Spis lektur obowiązkowych

niedziela, 7 lutego 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 23
„Nikt nie zwrócił na nią uwagi, chociaż zesztywniała, przygotowując się na krytyczne spojrzenia. Wiedziała teraz, musiała wreszcie zdać sobie sprawę, że przez całe swoje życie podtrzymywał ją niewidoczny fluid – uwaga innych ludzi. Ale ten fluid się wyczerpał.”
~D. Lessing

     Cała szkoła zebrała się na wielkiej auli, gdzie za kilka chwil miały zostać ogłoszone wyniki wyborów na gospodarzy. Wszyscy dookoła szeptali między sobą. Co rusz padały inne nazwiska kandydatów. Nieliczni nadal krążyli po ogromnym pomieszczeniu w poszukiwaniu wolnych miejsc. Razem z Raven oraz Dake’em zajęliśmy krzesełka na szarym końcu. Moja różowowłosa koleżanka tłumaczyła swoją decyzję strategią, albowiem mieliśmy najbliżej do wyjścia i zapewne jako pierwsi dobiegniemy do stołówki. Blondyn bezproblemowo łyknął haczyk, jednak ja doskonale wiedziałam, co było głównym priorytetem dziewczyny. Z resztą obie chciałyśmy tego samego – uniknięcia kłótni z Debrah. Dzisiaj najważniejszy stał się Nathaniel i jego prawdopodobny tytuł głównego reprezentanta klas pierwszych. Nawet nie chciałam słuchać jego zapewnień, że miano zastępcy bądź skarbnika również mu wystarczy. Mój kolega miał być najlepszy, albowiem pomagałam w kampanii wyborczej na rzecz Logana. On po prostu musiał wygrać.
     - Witajcie, koledzy. – Odwróciłam głowę, skąd dobiegał poirytowany głos Duncana. Chłopak wyglądał na wściekłego i w ogóle nie podobał mi się pomysł, że chciał wraz z Corey’em usiąść obok. – Te miejsca były zajęte.
     - Niby kiedy? – żachnął się rudowłosy pierwszak, z którym chodziłam do klasy. Holden nerwowo zacisnął szczękę i na dłuższą chwilę zamknął oczy. Właśnie wtedy wiedziałam, że los mojego znajomego ze szkolnych zajęć został przypieczętowany.
     Brunet prychnął pod nosem. Wyglądało, jakby odpuścił młodszemu chłopakowi. Piętnastolatek wyraźnie wypiął pierś, a na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. Ten człowiek naprawdę myślał, że zostanie mu darowane zajęcie miejsca samozwańczego Króla Stoney Bay High School? Kapitanowie męskiej drużyny koszykówki już na początku swojej kariery w tej szkole oznaczyli dwa krzesła inicjałami. Duncan przechwalał się owym wyczynem w każdej możliwej sytuacji, dlatego nawet po gwałtownym wybudzeniu ze snu o drugiej w nocy potrafiłabym wyrecytować historię związaną z zaklepywaniem miejsc.
     Czwartoklasista obszedł rudzielca i stanął naprzeciw niego. Słyszałam, jak mój znajomy z klasy głośno przełknął ślinę. Nerwowym wzrokiem omiótł salę, zapewne w poszukiwaniu nauczycieli. Odruchowo również rozejrzałam się za jakimkolwiek belfrem, jednakże nie dostrzegłam ani jednego. W promieniu kilku metrów nie znajdował się żaden człowiek, który chciałby nadstawić karku za marnego pierwszaczka. Najwidoczniej Holden przez trzy lata urzędowania w tym liceum wyrobił sobie mało zaszczytne miano najgorszego łotra. Gdyby to ode mnie zależało, już za sam wygląd powinien chodzić po szkolnych korytarzach z tabliczką Uwaga, delikwent.
     Duncan szybkim ruchem złapał swoją ofiarę za poły czarnej marynarki, stawiając nieszczęśnika na równe nogi. Brunet przybliżył twarz do drugiego nastolatka i grobowym tonem wysyczał przez zaciśnięte zęby:
     - Te dwa zacne krzesełka zaklepałem wraz z przyjacielem dokładnie trzy lata temu plus jeden miesiąc. Jeżeli za sekundę nie weźmiesz swojej blondwłosej dziewczyny i nie czmychniesz do innego kąta, to urwę ci jaja, pokrako.
     Osiemnastolatek rzucił przerażonym uczniem o krzesełko, które odsunęło się pod samą ścianę. Rudzielec nawet nie obejrzał się na Holdena, kiedy z plączącymi nogami uciekał w stronę przednich rzędów. Podobnie postąpił jego jasnowłosy kolega, mający o tyle szczęścia, że nie usadowił się na wylotowym siedzeniu.
     Mimowolnie przybliżyłam się do Dake’a, obok którego siedziałam. Bezczelny i nad wyraz wyszczekany głosik w mojej głowie podpowiadał, iż nie musiałam obawiać się agresji ze strony czwartoklasisty. Jednakże wolałam nie sprawdzać na własnej skórze cierpliwości kolegi. Nerwowo poczęłam miętolić palcami skrawek spódniczki, kiedy Duncan zdecydował się zająć miejsce po mojej prawicy.
     - Cześć, jak tam? – zagadał wesołym głosem blondyn. Najwidoczniej karygodne zachowanie starszego znajomego nie zrobiło na Morganie nawet najmniejszego wrażenie. Bo przecież niemożliwym było, aby nie dostrzegł mrożącej krew w żyłach sytuacji, która przed paroma sekundami miała finisz pod jego nosem.
     Holden ciężko opadł na drewniane krzesełko, wzdychając przy tym przeciągle. Skrzyżował ręce na szerokiej piersi i niemal zastygł w bezruchu, wpatrzony w nauczycieli rozstawiających mikrofony na scenie.
     - Witam was – przywitał się wesoło Corey, salutując niczym rasowy żołnierz.
     - A temu co w dupę weszło? – zapytała kpiarsko Raven, wychylając się znacznie, aby móc lepiej przyjrzeć się Duncanowi.
     - Jutrzejsza wizyta Roty tak głęboko wbiła się w mój odbyt, że niemal gębą wychodzi – warknął brunet, posyłając dziewczynie złowrogie spojrzenie znad mocno ściągniętych brwi.
     - Uuu… Nieciekawie, że tak powiem – odparła.
     - Rodzice wymyślili rodzinny obiadek, więc ten przykurcz Castiel stwierdził, że zaprosi swoją beznadziejną laskę. Przy okazji będą mogli uczcić jej pewne zwycięstwo w wyborach. Próbowałem jakoś wywinąć się z tego bagna, ale jak mamuśka się uprze, to nie ma zmiłuj. Nie pojmuję, jak moi starsi mogą w ogóle chcieć oglądać Debrah podczas jedzenia?
     - Rozmawiali z nią trzy razy, pewnie dlatego jeszcze nie zaszła im za skórę – stwierdził Brown i wyjął z plecaka butelkę z sokiem pomidorowym.
     - Wiesz, stary, między nami to była nienawiść od pierwszego wejrzenia. Nawet słowa nie wymówiła, a już kazałem jej spieprzać.
     - I na pewno nie spowodowała tego koszulka Lakersów. – Corey upił potężny łyk napoju.
     Holden gwałtownie odwrócił się twarzą do blondyna. Nie mogłam dostrzec jego miny, ale w podświadomości czułam, że wewnętrzną granicę irytacji właśnie przekroczył.
     - Kurwa, mieszkamy trzydzieści kilometrów od Bostonu, więc wychwalajmy Celtics.
     - Rozumiem cię, ale ona jest z Los…
     - Gówno mnie to obchodzi. Skoro jej tam lepiej, to niech zabiera manatki i się wynosi. Najlepiej jeszcze dzisiaj, żebym nie musiał oglądać jej na rodzinnym obiedzie.
     Przyglądałam się czwartoklasistom z dziwnym grymasem na ustach, ledwo powstrzymując śmiech. Ich namiętna wymiana zdań bardzo mnie rozbawiła, ale obawiałam się okazywać to przy wzburzonym Duncanie. Od kilku dni śmiałam wątpić w jego nagły wybuch złości, który byłby ukierunkowany w moją stronę, jednak wolałam nie ryzykować. Ponadto chłopak mógł skrzywdzić kogoś innego, a nie chciałam mieć na sumieniu niewinnej istoty.
     - Cicho bądźcie, zaczyna się – rzuciła z przejęciem w głosie Raven.
     Skierowałam wzrok na sporych rozmiarów scenę, gdzie stała pani Shermansky. Dyrektorka jak zwykle ubrała się w różowy komplet, składający się z żakietu oraz spódnicy do połowy łydek. Siwe włosy uczesała w nienagannego koka.
     Kobieta odchrząknęła i poprawiła okulary, po czym przystąpiła do przemowy.
     - Witam serdecznie całe grono pedagogiczne, a przede wszystkim uczniów. Jak co roku, drogą głosowania, typowaliście swoich reprezentantów. Jednakże tym razem zanotowaliśmy rekordową liczbę kandydatów i wyborców. Cieszy to niezwykle, że wy – młodzi ludzie – tak chętnie bierzecie czynny udział w życiu swojej szkoły.
     - Ja się na to nie zapisałem – mruknął Duncan. Wbiłam mu palec między żebra, na co zareagował cichym jękiem bólu.
     - Nie przeszkadzaj – powiedziałam, widząc kątem oka, jak chłopak karci mnie rozgniewanym spojrzeniem.
     Do dyrektorki podeszła pani Harrison – sekretarka w gabinecie staruszki. Wysoka blondynka podała swojej przełożonej zwiniętą w rulon kartkę papieru. Shermansky rozwinęła podarunek, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Zapewne zobaczyła, że jej ukochana wnuczka po raz kolejny została przewodniczącą swojego rocznika.
     - A więc ogłoszę teraz wyniki. Skarbnikiem klas pierwszy zostaje Charlotte Gordon.
     Niewielka grupa dziewcząt wstała z miejsc, głośno przy tym klaszcząc. Ich miny nie wyrażały jakichkolwiek emocji, jakby wieść, że jedna z nich dostała się do szkolnego samorządu nie była czymś nadzwyczajnym.
     Na scenę powolnym, lecz niezwykle wysublimowanym krokiem weszła zgrabna szatynka o włosach związanych w sztywny kucyk na czubku głowy. Swój średni wzrost skutecznie tuszowała wysokimi szpilkami w kolorze beżu. Uczennica podeszła do ubranej na różowo staruszki, aby otrzymać od niej gratulacje.
     - Stanowisko zastępcy przewodniczącego obejmie Melody Goldwing.
     Po auli rozniosły się oklaski i wiwaty – nie dało się ukryć, że ta dziewczyna miała większe poparcie niż nowo wybrana skarbniczka.
     Kiedy drobna brunetka podała rękę pani dyrektor, mocno zacisnęłam dłonie w piąstki. Wszystkimi siłami próbowałam przyśpieszyć czas, aby Shermansky już wypowiadała upragnione słowa.
     - Musi się udać. Nie po to robiłam z siebie pajaca przed całą szkołą – mówiła pod nosem Raven. Jej chyba jeszcze bardziej zależało na zwycięstwie Nathaniela niż samemu zainteresowanemu.
     - Nadeszła pora, aby ogłosić rzecz najważniejszą dla wszystkich pierwszoklasistów. Otóż miażdżącą przewagą głosów, przewodniczącym klas pierwszych w tym roku szkolnym zostaje… - Mimowolnie wstałam z miejsca pod wpływem ogromnych emocji. Ledwo powstrzymywałam chęć krzyknięcia na staruszkę. – Nathaniel Logan! Wielkie gratulacje!
     Zaczęłam skakać w miejscu, kręcąc się przy tym wokół własne osi. Niewiele brakowało, a wpadłabym na siedzącego przede mną chłopaka. Po chwili poderwałam z krzesła różowowłosą, która tkwiła w bezruchu z lekko rozchylonymi ustami. Najwidoczniej jeszcze nie dotarło do niej, że wszystkie chęci, jakie włożyła w kampanię wyborczą blondyna przyniosły tak kolosalne zyski.
     W przypływie dzikiej euforii nawet nie zwróciłyśmy uwagi, kiedy Nathaniel wszedł na scenę i niemal krzyczał do mikrofonu, chcąc nas uspokoić. Raven objęła mnie mocno oraz wtuliła twarz w zagłębienie mojej szyi. Byłam tak szczęśliwa, że nie przejmowałam się przymusem późniejszego czyszczenia marynarki z jasnego fluidu.


     W niewielkiej kawiarence o uroczej nazwie La Friandise królowały zapachy kawy oraz miodu. Aromaty doskonale współgrały z przytulnym wnętrzem, gdzie prym wiodły brązy i beże o przeróżnych odcieniach. Na środku lokalu zostały ustawione trzy dwuosobowe stoliki. Przy ścianach stały kanapy obite jasnym zamszem wraz z fotelami do kompletu. Naprzeciwko drzwi rozciągał się blat, przy którym na barowych stołkach siedziały trzy pracownice, w ciszy popijając kawę. Podeszłam do jednej z nich, w moim odczuciu będącej najmilej wyglądającą wśród owego tria, aby złożyć zamówienie.
     Niepewnie szturchnęłam drobną blondynkę w ramię, na co zareagowała drgnięciem. Uśmiechnęłam się przepraszająco, gdy jej piwne oczy ze strachem spoczęły na mnie.
     - O, wybraliście już? – Kobieta wytarła kciukiem ciemną kroplę, która utkwiła w kąciku pełnych ust, podkreślonych czerwoną szminką.
     - Tak, ale możemy poczekać, jeżeli…
     - Nie ma takiej potrzeby. Zaraz do was podejdę. – Kelnerka mrugnęła figlarnie, a następnie odstawiła niebieski kubek za kontuar.
     - W porządku – mruknęłam na odchodne i wróciłam do stolika w kącie kawiarni, gdzie tkwiła część ekipy sztabu wyborczego Nathaniela Logana.
     - No i co? – zapytała niebywale czymś rozbawiona Raven.
     - Za chwilkę przyjdzie – odparłam wymijająco, siadając przy oknie.
     Odwróciłam głowę, udając, że nagle zainteresował mnie mały kundel, który obwąchiwał hydrant. Przez dużą szybę otoczoną drewnianą ramą wpadały promienie jesiennego słońca. Dzisiaj był pierwszy dzień października, jednak na dworze nadal panowało przyjemne ciepło. Bardzo cieszył mnie fakt, iż tego roku afrykańskie upały mieliśmy już za sobą.
     - Trochę szkoda, że Violetta i Iris nie mogły przyjść – westchnęła Sucrette.
     - W czwartki kółka artystyczne mają zajęcia – odparł Dake. W głosie chłopaka łatwo można było usłyszeć zawód, w końcu jego ukochana rudowłosa, zamiast posyłać mu niewinne uśmieszki, musiała tkwić z gitarą w ręku i wygrywać akordy.
     Podparłam brodę na dłoni, mimowolnie marszcząc przy tym czoło w geście zirytowania. Nigdy nie miałam obiekcji, jeżeli rozchodziło się o spędzanie wolnego czasu w szerszym gronie. Jednakże dzisiaj najwidoczniej wstałam lewą nogą, bo ledwo wytrzymywałam wesołe rozmowy kolegów ze szkoły. Do końca lekcji na każdym kroku oznajmiałam bezgłośnie, że miałam dobry humor. Kipiałam dumą oraz zachwytem na wieść o wygranej Nathaniela. Całe moje wspaniałe samopoczucie szlag trafił, gdy tylko opuściłam mury liceum. Zamiast cieszyć się wyjściem z przyjaciółmi, siedziałam ze skwaszoną miną i rozsiewałam aurę przygnębienia. W duchu karciłam się za tę naganną postawę – powinnam gratulować nowemu przewodniczącemu pierwszoklasistów na każdym kroku a tymczasem z całego serca pragnęłam znaleźć się we własnym łóżku, okryta po same uszy ciepłą kołdrą. Niemal chciało mi się płakać, gdy pomyślałam o konieczności oddychania tym samym powietrzem, co moi znajomi.
     Właśnie zamierzałam pochwycić torbę z książkami i bez słowa wyjaśnienia opuścić knajpkę, ale w tym samym momencie do naszego stolika podeszła wcześniej zawołana przeze mnie kelnerka. Cofnęłam dłoń na udo, rozglądając się nerwowo, czy nikt tego nie zauważył.
     - To co zamawiacie? – zapytała kobieta z uprzejmym uśmiechem na twarzy.
     - Dwa razy szarlotka, raz kremówka i sałatka z cytrusów, kakao dla trzech i… - Brązowe tęczówki zwróciły się na mnie. – A ty, Holly, co chcesz?
     - Raczej nic – mruknęłam pod nosem.
     Chcesz zostawić swoich przyjaciół i tak po prostu zwiać, żeby zaszyć się w ciemnym kącie? Powtórka sprzed roku, jak mniemam.
     Kliknęłam językiem o suche podniebienie.
     - Ech, dla przyszłej anorektyczki poproszę malinowe cappuccino oraz sernik – odparła znudzonym głosem Raven.
     Pracownica kawiarenki zanotowała dosyć obszerne zamówienie w niewielkim notesiku, po czym zapewniła, że nie będziemy długo czekać na jedzenie i odeszła.
     Black westchnęła cierpiętniczo, na dłużej zawieszając na mnie wzrok. Jej beznamiętne spojrzenie utwierdzało jedynie w przekonaniu, że dziewczyna naprawdę myślała o dosadnym wypowiedzeniu się na temat mojej rzekomej głodówki. Otworzyłam usta, aby wytłumaczyć koleżance, iż się myliła, ale zaraz zamknęłam je, przy tym dotkliwie gryząc się w język. Nie dałabym rady wyrzec chociażby jednego zdania. Niekontrolowane łzy poczęły przysłaniać pole widzenia, a suchość w gardle boleśnie paliła.
     Proszę, nie rozrycz się teraz. Nie przy wszystkich. Okażesz słabość i znowu staniesz się pośmiewiskiem – nic nieznaczącym śmieciem.
     Gwałtownie podniosłam się z kanapy i biegiem udałam do toalety, wcześniej dukając, że zrobiło mi się niedobrze.
     Niczym na złamanie karku wparowałam do łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, aby mieć pewność, że nikt nie naruszy mojej samotności. Z cichym westchnięciem oparłam się obiema dłońmi o blat, w który została włożona umywalka.
     Wszystkimi siłami starałam się uspokoić emocje, kłębiące się we mnie od dłuższego czasu. Nie mogłam wyzbyć się przeczucia, że z każdym dniem było z moją psychiką coraz gorzej. Pomimo regularnych wizyt u terapeuty oraz zapasu antydepresantów w etażerce przy łóżku, nad wyraz często łapałam się na psychodelicznych myślach. W głowie tworzyłam skomplikowane, czarne scenariusze przypadkowych zdarzeń, niemających prawa zaistnieć w rzeczywistości. Do niedawna tłumaczyłam to notorycznie zarwanymi nocami, podczas których oglądałam filmy grozy albo zabijałam komputerowe zombie. Bo w końcu śmiało mogłam powiedzieć, że byłam już zdrowa, prawda?
     Nie stałam zbyt długo sama. Zdążyłam tylko przemyć twarz zimną wodą, a do łazienki weszła Raven. Patrzyłam na nią w odbiciu lustra. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o ścianę wyłożoną brązowymi kaflami.
     - Co jest? - zagaiła, przerywając wygodne dla mnie milczenie.
     - Po prostu gorzej się poczułam, to wszystko - odparłam. Spuściłam wzrok na umywalkę, bo dociekliwe spojrzenie Black zaczynało być męczące.
     - Holly, daj spokój. Kogo ty próbujesz oszukać? Zbyt dużo czasu spędzamy razem, bym mogła uwierzyć w tę bajeczkę.
     Nie zamierzałam odpowiadać. Poruszony temat był dla mnie zbyt trudny. Mimo że czułam od Raven wsparcie, nie potrafiłam w pełni jej zaufać. Nie po miesiącu znajomości.
     - Chcesz zasugerować, że nie powinnam drążyć?
     Odwróciłam się do koleżanki. Przez moment, kiedy patrzyłam na nią i widziałam zatroskanie na jej twarzy, przeszło mi przez myśl, żeby powiedzieć o wszystkim. Przyznać się do własnych słabości. Może głośne wypowiedzenie swoich problemów przyniosłoby ulgę? Ale w ostatniej sekundzie coś mnie powstrzymało.
     - Tak będzie najlepiej.
     Stchórzyłam. Znowu.


♥ ♥ ♥ ♥

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Tak mi się śmiać chciało jak dziewczyny skakały po ogłoszeniu wyników, że po prostu dramat. Jeszcze raz powtarzam - świetny. Wiec, że czekam niecierpliwie na następny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O.o Ej, co jej jest? Pod objawy to pasuje mi schizofrenia i psychoza. Hmm, no wyjaw w końcu co z nią O.o
    Ale rozbawiła mnie akcja z wynikami, heh, wyobrażam sobie, jak Nath próbuje ogarnąć dziewczyny, jejuu
    Ale ogólnie no co więcej. Fajny rozdział, czytało się z wielką przyjemnością.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam ponownie! ^^
    Cieszę się, że tak szybko uraczyłaś nas nowym rozdzialikiem. Szczerze spodziewałam się go nieco później, gdy już ochłoniesz z emocji spowodowanych powrotem do szkoły, aczkolwiek jestem mile zaskoczona.
    Fajnie było czytać o kolejnych perypetiach Holly, choć postawa naszego degenerata Duncana trochę mnie zirytowała. Już wyobrażam sobie jak niezręcznie czułambym się na miejscu rudowłosego pierwszaczka, chociaż pewnie nie próbowałabym pyskować takiemu dryblasowi.
    Oczekiwałam z emocjami niemniejszymi niż cała paczka wywołania imienia Natanielana na scenę, pomimo, iż doskonale zdawałam sobie sprawę, że nikt inny nie mógł okazać się zwycięscą. Zastanawiam się jednak czy kadencja Debrah została przedłużona, bo w rozdziale nie było o tym mowy. Chyba, że coś przeoczyłam.
    Nie zdawałam sobie sprawy, że nasza główna bohaterka, z tego co wnioskuję, ma depresję. Holly zawsze była pesymistką, ale nawet w najśmiejszych oczekiwaniach nie spodziewałam się, że ma problemy z psychiką. Cóż, twoja wykreowana postać coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Jest w niej wiele tajemnic, których jeszcze przed nami nie odkrylaś, a co niezmiernie mnie ciekawi. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale rozwiniesz jakoś ten wątek, bo przyznam, że już snuję własne teorie na ten temat. I nie każ mi długo czekać, bo chyba pęknę z ciekawości!
    Życzę Ci baardzo dużo weny i czasu! Miłego powrotu do szkoły, oczywiście, chociaż jak powrót do szkoły może być miły? Do następnego xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Uh! W końcu mogę na spokojnie usiać i skomentować. Zabieram się za to odkąd tylko przyszłam ze szkoły, czyli od piętnastej, a więc patrząc na zegarek to już jakieś dobre pięć godzin. Yhym... Ja i mój zapłon.
    Chyba mogę powiedzieć, że doskonale wiem jak czuła się Holly i Raven. Mam tak za każdym zdanym sprawdzianem z matmy. A jak dostałam wyniki z pierwszej próbnej matury i okazało się, że zdałam, to się popłakałam. Dosłownie! Przynajmniej nie jestem sama w ekspresywnym okazywaniu radości.
    Martwię się o Holly. Polubiłam ją i wczoraj jak pierwszy raz czytałam rozdział to prawie się popłakałam. Nie lubię gdy dzieje się coś złego z głównym bohaterem. Z resztą nie tylko głównym bohaterem. Ogólnie nie lubię gdy ktoś cierpi, a w szczególności jest źle jak nie mogę tej osobie pomóc. Mam nadzieję, że to nie będzie nic poważnego, i że Raven będzie wspierać naszą dziewczynę. Podobnie jak czytelniczka wyżej nie sądziłam, że te mroczne i czasem groteskowe wizje i porównania Holly są spowodowane czymś więcej niż tylko przekornym charakterem. Też nie miałaś co zrobić. Teraz będę siedzieć i przeżywać, zamiast uczyć się na kartkówkę.! Ty zła, tyy!
    No nic... pozostaje tylko bycie dobrej myśli, co w moim przypadku nie zawsze kończy się to tak, jak bym chciała. No ale nie dramatyzujmy. Będzie dobrze. Wierzę w to :D
    Z nadzieją, że moje dobre fluidy dotrą do Holly i jej pomogą (Tak wiem, jestem dziwna.) kończę komentarz.
    Serdecznie cię pozdrawiam i życzę jak zawsze ogromu nieopuszczającej weny ;)
    P.S.
    Wybacz, ale muszę się podzielić swoim dzisiejszym spostrzeżeniem. Siedziałam sobie dzisiaj na polskim i zamiast myśleć o lekturze, myślałam o postaciach ze Słodkiego Flirtu i naszła mnie takie dziwne skojarzenie Dake'a z Gastonem z "Pięknej i Bestii". Oczywiścien ie Twój Dakota, tylko tak ogólnie.
    Co o tym myślisz?
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór! Jakże miło Ciebie gościć. Ostatnio coś się nie odzywałaś i w ogóle myślałam, że zaginęłaś bez wieści. Jednakże później dodałaś nowy rozdział swojego opowiadania i wszelkie obawy zniknęły.
      Cóż, Holly jest jaka jest przez przypadek. Po prostu ostatnimi czasy ponownie nawiedzają mnie złe myśli i (chyba) niestety przełożyłam to na biedną dziewuszkę. (T.T) Ale jak już zaczęłam, to pociągnę ten wątek i postaram jakoś wybrnąć z niego z uśmiechniętą twarzą. Szatanie, tak się właśnie dzieje, kiedy zabieram się za coś nie mając humoru.
      Co do tego porównania, to muszę przyznać, że bajkę oglądałam dawno, dawno temu. Za górami i lasami... Nieważne, tak się tylko wymsknęło. Ale szybko wyszukałam wspomnianą przez Ciebie postać w odmętach Internetu. I rzeczywiście, jeżeli brać pod uwagę jego samouwielbienie (dedukuję, patrząc na kadr, gdzie z zachwytem przegląda się w lustrze), to jest on podobny do Dakoty. Jeju, chyba musiało się Tobie bardzo nudzić na lekcjach, co? Mnie to głowa rozbolała. Dwie historie od razu po feriach? Kto to w ogóle słyszał?
      Pozdrawiam gorąco i przesyłam mnóstwo pozytywnej energii, o ile jeszcze jakąś w sobie posiadam...

      Usuń
  5. Zostalas nominowana do LBA!
    http://niecodziwnahistoria.blogspot.com/?m=1
    Wpadnij, jak bedziesz mogla:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. W końcu jestem na bieżąco z rozdziałami i nie mogę się doczekać rozdziału 24 :)
    czekam z niecierpliwością! :D

    OdpowiedzUsuń