Spis lektur obowiązkowych

środa, 2 marca 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 27
„Piękne słowa lubią maskować brzydkie intencje.”
~R. Kosik

     Leniwie gmerałam widelcem w sałatce z kurczakiem. Początkowo robiłam wyłącznie selekcję składników – na bok odgarniałam kawałki mięsa, a konsumowałam rukolę oraz czerwoną paprykę. Jednakże, słysząc kolejną opowieść Rosaline o ekskluzywnym paryskim butiku, w którym zostawiła małą fortunę, straciłam cały apetyt. Starałam się nie zwracać uwagi na relacje białowłosej z wyprawy po Europie, będącej sprawczynią trzymiesięcznej nieobecności dziewczyny w Crystal Hills. Niespecjalnie interesowałam się, w jakim kraju ludzie najlepiej się ubierali. Aczkolwiek reszta naszej wesołej gromadki z przyjemnością przysłuchiwała się wywodowi nastolatki, co zapewne przerażało mnie najbardziej. Jedyną osobą, którą podejrzewałabym o miłość do mody była Sucrette, a tym czasem Dake, Nath oraz Raven z uporem maniaka łykali każde słowo wypowiedziane przez białowłosą.
     - No wiecie, niechcący upuściłam portmonetkę, a jak przystało na wzorową pracownicę, schyliła się, żeby mi ją podać. A gdy to zrobiła, jej sukienka się podwinęła i było widać wszystko! – Rosaline teatralnie przysłoniła usta dłońmi w geście zszokowania. – Nie spodziewałabym się tego po ekspedientce z tak renomowanego butiku.
     - Kurczę, chciałbym to zobaczyć – mruknął Dake, podpierając głowę na pięści. W jego oczach dostrzegłam rozmarzenie, a na twarz wkradł się niewinny uśmieszek.
     - Masz Iris, debilu – warknęła różowowłosa, po czym wbiła palec pomiędzy żebra siedzącemu obok niej chłopakowi. Ten syknął z bólu i złapał się za miejsce, z którego rozchodziło się uczucie dyskomfortu.
     - O mój Jezusku! Masz dziewczynę? – zawyła radośnie białowłosa. – Jak fantastycznie!
     Dziewczyna położyła dłonie na swych lekko zarumienionych policzkach, kręcąc przy tym głową na boki. Wyglądała, jakby chciała odgonić natrętną muchę, zwabioną intensywnym zapachem jej malinowych perfum.
     - Nie jesteśmy razem – szybko sprostował Dake, posyłając Black spojrzenie przepełnione do granic możliwości nienawiścią.
     - Ale miłość wisi w powietrzu, czuję ją – pisnęła entuzjastycznie nastolatka.
     Wywróciłam oczami ze zmęczenia. Ledwo powstrzymywałam się przed uderzeniem głową o stół oraz wyjściem ze stołówki w iście widowiskowym stylu. Opowieści z podróży były do przejścia – mogłam trochę dowiedzieć się z nich o mieszkańcach poniektórych państw. Natomiast ploteczki o miłości masakrowały mój mózg. Nigdy nie lubiłam typowo babskich pogadanek o facetach, a ostatnie wspomnienia związane z Duncanem jeszcze bardziej obrzydziły mi owe tematy.
     Rosaline próbowała przez dobre pięć minut wydobyć z Morgana jakiekolwiek informacje. Jedyne, czego się dowiedziała, to wygląd ukochanej Dake’a, który opisała jej Raven. Blondyn bynajmniej nie był skory do rozmowy o Iris. Czyżby drobne komplikacje już na początku związku? Chciałam wygadać, że całkiem niedawno widziałam parę nastolatków w kinie, jednak nie po to ukrywałam się przed kolegą z klasy w sposób co najmniej żałosny, żeby potem samej puścić parę z gęby. Fakt, Duncan nie poszedł w moje ślady i bez skrępowania przemieszczał się po budynku, ale kto udowodni, iż byłam wtedy z Holdenem?
     - Tak swoją drogą, do jakiego klubu się zapisałaś? – Białowłosa skierowała pytanie do Black, kończąc tym samym torturowanie Dake’a.
     - Siatkarskiego – odparła dziewczyna, posyłając koleżance szeroki uśmiech.
     Panna Meyer popatrzyła na swoją rozmówczynię, jakby ta właśnie spadła z wysoko usytułowanego sufitu. Jej wzrok wręcz promieniował zaskoczeniem oraz dezorientacją. Widok całkowicie zbitej z tropu Rosaline przyprawił mnie o chwilową radość, jednak chęć cichego zaśmiania się od razu zdusiłam w zarodku.
     - Jak to? – szepnęła nastolatka. – Przecież siatkówka to sport.
     - Brawo, mój drogi Watsonie, odkryłeś tajemnicę! – zawołała Raven, przy czym klasnęła w dłonie, jakby rzeczywiście radowało ją spostrzeżenie białowłosej. – Razem z Su i Holly grzejemy ławę. Ale nie poddajemy się i dzielnie wierzymy, że kiedyś wejdziemy na boisko.
     Rosaline spojrzała na mnie i drugoklasistkę z wyraźnym rozgoryczeniem. Wykrzywiła przy tym w zabawny sposób swoje pełne usta, które na każdej przerwie malowała czerwoną szminką, aby na lekcji ze smakiem móc ją zlizać. Tłumaczyła, że zżerał ją stres, aczkolwiek miałam co do tego inną teorię. Bezgranicznie wierzyłam, że Porcelanowa Laleczka uzależniła się od kosmetyku i miała wielki problem, aby się do tego przyznać.
     - Naprawdę kręci was bieganie po śmierdzącej sali i wylewanie hektolitrów klejącego potu? Lepiej powiedzcie, ile Kruczek wam za to zapłaciła.
     - W sumie, to ja ją w ten klub wciągnęłam – rzuciła Sucrette, poprawiając mocno zawiązanego na czubku głowy kucyka. – Później ona zaprosiła Holly.
     - Okropność. – Meyer wzdrygnęła się, energicznie potrząsając przy tym głową. – A wy, co wybraliście? – Nastolatka skierowała pytanie do chłopców.
     - Koszykówka – warknął Dake. Najwidoczniej nadal trzymał urazę za natarczywe wypytywanie o niedoszłą ukochaną.
     - Akurat to mnie nie dziwi. Zapewne zapisałeś się tam ze względu na cheerleaderki – skwitowała Rosaline, krzyżując ręce na piersiach. Morgan bez wahania przytaknął, na co białowłosa zareagowała westchnięciem dezaprobaty. – A ty, Nath?
     - Klub miłośników literatury – odparł blondyn. – Mam nadzieję, że nadal znajdę na niego odpowiednią ilość czasu.
     - Nie rozumiem. – Białowłosa omiotła zagubionym wzrokiem każdego z nas z osobna.
     - Nasz pracuś został przewodniczącym pierwszych klas – odpowiedziała z dumą Raven. Różowowłosa naprawdę bardzo wierzyła, że chłopak zdołał to osiągnąć głównie dzięki niej. Zapewne wszyscy wiedzieli, iż Logan dopiął swego za pomocą doskonałego pomysłu na rzecz rozwoju szkoły, który przypadł do gustu znacznej większości licealnych kotów. Jednakże nikt nie odważył się wyjaśnić tego Black – nawet nie chciałam myśleć, jak bardzo wściekłaby się.
     - Najszczersze gratulacje! – pisnęła Rosaline, po czym przytuliła kolegę. – Też bym na ciebie zagłosowała, nawet pomimo twojej okropnej kolekcji czarnych podkolanówek.
     Raven wybuchła głośnym śmiechem, zwracając tym samym uwagę siedzących nieopodal nas uczniów. Dake przez moment dusił w sobie histeryczny napad radości, ale nie dał rady go powstrzymać. Do rechoczącej w niebogłosy dwójki dołączyłam zaraz po dostrzeżeniu niemal bordowej twarzy Nathaniela. Blondyn przyłożył dłoń do czoła. Możliwe, że chciał pokazać, jak bardzo załamało go nasze zachowanie, aczkolwiek osobiście uważałam, iż miał w planach chociaż w małym stopniu zakryć dorodny rumieniec.
     - T-to są skarpetki – wydukał chłopak, na co kolejna fala bezgranicznego śmiechu spłynęła na naszą trójką. Naprawdę nie chciałam drwić z kolegi, ale jego reakcje skutecznie mi to uniemożliwiały. – Przestańcie w końcu!
     - No właśnie – burknęła Sucrette, zwracając tym samym na siebie uwagę.
     Brunetka nadęła policzki oraz ściągnęła brwi, marszcząc przy tym w zabawny sposób czoło. Wyglądała jak mały bachor, któremu odmówiono kupna nowej zabaweczki. Razem z Raven oraz Dake’em skrzyżowaliśmy spojrzenia. Widziałam, że różowowłosa zagryzała wewnętrzną stronę ust, aby powstrzymać śmiech. Biedna miała naprawdę spore problemy z zachowaniem emocji w sobie – tyczyło się to tych złych, jak i dobrych.
     - W porządku, będziemy grzeczni – rzucił Morgan, unosząc obie ręce w geście kapitulacji.
     Nadal z szerokim uśmiechem na ustach spoglądnęłam na Rosaline, która w zaistniałej sytuacji jako jedyna pozostała obojętna. Białowłosa zacisnęła wargi w wąską kreskę i nad wyraz energicznie mrugała powiekami. Jednakże jej piwne oczy wręcz błyszczały z zachwytu. Pomimo krótkiej znajomości z dziewczyną, zdążyłam już zapoznać się z niewielką częścią odruchów, nad którymi nie miała kontroli. Między innymi miała świecące tęczówki, kiedy dostrzegała zakochanych w sobie ludzi. Po raz pierwszy zauważyłam to, gdy na przyjęciu powitalnym u Raven włączyliśmy denną komedię romantyczną. W połowie seansu usnęłam na ramieniu Dake’a, ale wcześniej udało mi się zwrócić uwagę na duże oczy Meyer. Wydawały się być szkliste od łez, kiedy jakakolwiek para wyraźnie miała się ku sobie. Z pewnością wzruszenie nie odgrywało tutaj większej roli, albowiem filmowi sąsiedzi różnej płci prowadzili beznamiętną pogadankę podczas jazdy samochodem.
     Drugi raz Rosaline miała ogniki w ślepiach podczas obecnie trwającej przerwy. Dokładniej mówiąc, kiedy na pierwszy plan przedarł się Morgan ze swoją dziewczyną. Biorąc pod uwagę wszystkie trzy przypadki, bez skrępowania wysunęłam wniosek, że białowłosa po prostu nazbyt ekscytowała się, gdy miłość wisiała w powietrzu.
     Nagle rozniósł się głośny dzwonek, oznajmiający nieubłaganie zbliżającą się lekcję. Wyrwani z chwilowej zadumy, poskładaliśmy tacki na jedną stertę i ruszyliśmy na zajęcia niczym szóstka skazańców kroczących na ścięcie.


     Klasę od hiszpańskiego opuszczałam wręcz wypompowana z sił, za to z pierwszą uwagą w dzienniku. Panna Stanley uniosła głos na nauczyciela, też coś. Nie byłam wściekła, lecz dumna. Stoczyłam czterdziestominutową walkę z belfrem o sprawiedliwość. Pojedynek skończył się moją sromotną klęską, ale przynajmniej mogłam szczycić się na prawo i lewo, że próbowałam zapobiec odbyciu się na przyszłej lekcji pracy klasowej. Czego nie dokonała znaczna większość klasy.
     Niespiesznym krokiem zeszłam po schodach na parter, po czym skierowałam się w stronę ławeczki przy gabinecie dyrektorki. Raven oraz Dake nie mieli tyle szczęścia, co ja, toteż w podskokach wylądowali na różowym, puchatym dywaniku w kształcie równoległoboku. Pani Shermansky zaczynała swoją karierę nauczyciela właśnie od matematyki. Ten przedmiot fascynował ją równie bardzo jak corgie, których miała aż pięć. Właśnie dlatego wszystkie sale od przedmiotów ścisłych wręcz lśniły nowością. Jako absolutna humanistka nie rozumiałam tej miłości, a wręcz uważałam ją za nienormalną.
     Opadłam na drewniane siedzenie z głośnym westchnięciem. Leniwie przesuwałam oczami po twarzach uczniów, którzy kierowali się do głównych drzwi. Czułam niewielką zazdrość, bo chyba w tym roku szkolnym jeszcze nigdy nie chciałam tak bardzo móc wrócić do domu. Przez moment rozważałam ucieczkę z treningu, ale zaliczyłam już nieobecność w piątek, a pani Williams wprost nienawidziła luźnego podejścia. Pełną gębą wyznawała zasadę, że albo robisz coś całym sobą, albo nie robisz tego wcale.
     - O, hejka. Jeszcze masz zajęcia? – Usłyszałam wesoły głos, dobiegający od strony pokoju nauczycielskiego. Zerknęłam w tamto miejsce zdziwiona. Przecież żaden z wykładowców nie odezwałby się w taki sposób do ucznia. Jednakże przed drzwiami nie dostrzegłam siwiejącego belfra, a rozpromienioną Rosaline, podchodzącą do mnie z wyciągniętą kartką. – Dostałam się do kółka teatralnego!
     - Super – mruknęłam, siląc się na uśmiech. Wzięłam od koleżanki kawałek papieru, po czym zaczęłam udawać, że bardzo zainteresowałam się tkwiącymi na nim literkami. – Lubisz aktorstwo?
     - No co ty! – Białowłosa machnęła ręką. Zatrzymała dłoń kilka centymetrów przed moją twarzą, jakby chciała pochwalić się seledynowym lakierem do paznokci. – Kocham modę i sama projektuję ubrania. Chcę tworzyć kostiumy na przedstawienia.
     - To chyba ambitniejsze od uczenia się ról – stwierdziłam. Rosaline zaśmiała się cicho pod nosem. Najwidoczniej moje słowa były dla niej wielkim komplementem. Sama również byłam zdziwiona tym, co powiedziałam. Jeszcze pięć minut temu uważała Meyer za prostą nastolatkę, ślepo podążającą za modą. Tymczasem ona chciała stanąć na czele tej zawiłej branży i zacząć projektować nowe trendy. Musiałam przyznać, że mile mnie to zaskoczyło, a na białowłosą chyba zacznę patrzeć pod innym kątem.
     - Tak właściwie, dlaczego tutaj siedzisz? Przechlapałaś czymś sobie? – zapytała z troską dziewczyna, zajmując miejsce obok.
     - Nie ja, ale Raven i Dake raczej mają poważne kłopoty – odparłam.
     - Jakoś mnie to nie dziwi – fuknęła Rosaline, po czym skrzyżowała buńczucznie ręce na piersiach. – Kruczek wszem i wobec wyznaje, że nienawidzi Morgana równie mocno jak kisielu, a prawda jest taka, iż wskoczyłaby za niego w ogień. I vice versa. Kiedy ta dwójka działa wspólnie, to w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach wpadają w tarapaty.
     - Muszę przyznać, że w tym, co robią są nad wyraz skuteczni.
     Dębowe drzwi otworzyły się gwałtownie. Pozłacana klamka uderzyła z hukiem o ścianę. Niemal usłyszałam pękający tynk.
     - Nie trzaskaj, panno! – W towarzystwie krzyków dyrektorki, na korytarz dumnym krokiem weszła super bohaterka Raven, a za nią jej wierny giermek – Dake.
     Blondyn ukłonił się starszej kobiecie na do widzenia i z niezwykłą delikatnością zamknął przejście do landrynkowego królestwa pani Shermansky.
     - I co? – spytałam niepewnie, widząc rozpromienione twarze znajomych.
     - Wstrętne paskudy! Chociaż raz moglibyście trzymać języki za zębami! Nakręcacie się nawzajem, a później są tego przykre skutki. – Rosaline wstała nagle z ławeczki. Rozzłoszczona wymachiwała rękoma na wszystkie strony. Jej dotychczasowa radość z członkostwa w kółku teatralnym odeszła w zapomnienie.
     - Uspokój się. Dostaliśmy jedynie uwagi oraz przymus przeproszenia Lincolna. Za to praca klasowa się nie odbędzie, bo dyrka stwierdziła, że nie została zapowiedziana z tygodniowym wyprzedzeniem, a jest to niezgodne z regulaminem – powiedziała różowowłosa, a następnie przybiła piątkę z chłopakiem.
     - Wylądowaliście na dywaniku przez głupią klasówkę? – zapytała z niedowierzeniem Meyer. Nastolatka plasnęła dłońmi o swoje policzki.
     - W tym przypadku chodziło o odgórnie ustalone zasady, które zostały złamane w sposób obrzydliwie naganny – powiedziałam profesorskim tonem, poprawiając wyimaginowane okulary, które zsunęły się z mojego nosa.
     - I ty stoisz po ich stronie? – zawyła Rosaline. – O mateńko, pierwszy dzień jestem w szkole, a już dostałam migreny. Na dodatek zapomniałam aspiryny z domu.
     - Wyluzuj, przecież to tylko głupia uwaga. Przez te wakacje stałaś się jeszcze większą panikarą – westchnął Dake, po czym ruszył w stronę strefy sportowej.
     - Co za bezczelność! – pisnęła dziewczyna. Prychnęła z wyższością i odwróciła się do mnie oraz Raven. Jej usta na powrót rozciągały się w przyjaznym uśmiechu. – Skoro dzisiaj kończymy o tej samej godzinie, to może pójdziemy na shopping? Przy restauracji pani Mao otworzyli nowy butik i po prostu muszę do niego zajrzeć. Przez szybę widziałam niektóre ciuszki, są super!
     - Taa… Widziałyśmy go. Holly chciała zarąbać im żyrandol – mruknęła różowowłosa, wskazując na mnie palcem.
     - Ej, wcale nie! – żachnęłam się. – Teraz to zmyślasz!
     - Nie martw się, kochana. Ja chcę ukraść stamtąd wszystko! – Rosaline przyłożyła dłonie zwinięte w piąstki do twarzy, machając przy tym głową.
     - O ile później skoczymy na obiad – powiedziała Raven.
     - Jasne – przytaknęła Meyer. Dziewczyna zwróciła spojrzenie swoich piwnych oczu na mnie. Wzruszyłam obojętnie ramionami, bo wiedziałam, że i tak postawią na swoim. – Będę lecieć, nie chcę spóźnić się na moje pierwsze zajęcia. Spotkamy się pod szkołą.
     Białowłosa machnęła nam na pożegnanie, po czym wbiegła schodami na piętro. Kółka teatralne oraz muzyczne miały siedzibę na auli. Nauczyciele wyszli z założenia, że najlepiej od samego początku przygotowywać nowych adeptów do stania na scenie. Wiadomym nie od dziś było, że człowiek znajdujący się na widoku, bez możliwości jakiejkolwiek ucieczki, stresował się znacznie bardziej od osoby przebywającej na tej samej wysokości, co widzowie. Z mojego punktu widzenia można określić to jako znęcanie się psychiczne, aczkolwiek owe tortury przynosiły zdumiewające rezultaty. Już dwa lata z rzędu kółko teatralne ze Stoney Bay High School wygrywało międzystanowe konkursy, a szkolna orkiestra została zaproszona na otwarcie towarzyskiego meczu bostońskiej drużyny rugby.
     Wraz z Raven dołączyłyśmy do Dake’a, który powoli kierował się do szatni sportowej. Cała nasza trójka była wyraźnie spóźniona i zapewne nie umknie to uwadze trenerów. Śmiałam sądzić, że wszyscy wykładowcy w tym liceum mieli bzika na punkcie punktualności, a przede wszystkim dotyczyło to nauczycieli wychowania fizycznego.
     - Może chcesz pójść z nami na zakupy? – zaproponowała prześmiewczo różowowłosa, klepiąc kolegę po plecach.
     - Wybaczcie, ale nie. Mam ciekawsze zajęcia na dziś – odparł chłopak, a na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech.
     - Ciekawe jakie? – mruknęła Raven.
     - O siódmej wpada do mnie Iris i muszę trochę posprzątać.
     - Że co? – krzyknęła nastolatka. – Przecież mówiłeś, że się nie spotykacie.
     - To była wersja dla Ros. Znasz ją, nie dałaby mi spokoju – westchnął.
     - Ale zdajesz sobie sprawę, że zaraz po treningu o wszystkim jej powiem, prawda?
     - Daj spokój. Rozumiem przyjacielską szczerość, jednak czasami mogłabyś mieć przed nią jakieś tajemnice. Zwłaszcza, że w tym przypadku nie rozchodzi się o żadną z was.
     Raven milczała przez dłuższą chwilę. Najwyraźniej postanowiła przemyśleć słowa blondyna. Przeczesała dłonią swoje krótkie włosy w kolorze wyblakłego różu i westchnęła:
     - W porządku, ale wisisz mi burgera z dużymi frytkami oraz colą.
     - Niech stracę – mruknął Dake, po czym objął dziewczynę w talii, przyciągając do siebie.
     Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Rosaline miała całkowitą rację, niby mówili o nienawiści, którą się obdarzali i dokuczali sobie na każdym kroku, ale były to zwykłe, koleżeńskie zaczepki. W ostateczności zawsze kończyli sprzeczki rozejmem, zawierającym obopólne korzyści. Zapewne właśnie w takich chwilach powstawały te wszystkie historyjki o nieprzeminionej przyjaźni, a ich autorami byli ludzie tacy jak ja – stojący z boku obserwatorzy bez grama odwagi, by dołączyć do cieszących się swoją obecnością znajomych.


     Czarny Dodge Ram nieprzepisowo zatrzymał się na jezdni, całkowicie blokując jeden pas. Rozpromieniłam się momentalnie, kiedy Rosaline otworzyła drzwi i z ponadprzeciętną gracją opuściła pojazd. Bez ociągania poszłam w jej ślady. Wystawiłam nogi na zewnątrz, po czym dosłownie zeskoczyłam na chodnik. Znajomy Raven najwyraźniej nie wyznawał zasady, że dziewczyny łatwiej było podrywać na sportowe samochody, które ledwo odstawały od ziemi. Jednakże uważałam nazbyt wysokie auta za kiepski wybór i bardzo współczułam wszystkim kobietom, muszącym w krótkich, obcisłych sukienkach pakować się do nich.
     Odetchnęłam z ulgą, stając przed dwupiętrowym budynkiem, gdzie mieściła się chińska restauracja oraz nowy butik. Atmosfera panująca w pojeździe przez całą drogę była tak ciężka, że spokojnie dałoby radę pokroić ją plastikowym nożykiem. Początkowo ucieszyłam się, kiedy różowowłosa oznajmiła, iż do sklepu mogli nas podwieźć jej znajomi. Aczkolwiek mój dobry humor, spowodowany brakiem konieczności pójścia na zakupy pieszo, prysł równie szybko, jak się pojawił. Konkretniej mówiąc, spochmurniałam widząc, czyim samochodem będziemy jechać. Na szkolnym parkingu dostrzegłam dwóch chłopaków, którzy w piątek postanowili podręczyć Kevina. Przemilczałam całą sytuację, a złowrogim spojrzeniem dałam licealistom do zrozumienia, że doskonale ich pamiętałam.
     Raven wesołym głosem pożegnała się z kolegami i po chwili również stała na szarym chodniku. Bez słowa wkroczyłyśmy do eleganckiego butiku. Po otwarciu drzwi usłyszałam cichy dźwięk dzwonka, tak cholernie oklepany, że ledwo powstrzymywałam się przed uderzeniem otwartą dłonią w czoło.
     - Witam serdecznie. – Dobiegł mnie życzliwy męski głos. Skierowałam wzrok w stronę, skąd rozległ się przyjemny dla ucha ton. Za długą, marmurową ladą stał wysoki brunet w ciemnym garniturze. Jego czarne oczy, otoczone kaskadą długich rzęs, wpatrywały się w nas z przyjaznym błyskiem. Na chudej, pociągłej twarzy młodego mężczyzny widniał pogodny uśmiech, ani trochę nieprzypominający sztucznego grymasu, który prezentowała większość sprzedawców. Nie wprawiał on jednak w zgorszenie klientów, a wręcz przeciwnie – namawiał ich do wypełnienia największej szafy, jaką mieli w domu, wyłącznie ubraniami z tegoż właśnie butiku.
     - Dzień dobry – odparłyśmy jednocześnie, na co brunet zaśmiał się pod nosem.
     - Może pomóc w wyborze? – zaproponował ekspedient, aczkolwiek pozostał w absolutnym bezruchu na dotychczasowym miejscu.
     - Nie, dziękujemy. Na razie przyszłyśmy się jedynie rozejrzeć – powiedziała Rosaline, która już zdążyła dorwać się do wieszaków z sukienkami.
     - Rozumiem. Gdyby panie zechciały jednak mojej pomocy, proszę śmiało wołać.
     Mężczyzna skinął delikatnie głową, po czym przysunął sobie czarny, skórzany fotel z wysokim oparciem i rozsiadł się na nim wygodnie. Wyraźnie od niechcenia począł pisać coś na laptopie, czasami rzucając w naszą stronę ukradkowe spojrzenia spod na w pól zamkniętych oczu.
     Wziął was za idealne kandydatki na złodziejki. Wiesz, Holly, przynajmniej znalazłaś jakąś alternatywę, gdyby chęci do dalszej edukacji opuściły cię bezpowrotnie.
     Westchnęłam z rezygnacją, udając ogromne zainteresowanie bluzkami, na które w każdej innej sytuacji nawet bym nie spojrzała. Nie było to spowodowane ich wątpliwym pięknem, albowiem prezentowały się niezwykle dobrze. Powód stanowiły ich ceny. Do dnia dzisiejszego twierdziłam, że dwieście dolarów kieszonkowego to naprawdę wysoka kwota. Moje przekonania zostały w brutalny sposób rozwiane, kiedy zerknęłam na metki poniektórych ubrań sprzedawanych w tym sklepie. Za wartość jednego takiego ciuchu spokojnie mogłabym wykarmić się przez tydzień, a nawet jeszcze zostałyby jakieś drobniaki.
     - O mamuniu, chyba się zakochałam! – pisnęła Rosaline. Odwróciłam się do dziewczyny, trzymającej przed sobą fiołkową sukienkę przypominającą przydługą koszulę bez guzików, do której został doszyty czarny frak. Przednia część kamizelki kończyła się zaraz pod biustem, co najpewniej miało podkreślić kobiece walory.
     - Nie przesadzasz trochę? Widziałam tutaj o wiele ładniejsze – mruknęła Raven, podchodząc do koleżanki. – I znacznie tańsze – dodała, kiedy spojrzała na metkę.
     - Doskonale będzie pasować do moich długich sznurowanych kozaków, które zakupiłam we Włoszech. Biorę ją bez gadania – oznajmiła białowłosa, po czym skierowała się do kasy.
     Razem z Black wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i podążyłyśmy za uradowaną nastolatką. Najwyraźniej obie nie lubowałyśmy się w stylu, który reprezentował butik, toteż postanowiłyśmy dłużej nie udawać, że cokolwiek nas zaintrygowało.
     - Czy na tym kończy pani zakupy? – zapytał sprzedawca, pakując do papierowej torby sukienkę. Rosaline przytaknęła, chociaż jej błądzący po biżuterii wystawionej na ladzie wzrok głośno krzyczał, że dziewczyna pragnęła czegoś jeszcze. – Płaci pani trzysta dwadzieścia dolarów i czterdzieści dziewięć centów.
     Kaszlnęłam głośno, kiedy usłyszałam tę abstrakcyjną cenę. Raven popukała mnie kilkakrotnie po plecach, dając tym samym do zrozumienia, że ona również nie rozumiała decyzji Meyer. W myślach już liczyłam, ile mang kupiłabym za pieniądze, które białowłosa bez mrugnięcia okiem wydała na jeden ciuch.
     Dziewczyna wyciągnęła z czerwonego, skórzanego portfela złotą kartę kredytową, a po chwili podała ją brunetowi. Właśnie w tym momencie naszła mnie myśli, że bardzo chciałabym poznać rodziców Rosaline, będących na tyle niemądrymi ludźmi, aby dać swojej piętnastoletniej córce możliwość trwonienia ogromnej gotówki. Gdybym dostała przyzwolenie na korzystanie z dochodów moich opiekunów, to zapewne teraz mieszkałabym wraz z całą rodziną pod mostem. Albo i stamtąd wyeksmitowałby nas komornik.
     - Mogę zadać panu mało dyskretne pytanie? – zaczęła niepewnie białowłosa, przy czym uważnie śledziła każdy ruch mężczyzny, podającemu jej w tym czasie terminal płatniczy.
     - Oczywiście, jednakże nie mogę obiecać, iż udzielę na nie odpowiedzi.
     - Jak ma pan na imię? – Rosaline odebrała drżącymi dłońmi od ekspedienta zakup wraz z kartą. – Przepraszam, ale zazwyczaj sprzedawcy mają plakietki, więc nigdy nie musiałam wypytywać o takie rzeczy.
     - Och, rozumiem. Jako jedyny pracuję w tym sklepie, więc doszedłem do wniosku, że byłoby to zbędne. Może się myliłem… - Brunet założył dłuższe pasemko włosów za ucho, po czym odkaszlnął, zasłaniając przy tym dłonią usta. – Nazywam się Leonard Middleton, miło panią poznać.
     - Rosaline Meyer. Mnie również jest bardzo przyjemnie pana poznać – przedstawiła się dziewczyna, a na jej policzki wstąpił lekki rumieniec.
     - Czy my także mamy podać swoje dane? – mruknęła zdziwiona różowowłosa, co rusz spoglądając na koleżanką i mężczyznę. Wyglądała, jakby wszystkimi siłami chciała zdefiniować sytuację, w której obecnie się znajdowaliśmy. Było to niezwykle trudne zadanie i podejrzewałam, że nawet wybitny psycholog bądź psychiatra miałby z tym problem.
     - Wybaczcie. Po mojej prawej stoi Raven, a po lewej – Holly.
     - Jej masochistyczne koleżanki, popełniające wielki błąd, kiedy zgadzały się na wspólne zakupy – rzuciła Black, uśmiechając się szeroko na widok zagubionego Leonarda.
     - Nie przesadzaj – warknęła przez zaciśnięte zęby Rosaline. – Będziemy już wychodzić. Z pewnością niedługo zajrzę ponownie.
     Białowłosa chwyciła przyjaciółkę za rękaw marynarki od szkolnego mundurku i pociągnęła ją w stronę wyjścia. Pomachałam brunetowi na pożegnanie i pospiesznie udałam się w ślady dziewczyn. Nawet na sekundę nie chciałam pozostać sama z młodym ekspedientem, który zapewne zechciałby usłyszeć, choć kilka słów tytułem wyjaśnienia.
     Nie patrzyłam przed siebie, ponieważ miałam pewność, że szłam za znajomymi. Wielce się zdziwiłam, gdy w progu butiku uderzyłam w kogoś z całej siły. Początkowo chciałam nakrzyczeć na koleżanki, które w bezczelny sposób i bez słowa ostrzeżenia nagle zatrzymały się w drzwiach. Zdążyłam już otworzyć usta, jednakże moje plany zostały zniszczone, kiedy uniosłam wzrok, a oczom ukazał się wysoki chłopak. Zachodzące słońce raziło mnie niemiłosiernie, toteż nie byłam w stanie baczniej przyjrzeć się twarzy osoby, na którą wpadłam. Wydukałam szybko ciche przepraszam, po czym przecisnęłam się w przejściu i wybiegłam na chodnik, gdzie czekały Rosaline oraz Raven. Zakryłam zarumienioną twarz przedramieniem. Moje policzki smagał ogień z głębi piekieł, a uczucie to dostarczało takiego dyskomfortu, że ledwo powstrzymywałam zbierające się w oczach łzy przed wypłynięciem. Nie wiedziałam, dlaczego nagle ogarnęło mnie zawstydzenie – niejednokrotnie wpadałam na ludzi. Tym razem jednak zdawałam sobie sprawę, że człowiek, na którego się natknęłam, był wyjątkowy. I to nie tylko za sprawą białych jak śnieg włosów oraz dziwnego stroju.


♥ ♥ ♥ ♥

6 komentarzy:

  1. Witam.
    Nie mogę zbyt długo kryć mojego entuzjazmu. Rozdział super. Ale fajnie! Lys, Leo dołączyli do opowiadanie. Od razu naszły mnie różne scenariusze z Lysandrem w roli głównej. Nie wiem czemu ale bardzo lubię tą postać, jest taka opanowana, tajemnicza... Podejrzewam że będzie walka o Holly ,, Lysander x Ducan '' Kogo wybierze główna bohaterka? Jak potoczy się jej historia? Niezmiernie się cieszę, że rozdziały są dodawane w tak krótkim odstępie czasowym, z jeszcze tak dobrym ogółem pisania. Pozdrawiam i życzę dużo weny.~ Twa wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć i czołem! ^^ Muszę przyznać, że spodziewałam się nowego rozdziału dopiero w weekend, ale cieszę się, że tak miło mnie zaskoczyłaś. Od kilku dni trapi mnie jedno pytanie. Gdzie się podziewa nasz uroczy degenerat Duncan? Sądziłam, iż w tym pościw coś o nim napomkniesz, ale widzę,że chcesz utrzymać nas w niepewności. Kurczę, nie mogę doczekać się weekendu!
    Nie za bardzo przypadła mi do gustu wykreowana przez Ciebie postać Rosaline. Jest taka wyniosła, ma denne poczucie humoru, nie potrafi rozmawiać na tematy niezwiązane z modą i stylem. Oczywiście, nie mam Ci tego za złe, aczkolwiek nie lubię tego typu osób. Swoją drogą dziwię się skąd piętnastolatnia dziewczyna posiada tyle pieniędzy. Mało kogo stać na wejście do sklepu, żeby bez zmrużenia oka wydać prawie czterysta dolarów na pierwszą lepszą sukienkę. Albo rodzice białowłosej to jakieś dobrze usytuowane, grube szychy, albo dziewczyna pracuje na czarno, czy coś w tym stylu, o co raczej jej nie posądzam. Rozbawiła mnie opowieść Rosaline o podwiniętej spódnicy pewnej ekspedientki w sklepie. Każdemu się zdarza, na pewno nie zrobiła tego specjalnie. Wiedziałam, że Dake rzuci jakimś głupim komentarzem. Gdyby było inaczej pomyślałabym, że jest chory, albo popadł w jakąś depresję. Swoją drogą, nie wyobrażam sobie cierpiącego na depresję blondyna. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że czuje on coś do Iris. Dake w poważnym związku? To nie ten typ chłopaka. On jest raczej jednodniowym ogierem, który rozkochuje w sobie dziewczyny, a następnie je rzuca. Chociaż, może się zmienił?
    Wracając do Rosaline, czy dziewczyna nigdy nie miała styczności ze sportem? Na wiadomość, że Holly, Raven i Sucrette uczęszczają do klubu siatkówki zareagowała tak, jakby dziewczyny właśnie oznajmiły, że zajęły się produkcją i sprzedażą dopalaczy. Osoba jej pokroju powinna wiedzieć, że dzięki ćwieczeniom można poprawić sobie sylwetkę, nie wspominając już o zdrowiu, a myślę, że białowłosej zależy na dobrym wyglądzie.
    Holly i Raven w roli buntowniczek? Znaczy, Raven zawsze mówiła to co myśli, ale Holly uważałam raczej za cichszą i bardziej ułożoną dziewczynę. Szanuję jednak, że nastolatki posiadają własne zdanie i potrafią o nie zawalczyć.
    Znów muszę wrócić do Rosy. Coś czuję, że na naszych oczach rozegra się historia pięknej miłości. Śmiała z niej osóbka, nie zaprzeczam. Oh, Holly i Lysander! Mam przeczucie, że zostanie on konkurentem Duncana. Sam fakt jak nasza nieczuła bohaterka zareagowała na białowłosego świadczy, iż to będzie coś głębszego. Mam nadzieję, że się nie mylę.
    Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału i jakichś oznak życia ze strony Duncana! Standardowo, życzę Ci dużo weny, czasu i samych świetnych pomysłów. Tych zwarianych pomysłów także. Napisałabym facepalm, ale to nie komiks. Haha Swoją drogą, ostatnio mam manię czytania dennych opowiadanek bez polotu. Pomysły niektórych bohaterek są wprost rozbrajające.
    Do następnego! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooooooooo. Chyba się przez pól godziny najbliższe nieogarnę!
    Lys! Leo! Cudo! Nie mogę normalnie, nie, nie, nie, nie.
    Przez cały rozdział powtarzałam wszystkie opisane gesty Rozalii, tak mnie wciągnęło. Ale cała scena od te ceny dalej, to czytałam chyba ze trzy razy, zanim do końca do mnie dotarła, i miałam takie ciarki w tym czasie, tak mi latały po plecach, że o jejku.
    Boziuuuuuu, dawno się tak nie emocjonowałam(jakiś tydzień. Albo trzy dni)
    Kurczę, co mam Ci więcej napisać.
    Nie mogę się doczekać dalszej historii.
    Pozdrawiam!!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Siemasz tęczólko!! Kiedyś miałam kucyla tęczólkę, no nie ważne. Rosaline idealnie odwzorowuje moją osobę. Również jestem chodzącym przykładem gustu i stylu, a dotego mam grację. Ale jestem skromna! 😂😂 Kiedy będą jakieś seksy z Duncanem? Bo podejrzewam, że na tego ssaka Lysandra nie ma co liczyć w sprawach łóżkowych. Och, w końcu mój Leoś!!!
    Czekam na kolejny rozdział. Baj baj, do next!! :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam! I od razu błagam o wybaczenie.
    Ostatnio się strasznie leniwa zrobiłam i odpuszczam sobie komentowanie blogów. Z resztą nie tylko komentowanie, bo coraz częściej nachodzi mnie nie moc w pisaniu. Ale już sytuacja jest opanowana! Nie ma czego się bać...
    Czytałam dwa razy rozdział ale kompletnie nie mam pomysłu co napisać. Rozszerzony polski mnie kiedyś wykończy. Całe swoje pokłady weny tracę na popieprzone rozprawki! Grr... No ale nie o mnie ma tu dzisiaj być.
    Mam nadzieję, że H0olly dogada się z Rozalią. Bardzo lubię białowłosą i troszku by było przykro... Chociaż, jak tak sobie pomyślę to w sumie nie było by to aż takie złe. No, bo cały czas Roza jest przedstawiana z tej dobrej strony, więc przydałby się od czasu do czasu jakiś kontraścik. Ostatnio zauważyłam, że strasznie kręcą mnie takie sprzeczności. Chyba za dużo yaoi czytam...
    Ależ mi się gęba cieszyła, kiedy przeczytałam o Leosiu. O matko! Aż mam ochotę piszczeć do swoich wyobrażeń, jak to by wyglądało dalej. Ahh....
    No i pojawił się Lysadner! Co prawda nie przepadam troszkę za nim. Znaczy się... Nie, że go nie lubię, ale to nie jest mój typ faceta. Ja wręcz szaleje za buntownikami ♥ Zastanawia mie jaki będzie miał charakter w tym opowiadaniu. Ciekawi mnie, czy będzie taki cichy, tajemniczy, czy może troszkę bardziej "odtajeminczysz" go. Zastanawia mnie jedna rzecz... Jak by wyglądał nasz Lysio w nieco mniej grzecznej wersji...
    Chyba za bardzo daję się ponieść fantazji... Może ja już skończę? Tak. To będzie najlepszy pomysł.
    Z niecierpliwością oczekuje kolejnego rozdziału i życzę ci samych cieplusich już dni, oraz mnóstwa weny do kolejnych postów.
    Serdecznie pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka!
    Po pierwsze:
    Lysiek. Woah, Lysieeeek! <3 Mam nadzieję, że będzie miał jakiś większy wpływ na fabułę ;D
    Bardzo podobały mi się opisy gestów Rozy. Tak ładnie to napisałaś, że aż się rozpływałam.
    "Zapewne właśnie w takich chwilach powstawały te wszystkie historyjki o nieprzeminionej przyjaźni, a ich autorami byli ludzie tacy jak ja – stojący z boku obserwatorzy bez grama odwagi, by dołączyć do cieszących się swoją obecnością znajomych."
    To zdanie sprawiło, że się zakochałam się w Holly. Piękne. Cudo. Ideał. Musiałam przeczytać kilka razy, żeby w końcu pojąć zajebistość tego zdania.
    Świetnie opisałaś pierwsze spotkanie Leo i Rozy. Takie ładne, lekkie i przyjemne dla mózgu i paczadeł. Ach, i w ogóle sama Roza bardzo mi się spodobała. Niewymuszona, że tak powiem.
    Dobra, lepiej już skończę. Czekam na kolejne i wszystkiego najlepszego (może jeszcze szczęśliwego nowego roku?)
    Pozdrówka :)

    OdpowiedzUsuń