Spis lektur obowiązkowych

środa, 3 lutego 2016

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Wyszedł okropnie i wstyd mi za niego. Do tego cytat jest dłuższy od niejednego akapitu.
Za wszelkie urazy psychiczne wywołane tym brzydkim tekstem nie ponoszę odpowiedzialności.
Tak tylko informuję...

Droga (nie) do miłości: Rozdział 22
„Ludzie – powiedział – mają upodobania w utrudnianiu sobie samym i innym wszystkiego.
Ale trzeba się z tym pogodzić, podobnie, jak musi pogodzić się z istnieniem góry wędrowiec.
Gdyby jej nie było, oczywiście, droga byłaby wówczas krótsza i łatwiejsza, ale ponieważ góra istnieje, przeto trzeba się na nią wspiąć!”
~J. W. Goethe

     Zamaszystym ruchem rozpostarłam drzwi klasy od literatury. Z ponurym wyrazem twarzy weszłam do środka i zajęłam stałe miejsce w pierwszej ławce. Od razu położyłam głowę na blacie, aby oznajmić Raven, że miałam już serdecznie dość jej paplaniny. Rano nie zdążyłam nawet dojść na przystanek, a ta już zaczęła głośno oznajmiać, że była na mnie zdenerwowana. Ponoć próbowała dodzwonić się na mój telefon przez cały weekend, jednak bezskutecznie. Całkowicie zapomniałam naładować komórkę, a przez sobotnią wizytę Holdenów i tak nie znalazłabym czasu na rozmowę z różowowłosą. Mimo wszystko, to nie powód do wykrzykiwania na całą okolicę swoich zażaleń.
     - Siemka, Holly. – Usłyszałam wesoły głos Dake’a. Nawet nie zamierzałam unosić głowy, dlatego jedynie kiwnęłam nieznacznie ręką. – Przygotowałaś się na sprawdzian z Romea i Julii? Trochę przeraża mnie interpretacja, ale raczej nie będzie najgorzej.
     Gwałtownie podniosłam wzrok na blondyna, stojącego naprzeciwko. Wytrzeszczyłam oczy w ogromnym zdziwieniu, a usta zacisnęłam w wąską kreskę. Ledwo powstrzymywałam się przed parokrotnym uderzeniem twarzą o twardy blat. Wprost nie mogłam uwierzyć, że znowu zapomniałam zaznaczyć w kalendarzu terminu testu. Zastanawiałam się, ile czasu musiało upłynąć, zanim wyjdę z domu przyodziana jedynie w bieliznę.
     - Trzeba było odebrać telefon, przypomniałabym – mruknęła Raven, którą najwidoczniej bawiło moje nieszczęście.
     - Milcz – warknęłam, piorunując koleżankę wzrokiem.
     Różowowłosa zaśmiała się pod nosem, z entuzjazmem machając przy tym nogami. W jej oczach dostrzegłam wyraźne zadowolenie wymieszane z wyższością – w końcu to nie ona dostanie jedynkę z prawdopodobnie najprzyjemniejszego przedmiotu.
     Westchnęłam z rezygnacją, po czym ruszyłam w kierunku drzwi, wcześniej zabierając torbę z ławki. Wolałam mieć nieobecną godzinę niż niezaliczoną klasówkę.
     Wyciągnęłam rękę w stronę klamki i już miałam za nią chwycić, gdy nagle rozległ się drugi dzwonek, rozpoczynający lekcję. Tyle by było z mojej próby ucieczki.
     Do klasy niczym burza wparowała pani Hathaway. Wysoka, wychudzona staruszka o białej gęstwinie kręconych włosów sięgających ramion ledwo dała radę mnie wyminąć. W trzech krokach pokonała dystans dzielący ją od biurka. Odłożyła brązową walizeczkę, w której miała zwyczaj przechowywać wszystko, co zapewne nigdy nie przydałoby się normalnemu człowiekowi. Na poprzednich zajęciach przez dobre pół godziny bawiła się kalejdoskopem, podczas gdy uczniowie musieli przeczytać fragment jakiegoś dennego romansu i streścić go.
     - Panno Stanley, uważasz, że szybciej wena do ciebie przyjdzie, gdy sprawdzian będziesz pisała pod drzwiami? – zapytała kobieta, poprawiając okrągłe okulary, które zsunęły się jej na czubek zadartego nosa.
     - Toć oknem nie wleci – odparłam i z ogromną niechęcią zasiadłam w ławce.
     - Widzę, że poczucie humoru cię nie opuszcza. Ale to dobrze. – Nauczycielka głośno klasnęła w dłonie. – Chyba reszta mnie nie zaszczyci swą marną egzystencją, więc przystąpmy do testu. Macie na niego całą lekcję, a gdyby komuś nie wystarczyło, może zostać na przerwie.
     Staruszka wyjęła z teczki plik kartek, a następnie zaszeleściła nimi groźnie. Krew odpłynęła mi z twarzy, gdy dostrzegłam sadystyczny uśmieszek, błąkający się na ustach pani Hathaway. Wtedy już wiedziałam, że polegnę w boju. Mogłam równie dobrze oddać cały pojedynek walkowerem, bowiem nawet do tej kurewskiej książki nie zajrzałam.


     Po raz kolejny zerknęłam na rozkład jazdy autobusów, by upewnić się w przekonaniu, że los znowu ze mnie zadrwił. Już dobre dziesięć minut bezczynnie sterczałyśmy na przystanku, oczekując przyjazdu środka komunikacji miejskiej. Crystal Hills nie było dużym miastem, dlatego tym bardziej nie rozumiałam opóźnienia autokaru. Warknęłam zdenerwowana pod nosem, po czym ciężko opadłam na ławkę.
     - Zwal winę na brata – mruknęła Raven, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
     - Nie zdziwiłabym się, gdyby gówniarz wszystko ukartował. Pewnie go nawet nie ma w tym głupim autobusie. – Zdenerwowana kopnęłam kamyk, który leżał przy moim bucie. Niewielki przedmiot poturlał się po ulicy i wpadł do studzienki.
     - Mogłaś poprosić Duncana, żeby nas podwiózł – westchnęła z teatralnym zawodem różowowłosa. Posłałam jej karcące spojrzenie, jednak nie dostrzegła go, ponieważ całą uwagę skupiła na komórkowej gierce.
     - Chyba już jedzie – powiedziała Sucrette, wychylając się mocno za ścianę przystanku.
     Odwróciłam głowę w lewo, a gdy zauważyłam nadjeżdżający duży biały pojazd, od razu podniosłam się z miejsca. Pośpiesznymi ruchami wyjęłam z torby portfel, aby zapłacić kierowcy za przejazd.
     Spojrzałam ponaglającym wzrokiem na koleżanki, które w dalszym ciągu siedziały na ławce. Najwidoczniej oczekiwały, aż ktoś łaskawie wniesie je do autobusu niczym księżniczki. Wywróciłam oczami w geście bezradności, po czym odchrząknęłam głośno, aby dać dziewczynom do zrozumienia, że powinny już ruszyć swe szanowne dupy.
     Po wejściu do autokaru, od razu skierowałyśmy się na tył, gdzie usadowił się Kevin. Chłopca jak zwykle pochłonęła konsola, a na uszy miał założone duże słuchawki.
     - Nie wiem, czy mam się witać – mruknęła poirytowana Raven. Różowowłosa wprost nienawidziła, kiedy ktoś ją ignorował. Ilekroć mówiła coś do Dake’a, a ten jej nie odpowiadał, wpadała we wściekłość. Potrafiła przez cały dzień drzeć się na biedaka jedynie za fakt, że oddychał.
     - Nie fatyguj się – odparłam, machając ręką.
     Dojazd do centrum handlowego zajął nam niespełna piętnaście minut. W między czasie Black zdążyła skonsumować dwa burgery, które zakupiła w knajpce nieopodal szkoły. Nastolatka kompletnie nie przejmowała się karcącymi spojrzeniami pary starszych pań, siedzących naprzeciwko. Kobiety co rusz wymieniały między sobą kąśliwe uwagi na temat karygodnego zachowania dziewczyny – bo niby jakim prawem miała czelność zjeść cokolwiek w komunikacji miejskiej? Gdy opuszczałyśmy pojazd, Raven pokazała staruszkom środkowy palec, uśmiechając się przy tym serdecznie. Su zareagowała szybko i odciągnęła buńczuczną licealistkę do wyjścia. Przez moment przyglądałam się pasażerkom autobusu, jednak przeliczyłam się, myśląc, że zwrócą uwagę Kruczkowi. Choć w głowie zakiełkowała mi myśl, że jedna z pań zaraz się przeżegna.
     Przeszliśmy przez oszklone drzwi galerii i od razu ruszyliśmy w stronę ruchomych schodów. Nie zdążyliśmy nawet stanąć na piętrze budynku, gdy do naszych uszu dotarły krzyki oraz nawoływania. Szczęka mi opadła, kiedy dostrzegłam tłumy lgnące do sklepu z elektroniką.
     - Nie słyszałam, aby jakaś gwiazda miała zawitać do naszej mieściny.
     Spojrzałam na stojącą przy moim prawym boku Raven. Jej mina wyrażała ogromny szok. Najwidoczniej nie tylko ja zostałam zaskoczona przez tabun ludzi – głównie nastolatków, którzy zapewne zwolnili się z ostatnich lekcji, by szybciej przybyć na spotkanie z celebrytą.
     - Tak wyglądają premiery gier – rzucił uradowany Kevin. Dzieciak wyraźnie rozpromienił się na widok rozległego grona fanów kolejnej części jego ulubionej produkcji. Najwidoczniej miałam klapki na oczach, bo dostrzegałam wyłącznie ogromną kolejkę i zmarnowany czas w centrum handlowym.
     Westchnęłam cierpiętniczo, po czym zapytałam:
     - Mógłbyś zająć miejsce, a my w tym czasie pochodzimy po sklepach? – Posłałam bratu błagalne spojrzenie. Naprawdę nie chciałam stać kilkadziesiąt minut w ogonku po jakąś beznadziejną grę. Mogli nazywać mnie ignorantką, ale nie widziałam nawet najmniejszego sensu w pchaniu się na premierę czegokolwiek. Wystarczyło poczekać tydzień i od razu oszczędzało się na czasie oraz pieniądzach.
     Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, Kevin bez marudzenia przystał na propozycję. Klasnęłam z entuzjazmem, po czym dałam chłopcu pieniądze na wszelki wypadek, gdybym wraz z dziewczynami została wciągnięta w wir zakupów na więcej niż dwie godziny.
     - To co, koleżanki, najpierw kosmetyki? – zaszczebiotała wesoło Sucrette, gdy nieznacznie oddaliłyśmy się od jedenastolatka.
     - Myślałam o nowych butach, ale możemy obejrzeć je później – odparłam.
     - A nie lepiej zacząć od jedzonkaaa? – zawyła żałośnie różowowłosa, jakby ktoś nakazał jej sprzątać wszystkie toalety w galerii.
     - Przed chwilą jadłaś! – uniosła się brunetka, krzyżując przy tym ręce na piersiach.
     - Ale się nie najadłam! – burknęła Raven.
     Przewróciłam oczami, słysząc sprzeczkę znajomych. Kłótnie dotyczące kolejności odwiedzania butików od zawsze mnie irytowały, toteż preferowałam internetowe zakupy. Ewentualnie samotne buszowanie po pasażach.
     - Chcę pizzę!
     - Przecież tu nie ma pizzerii!
     - W takim razie chodźmy do Maca.
     - Jejuuu… Ale ty mnie wkurzasz! – Su przyśpieszyła kroku, oznajmiając tym samym, iż według niej konwersacja dobiegła końca.
     Odwróciłam wzrok w kierunku wystaw sklepowych. Liczyłam na znalezienie vagabond, które byłyby tymi jedynymi – napotkane do tej pory niespecjalnie wyróżniały się z tłumu.
     Nagle dostrzegłam niską blondyneczkę o włosach związanych w dwa kucyki, sięgających pasa. Miała na sobie błękitną, rozkloszowaną sukieneczkę do kolan, składającą się z gorsetu i falbaniastej spódnicy. Na dolnej części ubrania widniały nadruki żółtych oraz różowych jednorożców. Dziewczynka z zapałem przeglądała bieliznę, która niejedną dorosłą kobietę przyprawiłaby o intensywny rumieniec. W pierwszej chwili pomyślałam, że biedaczka została siłą przyciągnięta do centrum handlowego, a następnie porzucona na pastwę losu przez swojego starszego brata, chcącego w dniu premiery zakupić nową grę. Zaczynałam małej powoli współczuć, bo wiedziałam, czego doświadczał człowiek posiadający rodzeństwo, ponad życie kochające elektronikę.
     Nagle poczułam, jak w zawrotnym tempie krew znikała z mojej twarzy, tym samym pozbawiając ją kolorów. Widziałam podchodzącą do blondyneczki ekspedientkę. Kobieta uśmiechała się przyjaźnie, jednak w jej ciemnych oczach widziałam kiełkującą nienawiść oraz zazdrość. Z pewnością te emocje targały nią w środku, gdy prowadziła nieletnią klientkę do kasy. Mogłam założyć się o wiele, że wysoka brunetka w czarnej, obcisłej sukience, która kokieteryjnie odsłaniała kolana była nad wyraz zgorzkniałą personą – nawet pomimo młodego wieku. Najwidoczniej codzienne patrzenia na bogate żony biznesmanów i ich urodziwe córki, po brzegi obkupione najdroższymi ubraniami oraz dodatkami, napawało ją gniewem. Jednakże za wszelką cenę próbowała ukryć negatywne uczucia. Odniosła wielki sukces, ponieważ drobna osóbka, która potulnie kroczyła za nią w białych trampkach na wysokiej platformie, zapewne nawet przez chwilę nie pomyślała o niebezpieczeństwie, które czyhało nieopodal.
     Ach, jakże niewinnym i beztroskim jest się za młodu, prawda, Holly? Mam ochotę cię zatłuc do nieżywego. Długo zamierzasz jeszcze stać i się gapić na tę małą, puszczalską…
     Rozpoznałam ją ze zdjęcia, wiszącego w przedpokoju mojej koleżanki z klasy. Wszędzie dostrzegłabym te długie jasne włosy, których końcówki wyglądały, jakby zwymiotował na nie Kucyk Pony. Prawda zapewne była taka, że gówniara podkradła Raven resztki farby, stąd ta ociekająca słodyczą fryzura.
     - Ej, a to nie twoja siostra? – zagaiłam leniwie, wskazując na wnętrze sklepu z bielizną.
     Przestałam słyszeć głośne kroki, wydobywające się spod glanów różowowłosej. W następnej chwili przy moim uchu rozległo się nieartykułowane warknięcie.
     - Osz ty gnoju – rzuciła wściekle dziewczyna, po czym wparowała do butiku. Mocno szarpnęła blondynkę za ramię, na co ta zareagowała piskliwym jęknięciem. – Cholero wstrętna, miałaś być na lekcji pianina!
     Raven potrząsnęła młodszą siostrą, z której drobnych rączek wypadł czarny komplecik. Metalówa podniosła z ziemi skąpą bieliznę i od razu przeniosła wzrok na metkę.
     - Stówa? Czy ciebie do reszty opętało? – warknęła. – Na co ci to, bachorze?
     - P-puść mnie – mruknęła łamiącym się głosem dziewczynka.
     - Zapytałam o coś! – ryknęła starsza z rodzeństwa, na co sama podskoczyłam wystraszona. Widziałam Black w stanie wzburzenia na zróżnicowanym poziomie, jednak teraz przeszła samą siebie. Nawet w kontaktach z Debrah nie zionęła aż tak ogromną rządzą mordu.
     - Proszę się uspokoić. – Ekspedientka próbowała odciągnąć wściekłą różowowłosą od siostry, ale nie przyniosło to zamierzonego skutku. Raven gwałtownym ruchem strzepnęła dłoń kobiety ze swojego ramienia.
     - Niech mnie pani nie dotyka! – warknęła nastolatka, a następnie cisnęła w brunetkę wieszakiem z bielizną i wyciągnęła krewną ze sklepu. – Przegięłaś, Nina. Przez twoje durne korepetycje ciotka nie kupiła mi gitary, a teraz dowiaduję się, że ty masz gdzieś te lekcje.
     - Ale to tylko dzisiaj – zawyła żałośnie blondyneczka. – Nie mów o tym cioci.
     Dziewczynka załkała cicho, a wolną ręką wytarła cieknące po jej policzku łzy.
     - Powiem wszystko. Zrobię to z wielką radością, jeszcze przed powrotem do domu.
     - Nie uważasz, że trochę przesadzasz? – zagaiła niepewnie Sucrette, która do tej pory stała obok mnie i bezczynnie przyglądała się kłótni rodzeństwa.
     Krytycznym wzrokiem spojrzałam na koleżankę. Zapewne była jedynaczką, toteż nie rozumiała, na czym polegały sprzeczki pomiędzy siostrami. Całym sercem stałam po stronie Raven, która dostała niepodważalny powód do zemsty.
     - Gówniara na to zasługuje. Przez całe życie wszyscy skaczą wokół niej niczym tresowane pieski. Niech poczciwa Agatha dowie się, co robi jej ulubienica na lekcjach pianina.
     - Proszę, Raven. – Łkanie dwunastolatki przybrało na sile, a ja dziękowała w duchu wszystkim bożkom, że w centrum handlowym właśnie trwała premiera Heroesa VII. Przynajmniej nie musiałam użerać się z bratem.


     Stałam przy kasie i z nutką radości na twarzy patrzyłam, jak Kevin odbierał edycję kolekcjonerską kolejnej części swojej ulubionej serii gier. Zaśmiałam się pod nosem na widok dzieciaka, który z miłością wpatrywał się w plastikowe opakowanie.
     - Dzięki, Holly, jesteś najlepsza – rzucił uradowany chłopiec, wyciągając w moją stronę zwiniętą piąstkę. Przybiłam z nim żółwika.
     - Przecież nawet nie pomyślałabym o kupieniu tego, gdybyś mnie nie szantażował – odparłam, po czym potargałam jedenastolatka po włosach.
     Do moich uszu dotarł głośny pisk, na co mimowolnie skrzywiłam się. Pomyślałam, że to znowu siostry Black odgrywały dramatyczną scenkę, tym razem przed dużo większą publiką. Na szczęście nas wszystkich, to tylko Sucrette rozczuliła się widokiem Kevina z artystycznym nieładem na głowie. Dziewczyna przyłożyła obie dłonie do ust i zakręciła się wokół własnej osi. Jej kraciasta spódniczka zafalowała pod wpływem ruchu, prawie ukazując bieliznę brunetki. Licealistka najwyraźniej nie przejęła się tym, a w oczach miała wesołe ogniki.
     - Jesteś taki uroczy! – krzyknęła Durand, wprawiając żeńską część naszego towarzystwa w nieposkromioną radość. Jedynie mój brat przybrał obrażoną minę i skrzyżował ręce na piersi, odwracając przy tym głowę na bok.


♥ ♥ ♥ ♥

5 komentarzy:

  1. Cześć i czołem!
    Bardzo się cieszę, że tak szybko dodałaś nowy rodzialik! :D Co prawda, miałam nadzieję, że wspomnisz w nim jeszcze coś o odwiedzinach Holdenów, ale może to i lepiej. Przynajmniej nasza mała Holly będzie mogła w końcu odpocząć od nachalnego degenerata.
    Ooo, wiem jaki to ból, gdy wchodzisz na lekcję, a tu okazuje się, że właśnie mamy sprawdzian. Zdecydowanie nie polecam tego uczucia. W sumie, sama teraz powinnam siedzieć na fizyce, ale mam już to wszystko totalnie gdzieś. xD
    Nie wiem czy już wspominałam, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że Sucrette to tak naprawdę Melania, zaszyta pod innym nazwiskiem. Może tylko ja mam takie chore porównania haha
    Nigdy nie pomyślałabym, że Nina może być siostrą Raven! Przecież to istne przeciwności samych siebie; mała, słodka blondyneczka i zbuntowana metalówa. No cóż, punkt dla Ciebie, że udało Ci się mnie zaskoczyć. ^^
    Na miejscu Holly nigdy nie kupiłabym bratu gry, no chyba, że byłby to jakiś tani egzemplarz, nawet gdyby od tego zależało moje życie. Sama mam dwóch młodszych braci i jestem pewna, że tak czy siak nakablowali by rodzicom. No, przynajmniej ten najmłodszy. Nie wiem, jak dokładnie jest z Kevinem, ale mam nadzieję, że jest on w miarę porządnym braciszkiem, który umie dotrzymywać tajemnic.
    Po przeczytaniu nie doznałam żadnych uszczerbów na zdrowiu i psychice, więc rozdział wcale nie był taki okropny jak to zapowiadałaś. :D Liczę, że jak najszybciej dodasz kolejny, a i ty teraz masz ferie, tak?
    Życzę duuuużo weny i ogólnie, żeby Ci się dobrze wiodło. ^^ Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Bardzo mi się podobał.
    Boniu. Co ja robię? Czytam twojego bloga zamiast uczyć się chemii. No cóż, ale warto było :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam na pokładzie!
      Radość mnie rozpiera, że czytelników jest coraz więcej. Wasze komentarze bardzo podbudowują moje chęci do pisania.
      Miło słyszeć, że rozdział nie okazał się taką klapą, jak przypuszczałam. Poprzedni był stanowczo lepszy, toteż trochę wstydziłam się oraz złościłam, bo tym razem nie podniosłam poprzeczki. Wręcz przeciwnie - zmniejszyłam wysokość skoku.
      Bardzo przepraszam, nie chciałam przeszkadzać w nauce. (>.<) Rozumiem ten ból, kiedy musisz ślęczeć nad książkami, a nagle wszystkie rzeczy dookoła robią się takie interesujące.
      Pozdrawiam gorąco i mam nadzieję, że będziesz odwiedzać mnie regularnie.

      Usuń
  3. Okej, dopiero nadrobiłam wszystkie rozdziały i chyba dorobiłam się małej schizy :/ Ale trudno, warto było^^
    Nie umiem się rozpisywać, więc pewnie będzie krótko, ale cóż...
    Jak ja rozumiem zarówno Raven jak i Holly: mieć takie małe rozpieszczone rodzeństwo. Ja akurat mam brata i raz żeby mieć spokój kupiłam mu grę, a jest od nich uzależniony w bardzo podonym stopniu co Kevin. 150 zł poszło w błoto, ehh. a tak to też wszyscy dookoła niego ciągle skaczą.
    BTW Nina to totalne kurde przeciwieństwo Raven, jeju. Któraś z nich musi być no adoptowana. No chyba, że mi coś umknęło.
    Pozdrawiam Cię gorąco^^ Życzę weny, a rozdział czytało się dość przyjemnie. W sumie jak każdy, bo piszesz bosko.
    A, i zapraszam do siebie: http://shade-of-scream.blogspot.com/
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć i czołem. Miło Cię poznać i witam w mych skromnych progach. Ciasteczka leżą na stole, śmiało możesz się częstować. Sama piekłam.
      ...
      No nie patrz tak na mnie, przecież ich nie zatrułam. Jeju, dlaczego każdy posądza mnie o najgorsze? Naprawdę wyglądam jak jakiś zwyrodnialec? Dobra, nie odpowiadaj, wolę egzystować w niewiedzy.
      Przepraszam, że doznałaś uszczerbku na zdrowiu psychicznym. No po prostu wiedziałam, że kogoś to spotka. Myślę, iż więcej osób przeze mnie cierpi, tylko nie chcą się przyznać, mendy jedne. (>.<)/ <-- wygraża pięścią
      Raven i Nina to stuprocentowe siostry rodzone. Mama nie skoczyła w bok. Jednakże nie od dziś wiadomo, że natura lubi płatać figle, toteż dziewczęta nie są do siebie podobne. Przynajmniej na razie, bo szykuję względem nich pewne przedsięwzięcie, które wdrożę w życie za baaardzo długi czas. Liczę na Waszą cierpliwość.
      Cieszę się, iż moja twórczość przypadła Tobie do gustu. Na Twoje bloga zajrzę na pewno, ale kiedy, to już nie powiem. Jutro zetknę się z brutalną rzeczywistością i mam nadzieję, że jakoś to przetrwam. Toteż spodziewaj się mnie za czas nieokreślony, ale jeszcze w tym roku.

      Usuń