Och, jakże piękna pora na publikowanie wpisu.
Aż głowa mnie rozbolała od nadmiaru sztucznego światła.
Ale nic to, obiecałam sobie, że rozdział dodam i robię to w wielkim cierpieniu.
Chociaż końcówka ssie.
Witam Was, kochani, w tę cudną noc!
Ostatnio coraz częściej używam przedmowy, co szczerze powiedziawszy nie bardzo mi odpowiada. Jednakże dzisiaj przychodzę z dobrą nowiną, albowiem odkryłam - tak przynajmniej myślę - w czym tkwi mój problem z weną. A raczej z jej brakiem. Otóż mam nadzwyczajnie kapryśne uniesienia, pod wpływem których nabieram chęci do pisania. Kapryśne, ponieważ nadchodzą dopiero po dziesiątej w nocy. Tak, jak w ciągu dnia nie jestem w stanie sklecić jednego porządnego zdania, tak nocą tworzę całe dialogi oraz długie opisy. W niedogodnych warunkach ten rozdział pisałabym dwa tygodnie bądź dłużej, a tak dodaję go po upływie pięciu wieczorów. (Nie wiem, czy dobrze policzyłam, bo mój mózg nie pracuje już najlepiej). Od dawna wiedziałam, że jestem zwierzęciem nocnym. Twierdzę, iż na tej podstawie lekarze powinni wystawiać zwolnienia ze szkoły, ażebym mogła pobierać lekcje prywatne. Wieczorem. O ile teraz mam wolne, tak nie wiem, jak poradzę sobie po feriach. No nic, jestem pomysłową kobitką, więc znajdę jakieś rozwiązanie. Najwyżej będę spała na historii, a rozszerzoną maturę napiszę tylko z polskiego. (^.^)
Tak, właśnie w tej chwili robię dobrą minę do złej gry.
Z góry przepraszam za wszystkie błędy, jakie może zawierać rozdział. Ale ta godzina...
Droga (nie) do miłości: Rozdział
21
„Podobno
co trzeci facet jest takim samym idiotą jak dwóch poprzednich.”
~N.
Socha
Leżałam na nieskalanej jakimikolwiek
zanieczyszczeniami trawie. Dookoła rosły różnobarwne kwiaty, które swoim
niebywałym pięknem przyciągały owady. Bynajmniej nie zadowalało mnie ciągłe
brzęczenia, rozchodzące się w pobliżu mojej głowy. Byłam jednak zbyt zajęta
pochłanianiem świeżego powietrza oraz wsłuchiwaniem się w spokojny szum trawy.
Uchyliłam powieki, tym samym narażając oczy
na gwałtowne światło dzienne. Wzięłam głęboki haust tlenu, po czym ze świstem
wypuściłam go nosem. Bezgranicznie napawałam się harmonią panującą na
niezamieszkałych terenach naszego świata. Obiema rękoma ścisnęłam soczyście
zielone źdźbła traw, aby jeszcze mocniej poczuć okalającą mnie ze wszystkich
stron przyrodę. Prawdziwą, nieujarzmioną naturę, której z pewnością brakowało
każdemu człowiekowi, na co dzień żyjącemu w miejskim zgiełku.
Usłyszałam cichy szelest, dobiegający z
mojej lewej strony. Niechętnie przechyliłam głowę w owym kierunku. Miałam
nadzieję dostrzec zagubionego małego króliczka, wręcz przekonanego, że właśnie
zmierzał w stronę swojej norki.
Nagle ledwo słyszalny szmer przemienił się
w głośny łomot. Zupełnie jakby mały futrzak wskoczył na wyższy poziom i
wyewoluował w monstrum o bliżej nieokreślonym wyglądzie. Podniosłam się do
pozycji siedzącej, nerwowo rozglądając dookoła. Dłuższy czas zajęło mi zorientowanie się, że większą część łąki przysłonił cień drzewa. Skąd u licha
wzięła się na środku zarośniętego trawą pola ogromna sekwoja nie wiedziałam,
natomiast poczułam nagły lęk. Dałabym sobie głowę uciąć, iż do niedawna byłam
najwyższym obiektem w promieniu kilometra. Jednakże najbardziej przeraziłam
się, gdy hałas przybrał na sile. Dotychczas wprawiał on jedynie w irytację, ale teraz wręcz przyprawiał o migrenę.
Nie wytrzymałam wciąż nasilających się
huków i gwałtownie wstałam. Przyłożyłam dłonie do uszu, chcąc choć odrobinę
ograniczyć ilość decybeli, które wchłaniałam niczym gąbka wodę. Zmrużyłam
gniewnie oczy, przy czym maksymalnie wytężyłam wzrok, aby dostrzec sprawcę
owego łomotania. Początkowo sądziłam, że to przerośnięty dzięcioł usiadł na
sekwoi – swoją drogą przestałam nawet interesować się, co owe drzewo robiło na
środku łąki. Uważnie wpatrywałam się w ogromną roślinę. Właśnie wtedy moje
spojrzenie jasnozielonych tęczówek zatrzymało się na dziwnie ubranym
mężczyźnie. Miał na sobie kolorowy kombinezon, a twarz przysłaniała mu czerwona
maska. Najbardziej zdziwił mnie fakt, iż z uporem maniaka walił w
pień siekierą. Przetarłam piąstkami oczy, myśląc, że całe to zajście było
wyłącznie wytworem wyobraźni nastolatki, która ostatnimi czasy nie sypiała
najlepiej. Zamrugałam kilkakrotnie, jednak podejrzany osobnik nadal wymachiwał
ostrym przedmiotem na wszystkie strony.
- Przestań! – wrzasnęłam bez namysłu, po
czym pędem ruszyłam do mężczyzny.
Widziałam, jak dziwnie ubrany człowiek
odwracał się powoli niczym robot, chwilowo zaprzestając swoich czynów. Nagle
zatrzymałam się w pół kroku, gdy dostrzegłam odrażającą maskę, tkwiącą na
twarzy niepoczytalnego drwala. Kawałek plastiku był w kształcie odwróconego
trójkąta. Zamiast oczu zostały na nim narysowane poziome kreski, z których
powoli spływały czarne smugi imitujące łzy. Poza tym malunkiem widniał również
drobny uśmieszek. Jednakże niewinna mimika warg szybko została zastąpiona swoją
psychopatyczną wersją. Usta na masce rozszerzyły się, odsłaniając tym samym dwa
rzędy ostrych kłów.
Nerwowo przełknęłam ślinę i zaczęłam
wycofywać się. Przez moją głowę przebiegły setki lub nawet tysiące scen z
horrorów, podczas których, właśnie w takich chwilach, uzbrojony szaleniec
rzucał się w pościg za upragnioną ofiarą. A tyle razy łudziłam się, że będąc na
miejscu tych nędznych aktorzynek, uda mi się przemknąć niepostrzeżenie obok
mordercy. Jak to zwykle bywało, wszelkie misterne plany z sukcesem realizowano
wyłącznie w umyśle.
Powoli stawiałam kolejne kroki.
Zastanawiałam się, gdzie niby miałam uciec, skoro dookoła rosła jedynie trawa.
Już miałam odwrócić się, żeby utonąć w szaleńczym biegu przez niewinną łąkę,
która zapewne niedługo zostanie skalana moją bordową krwią. Nagle zdarzyła się
rzecz wcześniej w ogóle przeze mnie niebrana pod uwagę. Mężczyzna w kolorowym ubraniu pozszywanym z kilku różnych, absolutnie niepasujących do siebie materiałów, przez co wyglądał jak
przedwcześnie wypuszczony z psychiatryka klaun, szyderczo zaśmiał się, po czym
kopnął gruby pień. Sekwoja wydała z siebie cierpiętniczy jęk i poczęła nad
wyraz szybko upadać – wprost na mnie. Wytrzeszczyłam oczy i z krzykiem
uciekałam na lewo. Czułam cieknące po polikach łzy, które wypalały w mojej
skórze głębokie bruzdy. Niemal słyszałam syk, a do nosa dostawał się
obrzydliwy smród spalenizny. Ból oraz świadomość, że za chwilę mogłabym nie
mieć twarzy absolutnie nie przeszkadzały w biegu.
Mimowolnie odwróciłam się, aby zobaczyć,
ile jeszcze miałam czasu na ratunek. Z przerażeniem dostrzegłam korę ogromnego
drzewa tuż przed głową.
♥
Paniczny wrzask rozniósł się po całym
pokoju. Odrętwiała wpatrywałam się w biały sufit, w dalszym ciągu mając otwarte
usta i wytrzeszczone ze strachu oczy. Dłuższą chwilę zajęło, nim otrząsnęłam się z przerażającego snu. Przyłożyłam dłoń do lepkiego od potu czoła, biorąc
przy tym głębsze wdechy. Od prawie miesiąca nie oglądałam filmów grozy, a w
ciągu tego czasu, co raz częściej miewałam koszmary. Może był to efekt uboczny
odstawienia?
Pomimo pewności, iż leżałam we własnym
łóżku, nadal słyszałam niepokojące pukanie. Co prawda nie aż tak głośne jak te ze
snu. Błądziłam półprzytomnym wzrokiem po sypialni, aby namierzyć źródło hałasu.
Leniwie zrzuciłam z siebie puchową kołdrę i zsunęłam głowę pod stelaż. Od razu
dostrzegłam automatyczny odkurzacz, który znowu minął się ze swoim powołaniem,
gdy zaliczył spotkanie pierwszego stopnia z meblem. Westchnęłam przeciągle, po
czym popchnęłam okrągłego robota, aby mógł ponownie przystąpić do sprzątania.
Przetarłam twarz dłonią, a następnie
sięgnęłam po telefon. Było równo wpół do dwunastej, co oznaczało, że mamuśka
już od dobrej godziny bawiła się w Wielkie
Porządki.
Podeszłam do trzydrzwiowej szafy i z
jednej z kilku szuflad wyjęłam parę jaskraworóżowych skarpetek, które już po
chwili wsunęłam na bose stopy. Odziana jedynie w kusą bieliznę oraz stanowczo
za dużą koszulkę zeszłam na dół. Odruchowo skierowałam się do kuchni, mając
nadzieję, że moja rodzicielka buszowała w innej części domu.
Przekroczyłam próg przestronnego
pomieszczenia, robiącego również za jadalnię, i stanęłam jak wryta. Wysoki
brunet w czarnym dresie oraz kuchennym fartuszku z niewyobrażalnym wręcz
zapałem wycierał wszystkie szafki, jakby od tego zależało jego życie. Biorąc
pod uwagę, iż była sobota, zapewne zginąłby marnie, gdyby odmówił pomocy przy
sprzątaniu. Cóż, mama bezsprzecznie należała do sadystów i cały kraj powinien cieszyć
się, że nie postanowiła zostać prezydentem. Amerykanie mogliby nie przetrwać
despotycznych rządów Wspaniałej Królowej Sarah.
- Co mogę zjeść? – mruknęłam, otwierając
na oścież lodówkę.
- Radziłbym nic, bo za zbyt długie
przebywanie w jednym pomieszczeniu dostaniesz bezwzględny wyrok – odparł tata,
po czym przetarł wilgotną ściereczką marmurowy blat.
- Już ten cholerny odkurzacz mnie obudził
– warknęłam.
Podrapałam się po karku ze zniechęconą
miną. Naprawdę nie miałam ochoty latać po domu zaopatrzona w mop, jednak żołądek dosadnie oznajmiał, iż potrzebował zostać napełniony. Przecież nie mogłam
odmówić moim podstawowym potrzebom.
Wyjęłam butelkę mleka, a po chwili
sięgnęłam do wiszącej szafki po czekoladowe płatki oraz miskę. Wygodnie
rozsiadłam się na stołku barowym i zalałam chrupki białym napojem. Chwilę
później delektowałam się smakiem śniadania oraz jego przyjemnym chłodem.
Dzisiejszy dzień również należał do tych upalnych, co tylko potęgowało we mnie
niechęć do wszystkiego. Naprawdę podziwiałam rodziców, że pomimo ponad
dwudziestu stopni w cieniu odważnie szorowali nasze mieszkanko na błysk.
- O, a któż to wstał? – zagaiła wesoło
moja rodzicielka, po czym odstawiła na podłogę niezbędnik każdej perfekcyjnej
pani domu, w skład którego wchodził mop, kilka ściereczek do kurzu, przeróżne
detergenty oraz wiadro.
Skierowałam zaspany wzrok na rudowłosą
kobietę. Obie dłonie złożyła w piąstki i podparła je na wyraźnie zaokrąglonych
biodrach. Jej szeroki uśmiech oraz błysk w piwnych oczach dawał jasno do
zrozumienia, że musiałam dołączyć do sprzątania.
- A mogę chociaż zjeść? – Wskazałam palcem
na miskę z płatkami.
-
Jasne, kochanie – odpowiedziała mama, a następnie szybkim ruchem pochwyciła
butelkę z mlekiem i kilkoma większymi łykami dokończyła napój. – Później
skoczysz do sklepu z tatą. Trzeba kupić coś na grilla i deser.
- Będą kiełbaski na obiad? – zapytałam
uradowana. – Super!
- Przecież mówiłam już tydzień temu, że
zapraszamy Holdenów na wieczór. Wrócili wczoraj w nocy z delegacji, więc
chcieliśmy spędzić miło czas z sąsiadami.
Prawie osunęłam się ze stołka, a w głowie
rozbrzmiał dźwięk tłuczonej zastawy stołowej. Najprawdopodobniej była dosyć
okazała, ponieważ irytującego odgłosu długo nie mogłam się wyzbyć.
- J-jak to zapraszamy Holdenów? Chcesz powiedzieć, że ta dwójka tu… W moim
domu… Ja nie chcę! – zawyłam żałośnie. Całkowicie wystarczyło, że Najgorsze
Rodzeństwo Roku musiałam widywać w szkole – weekendy stanowczo powinny służyć
za czas odpoczynku.
- Ech, przestań się mazać i lepiej pomóż
bratu wysprzątać terrarium – westchnęła rudowłosa kobieta. – Już od prawie
godziny nie daje znaku życia, więc nie zdziwiłabym się, gdyby Rocky postanowił
ponownie uciec.
- Albo Kevin zrobił za ciężkostrawne
śniadanko – rzuciłam pod nosem. Rodzicielka jednak usłyszała moją kąśliwą uwagę
i posłała mi karcące spojrzenie. W odpowiedzi kiwnęłam jedynie głową w
niemych przeprosinach, po czym odstawiłam brudne naczynia do zmywarki i z
zapałem skazańca ruszyłam na piętro.
Po kilku minutach spędzonych w łazience na
porannej higienie, szybko ubrałam się w stare ciuchy. Najmniejszego zamiaru nie
miałam porządkować akwarium jaszczurce, gryzącej wszystko, co wywoływało
chociażby najcichszy dźwięk. Rocky był trzyletnim gekonem Toke, który mierzył
ponad trzydzieści centymetrów i tolerował jedynie mojego młodszego braciszka.
Do tej pory zastanawiałam się, co też podkusiło rodziców do kupienia dziecku niezwykle
trudnego w oswojeniu gada.
Stanęłam pod białymi drzwiami, ze spokojem
oczekując przyzwolenia na wejście do pokoju. W nerwowym geście przeczesałam
czarne włosy oraz westchnęłam znużona. Krew mnie zalewałą na samą myśl, że gdyby ten feralny
odkurzacz nie uderzył w stelaż łóżka, to nadal przemierzałabym niezbadane
krainy marzeń sennych. Dodatkowo moją frustrację potęgował
brak znaku życia ze strony Kevina. Ponownie zastukałam trzykrotnie, tym razem z
większą siłą. Nadal nie uzyskałam odpowiedzi.
- Otwieraj, gówniarzu! – krzyknęłam
donośnie, kompletnie nie zważając na obecność rodziców w domu.
Przyłożyłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam
jakichkolwiek dźwięków, dochodzących z pokoju jedenastolatka. Jednakże po
drugiej stronie panowała absolutna cisza. Zaniepokoił mnie ten fakt, ponieważ
dzieciak powinien przewracać całą sypialnię do góry dnem, gdyby rzeczywiście
poszukiwał zbiegłej jaszczurki.
Głośno przełknęłam ślinę, a następnie
delikatnie płożyłam dłoń na pozłacanej klamce. Początkowo pomyślałam, że mój
brat naprawdę został pożarty przez gekona. Po chwili zastanowienia ledwo
powstrzymałam chęć uderzenia się z całej siły otwartą dłonią w czoło. Przecież
ten cholerny Rocky nie mierzył nawet pół metra, więc jakim sposobem mógł
połknąć w całości parokrotnie większego od siebie chłopca?
Pchnęłam drzwi, które niemal bezszelestnie
pozwoliły wejść do pomieszczenia. Pomimo pewności, iż gad nie zjadł
Kevina, nadal miałam pewne obawy przed gwałtownym przekroczeniem progu sypialni
brata. Ostrożnie wsunęłam głowę przez niewielką szczelinę. Czarne rolety zostały opuszczone do połowy, przez co w pokoju panował przyjemny półmrok. Ledwo dojrzałam
starannie zaścielone białą pościelą łóżko, na którym bezczelnie wylegiwał się
jedenastoletni oszust. Z wściekłości zacisnęłam dłonie w piąstki, kiedy
dostrzegłam pada w ręce chłopca oraz jakąś krwawą strzelaninę, rozgrywającą się
na ekranie telewizora. Kevin sprytnie wyłączył dźwięk, aby pozostali domownicy
nie usłyszeli odgłosów gry.
- Ty cholerny nierobie! – wrzasnęłam, na
co brat podskoczył gwałtownie i zaskoczony spadł z łóżka. Z hukiem uderzył
żebrami o podłogę wyłożoną białymi deskami. – Mama martwi się, że ta gadzina
ponownie uciekła, a ty co w tym czasie robisz?
- Odpoczywam – jęknął jedenastolatek, po
czym potarł bolące miejsce oraz obejrzał pada z każdej strony, upewniając się,
iż urządzenie nie uległo nawet najmniejszemu uszkodzeniu.
- Ruszaj dupsko i bierz się za sprzątanie
– warknęłam, podchodząc do dużego plazmowego telewizora, aby go wyłączyć. –
Swoją drogą, wiedziałeś, że będziemy mieć gości?
- Przecież rodzice od kilku dni rozmawiają
tylko o tym.
- Dobrze jest być pominiętym przez własną
rodzinę – mruknęłam, czując zawód.
♥
Siedziałam na marmurowych schodach
podpierając dłońmi głowę. Z zażenowaniem patrzyłam, jak mama i tata biegali po
całym parterze, aby donieść kolejną potrawę bądź zmienić położenie dekoracji.
Gdybym nie wiedziała, dla kogo stroili nasz dom, pomyślałabym, że zaraz przez
drzwi wejdzie królowa brytyjska.
Pokiwałam głową z dezaprobatą i
przeniosłam beznamiętny wzrok na przenośną konsolę, którą trzymał Kevin.
Zwinnymi ruchami palców doprowadzał do marnej śmierci kolejne kreatury. Krew
oraz dziwna maź o zielonkawym kolorze co rusz zachlapywała głównego bohatera,
jednak ten dzielnie parł naprzód w celu wymordowania potworów co do jednego.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, na co
moja rodzicielka zareagowała cichym piskiem, a ojciec o mały włos nie
przewróciłby się na środku korytarza. Westchnęłam nad własną niedolą. Czasami
dogłębnie zastanawiałam się, dlaczego nie mogłam mieszkać pod jednym dachem z
ludźmi normalnymi. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby błagać
jakiegokolwiek z bogów o duchową pomoc dla rodziców – najzwyczajniej w świecie
było już na to za późno.
- A jeszcze kiełbasek z lodówki nie
wyjęłam – lamentowała rudowłosa kobieta i na złamanie karku pognała do kuchni.
Tata kręcił się po salonie i każdy
przedmiot dwukrotnie poprawiał, aby mieć pewność, iż stał prosto. Wręcz nie
mogłam patrzeć na tę katastrofę, albowiem sama zaczynałam się denerwować.
Wstałam ze schodów i w kilku krokach dotarłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę,
wcześniej informując staruszków o zamiarach wpuszczenia gości do środka.
Na całą szerokość otworzyłam wrota, a moim
oczom ukazała się roześmiana kobieta. Włosy miała zafarbowane na bordowo, a na
jej opalonej twarzy tkwił szeroki uśmiech. Kilkakrotnie zatrzepotała
doczepianymi rzęsami, a po chwili zawołała radośnie:
- Ty musisz być Holly! Twoi rodzice wiele
o tobie wspominali. – Przesunęłam się, aby Holdenowie mogli wejść na korytarz.
Duncan mrugnął do mnie figlarnie, a Castiel rozglądał się dookoła, jakby chciał
zapamiętać każdy szczegół z wystroju domu.
- Witajcie, kochani! – zaszczebiotała moja
mama i od razu podeszła do koleżanki, żeby ją uścisnąć na powitanie.
Zamknęłam z trzaskiem drzwi, a następnie
przyglądałam się, jak tata prowadził znajomych do ogrodu. Przy okazji
kilkakrotnie zapewnił o uciesze, jaką sprawił powrót sąsiadów z wyjazdu
służbowego. Nie mogłam uwierzyć, że w przeciągu niespełna sześciu miesięcy
relacje pomiędzy moimi rodzicami, a Holdenami tak szybko weszły na etap
przyjaźni.
Wszyscy zgromadzeni stanęli na środku
tarasu, telepatycznie zajmując miejsca, które najbardziej im odpowiadały.
Stanęłam obok Viviany – kobiety będącej rodzicielką tego diabelskiego rodzeństwa. Przedstawicielka płci pięknej o
zafarbowanych na ciemny czerwony włosach świdrowała mnie spojrzeniem brązowych
oczu, co rusz bawiąc się cienkim paskiem przy swojej brzoskwiniowej sukience.
Widziałam jej ciekawski wzrok, jednak nie czułam się pod jego ciężarem
skrępowana. Wręcz przeciwnie – nieukrywana dociekliwość sąsiadki bawiła mnie
oraz wprawiała w dobry nastrój. Całe znużenie zniknęło jak ręką odjął.
- Jesteś taka urocza – pisnęła pani Holden
i entuzjastycznie zmierzwiła moje włosy. – Tak bardzo chciałam mieć córeczkę,
ale skończyłam z dwoma wrednymi chłoptasiami.
Duncan oraz Castiel, stojący pół metra za mną,
ledwo powstrzymywali śmiech. Słyszałam, jak dusili się i parskali pod wpływem
zbyt wielkiej radości. Wykręciłam oczami, kiedy matka braci odwróciła się w
stronę stołu, po czym uderzyłam łokciem starszego z rodzeństwa w żebra. Ten
jęknął żałośnie, kompletnie nieprzygotowany na nagły atak, a drugi z chłopców
zachichotał pod nosem.
- Siadajcie, dzieciaki – powiedział wysoki
brunet o pogodnym wyrazie twarzy, przy czym wskazał ruchem ręki na wolne
krzesła. Jego beznamiętne spojrzenie spoczęło na mnie, przez co po moich
plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Bracia Holdenowie zdecydowanie wdali
się w swojego ojca, a zwłaszcza odziedziczyli po nim chłodny wzrok, z którego
nie można było wyczytać jakichkolwiek emocji.
Razem z Kevinem i kolegami ze szkoły
zajęliśmy miejsca przy stole. Pech absolutny sprawił, iż usiadłam pomiędzy diabelskim rodzeństwem. Czułam, że ten
grill nie obędzie się bez większych wrażeń.
♥
Z tarasu dochodziły głośne rozmowy, a co
chwilę donośne śmiechy podchmielonych rodziców rozchodziły się echem po
okolicy. Okrągły zegar wiszący nad łukiem drzwiowym wskazywał za kwadrans
dziesiątą. Wraz z pozostałą nieletnią częścią towarzystwa wygodnie rozsiadłam
się na owalnej kanapie w salonie i ze znudzeniem wpatrywałam się w zakrzywiony
ekran telewizora. Leciała któraś z kolei część Piły, którą widziałam zapewne więcej niż pięć razu, toteż bardziej
skupiałam się na konsolowej gierce mojego brata. Oparłam zgiętą w łokciu rękę
na oparciu sofy, a na dłoni położyłam głowę. Ledwo powstrzymywałam opadające
powieki oraz chęć ziewnięcia.
- Holly – mruknął Castiel, wreszcie
odwracając wzrok od swojego telefonu. Przez cały pobyt u nas nie pozostawił
elektronicznego urządzenia bez opieki i non stop pisał do Debrah. Nie czułam się
komfortowo z myślą, że Rota mogła wiedzieć o moich aktualnych poczynaniach. –
Zrobisz nam popcorn?
- Dopiero teraz zainteresował cię film,
czy twoja dziewczyna poszła już spać? – zapytał przekornie Duncan.
- Zamknij dupę – warknął młodszy z rodzeństwa,
na co westchnęłam podenerwowana i gwałtownie wstałam z kanapy.
- Solony, maślany, serowy czy karmelowy? –
wymieniłam pośpiesznie wszystkie smaki prażonej kukurydzy, jakie miałam w
zapasie.
- Maślany – odparł brunet, nadal
wywiercając w głowie krewnego dziurę.
Machinalnymi ruchami udałam się do kuchni,
aby przygotować znajomemu przekąskę. Weszłam do pomieszczenia i od razu
skierowałam się do szafki, gdzie trzymałam popcorn do mikrofali. Już po chwili
kartonowe opakowanie kręciło się w miniaturowym piekarniku. Przetarłam zmęczoną
twarz dłonią, po czym odsłoniłam śnieżnobiałą firankę. Nieostrym już wzrokiem
spoglądałam na ogród za domem, gdzie stała niewielka budka na narzędzia oraz
rosło mnóstwo roślin wszelkiego rodzaju. Moja mama od zawsze kochała prace
artystyczne, toteż botanika również wzbudzała w niej ogromne zafascynowanie.
Nagle ziarna kukurydzy przestały strzelać
pod wpływem gorąca, a mikrofalówka poczęła piszczeć, oznajmiając koniec pracy.
Podeszłam do urządzenia, aby wyjąć napęczniałe opakowanie. Szybkimi ruchami
przesypałam jego zawartość do szklanej miski. Sprzątnęłam niepotrzebne pakunki
z blatu i zamierzałam wrócić do salonu, gdy nagle wokół mojej talii zacisnęły
się czyjeś silne ręce. Podskoczyłam ze strachu, jednak w tym samym momencie
napastnik wydał z siebie cichy śmiech, a ja od razu rozpoznałam Duncana.
- Czego? – warknęłam, próbując unormować
rytm bicia serca.
- Odrobiny miłości – mruknął zmysłowym
głosem wprost do mojego ucha. Zadygotałam, sama nie wiedząc, czy pod wpływem
słów bruneta, czy tonu, w jakim je wypowiedział.
- Jesteś obrzydliwy – rzuciłam, chociaż
wcale tak nie myślałam. Kłótnie z samą sobą przeprowadzać uwielbiałam,
aczkolwiek najczęściej nie wypadałam przez nie dobrze.
Odwróciłam się gwałtownie, mając nadzieję,
że Holden zwolni uścisk. Chłopak rzeczywiście mnie puścił, jednak wyczekał
momentu, aż stanę do niego przodem i oparł dłonie na blacie. Zmniejszył
dzielący nas dystans do bezwzględnego minimum. Niemal czułam jego palący oddech
na skórze. W myślach dziękowałam swej mądrości, że nie zapaliłam światła,
gdy wchodziłam do kuchni. Przez panującą w pomieszczeniu ciemność Duncan nie
był w stanie dostrzec niewielkich rumieńców, które wpłynęły na moje policzki.
Brunet jeszcze odrobinę przybliżył nasze
twarze, przez co stykaliśmy się czubkami nosów. Wciągnęłam gwałtownie
powietrze, po czym wypuściłam je ze świstem. Zdziwiłam się, gdy Holden jeszcze
bardziej zmniejszył odległość między nami. Odwróciłam głowę udając, że bardzo
zainteresował mnie powiewający na wietrze wysoki cis.
- Dlaczego uciekasz wzrokiem? – Nagłe
pytanie sparaliżowało wszystkie moje funkcje życiowe. Niemal słyszałam jak rwące
potoki krwi w żyłach przestawały płynąć, a w klatce piersiowej poczułam ucisk.
Zupełnie, jakby niewidzialna ręka złapała w palce serce i parokrotnie rozciągnęła
ja na różne strony. - Holly – mruknął, po czym
delikatnie ujął w dłoń moją dolną szczękę.
Rozszerzonymi w zdziwieniu oczami
wpatrywałam się w czarne tęczówki chłopaka. Pierwszy raz od początku naszej
znajomości dostrzegłam w nich jakiekolwiek emocje. Błąkające się ogniki
wyrażały rozbawienie oraz nutkę podniecenia. Chyba naprawdę wolałabym znaleźć
się na środku Sahary niźli w ciemnym pomieszczeniu wyłącznie z natrętnym
Holdenem.
Brunet ledwo uniósł kąciki ust i powoli
zmniejszał dystans pomiędzy naszymi wargami. Niemal mogłam dostrzec otaczający
mnie strach. Wiedziałam, że nie dałabym rady uniknąć pocałunku, ponieważ smukłe
palce kolegi nadal zaciskały się na mojej żuchwie.
Nagle wstrząsnęła mną fala senności i nie
byłam w stanie powstrzymać głośnego ziewnięcia. Duncan nie spodziewał się
takiej reakcji, toteż prawie ugryzłam go w nos. Chłopak gwałtownie cofnął się,
a ja przyłożyłam do ust dłonie, aby nie roześmiać się głośno.
- Mogłaś powiedzieć, że chce ci się spać –
westchnął nastolatek, biorąc garść popcornu.
- Przepraszam, ale to było nieoczekiwane –
mruknęłam, nadal zasłaniając buzię.
- Mhm. – Holden ponownie się zbliżył.
Odruchowo odchyliłam się nieznacznie, na co brunet zareagował cichym
prychnięciem. Podszedł do mnie, po czym czule poczochrał moją grzywkę. Fuknęłam
na niego i kilkakrotnie zamachałam rękoma, aby przegonić jego dewastujące
fryzury palce. – Idź się położyć, a ja zaniosę Castielowi jedzonko.
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, a
następnie wyminęłam bruneta i wyszłam z kuchni. Byłam skołowana. Nie wiedziałam, co powinnam myśleć o odważnych poczynaniach Duncana. Pierwszy raz ktoś mnie adorował. I, nawet jeśli każda inna nastolatka na moim miejscu skakałaby z radości, ja wciąż miałam mnóstwo obaw. Starszemu Holdenowi przypisano łatkę podrywacza na pewno nie bez przyczyny. Człowiekowi jego pokroju od samego początku należało dać do zrozumienia, że nie pogłębimy relacji. Nie zrobiłam tego. Ba, z każdym kolejnym spotkaniem przesuwałam granicę. Jeszcze do niedawna był dla mnie tylko sąsiadem, teraz stał się kolegą. Przystojnym kolegą. Coraz częściej dostrzegałam jego niepodważalną urodę i swoistą charyzmę, która przyciągała. Łapałam się na rozmyślaniu A co by było, gdyby... i, mimo że nie przyznam tego publicznie, te dziwne wizje wydawały się niezwykle ekscytujące.
♥ ♥ ♥ ♥
Super, czekam na next ^^
OdpowiedzUsuńCześć i czołem!
OdpowiedzUsuńNa początku muszę przyznać, że byłam pewna iż psychopatą w śnie Holly okaże się Duncan xD Może i lepiej, że się tak nie zdarzyło, bo mogłoby to być na niekorzyść chłopaka.
Czytałam ten rozdział dziś o drugiej w nocy i po prostu tłumiłam swój śmiech w poduszkę, czytając na jakże świetny pomyśł wpadli kochani rodzice Holly. :D Nie wspomnę już o ich maniackim stosunku do czystości i porządków, który cholernie mnie bawi.
Co do Kastiela to ukazałaś moją ulubioną postać z gry chyba w najgorszym świetle z możliwych. Nigdy nie wyobrażałam sobie naszego buntownika, który non stop trzyma telefon w ręku, czujnie wyczekując każdego sygnału od Debrah. Podkreślam od Debrah! Osoby, której wprost nie znoszę i trawię.
Do Duncana już się w stu procentach przekonałam, chociaż czasami uważam, że jest nieco obrzydliwy i zbyt natrętny haha
I jejku jeszcze ziewnięcie Holly xD Wyłam ze śmiechu, takiej reakcji Duncan na pewno się nie spodziewał. Tak w ogóle to jestem ciekawa czy kiedykolwiek jakaś dziewczyna odmówiła Duncanowi i bawiła się jego uczuciami, bo z tego co wnioskuję mógłby on mieć każdą dziewczynę.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że będzie on szybciej niż później haha Życzę duuużo weny i chęci do pisania. Pozdrawiam xx
LEŻE I KWICZE!
OdpowiedzUsuńWczoraj jak pierwszy raz przeczytałam ten rozdział, to spadłam z łózka ze śmiechu. Do teraz tak mam, że jak wyobrażę sobie tą intymną wręcz atmosferę między Holly i Duncanem i bezbłędną reakcję dziewczyny, to prawie dusze się ze śmiechu. To chyba najlepsza scena ever!
Podobnie jak czytelniczka wyżej również nie potrafię sobie wyobrazić Kastiela, który ślęczy nad telefonem i cały czas pisze z Debrah! Uech... aż mnie ciarki przeszły po plecach.
Nie no, nie mogę.. Nie potrafię się skupić na niczym innym niż na tym epickim ziewnięciu. Nie daje mi ono spokoju. Rozwaliłaś system!
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że pojawi się niedługo. Ale teraz pozostaje mi tylko gorąco cię pozdrowić i cierpliwe czekać na następną część.
Dopiero zaczęłam czytać twojego bloga, ale przyznam że bardzo mnie wciągną :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście mam ferie to mam dużo czasu aby przeczytać go od początku :)
Masz talent do pisania takich opowiadań :)
Życzę dużo weny i oczywiście czekam na next :)
Pozdrawiam :D
Witaj w mych skromnych progach! Czuj się jak u siebie w domu. Tylko nie wchodź na łóżko, bo ukrócę żywota!
UsuńRada jestem, że opowiadanie przypadło Tobie do gustu. Jejuniu, coraz więcej wspaniałych czytelników - tak bardzo się wzruszam. \(^o^)/
Szczerze powiedziawszy, to Twojego bloga próbuję przeczytać już od dobrego tygodnia, ale jakoś czasu brak. Nie smuć się jednak, dobra duszo, albowiem niedługo nadrobię wszystkie rozdziały.
Również gorąco pozdrawiam i życzę samych dobroci!
Helo! It's me xD.
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobała mi się próba obudzenia brata. Ha!
Co do rozdziału był ciekawy i długi...
Ale mimo tego przyjemnie się czytało...Jeszcze kiedyś na pewno tu wpadnę ;)
A po drugie:
Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga:
Adres: zpk13.blogspot.com
Mam nadzieję, że wpadniesz, poczytasz i skomentujesz :*
Weny i do następnego!
Panienko Kernit! Masz mi natychmiast wytłumaczyć, jakiego narkotyku śmiechowego dodałaś do tego rozdziału! Masz na to minutę, bo w przeciwnym razie pęknę ze śmiechu:D
OdpowiedzUsuń