Spis lektur obowiązkowych

niedziela, 6 marca 2016

Kocham ten rozdział miłością bezgraniczną. Dlaczego? Ponieważ zasiadłam i napisałam go w jeden dzień. Jak to cudownie, gdy wena spłynie na człowieka znienacka i wywoła na jego twarzy szeroki uśmiech oraz da porządnego kopa do działania.
Chyba ten wpis zadedykuję Lenie Rozalii Król. Tak, myślę, że to uzasadniony wybór i na dodatek całkiem dobry. Urzekło mnie Twoje zamartwianie się o Duncana i zastanawianie, gdzie on mógł się zapodziać. Otóż nigdzie nie poszedł. Nadal jest z nami i ma się całkiem dobrze. Także tego...
Cały rozdział poświęcony jest Prawej Ręce Szatana , szerszej publiczności znanej jako Duncan Holden.

Droga (nie) do miłości: Rozdział 28
„Liczą się tylko światy, które mogę stworzyć, nie ten syf, w którym muszę żyć.”
J. Nelson

     Część piwnicy, gdzie znajdowały się szafki była ogromna, a mimo to zawsze miałam wrażenie, że jej wielkość niewiele różniła się od wymiarów zwykłej sali lekcyjnej. Na każdej przerwie w podziemnej szatni zbierały się chmary licealistów, przepychających się do swojego schowka na książki. Nikt nie patrzył pod nogi oraz nie przejmował się, czy właśnie kogoś potrącił, albowiem najważniejszym celem stało się odłożenie zbędnych już podręczników i wzięcie nowych. Przez pierwszy tydzień nauki w tym liceum wykazywałam się kulturą osobistą, a każdą osobę, która stała mi na drodze przepraszałam bądź prosiłam, aby się przesunęła. Jednakże z biegiem czasu moje nawyki uległy diametralnej zmianie za sprawą pozostałych uczniów. Kiedy spostrzegłam, że inni na złamanie karku rwali do swoich szafek, najzwyczajniej w świecie zaczęłam robić to samo. Odnotowałam, że dzięki temu szybciej docierałam na lekcje, albowiem nie zatrzymywałam się co pięć kroków, żeby zaczekać, aż jakiś nastolatek łaskawie zejdzie z przejścia. Po prostu razem z ludzką masą parłam na ślepo, byleby tylko w dobrym kierunku.
     Westchnęłam z ulgą, gdy nareszcie stanęłam przed szafką z wyrytą setką. Znajdowała się ona niemal na samym końcu, toteż musiałam przebić się przez cały tłum. Raven nie miała takiego pecha – schowki zostały przydzielone w kolejności alfabetycznej, dlatego Black zawsze docierała do celu kilka minut przede mną. Właśnie w takich momentach nachodziła mnie ogromna ochota, aby zmienić nazwisko.
     Wpisałam odpowiedni szyfr, po czym pociągnęłam za drzwiczki. Metalowa blacha w czarnym kolorze nie drgnęła nawet o milimetr oraz nie wydała z siebie cierpiętniczego jęku, jak to miała w zwyczaju. Uderzyłam pięścią w szafkę i ponownie szarpnęłam za nią, lecz i tym razem się nie ugięła. Stłamsiłam w ustach szkaradne przekleństwo, by następnie kopnąć z całej siły w dolną część schowka. Złośliwość przedmiotów martwych wręcz porażała mnie do żywego. Przez myśl nawet mi przeszło, że dzisiaj mieliśmy poniedziałek czternastego, jednak później przypomniałam sobie, iż w tym miesiące ten trefny dzień nie występował. Aczkolwiek już przygotowywałam się psychicznie na nadejście grudnia.
     - Ale tych pierwszaków dużo. – Usłyszałam za sobą rozbawiony męski głos. Nie musiałam się nawet odwracać, aby zorientować się, do kogo należał. Ten ociekający złośliwością ton rozpoznałabym na końcu świata, a może i jeszcze dalej.
     - Taa… Shermansky i jej świta chyba robią selekcję naturalną – mruknęłam posępnie, odwracając głowę. Nie chciałam go teraz oglądać. Powinien dać mi chociaż miesiąc wolnego od swojej osoby, żebym mogła w spokoju poukładać myśli.
     - Jak tak patrzę na niektórych, myślę, że jest to całkiem niegłupi pomysł. – Oczami wyobraźni widziałam, jak posyłał otaczającym nas ludziom pogardliwe spojrzenie. – No nic. Widzę, że masz mały problem z szafką. Może pomogę?
     - Nie trzeba. Przyjdę na długiej przerwie i się z nią poszarpię – odpowiedziałam, po czym odwróciłam się twarzą do rozmówcy. Chciałam wyminąć jego wysoką sylwetkę, jednak grupka nastolatek skutecznie mi to uniemożliwiła. Zupełnie jakby nie miały gdzie stanąć. Ponadto zatłoczona do granic możliwości szatnia nie należała do miejsc odpowiednich na długie pogaduszki. Ostatkiem sił powstrzymywałam się przed nawrzeszczeniem na dziewczyny. Wiedziałam, że to nie one wypuściły bestię, będącą odpowiedzialną za sianie spustoszeń wszędzie tam, gdzie się pojawiła, natomiast na kimś musiałam się wyżyć. One po prostu znalazły się w niewłaściwym miejscu i o jeszcze gorszej porze.
     - Przecież nie masz książek – zauważył Duncan. Bezczelnie oparł się plecami o moją szafkę. Jego wzrok wprost błagał, abym zaczęła przed nim uciekać. Chciał mnie gonić po szkolnych korytarzach niczym psychopatyczny morderca, by w końcu dopaść pod zakluczonymi drzwiami i bezlitośnie uciąć moją głowę przy samej dupie. Nie chciałam dać mu tej chorej satysfakcji. Skrzyżowałam ręce na piersi, uważnie wpatrując się w oczy bruneta, które nie buchały jakimikolwiek emocjami. Momentami miewałam wrażenie, że chłopak stracił ślepia, a w jego oczodołach tkwiły protezy najnowszej technologii, które odbierały obraz jak prawdziwe narządy.
     - Zgłoszę nieprzygotowanie – rzuciłam beznamiętnie, wzruszając ramionami.
     - Jaką masz teraz lekcję?
     - Basen – odparłam. – Nawet na rękę by mi było, gdybym nie ćwiczyła.
     - Dlaczego nie trzymasz stroju w szatni sportowej?
     - Bo musiałam go wyprać.
     Zmrużyłam gniewnie oczy. Miałam serdecznie dosyć tych ciągłych pytań, a jeszcze bardziej denerwowałam się, że Holden brał moją osobę za kompletną idiotkę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że chłopak ani trochę nie odczuwał w stosunku do mnie troski – po prostu przyszedł się mną pobawić, aby te dziesięć minut przerwy szybciej mu minęło.
     - Dasz sobie w końcu spokój? – mruknęłam z nadzieją w głosie.
     Duncan jedynie zaśmiał się pod nosem w odpowiedzi. Przez chwilę kręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć, iż naprawdę zapytałam o coś tak bardzo irracjonalnego. Osiemnastolatek nie odpuszczał, choćby sam Bóg w spółce z Szatanem go do tego namawiali. Był uparty jak ostatni skurwiel, niemający już w swoim życiu niczego do stracenia.
     Nagle brunet odwrócił się i zaczął majstrować przy mojej szafce. Bez namysłu chwyciłam go za rękaw marynarki, dając do zrozumienia, że miał zaprzestać tych czynów. Spodziewałam się po koledze najgorszego, a za nic w świecie nie chciałam, aby mój szwankujący schowek na przybory szkolne rozleciał się niczym domek z kart. Zapewne niewielu nauczycieli uwierzyłoby, że kapitan męskiej drużyny koszykówki oraz prawie nienaganny uczeń zdewastował własność liceum. Cała wina zostałaby zrzucona na mnie, a mój budżet już i tak kulał, więc nawet gdybym chciała, nie mogłam pozwolić sobie na zakup nowej szafki. Chociaż z drugiej strony wyróżniałaby się na tle pozostałych metalowych skrzynek oraz zapewne otwierała z wdzięcznością, kiedy akurat tego potrzebowałam.
     - Pomogę ci, nie panikuj – rzucił rozbawiony Duncan. – Nie masz pojęcia, ile razy spotykała mnie identyczna sytuacja.
     - I co, wszystkie schowki nadal działają? – zapytałam ze strachem w głosie.
     - Lepiej niż wcześniej. A teraz odsuń się i daj mistrzowi pracować.
     Holden strzelił palcami u obu dłoni, na co drgnęłam zniesmaczona. Nienawidziłam tego okropnego dźwięku łamanych kości, chyba, że osobiście byłam jego sprawczynią. Cóż, hipokryzji się nie bałam, a nawet ją praktykowałam, za co każdego dnia budziłam się z gotowością do naplucia sobie w brodę.
     - Jaki masz kod?
     - Rok urodzin Cobaina – odparłam, jednakże widząc niepewną minę kolegi postanowiłam mu podyktować datę. Zdziwiłam się tą niewiedzą, albowiem uważałam, że Duncan lubował się w gatunku muzycznym, którego niezaprzeczalnie ikoną była Nirvana. Przynajmniej na takiego człowieka wyglądał. – Tysiąc…
     - Wiem – warknął. – Mój młodszy braciszek go wielbi.
     Brunet bez omyłki wykręcił na kłódce odpowiednie cyfry, po czym trzykrotnie uderzył pięścią nieopodal zamka w szafce. Metalowe drzwiczki jęknęły żałośnie, jednak ustąpiły pod naciskiem uderzeń.
     - Nie spodziewałem się, że aż tyle osób ich słucha – dodał chłopak.
     - Spróbuj oskarżyć mnie o gustowanie w muzyce pop, a tym razem bezdyskusyjnie cię ukatrupię – żachnęłam się. – Ale dziękuję za pomoc.
     - Dlaczego tym razem? – zapytał.
     Niech wszystko szlag trafi! Unikałam go od kilku dni, ponieważ nie chciałam się zwierzać, że jego słowa mnie zraniły. Teraz sama się wygadałam i to wyłącznie przez chwilową utratę ostrożności. Naprawdę nie zostałam stworzona do kłamania oraz zatajania rzeczy ważnych.
     Rozpaczliwie poszukiwałam wzrokiem kogokolwiek, mogącego mi pomóc. Właśnie w takich chwilach Raven, przyodziana w fioletowy strój wykonany z lajkry, powinna spaść wprost na Duncana, aby go unieruchomić, a tym samym dać mojej osobie szansę na ucieczkę. Niestety zostałam skazana wyłącznie na siebie, albowiem różowowłosa zapewne ślęczała teraz na korytarzu i całkowicie zrelaksowana wcinała czekoladowego batonika, gapiąc się przy tym w duży ekran telefonu. Najwidoczniej znałyśmy się za krótko, aby choć w niewielkim stopniu opanować telepatyczne porozumiewanie się, które w takich chwilach było wprost niezbędne.
     Nie wiedziałam, co odpowiedzieć Holdenowi. Rzuciłam mu ukradkowe spojrzenie, aby zobaczyć, czy w dalszym ciągu bacznie obserwował każdy mój ruch. Tym samym popełniłam ogromny błąd – skrzyżowałam wzrok z kolegą, czym dałam mu do zrozumienia, że wymigiwałam się od rozmowy z nim. Nie było już odwrotu, musiałam dać długą.
     Pospiesznie wyciągnęłam strój z szafki. Zrobiłam to na tyle nieporadnie, że przy okazji upuściłam na podłogę jeden z podręczników. Chciałam schylić się po książkę, jednakże Duncan okazał się posiadaczem lepszego refleksu. W ułamku sekundy pochwycił atlas do geografii, który notabene nie był mi do niczego potrzebny, a trzymałam go wyłącznie z lenistwa. Spadła na mnie kara boska za nie odniesienie do domu kilkudziesięciu stronnicowego elementarza w grubej okładce. Na Szatana, kto w ogóle tworzył takie narzędzia tortur dla kręgosłupa?
     Holden przez moment przyglądał się przedmiotowi, jakby widział coś równie nieekscytującego po raz pierwszy na oczy. Dostrzegając nieuwagę chłopaka, postanowiłam wyrwać swoją własność. W ostatniej sekundzie brunet uniósł wyprostowaną rękę, w której trzymał podręcznik, tym samym uniemożliwiając mi dostanie się do niego. Duncan mierzył metr dziewięćdziesiąt z kawałkiem, a ja nieco ponad półtora, więc moje szanse na odzyskanie książki były wręcz ujemne. Teoretycznie mogłabym płaszczyć się przed kolegą i niemal na kolanach prosić o zwrot atlasu, jednakże duma mi na to nie pozwalała. Ponadto już wolałabym przez miesiąc sprzątać terrarium Rocky’ego, stawiając na szali istnienie wszystkich palców.
     - Oddaj – westchnęłam, wyciągając dłoń w stronę Holdena.
     - Najpierw chcę odpowiedzi – zażądał nastolatek.
     - Naprawdę będziesz zachowywał się jak rozkapryszony gówniarz? – zapytałam, licząc, że to wpłynie na męskie ego i brunet polubownie zgodzi się oddać tę cholerną książkę. Nic bardziej mylnego.
     Duncan potwierdził ruchem głowy, uśmiechając się chytrze. Miałam dosyć jego brudnych zagrywek, a krew mnie zalewała od samego patrzenia na przystojną twarz chłopaka. Z głośnym trzaśnięciem zamknęłam metalowe drzwiczki, po czym wyminęłam Holdena i ponownie przepychając się przez tłum licealistów, ruszyłam w stronę schodów prowadzących na parter. Ten bój postanowiłam oddać walkowerem, zachowując chociaż godność. Bo cóż bez niej człowiek mógł począć, kiedy na każdym kroku łapczywe hieny próbowały zrównać go z poziomem śmierdzącego gówna, które leżało na trawniku w parku?
     Napierałam na zdecydowanie większych uczniów z ogromną siłą. Ci bardziej spostrzegawczy zauważali wściekłą dziewczynę z rządzą mordu wyrysowaną na twarzy i sami odsuwali się na bezpieczną odległość, choćby kosztowało ich to bliskim spotkaniem z twardą szafką.
     Słyszałam za sobą wściekłe nawoływania, ale nie miałam nawet najmniejszego zamiaru odwrócić się. Nie interesowałam się również losem atlasu do geografii. Równie dobrze Holden mógł oddać go na makulaturę bądź spalić, aby wyładować gniew. Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłabym się, gdyby chłopak z wściekłością rzucił w kogoś grubą książką.
     Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam się przy schodach prowadzących na szkolny korytarz, zaraz przed głównym wejściem. Wskakiwałam po dwa stopnie, byleby jak najszybciej dostać się na górę. Stamtąd już niewiele dzieliło mnie od strefy sportowej, gdzie za chwilę miałam mieć zajęcia z pływania. Ciarki przeszły mnie na samą myśl o chlorowanej wodzie, w której spędzę pół godziny. Nienawidziłam basenów, paskudnie na nich śmierdziało, a ponadto zawsze marzłam z powodu braku ogrzewających skórę promieni słonecznych.
     - Holly, kurwa!
     Słysząc swoje imię, odruchowo zerknęłam przez ramię. Duncan nieubłaganie zbliżał się, pokonując dzielący nas dystans dużymi krokami. Złość wręcz z niego wyciekała, natomiast nie wyglądał na zmęczonego. Nie miałam czemu się dziwić. Gdy ja uprawiałam zwariowany marszobieg, on spacerował szkolnym korytarzem.
     Poprawiłam torbę, która powoli poczęła spadać z mojego ramienia i uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. W ułamku sekundy rzuciłam się do szaleńczego biegu. Przecież nie mogłam dać się złapać tak łatwo. Przy okazji chciałam trochę rozruszać Holdena. Wiedziałam, że jeszcze bardziej się przez to zdenerwuje, aczkolwiek lubiłam igrać z ogniem, zwłaszcza, kiedy siłą rzeczy nie był on w stanie mnie poparzyć.
     Pobrzmiewały coraz głośniejsze kroki, które bezwzględnie zbliżały się. Zdołałam wykrzesać jeszcze ostatnie siły na przyspieszenie biegu. Za pojedynczymi osobami, krążącymi bez calu po korytarzach, dostrzegłam skręt do strefy sportowej, gdzie mieściły się szatnie, pokój wuefistów oraz różne obiekty służące do prowadzenia zajęć. W duchu cieszyłam się, że za moment zniknę za dwuskrzydłowymi drzwiami i w podskokach pognam do przebieralni, a tym samym uniknę konfrontacji z Duncanem.
     Nagle drzwi od gabinetu dyrektorki otworzyły się, a zza nich wyłonił się Corey. Blondyn trzymał naręcze wszelakich teczek po brzegi wypełnionych papierami. W ostatniej chwili zdążyłam zahamować. Gdybym nie zaprzestała biegu, wpadłabym z impetem na chłopaka, rozwalając przy okazji całe sterty kartek. Bałam się ścigającego mnie Holdena, jednakże wściekła pani Shermansky stanowiła zło wcielone. Z całą pewnością wolałam znaleźć się w szponach bruneta niż uroczo wyglądającej babuni.
     Brown odwrócił się w moją stronę, kiedy niechcący szturchnęłam go łokciem. Niezadowolony kliknął językiem, ale jego oczy na powrót stały się przyjazne, gdy dostrzegł moją zmęczoną osobę. Machnęłam mu ręką na powitanie, nie mogąc wydusić z siebie nawet słowa. Wzięłam głębszy oddech i już zamierzałam ponownie pognać na złamanie karku, ale zatrzymała mnie duża dłoń, silnie zaciskająca się na mym przedramieniu. Zawisłam w półkroku i zapewne straciłabym równowagę, gdyby Duncan nie przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Przez moment wsłuchiwałam się w przyspieszone bicie serca bruneta oraz skutecznie odurzałam się przyjemnym zapachem samochodowego odświeżacza powietrza. Z nieukrywanym zdziwieniem odkryłam, że nie wyczułam dymu tytoniowego.
     - Bo zaślinisz mi koszulę – burknął rozgniewanym głosem Holden. Odskoczyłam od niego niczym rażona piorunem i niepewnie spojrzałam w czarne oczy. Jak zwykle nie dostrzegłam w nich emocji, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. – Masz dziesięć sekund, aby się wytłumaczyć. No, słucham.
     Drgnęłam ze strachu na słowa przepełnione złością. Miałam ochotę pęknąć niczym bańka mydlana, przy okazji wpuszczając do oczu Duncana kilka szczypiących kropli.
     - Pięć – warknął chłopak. Naprawdę wiele wysiłku mnie kosztowało stanie przed nim z drżącymi nogami. W brzuchu poczułam okropny skręt przyprawiający o mdłości.
     - To wszystko twoja wina – mruknęłam, spuszczając wzrok na zniszczone creepersy.
     - Nie słyszę cię. Mów głośniej. – Holden przybliżył się, przez co pomiędzy nami pozostało już niewiele przestrzeni.
     - To wszystko przez ciebie! – krzyknęłam, zwijając dłonie w piąstki.
     - Ach tak, niby z której strony? – Chłopak skrzyżował ręce na szerokiej piersi, stukając palcami o grubą okładkę mojego atlasu do geografii.
     - Rodzice Holly znają się z moimi, dlatego mamcia ją polubiła. Nie przejmuj się, bo ich i tak często nie ma w domu – wypowiedziałam te słowa, nieudolnie udając głos Duncana.
     Brunet przez moment wpatrywał się we mnie, zaciskając wargi w cienką kreskę. Zmierzwione po biegu włosy okalały jego pociągłą twarz. Moja wyobraźnia stworzyła obraz nastolatka, który przed chwilą wstał z łóżka. Na umięśnione ciało bezwstydnie zostały założone jedynie czarne bokserki, starannie opinające to, co opinać miały. Cwaniacki uśmieszek błąkał się na przystojnym licu, a długie palce w prowokacyjny sposób przeczesywały ciemne pasma sięgające łopatek.
     Potrząsnęłam głową, aby wyzbyć się kosmatych myśli. Czułam, że na policzkach pojawiły się piekące rumieńce. Odwróciłam wzrok na licealistów powoli zmierzających do swoich klas. Przed sekundą rozbrzmiał ostrzegawczy dzwonek, toteż zaraz będziemy mogli spodziewać się hurtowo wypływających z szatni uczniów, którzy w niekrótkim czasie zaleją cały korytarz. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do basenowej przebieralni, aczkolwiek zdawałam sobie sprawę, że skutecznie uniemożliwiało mi to baczne spojrzenie czarnych oczu. Z trudem przełknęłam ślinę, albowiem w gardle wytworzyła się duża gula.
     - I tylko o to się rzucasz? – Kilkakrotnie zamrugałam powiekami, spoglądając na Holdena. Wydawał się być trochę rozbawiony zaistniałą sytuacją, o czym świadczyły leniwie uniesione kąciki ust.
     Rozgniewana ściągnęłam brwi. Naprawdę nie rozumiałam, co takiego bawiło mojego kolegę. Nie uważałam, aby sprawa, o której zaczynaliśmy rozmawiać, należała do tych z gatunku błahych. Wręcz przeciwnie – rozchodziło się o dwubiegunowość Duncana.
     - Zaczynasz mnie irytować – warknęłam, kładąc dłonie na biodrach. – Najpierw każdemu psujesz humor, bo zostałeś zmuszony do siedzenia z Debrah przy jednym stole, a na następny dzień pocieszasz ją, jakbyście się co najmniej lubili. Przy tym wszystkim w ogóle nie zwróciłeś uwagi na moje uczucia. Wiesz, nie jest przyjemnym usłyszeć, że ktoś cię lubi ze względu na dobre stosunki z członkiem twojej rodziny.
     Holden przechylił głowę na bok niczym posłuszny pies, dający znak, że z uwagą słuchał kazania właściciela. Początkowo ogarnęła mnie fala zirytowania, ponieważ myślałam, iż brunet robił sobie żarty i w ostateczności zbagatelizował całą sprawę. Dopiero kiedy westchnął zrezygnowany i na dłuższy moment zamknął oczy, mogłam stwierdzić, że jednak zrozumiał powód mojego zdenerwowania.
     - Zachowujecie się jak stare małżeństwo – prychnął Corey. Całkowicie o nim zapomniałam, a jego nagłe spostrzeżenie wywołało u mnie lekkie zestresowanie. Blondyn zapewne teraz pomyśli, że pomiędzy mną, a Duncanem pojawił się zalążek głębszego uczucia. Nie miałabym z tym większego problemu, gdyby nie wcześniejsze postępowanie bruneta. Brown zapewne jak nikt inny wiedział o krótkotrwałych związkach przyjaciela, a nie chciałam, aby myślał o mnie jak o łatwej dziewczynie. Naprawdę stanowiłam godne przeciwieństwo panienek na jedną noc.
     - T-to nie tak – wymamrotałam, miętosząc w palcach breloczek w kształcie kościotrupa, który stanowił nieodzowną część mojej torebki.
     - Stary, mógłbyś nas zostawić? – Holden wyglądał na lekko podirytowanego.
     - Jasne – rzucił Corey, kiwając głową na pożegnanie.
     Odpowiedziałam mu nikłym uśmiechem. W zaistniałej sytuacji mogłam pokusić się o stwierdzenie, że był to przejaw niezwykłej odwagi.
     Duncan potarł dłonią twarz, po czym wręczył mi podręcznik, który do tej pory trzymał. Powoli odebrałam książkę. Bacznie obserwowałam ruchy kolegi oraz jego mimikę. Wyglądał, jakby prowadził wewnętrzną walkę z samym sobą. Po chwili westchnął zrezygnowany.
     - Przepraszam. Naprawdę nie sądziłem, że mogłem aż tak cię zranić. Po prostu nie chciałem, żeby Rota zaczęła ryczeć w moim pokoju. To byłoby cholernie upierdliwe.
     Przeczesał palcami włosy, ponownie przymykając na chwilę oczy. Wyglądał wówczas bardzo pociągająco. Zagryzłam dolną wargę, aby przypadkiem nie powiedzieć czegoś zawstydzającego.
     - Wpadniesz dzisiaj wieczorem? Staruszkowie już wyjechali, a Cas idzie do kolegów, więc będę trochę się nudził sam. – Holden uśmiechnął się cwaniacko. Cała otaczająca go aura atrakcyjności poszła się kochać do przydrożnego burdelu.


♥ ♥ ♥ ♥

7 komentarzy:

  1. "Cała otaczająca go aura atrakcyjności poszła się kochać do przydrożnego burdelu."
    Padłam xD Kurde, genialnie jak zwykle. Nie obrazisz się, jaki kilka tekstów wykorzystam w rozmowach ze znajomymi? Bo były genialne.
    Wena dobrze wykonała swoją robotę, muszę przyznać.
    Co ja mogę tu więcej, hmm. Nie umiem pisać długo, więc chyba kończę.
    Pozdrawiam! I żeby wena wróciła jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha. Jak zawsze zwalasz z nóg. Za każdym razem jestem niezwykle uradowana gdy wchodzę tutaj i mogę przeczytać następny rozdział. Rozdział na prawdę strasznie mi się podobał. Potrzebowałam dzisiaj czegoś na rozluźnienie, ale to po prostu było genialne. Cudownie spożytkowany czas.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny do tworzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! Tak sobie leżę z zamiarem pójścia spać, gdy naszła mnie ochota, aby zajrzeć na Twojego bloga. Nie pożałowałam. Kilka razy musiałam przeczytać, żeby upewnić się, iż to nie żaden sen. Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że rozdział aż zanadto przesiąknięty tym degeneratem z piekła rodem jest dedykowany właśnie mi! Jejku, dziwię się, że bracia w pokoju obok jeszcze się nie pobudzili bo jakoś musiałam dać upust swojej radości, rozumiesz.
    Tłok w liceum Holly nie jest mi zjawiskiem obcym. Niestety, sama muszę codziennie przeciskać się przez zgraję uczniów, aby odebrać swoją kurtkę i opuścić to piekielne miejsce. Tak to jest, gdy w niewielkie miejsce wciśnie się ponad pół tysiąca młodzieży. Wracając do rozdziału, bardzo dobrze, że Raven nie pojawiła się przy głównej bohaterce w chwili jej rozmowy z Duncanem. Jeszcze tego brakowało, aby różowowłosa przerwała tą cudowną chwilę. Dobra, może przesadziłam z tą cudownością, ale na pewno był to ekscytujący moment. Przynajmniej dla mnie. Tak się zastanawiam, czy gdybym była na miejscu Holly, też obrażałabym się na chłopaka o takie pozornie błahostki. Nigdy nie byłam w nikim zakochana, więc jakoś nie potrafię sobie racjonalnie wyobrazić co zrobiłabym na jej miejscu. Swoją drogą, niespodziewałam się, że Castiel w Twoim opowiadaniu będzie fanem Cobaina. Holly i Duncan jak najbardziej, ale Castiel? Plus dla niego, za to, że mnie pozytywnie zaskoczył.
    Musiałam zdusić swój śmiech, przykładając sobie poduszkę do ust. Skąd w głowie Holly wziął się taki szatański plan, aby uciekać przed dwumetrowym Duncanem? Okropnie mnie to rozbawiło. Moja wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach, ukazując mi drobną dziewczynkę uciekającą przed złym wielkoludem. Chociaż, nie ukrywajmy, cholernie przystojnym wielkoludem. Ten nierówny wyścig z góry był zdany na przegraną naszej głównej bohaterki, ale brawa dla niej, że przynajmniej próbowała. Brrr, w momencie, gdy Duncan wreszcie dopadł Holly aż przestraszyłam się chłopaka, a przez moje ciało przeszły ciarki. Gdyby to był kto inny, pewnie pomyślałabym, że zaraz wymierzy głównej bohaterce siarczysty policzek, ale na szczęście nasz degenerat jest jako takim gentelmenem i nie podnosi ręki na kobiety.
    Że też ten nieszczęsny Corey musiał się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. -,- Chętnie powyobrażałabym sobie dalszą ucieczkę Holly, ale przez wyżej wymienionego jegomościa musiałam skupić się na realnej fabule opowiadania. Mało tego, jeszcze śmiał podsłuchiwać cudze rozmowy! Widać, chłopak ma bardzo nudne życie i niucha sensacji u swoich kolegów. Chyba powinnam mu współczuć.
    Ojej, nigdy nie posądziłabym Holly o tak niedwuznaczne myśli z Duncanem w roli głównej. Moja wyobraźnia przechodzi dziś istne tortury! Tak na poważnie, to mam nadzieję, że kiedyś jej myśli znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. Wiem, że to nie w jej stylu, ale nasz degenerat ewidentnie ściąga ją na złą drogę. Nie mówię, że to źle. Mi osoboście podobają się jego nieczyste zagrywki i różne półsłówka. Wprost ubóstwiam typ chłopaka, który reprezentuje sobą Duncan. Trochę słabo tylko, że ich rodziny mieszkają tak blisko siebie. Dajmy na to, gdyby Holly chciała iść na noc do Holdena, a na przykład powiedziałaby mamie, że idzie do Raven, to ta zawsze mogłaby ją podpatrzyć przez okno. Eh, mam nadzieję, że gdy dojdzie już do takich sytuacji to oboje wymyślą wspólnie jakiś rozwiązanie. Kurczę, przepraszam, ale jest noc, a walnęłaś znienacka takim rozdziałem, że zwyczajnie pobudziłaś moją wyobraźnię. Aaaaa, dopiero teraz zczaiłam co jej ten szatan zaproponował!!! Niech ona mu nie odmawia, proszę. Jejku, cała chata wolna. Można chulać ile dusza zapragnie! *.* Oczywiście, mogą pograć w planszówki, albo pooglądać wspólnie komedie, ale wolałabym jakąś sensację, rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od pierwszego dnia, gdy założyłam swojego bloga miałam marzenie, aby ludzie, czytając moje wypociny odczuwali jakieś głębsze emocje, typu podniecenie, radość, smutek, rozczarowanie. Zawsze pragnęłam też, aby ktoś czekał z niecierpliwością na moje rozdziały i myślał o tym co piszę, a nie tylko przeczytał, ominął nudne opisy i poleciał na inną stronkę. Ja sama mam dwa blogi- niestety, ich autorki już nie piszą- które wywołują we mnie powyższe odczucia. Teraz ty także trafiłaś na tą zaszczytną listę. Od dłuższego czasu nie czytałam niczego, co by mnie aż tak poruszyło, oczywiście, w pozytywnym sensie. Teraz sama będę musiała sobie dopowiadać, co może się wydarzyć w domu Holdena.
      Życzę dużo weny, samych świetnych pomysłów oraz wszystkiego, co najlepsze. Do następnego! xx

      Usuń
  4. Hej, cześć i czołem!
    Najpierw przejdę do tego, co rzuciło mi się w oczy - nie piszemy "szlak", a "szlag", jakkolwiek dziwnie to wygląda.
    A teraz sam rozdział. Po pierwsze: DUNCAAAAAAAN! <3 <3 <3
    Dobra, ogarniam się. Strasznie rozbawiło mnie to, że mała Holly postanowiła uciekać przed dwu metrowym przystojniakiem. Kiedy sobie to wyobraziłam, to aż oplułam monitor kakałkiem. Dzięki wielkie >.<
    Biedny Corey. Musi mieć cholernie nudne życie, że interesuje się nie swoimi sprawami. Najchętniej bym go zatłukła za to, że przerwał im w TAKIM momencie.
    Skubana, zaciekawiłaś mnie tym, co się stanie w domu Holdena. Mój chory móżdżek podpowiada mi, że będzie... namiętnie ;)
    Nie przedłużając - jak zwykle super :D. Czekam na kolejne. Życzę dużo weny, czekoladek, cukierków i szczęśliwego nowego roku (?) i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, rzeczywiście napisałam "szlak". Tak to jest, jak się w pełni ufa Wordowi, który ostatnimi czasy niezwykle często mnie zawodzi. (-,-) Dziękuję za wyłapanie błędu, już lecę go poprawiać.
      A co do tego kakałka na monitorze, to mogę jedynie powiedzieć, że chciałabym to zobaczyć.

      Usuń
  5. Zanim zaczęłam pisać ten komentarz, próbowałam przestać śmiać się jak opętana przez złe moce na myśl, co mogą robić u Duncana... No dobra, mój umysł, co powtarzam dziś już po raz 194 (nie mylisz się, siostra mi liczyła), jest spaxzonyXD Bardzo...
    Zamiast niepotrzebnie gadać, przejdę od razu do rozdziału. Naprawdę kochasz go bezgraniczną miłością? Nie dziwię ci się, świetnie go napisałaś, poza tym jednym błędem "szlak", co już powiedziała Kakałkowy Ćpun ( dziwnie to brzmi, wiem, ale guzik mnie to obchodzi). Jejku, śmiesznie musiala wyglądać ta ucieczka Holly przed takim wielkoludem. Ona musi byc naprawdę szybka.
    Ram ta taram. I to koniec mej bezsensownej gadaniny, z której można wywnioskować, że mnie się podobało. Jak zwykle;) Życzę ci... zresztą, czego tam chcesz, i zapraszam do siebie
    Nieco Dziwna Historia

    OdpowiedzUsuń