Droga (nie) do miłości: Rozdział
15
„Upieczonej
bułeczki nie odpieczesz.”
~S.
King
Duncan stał wraz ze swoim bratem na środku
chodnika nieopodal głównej bramy. Ze sporej odległości mogłam dostrzec, że
Castiel był czymś wyraźnie wzburzony. Mówił coś do starszego Holdena, żywo przy
tym gestykulując. Ten drugi natomiast tkwił w bezruchu ze skrzyżowanymi na
szerokiej piersi rękoma. Najwidoczniej czekał, aż jego młodszy braciszek wykrzyczy wszystkie swoje żale
i da mu w końcu spokój.
Nerwowo poprawiłam torbę, która
nieznacznie zsunęła się z ramienia, po czym ruszyłam w stronę kolegów. Ani
trochę nie cieszył mnie fakt, że zostałam zmuszona do przerwania rodzinnej
kłótni, jednak zamierzałam wrócić do domu przed kolacją, a zdenerwowany Castiel
mógł pokrzyżować moje plany.
Byłam kilka metrów od dyskutujących ze
sobą braci, gdy nagle usłyszałam otwierające się za mną drzwi oraz wesoły krzyk
Debrah.
- Już jestem!
Dziewczyna wyminęła mnie w biegu, nawet
nie potykając się na wysokich obcasach. Holdenowie od razu skierowali
spojrzenia w stronę, z której nadeszła Rota. Tym samym zauważyli również mnie. Duncan wyraźnie się rozpromienił w przeciwieństwie do
młodszego krewnego, który zmrużył gniewnie oczy i wymamrotał coś niezrozumiałego
pod nosem.
- To co, jedziemy? – zapytała brunetka,
całkowicie ignorując moją obecność.
- Przykro mi, ale ten przygłup postanowił
zabrać swoją dziewczynę na zakupy. – Cas niedbałym ruchem głowy wskazał na
chłopaka stojącego obok.
- Zważaj na słowa, gówniarzu, bo do końca
tygodnia będziesz wracał pieszo – warknął starszy z rodzeństwa.
Debrah w ułamku sekundy odwróciła się, aby
za sprawą niebieskich oczu próbować wcisnąć mnie w chodnik lub zakopać pod nim
przynajmniej w pięciometrowym dole. Czułam, jak pod jej nienawistnym
spojrzeniem stawałam się coraz mniejsza, a nastolatka poczęła górować nade mną
niczym ogromne wzniesienie. Moje nogi z każdą chwilą zaczynały odmawiać
posłuszeństwa i ledwo dawałam radę powstrzymać się przed upadnięciem na szarą
kostkę brukową.
Powoli zaczęłam dostrzegać absurdalność
obecnego dnia. Jeszcze do niedawna gniew Roty był całkowicie ukierunkowany na
Raven, a dzisiaj brunetka najwyraźniej obudziła się z zamiarem utrudnienia mojego życia. Gdzieś w głębokiej podświadomości wiedziałam, że to się dla mnie bardzo
źle skończy. Postanowiłam więc jak najszybciej stłumić gniew Debrah w zarodku.
Wolałam nie myśleć, co by się stało, gdyby jej złość eksplodowała.
Najprawdopodobniej liceum, przed którym aktualnie staliśmy, już by nie istniało,
ale to tylko moje skromne podejrzenia.
Niespokojnie przestąpiłam z nogi na nogę,
po czym zaproponowałam:
- Może przełożymy wizytę w sklepie na inny
dzień?
- Naprawdę myślisz, że tej dwójce za
tydzień będzie się chciało wracać pieszo do domu? Zapomnij, to największa para
leni w północnej części Stanów.
- Przynajmniej znajdę transport zastępczy
– warknął Castiel.
- Skończ z tym biadoleniem. Nie zamierzam
zmieniać swoich planów. Możecie zapytać Corey’a, czy was podrzuci. – Duncan
wzruszył obojętnie ramionami, jakby los jego młodszego brata był dla niego
absolutnie obojętny. Po chwili starszy z Holdenów zwrócił się do mnie. – To co,
jedziemy?
Niepewnie przytaknęłam i wyminęłam
rozzłoszczoną dwójkę nastolatków. Wiedziałam, że od tego momentu mogłam więcej
nie pokazywać się Debrah na oczy. Chyba, że chciałam zostać poddana publicznemu
linczowi.
♥
Kręciłam się nerwowo na obitym beżową
skórą siedzeniu pasażera, podczas gdy kierujący samochodem chłopak nucił pod
nosem jakiś rockowy kawałek. Nawet nie próbowałam sobie przypomnieć tytułu
piosenki – byłam zbyt zestresowana sytuacją, która miała miejsce niespełna
dziesięć minut temu. A może przez najbliższy tydzień nie pojawię się w szkole?
Chyba Rota przez ten czas zdąży ochłonąć. Albo jeszcze dzisiaj porozmawiam z
rodzicami o przeniesieniu do internatu. Najlepiej jakiegoś w Kalifornii bądź
Teksasie, byleby jak najdalej.
Cholerna
histeryczka! Masz zamiar uciekać do końca swego parszywego żywota, hę?
Światło zmieniło się na zielone i mogliśmy
skręcić na parking przed centrum handlowym. Pomimo popołudniowej godziny, na
ogromnym placu stało niewiele samochodów. Możliwe, że większość mieszkańców
nadal nie wróciłam z pracy lub owa galeria nie była zbyt popularnym miejscem.
Wysiedliśmy z czarnego auta, a następnie
ruszyliśmy w stronę dużych szklanych drzwi automatycznych. Duncan, jak na
prawdziwego gentelmana przystało, przepuścił mnie w przejściu. Tani i
obrzydliwie oklepany chwyt, żeby chociaż przez ułamek sekundy móc popatrzeć na
tyłek dziewczyny. Prawda jednak była taka, że głupio odmówić facetowi, który
właśnie zainicjował miły gest w twoim kierunku.
Wnętrze centrum handlowego zostało
zrobione niezwykle nowocześnie. Grafitowa podłoga z białymi akcentami wręcz
lśniła czystością, a w powietrzu unosiła się woń lawendy. Naprzeciw głównego
wejścia stała ogromna fontanna przypominająca połączenie słonia z żyrafą. U
dołu była masywna, natomiast jej górna część składała się z długiej szyi zakończonej rozwidleniem, z którego
leciała woda. Obok wodotrysku stała tabliczka z napisem: Nie wrzucaj monet do fontanny. Wydaj banknoty w sklepie. Zaśmiałam
się pod nosem na myśl, w jak piękny sposób ludzie potrafili wyrazić swoje prośby.
- Idziesz? – Doszło mnie pytanie Duncana, stojącego nieopodal automatycznych schodów.
Pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę
chłopaka. Wjeżdżając na górę, rozglądałam się, aby dojrzeć butiki, które
ewentualnie mogłabym w przyszłości odwiedzić. W między czasie dostrzegłam
niezwykłą dbałość o szczegóły, którą zachował projektant owej galerii.
Wszystkie szyldy sklepowe wisiały równo, a manekiny na wystawach stały w
jednakowych odstępach, zupełnie jakby symetryczność była kluczem do sukcesu
tego centrum handlowego.
Pierwszą rzeczą rzucająca się w oczy po
dostaniu się na piętro była z pewnością liczebność knajpek. Należały do nich
głównie popularne sieci ze śmieciowym żarciem, jednak dostrzegłam wśród fast
foodów kilka perełek w postaci orientalnego jedzenia. Miałam wręcz ochotę
podskoczyć, kiedy zauważyłam bar sushi umiejscowiony w owalnej dobudówce.
Nagle usłyszałam
zniecierpliwione chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę Duncana stojącego z
założonymi na piersi rękoma. Brunet wpatrywał się we mnie intensywnie, a w jego
czarnych tęczówkach zatańczyły iskierki irytacji. Posłałam koledze
przepraszający uśmiech, po czym podeszłam do niego i razem udaliśmy się
szerokim korytarzem w stronę – jak przypuszczałam – sklepu z płytami.
Kilka minut później krążyliśmy między
pułkami poszukując albumu Slipknot. Wybór był przeogromny, toteż znalezienie Iowy mogło trwać wieki.
- O ile wiem, S jest po R, prawda? –
zapytałam z nutką złości w głosie. Jako odpowiedź usłyszałam ciche mruknięcie
ze strony chłopaka idącego za mną. – Więc dlaczego po raz trzeci mijamy półkę z
R, a S jak nie było, tak nie ma?
- Pojęcia nie mam, ale dam sobie głowę
uciąć, że jeszcze tydzień temu po lewej stała półka z płytami. – Zatrzymałam
się gwałtownie, patrząc we wskazaną przez Duncana stronę.
- Przecież tutaj niczego nie ma – mruknęłam,
posyłając brunetowi znudzone spojrzenie.
- No przecież mówię, że była tydzień temu.
Pewnie ją przenieśli. – Nastolatek wzruszył ramionami, jakby sprawa zaginionych
płyt w ogóle go nie dotyczyła.
- Przyłóż się trochę. Chyba nie muszę ci
przypominać, przez kogo znaleźliśmy się w tej beznadziejnej sytuacji.
Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, aż Holden
westchnął zrezygnowany i z miną męczennika ruszył w stronę mężczyzny, który
nieopodal próbował podłączyć do prądu duży telewizor plazmowy. Obaj wymienili
między sobą kilka zdań, po czym Duncan machnął na mnie ręką, dając znak, abym
poszła za nim. Bez zbędnych czynów powolnymi krokami ruszyłam w stronę wskazaną
przez pracownika sklepu. Przez krótki moment kręciliśmy się pomiędzy kolejnymi
pułkami z wszelkiego rodzaju sprzętami elektronicznymi. Regał, którego
poszukiwaliśmy od dobrych dziesięciu minut, stał przy drzwiach prowadzących do
magazynu.
- Dzisiaj rano mieli dostawę albumów i
jeszcze nie zdążyli odstawić ich na miejsce.
Mruknęłam wymijająco w odpowiedzi. Nie
interesowało mnie, dlaczego płyty zespołu Slipknot nie stały tam, gdzie powinny
– grunt, że w ogóle były w sprzedaży.
♥
Dokładnie oglądałam z każdej strony
plastikowe pudełeczko zawinięte w przeźroczystą folię. Na dłuższą chwilę
zawiesiłam wzrok na okładce, jakbym widziała ją po raz pierwszy. Cieszyłam się
niczym małe dziecko, gdy pod choinką dostrzeże stosik prezentów owiniętych
kolorowym papierem. Wyciągnęłam przed siebie ręce, w których trzymałam album Iowa, by za moment przytulić go do
piersi.
- Nie sądziłem, że aż tak kochasz tę płytę
– zagaił Duncan.
Odruchowo odsunęłam od siebie kwadratowy
przedmiot i spojrzałam na kolegę. Chłopak oparł brodę na lewej ręce,
przyglądając się mi uważnie. Jego usta rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu.
Poczułam na policzkach intensywne ciepło, gdy zdałam sobie sprawę, że Holden
musiał patrzeć na moje poczynania od dłuższego czasu.
- T-to nie tak. Zawsze ekscytuję się, gdy
dostanę prezent – odparłam zmieszana.
Holden zaśmiał się cicho, po czym
powiedział:
- Tylko odkupiłem twoją własność. Dobrze
jednak wiedzieć, że łatwo cię uszczęśliwić.
Odwróciłam głowę w stronę wejścia do baru
sushi. W tym momencie bardzo żałowałam, że zapomniałam wziąć z torebki komórkę.
Miałabym możliwość niekulturalnego włączenia głupkowatej gierki, nad którą
ślęczałam niemal całymi weekendami albo napisania wiadomości do Raven pod
pretekstem zapytania o sposób spędzania czasu wolnego. Poza tym, wolałam nie
wiedzieć, ile razy rodzice próbowali dodzwonić się do mnie. Pozostała jedynie
nadzieja, że tata został wciągnięty przez wir pracy, a mama postanowiła
wybrać się na wieczorny spacer w celu zrobienia kilku zdjęć krajobrazu. W
przeciwnym razie mój szlaban był bardziej niż pewny.
Nagle poczułam na udzie stanowczy dotyk
Duncana. Posłałam mu krytyczne spojrzenia, ale on jedynie uśmiechnął się
zadziornie. Kilka razy klepnęłam chłopaka w dłoń, próbując wywołać w nim choćby
najmniejszy ból – na marne. Brunet zaśmiał się prowokacyjnie, po czym w ułamku
sekundy złapał moją rękę w żelazny uścisk.
- Będziesz grzeczna? – zapytał z
rozbawieniem Holden. Miałam ochotę przywalić mu w twarz i najzwyczajniej wyjść.
Nawet pozostawienie szkolnej torby w samochodzie znajomego nie mogło zatrzymać
mnie przed zamiarem szybkiego powrotu do domu. Za to moje efektowne opuszczenie
baru sushi powstrzymywała osoba Duncana.
Kilkakrotnie próbowałam wydostać
nadgarstek spomiędzy długich, kościstych palców chłopaka, jednak bez efektu.
Westchnęłam przeciągle dając za wygraną.
- Dobra, ale mnie nie obmacuj – warknęłam,
a gdy brunet poluźnił uścisk, wyrwałam rękę.
- Ma się rozumieć – mruknął Holden, po
czym dotkliwie uszczypnął moje udo.
Syknęłam z bólu i odruchowo podskoczyłam
na stołku. Posłałam koledze nienawistne spojrzenie, na co on tylko wzruszył
niedbale ramionami. Rozmasowywałam miejsce, z którego promieniował dyskomfort,
jednak nie przynosiło to jakichkolwiek efektów. Duncan ledwo uniósł kąciki ust, zerkając na mężczyznę stojącego po drugiej stronie baru. Około
trzydziestoletni blondyn spoglądał co rusz na mnie oraz chłopaka podejrzliwym
wzrokiem. Wolałam nie wiedzieć, co krążyło po jego głowie. Aż wzdrygnęłam się,
gdy pomyślałam, że kucharz mógł wziąć nas za parę.
- Przepraszam, podać coś jeszcze? –
zapytał uprzejmie, ale w głosie można było usłyszeć nutkę skrępowania.
- Nie, zaraz będziemy wychodzić –
odpowiedział Holden.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie słów
mojego towarzysza, po czym jednym duszkiem dopiłam resztki zielonej herbaty.
Oboje zeszliśmy z siedzeń i udaliśmy się w stronę drzwi. Na moment skierowałam
wzrok na umiejscowione w ścianie duże akwarium z kolorowymi rybkami słonowodnymi.
Zawsze pragnęłam mieć niewielką kulę z bojownikiem, ale zdaniem rodziców
całkowicie nie nadawałam się na opiekunkę istot żywych. Biorąc pod uwagę fakt,
że w wieku jedenastu lat prawie utopiłam brata w wannie, mieli prawo tak uważać.
Oczywiście nie planowałam zabić Kevina – ten przykry incydent był całkowitym
przypadkiem, który mógł skończyć się tragicznie. Czasami żałowałam, że gówniarz
jednak uszedł z życiem bez większych obrażeń.
Właśnie zamierzałam otworzyć drzwi, gdy
jedna z kelnerek niosących tacę z brudnymi naczyniami wpadła wprost na mnie.
Talerz oraz pusta butelka z łoskotem upadły na podłogę, a przed podobnym losem
ledwo udało mi się uratować kieliszek. Niestety jego zawartość znalazła się na mojej białej koszuli. Do mojego nosa dostała się
okropna woń wódki, przez co mimowolnie wykrzywiłam twarz w grymasie
obrzydzenia.
- Bardzo przepraszam! Zaraz pójdę po
ścierkę i pomogę to pani wytrzeć. – Spanikowana dziewczyna, zapewne niedawno
kończąca liceum, klęczała na parkiecie zbierając odłamki szkła. Nagle z jej ust
wyrwało się ciche syknięcie, a na kawałku talerza pojawiło się kilka kropelek
czerwonej cieczy.
- Nie trzeba, mamy chusteczki. – Duncan
wyciągnął w moją stronę niewielkie opakowanie, z którego wydobyłam kawałek
delikatnego materiały o zapachu mięty. Pozostałą zawartość chłopak podał
kelnerce przykładającej krwawiący palec do ust.
- Co się stało? Olivia, znowu coś stłukłaś?
– Krzyk kucharza, który dotychczas stał za barem, rozniósł się po całym lokalu.
Dwie kobiety siedzący nieopodal sporego akwarium patrzyły w naszym kierunku, co
chwilę szeptając coś z przejęciem.
- Nie, to moja wina. Nie uważałam i
niechcący na panią wpadłam – wytłumaczyłam zaistniałą sytuację. Nie do końca
była ona z mojej winy, ale nie chciałam, aby młoda osoba straciła pracę.
- Doprawdy? – Ton mężczyzny nieznacznie
złagodniał, jednak jego oczy nadal posyłały sprzątającej pracownicy oburzone
spojrzenie. – Jeszcze raz bardzo przepraszamy.
Kiwnęłam głową oznajmiając, że nie
poczułam się urażona. Zgrabnie ominęłam klęczącą dziewczynę oraz rozgniewanego
kucharza i ciągnąc Duncana za rękaw marynarki wyszłam przed nieszczęsny bar
sushi. Skrzyżowałam ręce na piersi, aby chodź trochę osłonić plamę na koszuli,
przez którą światu ukazał się mój biustonosz. Że też akurat dzisiaj pozostawiłam żakiet w domu. Zaklęłam szkaradnie, na czym
świat stał i weszłam na schody automatyczne. Niewiele brakowało, a poleciałabym
na sam dół z powodu chwilowej utraty równowagi. Pośpiesznie zbiegłam po
stopniach nie oglądając się, czy Holden podążał za mną. Chciałam jak
najszybciej znaleźć się w swojej sypialni, aby móc zmienić mokrą oraz
śmierdzącą część garderoby.
- Holly, zaczekaj! – Doszedł mnie krzyk
chłopaka, gdy znaleźliśmy się na parkingu. Nie zamierzałam zwalniać, a wręcz
przeciwnie – jeszcze prędzej przebierałam nogami. Usłyszałam ciężkie kroki
zbliżające się do mnie. Moment później Duncan zrównał ze mną tempo. – Nie
podejrzewałem, że możesz tak biegać na tych swoich krótkich…
- Nawet nie waż się skończyć – syknęłam
przez zaciśnięte zęby.
- W porządku, nie denerwuj się. Chciałem
tylko rozluźnić atmosferę.
Przystanęłam na środku parkingu i tupiąc z
wściekłości oraz niemocy nogami krzyknęłam:
- Masz mnie zabrać do domu! Natychmiast!
- Jesteśmy przy samochodzie. – Holden
wskazał na auto stojące obok. Podeszłam do drzwi pasażera. Posłałam
koledze zniecierpliwione spojrzenie. Sekundę później ciche piknięcie
zasygnalizowało, że pojazd został otworzony.
Wsiadłam do środka i najszybciej jak było
to możliwe zapięłam pasy. Nie miałam choćby najmniejszej ochoty, aby brunet
oglądał moje piersi, które z pewnością były bardzo dobrze
widoczne spod wykonanego z czarnej siateczki biustonosza. Szlag trafiłby producentów erotycznej bielizny!
Duncan zajął miejsce kierowcy. Już miał
przekręcić kluczyk w stacyjce, gdy nagle przybliżył twarz do mojego torsu i
zabawnie poruszył nosem.
- Naprawdę śmierdzisz – stwierdził bez
skrępowania.
Jak ja nienawidzę poniedziałków
czternastego.
♥ ♥ ♥ ♥
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńJak minął ci ten paskudny poniedziałek? Mam nadzieję, że lepiej niż mi, bo ja mam go serdecznie dość. Począwszy od północy do tego wieczora... To jest jakaś totalna porażka. Wczoraj jak czytałam rozdział podśmiewałam się z Holly i dopadła mnie karma... -,- Miejmy nadzieję, że szybko się skończy i jutrzejszy dzień będzie już w miarę w porządku. Yhm... W co ja wierzę...
Po dzisiejszej mordędze na poczcie, kłótni z mamą, męczenia się w butach na koturnie i cudownej jedynki z matmy na półrocze doskonale rozumiem co miała na myśli Holly mówiąc, że nienawidzi poniedziałków. Nawet mózg odmawia mi dzisiaj posłuszeństwa i zajmuje się dziesiątkiem innych rzeczy niż powinien.
Ehh.. może następnym razem coś bardziej sensownego i dłuższego wymyślę...
Niecierpliwie czekam na następny i gorąco pozdrawiam ;)
Żeby Cię rozweselić, dodam, że dzisiaj jest dokładnie poniedziałek CZTERNASTEGO. Pisząc ten rozdział, nie spodziewałam się, że moje pomysły mają aż tak szatańskie moce. Nie mogę wyzbyć się podziwu dla samej siebie. (*o*)
Usuń