Spis lektur obowiązkowych

niedziela, 6 grudnia 2015

Droga (nie) do miłości: Rozdział 14
„O ileż łatwiej uniknąć rozczarowania, wyzbywając się oczekiwań.”
~J. Picoult

     Spoglądałam co rusz na Raven, a to na Dake’a, którzy posyłali mi błagalne spojrzenia. Na twarzy z pewnością miałam wymalowany grymas niechęci pogłębiający się z każdą sekundą. Jednak nie mogłam inaczej zareagować na wieść od blondyna. Przyłożyłam zewnętrzne strony nadgarstków do oczu. Chciałam chociaż na moment teleportować się do wygodnego łóżeczka, które wczorajszego wieczoru zaścieliłam świeżą pościelą o zapachu cytryny. Dzisiaj był poniedziałek czternastego – najgorszy dzień w historii najgorszych dni. To właśnie ta data od chwili moich narodzin kumulowała wszystkie dziwne wydarzenia. Nie wierzcie oszołomom, którzy od gówniarza wmawiali wam, że to piątek trzynastego przynosił pecha. Biedacy nawet nie wiedzieli, o czym mówili.
     - Czy wyście powariowali? – zapytałam bardziej siebie niż znajomych. Westchnęłam nad własną niedolą, posyłając sfrustrowane spojrzenie wysoko do góry. Czułam się beznadziejnie tak bardzo, że chciałam dostać w głowę sufitową lampą.
     - Nath naprawdę sam sobie nie poradzi. Poza tym, każdy z kandydatów może wziąć do pomocy trzech ludzi. Zostaliśmy wytypowani drogą eliminacji. – Różowowłosa wzruszyła niedbale ramionami.
     - Jakich eliminacji? Przecież wiem, że nie miał kogo innego wciągnąć w to bagno. Nie jestem taka głupia, jak się wam wydaje – warknęłam, karcąc koleżankę wzrokiem.
     - Holly, musisz się zgodzić – jęknął błagalnie Dake. – Nie wmówisz mi, że wolisz iść na lekcje do Koslowa. A dzisiaj mamy bieg przez płotki.
     Usłyszałam za sobą szelest upadających na ziemię kartek. Nawet nie chciałam się odwracać, żeby dostrzec papierowy armagedon, którego twórcą był nie kto inny, jak kandydat na przewodniczącego pierwszoklasistów. Wiedziałam, że sytuacja nie prezentowała się dobrze, bo z ust Nathaniela wyrwało się szkaradne przekleństwo.
     Pokręciłam głową z rezygnacją, po czym wskazała kciukiem na chłopaka stojącego kilka metrów za mną.
     - W porządku, ale tego burdelu sprzątać nie zamierzam.
     Para nastolatków zerknęła przez moje ramiona na próbującego uporządkować porozrzucane kartki blondyna. Oboje wytrzeszczyli oczy zszokowani i rzucili jednogłośnie:
     - Ja również!
     Nie minęło piętnaście minut, a przegrupowani na dwie drużyny krążyliśmy po całej szkole rozwieszając plakaty w wyznaczonych przez nauczycieli miejscach. Widać było, że personel tej placówki bardzo nastawił się na rywalizację między uczniami. Trochę przypominało mi to starożytne igrzyska, gdy tabuny ludzi z niewyobrażalną radością oglądały walki gladiatorów stawiających na szali swoje gówno warte życia. Powiedzenie, że liceum to prawdziwy obóz przetrwania ani trochę nie odbiegało od rzeczywistości.
     Właśnie kończyłam przypinać jeden z ostatnich plakatów do korkowej tablicy, gdy usłyszałam za sobą melodyjny śmiech. Powolnym ruchem odwróciłam się, aby dostrzec niebywale piękną istotę posiadającą równie cudowny głos. Jakże więc wielkie było moje zdziwienie, kiedy przed oczami dostrzegłam stojącą przy automatach z żywnością Debrah. Brunetka jakby nerwowo ugniatała brązowy plastikowy kubeczek i co chwilę przerzucała rozpuszczone włosy z jednego ramienia na drugie. Posyłała przy tym kokieteryjne spojrzenia towarzyszącym jej chłopakom. Obaj mierzyli przynajmniej metr osiemdziesiąt i bynajmniej nie należeli do chucherek. Rota, nawet na swoich wysokich szpilkach, wyglądała przy nich na niezwykle drobną i kruchą. Jednak były to tylko pozory oraz nieodzowna gra dziewczyny.
     Stałam na ławeczce z pudełeczkiem szpilek w ręce, bezczelnie wgapiając się w trójkę nastolatków. Zakładałam, że znajomi Debrah uczęszczali do tej samej klasy, co ona albo równoległej. Jeżeli moja dedukcja była słuszna, panowie pomagali brunetce w kampanii wyborczej. Na szczęście Nathaniela, Rota startowała na przewodniczącą drugoklasistów – w przeciwnym wypadku blondyn miałby nie lada problem choćby z dogonieniem jej.
     Nagle lodowate spojrzenie błękitnych tęczówek dziewczyny zatrzymało się na mnie. Czułam, jak wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegła cała defilada mrówek. Po chwili część malutkich żyjątek weszła przez uszy prosto do mózgu, wywołując nieprzyjemne brzęczenie w czaszce. Wzrok Debrah nie tyle, co wywoływał w ofierze mdłości, on uderzał w sam środek ludzkiej wyobraźni powodując chwilowe oderwanie od rzeczywistości. Przywoływał makabryczne wizje z udziałem najbardziej skrywanych lęków. Całe zajście z pewnością nie trwało więcej niż pięć sekund, jednak miałam wrażenie, że te kurewskie mrówki krążyły w mojej głowie od kilku godzin.
     Odruchowo złapałam się za skroń, czując jak ból pozbawia mnie zdolności ostrego widzenia. Cały obraz był jakby pokryty pikselami, nawet nie mgłą. Palący dyskomfort szybko przemieszczał się na inne części ciała. Nie zdążyłam zorientować się, gdy cierpiały nawet moje kostki, tak bardzo oddalone on mózgu.
     Ostatkiem sił przykucnęłam, opierając się o rażąco białą ścianę. Objęłam rękoma kolana, kładąc prawy policzek na jednym z nich. Brzęczenie oraz szum powoli ustępowały, ale nadal wolałam nie otwierać oczu – widok wszędobylskich pikseli był zdecydowanie najgorszym doświadczeniem w moim niespełna piętnastoletnim życiu.
     - Nic ci nie jest? Halo? – Niechętnie uniosłam twarz w kierunku ledwo słyszalnego głosu. Moment później czyjaś drobna dłoń zacisnęła się na mym ramieniu. Mimowolnie uchyliłam powieki, a przed sobą ujrzałam niewyraźną dziewczęcą twarz.
     Kilkakrotnie zamrugałam, aby przywrócić ostrość oczom. Twarz Debrah przybrała wyraz zatroskania, a w jej spojrzeniu dostrzegłam strach.
     - Co z tobą? – Ponowne pytanie wyleciało z ust brunetki. Gdybym nie dostrzegała tych wszystkich pogardliwych uśmieszków, które Rota wysyłała Raven przez ostatnie dwa tygodnie, nawet nie pomyślałabym, że była wredną intrygantką. A widząc zmartwienie wymalowane na jej licu, mogłam wnioskować, że nadawała się na światowej klasy aktorkę.
     - Już w porządku. Tylko zakręciło mi się w głowie, bo nie zjadłam śniadania – odparłam, z całych sił próbując mówić obojętnym tonem. Naprawdę nie lubiłam tej persony.
     - Może kupić ci coś z maszyny? – zaproponował Dake, wskazując kciukiem na automaty usytułowane przy oknach.
     Zaprzeczyłam ruchem głowy, po czym posłałam koledze niewyraźny uśmiech.
     - Zaraz sama to zrobię – warknęła Debrah. Groźnie ściągnęła brwi i skrzyżowała ręce na piersi w geście wzburzenia.
     Nie ufaj jej, Holly. Ta istota jest powtórką z rozrywki – klonem wcześniejszej bestii oraz koszmaru twego życia. Zwodzi. Manipuluje. Ośmiesza. Wpędza w ruinę. Chcesz ponownie TAM wrócić? Czy pragniesz być nazywana „psycholem” i „ścierwem”? Nie? W takim razie każ zamknąć się tej ździrze, jak poleciła Raven. Tylko ona ci pomoże. Tylko ona cię zrozumie. Bo jest taka sama…
     - Nie przejmuj się mną, zostanę z Dake’em.
     Schowałam twarz między kolanami. Czekałam, aż Rota zniknie z pola widzenia, bo dopiero wtedy będę mogła w spokoju odetchnąć i dokończyć rozwieszanie plakatów.
     Usłyszałam głośne prychnięcie, a następnie po pustym korytarzu rozniósł się dźwięk stukania obcasami o posadzkę. Chwilę później dotarły do mnie kroki kilku innych osób. Nie miałam pojęcia, do kogo należały, jednak zgadywałam, że również koledzy brunetki postanowili nas opuścić.
     Ławeczka cicho skrzypnęła, kiedy Morgan zajął miejsce po mojej lewej. Podniosłam głowę, aby przyjrzeć się twarzy blondyna. Usta miał ściśnięte w wąską kreskę, ale oczy lśniły mu czystą fascynacją. Przechyliłam delikatnie głowę w niemym zapytaniu.
     - Niezła jest, co? – Dake wpatrywał się we mnie z nieukrywaną nadzieją. Najwidoczniej sądził, że przyznam mu rację. Gdybym nie wiedziała, że chłopakowi chodziło o wygląd zewnętrzny, to z pewnością poparłabym jego słowa. Debrah rzeczywiście była niezła, ale w udawaniu osoby, z którą na pewno nie miała zbyt wiele wspólnego.
     - Chyba nie muszę przypominać, kto jest jej chłopakiem – rzuciłam z przekąsem.
     - Wiem i zakładam, że Castiel pochowałby mnie żywcem, gdyby dowiedział się, o czym teraz rozmawiamy. – Blondyn westchnęła cierpiętniczo i pochylił się znacznie, opierając przy tym łokcie na udach. Po chwili jednak poderwał się do siadu prostego, posyłając mi wystraszony wzrok. – Ale nie powiesz mu tego, prawda?
     - Nie ma szans – warknęłam z nutką irytacji. Jak on w ogóle mógł zarzucić, że doniosę na niego Holdenowi? – Nie zdziw się tylko, jak ta małpa wyskoczy gdzieś zza rogu.
     Dake posłał mi powątpiewające spojrzenie znad przydługiego pasma włosów, które wymknęło się szponom zielonej gumki. Zmrużyłam oczy, dodając:
     - Jak rodziców kocham, widziałam go wczoraj wychodzącego z psem na spacer. Poszedł w kierunku spożywczaka… - urwałam na sekundę, aby upewnić się czegoś. – Wiesz, gdzie niedaleko mojego domu jest sklep? – Blondyn kiwnął głowę. – No, to on poszedł w prawo, a po dwóch minutach wyłonił się z lewej strony. Masz na to wytłumaczenie? Bo ja owszem – Castiel to teleportujący się wampir z krwi i kości, któremu słońce niestraszne.
     Chłopak zamrugał szybko kilkakrotnie, by za moment wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Zupełnie jak Raven, przeszło mi przez myśl. Czasami zastanawiałam się, czy ta dwójka nie była ze sobą całkiem blisko spokrewniona.


     Mocne uderzenie posłało piłkę na drugą stronę boiska, wydając przy tym głośne plaśnięcie. Szybko lecący przedmiot wywołał powiew wiatru, który wprawił w ruch moją grzywkę. Usłyszałam ciche stęknięcie Raven, po czym zadarłam głowę wysoko do góry. Wiedziałam, że różowowłosa odbierze zagrywkę – w końcu wykonała ją Debrah. Patrzyłam jak piłka w żółte i granatowe pasy o mały włos nie dotknęła wysokiego sufitu, a gdy zaczęła spadać, wyciągnęłam ku niej ręce. Dwie dziewczyny, dotychczas stojące po moich obu stronach, ustawiły się gotowe do ataku. Posłałam Sucrette krótkie spojrzenie. Brunetka doskonale wiedziała, co miała zrobić. Kiedy gładko przyjęłam piłkę na szeroko rozstawione palce, wykonałam szybkie podanie do tyłu drugoklasistce. Ta w mgnieniu oka znalazła się po prawej stronie boiska i z precyzją godną mistrzyni uderzyła lewą dłonią w okrągły przedmiot. Z zachwytem patrzyłam na dokładne ruchy nastolatki – nawet jej stopy wołały, że ten atak z pewnością się uda. Zdziwiłyśmy się więc bardzo, gdy nagle po drugiej stronie siatki znalazła się Heather. Dziewczyna w ostatniej chwili wyskoczyła do bloku. Trafiła dokładnie obiema dłońmi w piłkę, a ta z głośnym plaśnięciem uderzyła o wypolerowaną podłogę. To koniec.
     Po sali gimnastycznej rozniósł się dźwięk gwizdka trener Williams. Chwilę później dobiegł mnie rozradowany krzyk reprezentantek Stoney Bay High School w piłce siatkowej. Przegrałyśmy wszystkie trzy sety. Nie było to wielkim zaskoczeniem, a jednak czułam swoisty żal oraz rozczarowanie. Dlaczego dałyśmy się tak łatwo?
     Patrzyłam na turlającą się piłkę. Pewnie zmierzała w stronę drużyny koszykówki, która grała na drugiej części hali – chłopcy również rozgrywali sparingi między sobą, jednak podzielili się na cztery drużyny. Okrągły przedmiot z pewnością wpadłby pod nogi jednego z nich, gdyby nie szybka interwencja Raven. Różowowłosa złapała piłkę w biegu, po czym podeszła do mnie z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy.
     - Dałyśmy radę, a wygramy następnym razem. – Dziewczyna objęła mnie ramieniem i pociągnęła w stronę zgromadzonych na dolnych trybunach siatkarek. Przed zawodniczkami stała trenerka z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
     - Usiądźcie – poleciła pani Williams, kiedy już podeszłyśmy do reszty drużyny. Bez zbędnych słów zajęłyśmy miejsca na najniższej ławce. – Było bardzo dobrze. Najważniejsze, że nie odpuszczacie nawet przy ostatniej akcji. Holly, Su, ten atak na końcu mógł zagwarantować punkt – macie powód do dumy.
     Usłyszałam cichy śmiech brunetki, jednak mnie osobiście życzliwe słowa nauczycielki nie napawały optymizmem. W ostateczności przegrałyśmy z kretesem, a ja nienawidziłam czegoś zawalać. Byłam perfekcjonistką pełną gębą.
     - Szesnastego października gramy pierwszy mecz eliminacyjny. Jedziemy do Springfield. Do tej pory zawsze z nimi wygrywałyśmy, więc nie ma powodów do obaw. Nie zmienia to jednak faktu, że musimy zdobyć, jak najwięcej punktów.
     Trenerka wyciągnęła rękę do przodu. Moment później cała nasza drużyna stała w kółku, a każda z nas kładła dłoń na Wesołą Stertę. Musiałam przyznać, że Williams miała dziwne pomysły na nazwy. Wszystkie krzyknęłyśmy do boju, a następnie udałyśmy się do szatni.
     Zdjęłam lekko przepoconą koszulkę i oparłam się plecami o chłodne szafki. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do ciężkich treningów trzy razy w tygodniu, jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie byłam po nich zmęczona. Moja kondycja nadal dawała wiele do życzenia, a nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie miało coś się zmienić. Nawet pokusiłam się o przejście na dietę, ale wytrzymałam na warzywach niespełna pół dnia – i tak byłam wytrwała.
     Wyzbyłam się wszystkich ubrań, po czym owinięta w biały ręcznik ruszyłam pod prysznic. Udałam się do ostatniej kabiny, chcąc uniknąć dostania mokrą gąbką w głowę. Dziewczyny miały dziwne zamiłowanie do rzucania w siebie różnymi rzeczami w szatni, a ja musiałam dzisiaj wyglądać nienagannie.
     Po odświeżeniu się zaczęłam szybko nakładać ciuchy. Większa część zespołu nadal wygłupiała się pod natryskami. Postanowiłam wykorzystać chwilę względnej samotności i po kryjomu wyjść z szatni. Wolałam, by moje spotkanie z Duncanem pozostało słodką tajemnicą. Liceum to wylęgarnia plotek oraz ploteczek. Każdy nieostrożny ruch mógłby wywołać lawinę nieporozumień, a tego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Planowałam te cztery lata męczarni przeżyć w jak najmniej skomplikowany sposób. Sama znajomość z Raven krzyżowała mi zamiary, ale postanowiłam nie poddawać się.
     Rzuciłam różowowłosej nikły uśmiech na pożegnanie, po czym chwyciłam torbę i wyszłam z szatni. Poczęłam kierować się w stronę głównego wejścia, gdzie miał czekać na mnie Holden. Przez całą drogę szkolnym korytarzem myślałam, czym kierowałam się, gdy przystałam na pomysł z wspólnym wypadem do centrum handlowego. Równie dobrze mogłam polecić Duncanowi, żeby sam pojechał po płytę – oszczędziłabym sobie tym samym nerwów oraz znacznie szybciej zasiadłabym na kanapie przed telewizorem. Najwidoczniej bliskość bruneta bądź jego szczery uśmiech działały na mnie nad wyraz przekonująco.
     Stanęłam przed dwuskrzydłowymi drzwiami, jakbym zastanawiała się, czy mogłam wyjść ze szkoły. Wiedziałam, że na zewnątrz czekał przystojny osiemnastolatek, który pewnie nie jedną małolatę przyprawiał o szybsze bicie serca oraz dorodne wypieki na twarzy. Jednak ja odczuwałam wobec niego nieuargumentowany strach.
     Weź się w garść! To tylko cholerny facet, który zawiezie cię do sklepu muzycznego i za chwilę odstawi do domu. Jakoś nie miałaś takich oporów, gdy w środku nocy wychodziłaś z nim od Corey’a.
     Moja druga, zdecydowanie odważniejsza, a przede wszystkim bardziej zdecydowana, strona osobowości miała sporo racji. Wzięłam głęboki wdech, a następnie pchnęłam przeszklone drzwi.

♥ ♥ ♥ ♥

1 komentarz:

  1. Witej wędrowcze! Albo może raczej to ja jestem tym wędrowcem...? Eh.. Nie ważne.
    Miło, że rozdział pojawił się dość szybko. Sama chciałabym móc dodawać rozdziały tak szybko. No ale klasa maturalna nie jest do tego najlepszym czasem.
    Wybacz mi to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale miałam dość ciężki tydzień, plus spotkanie ze znajomymi na weekend nie wpłynęło zbyt dobrze na moje szybkie i racjonalne myślenie. Jeszcze to wszystko pogarsza fakt, że Teraz skupiam się na przeczytaniu "Medalionów" Nałkowskiej, a one nie należą do lekkiej lektury. Czytanie o masowych śmierciach i "zakładach pracy" w czasie II wojny światowej nie jest zbyt przyjemne...
    No ale mniejsza o to. Cieszy mnie fakt, że mogę się choć na chwilkę od tego oderwać i móc przeczytać twój rozdział.
    Nie lubię Debrah i to się nie zmieni. Sam fakt jaka ona jest i to, że u mnie po szkole łazi pełno takich dziewczyn sprawia, że nie potrafię spojrzeć na nią przychylnym okiem. Suka. Yhh... Jak mnie takie laski drażnią! Aż mi się ciśnienie automatycznie podnosi!
    Rozdział przyjemny (nie wliczając w to tej pindy w garniturku xd), długi, ale trzeba wracać do rzeczywistości i czytać dalej "Medaliony"
    Serdecznie pozdrawiam i życzę abyś ty nie musiała się męczyć na polskim tak jak ja ;)

    OdpowiedzUsuń