogromnego
pomieszczenia służącego za szatnie trzecich oraz czwartych klas. Rozglądałam
się dookoła, aby dojrzeć wysoką postać Holdena, jednak jak na złość nigdzie go
nie było. Tupnęłam nogą niezadowolona, niczym rozkapryszone dziecko, któremu
odmówiono lizaka.
- Czyżbyś mnie szukała? – Usłyszałam
zmysłowy szept koło ucha, powodujący przyjemny dreszcz na moich plecach. Gorący
oddech muskał mój kark, przez co miałam ochotę zamruczeć z zadowolenia.
Odwróciłam się nieśpiesznie, chcąc jak
najdłużej napajać się cudownym uczuciem bycia adorowaną. Doskonale wiedziałam,
kto zaszedł mnie od tyłu, próbując tym samym wystraszyć, toteż widok
zadziornego uśmieszku na twarzy Duncana nie był niespodzianką. Jego głęboki,
lekko zachrypnięty i nad wyraz pociągający głos rozpoznałabym nawet w tłumie
rozwrzeszczanych ludzi.
Chwilunia, co ja właściwie pomyślałam?
Nasza
mała Holly dorasta i chyba właśnie przeżywa pierwsze zauroczenie. Słooodko.
Szkoda jednak, że wybór padł na pierwszego lepszego degenerata. Powinnaś
poszukać kogoś odpowiedniejszego do rozdziewiczenia siebie na wszystkich
płaszczyznach życia erotycznego. Zawiodłam się na tobie, moja kochana.
Potrząsnęłam głową, aby wyzbyć się z niej parszywego głosu, po czym rzuciłam:
-
Właściwie, to tak.
Holden zrobił zdziwioną minę, jednak
moment później ponownie powrócił do swojego zwyczajowego wyrazu twarzy. Uśmiechnęłam
się szeroko, bujając jednocześnie na stopach w przód i w tył.
- Wyjdźmy na dziedziniec – zaproponował
Holden, po czym ruszyliśmy schodami na parter budynku.
Znajdując się przed szkołą, udaliśmy się
na jedną z dalszych ławeczek, aby uniknąć ciekawskich spojrzeń nastolatków.
Nieznacznie zboczyliśmy z chodnika kierując się na ubocze. W oddali słychać
było pogwizdywania. Odwróciłam się gwałtownie, chcąc dostrzec, który z kolegów
Duncana był mało dojrzałym emocjonalnie człowiekiem. Zdziwiłam się,
gdy zobaczyłam machającego w naszą stronę Corey’a. Podczas piątkowej imprezy
wydawał się być nad wyraz spokojną oraz opanowaną personą.
- Daruj mu to zachowanie. Przywykł do
moich niewiele znaczących związków i zawsze tak reaguje, gdy odchodzę na bok z
dziewczyną – powiedział rozbawiony brunet, zauważając moje drobne
zdenerwowanie.
- Wolę nie wiedzieć, przez ile niewiele znaczących związków przeszedłeś
– mruknęłam. Szczerze zaskoczył mnie fakt, że chłopak tak otwarcie mówił o
swoich licznych podbojach.
-
Prawdę powiedziawszy, to sam nie potrafię ich spamiętać. – Duncan zajął miejsce
na lekko zaniedbanej ławeczce pod rozłożystym dębem. Zapewne niewielu uczniów zapuszczało się w głąb dziedzińca, toteż osoby odpowiedzialne za konserwację liceum nie odnawiały
siedzisk oddalonych od głównego chodnika.
Nastolatek wyjął z kieszeni spodni paczkę
papierosów oraz zapalniczkę, a następnie podpalił białą końcówkę używki. Mocno
zaciągnął się duszącym dymem, wypuszczając go po chwili w postaci niewielkiej
szarej chmury. Zakaszlałam kilkakrotnie, gdy śmierdząca mgła dostała się do
mojego nosa. Poczęłam machać ręką w celu odgonienia smrodu, podczas gdy drugą dłonią
osłaniałam usta. Naprawdę nienawidziłam fajek, a jeszcze bardziej osób palących
nieopodal mnie.
- To co chciałaś? – zapytał Holden,
szczwanie się przy tym uśmiechając. Zmrużyłam gniewnie oczy, kiedy
zorientowałam się, że kolega chuchał na mnie dymem celowo.
- Dziewczyna twojego braciszka postanowiła zemścić się za wczorajsze uniemożliwienie jej
wygodnego powrotu do domu – odpowiedziałam na jednym wydechu.
Duncan przez moment uważnie przyglądał się
mojej osobie, po czym rzucił:
- No i co z tego?
Zupełnie
jak Raven.
Westchnęłam zmęczona obojętnością
współczesnych ludzi młodych. W myślach odliczyłam do trzech, patrząc na
błękitne niebo, po którym płynęły pojedyncze białe obłoczki. Po względnym
pozbyciu się zdenerwowania, ponownie skierowałam wzrok na chłopaka siedzącego
przede mną.
- A to z tego, że większa część płci
żeńskiej w tej szkole próbuje znokautować mnie spojrzeniem. Może tobie nie
przeszkadza bezczelne gapienie się, ale ja czuję dyskomfort.
Holden wpatrywał się w papierosa, którego
w kretyński sposób trzymał kilka centymetrów przed twarzą, jakby był to
niezwykle interesujący eksponat muzealny. Najzwyczajniej w świecie dostałam
siarczyście w policzek przez pięciokilogramowy worek ignorancji.
- Dun…
- Spoko, załatwię to – przerwał brunet.
Kilkakrotnie zamrugałam szybko powiekami,
jakby kolega wypowiedział te trzy wyrazy w zupełnie nieznanym ludzkości języku.
Poprawiłam torbę, która zsunęła się do łokcia, a następnie odchrząknęłam cicho, zakrywając usta zwiniętą w piąstkę dłonią.
- Słucham?
Nastolatek zaśmiał się pod nosem.
- Powiedziałem, że pogadam z Debrah. Nie
ma problemu – rzekł Duncan, wzruszając przy tym obojętnie ramionami, jakby
właśnie ogłaszał, że dzisiaj mieliśmy wtorek, a on siedział na ławce pod drzewem. –
Tylko nie przejmuj się tymi wścibskimi laskami. One zawsze plotkują. Bez tego
już dawno skoczyłyby do Mystic, bo straciłyby sens życia. Dasz wiarę, że
większość panienek, z którymi spałem, zaraz po seksie gadało o ciuchach
koleżanek z klasy?
- No niesłychane – mruknęłam beznamiętnie,
patrząc na bruneta zblazowanym wzrokiem. Nie wierzyłam, że naprawdę to powiedział.
- Dokładnie. A i tak moi znajomi dziwią
się, że nie jestem w stałym związku. Kurczę, klub masochistów to absolutnie nie
moja broszka.
Przez krótki czas patrzyłam na kończącego
palenie papierosa chłopaka, ledwo powstrzymując ochotę, aby uderzyć się otwartą
dłonią w czoło. Naprawdę nie wiedziałam, co działo się z tymi ludźmi, ale
powoli zaczynałam podejrzewać, że Crystal Hills było wylęgarnią kosmitów, z
którymi nijak nie szło się porozumieć.
Potarłam nasadę nosa dwoma palcami, po
czym przeczesałam szybkim ruchem przydługą grzywkę. Obiecałam sobie, że w ten
piątek – zaraz po treningu – stanę przed lustrem, aby podciąć czarne kudły.
Przez nie naprawdę niewiele już widziałam.
- Nie myśl oczywiście, że pomagam ci z
potrzeby serca – powiedział Duncan, wstając z ławki i otrzepując spodnie w
kratę. – Robię to tylko dlatego, że wczoraj uraczyłaś me oczy pięknym widokiem twoich małych piersi.
Stałam chwilę sparaliżowana. W uszach
miałam jedynie dźwięk perlistego śmiechu, którym zanosił się Holden. Osłupiała
zdołałam wydobyć z ust jedynie ciche: kiedy?
- Jak sięgałaś na tylną kanapę po torbę – mruknął chłopak, spoglądając na mnie wysoko z góry. Musiałam unieść głowę, aby spojrzeć znajomemu w oczy. Jego czarne tęczówki jak zwykle
nie wyrażały emocji, jednak dostrzegłam cisnący się mu na usta ironiczny
uśmieszek. Tak cholernie dla niego typowy, że niemal mógł być znakiem
rozpoznawczym mojego sąsiada.
Brunet poczochrał mnie wesoło po głowie
niczym młodszą siostrzyczkę. Z letargu wyrwałam się dopiero po usłyszeniu
pierwszego dzwonka ostrzegawczego, iż za dwie minuty rozpocznie się następna
lekcja. Poczułam, jak moje ramię zostaje ściśnięte w mocnym uścisku, a po
chwili zostałam stanowczym ruchem przyciągnięta do klatki piersiowej Duncana.
Nagła bliskość spowodowała pojawienie się na moich policzkach palących
rumieńców, które w ułamku sekundy objęły również uszy.
Powolnymi krokami poczęliśmy kierować się
w stronę wejścia do szkoły. Na dziedzińcu przywitały nas ciekawskie spojrzenia
przechodniów, a niekiedy również oburzony wzrok żeńskiej części szkoły.
Starszym uczennicom z pewnością nie podobał się widok kapitana męskiej drużyny
koszykówki, obejmującego nic nieznaczącą w tym liceum pierwszoklasistkę. Mnie
również nie cieszyła perspektywa stania się celem Numer 1 dla zazdrosnych nastolatek.
Jednak cóż mogłam poradzić, że byłam sąsiadką Holdenów, a pies Castiela
postanowił utknąć akurat w moim ogrodzeniu?
- Co teraz masz? – Doszło mnie pytanie
Duncana, dzięki któremu skutecznie wyzbyłam się natrętnych myśli.
- Trygonometrię – odparłam po chwili
zastanowienia.
- Uuu… Nieciekawie.
- Nie narzekam. Pan Cerulli jest całkiem
sympatycznym człowiekiem.
- Dopóki nie zaczniesz nabijać się z jego elfich
uszu. – Brunet zaśmiał się głośno, zwracając tym samym uwagę przechodzącego
obok nas nauczyciela wychowania fizycznego.
- Jesteś niereformowalny – rzuciłam
pretensjonalnie.
- Gdyby był twoim wychowawcą już czwarty
rok, też wytykałabyś mu wszystkie wady.
- Chcesz powiedzieć, że dopiero od dwóch
tygodni bawią cię jego uszy?
- Nie. To zaczęło się podczas apelu na
rozpoczęciu roku szkolnego, gdy szedłem do pierwszej klasy. Najpierw nakrzyczał
na mnie i Corey’a, bo paliliśmy przed bramą, a godzinę później przedstawił się,
jako mój wychowawca.
- Uroczo.
Chłopak przepuścił mnie w drzwiach, po czym
skierował się w stronę strefy sportowej, uprzednio machając na pożegnanie ręką.
Odpowiedziałam nikłym skinieniem głowy i już miałam wejść schodami na pierwsze
piętro, gdy w przejściu pojawiła się Debrah. Dziewczyna najwidoczniej musiała
przez całą przerwę kręcić się po szkolnych korytarzach, ponieważ nie widziałam
jej wśród uczniów wracających z podwórza.
Przesunęłam się w prawo, chcąc wyminąć
brunetkę, jednak ta ponownie zastawiła mi drogę. Znudzona spojrzałam na nią.
Z całych sił próbowałam ukryć stres spowodowany widokiem Roty. Jej gniewnie
zmrużone oczy oraz pełne usta, które teraz zaciskała w wąską kreskę nie wróżyły
najlepiej. Mimowolnie głośniej przełknęłam ślinę.
- Możemy pogadać?
♥ ♥ ♥ ♥
Witam serdecznie! Najpierw chciałam zacząć od trochę spóźnionych życzeń, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. A więc życzę Ci dużo zdrówka, uśmiechu na twarzy, dobrych ocen, bo w sumie zawsze fajnie je mieć, oczywiściw dużo weny, żebyś jak najczęściej mogła nas uraczyć swoimi cudownymi opowiadaniami i standardowo, czego tam sobie jeszcze wymarzysz! :D
OdpowiedzUsuńMuszę się pochwalić, że w końcu udało mi się przeczytać wszystkie twoje rozdziały i przyznam, że jestem pod wrażeniem. Masz niesamowicie ciekawy styl pisania, oby tak dalej, moja droga.
Przyznam, że z początku nie przepadałam za postacią Duncana, trochę przywodził mi na myśl Borysa, nie wiem czemu, ale teraz to wprost za nim szaleje! Kurczę, gdy powiedział jej, że udało mu się zobaczyć, o dziwo zobaczyć piersi Holly, poczułam się, jak sama główna bohaterka, rumieniąc się i jednocześnie kajając w myślach za swoją nie uwagę.
Co do Debrah, to nie ważne w jakiej postaci by się ukazała i tam pałam do niej szczerą nienawiścią. Im jej mniej- tym lepiej, chociaż przyznam, że jestem cholernie ciekawa, co tam ma do powiedzenia naszej Holly.
Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że dodasz go jak najszybciej!
Pozdrawiam i jeszcze raz życzę duuuużo weny!
Bardzo dziękuję za życzenia. \(^.^)/ Absolutnie nie przeszkadza mnie, że są spóźnione; miewam znajomych, których widuję prawie codziennie, a oni i tak zorientują się, że miałam urodziny tydzień po fakcie. Może to ostateczny znak, aby ich zmienić...
OdpowiedzUsuńNie wiem, skąd Tobie przyszło do głowy, aby porównać Duncana z Borysem. (O_O) Teraz wyszukuję momentów, gdzie pojawił się Holden, aby choć trochę pojąć Twój tok rozumowania. Przyznam, że jest on nad wyraz zaskakujący, bo osobiście ja bym na takie porównanie nie wpadła. Jednakże cieszy mnie fakt, iż polubiłaś Duncana. Nie będę ukrywać, ale z jego postacią mam najwięcej problemów podczas pisania rozdziałów. Niby nie jest specjalnie skomplikowaną osobowością, aczkolwiek wymyśliłam go na poczekaniu, kiedy pisałam pierwszą część tego opowiadania. Po prostu jakiś straszny sąsiad był mnie potrzebny, a że potem mianowałam go starszym bratem jednego z głównych bohaterów - tym samym robiąc z niego cholernie ważną osobę - to już inna sprawa.
Jeżeli mowa o Debrah, no cóż... Bez dwóch zdań jestem masochistką. Nienawidzę jej równie mocno jak brukselek czy kalafiora, natomiast ubolewam, że w grze nie ma stałej postaci, która codziennie wstawałaby z uśmiechem na ustach, bo przyśnił się jej szatański pomysł na nową intrygę. Umówmy się, Amber jest beznadziejna i dręczenie kogokolwiek raczej słabo jej wychodzi. Stąd też pomysł na ustanowienie Debrah główną postacią. A męczę się przy niej niezmiernie.
Dziękuję za miły komentarz, nowy rozdzialik jest w trakcie tworzenia, więc istnieją szansę, że dodam go jeszcze w tym roku.