Spis lektur obowiązkowych

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Z głośnym trzaskiem otwiera dwuskrzydłowe wrota, wykonane z ciemnego drewna. Powolnym krokiem - ignorant, który nie dostrzega celowego zabiegu, mającego na celu wzmocnienie w czytelnikach uczucia ciekawości, zapewne zażartowałby, że kroczy w zwolnionym tempie - kieruje się w stronę podestu, gdzie została ustawiona mównica. Spod jej stóp odzianych w czarne, skórzane szpilki wydobywa się głośne stukanie o marmurową posadzkę. Postać o średnim wzroście i posturze całkowicie uniemożliwiającej jej pracę modelki zatrzymuje się przed szklanym podium. Twarz ma zakrytą przez ciemny kaptur, będący częścią długiego płaszcza.
Panna Kernit dwukrotnie dotyka mikrofonu, aby sprawdzić, czy urządzenie na pewno działa. Po ogromnej sali rozchodzi się drażniący uszy dźwięk, nawet bardziej przerażający od przesuwania paznokciami po tablicy. Sama wykonawczyni owej czynności nieznacznie się skrzywia, czego dostrzec widzowie nie mogą. Pomimo ogromnej irytacji, która z każdą sekundą narasta w ludziach zgromadzonych na auli, każdy z nich machinalnie i bez zastanowienia zaczyna klaskać. Robią to nie dlatego, że chcą - po prostu muszą.
- Cóż mam rzec? Nie lubię tego dnia, od kiedy skończyłam podstawówkę i z każdym rokiem pałam do niego co raz większą niechęcią. Wprost mam ochotę zwrócić całą porcję paluszków krabowych, kiedy mój obrzydliwy umysł postanowi przypomnieć, która to liczba widnieje dzisiaj na kartce kalendarza. Nadal nie domyślacie się, do czego piję? Ech, powiem wprost - dnia obecnego, dokładnie dziesięć minut po siódmej rano, wybił dla mnie siedemnasty rok. Szatanie wszechmogący, to takie paskudne! Nie wiem, może wyłącznie ja jestem spaczona, ale najzwyczajniej w świecie nienawidzę obchodzić urodzin. W sumie, to w ogóle nie lubię czegokolwiek obchodzić, a jedyny wyjątek, potwierdzający tę regułę, stanowi zakończenie roku szkolnego. Bo kto nie lubi dwóch miesięcy odpoczynku od zalegalizowanych tortur?
Rozdział miał być później. Duuużo później, może nawet po Świętach. Wena oraz nowe pomysły niemal rozrywają mnie od środka, jednakże nie posiadam zbyt wiele czasu, aby zasiąść przed komputerem. Godzinka to absolutne maksimum, a wykorzystuję ją głównie na szukaniu wyśmienitych przepisów. Pomimo wszelkich trudności spięłam dupę i dokończyłam rozdział, ażeby to Wam oraz sobie zrobić taki drobny prezencik z okazji zbliżających się wielkimi krokami Świąt Bożego Narodzenia. Z całego serca pragnę podziękować wszystkim osobom, które czytają moje opowiadanie i z cierpliwością czekają na następny rozdział. Ślę wszystkim odwiedzającym - nie zawsze komentującym (>.<) - samych dobroci. Zdrówko fizyczne i psychiczne oraz pogoda ducha to podstawa, aczkolwiek dobre wyniki w nauce również nie zaszkodzą. Żeby nawet najbardziej skrywane marzenia Wam się pospełniały, jeżeli nie dotyczą końca świata. Kurczę, chcę zrobić za rok prawko i nawet moi kochani rodzice mnie przed tym nie powstrzymają! Najprawdopodobniej zrobią to nowiuśkie tramwaje...
Trochę się rozgadałam. Jak ja uwielbiam dużo i namiętnie mówić. Na koniec dorzucę najbardziej oklepaną sekwencję: Niech całe świąteczne żarcie pójdzie w cycki! Albo w co już sobie tam chcecie.   

Droga (nie) do miłości: Rozdział 16
„Nigdy nie należy ignorować ludzkiej skłonności do samooszukiwania,
zwłaszcza w przypadku człowieka, który próbuje coś udowodnić.”
~J. Verdon

     Stałam w środku dość długiej kolejki do szkolnego sklepiku. Z nudów po raz trzeci liczyłam pieniądze, które trzymałam w ręce, aby upewnić się, czy na pewno starczy mi na niegazowaną wodę oraz dwa jabłka.
     - Spójrz, to ta laska z pierwszej klasy. Głupia myśli, że ma u Holdena jakieś szanse. – Słysząc nazwisko sąsiadów, odruchowo spojrzałam w stronę dwójki dziewczyn przechodzących obok. Patrzyły na mnie niebywale czymś rozbawione. W odpowiedzi pokazałam im jedynie środkowy palec, na co prychnęły z dezaprobatą i oddaliły się, machając przy tym na boki swoimi długimi włosami związanymi w końskie ogony.
     Westchnęłam zrezygnowana oraz lekko znużona ironicznymi spojrzeniami posyłanymi mi przez większość uczennic. Doprawdy nie wiedziałam, co mogło spowodować u nich tak dziwne zachowanie, ale słysząc nazwisko Duncana i Castiela zaczynałam snuć pewne domysły.
     Wyszłam z kolejki, ostatecznie rezygnując z zakupu śniadania. Dzisiaj znowu wstałam te cholerne dwadzieścia minut później, przez co nie zdążyłam zjeść w domu. Mój żołądek musiał jednak poczekać, bo zaistniała pewna dokuczliwa sytuacja, która wręcz błagała o wyjaśnienie. Szybkim krokiem zmierzałam w stronę sali, gdzie za niespełna kwadrans miałam zajęcia z literatury. Zgrabnie omijałam krzątających się po korytarzu uczniów, jednocześnie chowając pieniądze do portfela w kształcie głowy pandy.
     Moment później zatrzymałam się przed mahoniowymi drzwiami z pozłacaną czternastką. Przed klasą nie stała nawet jedna osoba, więc doszłam do wniosku, iż wszyscy przebywali w środku. Chwyciłam za okrągłą klamkę, po czym z impetem weszłam do pomieszczenia. Oczy zgromadzonych wewnątrz nastolatków skierowały się na mnie, jednak nie zwracałam na to większej uwagi. Niemal mechanicznymi ruchami podeszłam do różowowłosej dziewczyny siedzącej na ławce przy biurku nauczyciela. Raven nonszalancko opierała się plecami o ścianę, kładąc przy tym nogi na stoliku. W uszy miała wetknięte jaskrawozielone słuchawki, z których dobiegały głośne dźwięki gitary elektrycznej. Klepnęłam koleżankę w kolano, aby zwrócić jej uwagę.
     - Musimy pogadać – oznajmiłam, gdy znudzone spojrzenie brązowych oczu spoczęło na mnie. – Ale nie tutaj.
     Nastolatka schowała telefon wraz ze sprzętem grającym do oliwkowej torby pełnej naszywek oraz przypinek, a następnie przeciągnęła się. Kilka kości strzeliło niepokojąco, jednak panna Black najwidoczniej nie zamierzała się tym przejmować.
     - O co chodzi?
     - Chyba Debrah mnie przeklęła – powiedziałam szeptem. Różowowłosa rozszerzyła nagle oczy, po czym chwyciła mnie za rękaw marynarki i szybko wyciągnęła z sali.
     Niemal biegłyśmy w stronę wyjścia na dziedziniec, gdzie o tej porze na próżno było szukać kogokolwiek. Większość uczniów zapewne jeszcze nie pojawiła się w szkole, a ci, którzy przybyli za wcześnie kręcili się bez celu po korytarzach lub siedzieli w klasach.
     Raven pchnęła masywne, oszklone drzwi i ruszyła w stronę fontanny, na brzegu której lubiłyśmy przesiadywać podczas długiej przerwy. Tym razem również zajęłyśmy miejsca na marmurowym obwodzie wodotrysku.
     - A mówiłam, żebyś na nią uważała. Pewnie nie chciałaś mi wierzyć, co? – Intensywny wzrok wywiercał w mojej głowie dziurę, a ja jedynie byłam w stanie odwrócić spojrzenie. Dziewczyna westchnęła z politowaniem. – No dobra, co ci zrobiła?
     - Wczoraj Holdenowie posprzeczali się, że Duncan zabiera mnie na zakupy, przez co nie odwiózł Casa i Debrah. Wściekli się. Próbowałam jakoś załagodzić sytuację proponując przełożenie wizyty w galerii, ale to nie pomogło. A dzisiaj większość dziewczyn szepcze coś za moimi plecami i mogę założyć się o wszystko, że Rota postanowiła wykonać publiczną egzekucję. Co ja mam zrobić? – Złapałam się za włosy, opierając łokcie na udach. Ze złudną nadzieją wpatrywałam się w chodnik, jakby miały pojawić się na nim rozwiązania wszelkich moich problemów.
     - Najlepiej olać sprawę – rzuciła spokojnie Raven. Spojrzałam na nią wściekła. Jak mogła tak po prostu lekceważyć problem, gdy ja omal nie wychodziłam z siebie?
     - Żartujesz, prawda? Sama radziłaś, żeby nie zadzierać z Debrah, a teraz, zamiast mi pomóc w trudnej sytuacji, mówisz, żebym olała sprawę. Słyszysz swoje słowa w ogóle?
     Wstałam gwałtownie, zrzucając przy tym własną torbę na ziemię. Stanęłam naprzeciw koleżanki z rękoma podpartymi na biodrach. W duchu liczyłam, że różowowłosa wykrzyczy za moment genialny plan bez choćby najmniejszej luki, jednak ona patrzyła tylko na mnie obojętnym wzrokiem. Nadzieja, będąca matką głupich, umierała ostatnia. Niestety robiła to powoli oraz kurewsko boleśnie, ale należało jej oddać, iż w sposób bardzo efektowny.
     - Jeżeli nie potrafisz tego zignorować, idź do Duncana i o wszystkim mu powiedz. Nienawidzi Roty jeszcze bardziej ode mnie, więc z pewnością rozwiąże twój problem jeszcze przed ostatnim dzwonkiem.
     Całe napięcie, które kumulowało się we mnie od kilku minut ulotniło się, a ja poczułam wielką ulgę. Zupełnie tak, jakbym pozbyła się stukilogramowego balastu. Miałam ogromną ochotę skakać wokół liceum, zupełnie nie zważając na dziwne spojrzenia ze strony uczniów oraz grona pedagogicznego. Zapewne nawet groźba wezwania rodziców do szkoły nie uśmierzyłaby mojego szczęścia. W porę jednak uspokoiłam swoje wariackie zapędy i ograniczyłam się jedynie do mocnego uściśnięcia Raven.


     Zbiegłam po schodach do piwnicy, gdzie znajdowały się szafki. Liczyłam, że właśnie tam spotkam Duncana, który przed chwilą skończył lekcję hiszpańskiego. Stanęłam na środku ogromnego pomieszczenia służącego za szatnie trzecich oraz czwartych klas. Rozglądałam się dookoła, aby dojrzeć wysoką postać Holdena, jednak jak na złość nigdzie go nie było. Tupnęłam nogą niezadowolona, niczym rozkapryszone dziecko, któremu odmówiono lizaka.
     - Czyżbyś mnie szukała? – Usłyszałam zmysłowy szept koło ucha, powodujący przyjemny dreszcz na moich plecach. Gorący oddech muskał mój kark, przez co miałam ochotę zamruczeć z zadowolenia.
     Odwróciłam się nieśpiesznie, chcąc jak najdłużej napajać się cudownym uczuciem bycia adorowaną. Doskonale wiedziałam, kto zaszedł mnie od tyłu, próbując tym samym wystraszyć, toteż widok zadziornego uśmieszku na twarzy Duncana nie był niespodzianką. Jego głęboki, lekko zachrypnięty i nad wyraz pociągający głos rozpoznałabym nawet w tłumie rozwrzeszczanych ludzi.
     Chwilunia, co ja właściwie pomyślałam?
     Nasza mała Holly dorasta i chyba właśnie przeżywa pierwsze zauroczenie. Słooodko. Szkoda jednak, że wybór padł na pierwszego lepszego degenerata. Powinnaś poszukać kogoś odpowiedniejszego do rozdziewiczenia siebie na wszystkich płaszczyznach życia erotycznego. Zawiodłam się na tobie, moja kochana.
     Potrząsnęłam głową, aby wyzbyć się z niej parszywego głosu, po czym rzuciłam:
     - Właściwie, to tak.
     Holden zrobił zdziwioną minę, jednak moment później ponownie powrócił do swojego zwyczajowego wyrazu twarzy. Uśmiechnęłam się szeroko, bujając jednocześnie na stopach w przód i w tył.
     - Wyjdźmy na dziedziniec – zaproponował Holden, po czym ruszyliśmy schodami na parter budynku.
     Znajdując się przed szkołą, udaliśmy się na jedną z dalszych ławeczek, aby uniknąć ciekawskich spojrzeń nastolatków. Nieznacznie zboczyliśmy z chodnika kierując się na ubocze. W oddali słychać było pogwizdywania. Odwróciłam się gwałtownie, chcąc dostrzec, który z kolegów Duncana był mało dojrzałym emocjonalnie człowiekiem. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam machającego w naszą stronę Corey’a. Podczas piątkowej imprezy wydawał się być nad wyraz spokojną oraz opanowaną personą.
     - Daruj mu to zachowanie. Przywykł do moich niewiele znaczących związków i zawsze tak reaguje, gdy odchodzę na bok z dziewczyną – powiedział rozbawiony brunet, zauważając moje drobne zdenerwowanie.
     - Wolę nie wiedzieć, przez ile niewiele znaczących związków przeszedłeś – mruknęłam. Szczerze zaskoczył mnie fakt, że chłopak tak otwarcie mówił o swoich licznych podbojach.
     - Prawdę powiedziawszy, to sam nie potrafię ich spamiętać. – Duncan zajął miejsce na lekko zaniedbanej ławeczce pod rozłożystym dębem. Zapewne niewielu uczniów zapuszczało się w głąb dziedzińca, toteż osoby odpowiedzialne za konserwację liceum nie odnawiały siedzisk oddalonych od głównego chodnika.
     Nastolatek wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów oraz zapalniczkę, a następnie podpalił białą końcówkę używki. Mocno zaciągnął się duszącym dymem, wypuszczając go po chwili w postaci niewielkiej szarej chmury. Zakaszlałam kilkakrotnie, gdy śmierdząca mgła dostała się do mojego nosa. Poczęłam machać ręką w celu odgonienia smrodu, podczas gdy drugą dłonią osłaniałam usta. Naprawdę nienawidziłam fajek, a jeszcze bardziej osób palących nieopodal mnie.
     - To co chciałaś? – zapytał Holden, szczwanie się przy tym uśmiechając. Zmrużyłam gniewnie oczy, kiedy zorientowałam się, że kolega chuchał na mnie dymem celowo.
     - Dziewczyna twojego braciszka postanowiła zemścić się za wczorajsze uniemożliwienie jej wygodnego powrotu do domu – odpowiedziałam na jednym wydechu.
     Duncan przez moment uważnie przyglądał się mojej osobie, po czym rzucił:
     - No i co z tego?
     Zupełnie jak Raven.
     Westchnęłam zmęczona obojętnością współczesnych ludzi młodych. W myślach odliczyłam do trzech, patrząc na błękitne niebo, po którym płynęły pojedyncze białe obłoczki. Po względnym pozbyciu się zdenerwowania, ponownie skierowałam wzrok na chłopaka siedzącego przede mną.
     - A to z tego, że większa część płci żeńskiej w tej szkole próbuje znokautować mnie spojrzeniem. Może tobie nie przeszkadza bezczelne gapienie się, ale ja czuję dyskomfort.
     Holden wpatrywał się w papierosa, którego w kretyński sposób trzymał kilka centymetrów przed twarzą, jakby był to niezwykle interesujący eksponat muzealny. Najzwyczajniej w świecie dostałam siarczyście w policzek przez pięciokilogramowy worek ignorancji.
     - Dun…
     - Spoko, załatwię to – przerwał brunet.
     Kilkakrotnie zamrugałam szybko powiekami, jakby kolega wypowiedział te trzy wyrazy w zupełnie nieznanym ludzkości języku. Poprawiłam torbę, która zsunęła się do łokcia, a następnie odchrząknęłam cicho, zakrywając usta zwiniętą w piąstkę dłonią.
     - Słucham?
     Nastolatek zaśmiał się pod nosem.
     - Powiedziałem, że pogadam z Debrah. Nie ma problemu – rzekł Duncan, wzruszając przy tym obojętnie ramionami, jakby właśnie ogłaszał, że dzisiaj mieliśmy wtorek, a on siedział na ławce pod drzewem. – Tylko nie przejmuj się tymi wścibskimi laskami. One zawsze plotkują. Bez tego już dawno skoczyłyby do Mystic, bo straciłyby sens życia. Dasz wiarę, że większość panienek, z którymi spałem, zaraz po seksie gadało o ciuchach koleżanek z klasy?
     - No niesłychane – mruknęłam beznamiętnie, patrząc na bruneta zblazowanym wzrokiem. Nie wierzyłam, że naprawdę to powiedział.
     - Dokładnie. A i tak moi znajomi dziwią się, że nie jestem w stałym związku. Kurczę, klub masochistów to absolutnie nie moja broszka.
     Przez krótki czas patrzyłam na kończącego palenie papierosa chłopaka, ledwo powstrzymując ochotę, aby uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Naprawdę nie wiedziałam, co działo się z tymi ludźmi, ale powoli zaczynałam podejrzewać, że Crystal Hills było wylęgarnią kosmitów, z którymi nijak nie szło się porozumieć.
     Potarłam nasadę nosa dwoma palcami, po czym przeczesałam szybkim ruchem przydługą grzywkę. Obiecałam sobie, że w ten piątek – zaraz po treningu – stanę przed lustrem, aby podciąć czarne kudły. Przez nie naprawdę niewiele już widziałam.
     - Nie myśl oczywiście, że pomagam ci z potrzeby serca – powiedział Duncan, wstając z ławki i otrzepując spodnie w kratę. – Robię to tylko dlatego, że wczoraj uraczyłaś me oczy pięknym widokiem twoich małych piersi.
     Stałam chwilę sparaliżowana. W uszach miałam jedynie dźwięk perlistego śmiechu, którym zanosił się Holden. Osłupiała zdołałam wydobyć z ust jedynie ciche: kiedy?
     - Jak sięgałaś na tylną kanapę po torbę – mruknął chłopak, spoglądając na mnie wysoko z góry. Musiałam unieść głowę, aby spojrzeć znajomemu w oczy. Jego czarne tęczówki jak zwykle nie wyrażały emocji, jednak dostrzegłam cisnący się mu na usta ironiczny uśmieszek. Tak cholernie dla niego typowy, że niemal mógł być znakiem rozpoznawczym mojego sąsiada.
     Brunet poczochrał mnie wesoło po głowie niczym młodszą siostrzyczkę. Z letargu wyrwałam się dopiero po usłyszeniu pierwszego dzwonka ostrzegawczego, iż za dwie minuty rozpocznie się następna lekcja. Poczułam, jak moje ramię zostaje ściśnięte w mocnym uścisku, a po chwili zostałam stanowczym ruchem przyciągnięta do klatki piersiowej Duncana. Nagła bliskość spowodowała pojawienie się na moich policzkach palących rumieńców, które w ułamku sekundy objęły również uszy.
     Powolnymi krokami poczęliśmy kierować się w stronę wejścia do szkoły. Na dziedzińcu przywitały nas ciekawskie spojrzenia przechodniów, a niekiedy również oburzony wzrok żeńskiej części szkoły. Starszym uczennicom z pewnością nie podobał się widok kapitana męskiej drużyny koszykówki, obejmującego nic nieznaczącą w tym liceum pierwszoklasistkę. Mnie również nie cieszyła perspektywa stania się celem Numer 1 dla zazdrosnych nastolatek. Jednak cóż mogłam poradzić, że byłam sąsiadką Holdenów, a pies Castiela postanowił utknąć akurat w moim ogrodzeniu?
     - Co teraz masz? – Doszło mnie pytanie Duncana, dzięki któremu skutecznie wyzbyłam się natrętnych myśli.
     - Trygonometrię – odparłam po chwili zastanowienia.
     - Uuu… Nieciekawie.
     - Nie narzekam. Pan Cerulli jest całkiem sympatycznym człowiekiem.
     - Dopóki nie zaczniesz nabijać się z jego elfich uszu. – Brunet zaśmiał się głośno, zwracając tym samym uwagę przechodzącego obok nas nauczyciela wychowania fizycznego.
     - Jesteś niereformowalny – rzuciłam pretensjonalnie.
     - Gdyby był twoim wychowawcą już czwarty rok, też wytykałabyś mu wszystkie wady.
     - Chcesz powiedzieć, że dopiero od dwóch tygodni bawią cię jego uszy?
     - Nie. To zaczęło się podczas apelu na rozpoczęciu roku szkolnego, gdy szedłem do pierwszej klasy. Najpierw nakrzyczał na mnie i Corey’a, bo paliliśmy przed bramą, a godzinę później przedstawił się, jako mój wychowawca.
     - Uroczo.
     Chłopak przepuścił mnie w drzwiach, po czym skierował się w stronę strefy sportowej, uprzednio machając na pożegnanie ręką. Odpowiedziałam nikłym skinieniem głowy i już miałam wejść schodami na pierwsze piętro, gdy w przejściu pojawiła się Debrah. Dziewczyna najwidoczniej musiała przez całą przerwę kręcić się po szkolnych korytarzach, ponieważ nie widziałam jej wśród uczniów wracających z podwórza.
     Przesunęłam się w prawo, chcąc wyminąć brunetkę, jednak ta ponownie zastawiła mi drogę. Znudzona spojrzałam na nią. Z całych sił próbowałam ukryć stres spowodowany widokiem Roty. Jej gniewnie zmrużone oczy oraz pełne usta, które teraz zaciskała w wąską kreskę nie wróżyły najlepiej. Mimowolnie głośniej przełknęłam ślinę.
     - Możemy pogadać?


♥ ♥ ♥ ♥

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie! Najpierw chciałam zacząć od trochę spóźnionych życzeń, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. A więc życzę Ci dużo zdrówka, uśmiechu na twarzy, dobrych ocen, bo w sumie zawsze fajnie je mieć, oczywiściw dużo weny, żebyś jak najczęściej mogła nas uraczyć swoimi cudownymi opowiadaniami i standardowo, czego tam sobie jeszcze wymarzysz! :D
    Muszę się pochwalić, że w końcu udało mi się przeczytać wszystkie twoje rozdziały i przyznam, że jestem pod wrażeniem. Masz niesamowicie ciekawy styl pisania, oby tak dalej, moja droga.
    Przyznam, że z początku nie przepadałam za postacią Duncana, trochę przywodził mi na myśl Borysa, nie wiem czemu, ale teraz to wprost za nim szaleje! Kurczę, gdy powiedział jej, że udało mu się zobaczyć, o dziwo zobaczyć piersi Holly, poczułam się, jak sama główna bohaterka, rumieniąc się i jednocześnie kajając w myślach za swoją nie uwagę.
    Co do Debrah, to nie ważne w jakiej postaci by się ukazała i tam pałam do niej szczerą nienawiścią. Im jej mniej- tym lepiej, chociaż przyznam, że jestem cholernie ciekawa, co tam ma do powiedzenia naszej Holly.
    Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że dodasz go jak najszybciej!
    Pozdrawiam i jeszcze raz życzę duuuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za życzenia. \(^.^)/ Absolutnie nie przeszkadza mnie, że są spóźnione; miewam znajomych, których widuję prawie codziennie, a oni i tak zorientują się, że miałam urodziny tydzień po fakcie. Może to ostateczny znak, aby ich zmienić...
    Nie wiem, skąd Tobie przyszło do głowy, aby porównać Duncana z Borysem. (O_O) Teraz wyszukuję momentów, gdzie pojawił się Holden, aby choć trochę pojąć Twój tok rozumowania. Przyznam, że jest on nad wyraz zaskakujący, bo osobiście ja bym na takie porównanie nie wpadła. Jednakże cieszy mnie fakt, iż polubiłaś Duncana. Nie będę ukrywać, ale z jego postacią mam najwięcej problemów podczas pisania rozdziałów. Niby nie jest specjalnie skomplikowaną osobowością, aczkolwiek wymyśliłam go na poczekaniu, kiedy pisałam pierwszą część tego opowiadania. Po prostu jakiś straszny sąsiad był mnie potrzebny, a że potem mianowałam go starszym bratem jednego z głównych bohaterów - tym samym robiąc z niego cholernie ważną osobę - to już inna sprawa.
    Jeżeli mowa o Debrah, no cóż... Bez dwóch zdań jestem masochistką. Nienawidzę jej równie mocno jak brukselek czy kalafiora, natomiast ubolewam, że w grze nie ma stałej postaci, która codziennie wstawałaby z uśmiechem na ustach, bo przyśnił się jej szatański pomysł na nową intrygę. Umówmy się, Amber jest beznadziejna i dręczenie kogokolwiek raczej słabo jej wychodzi. Stąd też pomysł na ustanowienie Debrah główną postacią. A męczę się przy niej niezmiernie.
    Dziękuję za miły komentarz, nowy rozdzialik jest w trakcie tworzenia, więc istnieją szansę, że dodam go jeszcze w tym roku.

    OdpowiedzUsuń