Spis lektur obowiązkowych

sobota, 12 marca 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 29
„Najlepszym rodzajem miłości jest miłość, która nie powinna się zdarzyć.”
~T. Fisher

     Obolała pokonywałam następne stopnie, ciągnąc za sobą torbę z książkami. Treningi zdawały się być coraz trudniejsze i bardziej męczące. Równo tydzień dzielił naszą drużynę od pierwszego prawdziwego meczu, a pani Williams chciała, abyśmy wypadły jak najlepiej. Po dodatkowych zajęciach zazwyczaj padałam plackiem na kanapie w salonie, kompletnie nie przejmując się, że twarz wciśnięta w poduszkę utrudniała oddychanie. Dzisiaj jednak wydarzył się wyjątek, albowiem wykazałam się ogromną głupotą i zadeklarowałam, że odwiedzę wieczorem Duncana. Naręczny zegarek na moim lewym nadgarstku wskazywał godzinę osiemnastą, toteż zostało mi jedynie trzydzieści minut na doprowadzenie się do względnego porządku. Miałam ogromną ochotę uderzyć głową o jeden z marmurowych schodków. Co mnie podkusiło, żeby spędzić samotnie czas ze starszym Holdenem? Podczas powrotu do domu snułam czarne scenariusze, w których padałam ofiarą makabrycznego morderstwa poprzedzonego długimi torturami. Nawet wesoła paplanina Sucrette nie była w stanie poprawić mojego humoru.
     - Długo zamierzasz znęcać się nad tą torbą? – zapytała z irytacją w głosie mama, zapewne zwabiona długotrwałym łoskotem.
     - Po prostu nie mam siły – jęknęłam żałośnie i usiadłam na stopniu, chowając twarz w przerwę między podciągniętymi kolanami.
     - Jezu, Holly, znowu płakałaś? Doktor Connolley mówił…
     - Nie ryczałam, jestem tylko zmęczona po treningu – przerwałam kobiecie. – Jejuuu… Czy ty musisz być tak cholernie nadopiekuńcza? – Posłałam rodzicielce karcące spojrzenie.
     - No wiesz ty co? – Kobieta oparła ręce na biodrach. – Wybacz, że się martwię.
     - Zrób mi coś dobrego do jedzenia, a może cię rozgrzeszę – mruknęłam, po czym niechętnie podniosłam się i na powrót przystąpiłam do wdrapywania się na piętro. Zapewne wyglądało to nad wyraz żałośnie, ale męczyłam się przy tym, jakbym wchodziła co najmniej na Mont Blanc.
     Wkroczyłam do pokoju wyjątkowo ciszej niż zwykle. Niedbale rzuciłam torbę na łóżko, a następnie powolnymi ruchami przystąpiłam do odpinania guzików białej koszuli. Marynarkę zdjęłam na długo przed wejściem do domu i szczerze powiedziawszy, nie miałam pojęcia, gdzie ją odłożyłam. Było niezwykle możliwe, iż upadła podczas mojego męczeńskiego pokonywania schodów.
     Pozbyłam się niewygodnego mundurka, który został zastąpiony czarnymi leginsami oraz bluzą w tym samym kolorze z nadrukiem odwróconego krzyża. Wypuściłam z objęć recepturki ciemne włosy, wyrywając przy okazji niewielkie pasemko, i zwinnymi ruchami palców przeczesałam je, aby chociaż trochę wyglądały przyzwoicie. Następnie gumką związałam niedawno podciętą grzywkę, tym samym tworząc przeuroczego kucyczka. Wpatrywałam się w lustrzane drzwi szafy z nieodgadnioną miną. Cóż, już więcej nic z sobą nie zrobię – po prostu nie miałam na to sił.
     Z nieustającą myślą, że przypominałam psa yorka zeszłam na dół, by od razu skierować się do jadalnio-kuchni. Mama właśnie skończyła robić dla mnie kanapki z sałatą oraz pomidorem. Popukałam palcami o blat wysepki, dając kobiecie znać, aby właśnie tam odłożyła talerzyk z dwoma kromkami ciemnego pieczywa. Moja rodzicielka miała hopla na punkcie trzech rzeczy: sprzątania, fotografowania oraz zdrowego odżywiania. Nie było więc niczym dziwnym, że sylwetką przypominałam kościotrupa przyodzianego w skórę. Szczerze nienawidziłam warzyw, a niesłone potrawy wręcz wykręcały wnętrzności, toteż z każdym tygodniem jadłam coraz mniej. Jednakże w tym wszystkim najzabawniejsze było to, że nawyki mojej mamy z zawrotną prędkością przeszły na mnie. Nawet w szkole, gdzie miałam łatwy dostęp do słodyczy i przekąsek wysokokalorycznych, kupowałam wyłącznie owsiane batoniki oraz niegazowaną wodę. Może właśnie dlatego ponownie zaczęłam zmagać się z depresją? Brak cukru najwidoczniej wpływał na organizm ludzki znacznie gorzej niż odstawienie filmów grozy.
     - Zaraz wychodzę do Holdenów – oświadczyłam, po czym wzięłam duży gryz kanapki.
     - Niby kiedy? – rzuciła ze zdziwieniem mama, na co wymownie wywróciłam oczami. Kobieta oparła się bokiem o kuchenną wysepkę, krzyżując ręce na piersi.
     - No przecież mówię, że zaraz – odparłam. Rudowłosa niepewnie uniosła wyregulowaną brew, zupełnie jakbym wygłaszała kilkugodzinny monolog po chińsku. – Jak zjem, to wyjdę.
     - Ostatnio wróciłaś od nich w kiepskim humorze – słusznie stwierdziła kobieta. W głowie zadźwięczały mi słowa Duncana, przez które natychmiastowo straciłam apetyt. Odsunęłam na koniec blatu talerzyk z jedną nadgryzioną kanapką, a drugą w ogóle nietkniętą.
     - Dziewczyna Castiela źle oddziałuje na me nerwy – wyjaśniłam. Mimochodem odwróciłam wzrok, aby przypadkiem nie skrzyżować go z rodzicielką. Nawet udało mi się nie skłamać, aczkolwiek stanowczo minęłam się z właściwym powodem mojego nienajlepszego samopoczucia. Jednak o tym mama nie musiała wiedzieć.
     Sarah przeczesała kościstymi palcami swoje pomarańczowe kosmyki sięgające ramion, wzdychając przy tym ze zrezygnowaniem. Podświadomie czułam, że nie łyknęła tej kiepskiej wymówki o Debrah, ale postanowiłam nadal tkwić w świecie zgoła odmiennym od rzeczywistości. Jeżeli sama nie wygadam, dlaczego tydzień temu wróciłam do domu niemal płacząc, to rodzicielka z pewnością nie będzie próbowała tego ze mnie wyciągnąć siłą. Cierpienie na depresję poza chordą negatywów ciągnęło za sobą jedyny plus – najbliższa rodzina przeistaczała się w istoty o złotym sercu, które doskonale zdawały sobie sprawę, kiedy najlepszym rozwiązaniem było zwykłe przemilczenie pewnych kwestii.
     - O której zamierzasz wrócić? – zapytała rudowłosa, po czym pochwyciła nienadgryzioną kromkę ciemnego chleba i wolnymi gryzami poczęła ją konsumować.
     - Myślę, że przed ciszą nocną się wyrobię – odparłam z przekąsem.
     - Nie żartuj sobie, dobrze? Tata ostatnimi czasy chodzi poddenerwowany, a nie chcę, żebyś padła ofiarą jego frustracji. To na pewno pogorszyłoby samopoczucia nas wszystkich. Myślę, że nawet ta obrzydliwa jaszczurka odczułaby zmianę domowego nastroju.
     - Spokojnie, przecież idę do domu naprzeciwko. Poza tym wezmę telefon, więc zawsze możecie zadzwonić.
     Spojrzałam na elektroniczny zegarek wbudowany w piekarnik. Miałam niespełna dziesięć minut do wyjścia. Postanowiłam jednak zaszczycić Duncana swoją obecnością trochę wcześniej, niż to uzgodniliśmy, albowiem przestał mi odpowiadać ton rozmowy, którą prowadziłam z rodzicielką. Naprawdę nie chciałam słuchać o problemach ojca. Był dużym chłopcem i poradzi sobie z nadmiarem obowiązków – w końcu nie miał innej możliwości.
     Zsunęłam się z barowego stołka, którego siedzenie zostało obite beżowym zamszem, aby doskonale współgrało z krzesłami przy długim stole. Machnęłam na pożegnanie ręką, po czym powolnymi krokami udałam się do przedpokoju. Wyjęłam z szafki na buty swoje ukochane czarne trampki. Naprawdę nie wiedziałam, jakim cudem nie zostały jeszcze wywalone przez pedantyczną Sarah. Obuwie miało już dobre trzy lata, a swoim widokiem wręcz odstraszało. Mama nie tolerowała zniszczonych rzeczy w domu, toteż miałam ogromne szczęście, że jeszcze nie dorwała się do moich ubrań. Chyba osobiście będę musiała wziąć się za porządkowanie klamotów – przynajmniej zaoszczędzę sobie wrzasków oraz długich pogadanek.
     Przed wyjściem pochwyciłam jeszcze klucze od domu. Wiedziałam, że rodzice nie wyjdą bez zapowiedzi, jednakże wolałam zabezpieczyć się na tak zwany wszelki wypadek. Jak to mawiał ktoś niezwykle mądry – przezorny zawsze ubezpieczony. Tej dewizy trzymałam się od dłuższego czasu i na dzień dzisiejszy nie miałam w planach tego zmieniać.
     Przeszłam przez ulicę całkowicie zapominając o rozejrzeniu się. Babcia zawsze powtarzała, że zginę młodo, rozjechana przez koła ciężarówki. W Crystal Hills tiry nie jeździły, toteż mogłam spać spokojnie. Nawet nie wzięłam pod uwagę możliwości stania się kaleką za sprawą zwykłego samochodu osobowego.
     Zatrzymałam się przed metalową bramą. Zanim nacisnęłam guzik od domofonu, wzięłam głęboki oddech, aby całkowicie wyzbyć się denerwujących obaw. Moje lęki z całą pewnością były nieuzasadnione. Bo niby co takiego mógł mieć Duncan, żeby wywołać we mnie strach? Przecież nie wybudował sobie sali tortur w piwnicy, ponieważ jego rodzice zaraz dowiedzieliby się o tym. Ponadto o Holdenie byłam w stanie powiedzieć naprawdę wiele – zapewne posiadał członkostwo w klubie sadystów oraz nadawał się na wiernego pomagiera samego Szatana, jednakże zachował jeszcze resztki samokontroli i bez wyraźnych powodów nie skrzywdziłby innej istoty. A już na pewno nie ubrudziłby szkarłatną cieczą jakiegokolwiek przedmiotu w swoim domu, albowiem jego matka bez dłuższego namysłu powiesiłaby go na strunie od kontrabasu, ażeby umierał długo i niezwykle boleśnie.
     Nagle z głośnika metalowej skrzyneczki odezwał się zniecierpliwiony głos.
     - Długo zamierzasz tam sterczeć? – zapytał Duncan. Nie spodziewałam się go usłyszeć, dlatego podskoczyłam w miejscu ze strachu. Głośno przełknęłam ślinę, po czym szepnęłam nieśmiało:
     - Otwórz.
     Rozległa się denerwująca melodyjka, ogłaszająca możliwość przekroczenia bramy wejściowej. Pchnęłam stalową furtkę i niechętnie skierowałam się w stronę drzwi. Szłam niczym więzień na ścięcie, a z głowy wciąż nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że przeżywałam już podobne wydarzenie. Zapewne tyczyło się to mojego pierwszego spotkania z Holdenem, a do dopełnienia tego denerwującego uczucia brakowało jedynie szczeniaka, który z uporem maniaka wierciłby się na mych rękach.
     Usłyszałam chrzęst zasuwy, a po chwili czarne wrota otworzyły się. W przejściu stał Duncan ubrany w szare spodnie od dresu oraz białą koszulkę z logiem sportowej marki. Odruchowo spojrzałam na jego stopy. Tak jak przypuszczałam – tkwiły na nich żółwiowe kapcie, które wywołały nikły cień uśmiechu na mojej twarzy. Bez wątpienia ten dzień stanowił swoistą analogię dla dwudziestego dziewiątego sierpnia.
     Weszłam do środka i od razu zdjęłam podniszczone trampki. Z salonu dochodziło ciche szczekanie oraz stukot pazurów o podłogę. Nim się obejrzałam, a pod moimi nogami kręcił się mały piesek, wesoło machając ogonem.
     - Cześć, Demon – przywitałam się ze zwierzakiem, głaszcząc go delikatnie. Szczeniak przekrzywił główkę, jakby chciał wtulić się do pieszczącej go dłoni. Kiedy zaprzestałam czułości, maluch oparł przednie łapki o mój piszczel. Niepewnie zerknęłam na Holdena, chcąc uzyskać wyjaśnienia. Absolutnie nie znałam się na czworonogach, toteż nie miałam pojęcia, czego mógł domagać się ode mnie kilkutygodniowy pies.
     - Weź go na ręce – wyjaśnił Duncan. – Castiel tak rozpieścił tę małą cholerę, że teraz każdemu karze się nosić niczym księżniczka.
     Zrobiłam, tak jak polecił chłopak. Pochwyciłam szczeniaka za tułów obiema rękoma, po czym przytuliłam go do piersi. Brunet zaśmiał się pod nosem i poklepał pupila po łebku.
     - Chcesz coś do picia?
     - Prawdę powiedziawszy, to jestem głodna – odparłam.
     - W domu cię nie karmią? – rzucił z przekąsem Holden, kierując się w stronę kuchni.
     - Bardzo zabawne – warknęłam, podążając śladami kolegi. – Po prostu nie dokończyłam kanapki i prawie padam na twarz ze zmęczenia. Williams nas katuje.
     Ostrożnie zajęłam miejsce przy wysepce kuchennej, starając się, aby przypadkiem nie upuścić tkwiącego w mych ramionach szczeniaka. Na tę małą kupę futra uważałam bardziej niż na wartą fortunę porcelanową zastawę stołową mojej babci.
     - Mogę odgrzać ci pizzę lub zrobić burgery. Wybieraj.
     Duncan otworzył dwudrzwiową lodówkę, a następnie odsunął się na bok, abym mogła widzieć jej zawartość. Złożyłam usta w dziubek, udając zastanowienie.
     - Chcę płatki! – oznajmiłam.
     - Nie było takiej opcji – burknął chłopak, kładąc dłoń na biodrze.
     - I co? – zapytałam inteligentnie. – Przecież widzę, że mleka masz pod dostatkiem.
     - I co? – przedrzeźnił mnie brunet.
     Prychnęłam pod nosem, po czym odwróciłam głowę w stronę okna w geście obrażenia. Tkwiący na rękach Demon szczeknął, jakby chciał poprzeć moją decyzję.
     - Dobra, poddaję się. – Holden uniósł dłonie w akcie kapitulacji, a ja zaśmiałam się szczęśliwa z drobnego zwycięstwa.
     Chłopak wyjął z szafki niewielki metalowy garnek z długą rączką. Po chwili wlał do niego białą ciecz, którą zwykłam nazywać Nektarem Bogów. Co jak co, ale sok pomarańczowy oraz mleko mogłam pić codziennie litrami.
     Minęło kilka minut krępującej ciszy. W nerwowym geście poruszyłam się na wysokim krzesełku ze zbyt niskim oparciem. Zawsze denerwowałam się, gdy nie miałam tematów do rozmowy. Zwłaszcza w towarzystwie płci przeciwnej. Jednakże Duncana najwyraźniej nie zrażało dłuższe milczenie. Byłam skłonna pokusić się nawet o stwierdzenie, że w takiej atmosferze lepiej szukało mu się płatków śniadaniowych. Biegał wzdłuż blatu niczym poparzony ogniem piekielnym i po drodze otwierał wszystkie szafki. Westchnęłam lekko zirytowana, kiedy mój pusty żołądek postanowił ponownie dać o sobie znać.
     - Skoro nie ma chrupek, to zaoferuj inną, równie wykwintną potrawę. Jestem otwarta na propozycje z twojej strony – mruknęłam, podpierając głowę na pięści, a na twarz wkradł się zadziorny uśmieszek. Po kuchni rozniosło się głośne przekleństwo, na które zareagowałam prychnięciem.
     - Dostaniesz te płatki, choćbym musiał iść po nie do sklepu – warknął brunet, z impetem rozpościerając drzwi wiszącej szafki, będącej ostatnią możliwością. – Ha, przed moją zajebistością nic się nie ukryje! – krzyknął tryumfalnie.
     - Gdybyś był taki doskonały, to wiedziałbyś, gdzie u ciebie w domu trzymają podstawowe produkty żywnościowe. – Holden spojrzał na mnie zza ramienia wzrokiem, który nie jednego przyprawiłby o natychmiastową śmierć. Głośno przełknęłam ślinę i zaśmiałam się nerwowo, chcąc chociaż trochę zamaskować uczucie lęku. – Ale miło, że byłbyś w stanie gnać do spożywczaka tylko ze względu na moją osobę.
     - Och, nawet nie wiesz, ile jestem w stanie zrobić tylko ze względu na twoją osobę – westchnął chłopak.
     Poczułam na plecach setki mrówek pędzących bez opamiętania, jakby od tego zależało ich życie. Policzki począł smagać żywy ogień, który powoli zajmował również uszy. Przeszyło mnie cholerne gorąco i tylko resztkami zdrowego rozsądku powstrzymywałam się przed teatralnym wywoływaniem wiatru bladą dłonią. Ponownie odwróciłam spojrzenie w stronę okna wychodzącego na ogród. Nie byłam pięcioletnią dziewczynką, wiedziałam, o czym mówił Duncan. Ponadto zdążyłam poznać go już na tyle dobrze, aby utwierdzić się w przekonaniu, że nie miał względem mnie czystych intencji. Załkałam w duchu nad własną niedolą, jakby w ogóle mogło to przynieść jakikolwiek skutek.
     Dźwięk uderzenia szklanego naczynia o marmurowy blat wyrwał mnie z wpatrywania się w prowizoryczne boisko do koszykówki, usytułowane za domem sąsiadów. Drgnęłam, zaskoczona nagłym hałasem. Szczeniak, który do tej pory wtulał się w moje ramiona, teraz poruszył się nerwowo, wyraźnie zainteresowany nowym odgłosem. Oparł pyszczek na kuchennej wysepce i z ogromną namiętnością wpatrywał się w Duncana sypiącego do miski czekoladowe płatki. Brunet rzucił zwierzakowi ukradkowe spojrzenie, po czym położył na blacie dwa chrupki, które w zawrotnym tempie zostały wchłonięte przez małego futrzaka. Uśmiechnęłam się rozczulona owym widokiem. Demonowi najwyraźniej ludzkie jedzenie bardzo posmakowało, bo zaraz szczeknął piskliwie, upominając się o kolejną porcję.
     - Masz swoje żarełko – warknął chłopak, nalewając do naczynia podgrzane mleko.
     Szczeniak zatuptał przednimi łapkami, wbijając przy tym pazury w moją nogę. Wyglądał, jakby chciał zademonstrować swoją złość. Holden przybliżył do mnie miskę pełną płatków i odwrócił się tyłem, aby odłożyć brudny garnuszek do zlewu. Pospiesznie złapałam chrupka, który jakimś cudem nie został zalany ciepłą cieczą, po czym podłożyłam go pod pyszczek pieska. Maluch bez zastanowienia chwycił przysmak.
     - Słyszałem – rzucił Duncan, na co zaśmiałam się nerwowo.
     Odłożyłam zwierzaka na podłogę. Popiskiwał przy tym nieznośnie, wszem i wobec ogłaszając, że nie podobało mu się to, co właśnie zrobiłam. Przez chwilę zadzierał mocno głowę i wpatrywał się we mnie z gniewem. Pomachałam w jego kierunku, jakby chcąc go sprowokować. W rzeczywistości zależało mi jedynie na możliwości zjedzenia, co obecność psa na nogach skutecznie utrudniała.
     Demon parokrotnie szczeknął, tupiąc przy tym przednimi łapami o podłogę. Jednakże, widząc brak zainteresowania, postanowił oddalić się w stronę salonu, gdzie rozłożył się wygodnie na czerwonym owalnym dywanie.
     - Jaki właściciel, taki pies – westchnął Holden. Przez myśl mi przeszło, że gdyby on miał czworonoga, to zapewne byłby to cerber ziejący ogniem na każdego, kto zbliżyłby się na odległość pięciu metrów.
     Zjedzenie płatków zajęło tylko kilka minut. Wprost je wchłonęłam, kompletnie nie zważając na natarczywe spojrzenie czarnych tęczówek. Pustą miskę odłożyłam do zlewu. Duncan odepchnął się od blatu, kiwnął w moją stronę palcem i wyszedł z kuchni. Ugryzłam się w wargę, aby nie wyrazić opinii na temat zachowania kolegi. Nie chciałam, żeby pomyślał, iż byłam na jego skinienie. Z drugiej zaś strony, czego innego mogłam spodziewać się po wiernym słudze Króla Piekieł?
     Skierowaliśmy się na piętro, a następnie do sypialni bruneta. Zamknęłam za sobą drzwi, jak to miałam w zwyczaju. Nie przemyślałam tego, a dziwną sytuację wykryłam dopiero po dostrzeżeniu cwanego uśmieszku na twarzy chłopaka. Głośno przełknęłam ślinę. O ile nasza samotność w pokoju Corey’a została przerwana nagłym zniszczeniem płyty, tak na terytorium Holdena nie znalazłam jakiegokolwiek przedmiotu, który przypadkowo mógłby ulec zepsuciu.
     Duncan pokręcił głową, najwyraźniej bardzo rozbawiony moim jawnym zdenerwowaniem. Nie byłam dobra w ukrywaniu emocji, a wręcz przeciwnie – na twarzy zawsze miałam wymalowane wszystkie uczucia, które w danej chwili mną targały. Wyjątki stanowiły dni, kiedy rezygnowałam ze snu na rzecz horrorów. Chodziłam wówczas zaspana, przypominając głodnego zombie i nijak nie można było się ze mną dogadać. Jednakże ostatnimi czasy kładłam się spać punktualnie o dziesiątej, przez co dla otaczających mnie ludzi stałam się niemal otwartą księgą.
     Odchrząknęłam teatralnie, chcąc nawet na sekundę pozbyć się natrętnego milczenia.
     - Zaproponuj coś – rzucił Holden, siadając na dużym łóżku z białą pościelą. Przeczesał swoje długie do łopatek, ciemne włosy i lekko odchylił głowę do tyłu.
     Ponownie poczułam gorąc na skórze. W nerwowym geście poczęłam strzelać kośćmi palców obu dłoni. Duncan był seksowny jak cholera i całkowicie tego faktu świadomy. W perfidny sposób wykorzystywał to na niedoświadczonych nastolatkach. Tym razem ja padłam jego ofiarą i, o zgrozo, nie mogłam temu zapobiec. Uderzyłam się w oba policzki, chcąc wyzbyć się niepożądanych myśli. Chłopak uniósł brew w geście zdziwienia, na co odparłam:
     - Nic. Nie pytaj.
     - Jesteś dziwaczką – skwitował brunet, na co westchnęłam zrezygnowana.
     - A ty pieprzonym sadystą i pojęcia nie mam, co gorsze.
     - Ej, ej, ej. Tylko nie pieprzonym – warknął Holden, groźnie ściągając brwi.
     - Nie spodziewałam się, że aż tak przeszkadzają ci niedomówienia – prychnęłam.
     - Mam swoje powody. – Ruchem głowy wskazał na komodę, nad którą wisiał telewizor plazmowy. – Możemy obejrzeć film, tylko wybierz tytuł.
     Z niezrozumiałymi obawami podeszłam do mebla wykonanego z ciemnego drewna. Otworzyłam szklane drzwiczki, a moim oczom ukazała się duża kolekcja płyt DVD. Większości w ogóle nie znałam i w życiu zapewne nie obejrzałabym. Usiadłam na podłodze, odkładając klucze oraz telefon z popękanym ekranem obok. Zaczęłam szybko wertować wzrokiem napisy na grzbietach opakowań, poszukując interesującej nazwy. Niedługo zajęło mi znalezienie przyciągającego tytułu. Wyjęłam film, jednak moja mina zrzedła, kiedy na okładce dostrzegłam hojnie obdarzoną przez naturę kobietę w skąpym stroju pokojówki. Zacisnęłam wargi w wąską kreskę i powoli odwróciłam się do kolegi, wyciągając przed siebie płytę. Duncan zmrużył oczy, wychylając się odrobinę do przodu, aby lepiej dostrzec opakowanie.
     - Co, to chcesz obejrzeć? – zapytał naprawdę zdziwiony. – Nie oskarżyłbym cię o takie upodobania. Wyglądasz raczej na spokojną i grzeczną dziewczynkę.
     Uśmiechnął się prowokacyjnie, a ja znowu spłonęłam mocnym rumieńcem.
     - Jesteś obrzydliwy! – krzyknęłam, rzucając w niego filmem. Holden w ostatniej chwili uchylił się przed lecącym przedmiotem. – No rzesz w pytę, nie ruszaj się!
     - Szukaj, Holly, szukaj. Bo naprawdę włączymy kino dla dorosłych.
     Fuknęłam niczym rozjuszona kotka, po czym powróciłam do przeglądania tytułów. Natknęłam się wreszcie na nazwę, którą kojarzyłam. Oldboy był jedną z ulubionych produkcji mojego taty, o której potrafił mówić całymi godzinami, natomiast nigdy nie zgodziłby się, abym ja bądź Kevin ją obejrzeli. Uznał, że mieliśmy jeszcze zbyt mało wiosen, na tak skomplikowane twory. Oczywiście nie nazywałabym się Stanley, gdybym grzecznie słuchała wszystkich poleceń. W ubiegłym roku zetknęłam się z remake’em owego filmu i nie znalazłam w nim nawet jednej rzeczy, której wcześniej bym nie widziała. Prawie błagałam o większą dawkę krwi, aczkolwiek boleśnie się przekonałam, iż miałam inne wizje niż reżyser.
     - To mi odpowiada – powiedziałam, pokazując Duncanowi płytę. – Widziałam amerykańską wersję, ale z doświadczenia wiem, że oryginały są znacznie lepsze.
     - Zwłaszcza, jeżeli mowa o azjatyckim kinie – odparł, po czym podszedł do mnie i wziął opakowanie, aby włączyć film.
     Wstałam z podłogi, zabrałam swoje rzeczy, a następnie skierowałam się w stronę łóżka. Telefon oraz klucze odłożyłam na etażerce, gdzie stała lampka nocna wraz z budzikiem.
     - W szufladzie są chipsy, gdybyś chciała – poinformował Holden. No proszę, zapamiętał, że bez jedzenie nie mogłam skupić się na oglądaniu.
     Wyjęłam przekąskę o smaku kurczaka w przyprawach i wygodnie rozłożyłam się na materacu. Chwilę później obok mnie położył się Duncan, od razu sięgając po garść ziemniaczanych przysmaków.


     Wpatrywałam się w szeroki ekran z konsternacją. Po pokoju roznosiły się jedynie odgłosy szeleszczącej paczki oraz ciche jęki kobiety. Ze wszystkich sił starałam się nie zwracać uwagi na natarczywe spojrzenie bruneta. Do tej pory wzroku nie odrywał od telewizora, a gdy nadeszła scena seksu, z uporem maniaka wywiercał w mojej głowie dziurę. Co rusz poprawiałam włosy, aby mieć pewność, że chłopak nie dostrzeże intensywnych wypieków, okalających moje policzki. Nie rumieniłam się ze względu na nieprzyzwoitą rolę aktorów, lecz z powodu czarnych, beznamiętnych tęczówek. Domyślałam się, o czym w tej chwili myślał Duncan i ślepo wierzyłam, że odpuści, kiedy wyczuje ode mnie całkowitą ignorancję. Jednakże zapomniałam o przenikliwym umyśle kolegi – zapewne doskonale zdawał sobie sprawę, że dostrzegłam jego bezczelne gapienie się. Holden był pierwszorzędnym sadystą, a zatem nawet nie chciałam poznać wizji, które właśnie tworzył w swojej głowie. Czułam, że mogłabym się od tego zgorszyć i ta perspektywa wręcz napawała mnie strachem.
     - Mogę cię pocałować? – Nagłe pytanie spadło na moją głowę, kompletnie zbijając z tropu.
     - C-co? – wydukałam niemrawo, w dalszym ciągu nie odwracając wzroku od ekranu.
     - Zapytałem, czy…
     - Słyszałam, co powiedziałeś – przerwałam brunetowi.
     Pomiędzy nami znowu nastała cisza, która w tym momencie była niemal zbawienna. Nienawidziłam trwać w długim milczeniu, jednakże ta chwila stanowiła wyjątek. Pragnęłam, aby Duncan zaśmiał się głośno i rzucił jakimś chamskim epitetem na mój temat. Uleciałby ze mnie wówczas cały strach, a pewność, że chłopak jedynie postanowił zażartować również prezentowała się nad wyraz dobrze.
     - Odwróć się – mruknął Holden. Jego długie palce poczęły dotykać mych czarnych włosów, raz na jakiś czas ciągnąc za jedno z pasm.
     Brunet intensywnie wpatrywał się w moje usta, dając bezgłośnie do zrozumienia, o czym akurat myślał. Próbowałam odwrócić wzrok, jednakże w twarzy chłopaka było coś niesamowitego, wręcz hipnotyzującego. Mocno zarysowana szczęka, uwydatnione kości policzkowe, prosty nos wyglądający jak spod ręki najlepszego chirurga plastycznego - to wszystko dawało magiczny obraz, mogący zrzucić z piedestału niejednego władcę oraz zniewolić dziesiątki kobiet. Duncan Holden był niezaprzeczalnym ideałem, który leżał na tym samym łóżku w odległości niespełna dziesięciu centymetrów, a ja zastanawiałam się, jak miałam go do siebie zniechęcić. To kuriozalne.
     Oblizałam wargi z nerwów. Czułam, że momentalnie zaschło mi w gardle. Dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby wyrwać się z tej niezręcznej sytuacji. Wyjść z pokoju, trzaskając drzwiami i już nigdy więcej nie odezwać się do Duncana. Tak na wszelki wypadek, by go nie prowokować. Wracałam pamięcią do początków naszej znajomości. Próbowałam odszukać ten konkretny moment, który zaważył na tym, jak rozwinęła się nasza relacja. Nie byłam pewna, czy to impreza u Corey'a skłoniła nas do podjęcia tych konkretnych decyzji. Czy jednak zaskakująca mnie troskliwość chłopaka? A może już podczas pierwszego spotkania pomiędzy nami coś zaiskrzyło, chociaż wtedy nie byliśmy tego świadomi?
     Postanowiłam przestać uciekać przed własnymi uczuciami. Od pewnego czasu wiedziałam, że Duncan nie był dla mnie tylko kolegą ze szkoły albo osobliwym sąsiadem, który trochę za dużo o mnie wiedział jeszcze zanim się poznaliśmy. I chociaż usilnie próbowałam wyprzeć się przed samą sobą myśli krążących wokół bruneta, kiedyś musiał nadejść ten moment, gdy stanę oko w oko z głęboko skrywanymi pragnieniami.
     - Zrób to, Holly – zażądał, wyjmując rękę z moich włosów.
     Ukradkiem zerknęłam na jego pełne wargi. Obok prawego kącika dostrzegłam małą okrągłą bruzdę, zapewne pamiątkę po ospie. Zamrugałam szybko parokrotnie, po czym skrzyżowałam wzrok z kolegą. Właściwie, to już nie wiedziałam, czy mogłam określać Duncana tym mianem.
     Beznamiętne ślepia patrzyły się stale w jeden punkt i sporadycznie zostały zakrywane powiekami – poza tym w ogóle się nie poruszały. Utkwione w mych ustach, zmusiły je do rozchylenia się i dotknięcia drugich warg, o wiele chłodniejszych i bardziej doświadczonych. Zwykłe muśnięcie szybko przerodziło się w namiętną walkę kochanków o dominację.
     Pierwszy pocałunek wcale nie został mi skradziony przez paskudnego buntownika bez uczuć. Nie, on był całkowicie dobrowolny i w zaistniałej sytuacji to wydawało się najgorsze.


♥ ♥ ♥ ♥

8 komentarzy:

  1. OMG. Rozdział skończyłam z takim wytrzeszczem, że żadna ryba by się go nie powstydziła.
    Nie umiem pisać długich komentarzy, więc będzie krótko.
    Współczuję Raven takiej matki. Moja też wymyśliła sobie, że będziemy się zdrowo odżywiać, więc słodkości i inne niezdrowe rzeczy mogę zdobyć tylko poza domem.
    Demon jest boski, jeju, takiego szczeniaczka to ja bym chciała, i żeby nigdy nie urósł większy niż 40cm. To by było cudne.
    Duncan ma u mnie plusa. Nie rzucił się na Raven, tylko jeszcze spytał się o pozwolenie, jejku ale to było piękne.
    moment, moment... Dopiero chyba do mnie dotarło.
    Oni się pocałowali! Aaaaa. Nie wierzę, o jeeej!
    Boziu, już nie mogę się doczekać jak to wyniknie dalej!
    Pozdrawiam Cię! Życzę mnóstwa weny i czasu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam =^.^=
    Uwielbiam tego bloga; twój obłędny styl pisania, bohaterów, długaśne rozdziały, które zaspokajają moją porządliwość dalszego rozwoju wydarzeń... no i to, że nigdy chyba nie skończyłaś w takich ekscytujących momentach, jak, hm... na przykład gdy ktoś z nienacka łapie bohaterkę od tyłu i tym podobne. Chyba nie muszę mówić, jak wielce ucieszyło mnie to, iż dodałaś nowy rozdział? ;)
    Jejku, te płatki...
    Duncan mówi:
    - Mogę ci odgrzać pizzę albo zrobić burgery. Wybieraj.
    Holly na to:
    - Ja chcę płatki.
    Nie, nie mogę XD Ta upartość głównej bohaterki mnie rozśmiesza. Moja krew!
    Jestem totalnie padnięta, a mimo to z ogromną ciekawością czytam i czytam, aż dochodzę do TEGO momentu. Mrugam oczami i kiedy już przyjęłam do swojej świadomości, że Duncan i Holly się pocałowali... Pomyślałam sobie, że nasz "mENSZczyzna w żółwikowych kapciach" jest naprawdę kulturalnym facetem. Spytał się, a rzadko się takich spotyka.
    I cóż więcej mogę powiedzieć? Chyba nic, prócz tego, że niezmiernie się cieszę, że akurat dziś postanowiłaś zaszczycić swych czytelników nowymi wydarzeniami;) Na jakiśczas mój "głód" nie będzie dawał o sobie znać, a on wielbi takie opowiadania, jak twoje.
    Życzę ci mnóstwa dobrych ocen, wolnego i jednocześnie przyjemnie spędzonego czasu, a także wielu pomysłów na rozwinięcia swojej twórczości. W międzyczasie, jeśli zechcesz, oczywiście, możesz zajrzeć tutaj:
    http://niecodziwnahistoria.blogspot.com/?m=1
    Byłoby mi miło zyskać nową czytelniczkę;) Ach, zapomniałabym. Strzeż się poniedziałka 14! Bywają niebezpieczne... :D
    Do widzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Jestem tu nowa i jeszcze nie bardzo ogarniam co i jak, ale powolutku, pomalutku i wszystko się wyjaśni :)
    Współczuje Holly, że tak ją męczą na tych treningach, ja tam mam luzik, wuefista każe tylko się rozgrzać, a potem gramy w siatkę.
    Też bym się bała ość do takiego Ducana, nigdy nie wiadomo co mu przyjdzie do tej kudłatej głowy <.<
    Akcja z płatkami jak zwykle najlepsza *brawo*.
    Mój własny plan wydarzeń wygląda tak:
    1.Holly zmęczona.
    2.Holly idzie do Ducana.
    3.Akcja z płatkami.
    4.Zajebistość Ducana.
    5.Ducan zboczeniec.
    6.Ducan chce buzi, buzi.
    7.Holly zgadza się na buzi, buzi.
    8.Cudny Kiss.
    To tak w skrócie.
    Czekam niecierpliwie na następny.
    PS.W międzyczasie zapraszam do mnie:
    http://medrowey.blogspot.com/?m=1
    Pozdrawiam, życzę dużo weny, czasu i cierpliwości w pisaniu.
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! Nie wiem jakim cudem dopiero teraz ujrzałam Twój rozdział. Kurczę, wczoraj musiałam wejść chwilę przed dodaniem, a uwierz mi, miałam okropną noc. Za żadne skarby nie mogłam usnąć, a gdy już mi się udało, to nawiedzały mnie koszmary i tak czy siak wstałam zlana zimnym potem. Okropność.
    O dziwo, potrafię zrozumieć zmęczenie Holly. Chociaż w tym tygodniu pierwsze trzy dni przesiedziałam w domu z powodu rekolekcji, tak czwartek i piątek dały mi nieźle popalić. Jestem z siebie dumna, że przezwyciężyłam wszystkie dołujące myśli i nie zerwałam się z ani jednej godzinki. Trochę się dziwię, że chciało jej się po całym dniu udać do Duncana. Dobra, jeśli obiecała to dobrze, że dotrzymała słowa. Osobiście, przeżywałam już wiele podobnych sytuacji. Umawiałam się z kimś, a następnie plułam sobie w brodę, że jednak nie spławiłam tej osoby wyszukaną wymówką. Przeważnie, po takim spotkaniu nie żałowałam, że wyszłam i myślę, że nasza Holly także nie może powiedzieć, iż były to stracone godziny.
    Dobrze zrozumiałam, że Holden posiada kamerę z widokiem na swoje ogrodzenie? Kurczę, na miejscu głównej bohaterki czułabym się nieźle spięta, wiedząc, że sam wysłannik piekieł może obserwować każdy mój ruch. Druga sprawa, jeśli osoba pokroju Duncana proponuje Ci albo burgera, albo pizzę, to jak cholernie trzeba być odważnym, żeby odrzucić jego ofertę, a do tego zaproponować coś zupełnie innego?! Brrr, aż mnie ciarki przechodzą, gdy wyobrażam sobie przeszywające spojrzenie bruneta. Zawsze wyobrażałam sobie mieszkanie Holdenów jako mroczną kryptę ogrodzoną płotem, wokół którego owinięte są kolczaste winorośla. Osoba, która się tam udaje najczęściej nie wraca, a jeśli jakimś cudem uda jej się umknąć, pozostaje jej uraz psychiczny do końca życia. Może trochę to przekoloryzowałam, ale taka wizja tego domu nigdy mnie nie opuści.
    Duncan jest okropny! Rozumiem, że jest chłopakiem, ale jeśli odwiedza go dziewczyna, to niektóre filmy mógłby na ten czas pochować. Chociażby po to, aby nie siać zgorszenia wśród nieletnich. Swoją drogą, ciekawe czy ogląda je sam czy z młodszym braciszkiem? Osobiście, nigdy nie miałam styczności z produkcją pt.: Oldboy, ale jeśli uważasz, iż jest godna polecenia to w wolnym czasie obejrzę. Czyli za jakieś półtora miesiąca, gdy już będę mogła olać całą szkołę i spokojnie odpocząć.
    Zupełnie nie spodziewałam się takiego zakończenia! Myślałam, że Holly uraczy Duncana siarczystym policzkiem i ucieknie gdzie pieprz rośnie, a tu proszę jakie zaskoczenie. Chyba teraz mogę już oficjalnie nadać tej parce miano związku? Tak, myślę, że tak. Swoją drogą, ładnie się dobrali.
    Życzę dużo weny oraz wszystkiego co najlepsze. Pozdrawiam i do zobaczenia! xx

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG. Ja nie mogę. Wracam sobie ze szkoły, patrzę, a tu rozdział. Ucieszyłam się jak dziecko. Siadam, czyta, i się zachwycam. Tak. Wiem jak się czuje Holly. Ja mimo że właśnie skończył się weekend padam na twarz przez nadmiar wszelkich rzeczy na głowie. I nie mam chęci dosłownie na nic. Więc wielki szacun dla niej, że jeszcze dotrzymała słowa i przyszła na umówione spotkanie.
    Czytam dalej. I dalej się zachwycam bohaterką. A właściwie jej upartością. I tak. Kolejny raz moment z jedzeniem. Szczerze mówiąc też bym chciała płatki. XD
    I dalej śmiech. Filmy dla dorosłych. Oj nieładnie, nieładnie.
    Potem szok. Zanim ogarnęłam końcówkę to mi trochę zajęło. A potem wielki banan na twarzy. Oni się pocałowali! To się na prawdę stało XD Już nie mogę się doczekać następnego.
    Kobieto. Dałaś mi kopa na całe popołudnie.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny do tworzenia kolejnym takich cudeniek :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O MÓJ BOŻE!
    Ja... Ja nie mam pojęcia co powiedzieć. No, jakby to dosadnie ująć... Rozjebałaś mnie na kawałki, a teraz próbuję się jakoś pozbierać.
    To jest... O matko! Nie wiem nawet co, o tym myśleć. Chciałabym rzucić jakimś zadziwiająco błyskotliwym tekstem, ale no... pustka w głowie. Z jednej strony moja cicha natura zboczeńca raduje się niemiłosiernie z pierwszego pocałunku Holly. Doskonale wiedziałam, że to będzie musiało nastąpić, ale z drugiej strony moja bardziej racjonalna część nie wie co o tym myśleć. Pocałowali się, no to fajnie, ale ta moja druga część ma dziwne i irracjonalne przeczucie, że coś im nie pójdzie. Coś się stanie. Nie wiem jeszcze co, kiedy i jak, ale to czuję. (Obym się myliła)
    I... i Holly jest miękka. Tak łatwo się poddać?! Tsa... Tutaj popisałam się największym hipokryctwem na świecie. Sama mięknę po kilku dniach, także... Może ja się nie będę wypowiadać na ten temat?
    No, co ja mogę więcej dodać? Jestem rządna więcej i więcej! Nie każ długo czekać, bo ja tutaj uschnę!
    Przesyłam Ci gorące pozdrowienia i mnóstwo słońca, którego teraz pod wieczór mi brakuje ;c

    OdpowiedzUsuń
  7. A więc, moja reakcja na ten rozdział była taka, jak większości.

    O MÓJ BOŻE!

    J-J-Ja... n-n-nie wiem... m-muszę to p-przetrawić... *ładowanie systemu Windows* *awaria systemu Windows* *JEBUDUUU! Mózgu nie ma!*
    Dobra, może najpierw błędy, jakie znalazłam: gdzieś (przepraszam, nie mogę znaleźć tego zdania) przewinęło się słowo "nienajlepszego" - powinno być "nie najlepszego". Więcej nie widziałam.
    Co do samego rozdziału... wiedziałam (chyba jak każdy), że to się kiedyś wydarzy, ale... no... no... no kurde no... nie umiem mówić!!! Coś ty ze mną zrobiła, zła babo?! ;_;
    Spodobał mi się sposób, w jaki Holden sprowokował pocałunek. Był taki... łał. Dajcie mi takiego chłopaka w realu, a już nigdy go nie wypuszczę z pokoju (a może od razu sypialni, hm?( ͡° ͜ʖ ͡°)). Myślałam, że Holly kopnie go w potylice i ucieknie do domu cała czerwona, a tu proszę... Jednak coś mi się wydaje, że nie będzie cukierków, tęczy i jednorożców. Coś musi być nie tak. Może Duncan tylko się... b-bawił? Cholera. Czemu to wydaje mi się to bardzo prawdopodobne?
    Jak zwykle super. Chcę nextaaa! Pozdrawiam gorąco i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piszę komenatarz, aby zaznaczyć w jakim miejscu się znalazłam!
    Pomimo moich ciepłych uczuć do Lysandra liczę na to, że Holly będzie z Duncanem! (*3*)
    Myślę o twoim opowiadaniu naprawdę intensywnie, podoba mi się w jaki sposób bawisz się charakterem bohaterów i wyciskasz z nich te różnobarwne soki.
    No i nawiązując, FANFIK powróci co żywych, w ulepszonej wersji na nowym blogu, już nawet zaczęłam pisać pierwszy rodział. Szykuj się na dużo czytania! ('^')
    Ja wracam do czytania Twojego cudownego opowiadania, przywróciłaś mi radochę z czytania blogów i pisania, właściwie wróciła do blogosfery ze względu na Twój blog i jeszcze jednej osoby, ponieważ zawsze byłam na bieżąco z niewielką liczbą opowiadań.
    Kończę już mój obszerny wywód, serdecznie Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że jutro uda mi się przeczytać wszystko!
    Z najszczerszymi wyrazami szacunku od wrednej cytryny, która szuka cukru, aby złagodzić ten gorzki posmak.

    OdpowiedzUsuń