Droga (nie) do miłości: Rozdział
26
„Serce
miej otwarte dla wszystkich, zaufaj niewielu.”
~W.
Shakespeare
Czułam narastającą we mnie frustrację.
Miałam niewyobrażalną ochotę krzyczeć oraz z całych sił kopać zniszczonymi
trampkami w drewnianą furtkę. Zapewne po bezczelnym akcie wandalizmu
opuściłabym pospiesznym krokiem Mystic Street, wyzywając lokatorów zielonego
zameczku od najgorszych. Później, kiedy już w swoim pokoju próbowałabym
unormować oddech, zadzwoniłabym do Raven, aby ją poinformować o nagłym wypadku,
który uniemożliwił mi dotarcie do niej.
Z całą pewnością tak właśnie bym
postąpiła, gdyby nie roześmiany Dake, stojący w progu domostwa rodziny Black. Głos
blondyna było słychać jeszcze zanim otworzył drzwi, ale bezgranicznie wierzyłam,
że inny mężczyzna posiadał podobny ton do mojego klasowego kolegi. Naprawdę nie
chciałam zaakceptować faktu, iż zostanę zmuszona do spędzenia kilku godzin z
bandą oszołomów. Najzwyczajniej w świecie nie miałam nastroju do wysłuchiwania
ich radosnej paplaniny. Zamierzałam pomóc Raven w przygotowaniu przyjęcia
powitalnego dla jej przyjaciółki, by po wszystkim ulotnić się jeszcze przed
przyjściem owej dziewczyny. Jednakże cały mój misterny
plan poszedł się namiętnie kochać do najbliższego burdelu, kiedy stanęłam pod domem
Black, a w oknie dostrzegłam zaplątaną w serpentyny Sucrette. Biedaczce nawet
poczciwy Nathaniel nie był w stanie pomóc. Samo patrzenie na ten nieudolny
kabaret przyprawiało o pulsujący ból głowy.
- Cześć, czekaliśmy na ciebie! – krzyknął
rozradowany Dake, machając dłonią, w której trzymał nienadmuchanego balona.
- No się domyśliłam – mruknęłam posępnie,
po czym weszłam na posesję.
Nie ukrywałam rozczarowania obecnością
znajomych. Jeszcze bardziej plułam sobie w brodę za brak zdrowej asertywności,
pozwalającej odmówić Raven, gdy ta prosiła o przysługę. Od kilku dni nie
chciałam nawet wychodzić z łóżka, a wczorajsza wizyta w domu Holdenów jedynie
pogorszyła moje samopoczucie. Na samą myśl, że w poniedziałek będę musiała
zmierzyć się z Duncanem, dostawałam niekontrolowanych mdłości. Ostatnio chłopak
starał się spędzać ze mną każdą wolną chwilę w szkole. Aż do dnia poprzedniego
nie miałam z tym problemu, jednakże słowa bruneta dobitnie ugodziły moją
nastoletnią dumę.
Niedbale rzuciłam buty w kąt i ruszyłam do
salonu, gdzie Raven wraz z Violettą przygotowywały literki, zapewne tworząc
jakiś cholernie wzruszający napis powitalny. Wywróciłam oczami, widząc starania
całej grupy. Idąc do Black, spodziewałam się, że przygotujemy najprostsze
ciasto z pudełka oraz dokładnie umyjemy szklanki, z których to przybyła będzie
piła. Tymczasem zgromadzeni szykowali miniaturową imprezę. Niestety, moje
oczekiwania po raz kolejny bardzo minęły się z rzeczywistością.
- Niezastąpiona Holly przybywa i pyta, w
czym może pomóc – powiedziałam z udawaną radością. Od niespodzianek bardziej
nie lubiłam jedynie współczucia. Do perfekcji opanowałam skomplikowaną sztukę
przywdziewania masek, a lata praktyki pozwoliły na stworzenie nowych wariantów
wyboru.
- Błagam, rozplącz mnie! – zawyła Su,
wbiegając do salonu.
Brunetka nie mogła poruszać rękoma,
ponieważ wstążki o tęczowych barwach skutecznie krępowały wszystkie jej ruchy.
Zbolała mina dziewczyny zapewne świadczyła o długim okresie, w jakim przebywała
w owej niewygodnej sytuacji. Zaiste, sprawa nie była prosta.
- Mogę prosić o nóż bądź nożyczki? –
zapytałam, przelotnie zerkając na Raven.
- Kruczek kategorycznie zabroniła cięcia
serpentyn. – Dake wzruszył ramionami, wyrażając bezradność.
Wywróciłam oczami, po czym podeszłam do
spanikowanej nastolatki. Świecące paski papieru naprawdę mocno oplatały jej
tułów. Szczerze powiedziawszy, bez czegoś ostrego rozplątanie tego może okazać
się niewykonalne.
- Jak ty to w ogóle zrobiłaś? – zagaiłam,
aby choć na moment odciągnąć myśli koleżanki od wszędobylskiego bajzlu, który
zaserwowała sobie na własne życzenie. – Zawsze uważałam cię za roztrzepańca,
ale dzisiaj przeszłaś samą siebie.
-
Idiotka kręciła się z tymi wstążkami, aż w końcu wpadła na stolik i razem z
nimi wylądowała na podłodze – wyjaśnił Nathaniel, który przed chwilą dołączył do
próby rozplątania Sucrette z kolorowych więzów.
- To nie jest zabawne! – załkała brunetka.
- Przecież nikt się nie śmieje. Choć bez
wątpienia wykazałaś się niezłą głupotą. Kurczę, może należałoby wysłać
sprawozdanie do firmy produkującej te śmieci. Niech napiszą ostrzeżenie, aby
nie skakać z serpentynami – powiedziałam z powagą w głosie, mimo że ledwo
powstrzymywałam się przed wybuchem radości.
- Całkiem niezły pomysł. – Blondyn
podchwycił temat. Najwidoczniej on również postanowił trochę pożartować z
drugoklasistki. – Poczekaj, Holly. Zrobię zdjęcie, żeby uwiecznić tę scenę dla potomności
oraz jako dowód niebezpieczeństwa, które niesie ze sobą niewłaściwe używanie wstążek.
Chłopak wyciągnął z kieszeni beżowych
spodni telefon, a po chwili po pokoju rozniosło się pikanie. Logan uśmiechnął
się zza dużego ekranu komórki.
- Nie nabijajcie się!
W oczach Su pojawiły się łzy, a jej
policzki przybrały odcień dorodnych pomidorów. Widok spanikowanej brunetki
wywoływał we mnie jeszcze większe rozbawienie. Ostatkiem sił powstrzymywałam
się przed histerycznym napadem śmiechu. Nathaniel najwidoczniej również był na
skraju wytrzymałości. Przewodniczący pierwszoklasistów trzymał się obiema
rękoma za brzuch i mocno zagryzał dolną wargę.
- Mieliście jej pomóc, a nie doprowadzać
do płaczu – skarcił nas Dake, który właśnie wieszał fioletowe oraz białe balony
na żyrandolu.
- Po prostu zazdrościsz im zabawy –
skwitowała Raven, na moment odrywając się od wycinania niebieskiej litery. –
Pamiętaj, jeżeli chociaż jeden z tych dmuchańców pęknie,
osobiście karzę ci zjeść pozostałości po nim.
Różowowłosa wygrażała koledze nożyczkami,
na co ten zareagował cichym pomrukiem niezadowolenia. Więcej razy już nie
oderwał się od przydzielonego mu zadania, a ja wraz z Nathanielem powróciliśmy
do próby rozplątania Sucrette z krwiożerczych serpentyn.
♥
Rozchyliłam drzwiczki piekarnika. Po
kuchni rozniósł się aromatyczny zapach czekolady, który z pewnością szybko
przedostał się do dalszej części domu. W twarz buchnęła mi duża chmura gorącej
pary. Skrzywiłam się pod wpływem nagłego ciepła i odwróciłam głowę. Zamrugałam
kilkakrotnie, ponieważ parzący gaz dostał się do moich oczu, powodując
nieznośne pieczenie. Poczęłam na oślep wymachiwać dłońmi, aby rozgonić szary
kłąb.
Kiedy obłok zniknął, wyjęłam z urządzenia
blaszkę, na której stały wyrośnięte babeczki. Wypieki prezentowały się nad
wyraz dorodnie.
Tacę z czekoladowymi przysmakami
postawiłam na marmurowym blacie, uprzednio zatrzaskując piekarnik dosyć silnym
kopnięciem. Zdjęłam z rąk czerwone rękawice, dumnie przyglądając się swojemu
dziełu. Bez wątpienia nadawałam się na cukiernika bądź piekarza. W końcu sztuką
było równomierne wylanie ciasta do papierowych foremek.
Nagle rozległ się donośny dźwięk domofonu,
a w domu zapanował względny chaos. Z góry dało się usłyszeć odgłos tłuczonego
szkła, a w salonie ktoś pisnął z przerażenia. Głośne kroki zbiegającej po
schodach Raven rozniosły się echem po całej posiadłości. Dziewczyna gwałtownie
wbiegła do pokoju dziennego, gdzie przebywała reszta naszej wesołej gromadki.
Zapewne różowowłosa chciała sprawdzić, czy wszystko znajdowało się na właściwym
miejscu, które zostało przez nią wyznaczone już kilka dni temu. Ogólny
rozgardiasz wprawiał mnie w niemałe zdziwienie – czułam się, jakby właśnie
wybuchł alarm bombowy, a całe miasteczko nakazano ewakuować. Rzeczywistość była
zgoła odmienna, ponieważ poruszenie wywołało przedwczesne przybycie
przyjaciółki Raven.
- To na pewno ona! – krzyknęła Black,
wpadając do kuchni. W biegu wyjęła z wiszącej szafki szklaną, trzypiętrową
paterę, po czym zaczęła rozkładać na niej babeczki. – Holly, musisz otworzyć
drzwi i trochę ją przetrzymać.
- A-ale nawet jej nie znam! – jęknęłam
żałośnie. Nie miałam większych kłopotów z prowadzeniem rozmowy z obcą osobą. Miesiąc
temu zawracałam głowę różowowłosej, która jakimś przypadkiem nie zraziła się
moją wścibskością. Jednakże podejrzewałam, że teraz nie będę miała tyle
szczęścia, a dziewczyna stojąca za drzwiami zechce posłać mnie do piekła.
- Właśnie o to chodzi. Minie trochę czasu
zanim się zapoznacie.
- W porządku – burknęłam od niechcenia.
Nie byłam przekonana do słów Raven, aczkolwiek postanowiłam zaryzykować.
Oczywiście wszystko miało swoją cenę.
– Wisisz mi mrożoną kawę.
Dźgnęłam koleżankę palcem w ramię, na co
zareagowała jedynie cichym śmiechem. Po uzyskaniu zgody na postawiony przeze
mnie warunek, skierowałam się do drzwi. Miałam pewne obawy, czy przypadkiem nie
przywitam się z nastolatką, która dopiero opuściła mury zakładu poprawczego dla
nieletnich. Na dzień dzisiejszy śmiało mogłam powiedzieć, że większość znajomych Raven nie
należało do grzecznych oraz spokojnych dzieciaków.
Zatrzymałam się przed dębowymi drzwiami.
Wzięłam głębszy wdech, aby choć trochę wyrównać przyspieszony oddech. Cholernie
się denerwowałam, pomimo nie posiadania ku temu jakichkolwiek powodów. Stałam
przed drzwiami wejściowymi, zastanawiając się, czy przebywająca po ich drugiej
stronie osoba nie rzuci się na mnie z nożem albo inną bronią. Zapewne jeszcze
długo marnowałabym czas na bezczynne wpatrywanie się w kawał drewna, gdyby po
raz kolejny nie rozległ się dzwonek domofonu.
Otwieraj,
ty cholerna dziewucho!
Gwałtownie złapałam za posrebrzaną klamkę,
po czym pchnęłam drzwi. Popołudniowe słońce oślepiło mnie na moment. Musiałam
przysłonić oczy przed jasnymi promieniami dłonią, aby móc dostrzec z całą pewnością
zniecierpliwioną postać, tkwiącą na chodniku przed domem rodziny Black.
Kiedy przyzwyczaiłam się do
wszechogarniającej jasności, zauważyłam wysoką, zgrabną dziewczynę. Nastolatka
nerwowo tupała obcasem grafitowych szpilek o kostkę brukową, co rusz
poprawiając swoje zadziwiająco długie, białe włosy. Biła od niej aura
elegancji, a wręcz arystokratyczna prezencja zapewne niejednego człowieka
wprawiła w zachwyt. Niewiasta początkowo intensywnie wpatrywała się we mnie,
gniewnie ściągając przy tym brwi. Po chwili jednak, na jej niewielkiej twarzy
pojawił się pogodny uśmiech. Pełne usta rozciągnęły się, ukazując białe zęby, a
w policzkach uformowały się urocze dołeczki. Dziewczyna przyodziana w fiołkową,
rozkloszowaną na dole sukienkę wyglądała niczym porcelanowa lalka, która
została wykonana przez prawdziwego mistrza. Nie posiadała jakichkolwiek wad w
wyglądzie, co zawsze wróżyło źle. Ilekroć kobieta prezentowała się na pierwszy
rzut oka idealnie, to po bliższym poznaniu okazywała się być pierwszorzędną
zołzą.
- Cześć, jestem Rosaline. Mogłabyś mnie
już wpuścić? – Białowłosa zaśmiała się pod nosem. Melodyjny głos sprowadził
moją świadomość na ziemię.
Machnęłam głową, aby całkowicie wyzbyć się
niepożądanych myśli. Wiedziałam, że nie należało szufladkować ludzi wyłącznie
na podstawie ich wyglądu – babcia wpajała mi to od gówniary i niemal
wykrwawiałam się słysząc o owej zasadzie. Z pewnością świat byłby piękniejszy,
gdyby ludzie się do niej dostosowywali. Jednakże miałam głęboko zakorzeniony
uraz do dziewczyn bez skaz, toteż Rosaline od razu umiejscowiłam na półce Nigdy więcej się nie zbliżać.
Powierzchowność rządziła wszystkim i miała moc większą niż słynne Illuminati.
- Jasne – mruknęłam cicho. Nacisnęłam
guzik przy domofonie, aby furtka się otworzyła.
Nastolatka krokiem wręcz ociekającym
gracją i wyrafinowaniem przemierzyła niewielką odległość, która nas dzieliła.
Bez zastanowienia wycofałam się w głąb domu, aby uniknąć bliższego kontaktu z
nowoprzybyłą. Mogłam założyć się o wszystko, że upłynie bardzo dużo dni zanim
przekonam się do Rosaline. O ile w ogóle to nastąpi.
Białowłosa skierowała spojrzenie piwnych
oczu na mnie. Przez dłuższy moment wpatrywałam się w jej uroczy uśmiech,
zadzierając przy tym do góry głowę. Dziewczyna była wyższa o kilkanaście
centymetrów za sprawą wysokich obcasów. Jednakże mogłam iść o zakład, że bez
szpilek również górowałaby nade mną.
Moje bezczelne wpatrywanie się w drobną
twarz nastolatki przerwało ciche chrząknięcie. Dopiero wówczas dostrzegłam, że
Rosaline wyciągała do mnie rękę i oczekiwała, żebym ją uścisnęła. Zwróciłam
uwagę na niewielkie dłonie białowłosej oraz jej zgrabne pace zakończone długimi
paznokciami w kształcie migdałów, które zostały potraktowane czarnym lakierem.
Czułam, że moja frustracja coraz to bardziej pogłębiała się. Dziewczyna
naprawdę wyglądała niczym ideał – umowny kanon piękna, obowiązujący na całym
świecie. Miałam niebywałą ochotę po prostu udać się do domu i wymazać z głowy obraz
pięknej nieznajomej.
- Przedstawisz się? Chętnie poznam twoje
imię – powiedziała Rosaline z ciekawością.
- Tak, jasne. – Uścisnęłam chudą dłoń
nastolatki i odparłam: – Jestem Holly.
- Ale słodko! – pisnęła dziewczyna. –
Uwielbiam Boże Narodzenie*!
- Najwidoczniej moi rodzice również –
mruknęłam cicho. Ruchem ręki wskazałam białowłosej, aby udała się do salonu.
Niewiasta skinęła delikatnie głową, po
czym udała się do pokoju. Niechętnie ruszyłam za nią, chociaż w głębi duszy
czułam, że nie powinnam obawiać się bliższego poznania z przyjaciółką Raven.
Różowowłosa miała chroniczną alergię na osoby pokroju Debrah, więc siłą rzeczy
Rosaline nie mogła się do nich zaliczać. Niby tłumaczenie dobre, a jednak nie
było w stanie całkowicie wymazać moich obaw.
- Niespodzianka! – Po domu rozniósł się
głośny krzyk zgromadzonych w salonie ludzi. Zza ramienia białowłosej dostrzegłam
kolorowy napis Witaj w domu oraz
mnóstwo różnobarwnych balonów i serpentyn. Po ciężkiej walce wraz z Nathanielem
uwolniliśmy Su z odmętów papierowych wstążek. Był to bój niezwykle zażarty, a
niemożliwość użycia ostrej broni przechylała szalę zwycięstwa na stronę naszego
przeciwnika. W ostateczności wykazaliśmy się ogromnym sprytem, a diabelskie
dekoracje musiały ustąpić pod naszą siłą.
- O mój… - Stojąca przede mną nastolatka
zakryła usta roztrzęsionymi z wrażenia dłońmi. Słyszałam, że głos miała
łamliwy, jednak starała się powstrzymać łzy przed wypłynięciem.
Raven rzuciła się koleżance na szyję,
przez co obie o mały włos nie upadły na mnie. Odruchowo wyciągnęłam ręce do
przodu, aby zachować dystans.
Nie chcąc przeszkadzać witającym się z
Rosaline znajomym, udałam się do kuchni. Do zielonego kubka nalałam cytrynowej
wody. Bez pośpiechu oraz małymi łyczkami upijałam gazowany napój. Starałam się
całkowicie skupić na smaku, tym samym ignorując wesołe krzyki nastolatków. Nie
lubiłam wzruszających powitań, ponieważ wiedziałam, że mój powrót do Bostonu
zapewne nie zostałby nawet dostrzeżony. Na starych śmieciach nie posiadałam
kogokolwiek, kto zasługiwał na miano przyjaciela.
Jedyną bliską mi osobą była babcia, ale z jej coniedzielnych telefonów mogłam
wywnioskować, iż członkowie Klubu
Szydełkowców skutecznie zapełniali starszej pani wolne chwile.
Podziwiałam Violettę za szybkie
dostosowanie się do nowego otoczenia. Z tego, co wiedziałam, fioletowowłosa
poznała Raven oraz jej kolegów nawet później niż ja. Pomimo swojej wrodzonej
nieśmiałości oraz dystansu do reszty świata, nie miała problemów z prowadzeniem
rozmowy z Rosaline. Dziewczyny posyłały sobie co rusz przyjacielskie uśmiechy
oraz wymieniały krótkie zdania. Znowu czułam się jak te piąte koło u wozu –
nawet nie byłam zbędna, a wręcz przeszkadzałam.
- Ej, gdzie jest Holly? – rozległo się
pytanie.
- Chyba nie poszła do domu, co? – odezwał
się kolejny zmartwiony głos.
- A niech tylko spróbuje, to nogi jej z
dupy powyrywam! – rozgrzmiał zdenerwowany krzyk Raven, która z całą pewnością
poczęła szybko mrugać oczami. Zawsze tak robiła, gdy wpadała w złość.
Zaśmiałam się pod nosem, słysząc niepokój
znajomych.
Boston
cię nienawidzi, ale Crystal Hills jest tobie przyjazne. Doceń to, póki masz
szanse.
Wzięłam głęboki wdech. Zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie zapomnę o bolesnej przeszłości, aczkolwiek powinnam odsunąć ją na bezpieczną odległość. Tak, by nie przysłaniała mi widoku na zupełnie inną, znacznie lepszą teraźniejszość. Nie mogłam przez całe życie bać się ludzi i ich zamiarów. Nadszedł czas, by trochę dojrzeć.
Dolałam cytrynowej wody do szklanki, po czym wyszłam z kuchni, aby dołączyć do znajomych.
Wzięłam głęboki wdech. Zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie zapomnę o bolesnej przeszłości, aczkolwiek powinnam odsunąć ją na bezpieczną odległość. Tak, by nie przysłaniała mi widoku na zupełnie inną, znacznie lepszą teraźniejszość. Nie mogłam przez całe życie bać się ludzi i ich zamiarów. Nadszedł czas, by trochę dojrzeć.
Dolałam cytrynowej wody do szklanki, po czym wyszłam z kuchni, aby dołączyć do znajomych.
- Poszłam tylko się napić –
rzuciłam, wchodząc do salonu. Posłałam zgromadzonym przepraszający uśmiech i zajęłam ostatnie wolne przy szklanym stoliku miejsce. Okrągły purpurowy puf delikatnie zapadł się pod moim ciężarem.
- To co? Bierzmy się za żarcie - zaproponowała Raven, już sięgając po czekoladową babeczkę. Była wyraźnie rozpromieniona. Bardzo ucieszył ją widok Rosaline. Jakby wstąpiło w nią nowe życie.
Po chwili wszyscy ze smakiem zajadaliśmy się wypiekami i nikomu nie przeszkadzało, że były to najtańsze babeczki z pudełka.
- To co? Bierzmy się za żarcie - zaproponowała Raven, już sięgając po czekoladową babeczkę. Była wyraźnie rozpromieniona. Bardzo ucieszył ją widok Rosaline. Jakby wstąpiło w nią nowe życie.
Po chwili wszyscy ze smakiem zajadaliśmy się wypiekami i nikomu nie przeszkadzało, że były to najtańsze babeczki z pudełka.
♥ ♥ ♥ ♥
* Holly po angielsku znaczy ostrokrzew, stąd to nawiązanie do świąt
Witam i o zdrowie pytam! ^^ U mnie ostatnio bardzo dobrze, chociaż w normalnych warunkach pewnie płakałabym w poduszkę, że to ostatnie dni ferii. Przyznam, że ze zniecierpliwieniem oczekiwałam Twojego kolejnego rozdziału. Weszłam chwilę przed szesnastą, aby sprawdzić czy coś dodałaś, a gdy nic nie zobaczyłam, pomyślałam, że dziś pewnie nic się już nie ukaże. Myliłam się jednak, z czego bardzo się cieszę.
OdpowiedzUsuńNaprawdę niezdara z tej Sucrette. Dodatkowo sztywna z niej osóbka, skoro to Nataniel wykazał się większym poczuciem humoru od niej. Co ona musiała robić z tymi serpentynami, że tak głupkowato się w nie zaplątała. Tańczyła? Przynajmniej tak to sobie wyobraziłam, bo która normalna osoba kręci się z wstążkami wokół własnej osi, na końcu zaliczając solidny upadek. Eh, nie za bardzo przypadła mi do gustu ta postać. Za bardzo kojarzy mi się z Melanią, którą, jak dobrze wiesz nie toleruję.
Aż mi serduszko drgnęło, gdy wyobraziłam sobie zakochaną Holly. Nie spodziewałam się po niej tak głębokich uczuć na tym etapie; zawsze była taka zimna, opanowała do perfekcji ukrywanie nieprzyjemnych dla niej uczuć, co zresztą sama przyznała. Jedyne, czego się teraz obawiam to, że Duncan wszystko spieprzy. Niby odnoszę wrażenie, że podoba mu się główna bohaterka, ale gdzieś głęboko w mojej głowie tli się światełko, że tylko się nią bawi. Obym się myliła.
W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się, że przyjaciółką Raven okaże się Rosaline! Dziewczyny posiadają wiele wspólnych cech, co powinno korzystnie wpływać na ich znajomość. Hm, skoro mamy już Rosaline to może pojawią się także Lysander i Leo. :D Szczerze, nie za bardzo zależy mi na obecności tych dwojga, aczkolwiek mogłoby być ciekawie. Eh, mój spartaczony umysł znów podpowiada mi negatywne zakończenia. Proszę Cię tylko, aby Raven nie porzuciła Holly! Nie przeżyłabym tego. Wyrażam głęboką nadzieję, iż dziewczyny zaczną się przyjaźnić we trzy, chociaż przyznam, że za Rosalina również nie przepadam. Mam bardzo wybredny gust.
Sposób w jaki Raven przyjęła swoją starą znajomą był naprawdę piękny i wzruszający. Sama chciałabym kiedyś być tak przez kogoś witana. ;( W pełni rozumiem Holly, bo sama jestem w podobnej sytuacji co ona. Tylko, że ja nadal przebywam w Bostonie, w którym nie za wiele osób, by o mnie pamiętało. Chyba czas w końcu przenieść się do Crystal Hills.
Chciałabym, żeby w kolejnym rozdziale miała miejsce konfrontacja Duncana z Holly. Wprost nie mogę doczekać się reakcji naszej głównej bohaterki na widok degenerata, po tym co zaszło w domu Holdenów.
Dodawaj kolejny rozdział, jak najszybciej. Nie karz mi czekać w niepewności! Życzę Ci dużo weny, czasu oraz jak najwięcej świetnych pomysłów. Do następnego! xx
Super, czekam na next! :*:*:*
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, jestem nowa i zapraszam do oceniania mojego pierwszego rozdziału! Liczę na jakieś rady i wskazówki. Do zobaczenia! :D
Jupi!!! Nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńCzy imię Rosaline to przypadkiem nie Rozalia? Jak tak, to zapowiada się... zresztą JUŻ jest ciekawie.
Szalenie podobają mi się twoje wszelkiego rodzaju opisy. Tak przyjemnie się to czyta;)
Wybacz mi mój słabej jakości komebtarz, gdyż przed chwilą właśnie sończyłam oglądać któryś odcinek anime Death Note i moje myśli krążą wokół tego, więc jestem trochę rozkojarzona.
Wracając do rozdziału, jest świetny pod każdym względem... no prawie, bo fajnie by bylo, gdyby był trochę dłuższy. Rozumiem jednak, że jest jeszcze nauka;)
Ślę mnóstwo weny i życzę dobrych ocen w szkole, a w wolnej chwili zapraszam do siebie:
http://niecodziwnahistoria.blogspot.com/?m=1
Pa pa:)
Witam, witam. Rozdziałik jak zwylke bardzo fajny. Z tą zakładką jakoś przeboleje. Postaram się użyć wyobraźni, chociaż u mnie będzie to trudne. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę duużo weny. ~ Twa wierna czytelniczka ^.^
OdpowiedzUsuńWitaj! :) Właśnie chciałam Cię poinformować, że zostałaś nominowana przeze mnie do LBA! Więcej tu: http://shade-of-scream.blogspot.com/2016/02/lba-liebster-blog-award-2016.html
OdpowiedzUsuńJej. Nie było mnie kilka dni, wchodzę i patrzę rozdział. Muszę trochę odetchnąć po pierwszym dniu po feriach. Bardzo mi się rozdział podobał. Jak zawsze zaskakujesz. Piszesz pięknie. Bardzo fajnie się czyta. Jest to dla mnie przyjemność.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego. Czekam niecierpliwie :D
Pozdrawiam i przesyłam wenę :D
Hejka!
OdpowiedzUsuńChciałam powiedzieć, że jestem tu nowa i jakże się cieszę, że znalazłam ten o to blog :>
PS.Napiszę komentarz jak znajdę trochę czasu ;))