Spis lektur obowiązkowych

sobota, 20 lutego 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 25
„Nie jestem już taka jak kiedyś. Przestałam być powabna, jestem na swój sposób odstręczająca (…) Jest tak, jakby ludzie widzieli wszystkie moje urazy, jakby dostrzegali je w moich oczach, w tym jak się noszę, jak się poruszam.”
~P. Hawkins

     Do przestronnej jadalni wpadały promienie zachodzącego słońca. Różowa poświata okalała nieprzeciętnej urody twarz pani Viviany. Kobieta od kilku minut siedziała nieruchomo na krześle obitym czerwoną skórą. Beznamiętnie wpatrywała się w olejny obraz, który wisiał za mną. Mrużyła przy tym gniewnie oczy, jednak nie mrugnęła nimi ani razu od momentu, kiedy zasiedliśmy do posiłku. Na szklanym, okrągłym stole z mistrzowską precyzją została rozłożona czarna zastawa oraz wszelkiej maści ozdóbki w postaci kwiatów i serwetek. Do nozdrzy dolatywała aromatyczna woń pieczonych pomidorów, tworzących nieodzowną część bruschetty.
     Uporczywie przyglądałam się kwadratowemu talerzowi ze złudną nadzieją, iż zaraz pojawi się na nim pokaźnych rozmiarów kawałek lasagne. Ostatkiem sił powstrzymywałam się przed zapytaniem, kiedy będzie można rozpocząć konsumpcję. Doskonale wiedziałam, dlaczego w moim brzuchu rozbrzmiewał marsz żałobny na cześć radości związanej z jedzeniem włoskich posiłków. Po prostu pewna dama postanowiła zrobić wejście prawdziwej diwy, a tym samym doprowadzić ludzi punktualnych do obłędu.
     Omiotłam wzrokiem całą rodzinę Holdenów. Pan domu co chwilę zerkał na zegarek, który tkwił na jego nadgarstku, po czym przesuwał go, aby tarcza dotykała blatu. Powtórzył tę czynność około dwudziestu razy, a widok ledwo przesuwających się wskazówek zapewne wprawiał go w jeszcze większą irytację. Duncan z pozoru wyglądał na opanowanego oraz spokojnego. Jednakże nerwowe zaciskanie dłoni na moim kolanie wręcz krzyczało, że brunet miał ogromną ochotę wypalić co najmniej pół paczki papierosów. Starałam się nie dawać po sobie poznać, iż odczuwałam ból, aczkolwiek z każdą minutą było to trudniejsze. Osiemnastolatek miał sporo siły, która w tym momencie niemalże miażdżyła moje kości.
     Westchnęłam przeciągle, kiedy Castiel po raz kolejny wyciągnął z kieszeni czarnych spodni telefon. Chłopak chwilę postukał w dotykowy ekran, by zaraz usunąć całą zawartość SMS-a, a komórkę ponownie schować. Chciałam wykrzyczeć, aby w końcu napisał tę cholerną wiadomość. Wiedziałam jednak, że razem z otwarciem buzi nie dałabym rady powstrzymać gromadzących się we mnie emocji. Najzwyczajniej w świecie wybuchłabym złością, a tego przepiękny dom moich sąsiadów mógłby nie wytrzymać.
     Wśród zgromadzonych najbardziej nerwowa okazała się z natury pogodna kobieta o szerokim uśmiechu i żartobliwym podejściu do spraw wszelakich. Pani Viviana stukała żelowymi paznokciami w kolorze burgundu o szklany blat, tworząc tym samym bardzo skomplikowaną kompozycję. Po dłuższym momencie zaczęłam tupać stopą do rytmu. Mama moich szkolnych kolegów zdążyła już wypić dwa pełne kieliszki wina oraz uwolnić spod zatrzasków spinki swoje długie, zafarbowane na bordowo włosy. Pani Holden była osobą do rany przyłóż, dopóki nie skazywało się jej na bezczynne czekanie.
     Nagle kobieta trzasnęła otwartymi dłońmi o blat stołu, wstając przy tym gwałtownie.
     - Czy ta dziewucha ma zamiar w ogóle się tutaj pojawić? – wysyczała przez zaciśnięte zęby. Utkwiła przeszywający wzrok w młodszym synu, który jakby zmalał pod krytycznym spojrzeniem rodzicielki. – Ma szczęście, że nie wyjęłam lasagne z piekarnika. W przeciwnym razie przytrzasnęłabym jej głowę drzwiami.
     - To nie byłby taki zły pomysł – mruknął Duncan z cwanym uśmieszkiem na ustach. Przynajmniej dowiedziałam się, po kim te demoniczne rodzeństwo odziedziczyło swoje sadystyczne zapędy.
     - Uspokój się, kochanie. Jestem pewny, że Debrah za momencik przyjdzie. – Pan Richard próbował uspokoić małżonkę, jednakże nie przyniosło to większych rezultatów. Mężczyzna, widząc, że jego słowa nie zadziałały, zwrócił się do Castiela. – Możesz zadzwonić do niej i zapytać, za ile do nas dotrze. Będziemy przynajmniej wiedzieli, na czym stoimy.
     - Na gównie, mój drogi! I zaraz się w nim utopimy! – Kobieta podeszła do dużego okna. Rozglądała się, chcąc zapewne dostrzec jakąkolwiek nastolatkę, która kręciłaby się nieopodal domu. – Kiedy ja miałam poznać dziadków, przyszłam godzinę przed umówionym czasem, aby pomóc przyszłej teściowej w przygotowaniu obiadu. A ta smarkula jeszcze się spóźnia.
     - Dobra, już…
     Rozległ się głośny dzwonek do drzwi, zwracający uwagę nas wszystkich. Młodszy z braci o mały włos nie przewróciłby się o krzesło, tak pędził, aby otworzyć drzwi swojej ukochanej.
     Poczułam narastający niepokój. O ile wcześniej krojenie pomidorów oraz mozzarelli skutecznie maskowało moje obawy, to w tej chwili ledwo byłam w stanie usiedzieć na miejscu. Pomimo rzekomego zakopania topora wojennego, wiedziałam, że Debrah nie odpuści nazbyt łatwo. Nie reprezentowała skorych do negocjacji osób, toteż wolałam uważać na słowa. Już ostatnimi czasy jej przypadkowe wypowiedzenie paru zbędnych informacji przysporzyło mi sporo kłopotów. Nie miałam zamiaru powtarzać tego scenariusza, zwłaszcza że moja siła psychiczna coraz bardziej topniała. Jak na ironię, wreszcie się ochładzało, a przed szereg wychodziła pora roku, którą wprost uwielbiałam. Zawsze odczuwałam narastającą radość, gdy na podwórzu szalała wichura, a wielkie krople deszczu z ogromną mocą uderzały o szyby. Jednakże tym razem miało być inaczej – moja depresja nasilała się wraz z nadejściem pochmurnej rzeczywistości.
     - Przepraszam bardzo za spóźnienie. Wizyta u manikiurzystki trochę się przedłużyła.
     Do pomieszczenia wkroczyła zgrabna brunetka, stukając przy tym wysokimi obcasami o ciemne panele. Lekko przedłużony tył miętowej sukienki falował przy każdym ruchu dziewczyny, dodając jej gracji oraz wyrafinowania. Ciemne włosy zostały uformowane w kokardę, z której nie wystawało nawet najcieńsze pasemko. Bez wątpienia Debrah była bardzo urodziwą niewiastą i tylko ostatni idiota mógłby temu zaprzeczyć. Aczkolwiek w zaistniałej sytuacji, śliczna buźka nastolatki nie miała najmniejszych szans udobruchać pani Viviany. Kobieta była wprost wściekła. Niemal widziałam wylatującą z jej nozdrzy parę.
     - Tyle czasu tam spędziłaś, że chyba zdążyli Mona Lisę na twoich paznokciach namalować, co? – powiedziała ironicznie gospodyni, a jej usta rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu, tak bardzo odmiennym od tonu głosu, w jakim wyrzekła słowa.
     - Nie rozumiem. – Brunetka wyglądała na skołowaną oraz wystraszoną. Z pewnością spodziewała się, że dzięki nienagannemu wizerunkowi uda się jej przypodobać matce swojego chłopaka. A tu takie rozczarowanie…
     - Mam nadzieję, że następnym razem nie będziemy musieli tyle na ciebie czekać – oznajmił ostro pan Richard, dając żonie znak ręką, aby wyjęła już lasagne z piekarnika.
     - P-przepraszam bardzo. To się nie powtórzy. – Debrah spuściła wzrok, jednak zaczesane włosy nie mogły zakryć mocnych rumieńców wstydu, które objęły nawet jej uszy. Widok zażenowanej Roty napawał me serce ogromną radością, a uczucie przyjaźni względem państwa Holdenów rosło z każdą sekundą.
     Chwilę później wszyscy zasiedliśmy do okrągłego stołu, aby ze smakiem skonsumować posiłek. Rodzice moich szkolnych znajomych więcej nie wspominali o nieeleganckim spóźnieniu brunetki. Mimo trzymania ciętego języka za zębami, Viviana miała zapewne wielką ochotę podokuczać dziewczynie syna. Widziałam wszystkie aroganckie spojrzenia, które kobieta posyłała Debrah. Siedzący po mojej prawej Duncan najwidoczniej także, bo co rusz zaśmiewał się pod nosem, nie zwracając większej uwagi na upomnienia ze strony ojca. W tej całej sytuacji najbardziej było mi szkoda Castiela. Nie wiedzieć dlaczego, kochał tę plującą jadem na kilometr żmiję, a mogłam założyć się o wszystko, że rodzice – zwłaszcza mama – nie dadzą mu prędko odetchnąć po dzisiejszym spotkaniu. Młodszy z braci Holdenów zapewne również wiedział, co go czekało. Z niechęcią grzebał widelcem w lasagne.


     Przekręciłam się na prawy bok, aby lepiej widzieć zwinne ruchy palców Duncana. Chłopak całkowicie skoncentrował się na ekranie dużego telewizora usytułowanego naprzeciw łóżka. Po obfitym posiłku rodzeństwo postanowiło zrelaksować się i pograć na konsoli. W przeciwieństwie do Kevina nie należałam do mistrzów pada, toteż nie zamierzałam skompromitować się przed starszymi znajomymi. Debrah natomiast siedziała skulona w wiszącym fotelu, przypominającym kurze jajko. Nie odezwała się nawet słowem, od kiedy weszliśmy na górę. Najwyraźniej mocno uderzyło w nią negatywne nastawienie pani Viviany. Zapewne współczułabym dziewczynie, gdyby nasze relacje były przynajmniej na poziomie tolerancji. Szczerze powiedziawszy cieszyłam się, że tej nadętej personie ktoś wreszcie dał porządnie po łapach.
     - Ha! Wygrałem, więc stawiasz colę! – krzyknął uradowany Castiel. Jego humor wyraźnie się poprawił, kiedy odeszliśmy od stołu. Brak ciążącego na nim wzroku rodzicielki dodawał mu pewności siebie, jednakże nie był w stanie podzielić się nią ze swoją dziewczyną.
     - Mam kilka butelek w lodówce. Weź sobie – mruknął posępnie Duncan, po czym odłożył czarnego pada na etażerkę i skrzyżował ręce na piersi. Nie lubił przegrywać i dawał to do zrozumienia wszystkimi możliwymi sposobami.
     Zaśmiałam się, kiedy osiemnastolatek zmarszczył gniewnie brwi, a dolną wargę zabawnie wysunął do przodu. Wyglądał jak wyrośnięty bobas, któremu odmówiono lizaka. Brunet zerknął na mnie kątem oka i rzucił:
     - Aż tak cię to bawi?
     Niepewnie przytaknęłam ruchem głowy. Wiedziałam, że chłopak zaraz rzuci się na mnie z łapami. Bezgłośnie oznajmił to przeczesaniem długich włosów. Powoli sięgnęłam po dużą poduszkę w czerwonej poszewce i przysunęłam ją do siebie. W ułamku sekundy twarz Holdena zawisła nade mną, a ja równie prędko uderzyłam go puchowym przedmiotem. Głowa Duncana odskoczyła w bok, aczkolwiek cios nie był na tyle mocny, bym zdołała choćby zczołgać się z łóżka. Mój kolega kliknął dwukrotnie językiem o podniebienie, jakby chciał mnie poinformować, że zaraz stanę oko w oko z najprawdziwszym Szatanem. Głośno przełknęłam ślinę, po czym zasłoniłam się poduszką, aby nie widzieć rozwścieczonego oblicza bruneta. Nagrabiłam sobie za wszystkie czasy.
     Nagle poczułam dotyk chłodnych palców na udzie. Zapewne powinnam chronić dolne partie ciała przed zwinnymi rączkami pierwszorzędnego zboczeńca, ale nawet przez myśl by mi nie przeszło, że ten degenerat posunie się do molestowania przy swoim młodszym bracie oraz jego dziewczynie. Mimo wszystko postanowiłam ukryć strach i zażenowanie pod maską odwagi, która od wielu miesięcy leżała zakurzona w odmętach mojego umysłu.
     - Spodziewałam się po tobie bardziej ambitnych poczynań – mruknęłam niewyraźnie.
     Holden nadal przejeżdżał palcami po bladej skórze, ukrytej jedynie pod cienkimi, czarnymi rajstopami. Robił to nad wyraz delikatnie i przyjemnie. Zapewne owa pieszczota nie przeszkadzałaby mi, gdyby nie dwójka nastolatków, siedzących nieopodal. Milczeli od dłuższego czasu, ale czułam ich obecność. Nawet zamyślona Debrah wysyłała w moją stronę informacje, że całe zajście uważała za coś obrzydliwego.
     Osiemnastolatek w dalszym ciągu nie odezwał się nawet słowem. Pomyślałam, że nie usłyszał tego, co do niego powiedziałam. Postanowiłam więc delikatnie odsunąć od twarzy poduszkę, chcąc dostrzec, jakie emocje kłębiły się w chłopaku. Widząc jego usta, które ułożyły się w ironicznym uśmieszku oraz tańczące w czarnych oczach ogniki, wiedziałam, że popełniłam ogromny błąd. Duncan tylko czekał, aż spojrzę na niego. Był pieprzonym sadystą i zapewne kręciło go, gdy widział u swojej ofiary pierwotny lęk.
     - Cześć, Hooolly – wysyczał Holden, po czym przesunął lodowate palce na ścięgna pod moimi kolanami. Z przerażeniem uniosłam głowę, próbując wyrwać się spod rąk oprawcy. Jednakże ten pozostał nieugięty i w dalszym ciągu mocno mnie trzymał. – A więc masz tutaj łaskotki? Słooodko.
     - Nie, nawet się nie…
     Brunet przesunął opuszkami po mojej skórze, wywołując nieodpartą falę parszywego uczucia, które zniewoliło ciało i nakazywało śmianie się. Szarpnęłam nogą, ale chłopak mocno zacisnął swoją dłoń, przez co jeszcze bardziej się do niego przysunęłam.
     - Trochę się nad tobą poznęcam, hm? – wychrypiał, a mnie przeszył okropny dreszcz. Zupełnie, jakby po skórze przeszedł cały legion mrówek.
     Duncan bezlitośnie drażnił moje kolana, powodując kolejne wybuchy śmiechu. Już nawet niechciany dotyk nie był najgorszy, a przeszywający ból brzucha. Czułam, jakby wnętrzności skręcały się na wszystkie strony, a niedawno zjedzona lasagne usilnie próbowała wspiąć się po przełyku i odetchnąć świeżym powietrzem. Powoli po policzkach ciekły łzy i nie mogłam wypowiedzieć nawet krótkiego słowa.
     Kiedy traciłam już wszystkie siły oraz przestała mi przeszkadzać agonia, której sprawcą był Holden, drzwi do pokoju trzasnęły głośno. Osiemnastolatek oderwał się od moich nóg, a ja pospiesznie oddaliłam się na drugi koniec łóżka i przykryłam kołdrą. Z przerażeniem spoglądałam na chłopaka, bacznie rozglądającego się po pomieszczeniu. Czułam strach, zupełnie jakby Duncan próbował mnie zgwałcić, zaś z drugiej strony nadal chciałam roześmiać się w niebogłosy.
     Zgarnęłam długie pasma włosów, które opadły na moją twarz, by po chwili związać je w bezładnego koka. Przyklepałam dłonią nieznośną grzywkę, sterczącą przed momentem niczym słup soli. Po względnej poprawie wyglądu również rozejrzałam się po pokoju. Jedyną zmianą, jaką wyłapałam, był brak Castiela. Młodszy z braci zapewne pofatygował się po wygraną colę. Na końcu zerknęłam na Debrah, nadal ślęczącą w wiszącym jajku. Brunetka bezmyślnie wgapiała się w okno, nadgryzając przy tym paznokieć.
     - Przestań, bo twoja wydłużona wizyta u manikiurzystki całkiem pójdzie na marne – żachnęłam się, wiedząc, że w obecnej sytuacji dziewczyna nic mi nie zrobi. Zapewne w szkole będzie próbowała utrudnić moje życie na wszelkie możliwe sposoby, ale do poniedziałku jeszcze daleko. Przez ten czas pozwolę sobie na odrobinę złośliwości.
     Rota spiorunowała mnie wzrokiem, na co uśmiechnęłam się przyjaźnie.
     Zadzierasz ze śpiącym smokiem. Uważaj, żeby przypadkiem nie osmalił cię, gdy kichnie.
     - Spartaczyłam pierwsze spotkanie z rodzicami Castiela, a kolejnej szansy nie dostanę.
     - No i co z tego? – Duncan wzruszył ramionami. – Ich prawie nie ma w domu, więc nie musisz się tym przejmować.
     Zamrugałam szybko oczami, jakby chcąc upewnić się, że dobrze usłyszałam. Holden nie przepadał za Debrah, więc dlaczego, do jasnej cholery, ją pocieszał? Jeszcze nie zdążyłam dotrzeć na miejsce ostatecznej walki, a już traciłam sprzymierzeńców. Wprost cudownie.
     - Jak ty to robisz, co? – Rota skierowała słowa do mnie. Nie wiedziałam, do czego dokładnie piła, toteż postanowiłam dać jej dokończyć. – Niedawno się wprowadziłaś, a już wszyscy cię uwielbiają. Nawet mama Casa rozmawia z tobą jak z dobrą przyjaciółką!
     Drgnęłam, gdy dziewczyna uniosła głos. Po jej policzkach powoli skapywały łzy, jednak brunetka zacisnęła mocno wargi, aby bezradny szloch nie wyrwał się przypadkiem z jej ust. Nie wiedziałam, jak zachować się w obecnej sytuacji. Najzwyczajniej w świecie nie przywykłam do pocieszania ludzi, których darzyłam nieograniczoną nienawiścią.
     - Rodzice Holly znają się z moimi, dlatego mamcia ją polubiła – odparł Duncan.
     Poczułam się, jakby walnął we mnie piorun. Pocieszanie tej wywłoki byłam w stanie zrozumieć, ponieważ postanowiła urządzić cyrk w pokoju starszego z rodzeństwa. Jednakże twierdzenie, iż mój charakter oraz pogoda ducha nie miały czegokolwiek wspólnego z dobrą relacją, którą nawiązałam z panią Vivianą, to strzał między oczy.
     Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Pospiesznie sięgnęłam po komórkę, aby odczytać nową wiadomość.
     Od: Raven
     Treść: Jutro przyjeżdża moja przyjaciółka. Chciałabym przygotować dla niej
                 przyjęcie powitalne, pomożesz mi? Jestem pewna, że świetnie się dogadacie.
     Różowowłosa od paru dni chodziła dziwnie zadowolona, aczkolwiek nie zwracałam na to większej uwagi. Dziewczyna miała lotny charakter i zmieniał się wraz z wiatrem. Postanowiłam więc przemilczeć jej nad wyraz dobre samopoczucie w obawie, że po chwili mogłaby wybuchnąć gniewem.
     Odpisałam twierdząco, na co Raven przysłała uśmiechniętą buźkę. Próbowałam wszystkimi siłami przypomnieć sobie, czy Black wspominała coś o jakiejś znajomej. Moja koleżanka z klasy mówiła dużo i przeważnie bez sensu, toteż nie zawsze jej słuchałam.
     - Kto to? – Z zamyślenia wyrwał mnie zaciekawiony głos Duncana.
     - Tata chce, żebym już wracała. Podobno ma jakiś ważny temat do omówienia. – Wywróciłam oczami, aby uprawdopodobnić tę oklepaną wymówkę. – Zapewne chodzi o dzisiejszy akt głupoty ze strony Kevina.
     - Taa… To nie było mądre – stwierdził Holden, uśmiechając się pod nosem.
     - No nic, będę się zbierać. Cześć, wam! – rzuciłam, po czym zwinnymi krokami wyszłam na korytarz, aby uniknąć dalszej konwersacji ze znajomymi. Już wystarczająco mnie zdenerwowali – nie potrzebowałam więcej pocieszania Debrah.
     Zbiegłam po schodach, po drodze natykając się na panią Vivianę. Kobieta w ostatniej chwili odsunęła się, nie doprowadzając tym samym do naszego zderzenia, które niechybnie zakończyłoby się bolesnym upadkiem.
     - Idziesz już? Myślałam, że zostaniesz na noc jak tamta. – Zmarszczki na czole mojej sąsiadki pogłębiły się, oznajmiając narastającą w niej irytację.
     - Rodzice poprosili, żebym wracała. Już po dziewiątej, nie mogę siedzieć państwu na głowie przez cały wieczór – odparłam z niebywałą wręcz grzecznością. Polubiłam Holdenów, jednak nawet ja uważałam, iż trochę przesadzałam z uprzejmościami. Przed przeprowadzką nie interesowałam się ludźmi, którzy mieszkali nieopodal. Nawet się z nimi nie witałam. Życzliwość względem nowych sąsiadów była zapewne uwarunkowana chęcią przymilenia się do rodziny. Wcześniej nasz kontakt uległ znacznemu pogorszeniu.
     - Rozumiem. Pozdrów ich – powiedziała pogodnie kobieta, po czym otworzyła przede mną drzwi.
     Szybko naciągnęłam na stopy trampki, nawet nie kłopocząc się z ich zawiązywaniem. Burknęłam pod nosem ciche do widzenia i czym prędzej opuściłam posesję.
     Weszłam do starannie zadbanego ogrodu, nad którym pieczę sprawowała moja mama. Usiadłam na ławeczce pod rozłożystym dębem. Było to jedyne drzewo na naszej parceli, pełniące rolę rośliny, a nie ozdoby. Oparłam głowę o gruby pień i wpatrywałam się setki liści nade mną. Czasami miałam ochotę chociaż na jeden dzień zamienić się w zieloną część potężnego organizmu. Nie mogłabym myśleć ani poruszać się, a moje życie zależałoby od pogody, jednakże zmartwienia omijałyby mnie szerokim łukiem.
     Westchnęłam przeciągle. Dlaczego przejmowałam się słowami Duncana? Przecież mógł mówić i robić, na co miał ochotę. Nie było dane mojej osobie posiąść mocy, która kontrolowałaby poczynania Holdena. Może to i lepiej? Miałam niezdrowy umysł, który wytwarzał wizję rodem z krzywego zwierciadła. Jeszcze komuś stałaby się krzywda. Mimo wszystko czułam zawód. Było mi przykro, a gdzieś w środku rodziło się osamotnienie. Myślałam, że mogłam polegać na Duncanie. W przeciągu miesiąca stał się jednym z najbliższych znajomych i uważałam go za człowieka godnego zaufania. Jednak znowu się pomyliłam. Tylko, dlaczego tym razem ten błąd tak bardzo bolał?


♥ ♥ ♥ ♥

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. No Debrah sobie nieźle nagrabiła. Marny start. Nawet nieco żal mi się jej zrobiło. Ale tylko nieco.
    Zabiłabym gdyby ktoś inny niż moja siostra ośmielił się mnie łaskotać. Nie znoszę tego. Ugh. Nie.
    No. Tak kłamać. Nie ładnie. Oj nie ładnie :D
    A pani Viviana najlepsza.
    Jeszcze raz rozdział świetny. Bardzo mi się podobał.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, Duncanie ty niedobry:D
    Świetny rozdział. Masz bardzo ciekawy styl pisania. Na tego bloga trafiłam przypadkiem, a do jego przeczytania skusiły mnie dwie rzeczy: twój ciekawy opis ciebie i te buźki na głównej stronie, bo one mi coś przypominają;)
    Viviana to normalnie moje odzwierciedlenie! Ona jest świetna:)
    Tak samo jak I believe, też bym nie dała się nikomu połaskotać. Oj, wtedy ten ktoś gorzko by tego pożałował...
    Rozdział świetny. Życzę mnóstwo
    pomysłów, dobrych ocen i miłego dnia;)
    Do widzenia ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę, nie spodziewałam się nowego rozdziału tak szybko, ale muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona!
    Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale jest to jeden z lepszych, a może i najlepszy dotychczasowy rozdział. Ostatnio coraz lepiej Ci idzie, twój styl zdecydowanie się poprawił, a dodatkowo masz pewną umiejętność, której cholernie Ci zazdroszczę. Mianowicie potrafisz ubierać w odpowiednie słowa pozornie błahe rzeczy, przez co twoje opowiadanie staje się ciekawsze, milej się je czyta, a dodatkowo jest dłuższe, co też mogę zaliczyć do plusów.
    Tak jak wcześniej żywiłam jeszcze jakąś odrobinkę sympatii względem Debrah, tak teraz wręcz odrzuca mnie od jej osoby. Jak można spóźnić się na spotkanie z rodzicami swojego chłopaka i dodatkowo na swoje usprawiedliwienie powiedzieć, że wizyta u kosmetyczki się przedłużyła?! Gdyby mi przydarzyła się taka sytuacja to za nic w świecie nie wspomniałabym, że byłam u manikiurzystki. To nawet źle brzmi, tak olewająco. Wykręciłabym się jakimś powszechnie znanym kłamstwem typu autobus mi uciekł, bądź mama kazała mi pójść do sklepu, bo młodszy brat jest chory. Uwierzyliby czy nie, to już nie mój problem. No tak, ale ja to nie Rota. Najbardziej w całej tej sytuacji żal mi Castiela. To nie jego wina, że zakochał się w osobie pokroju Debrah. Jak to mówią, miłość nie wybiera. Wolę nie myśleć o tym jaką pogadankę będzie musiał odbyć ze swoimi rodzicami. Eh, to takie niesprawiedliwe. -,-
    Na miejscu Holly w żadnym wypadku nie pozwoliłabym się dotykać chłopakowi na oczach młodszego brata i jego dziewczyny. Na niczyjych oczach nie pozwoliłabym się w ten sposób dotykać! (Nie wiem czy jest to zdanie poprawnie gramatycznie, ale wiesz o co mi chodzi. :D) Zdaje mi się, że Castiel wcale nie wyszedł po colę tylko chciał uniknąć niezręcznej sytuacji, pozostawiając Debrah na pastwę losu.
    Trochę zdziwiło mnie zachowanie starszego z Holdenów. Przy obiedzie ukradkiem się z niej podśmiewał, a teraz ją pociesza? Cóż, każdy, nawet największy łotr ma jakieś przebłyski ludzkich cech. Chociaż przyznam, że szczerze mnie nasz degenerat zaskoczył.
    A Holly chyba ma okres. :D Najpierw tarza się po łóżku ze starszym ,,kolegą", a teraz czuje się przez niego zraniona. Oczywiście żartuję, każda zakochana dziewczyna tak ma. Tak, bo właśnie Holly się zakochała! W końcu przejawia względem Duncana jakieś głębsze uczucia. To takie słodkie! :3 Znając naszą bohaterkę pewnie będzie próbowała taić to co czuje, ale mam nadzieję, że prędzej czy później zdobędzie się na odwagę i porozmawia o tym z Duncanem.
    Nie karz mi czekać w niepewności i dodaj nowy rozdział jak najszybciej! Wprost nie mogę doczekać się dalszych peryperii naszych gołąbeczków. Klasycznie, życzę dużo weny, czasu i chęci do pisania. I może, żeby w szkole trochę zluzowali i dali Ci żyć. I ogólnie, żebyś była szczęśliwa i uśmiechała się tak często, jak to tylko możliwe. Pozdrawiam Cię serdecznie! xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj ;)!

    Dostąpiłaś zaszczytu bycia nominowaną przeze mnie do LBA ;).

    Pytania znajdziesz tu:
    http://owszystkimiwszystko.blogspot.com/2016/02/zamiast-umieszczac-pierwszy-rozdzia.html?m=1

    Miłego opowiadania :)!

    P.S. Wkrótce spodziewaj się komentarza ode mnie ;). Jestem Twoją stałą, choć ukrytą, czytelniczką :))).

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwylke fascynujący, a twój styl pisania jest nie do przebicia. Biedna Holly widać, że nieszczęśnica się zakochała i to jeszcze w takim podrywaczu jak Ducan. Mam szczerą nadzieję, że jej nie zrani, i odwzajemni jej uczucia. Debrah nie było mi ani trochę szkoda, w końcu ktoś zmył jej ten parszywy uśmieszek z twarzy (tak wiem jestem egoistką). Ehhh... mam prośbę chciała hym zobaczyć twoję wyobrażenie bohaterów i porównać z moim. I właśnie z tą prośbą kieruje się pytanie. Czy mogła byś dodać zakładkę "bohaterowi" albo np. " postacie" ?Jestem bardzo ciekawa jak ty widzisz Holly, Ducana, Reiven, Castiela , Debrah...
    Dobra koniec mojego jagże nudnego wywodu. Pozdrawiam i życzę weny.Twa wierna czytelniczka. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam bardzo serdecznie. Kłaniam się w pas.
      Cieszę się, że mój styl pisania przypadł Tobie do gustu. Jeju, kiedy zakładałam tego bloga, naprawdę nie sądziłam, iż tylu osobom może się on spodobać. To napawa mnie jeszcze większymi chęciami do dalszego pisania. Wprost nie mogę doczekać się wakacji. Czuję, że całe noce będę ślęczeć przed komputerem, ażeby uraczyć Was, moich wspaniałych czytelników, nowymi rozdziałami.
      Muszę Cię zmartwić, albowiem nie mam w planach wstawiania zdjęć bohaterów. Wychodzę z założenia, że w książkach jest zawarty tylko ich opis, a osoba zagłębiająca się w lekturę sama musi wyobrazić sobie fikcyjną postać. Nawet, gdy czytam opowiadania innych autorek, się zaglądam do zakładek poświęconych bohaterom. Zostawiam pole do popisu mojej fantazji. Także przepraszam, ale w dalszym ciągu będę zmuszać niewinne duszyczki do rozmyślania o wyglądzie wykreowanych przeze mnie istot.
      I nie wolno mówić, że jakiś komentarz jest nudny. Szczerze powiedziawszy, im więcej przemyśleń zawrzecie w tych kilku linijkach, tym lepiej mi się to czyta. Lubię znać zdanie osób zaznajamiających się z moją twórczością.
      Pozdrawiam Cię bardzo gorąco i przepraszam, iż nie zaoferowałam ciasteczek. Skończyły się. (*3*)

      Usuń
  6. Witaj!
    Dawno mnie nie było... Ale nie lękaj się, bo to tylko chwilowe i jeszcze się ze mną pomęczysz. Ostatnio mam tak mało czasu... jeszcze w ogóle nie mogę się wyspać, w szkole teraz się na nas zrzucili i tyrają z nauką... Nie wiem w co ręce wsadzić.
    Rozdział cudowny jak zawsze, chociaż teraz bardzo ciężko jest mi czytać na bieżąco. No ale co by nie było, w końcu usiadłam i narobiłam. Duncan jest... złyy... Doszczętnie zły! Jak tak można się nad kimś znęcać! Łaskotanie za kolanem to największa tortura wszech czasów. Za to powinni surowo kara.
    Czyżby nasza mała Holly się zakochała? Albo może bardziej trafione - zakochuje się? Ehh... Ci faceci zawsze zamiast trzymać swoje niewyparzone języki za zębami, to ci zawsze palną jakąś głupotę... A ty później weź cierp. Mam nadzieje, że Duncan więcej czegoś takiego nie palnie i że Holly nie będzie się tym zbyt długo zamęczać.
    Niecierpliwie czekam na następny rozdział i tą imprezę powitalną dla koleżanki Raven, bo mam nieodparte wrażenie, że coś się tam wydarzy.
    Gorąco pozdrawiam, ślę litry cappuccino i kilogramy pyszniusich ciasteczek!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak obiecałam, wpadłam na twojego bloga...
    ... i się zakochałam. Miłość od pierwszego wejrzenia <3
    Spodobała mi się postać Duncana. Mam już takie zboczenie, że uwielbiam zboczone postacie, które ciągle kogoś obmacują, albo gapią się na cycki i uśmiechają się cynicznie. No cóż.
    Super, że znaczącą rolę odgrywa tutaj Obora (chyba nie muszę tłumaczyć, o kogo chodzi?). Zawsze lubiłam opowiadania z jej udziałem, dlatego też niezmiernie ucieszyłam się widząc, że piszesz w czasach, gdy Cassy jest z nią w związku.
    Trudno mi rozgryźć główną bohaterkę. Raz ją lubię, a raz niekoniecznie. Na przykład kiedy Duncan ją obmacuje ona tylko się czerwieni i spina, to wtedy mam ochotę do niej krzyknąć "Ogarnij się i na niego nawrzeszcz, kopnij w klejnoty i walnij z liścia, a nie!". Ale po jej rozmowach z jakąś tam częścią móżdżka zaczynam darzyć ją wielką sympatią.
    Sorry, że komentarz taki krótki, ale jest już późno i oczy mi się kleją (a potem się dziwię, że jestem niewyspana -.-).
    Jak już wspomniałam - bardzo mi się podoba twoje opowiadanie. Pozdrawiam i czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Można by rzec, że zaniedbałam czytanie Twojego bloga i strasznie mi z tym głupio, więc dzisiaj zabieram się za czytanie ^^ no cóż, jak zwykle zrobię to w nocy ♡ a potem zdam raport, jak mi się podobało. Pozadrawiam!

    OdpowiedzUsuń