Spis lektur obowiązkowych

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Ogromna sala bankietowa była po brzegi wypełniona elegancko ubranymi ludźmi. Dostojne Panie z wyższością spoglądały na siebie nawzajem, przywdziewając sztuczne uśmiechy. Przystojni Panowie z zachwytem spoglądali na bogato nakryty stół ustawiony w centralnej części pomieszczenia. Pewnym być nie można, czy z ogromną czułością wpatrywali się w wykwintne potrawy, czy w piekielnie drogie trunki najwyższej klasy. Jednakże założyć się warto było o cały majątek, że nie interesowała ich aura zawiści, która wisiała nad głowami kobiet im towarzyszących.
Nagle światła zgasły, a po sali rozniosły się pojedyncze piski oraz przestraszone westchnięcia. Gdzieś w oddali pewna mniej uważna persona upuściła kieliszek szaleńczo drogiego szampana.
 - Proszę o bezwzględną uwagę - rozległ się męski głos.
Nikt nie był w stanie stwierdzić, z której strony on dobiegał. Aczkolwiek jedynie najbardziej spostrzegawczy mogli zorientować się, że mężczyzna nie znajdował się w tej samej sali, co oni. Rzec można było, iż głos samoistnie rozniósł się echem po pomieszczeniu, a jego stwórca to niewidoczny w mroku cień. I to stwierdzenie uznane by zostało za najtrafniejsze.
W sali bankietowej zapanowała cisza. Zdawać by się mogło, że około stu zgromadzonych ludzi przestało oddychać. Rozległ się dźwięk jakby opuszczanej rolety, a spod sufitu wyłonił się ogromny ekran plazmowy. Po chwili został włączony i wszyscy dostrzegli gospodarza przyjęcia. Jak zwykle owalna twarz o nieobecnym spojrzeniu i umalowanych na czarno ustach zakryta była ciemnym kapturem, spod którego wystawały postrzępione pasma rudych włosów. Panienka Kernit należała do osób skrytych i właściwie niewiele o niej wiedzieli inni. Pewnym było, że potrafiła doskonale manipulować ludźmi, dlatego każde jej publiczne wystąpienie przyciągało sporo widzów. Jednakże tym razem despotyczna nastolatka nie pojawiła się na bankiecie osobiście, co już zaniepokoiło zgromadzonych.
- Dnia dzisiejszego publikuję rozdział 20 swego opowiadania. Smucę się jednak ogromnie, albowiem zimowa aura uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Jest źle, kochani. Pisanie przychodzi z trudem i chociaż wiem, co chcę zawrzeć w nowym poście, to nie potrafię ubrać tego w słowa. Żywię nadzieję, że odrobina wolnego pomoże mi poukładać rozwiane myśli. Możliwe, że przez najbliższy czas wyłącznie moje ciało będzie kroczyć po tym zimnym świecie, a dusza uleci gdzieś daleko, pozostawiając po sobie beznadziejną skorupę. Nie wiem nic, ale postaram się wrócić prędko, ewentualnie poproszę o pomoc dobrych ludzi. - Odchrząkuje w złożoną w pięść dłoń, rozmazując czarną szminkę, czego zgromadzeni ludzie nie mogą dostrzec. - Byłabym zapomniała. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze oraz ponad dwa i pół tysiąca wyświetleń. Chociaż zdaję sobie sprawę, że zapewne sporą część odwiedzin nabiłam sama, próbując doprowadzić tego bloga do względnego porządku. Dziękuję jeszcze raz za to, że jesteście i dzielnie zaznajamiacie się z moimi tworami. To wiele dla mnie znaczy. Niech moc będzie z wami!
Obraz w ułamku sekundy zniknął, a na sali ponownie zapanowała ciemność. Nadal nikt nie odezwał się choćby słowem, z zapartym tchem wpatrując się w czarną głębię, gdzie jeszcze chwilę temu widać było ekran.

Droga (nie) do miłości: Rozdział 20
„Osobnik, który strawił życie, budując swój wizerunek,
prędzej umrze, niż stanie się jego antytezą.”
~F. Herbert

     Siedziałam na owalnej kanapie wykonanej z czerwonego pluszu i ze stoickim spokojem wyczekiwałam powrotu Duncana. Chłopak bez najmniejszego nawet oporu zgodził się pójść po przekąski, bez których ani myślałam oglądać filmu. W genach miałam zapisane, iż wszystkie projekcje podziwiałam jedząc. Nieważne było, czy to obiad, czy popcorn – po prostu musiałam coś konsumować.
     Któryś już raz z kolei w przeciągu zaledwie paru minut odblokowałam ekran telefonu, aby sprawdzić godzinę. Niezwykle irytował mnie fakt, że wykonywałam tę czynność wielokrotnie w małych odstępach czasowych. Chciałam, żeby ten dzień skończył się jak najszybciej, a na złość pozostało jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia filmu. Nie wspominając o niewyobrażalnie długich reklamach.
     - Jesteś przezabawny!
     Do moich uszu dobiegł dziewczęcy, niezwykle melodyjny głos. Odruchowo spojrzałam w kierunku, z którego dochodził przyjemny dźwięk. Na kanapie pod ścianą siedziała rudowłosa nastolatka zajadająca się lodami w plastikowym pudełeczku. Pomarańczowe kosmyki związała w luźnego warkocza, swobodnie opadającego na jej ramię. Usta rozciągnęła w pogodnym uśmiechu, przy czym ukazywała aparacik na zębach. W oczach miała iskierki radości oraz zafascynowania. Z lubością spoglądała na osobę siedzącą obok niej. Przeniosłam spojrzenie na człowieka, którego rudowłosa z pewnością darzyła głębszym uczuciem. Ze zdziwienia odruchowo otworzyłam usta, gdy dostrzegłam Dake’a, który z uporem maniaka naciskał na ekran komórki.
     Mimowolnie krzyknęłam zaskoczona, po czym przyłożyłam dłonie do ust. Rozejrzałam się dookoła. Pogardliwy, a czasami wystraszony wzrok pozostałych klientów kina spoczął na mnie. Miałam ochotę uderzyć głową o ścianę.
     - Co to? – Usłyszałam pytanie kolegi z klasy.
     Blondyn odwrócił uwagę od telefonu i nerwowo począł rozglądać się, jakby usilnie kogoś szukał. Nie zamierzałam wdawać się z nim w dyskusje, toteż na szybko próbowałam wymyślić sensowny plan ucieczki. Patrzyłam na prostokątny stolik do kawy, wyglądem przypominający duży kufer podróżny. Gwałtownie ześlizgnęłam się z kanapy i schowałam za czarnym blatem.
     - Co się stało, Dake? – Padło kolejne pytanie, tym razem z ust rudowłosej.
     - Zdawało mi się, że słyszałem głos mojej znajomej – odpowiedział chłopak po chwili milczenia, która mi dłużyła się niemiłosiernie.
     Przełknęłam głośno ślinę. Miałam wrażenie, że nieopodal rozchodziły się powolne kroki blondyna. Delikatnie wychyliłam głowę znad stolika. Morgan w dalszym ciągu zajmował miejsce na kanapie przy ścianie, a obok niego siedziała ta sama dziewczyna. Teraz jednak wyglądała na zdezorientowaną i niepewną poczynań kolegi.
     Ściągnęłam torbę z czerwonego siedzenia, po czym na czworakach skierowałam się w stronę bufetu. Jedną ręką co rusz poprawiałam spódniczkę, aby upewnić się, iż nikt nie dostrzeże mojej bielizny. Już wystarczająco kretyńsko wyglądałam – nie potrzebowałam na dokładkę głupkowatych uśmieszków oraz pogwizdywań. Poza tym nie byłam pewna, czy publicznego obnażania się nie traktowano jako przestępstwo. Jeszcze brakowało, żeby rodzice musieli odbierać mnie z komisariatu.
     - Mogę wiedzieć, co ty wyczyniasz? Ludzie się na ciebie gapią. – Uniosłam głowę do góry. Przede mną stał Duncan, trzymając w jednej ręce duży kubełek prażonej kukurydzy, a w drugiej colę. Brunet uniósł jedną brew oraz w zabawny sposób zmarszczył nos. Dostrzegłam, że ledwo był w stanie powstrzymać śmiech.
     - Ukrywam się przed kolegą z klasy – odparłam, po czym podniosłam się z podłogi. Otrzepałam kolana z paprochów i przewiesiłam torbę przez ramię.
     - Mówisz o Dake’u? – zapytał Holden, wrzucając do buzi popcorn.
     - Skąd wiedziałeś?
     - Spotkałem go przy bufecie. – Wzruszył obojętnie ramionami.
     Westchnęłam przeciągle, niemal łkając nad swym okrutnym losem. Czołgałam się po tej cholernej podłodze jak ostatnia idiotka, żeby Morgan mnie nie zauważył, a w efekcie końcowym okazało się, że od samego początku zostałam zdemaskowana. Kurewsko fantastycznie!
     Skierowałam spojrzenie na sporych rozmiarów kubek z napojem.
     - Nie będziesz pił? – spytałam, wskazując na colę.
     - Przecież to zestaw dla romantyków. Są dwie słomki – odpowiedział Duncan. Na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek. Brunet poruszył zabawnie brwiami, a ja zacisnęłam usta w cienką linię.
     - Aha – mruknęłam inteligentnie. – Może pójdziemy już do sali? Zostało dziesięć minut.


     Ziewnęłam głośno, gdy razem z Holdenem opuściłam kino. Naprawdę nie rozumiałam tych wszystkich ludzi, którzy z ogromnym przekonaniem opowiadali o strachu, jakiego doświadczyli podczas oglądania Paranormal Activity. Trójwymiarowy efekt miał spotęgować odczucie lęku, jednak mnie do granic wytrzymałości doprowadzały okulary. Miałam niewyobrażalną chęć rzucić nimi o ścianę i efektownie wyjść z sali. Przez cały film spadały mi z nosa, a jak już postanowiły tkwić na właściwym miejscu, zasnęłam.
     - Mogłaś powiedzieć, że takie horrory cię nudzą – rzucił zawiedziony Duncan, szukając w kieszeniach kluczyków od samochodu.
     - Wymieniłbyś wtedy bilety? – zapytałam z przekąsem.
     - Raczej nie dałbym rady – mruknął. Dostrzegłam powoli pogłębiające się bruzdy na jego czole, co utwierdzało mnie w przekonaniu, iż był zdenerwowany. Zakładałam, że miał ochotę wypalić pół paczki papierosów, gdy tylko moja głowa bezwładnie opadła mu na ramię.
     - Właśnie dlatego przemilczałam fakt, że dwie pierwsze części potrafiły wywołać strach, ale pozostałe cyferki to zwykły chłam. – Wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
     Chłopak westchnął cierpiętniczo i skierował wzrok ku niebu. Na jego miejscu nie liczyłabym na bożą łaskę. Najpewniej Wszechmogący wycelowałby swoim nieomylnym piorunem w tyłek bruneta, a ja nie zamierzałam wracać na White Avenue pieszo.
     Po dłuższej chwili poszukiwań Holden nareszcie znalazł kluczyki, które jak na złość ukryły się w tylnej kieszeni kraciastych spodni. Złośliwość przedmiotów martwych pełną gębą dotykała Duncana, a jakże.
     Wrzuciłam conversową torbę na tylne siedzenie, po czym sama zajęłam miejsce obok kierowcy. Niespełna minutę później włączyliśmy się do ruchu.
     - Dogadałaś się z Debrah? – Nagłe pytanie uderzyło we mnie z zawrotną siłą, omal nie wgniatając w fotel. Niemal mechanicznymi ruchami przekręciłam głowę w stronę bruneta.
     - Mógłbyś powtórzyć, bo chyba się przesłyszałam – poprosiłam nad wyraz przesłodzonym głosem, szybko mrugając powiekami.
     Duncan zaśmiał się pod nosem. W tej samej chwili światło zmieniło się na zielone i ze zdecydowanie za dużą prędkością skręciliśmy w stronę centrum. Skrzywiłam się nieznacznie, gdy gwałtownym ruchem moje ciało poleciało w prawo. Wprost nienawidziłam szybkiej jazdy i zawsze podczas takowej w głowie tworzyłam czarne scenariusze, na końcu których auto lądowało w rowie albo parokrotnie dachowało i zatrzymywało się dopiero na drzewie. Mimowolnie wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogłabym zginąć marnie w tym samym miejscu oraz czasie co Holden. To zdecydowanie zakrawało na smutny, lecz obrzydliwie romantyczny epilog w historiach naszych krótkich żywotów.
     - Podasz mi fajki? Są w schowku.
     Brunet spojrzał na mnie figlarnie. Drażnił się ze mną, skurczybyk.
     Posłałam mu gniewne spojrzenie. Fuknęłam pod nosem, po czym wyjęłam z samochodowej szafeczki paczkę papierosów. Z nieukrywaną złością rzuciłam prostokątne pudełeczko na kolana kolegi.
     - Ej, uważaj trochę, krasnalu! Chcesz żebym wysłał nas na intensywną terapię?
     - Przegiąłeś pałę! – krzyknęłam niezwykle wzburzona. Czułam, jak na moje policzki wręcz wbiegał dorodny rumieniec wywołany złością. Chwyciłam za klamkę w drzwiach i kilka razy pociągnęłam za nią. – Masz mnie w tej chwili wypuścić!
     - Chyba zwariowałaś! Przecież jedziemy – warknął Duncan, któremu udzielił się gniew.
     - Nie interesuje mnie to! Gdzieś mam ten fakt, naprawdę! Po prostu nie chcę przebywać z tobą w zamkniętym pomieszczeniu!
    Brunet mocniej zacisnął ręce na kierownicy. Widziałam, że z wściekłości zaciskał szczękę. Jednak nie zwracałam jakiejkolwiek uwagi na złość Holdena, która niemal przybierała materialną formę i prawie rzucała samochodem na wszystkie strony. Cały mój lęk przed chłopakiem ulotnił się w momencie, gdy zostałam nazwana krasnalem. Wprost nienawidziłam, gdy ktoś ubliżał mi z powodu wzrostu.
     - Uspokój się, kobieto. Zaraz będziemy na miejscu. – Duncan wypowiedział te słowa przez zaciśnięte zęby. Zamierzałam odpowiedzieć kąśliwą uwagą wymyśloną na poczekaniu, ale w tym samym momencie zapaliło się czerwone światło, a auto gwałtownie zahamowało.
     Porządnie uderzyłam głową o twardy zagłówek, co wywołało grymas bólu na mojej twarzy. Jęknęłam cicho, rozmasowując miejsce, z którego rozchodził się dyskomfort. Nagle usłyszałam kliknięcie, a do nozdrzy wpadł obrzydliwy smród dymu papierosowego. Wprost nie mogłam uwierzyć w bezczelność bruneta – cham nawet nie pofatygował się uchyleniem szyby.
     - Nie no, teraz już definitywnie wysiadam – rzuciłam z wyraźną pretensją, a następnie z całą siłą pociągnęłam za klamkę. Ta jednak nawet nie drgnęła.
     - Specjaliści nazywają to systemem bezpieczeństwa, ale ja wolę określenie brak drogi ucieczki – mruknął Holden.
     - Niech to szlag. – Uderzyłam pięścią o kolano. W głowie tworzyłam już niezliczone ilości epitetów, jakimi chciałam określić mojego niefrasobliwego sąsiada.
     Chłopak zaśmiał się głośno, po czym przybliżył do mnie. Nasze nosy niemal się stykały, a ja bez choćby najmniejszego problemu mogłam dostrzec niebezpieczne błyski w czarnych oczach Duncana. Odruchowo odwróciłam twarz, aby zmniejszyć dzielący nas dystans, jednak brunet stanowczym ruchem złapał mnie za żuchwę. Poczułam niewielki ból, który szybko został zastąpiony uczuciem otępienia. Holden delikatnie musnął językiem moje wargi, a gdy próbowałam odsunąć się do tyłu, jeszcze mocniej zacisnął dłoń. Stęknęłam, czując zwiększające się cierpienie fizyczne, bynajmniej nie powstrzymując tym nastolatka przed kontynuowaniem swoich chorych poczynań. Wręcz przeciwnie – mimiką twarzy sygnalizował, że zaistniała sytuacja bardzo go bawiła.
     - Bądź grzeczna – wyszeptał. W jego głosie usłyszałam samozadowolenie oraz nutkę podniecenia. Skinęłam głową na potwierdzenie, a ściskająca moją dolną szczękę ręka cofnęła się powoli.
     Rozmasowałam żuchwę, po czym mruknęłam:
     - Sadysta.
     Duncan uśmiechnął się cwaniacko. Nagle usłyszeliśmy dobiegający z tyłu donośny dźwięk klaksonu. Chłopak bez pośpiechu wyprostował się na fotelu i ruszył samochodem.
     Niespełna dziesięć minut później opuszczaliśmy podwójny garaż rodziny Holdenów. Przerzuciłam torbę przez ramię i bez słowa pożegnania zamierzałam opuścić posesję sąsiadów.
     Podeszłam do metalowej bramy. Wyciągnęłam rękę, aby otworzyć furtkę, ale powstrzymał mnie rozbawiony głos Duncana.
     - Jeszcze się zdążyliśmy porozmawiać.
     - Raczej nie mamy ciekawych tematów – burknęłam w odpowiedzi, krzyżując ręce na piersiach. Posłałam zbliżającemu się koledze znudzone spojrzenie.
     - Debrah wspominała, że zakopałyście topór wojenny. – Brunet schował dłonie w kieszenie spodni. Po prostu wiedziałam, że tak łatwo nie ominę wątku Roty.
     - Jestem bliżej stwierdzenia, iż cała zabawa dopiero przed nami – westchnęłam. – Mimo wszystko dziękuję, że w ogóle zechciałeś pomóc takiemu krasnalowi.
     Holden wywrócił oczami, a następnie zapytał:
     - Długo będziesz się gniewać?
     - Należę do kobiet cholernie pamiętliwych, więc nawet na twoim pogrzebie wspomnę o tym szkaradnym słowie, którym mnie określiłeś. – Wzruszyłam obojętnie ramionami.
     Chłopak przeczesał palcami swoje włosy sięgające łopatek. Miał wyraz twarzy niemal męczeński, na co tym razem ja zareagowałam rozbawieniem.
     - Holly, co wy tam robicie?
     Gwałtownie odwróciłam się i dostrzegłam stojącego po drugiej stronie ulicy tatę. Pomachałam do niego, rzucając przy tym zdawkowe cześć. Kiwnął jedynie głową, bo w dłoniach trzymał szmaciane torby na zakupy. Zapewne Wspaniała Królowa Sarah znowu wysłała go do sklepu.
     - Dzień dobry, panie Stanley! – zawołał wesoło Holden, na co skrzywiłam się nieznacznie. Przymilne zachowanie u bruneta można było dostrzec równie często jak całkowite zaćmienie Słońca – tylko kilka razy w roku, a i nie każdy je zobaczył.
     - Cześć, Duncan.
     Patrzyłam na oddalającego się mężczyznę z enigmatycznym uśmiechem. Pierwszy raz widziałam, aby ojczulek tak przychylnie traktował któregokolwiek z moich kolegów. Najwyraźniej brunet musiał czymś sobie bardzo zasłużyć.
     - Również cię zostawiam – powiedziałam po chwili milczenia.
     - Myślałem, że może wstąpisz na godzinkę. – Chłopak zakołysał się na stopach, co wyglądało nad wyraz komicznie, jeżeli brać pod uwagę jego dwa metry wzrostu.
     - Lub dwie? – rzuciłam zadziornie, na co Holden odwrócił wzrok, udając, że niezwykle zainteresowały go pojedyncze chmury. – Wybacz, ale muszę odrobić lekcje.
     - Pomogę! – krzyknął z entuzjazmem.
     - Jasne – mruknęłam. – Dzięki wielkie za kino. Do jutra!
     Wyszłam na chodnik i już miałam przejść przez asfalt, gdy ponownie zatrzymało mnie pytanie kolegi.
     - Podrzucić cię do szkoły?
     - Ale z ciebie natręt – westchnęłam, po czym odwróciłam się na pięcie. – Przez twoją brawurową jazdę raczej nieprędko wsiądę z tobą do jednego samochodu.
     Duncan wykrzywił usta w podkówkę, chcąc zapewne wziąć mnie na litość. Bujać to my, ale nie nas. Prychnęłam rozbawiona pomysłowością mojego sąsiada i stanowczym krokiem ruszyłam do domu. Naprawdę nie mogłam doczekać się pysznego obiadku oraz wygodnego łóżka.


♥ ♥ ♥ ♥

2 komentarze:

  1. Witam~! Ojeju, rzadko kiedy jestem przygnębiona końcem rozdziału czyjegoś opowiadania... Mam nadzieję, że szybko powrócisz do formy (nie jestem pewna jak inaczej mogłabym to określić) i uradujesz nas kolejnym rozdziałem *^* W odpowiedzi na Twoją odpowiedź, nie. Nie jestem jasnowidzem xD chociaż ciekawie by było. Ale cóż, rozdział jak zwykle bardzo udany (w wielkim skrócie), nie wyłapałam błędów, jednak rozdział jeszcze po szkole przeczytam i dam znać, jakby co (mimo że sama popełniam błędy :-: ). Rzadkoo tak czyjeś opowiadanie mi się podoba, więc życzę ogromu weny, chęci i możliwości pisania *˙︶˙*)ノ
    A tak w ogóle, scenka w kinie była bezbłędna, uwielbiam Twój styl pisania, różnorodne słowa przez Ciebie używane itp.
    Pozdrawiam serdecznie i (z tego co zrozumiałam) udanych ferii~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo, w końcu nadrobiłam zaległości i udało mi się dotrzeć aż tutaj. Najpierw muszę Ci powiedzieć, że po głębszym przeanalizowaniu postaci Duncana nie przypomina mi już w żadnym stopniu Borysa! Poza tym przyznam, że trochę wkurzyła mnie Holly xD Chłopak widać, że się stara, wręcz naprzykrza, a ona go tak bezczelnie zbywa. Nie wiem, jak bym się zachowała na jej miejscu, bo nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z chłopakami, ale zdecydowanie nie jestem z typu zimnych suk i prawdopodobnie bym mu uległa.
    Zastanawiam się jeszcze jak zareaguje na Duncana matka Holly, bo wydaje mi się, że jest ona mniej pobłażliwa i ma bardziej paskudny charakter niż jej ojciec.
    Jeszcze mam uwagę odnośnie Sucrette. Nie mam pojęcia czemu, ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, że w ciele naszej Su ukrywa się Melenia, a wiesz jak nienawidzę Melanii xD Może to przez reklamę słodkiego flirtu, w któtej zawsze jest brunetka podobna do Melanii, nie wiem haha
    No cóż, życzę duuużo weny i jak najwięcej chęci do pisania! Teraz będę już starała się śledzić twoje posty na bieżąco, a teraz wybacz, bo zaraz zasnę na stojąco. Miłej nocy! Może przyśni Ci się jakiś ciekawy sen, który wykorzystasz w późniejszych rozdziałach :D

    OdpowiedzUsuń