Spis lektur obowiązkowych

środa, 16 marca 2016

Przez szpary pomiędzy drewnianymi roletami wpadały promienie marcowego słońca. Nagrzewały tylną ścianę obudowy monitora i nikle oświetlały ponury pokój. Ten dzień nie różnił się niczym szczególnym. Jak zwykle tkwiła na czarnym prezesowskim fotelu, który nie raz i nie dwa pełnił także rolę łóżka. Chrupała słone paluszki, czasami udając, że paliła je niczym prawdziwe papierosy. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w ekran, rozmyślając nad sensownym wstępem. Wszakże dziś miało miejsce wielkie wydarzenie, a ona nie mogła zebrać myśli.
Westchnęła przeciągle, po czym parokrotnie obróciła się na krześle wokół własnej osi. Nic to jednak nie dało - umysł nadal przebywał w odległej krainie, gdzie wylegiwał się na pasiastym leżaku i popijał drinka z jaskrawą parasolką. Zatrzymała się nagle w bezruchu, łapiąc obiema dłońmi krawędź ciemnego biurka. Z łoskotem uderzyła czołem o blat. Zafarbowane na rudo włosy, które dotychczas opadały falami na plecy, teraz rozlały się po ramionach.
- No nie dam rady - wymamrotała ledwo słyszalnie, ponieważ usta miała dociśnięte do gładkiej tafli. - Jak niby mam podziękować wszystkim czytelnikom za wytrwałość, pochlebne komentarze oraz za samo jestestwo? No i jeszcze ponad siedem tysięcy wyświetleń...
Przekręciła głowę, kładąc polik na biurku. Brązowe oczy od razu dostrzegły niewielką żółtą karteczkę przyklejoną do krawędzi monitora. "Przeprosić za brak opinii pod postami innych autorek, tłumacząc się lenistwem!"
- A walić to, idę zapalić - rzuciła zdenerwowana, po czym wyjęła z szuflady paczkę ulubionych papierosów i opuściła swoją twierdzę.

Droga (nie) do miłości: Rozdział 30
„Wszyscy jesteśmy ptakami w klatce i życie najbardziej ciąży tym,
którzy mają największe skrzydła.”
~J. Barnes

     Twarde deski wbijały się w moje plecy, a wyjątkowo silne promienie słoneczne parzyły skórę twarzy. Pomimo odczuwalnego dyskomfortu leżałam nieruchomo z głową opartą na kolanach Sucrette. Oczy miałam zamknięte i jedynym bodźcem, jaki odczuwałam poza bólem, była kretyńska melodyjka dobiegająca z telefonu koleżanki. O ile zawsze chodziłam wściekła, gdy tylko pomyślałam o gierkach na komórkę, tak tym razem nie zwracałam uwagi na poczynania brunetki. Moje myśli oderwane były całkowicie od rzeczywistości i namiętnie rozpamiętywały piątkowe wydarzenia. Zwłaszcza jedno zaplątało się w dżungli wspomnień i choćbym nie wiem, jak się starała, biedactwo nie dawało rady wyjść z licznych pnączy.
     Westchnęłam, zasłaniając oczy przedramieniem. Na ustach poczułam intensywny gorąc. Zaczynałam radować się faktem, że moja twarz została wystawiona na słońce – przynajmniej nie musiałam martwić się rumianymi policzkami. Mimowolnie przypomniałam sobie stanowczy dotyk silnych męskich dłoni, błądzących po rozgrzanym ciele. Westchnęłam cicho, gdy długie palce spoczęły na mym brzuchu. Ledwo powstrzymałam się przed wygięciem kręgosłupa w łuk, aby jeszcze lepiej czuć bliskość wyimaginowanej postaci. Prawie żałowałam, że pocałunek z Holdenem przerwałam po niespełna minucie, a jego dom opuściłam jeszcze przed zakończeniem filmu.
     - Cześć, Holly, jak ci minął weekend?
     Odsunęłam rękę od twarzy, słysząc roześmiany głos Duncana. Szybko pożałowałam swoich poczynań, albowiem oślepiło mnie silne słońce. Przez chwilę nie mogłam dostrzec czegokolwiek – otaczająca ciemność jeszcze bardziej potęgowała niemal namacalne zaskoczenie. Przyłożyłam dłoń do czoła, aby choć odrobinę zasłonić oczy przed rażącymi promieniami. Holden pochylał się nade mną, bezczelnie kładąc jedną rękę na moim brzuchu, zaś drugą na oparciu ławki.
     Niewiele brakowało, a swój pierwszy orgazm przeżyłabyś na gorącym dziedzińcu pełnym rozwrzeszczanych licealistów. I pomyśleć, że sprawił to tylko jeden niewinny dotyk. Wpadłaś po uszy, moja panno, tylko przeboleć nie mogę, że wybrałaś tego degenerata.
     - Zrobisz mi miejsce? – zapytał Duncan, zbliżając się niemalże nachalnie.
     - Wydajesz się zadowolony z położenia, w jakim się znajdujesz. Po co mielibyśmy niszczyć twoje szczęście? – odparłam z przekąsem, a usta rozciągnęłam w przyjaznym uśmiechu, który wręcz ociekał sztucznością.
     - Su, jak ty z nią wytrzymujesz? – Holden uniósł wzrok na brunetkę, jednakże nie wyglądało na to, aby miała ona udzielić odpowiedzi.
     - Nie wytrzymuje – prychnęłam. – Dlatego siedzi z nosem w telefonie.
     - Z dwojga złego lepszy kolorowy ekran – rzucił chłopak, za co wbiłam mu palec pomiędzy żebra. Spod jego bladych warg wyrwał się cichy syk, aczkolwiek nie minęła nawet sekunda, a znowu na twarzy zagościł pełen wyższości i samozadowolenia grymas.
     - Moglibyście się tak nie afiszować ze swoją miłością.
     Obok nas rozległ się zniechęcony głos. Duncan spojrzał w kierunku, z którego dochodził dźwięk, a ja odruchowo podążyłam jego śladem.
     Dwa kroki od ławeczki stał Dake z założonymi na piersi rękoma. Jego jasne włosy były w nieładzie i choćbym bardzo chciała, nie mogłam określić go mianem artystycznego. Pasma tworzyły jeden wielki kołtun na czubku głowy, jakby chłopak przez bitą godzinę miętolił je między palcami. Dopełnieniem tragicznego wizerunku okazał się cierpiętniczy grymas na twarzy oraz krzywo pozapinane guziki. Czyżby Morgana wyrzucili z jego własnego domu?
     - Coś dzisiaj na szybko się chyba ubierałeś – stwierdził Holden. Posłałam nadal wiszącemu nade mną brunetowi zdziwione spojrzenie. On naprawdę był cholernym sługą Szatana i, o zgrozo, najwidoczniej potrafił czytać w myślach!
     Jakby na potwierdzenie teorii, brunet spoglądnął w moją stronę kątem oka, uśmiechając się przy tym zadziornie.
     - Nic nie mów – westchnął Dake, poprawiając plecak, który zawiesił tylko na jednym ramieniu. – James w sobotę wyprowadził się do LA. Najbardziej wkurza, że nie był na tyle łaskawy, aby poinformować nas o tym wcześniej. Przecież takie wyjazdy planuje się ze sporym wyprzedzeniem. Musiał o tym wiedzieć już w wakacje. Kurdeee… A chcieliśmy wznowić próby od przyszłego tygodnia.
     - To dlatego Cas chodził podminowany przez cały weekend – mruknął Holden. Po chwili chłopak powrócił do pozycji pionowej. Również usiadłam na ławce i przeczesałam palcami włosy, aby doprowadzić je do względnego porządku. Już jeden rozczochraniec w naszej klasie to i tak stanowczo za dużo.
     - A gdzie Kruczek? – zapytał blondyn, chcąc zapewne odbiec od uciążliwego tematu.
     - Z tego, co dałam radę zrozumieć, to razem z Rosaline trochę się upiły i dzisiaj próbują odchorować – odpowiedziałam.
     - Czym się strułeś, tym się lecz – rzucił Duncan, ruszając przy tym zabawnie brwiami.
     - Wygrałam! – Nagły krzyk Sucrette spowodował u mnie stan przedzawałowy. Podskoczyłam w miejscu, odruchowo łapiąc się za lewą pierś. – Boże, Holly, wygrałam!
     Dziewczyna przytuliła mnie mocno. Błagalnym wzrokiem patrzyłam co rusz na Holdena, to na Dake’a, licząc na uzyskanie z ich strony pomocy.
      Nagle rozbrzmiał dzwonek ostrzegawczy na pierwszą lekcję, który w tych okolicznościach był dla mnie zbawienny. Najwidoczniej na kolegach w ogóle nie można polegać, a jedynym ratunkiem były dobra namacalne. Nic więc dziwnego, że tylu materialistów kroczyło po tym świecie.
     Su uwolniła mnie ze stalowego uścisku. Na jej twarzy nadal tkwił szeroki uśmiech, a w oczach iskrzyły się wesołe płomyczki. Naprawdę nie przypuszczałam, że zwykła gierka na telefon mogła wywołać w człowieku taką radość. Rozumiem nowa manga bądź płyta, ale żeby gra?
     Obie wstałyśmy z ławki i wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia ze stojącymi przed nami chłopakami. Dake bez namysłu skierował się w stronę drzwi wejściowych, jednakże Duncan nadal tkwił w miejscu. Kiwnęłam głową, dając Sucrette do zrozumienia, aby na mnie nie czekała. Najwidoczniej ten szatański pomiot chciał o czymś pomówić.
     Brunet zrobił krok do przodu i położył dłoń na mym karku. Delikatnie gładził czarne kosmyki. Czasami – niby to od niechcenia – łapał mniejsze pasemko i prostował je między palcami. Czułam się błogo, kiedy ktoś z niezwykłą delikatnością bawił się moim włosami. Ostatkiem sił woli powstrzymywałam się przed mruknięciem z zadowolenia. Nie chciałam dać Holdenowi aż tak dużej satysfakcji. Wystarczyło, że nie mogłam zatuszować mrużenia oczu, co już zapewne wywoływało w chłopaku poczucie wyższości oraz swego rodzaju satysfakcję. To nie było normalne, zwłaszcza gdy dokonywało się tego na środku szkolnego dziedzińca.
     - Co powiesz na kawę po treningu? – zaproponował Duncan. Szlag niech go trafi! Zrobił to specjalnie. Najpierw wprawił moją osobę w stan podobny do upojenia alkoholowego, by za moment wyskoczyć z pomysłem na wspólne spędzenie popołudnia. Niedoczekanie.
     - Williams ciśnie nas jak szalona, więc będę umierać – odparłam, siląc się na beznamiętny ton, chociaż w środku buzowały silne emocje. – Ale możesz podwieźć mnie do domu.
     - Ho, ho, jakaż ty cwana. – Mocniejsze pociągnięcie za włosy wywołało mimowolne uniesienie głowy, tak abym lepiej widziała uradowaną twarz mego oprawcy.
     - Uczę się od najlepszych – żachnęłam się, jednak zaraz tego pożałowałam. Holden ponownie szarpnął za czarne pasma, tym razem dużo mocniej. Syknęłam z bólu.
     - Wiedz, że w naszej relacji nie będzie miejsca na sytuację, gdzie uczeń przerósł mistrza. Jestem doskonały – mruknął uwodzicielskim tonem, niemal wyzbywając się pychy z głosu.
     - Oczywiście – przytaknęłam, widząc jego ponaglający wzrok.
     Duncan zaśmiał się pod nosem, po czym wyplątał palce z czarnych kosmyków.
     - Podrzucę cię, ale jutro wychodzimy od razu po lekcjach – zarządził brunet i oddalił się w stronę budynku.
     Przez moment wpatrywałam się w szerokie plecy kolegi, które z każdą sekundą stawały się coraz mniej osiągalne. Westchnęłam zmęczona. Czy wiązanie się z sadystą było moim planem na najbliższą przyszłość? Raczej nie, a wręcz skłaniałam się ku stwierdzenie, że ów czyn uplasowałby się na wysokiej pozycji na Liście rzeczy do (nie)zrobienia.


     Kolejka w stołówce posuwała się obrzydliwie powoli i w między czasie zdążyłam już pięciokrotnie zmienić potrawę, którą chciałam wziąć do zjedzenia. Sucrette wraz z Dake’em pokornie przytakiwali na każdy mój wybór i zapewniali, że będzie on równie wyśmienity jak ten poprzedni. Widziałam na ich twarzach zniechęcenie oraz pragnienie przeniesienia się do jakiegokolwiek innego miejsca poza szkolną jadłodajnią. Jednakże nie przeszkadzało mi to w dalszym wymyślaniu innych dań, na które w przypływie chwili nabierałam ochoty.
     - Chociaż po głębszym zastanowieniu makaron ze szpinakiem i kurczakiem może okazać się ostateczną koncepcją – mruknęłam, przykładając palec wskazujący do ust.
     - Kilka minut temu to samo mówiłaś o pizzy wegetariańskiej – westchnął blondyn.
     - Tak, ale doszłam do wniosku, że moje zapotrzebowanie na mięso nagle wzrosło.
     - Muszę się z tobą zgodzić, ten makaron brzmi apetycznie – powiedziała Su. Dziewczyna rozglądała się, aby ocenić sytuację dotyczącą ogonka w stołówce. Pokręciła głową z niedowierzeniem, dając tym samym znać, że tkwiliśmy co najmniej po pas w bagnie.
     Oparłam się plecami o białą ścianę, przy czym skrzyżowałam ręce na piersi. Powoli zaczynałam zastanawiać się nad sensem sterczenie i marnowania cennego życia w kolejce po zdrowy obiad. Przecież mogliśmy przemknąć przez mur na tyłach szkoły, aby bez większych problemów udać się do pobliskiej knajpki. Pochłonięcie ogromnego hamburgera z mnóstwem dodatków z pewnością odebrałoby poczucie zjedzenia czegoś pożywnego, ale przynajmniej pozbyłabym się natarczywego głodu.
     Już chciałam zaproponować znajomym złamanie regulaminu, którego punkt 5.3 mówił o zakazie opuszczania terenu liceum podczas zajęć. Zdążyłam nawet otworzyć usta i bezgłośnie wymówić hej, kiedy nagle spora grupa chłopaków opuściła kolejkę i jednym tempem ruszyła w stronę wyjścia ze stołówki. Spojrzałam przed siebie, niemal wybuchając prymitywnym gniewem. W myślach zaczęłam odliczać do dziesięciu w celu wyzbycia się chęci dokonania brutalnego morderstwa na nastolatkach. Widok ich twarzy wykrzywionych z bólu oraz wszędobylskich wnętrzności zapewne uśmierzyłby moją wściekłość, a nawet wywołał psychopatyczną radość.
     - Debile – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, posyłając w plecy jednego z licealistów cały zapas pocisków do karabinu maszynowego. Przez bite dziesięć minut stwarzali sztuczny tłok, podczas gdy ich jedynym zamiarem była rozmowa z nową kucharką. Życia zachowali wyłącznie dlatego, że nad wyraz mocno dokuczał mi głód.
     Każdy z nas wykupił po daniu głównym oraz deserze, po czym przystąpiliśmy do szukania wzrokiem miejsc siedzących. Raven zawsze miała w sobie na tyle bezczelności, by podejść do ludzi zajmujących nasze ulubione miejsce i kazać im się wynosić w podskokach. Oczywiście później pozwalała dosiąść się innym uczniom, których od pewnego czasu w ogóle nie było. Dokładniej rzecz ujmując, od dnia wyborów, kiedy różowowłosa nie bała się użyć groźby do wymuszenia głosów. Mogłam założyć się o wszystko, że Black w przyszłości zostanie poszukiwaną na całym świecie terrorystką bądź nawet stworzy własną mafię. Miałam jedynie nadzieję, że nie zechce mnie do niej zwerbować.
     - Widzę Violettę, może dosiądziemy się do niej? – zaproponowała Su, wskazując ruchem głowy na drobną dziewczynę zajmującą stolik nieopodal. Byłam skłonna przystanąć na ten pomysł, jednak w porę dostrzegłam siedzącą obok brunetkę. Nie pamiętałam jej imienia, ale kojarzyłam ją z wyborów na przewodniczących, w których zajęła bodajże drugie miejsce. Zastępczyni gospodarza pierwszorocznych początkowo wydawała się być miła oraz przyjaźnie nastawiona do innych. Aczkolwiek czułam od niej swąd fałszerstwa, a tego nienawidziłam najbardziej. Zresztą Rosaline również stwierdziła po chwilowej rozmowie, że nastolatka nie posiadała szczerych myśli, a – jak to ujęła Raven – białowłosa miała doskonałą intuicję i na odległość wyczuwała prawdziwe zamiary.
     - Jasne, cho… Ała! – Wesoły ton Dake’a szybko zamienił się w pisk, gdy mocno nadepnęłam mu na nogę.
     - Nie, dzięki, znajdziemy coś innego – rzuciłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
     Durand zamrugała pospiesznie powiekami, wpatrując się we mnie z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami. Miała enigmatyczną minę, a jej świdrujące spojrzenie zielonych oczu wpatrywało się intensywnie w punkt pomiędzy moimi oczami. Przez chwilę zastanawiałam się, czy możliwym było, aby ktoś próbował we mnie strzelić, a właśnie w tym momencie wymierzał dokładnie cel dzięki czerwonemu laserowi.
     - Jak chcecie – mruknęła po dłuższym namyśle. – Do zobaczenia na treningu, Holly.
     Kiwnęłam głową na pożegnanie, po czym zwróciłam ponaglający wzrok na blondyna i ruszyłam w głąb stołówki, lawirując między licealistami oraz okrągłymi blatami.
     - Dlaczego się nie zgodziłaś? – zapytał z wyrzutem chłopak. – Wiesz, ile będziemy teraz krążyć w poszukiwaniu wolnego stolika? Nie rozumiem, Violcia ci nie odpowiada, czy co?
     - Nie Violcia, tylko ta druga. Coś czuję, że nie powinno się zawierać z nią przyjaźni – odparłam. – Swoją drogą, bardziej kretyńskiego przezwiska nie mogłeś wymyślić.
     - Przecież ono idealnie pasuje do tej małej istotki.
     - Też jestem drobna. – Kątem oka zerknęłam na Dake’a, wyglądającego, jakby toczył zażartą walkę z myślami.
     - Ale ty nie wyglądasz słodko – stwierdził. No tak, mój kolega wojował ze zdrowym rozsądkiem i z niekorzyścią dla swojej osoby – wygrał.
     - Nie chcesz wiedzieć, co właśnie planuję z tobą zrobić. Umarłbyś ze strachu, gdybyś wyobraził siebie na miejscu Rinaldo Pazzi’ego – mruknęłam pod nosem.
     - Em, Holly…
     Spojrzałam na zlęknionego chłopaka, starającego się za wszelką cenę patrzeć na trzymaną przeze mnie tacę. Zupełnie, jakby bał się, że rzucę się na niego uzbrojona w widelec, nie zważając na tłum pobudzonych uczniów.
     - Oglądałeś ten film? Oj, przepraszam, nie chciałam zbytnio cię przerazić. – Przyłożyłam dłoń do ust, chcąc uwydatnić zawstydzenie. Jednakże blondyn odebrał to w inny sposób i odskoczył do tyłu, gdy dostrzegł ruch z mojej strony. Doprawdy, cudowny widok. Wręcz zapierający dech w piersiach.
     - Och, czyżbyście nie mieli, gdzie usiąść?
     Wzdrygnęłam się, słysząc za plecami ten ociekający sztuczną słodyczą głos. Już od tak dawna nie miałam z tym tonem styczności, że powoli zaczynałam zapominać o istnieniu jego właścicielki. Najwidoczniej karma za straszenie Dake’a wróciła szybciej niżbym mogła się tego spodziewać. Jednak kara nie była adekwatna do winy – przecież w ostatecznym rozrachunku nie zabiłam kolegami, więc skazywanie mnie na kontakt z Debrah, to stanowczo zbyt wiele. Bardzo żałowałam, iż los nie przyjmował jakichkolwiek apelacji.
     Odwróciłam się powoli, aby przypadkiem nie szturchnąć stojącej za mną brunetki. Denerwowanie jej stanowiło jedną z ostatnich rzeczy, na które miałam w tej chwili ochotę, a wiedziałam, że Rota była w stanie wszcząć awanturę na całą stołówkę.
     Dziewczyna uśmiechała się przyjaźnie, aczkolwiek jej lodowate spojrzenie wyrażało poczucie wyższości. Zupełnie, jakby wszyscy zgromadzeni w szkolnej jadłodajni ludzie powinni być dumni, że tak wspaniała istota zaszczyciła ich swoją obecnością. Nastolatka całą sobą podkreślała, że uważała się za lepszą od innych i jako przedstawicielka wyższej klasy społecznej pragnęła odpowiedniego traktowania. W rzeczywistości jej szczęście polegało na posiadaniu babci-dyrektorki, co szło w parze z uprzejmością ze strony belfrów.
     - Przy naszym stoliku znajdą się jeszcze wolne krzesełka. – Debrah wskazała ruchem głowy na cztery, złączone ze sobą, okrągłe blaty, przy których zawsze usadawiała się szkolna elita. Owe miejsca niczym nie różniły się od innych, oczywiście poza lokalizacją. Grupa Wybranych mogła podczas posiłków podziwiać zza oszklonych ścian piękno szkolnego ogrodu. Mieli taką sposobność, aczkolwiek raczej z niej nie korzystali.
     Spojrzałam ukradkiem na Duncana, który właśnie podsunął młodszemu bratu pod nos komórkę. Castiel niechętnie zwrócił uwagę na duży telefon i zapewne w ogóle by tego nie zrobił, gdyby nie został zmuszony.
     - Jasne, chętnie się dosiądziemy – odparł Dake.
     - Co? – Spiorunowałam kolegę wzrokiem. Nie mogłam uwierzyć, że przystanął na propozycję Roty. Sto razy bardziej wolałam wrócić się do stolika, gdzie zasiadła Su.
     - Chcę w spokoju zjeść, Holly. – Blondyn posłał mi zmęczone spojrzenie, po czym ruszył w stronę blatów zajętych głównie przez członków męskiej drużyny koszykówki oraz cheerleaderki.
     Niewidzialny kołek rozerwał moje małe serduszko, a w głowie pojawiła się myśli, że naprawdę byłam tą cholerną egoistką i nawet nie próbowałam tego zmienić. Dbałam wyłącznie o swoją dupę i w ogóle nie zwracałam uwagi na uczucia Morgana. Przecież nikomu nie wolno odbierać możliwości konsumpcji, zwłaszcza, gdy w grę wchodził makaron z kurczakiem i szpinakiem.
     Westchnęłam z rezygnacją, widząc uśmiech na twarzy Dake’a, kiedy witał się z kolegami. Wyminęłam uradowaną Debrah i powolnym krokiem podeszłam do stolika szkolnej elity.
     No, Holly, pora wreszcie się dla kogoś poświęcić. W przeciwnym razie utopisz się w kupie gówna, potocznie nazywaną „samotnością”. Tylko poudawaj chociaż trochę szczęśliwą.
     - Cześć wszystkim – mruknęłam, próbując nie wykrzywić ust w grymasie niezadowolenia. Kilkanaście par ciekawskich oczu spoczęło na mnie, przez co jeszcze bardziej nabrałam ochoty na ucieczkę. Głośno przełknęłam ślinę i już zamierzałam odwrócić się na pięcie i dać długą w stronę wyjścia, lecz zatrzymał mnie głos Duncana.
     - No patrzcie. Kogo do nas przywiało? – Chłopak oparł głowę na złożonej w pięść dłoni, bacznie wpatrując się w talerz, który trzymałam na żółtej tacy. – Już myślałem, że nigdy nie zechcesz ze mną zjeść.
     Poczułam rumieńce, bezczelnie wbiegające na moje poliki. Chciałam w nerwowym geście założyć kosmyk ciemnych włosów za ucho, ale miałam zajęte ręce.
     - No, Reid, usuń się, bo zajmujesz Holly miejsce.
     Holden machnął palcami na bruneta, do tej pory siedzącego po jego prawicy. Z enigmatyczną miną przyglądałam się nastolatkowi, w pośpiechu zbierającemu swoje rzeczy ze stołu. Został przegoniony niczym marny sługa i prawie zrobiło mi się go szkoda, ale rozpoznałam w nim jednego z chłopaków, którzy zechcieli podręczyć Kevina. Uśmiechnęłam się do niego na odchodne, niemal ciesząc się, że został tak brzydko potraktowany.
     - Co tam masz dobrego? – Duncan bez zbędnego wstydu zajrzał do mojego talerza, niemal wkładając nos w makaron. Parokrotnie zaciągnął się przyjemnym aromatem pieczonego kurczaka, a następnie pochwycił w palce spory kawałek mięsa.
     - Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? – zapytałam z udawanym oburzeniem.
     - Załatwiłem ci miejsce, więc domagam się darów w zamian za przysługę.
     - A co, twoja sałatka ci nie pasuje?
     Brunet skrzywił się z niesmakiem na samą myśl o dodatku do obiadu, składającym się z samych warzyw.
     - Możemy zrobić wymianę. Dajesz zielsko, a ja połowę makaronu.
     - Wiedziałem, że mogę na tobie polegać – powiedział uradowany Holden, sięgając po płaskie naczynie. Zepchnęłam na nie część swojego obiadu, po czym odebrałam od kolegi plastikowy pojemniczek z sałatką.
     - Co tam u Raven? Pochorowała się, czy zrobiła sobie dłuższy weekend? – zagaiła Debrah, niby to od niechcenia.
     Jesteś aż tak głupia i myślisz, że czegoś się dowiesz? Ha, naiwniak!
     - Trochę za bardzo zaszalała wczoraj z Rosaline – odparłam, wykręcając oczami. O ile pamięć mnie nie myliła, już dzisiaj tłumaczyłam nieobecność różowowłosej.
     - No tak, Rosa… - Rota ściągnęła brwi, jakby wspominanie białowłosej wywoływało w niej gniew. – Zaprzyjaźniłyście się już?
     - Deb, odpuść sobie – westchnął Castiel, spoglądając na swoją dziewczynę kątem oka.
     - Nie rozmawiałyśmy ze sobą zbyt wiele, więc możesz pominąć wszelkie upierdliwe pytania dotyczące Rosaline. Choćbym chciała, nie mogłabym na nie odpowiedzieć.
     Posłałam brunetce przyjazny uśmiech, a po sekundzie wepchnęłam do buzi duży liść sałaty. Duncan prychnął pod nosem i poklepał mnie po kolanie, czego pozostali nie mogli dostrzec. Zignorowałam dotyk, całkowicie skupiając uwagę na jedzeniu.
     Nagle do naszego stolika podbiegła Iris, ciągnąc za sobą białowłosego chłopaka. Nastolatka wzięła kilka głębszych wdechów, aby wyrównać oddech, zapewne po szaleńczym maratonie przez całą szkołę. Natomiast jej towarzysz nawet w najmniejszym stopniu nie okazywał zmęczenia. Przypatrywał się swoimi dwukolorowymi tęczówkami dziewczynie, która trzymała go za nadgarstek. Młodzieniec wyglądał na zdezorientowanego – zupełnie jakby dostał porządnie w głowę. Obrzuciłam wzrokiem siedzących najbliżej mnie nastolatków, którzy również nie byli zbyt pewni zaistniałej sytuacji. Osobiście moje myśli bardziej zaprzątało pytanie, gdzie wcześniej mogłam spotkać nietuzinkowego nastolatka, albowiem miałam dziwne przeczucie, że jego twarz skądś znałam. Żywiłam nadzieję, że chociaż jeden ze starszych uczniów rozpoznał tajemniczego chłopaka.
     - Iris, co się dzieje? – Pierwszy zabrał głos Dake. Najwidoczniej nie był zadowolony z faktu, że istota, którą się zauroczył, krążyła po całym liceum, trzymając za rękę innego mężczyznę niźli jego.
     - Słyszałam, że szukacie nowego wokalisty – zaczęła rozentuzjazmowana rudowłosa.
     - No niby tak, ale…
     - Lysander jest najlepszym śpiewakiem w klubie muzycznym, więc pomyślałam, że mógłby do was dołączyć – pisnęła dziewczyna.
     - Potrzebujemy człowieka z krwi i kości, a nie jakiegoś wampirka-świrka – warknął Castiel, rzucając widelcem o talerz. Po stołówce rozniósł się głośny łoskot, a ja wręcz nie mogłam wyjść z wrażenia, jak bardzo młodszy z braci Holdenów przypominał Raven.
     - A masz lepszy pomysł? – zagaił blondyn, siedzący obok Debrah. Niemal zadławiłam się pomidorkiem koktajlowym, kiedy rozpoznałam w nim drugiego nastolatka, który zastraszał Kevina. Przy najlepiej usytułowanych stolikach w stołówce nie zasiadała szkolna elita, lecz pierwszorzędni degeneraci. – James wystawił nas w najgorszym momencie, do tego nie dał żadnego namiaru na kogoś, kto byłby w stanie go zastąpić.
     - Toby ma rację. Poza tym myślę, że trochę koloryzujesz, Cas. Najzwyczajniej w świecie jesteś zazdrosny, bo to zawsze na ciebie lecą wszystkie fanki. – Reid wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu. – Czyżbyś bał się o swoją pozycję wśród napalonych czternastek?
     - Nie pieprz głupot! – krzyknął brunet, poszukując wzrokiem innego sztućca, którym mógłby cisnąć o stół.
     - Uważam, że powinniśmy dać Lysandrowi szansę – odezwał się Dake, puszczając przy tym oczko rudowłosej. Iris uśmiechnęła się szeroko, ukazując aparacik na zębach.
     - Dobra, niech wam będzie. Idziemy do piwnicy – zarządził młodszy Holden i z głośnym szurnięciem wstał w krzesełka.
     Grupka najbardziej zainteresowanych nastolatków poszła w ślady Castiela. Bez entuzjazmu przyglądałam się, jak licealiści zabierają swoje torby i powoli opuszczają stołówkę, nie fatygując się nawet odniesieniem brudnych naczyń.
     - Holly, idziemy – mruknął Duncan, przewieszając plecak przez ramię.
     - Ale jeszcze nie zjadłam sałatki – odparłam.
     - To weź ją ze sobą.
     Brunet bez ostrzeżenia zabrał mi sprzed nosa plastikowy pojemnik z niewielką ilością warzyw. Przez moment wpatrywałam się w niego z rozgniewaną miną. Wiedziałam, że nie wygram tej bitwy, toteż niechętnie poszłam w ślady znajomych i skierowałam się ku wyjściu. Chłopak poczochrał moją grzywkę, na co fuknęłam obrażona i odebrałam mu niedojedzoną sałatkę. Nienawidziłam, gdy zabierano mi jedzenie.
     Przeszliśmy przez główny hol, by zatrzymać się przed wejściem na klatkę schodową.
     - Idzie ktoś? – zapytał stojący na przodzie Castiel.
     Wszyscy jak na komendę rozejrzeli się dookoła, wypatrując jakiegokolwiek nauczyciela.
     - Pusto – odparła Debrah.
     Brunet z rozmachem otworzył przeszklone skrzydło drzwiowe i całą grupą wtargnęliśmy do niewielkiego przedsionka, gdzie poza schodami prowadzącymi na górę, drugim przejściem oraz kinkietem nie znajdowało się nic więcej. Ścisnęliśmy się niczym oliwki w słoiku. Gdyby z piętra właśnie w tej chwili postanowił zejść nauczyciel, mielibyśmy – krótko mówiąc – przesrane. Raczej wymówka o przypadkowym zgubieniu telefonu, którego rozpaczliwie poszukiwało około dziesięciu osób, nie przeszłaby.
     Ktoś zadzwonił kluczami, a po chwili rozległ się cierpiętniczy jęk otwieranych drzwi. Nagle po klatce schodowej rozniósł się smród stęchlizny oraz chronicznego braku odświeżaczy powietrza. Przyzwyczaiłam się do pięknych zapachów w domu, toteż zrobiłam się okropnie marudna. Kiedy w moich nozdrzach na dobre zagościła nieprzyjemna woń, przysłoniłam obiema dłońmi nos, aby zniwelować ilość wąchanych aromatów.
     - Niezbyt miło, co? – zagaiła Debra, która również przystawiła ręce do twarzy.
     - To za mało powiedziane – odparłam, na co dziewczyna zaśmiała się cicho.
     Pojedynczo wchodziliśmy do szkolnej piwnicy. Pewien niezwykle inteligentny osobnik zamontował włącznik światła na dole, zamiast od razu przy drzwiach, dlatego zejście po schodach stanowiło nie lada wyczyn. Byłam w trakcie pokonywania jakiegoś siódmego stopnia, gdy raptownie wejście do podziemi zamknęło się z łoskotem i nastała jasność. Słysząc nagły huk podskoczyłam ze strachu i jedynie złapanie się poręczy uratowało mnie przed widowiskowym zjechaniem na tyłku.
     Piwnica była ogromnym pomieszczeniem zrobionym w całości z ciemnej cegły. W środku panował przyjemny chłód i gdyby nie smród, to uważałabym to miejsce za całkiem zdatne do użytku. Zwłaszcza we wrześniu podczas okropnych upałów.
     - No dobra, nowy, pokaż ten swój talent – prychnął Castiel, krzyżując ręce na piersi.
     Lysander odchrząknął cicho w zwiniętą w pięść dłoń. Nawet tak prosty ruch w jego wykonaniu wręcz ociekał dostojnością. Zupełnie, jakby od niemowlęcia uczono go dodawania gracji do wszystkich czynności.
     - Tylko wybierz jakąś mocniejszą piosenkę – zaznaczył pospiesznie Toby. – Nie wiem, czy Iris ci powiedziała, ale gramy ostre brzmienia.
     - W porządku – odparł białowłosy z angielskim akcentem.
     Ściągnęłam brwi w zadumie. Niedawno rozmawiałam z osobą, która mówiła w podobny sposób. Zapewne w mniejszym stopniu używała swego ojczystego tonu, albowiem nie zwróciłam na to aż tak wielkiej uwagi.
     - She’s sticking needles in her skin. I turn with an ugly grin. Her canvas doesn’t leave a lot to fantasy. But her peace of mind can’t stay in inside the lines. It’s so confusing, the methods that she’s using…*
     Patrzyłam na samotnie stojącego chłopaka z niedowierzeniem. W ogóle nie interesowali go inni, którzy również wpatrywali się w niego niczym w arcydzieło. Bez wątpienia Lysander zasługiwał na to miano. Tkwił przed kilkunastoma parami dociekliwych oczu, chociaż on sam powieki miał przymknięte. Na jego twarzy malowało się mnóstwo emocji, których nawet najlepszy pisarz nie mógłby określić słowami. Tego po prostu nie dało się opisać, a jakakolwiek próba wręcz zakrawała na ignorancję. Białowłosy został całkowicie wchłonięty przez piosenkę, która przemawiała przez niego. On był jedynie piękną skorupą, aczkolwiek stanowiącą tylko naczynie podległe jakiejś sile wyższej. Cały ten obraz wyglądał niczym mara senna i nie raz musiałam porządnie uszczypnąć skórę, aby mieć pewność, że nie spałam.
     - Jest cholernie dobry – mruknął Corey głosem pełnym podziwu. Wydawać by się mogło, że to uszczęśliwienie Castiela stanowiło najtrudniejsze zadanie. Prawda była z goła odmienna. Brown uwielbiał zespół Slipknot i gdyby Lysander nie poradził sobie z ich piosenką, blondyn pożarłby go żywcem, obskubując na końcu kości z ochłapów.
     - Oh, she’s beautifull. A little better than a man deserves! Oh, I’m not insane! Please, tell me…*
     - Już, starczy! – Piękny krzyk nafaszerowany uczuciami został brutalnie przerwany przez Castiela. Posłałam w stronę Holdena piorunujące spojrzenie i zapewne nie ja jedyna miałam ogromną ochotę wypruć mu flaki.
     - Co ty… - zaczął poirytowany Duncan, jednakże brat nie dał mu skończyć.
     - Myślę, że wystarczającą zaprezentowałeś. – Chłopak podszedł do białowłosego i wyciągnął w jego stronę dłoń. – Witamy na pokładzie.
     - Dziękuję – odparł Lysander, nikle się przy tym uśmiechając.
     - Boże, Cas, jesteś chory – prychnęła Debrah, przykładając palce do lewej skroni.
     - Chyba nie myśleliście, że go wypuszczę, co? – zapytał rozgniewany nastolatek. Omiótł wszystkich spojrzeniem, po czym westchnął i dodał: – Naprawdę tak myśleliście.
     Widząc wściekłą minę Holdena, jednocześnie parsknęliśmy głośnym śmiechem. Brunet nadymał policzki niczym małe dziecko, któremu zabrano lizaka.
     Wytarłam drobną łzę, która zakręciła się w kąciku mego oka. Już nie wiedziałam, co bardziej mnie zaskoczyło – doskonały śpiew Lysandra, czy chwilowy widok uroczo nadąsanego Castiela.
     Gwałtowna myśl wdarła się do mojego umysłu w sposób nad wyraz brutalny.
     Sklep. Rosaline. Sukienka. Przystojny sprzedawca. Białe włosy…
     Brawo, Holly, rozwiązałaś zagadkę.


♥ ♥ ♥ ♥


* Slipknot - "Killpop"

5 komentarzy:

  1. O, czyżbym była pierwsza. Fajnie.
    To tak. Rozdział jak zawsze bardzo mi się podobał. W ogóle ja tu sobie przeglądam zakładki i myślę, a wejdę. I jak tylko ukazała się moim oczom dzisiejsza data to ucieszyłam się niezmiernie :D
    No i zabieram się do czytania.
    Jak ja lubię główną bohaterkę. A w szczególności jej upór i zawziętość.
    " - Wydajesz się zadowolony z położenia, w jakim się znajdujesz. Po co mielibyśmy niszczyć twoje szczęście?" A to zdanie chyba najbardziej mi się podobało XD
    I opisu uczuć, no bomba. Tak jakbym mogła się wcielić w Holly i czuć to samo co ona.
    Duncan. Co tu dużo mówić. Lubię go. I to bardzo. Jak wiadomo zawsze lubimy tych złych.
    I Lysander. Czarujący i dostojny jak zawsze :D
    A i jeszcze jedno. Tak, grą naprawdę można się strasznie ekscytować. Ja jak grałam, właśnie na telefonie, i przeszłam jeden poziom, który gnębił mnie przez jakiś czas to wybuchłam głośnym krzykiem szczęścia. Na szczęście nie było nikogo w pobliżu, bo stwierdziły, że wariatka XD
    No to tak. Podsumowując. Rozdział boski i jak zwykle czekam niecierpliwie na to co wydarzy się w następnym.
    Pozdrawiam i przesyłam masę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Gratuluję liczby wyświetleń. Zasłużyłaś sobie;)
    Może zacznę od mojej opinii ogólnej na temat rozdziału, nie umieszczając jej jak zwykle na końcu. No więc (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od "no" ani "więc", ale guzik mnie to obchodzi), rozdział jak zwykle mi się podobał.
    Kiedy Holly się nauczy, że z Duncanem nie wygra? No, ale upartość ma swoje dobre strony. Przydaje się.
    Wyobrażając sobie scenę, w której nasza bohaterka wybiera obiad, zaczęłam się śmiać. Jakbym widziała siebiexD
    Lysander dołączył do zespołu. Zdziwiło mnie trochę, że chłopak nie zna jeszcze Casa, ale nie przeszkadza mi to. Jestem bardzo ciekawa, jak się będą poznawać... a może nie będą?
    Wybacz mi mój żałosny komentarz, ale przy słońcu mój umysł odmawia mi współpracy (tak, pewnie sobie teraz myślisz, że jestem jakaś dziwna, bo nienawidzę słońca... ale to prawda, jestem dziwną sadystką i wariatką, która kocha nocxD)
    Pozdrawiam i życzę pomysłów!;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    "Nie pamiętałam jej imienia, ale kojarzyłam ją z wyborów na przewodniczących, w których zajęła podajże drugie miejsce." Nie "podajże", a "bodajże".
    "Aczkolwiek czułam od niej swąd fałszerstwa, a tego nienawidziłam najbardziej. Z resztą Rosaline również stwierdziła po chwilowej rozmowie, że nastolatka nie posiadała szczerych myśli, a – jak to ujęła Raven – białowłosa miała doskonałą intuicję i na odległość wyczuwała prawdziwe zamiary." "Zresztą" piszemy łącznie.
    Nie wiem, czy już kiedyś o tym pisałam, ale cholernie podoba mi się to, w jakiej "epoce" Słodkiego Flirtu piszesz. Te pierwsze spotkania bohaterów są takie... ładne (ja i mój bogaty zasób słownictwa, część 652 -.-). Bosko przedstawiłaś Lysandra. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale słyszałam jego głos, kiedy śpiewał.
    Zaraz, ja tutaj się rozpływam nad Lysem, a zapomniałam o najważniejszym.
    DUNCAAAN!
    Z jednej strony coś tam napisałaś o tym, jak przebiegł pocałunek, ale ciężko mi sobie wyobrazić Holly zapierdzielającą po minucie do domu, z uwagi na fakt, że następne spotkanie z Holdenem było takie... słodkie? Tak, tak, Duncan jest sadystą, wiem, nie powinno być słodko, co ja sobie wyobrażam, ale i tak to było przeurocze, zwłaszcza akcja z sałatką.
    Zazdroszczę Holly tego uparu. Ja bym tak nie potrafiła. Wszystkie moje diety kończą się po dwóch dniach na jedzeniu czekolady, mówiąc "całe dwa dni o sałacie! Zasłużyłam sobie!".
    Na czym to ja... A!
    Coś się kroi. Ja to czuję. Tak słodko i cukierkowo być nie może. Na pewno coś się sknoci. Czuję to...
    Pozdrawiam i weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! Wreszcie znalazłam trochę czasu, aby zabrać się za czytanie Twojego rozdziału. Wybacz, że tak długo nie komentowałam, ale ostatnio mam istne urwanie głowy w szkole. Sama dla siebie nie mam czasu, a co dopiero dla innych.
    Holly naprawdę zakochała się w Duncanie! Pod względem w jaki kamufluje swoje uczucia bardzo przypomina mi mnie. Też nigdy nie dałabym chłopakowi satysfakcji i nie pokazałabym, że jego dotyk sprawia mi przyjemność. Ot, tak, po prostu, aby zrobić mu na przekór. Eh, pisałam już, że nie przepadam za Sucrette? Pewnie tak, ale nikt nie zabroni mi się powtarzać. Niby jest starsza od Holly, ale mentalnie nadal siedzi jeszcze w podstawówce. Nienawidzę osób, które emocjonują się głupimi gierkami. Wystarczy mi, że codziennie muszę znosić swojego brata, który - za przeproszeniem- drze mordę na cały dom, jeśli mu coś nie pójdzie. Zawsze wydaje mi się, że takie osoby robią to na pokaz, dlatego tak bardzo nie lubię oglądać youtoberów nagrywających letsplaye z różnych gier. Zdecydowanie, jeśli już mam czas, wolę grać sama i przeżywać wszystkie emocje na własnej skórze. Wracając do Su, gdy tak stała i z enigmatycznym wyrazem twarzy przyglądała się Holly, od razu wyobraziłam ją sobie jako jedną z tych osób znudzonych życiem, co to nic im nie odpowiada. Dobrze, że sobie poszła i nie zostawała z Dake'iem i naszą główną bohaterką na obiedzie. Zdecydowanie, im mniej ją znoszę, tym lepiej dla mnie.
    Rzeczywiście, elita liceum, do którego uczęszcza Holly to sami degeneraci i typki spod czarnej gwiazdy. Sama mam w szkole cheerleaderki i z czystym sumieniem mogę przyznać, iż stereotyp na temat takich dziewczyn nie odbiega za bardzo od rzeczywistości. Na szczęście, przez swoje zachowanie nie są one zbytnio lubiane, ale nic sobie z tego nie robią. Tak dla ciekawostki bąknę, że jeszcze trochę ponad rok temu sama byłam cheerleaderką i zadawałam się z tymi dziewczynami. Jeju, dobrze, że się opamiętałam, bo nie wiem, jakby teraz wyglądało moje życie. Pewnie chodziłabym co piątek na jakąś domówkę, a do tego kiblowałabym drugą klasę. Niezbyt zachęcająca perspektywa.
    Dopiero teraz naszło mnie pewne spostrzeżenie. Mam wrażenie,że Twoje opowiadanie opisuje wydarzenia, które miały miejsce kilka lat przed oryginalną fabułą gry. Nie wiem, czy to właśnie miałaś na celu, ale wraz z nastąpieniem drugiego akapitu zrodziła się w mojej głowie właśnie taka myśl. Nie sądziłam, że tak oto będzie wyglądać pierwsze spotkanie Castiela z Lysandrem. Czerwonowłosy posiada niewyparzony język i chyba często pierw coś mówi, a potem dopiero myśli nad sensem swoich słów. Albo w ogóle nie myśli- ta opcja najbardziej mnie przekonuje. Znając mnie, na miejscu Lysandra nie pozwoliłabym sobą pomiatać. Podziwiam go za spokój z jakim podszedł do całej tej sytuacji. Już czuję jakby się we mnie gotowało. -,- Swoją drogą, postaci Debry w grze nigdy nie trawiłam, wręcz jej nie znosiłam, ale tylko ze względu, na to, że przez nią na kilka odcinków popsuły się moje relacje z Kastielem, a do tego zraniła czerwonowłosego. Pisałam już kiedyś, że lubię czarne charaktery? Chciałabym, żeby kiedyś ktoś przedstawił ją w lepszym świetle, a nie zawsze jako tą złą. Kto wie, może Holly i Debra jeszcze znajdą wspólny język. W sumie, wypadałoby, aby przynajmniej się tolerowały, zważając na fakt, że ich chłopacy są braćmi.
    Cieszę się, że Lysander będzie w zespole! Lubię jego postać i wydaje mi się, że będzie ona odgrywała waźniejszą rolę w fabule opowiadanie. Nie mogę wyzbyć się wrażenia, że Holly i białowłosego coś połączy. Już teraz zwraca na niego większą uwagę niż na resztę nowo poznanych osób, a to już coś oznacza.
    Życzę Ci duuużo weny, czasu oraz wszystkiego co najlepsze! Pozdrawiam i do zobaczenia! xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj!
    Jeee! To już trzydziesty rozdział! Jak ten czas szybko leci! A jeszcze niedawno czytałam wstęp do dwudziestego.
    Jednak rodzice mają racje, że po osiemnastce czas zaczyna zapierdzielać...
    Niezmiernie się cieszę, że dotrwałaś do tego momentu, mimo swojego początkowego niepokoju. Wciąż pokładam nadzieję, że zamierzasz pisać dalej i Twoja wena nie opuści Cię aż do śmierci. I dopóki nie skończysz tego opowiadania. Bo jak spróbujesz mi porzucić tego bloga, to zacznę nawiedzać Cię w snach, albo będę podsyłać Ci jakieś niemoralne i straszne wizje... Oj tak... Więc strzeż się i pisz dalej!
    Ale się rozgadałam o pierdach, zamiast skupić na treści.
    Oczywiście Duncan jak zawsze uroczy. Czy tylko mi jego zachowanie przypomina zachowanie dziecka z przedszkola? Takie szarpanie za warkocze, by poderwać dziewczynę... To takie dojrzałe... Jednak nie zmienia to faktu, że mam słabość do takich chłopaków...
    Mówiłam już kiedyś, że nie znoszę tej kłamliwej suki? Pewnie tak, ale powtórzę się jeszcze raz, bo ona naprawdę napawa mnie ogromnym wstrętem. I co najgorsze przypomina mi połowę dziewczyn z mojej klasy... To tak, jakbym chodziła z trzema Debrami do klasy... To jest straszne! Ale mimo to cieszę się, że "moje" Debry są dużo spokojniejsze i mniej nastawione na wojnę niż ta tutaj.
    Lysiu jak zawsze idealny. Nie wiem czemu (wiem, doskonale wiem czemu, ale pozostawię to sobie) ale od jakiegoś czasu kojarzę Lysandra jako takiego cicho ciemnego zboczeńca albo złego człowieka. Coś w stylu "Cicha woda, dupy rwie". Moje życie zostało przez to zniszczone, bo teraz za każdym razem, kiedy słyszę o białowłosym widzę go z podstępnym uśmieszkiem, który mówi bardzo niemoralne rzeczy...
    Chociaż, gdyby ktoś kiedyś zburzył tą idealną, cichą i romantyczną wizję Lysandra nie pogniewałabym się. Fajnie by było przeczytać opowiadanie, w którym wszystko to co stworzyła ChiNoMiko jest pokazane na odwrót.
    Dobra. Dość marzeń i dygresji.
    Serdecznie gratuluję Ci wytrwałości i tak ogromnej ilości wyświetleń. Życzę ci też by pojawiło się ich jeszcze więcej i żebyś dotrwała z weną do końca historii.
    Gorąco pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń