Spis lektur obowiązkowych

sobota, 27 lutego 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 26
„Serce miej otwarte dla wszystkich, zaufaj niewielu.”
~W. Shakespeare

     Czułam narastającą we mnie frustrację. Miałam niewyobrażalną ochotę krzyczeć oraz z całych sił kopać zniszczonymi trampkami w drewnianą furtkę. Zapewne po bezczelnym akcie wandalizmu opuściłabym pospiesznym krokiem Mystic Street, wyzywając lokatorów zielonego zameczku od najgorszych. Później, kiedy już w swoim pokoju próbowałabym unormować oddech, zadzwoniłabym do Raven, aby ją poinformować o nagłym wypadku, który uniemożliwił mi dotarcie do niej.
     Z całą pewnością tak właśnie bym postąpiła, gdyby nie roześmiany Dake, stojący w progu domostwa rodziny Black. Głos blondyna było słychać jeszcze zanim otworzył drzwi, ale bezgranicznie wierzyłam, że inny mężczyzna posiadał podobny ton do mojego klasowego kolegi. Naprawdę nie chciałam zaakceptować faktu, iż zostanę zmuszona do spędzenia kilku godzin z bandą oszołomów. Najzwyczajniej w świecie nie miałam nastroju do wysłuchiwania ich radosnej paplaniny. Zamierzałam pomóc Raven w przygotowaniu przyjęcia powitalnego dla jej przyjaciółki, by po wszystkim ulotnić się jeszcze przed przyjściem owej dziewczyny. Jednakże cały mój misterny plan poszedł się namiętnie kochać do najbliższego burdelu, kiedy stanęłam pod domem Black, a w oknie dostrzegłam zaplątaną w serpentyny Sucrette. Biedaczce nawet poczciwy Nathaniel nie był w stanie pomóc. Samo patrzenie na ten nieudolny kabaret przyprawiało o pulsujący ból głowy.
     - Cześć, czekaliśmy na ciebie! – krzyknął rozradowany Dake, machając dłonią, w której trzymał nienadmuchanego balona.
     - No się domyśliłam – mruknęłam posępnie, po czym weszłam na posesję.
     Nie ukrywałam rozczarowania obecnością znajomych. Jeszcze bardziej plułam sobie w brodę za brak zdrowej asertywności, pozwalającej odmówić Raven, gdy ta prosiła o przysługę. Od kilku dni nie chciałam nawet wychodzić z łóżka, a wczorajsza wizyta w domu Holdenów jedynie pogorszyła moje samopoczucie. Na samą myśl, że w poniedziałek będę musiała zmierzyć się z Duncanem, dostawałam niekontrolowanych mdłości. Ostatnio chłopak starał się spędzać ze mną każdą wolną chwilę w szkole. Aż do dnia poprzedniego nie miałam z tym problemu, jednakże słowa bruneta dobitnie ugodziły moją nastoletnią dumę.
     Niedbale rzuciłam buty w kąt i ruszyłam do salonu, gdzie Raven wraz z Violettą przygotowywały literki, zapewne tworząc jakiś cholernie wzruszający napis powitalny. Wywróciłam oczami, widząc starania całej grupy. Idąc do Black, spodziewałam się, że przygotujemy najprostsze ciasto z pudełka oraz dokładnie umyjemy szklanki, z których to przybyła będzie piła. Tymczasem zgromadzeni szykowali miniaturową imprezę. Niestety, moje oczekiwania po raz kolejny bardzo minęły się z rzeczywistością.
     - Niezastąpiona Holly przybywa i pyta, w czym może pomóc – powiedziałam z udawaną radością. Od niespodzianek bardziej nie lubiłam jedynie współczucia. Do perfekcji opanowałam skomplikowaną sztukę przywdziewania masek, a lata praktyki pozwoliły na stworzenie nowych wariantów wyboru.
     - Błagam, rozplącz mnie! – zawyła Su, wbiegając do salonu.
     Brunetka nie mogła poruszać rękoma, ponieważ wstążki o tęczowych barwach skutecznie krępowały wszystkie jej ruchy. Zbolała mina dziewczyny zapewne świadczyła o długim okresie, w jakim przebywała w owej niewygodnej sytuacji. Zaiste, sprawa nie była prosta.
     - Mogę prosić o nóż bądź nożyczki? – zapytałam, przelotnie zerkając na Raven.
     - Kruczek kategorycznie zabroniła cięcia serpentyn. – Dake wzruszył ramionami, wyrażając bezradność.
     Wywróciłam oczami, po czym podeszłam do spanikowanej nastolatki. Świecące paski papieru naprawdę mocno oplatały jej tułów. Szczerze powiedziawszy, bez czegoś ostrego rozplątanie tego może okazać się niewykonalne.
     - Jak ty to w ogóle zrobiłaś? – zagaiłam, aby choć na moment odciągnąć myśli koleżanki od wszędobylskiego bajzlu, który zaserwowała sobie na własne życzenie. – Zawsze uważałam cię za roztrzepańca, ale dzisiaj przeszłaś samą siebie.
     - Idiotka kręciła się z tymi wstążkami, aż w końcu wpadła na stolik i razem z nimi wylądowała na podłodze – wyjaśnił Nathaniel, który przed chwilą dołączył do próby rozplątania Sucrette z kolorowych więzów.
     - To nie jest zabawne! – załkała brunetka.
     - Przecież nikt się nie śmieje. Choć bez wątpienia wykazałaś się niezłą głupotą. Kurczę, może należałoby wysłać sprawozdanie do firmy produkującej te śmieci. Niech napiszą ostrzeżenie, aby nie skakać z serpentynami – powiedziałam z powagą w głosie, mimo że ledwo powstrzymywałam się przed wybuchem radości.
     - Całkiem niezły pomysł. – Blondyn podchwycił temat. Najwidoczniej on również postanowił trochę pożartować z drugoklasistki. – Poczekaj, Holly. Zrobię zdjęcie, żeby uwiecznić tę scenę dla potomności oraz jako dowód niebezpieczeństwa, które niesie ze sobą niewłaściwe używanie wstążek.
     Chłopak wyciągnął z kieszeni beżowych spodni telefon, a po chwili po pokoju rozniosło się pikanie. Logan uśmiechnął się zza dużego ekranu komórki.
     - Nie nabijajcie się!
     W oczach Su pojawiły się łzy, a jej policzki przybrały odcień dorodnych pomidorów. Widok spanikowanej brunetki wywoływał we mnie jeszcze większe rozbawienie. Ostatkiem sił powstrzymywałam się przed histerycznym napadem śmiechu. Nathaniel najwidoczniej również był na skraju wytrzymałości. Przewodniczący pierwszoklasistów trzymał się obiema rękoma za brzuch i mocno zagryzał dolną wargę.
     - Mieliście jej pomóc, a nie doprowadzać do płaczu – skarcił nas Dake, który właśnie wieszał fioletowe oraz białe balony na żyrandolu.
     - Po prostu zazdrościsz im zabawy – skwitowała Raven, na moment odrywając się od wycinania niebieskiej litery. – Pamiętaj, jeżeli chociaż jeden z tych dmuchańców pęknie, osobiście karzę ci zjeść pozostałości po nim.
     Różowowłosa wygrażała koledze nożyczkami, na co ten zareagował cichym pomrukiem niezadowolenia. Więcej razy już nie oderwał się od przydzielonego mu zadania, a ja wraz z Nathanielem powróciliśmy do próby rozplątania Sucrette z krwiożerczych serpentyn.


     Rozchyliłam drzwiczki piekarnika. Po kuchni rozniósł się aromatyczny zapach czekolady, który z pewnością szybko przedostał się do dalszej części domu. W twarz buchnęła mi duża chmura gorącej pary. Skrzywiłam się pod wpływem nagłego ciepła i odwróciłam głowę. Zamrugałam kilkakrotnie, ponieważ parzący gaz dostał się do moich oczu, powodując nieznośne pieczenie. Poczęłam na oślep wymachiwać dłońmi, aby rozgonić szary kłąb.
     Kiedy obłok zniknął, wyjęłam z urządzenia blaszkę, na której stały wyrośnięte babeczki. Wypieki prezentowały się nad wyraz dorodnie.
     Tacę z czekoladowymi przysmakami postawiłam na marmurowym blacie, uprzednio zatrzaskując piekarnik dosyć silnym kopnięciem. Zdjęłam z rąk czerwone rękawice, dumnie przyglądając się swojemu dziełu. Bez wątpienia nadawałam się na cukiernika bądź piekarza. W końcu sztuką było równomierne wylanie ciasta do papierowych foremek.
     Nagle rozległ się donośny dźwięk domofonu, a w domu zapanował względny chaos. Z góry dało się usłyszeć odgłos tłuczonego szkła, a w salonie ktoś pisnął z przerażenia. Głośne kroki zbiegającej po schodach Raven rozniosły się echem po całej posiadłości. Dziewczyna gwałtownie wbiegła do pokoju dziennego, gdzie przebywała reszta naszej wesołej gromadki. Zapewne różowowłosa chciała sprawdzić, czy wszystko znajdowało się na właściwym miejscu, które zostało przez nią wyznaczone już kilka dni temu. Ogólny rozgardiasz wprawiał mnie w niemałe zdziwienie – czułam się, jakby właśnie wybuchł alarm bombowy, a całe miasteczko nakazano ewakuować. Rzeczywistość była zgoła odmienna, ponieważ poruszenie wywołało przedwczesne przybycie przyjaciółki Raven.
     - To na pewno ona! – krzyknęła Black, wpadając do kuchni. W biegu wyjęła z wiszącej szafki szklaną, trzypiętrową paterę, po czym zaczęła rozkładać na niej babeczki. – Holly, musisz otworzyć drzwi i trochę ją przetrzymać.
     - A-ale nawet jej nie znam! – jęknęłam żałośnie. Nie miałam większych kłopotów z prowadzeniem rozmowy z obcą osobą. Miesiąc temu zawracałam głowę różowowłosej, która jakimś przypadkiem nie zraziła się moją wścibskością. Jednakże podejrzewałam, że teraz nie będę miała tyle szczęścia, a dziewczyna stojąca za drzwiami zechce posłać mnie do piekła.
     - Właśnie o to chodzi. Minie trochę czasu zanim się zapoznacie.
     - W porządku – burknęłam od niechcenia. Nie byłam przekonana do słów Raven, aczkolwiek postanowiłam zaryzykować. Oczywiście wszystko miało swoją cenę. – Wisisz mi mrożoną kawę.
     Dźgnęłam koleżankę palcem w ramię, na co zareagowała jedynie cichym śmiechem. Po uzyskaniu zgody na postawiony przeze mnie warunek, skierowałam się do drzwi. Miałam pewne obawy, czy przypadkiem nie przywitam się z nastolatką, która dopiero opuściła mury zakładu poprawczego dla nieletnich. Na dzień dzisiejszy śmiało mogłam powiedzieć, że większość znajomych Raven nie należało do grzecznych oraz spokojnych dzieciaków.
     Zatrzymałam się przed dębowymi drzwiami. Wzięłam głębszy wdech, aby choć trochę wyrównać przyspieszony oddech. Cholernie się denerwowałam, pomimo nie posiadania ku temu jakichkolwiek powodów. Stałam przed drzwiami wejściowymi, zastanawiając się, czy przebywająca po ich drugiej stronie osoba nie rzuci się na mnie z nożem albo inną bronią. Zapewne jeszcze długo marnowałabym czas na bezczynne wpatrywanie się w kawał drewna, gdyby po raz kolejny nie rozległ się dzwonek domofonu.
     Otwieraj, ty cholerna dziewucho!
     Gwałtownie złapałam za posrebrzaną klamkę, po czym pchnęłam drzwi. Popołudniowe słońce oślepiło mnie na moment. Musiałam przysłonić oczy przed jasnymi promieniami dłonią, aby móc dostrzec z całą pewnością zniecierpliwioną postać, tkwiącą na chodniku przed domem rodziny Black.
     Kiedy przyzwyczaiłam się do wszechogarniającej jasności, zauważyłam wysoką, zgrabną dziewczynę. Nastolatka nerwowo tupała obcasem grafitowych szpilek o kostkę brukową, co rusz poprawiając swoje zadziwiająco długie, białe włosy. Biła od niej aura elegancji, a wręcz arystokratyczna prezencja zapewne niejednego człowieka wprawiła w zachwyt. Niewiasta początkowo intensywnie wpatrywała się we mnie, gniewnie ściągając przy tym brwi. Po chwili jednak, na jej niewielkiej twarzy pojawił się pogodny uśmiech. Pełne usta rozciągnęły się, ukazując białe zęby, a w policzkach uformowały się urocze dołeczki. Dziewczyna przyodziana w fiołkową, rozkloszowaną na dole sukienkę wyglądała niczym porcelanowa lalka, która została wykonana przez prawdziwego mistrza. Nie posiadała jakichkolwiek wad w wyglądzie, co zawsze wróżyło źle. Ilekroć kobieta prezentowała się na pierwszy rzut oka idealnie, to po bliższym poznaniu okazywała się być pierwszorzędną zołzą.
     - Cześć, jestem Rosaline. Mogłabyś mnie już wpuścić? – Białowłosa zaśmiała się pod nosem. Melodyjny głos sprowadził moją świadomość na ziemię.
     Machnęłam głową, aby całkowicie wyzbyć się niepożądanych myśli. Wiedziałam, że nie należało szufladkować ludzi wyłącznie na podstawie ich wyglądu – babcia wpajała mi to od gówniary i niemal wykrwawiałam się słysząc o owej zasadzie. Z pewnością świat byłby piękniejszy, gdyby ludzie się do niej dostosowywali. Jednakże miałam głęboko zakorzeniony uraz do dziewczyn bez skaz, toteż Rosaline od razu umiejscowiłam na półce Nigdy więcej się nie zbliżać. Powierzchowność rządziła wszystkim i miała moc większą niż słynne Illuminati.
     - Jasne – mruknęłam cicho. Nacisnęłam guzik przy domofonie, aby furtka się otworzyła.
     Nastolatka krokiem wręcz ociekającym gracją i wyrafinowaniem przemierzyła niewielką odległość, która nas dzieliła. Bez zastanowienia wycofałam się w głąb domu, aby uniknąć bliższego kontaktu z nowoprzybyłą. Mogłam założyć się o wszystko, że upłynie bardzo dużo dni zanim przekonam się do Rosaline. O ile w ogóle to nastąpi.
     Białowłosa skierowała spojrzenie piwnych oczu na mnie. Przez dłuższy moment wpatrywałam się w jej uroczy uśmiech, zadzierając przy tym do góry głowę. Dziewczyna była wyższa o kilkanaście centymetrów za sprawą wysokich obcasów. Jednakże mogłam iść o zakład, że bez szpilek również górowałaby nade mną.
     Moje bezczelne wpatrywanie się w drobną twarz nastolatki przerwało ciche chrząknięcie. Dopiero wówczas dostrzegłam, że Rosaline wyciągała do mnie rękę i oczekiwała, żebym ją uścisnęła. Zwróciłam uwagę na niewielkie dłonie białowłosej oraz jej zgrabne pace zakończone długimi paznokciami w kształcie migdałów, które zostały potraktowane czarnym lakierem. Czułam, że moja frustracja coraz to bardziej pogłębiała się. Dziewczyna naprawdę wyglądała niczym ideał – umowny kanon piękna, obowiązujący na całym świecie. Miałam niebywałą ochotę po prostu udać się do domu i wymazać z głowy obraz pięknej nieznajomej.
     - Przedstawisz się? Chętnie poznam twoje imię – powiedziała Rosaline z ciekawością.
     - Tak, jasne. – Uścisnęłam chudą dłoń nastolatki i odparłam: – Jestem Holly.
     - Ale słodko! – pisnęła dziewczyna. – Uwielbiam Boże Narodzenie*!
     - Najwidoczniej moi rodzice również – mruknęłam cicho. Ruchem ręki wskazałam białowłosej, aby udała się do salonu.
     Niewiasta skinęła delikatnie głową, po czym udała się do pokoju. Niechętnie ruszyłam za nią, chociaż w głębi duszy czułam, że nie powinnam obawiać się bliższego poznania z przyjaciółką Raven. Różowowłosa miała chroniczną alergię na osoby pokroju Debrah, więc siłą rzeczy Rosaline nie mogła się do nich zaliczać. Niby tłumaczenie dobre, a jednak nie było w stanie całkowicie wymazać moich obaw.
     - Niespodzianka! – Po domu rozniósł się głośny krzyk zgromadzonych w salonie ludzi. Zza ramienia białowłosej dostrzegłam kolorowy napis Witaj w domu oraz mnóstwo różnobarwnych balonów i serpentyn. Po ciężkiej walce wraz z Nathanielem uwolniliśmy Su z odmętów papierowych wstążek. Był to bój niezwykle zażarty, a niemożliwość użycia ostrej broni przechylała szalę zwycięstwa na stronę naszego przeciwnika. W ostateczności wykazaliśmy się ogromnym sprytem, a diabelskie dekoracje musiały ustąpić pod naszą siłą.
     - O mój… - Stojąca przede mną nastolatka zakryła usta roztrzęsionymi z wrażenia dłońmi. Słyszałam, że głos miała łamliwy, jednak starała się powstrzymać łzy przed wypłynięciem.
     Raven rzuciła się koleżance na szyję, przez co obie o mały włos nie upadły na mnie. Odruchowo wyciągnęłam ręce do przodu, aby zachować dystans.
     Nie chcąc przeszkadzać witającym się z Rosaline znajomym, udałam się do kuchni. Do zielonego kubka nalałam cytrynowej wody. Bez pośpiechu oraz małymi łyczkami upijałam gazowany napój. Starałam się całkowicie skupić na smaku, tym samym ignorując wesołe krzyki nastolatków. Nie lubiłam wzruszających powitań, ponieważ wiedziałam, że mój powrót do Bostonu zapewne nie zostałby nawet dostrzeżony. Na starych śmieciach nie posiadałam kogokolwiek, kto zasługiwał na miano przyjaciela. Jedyną bliską mi osobą była babcia, ale z jej coniedzielnych telefonów mogłam wywnioskować, iż członkowie Klubu Szydełkowców skutecznie zapełniali starszej pani wolne chwile.
     Podziwiałam Violettę za szybkie dostosowanie się do nowego otoczenia. Z tego, co wiedziałam, fioletowowłosa poznała Raven oraz jej kolegów nawet później niż ja. Pomimo swojej wrodzonej nieśmiałości oraz dystansu do reszty świata, nie miała problemów z prowadzeniem rozmowy z Rosaline. Dziewczyny posyłały sobie co rusz przyjacielskie uśmiechy oraz wymieniały krótkie zdania. Znowu czułam się jak te piąte koło u wozu – nawet nie byłam zbędna, a wręcz przeszkadzałam.
     - Ej, gdzie jest Holly? – rozległo się pytanie.
     - Chyba nie poszła do domu, co? – odezwał się kolejny zmartwiony głos.
     - A niech tylko spróbuje, to nogi jej z dupy powyrywam! – rozgrzmiał zdenerwowany krzyk Raven, która z całą pewnością poczęła szybko mrugać oczami. Zawsze tak robiła, gdy wpadała w złość.
     Zaśmiałam się pod nosem, słysząc niepokój znajomych.
     Boston cię nienawidzi, ale Crystal Hills jest tobie przyjazne. Doceń to, póki masz szanse.
     Wzięłam głęboki wdech. Zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie zapomnę o bolesnej przeszłości, aczkolwiek powinnam odsunąć ją na bezpieczną odległość. Tak, by nie przysłaniała mi widoku na zupełnie inną, znacznie lepszą teraźniejszość. Nie mogłam przez całe życie bać się ludzi i ich zamiarów. Nadszedł czas, by trochę dojrzeć.
     Dolałam cytrynowej wody do szklanki, po czym wyszłam z kuchni, aby dołączyć do znajomych.
     - Poszłam tylko się napić – rzuciłam, wchodząc do salonu. Posłałam zgromadzonym przepraszający uśmiech i zajęłam ostatnie wolne przy szklanym stoliku miejsce. Okrągły purpurowy puf delikatnie zapadł się pod moim ciężarem.
     - To co? Bierzmy się za żarcie - zaproponowała Raven, już sięgając po czekoladową babeczkę. Była wyraźnie rozpromieniona. Bardzo ucieszył ją widok Rosaline. Jakby wstąpiło w nią nowe życie.
     Po chwili wszyscy ze smakiem zajadaliśmy się wypiekami i nikomu nie przeszkadzało, że były to najtańsze babeczki z pudełka.


♥ ♥ ♥ ♥

* Holly po angielsku znaczy ostrokrzew, stąd to nawiązanie do świąt

7 komentarzy:

  1. Witam i o zdrowie pytam! ^^ U mnie ostatnio bardzo dobrze, chociaż w normalnych warunkach pewnie płakałabym w poduszkę, że to ostatnie dni ferii. Przyznam, że ze zniecierpliwieniem oczekiwałam Twojego kolejnego rozdziału. Weszłam chwilę przed szesnastą, aby sprawdzić czy coś dodałaś, a gdy nic nie zobaczyłam, pomyślałam, że dziś pewnie nic się już nie ukaże. Myliłam się jednak, z czego bardzo się cieszę.
    Naprawdę niezdara z tej Sucrette. Dodatkowo sztywna z niej osóbka, skoro to Nataniel wykazał się większym poczuciem humoru od niej. Co ona musiała robić z tymi serpentynami, że tak głupkowato się w nie zaplątała. Tańczyła? Przynajmniej tak to sobie wyobraziłam, bo która normalna osoba kręci się z wstążkami wokół własnej osi, na końcu zaliczając solidny upadek. Eh, nie za bardzo przypadła mi do gustu ta postać. Za bardzo kojarzy mi się z Melanią, którą, jak dobrze wiesz nie toleruję.
    Aż mi serduszko drgnęło, gdy wyobraziłam sobie zakochaną Holly. Nie spodziewałam się po niej tak głębokich uczuć na tym etapie; zawsze była taka zimna, opanowała do perfekcji ukrywanie nieprzyjemnych dla niej uczuć, co zresztą sama przyznała. Jedyne, czego się teraz obawiam to, że Duncan wszystko spieprzy. Niby odnoszę wrażenie, że podoba mu się główna bohaterka, ale gdzieś głęboko w mojej głowie tli się światełko, że tylko się nią bawi. Obym się myliła.
    W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się, że przyjaciółką Raven okaże się Rosaline! Dziewczyny posiadają wiele wspólnych cech, co powinno korzystnie wpływać na ich znajomość. Hm, skoro mamy już Rosaline to może pojawią się także Lysander i Leo. :D Szczerze, nie za bardzo zależy mi na obecności tych dwojga, aczkolwiek mogłoby być ciekawie. Eh, mój spartaczony umysł znów podpowiada mi negatywne zakończenia. Proszę Cię tylko, aby Raven nie porzuciła Holly! Nie przeżyłabym tego. Wyrażam głęboką nadzieję, iż dziewczyny zaczną się przyjaźnić we trzy, chociaż przyznam, że za Rosalina również nie przepadam. Mam bardzo wybredny gust.
    Sposób w jaki Raven przyjęła swoją starą znajomą był naprawdę piękny i wzruszający. Sama chciałabym kiedyś być tak przez kogoś witana. ;( W pełni rozumiem Holly, bo sama jestem w podobnej sytuacji co ona. Tylko, że ja nadal przebywam w Bostonie, w którym nie za wiele osób, by o mnie pamiętało. Chyba czas w końcu przenieść się do Crystal Hills.
    Chciałabym, żeby w kolejnym rozdziale miała miejsce konfrontacja Duncana z Holly. Wprost nie mogę doczekać się reakcji naszej głównej bohaterki na widok degenerata, po tym co zaszło w domu Holdenów.
    Dodawaj kolejny rozdział, jak najszybciej. Nie karz mi czekać w niepewności! Życzę Ci dużo weny, czasu oraz jak najwięcej świetnych pomysłów. Do następnego! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na next! :*:*:*
    Przy okazji, jestem nowa i zapraszam do oceniania mojego pierwszego rozdziału! Liczę na jakieś rady i wskazówki. Do zobaczenia! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jupi!!! Nowy rozdział!
    Czy imię Rosaline to przypadkiem nie Rozalia? Jak tak, to zapowiada się... zresztą JUŻ jest ciekawie.
    Szalenie podobają mi się twoje wszelkiego rodzaju opisy. Tak przyjemnie się to czyta;)
    Wybacz mi mój słabej jakości komebtarz, gdyż przed chwilą właśnie sończyłam oglądać któryś odcinek anime Death Note i moje myśli krążą wokół tego, więc jestem trochę rozkojarzona.
    Wracając do rozdziału, jest świetny pod każdym względem... no prawie, bo fajnie by bylo, gdyby był trochę dłuższy. Rozumiem jednak, że jest jeszcze nauka;)
    Ślę mnóstwo weny i życzę dobrych ocen w szkole, a w wolnej chwili zapraszam do siebie:
    http://niecodziwnahistoria.blogspot.com/?m=1
    Pa pa:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, witam. Rozdziałik jak zwylke bardzo fajny. Z tą zakładką jakoś przeboleje. Postaram się użyć wyobraźni, chociaż u mnie będzie to trudne. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę duużo weny. ~ Twa wierna czytelniczka ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj! :) Właśnie chciałam Cię poinformować, że zostałaś nominowana przeze mnie do LBA! Więcej tu: http://shade-of-scream.blogspot.com/2016/02/lba-liebster-blog-award-2016.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej. Nie było mnie kilka dni, wchodzę i patrzę rozdział. Muszę trochę odetchnąć po pierwszym dniu po feriach. Bardzo mi się rozdział podobał. Jak zawsze zaskakujesz. Piszesz pięknie. Bardzo fajnie się czyta. Jest to dla mnie przyjemność.
    Nie mogę się doczekać następnego. Czekam niecierpliwie :D
    Pozdrawiam i przesyłam wenę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka!
    Chciałam powiedzieć, że jestem tu nowa i jakże się cieszę, że znalazłam ten o to blog :>
    PS.Napiszę komentarz jak znajdę trochę czasu ;))

    OdpowiedzUsuń