Spis lektur obowiązkowych

wtorek, 29 marca 2016

Przybywam z informacją!
Ci, którzy zauważyli, to już wiedzą, a Tym, którzy jeszcze nie mieli okazji zobaczyć bądź nie zwrócili uwagi - spieszę z pomocą. Otóż postanowiłam ulepszyć bloga o zakładkę z rozdziałami. Nie lubię zwykłych nazw, więc i tym razem musiałam wykazać się (niewielką) dozą kreatywności, a ową stronę zatytułowałam "Skrzynia skarbów". Dla starych wyjadaczy "Drogi (nie) do miłości" nie zrobi to większej różnicy, lecz nowym czytelnikom powinno pomóc w dotarciu do wcześniejszych rozdziałów. Już od dłuższego czasu myślałam nad taką zakładką, albowiem co raz częściej łapię się na fantazjowaniu o następnym opowiadaniu. Nie powstanie ono zbyt prędko, ale grunt to dobre plany.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do czytania.

Droga (nie) do miłości: Rozdział 32
„Trzeba umieć walczyć o swoje marzenia, ale trzeba też wiedzieć, które drogi są nie do przebycia i zachować siły na przejście innymi ścieżkami.”
~P. Coelho

     W powietrzu rozniósł się donośny dźwięk klaksonu oraz pisk opon. Ktoś krzyknął ze strachu, a jeszcze inna osoba przeklęła głośno i nad wyraz szkaradnie. Nagle moje ciało mocno zostało zarzucone w lewo. Boleśnie uderzyłam łokciem o drzwi samochodu. Jęknęłam żałośnie, kiedy poczułam na udzie wbijającą się dłoń Raven. Auto gwałtownie zahamowało, przez co tylną częścią czaski wbiłam się w zagłówek. Wykrzywiłam twarz pod wpływem cierpienia. Chociaż oczy miałam zamknięte, to umysł nadal pracował i bez taryfy ulgowej karcił za głupotę. Od razu po wstaniu z łóżka nabrałam przeczucia, że dzisiaj stanie się coś złego. Podejrzewałam przegraną w pierwszym meczu eliminacyjnym, a tu proszę – chodziło o wypadek samochodowy, którego cudem uniknęliśmy.
     - No i jesteśmy – rzucił Duncan, udając zadowolenie. Nawet w jego głosie słuchać było strach. Zapewne życie przeleciało mu przed oczami, gdy jakiś wariat nagle zajechał drogę.
     - Ostatni raz, kurwa – szepnęła różowowłosa, po czym powoli opuściła pojazd.
     Wzięłam trzy głębsze wdechy i poszłam śladem koleżanki. Ręce oraz nogi trzęsły mi się okropnie. Musiałam podeprzeć się o auto, ponieważ ledwo mogłam ustać. Przysięgłam, że już nigdy nie wsiądę do jednego samochodu z Holdenem. Ilekroć on prowadził, ja obawiałam się, czy dożyję następnego wschodu słońca.
     - Patrzcie, nawet zaparkowałem prawidłowo. – Brunet wskazał dłonią asfalt.
     - Bardzo nas to cieszy – mruknęłam, posyłając chłopakowi karcące spojrzenie. Rozumiałam, iż chciał rozładować napięcie, ale niektóre sytuacje po prostu wymagały ciszy.
     Duncan podszedł do mnie z nieodgadnioną miną. Nie wyglądał na zdenerwowanego, aczkolwiek szczęśliwy nie był na pewno. Coś pośrodku również nie pasowało. Zupełnie, jakbym miała do czynienia z samym ciałem, a dusza uleciała gdzieś daleko.
     Wpatrywał się w moje oczy intensywnie. Raczej nie chciał okazywać wzburzenia, które mogłam w nim niechcący wywołać. Nagle objął mnie mocno, opierając brodę na mej głowie. Ciało przeszył silny dreszcz podniecenia. Naprawdę niewiele musiał zrobić, abym pragnęła jego ciągłej bliskości. To cholernie denerwujące, kiedy wiesz, że potrzebujesz drugiej osoby, by móc spokojnie egzystować. Bycie w związku bardzo męczyło, zwłaszcza psychicznie.
     - Pójdę poszukać Debrah – burknął Castiel na odchodne.
     - Taa… A ja zobaczę, czy Suśka już dotarła – rzuciła Raven i również się oddaliła.
     W duszy dziękowałam obojgu, że pozostawili nas samych. Krępowałam się okazywaniem uczuć publicznie. Możliwe, iż z czasem do tego przywyknę, jednakże na dzień dzisiejszy wyznawałam zasadę, że im mniej ludzi widziało mnie zawstydzoną – tym lepiej.
     Holden powoli odsunął się na niewielką odległość. Jego czarne oczy beznamiętnie wpatrywały się w moje usta. Zupełnie, jakby zastanawiał się, czy warto było całować taką zwykłą osóbkę. Natomiast ja pospiesznie wertowałam zakamarki umysłu, próbując przypomnieć sobie dzisiejszy poranek. Umyłam zęby? Na pewno odpowiednio długo je szczotkowałam? Co jadłam na śniadanie? Raczej nie jajecznicę. Chyba kanapki z dżemem. A jeżeli kawałek truskawki utknął gdzieś pomiędzy zębami? Jejku, może on nie lubi truskawek! Nie no, bez przesady – wszyscy lubią tryskawki.
     - Coś cię boli? Nie wyglądasz najlepiej – stwierdził Duncan. Delikatnie przekręcił głowę w prawą stronę, jakby z tej perspektywy lepiej mnie widział.
     - N-nie – mruknęłam, odwracając wzrok.
     Długie palce delikatnie, aczkolwiek stanowczo dotknęły mojego policzka. Odruchowo mocniej przywarłam do dłoni bruneta, aby jeszcze lepiej poczuć bliskość jego chłodnej skóry. Kojącą oraz uśmierzającą wewnętrzny niepokój. Chłopak pochylił się znacznie, lekko ciągnąc mą twarz do góry. Z drobnym strachem przypatrywałam się mimice Holdena, próbując odczytać z niej zamierzenia, aczkolwiek nie było to proste. Duncan doskonale potrafił ukrywać targające nim uczucia, przywdziewając maskę bezlitosnej obojętności. Denerwowało mnie to strasznie, lecz z innej perspektywy jeszcze bardziej zbliżało do bruneta. Jego aura tajemniczości działała niczym magnes. Wiedziałam, że nie ja jedyna pragnęłam móc odczytywać emocje chłopaka – tylko w szkole znalazłaby się chorda nastolatek chcących bliżej zaznajomić się z Holdenem. Bardzo mnie to irytowało, a świadomość, że na tle wielu licealistek prezentowałam się co najwyżej średnio, jeszcze bardziej godziła w mą samoocenę.
     Ależ z ciebie pierwszorzędna pesymistka. Skoro tak się z tobą spoufalił, to znaczy, że posiadasz jakiś feromon odpowiedzialny za przyciąganie mężczyzn. Chociaż możliwym jest, iż ów osobnik nie ma wygórowanych wymagań – wtedy możesz zacząć się martwić. Ale zazdrość już po kilku dniach związku? Holly, nie tak powinnaś postępować. Przywyknij, że dziewczyny na niego patrzą, w końcu niczego mu nie brakuje. Przecież nie zamkniesz go w piwnicy, toż to by była ogromna absurdalność.
     To wcale nie taki głupi pomysł. Gdybym tylko miała piwnicę…
     Czy strych także się nada?
     Usta Duncana gwałtownie przyległy do moich. Początkowo nie odwzajemniłam pocałunku, ponieważ nagłość owej pieszczoty zaskoczyła mnie. Przez moment stałam nieruchomo, z rękoma bezwładnie wiszącymi po bokach ciała. Holdena najwyraźniej zirytował brak inicjatywy z mojej strony. Odsunął się na niewielką odległość. Dłoń położył na karku, chwilę masując skórę opuszkami palców. Jednak czuły dotyk szybko zamienił się w bolesne szarpnięcie za włosy, które odchyliło mą głowę do tyłu. Jęknęłam żałośnie, a widząc psychodeliczny uśmiech na twarzy bruneta przeszły mnie ciarki. Obawiałam się jego poczynań – był niepoczytalny i na dodatek zdenerwowany. Przybliżył się znacznie, przez co nasze nosy stykały się, a oddechy mieszały ze sobą.
     - Wykaż trochę zainteresowania, krasnalu – szepnął wyraźnie zniecierpliwiony.
     Lubieżnie polizał moją dolną wargę, na co odruchowo obniżyłam ją. Chłopak bez zawahania to wykorzystał. Złączył usta w namiętnym pocałunku, od którego aż zakręciło mi się w głowie. Poczułam nieznośny gorąc rozlewający się po całym ciele. Duncan przejął absolutną dominację nad sytuacją. Nadawał rytm cudownej pieszczocie, nie pozwalając nawet na sekundę wytchnienia.
     - Poczekaj – mruknęłam, kiedy znalazłam chwilę na złapanie oddechu.
     Holden nie usłuchał. Jedną ręką złapał za poły czarnej marynarki, przyciągając mnie. Ponownie wpił się w moje lekko napuchnięte wargi. Parokrotnie zahaczył językiem o mój, jakby namawiając do pogłębienia pieszczoty. Westchnęłam, czując narastającą euforię, odbierającą zdolność racjonalnego myślenia. Rany, jak on doskonale całował!
     Po dłuższym momencie oderwaliśmy się od siebie. Stykaliśmy się czołami, głęboką patrząc w oczy drugiemu. Oddychaliśmy szybko, chcąc zaczerpnąć jak najwięcej tlenu. Uśmiechnęłam się nieśmiało, przykładając dłoń do swego policzka. Był bardzo gorący. Zaraz dotknęłam twarzy Duncana. Chłód, jaki poczułam niemal powodował ból.
     - Chciałem tylko życzyć ci powodzenia. – Splótł palce z moimi, tym samym uniemożliwił mi głaskanie jego skóry, spod której doskonale czułam kości.
     - Co? – zapytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam, o czym mówił.
     - Na meczu. Musicie to wygrać.
     Zamrugałam szybko, próbując odnaleźć sens wypowiedzi.
     - Ach, na pewno tak zrobimy – odparłam niepewnie. Improwizacja zazwyczaj nie wychodziła mi najlepiej. Jednakże dzisiaj mój los się odmienił.
     - Ja gram w przyszłym tygodniu. Stresuję się, bo to będą moje ostatnie zawody – westchnął Holden. No tak, uczęszczał już do czwartej klasy. Niebawem wyjedzie na studia i tyle z naszej znajomości. Oczywiście, o ile wytrwamy tak długo. Duncan nie krył się ze swoimi licznymi podbojami, co nie dawało wiele do życzenia. Liczyłam się z faktem, że teraz pomiędzy nami kwitło żarliwe uczucie, lecz za miesiąc bądź dwa mogę stać się już wyłącznie wspomnieniem. Kolejną odhaczoną na liście zdobyczą. Naprawdę nie wiedziałam, co też zachęciło mnie do przeżywania pierwszej miłości właśnie z tym chłopakiem, którego nijak nie można było określić mianem dobrej partii.
     - Mecz rozgrywacie u nas? – spytałam, chcąc wyzbyć się przykrych myśli.
     - No. Pokibicujesz mi?
     - Zastanowię się.
     Wyswobodziłam dłoń z uścisku i oddaliłam się nieznacznie. Nagła potrzeba dystansu narodziła się z obaw. Czy w ogóle dobrze robiłam, wiążąc się z nim? Babcia na pewno nie ucieszyłaby się z mojego wyboru. Rodzice – znając drugą naturę bruneta, tę znacznie brzydszą – zapewne zakazaliby nam spotkań. Może nawet przeprowadzilibyśmy się na inny koniec miasta, bylebym jak najrzadziej widywała Holdena.
     Utkwiłam spojrzenie w czarnych trampkach. Sznurówki prawego buta zaraz miały się rozwiązać. Westchnęłam. Może nie zabiję się o nie w drodze do szkolnego autobusu.
     - Mogę wpaść do ciebie wieczorem? – Nagłe pytanie wyrwało mnie z zadumy. Uniosłam lewą brew, czego Duncan nie mógł dostrzec z powodu mojej grzywki. Zdziwiłam się nieoczekiwaną prośbą.
     - Po co? – mruknęłam niepewnie.
     - No wiesz, pogadać i w ogóle… – Chłopak bujał się na stopach w przód i w tył, zupełnie jak zawstydzone małe dziecko, błagające o coś nieprzyzwoitego.
     Skrzyżowałam ręce na piersi i z uwagą przyglądałam się brunetowi. Odwrócił wzrok, wgapiając się w niezidentyfikowany obiekt. Oho, w grę mogła wchodzić wyłącznie jedna możliwość.
     - Debrah do was zawita?
     Jęknął posępnie, jakby właśnie nakazano mu wnieść na dziesiąte piętro worek cementu. W myślach przybiłam sobie piątkę.
     - Niestety. Naprawdę nie chcę z nią przebywać.
     Na usta cisnęła mi się uwaga, że jeszcze niedawno ją pocieszał. Bezmyślnie raniąc moje uczucia, czego nawet nie omieszkał wziąć pod uwagę.
     - W porządku, uratuję cię – odparłam. Byłam ponad wszelką zawiścią, za co powinnam dostać nagrodę od doktora Connolley’a. Upomnę się o nią przy najbliższej wizycie.
     Spojrzałam na zegarek umiejscowiony na moim lewym nadgarstku. Czerwone wskazówki pokazywały za siedem ósmą. Najwyższy czas się zbierać.
     - Chyba powinnam już iść. Zaraz wyjeżdżamy.
     - Odprowadzę cię – zaproponował Holden.
     - Skoro chcesz.
     Ruszyliśmy w stronę żółtego autobusu szkolnego, gdzie zebrała się żeńska drużyna siatkówki na czele z trenerką Williams. Już z daleka kobieta wydawała się być pobudzona oraz przepełniona pozytywną energią. Oby tylko podzieliła się nią z zawodniczkami.
     - No, Holly, nareszcie jesteś – rzuciła nauczycielka, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos. – W takim razie możemy jechać. Pakujcie się. – Machnęła ręką w stronę wejścia do autobusu, dając dziewczynom znak, aby weszły do środka.
     Na złamanie karku licealistki dopadły drzwi pojazdu. Oczywiście na przodzie znalazła się Raven, która omal nie wyrwała klamki – tak bardzo pragnęła zająć miejsca na samym tyle.
     Zwróciłam się twarzą do Duncana. Uśmiechał się szczerze rozbawiony zachowaniem nastolatek. Ciekawe, jak jego grupa wyglądała podczas wyjazdów. O wszystko mogłam się założyć, że chłopcy przypominali wówczas wygłodniałe szopy z pianą cieknącą z pysków.
     - To jadę – mruknęłam.
     Brunet spojrzał na mnie czarnymi ślepiami, po czym na ułamek sekundy złączył nasze usta. Z nikłą czułością poczochrał moją grzywkę.
     - Będzie dobrze – zapewnił. Pomachał na odchodne Raven, która usadowiła się przy oknie, bacznie obserwując, co robiliśmy i odszedł w stronę głównej bramy.


     Hala sportowa jedynego liceum w Springfield z pewnością nie należała do arcydzieł architektury, toteż nikt nie zechciał jej wyremontować. Poobdzierane ściany, kosze bez sznurków oraz drabinki pozbawione niektórych szczebli nie przyciągały wzroku, a wręcz przeciwnie – wchodząc do sali gimnastycznej miało się ochotę uciec z niej w podskokach. Do tego dziwny smród, jakby starości, potęgował uczucie obrzydzenia. Każda z zawodniczek stwierdziła, że równie obskurnego pomieszczenia dawno nie widziała. Już z zewnątrz szkoła nie wyglądała najlepiej – zresztą nie spodziewałyśmy się luksusów po placówce publicznej z kilkudziesięcioletnim stażem. Zapewne edukowało się w niej już trzecie albo nawet dalsze pokolenie. Jednakże przechadzając się po korytarzu doznałyśmy szoku. Większość drzwi zostało obazgrane sprejami wszelkiego koloru. Podobny los spotkał także szafki oraz ściany. Bez dwóch zdań dało się stwierdzić, że uczniowie owego liceum do aniołków nie należeli. Przeraziłyśmy się, chociaż widziałyśmy wyłącznie parter.
     Wytarłam kropelki potu, które wstąpiły na czoło po odbyciu męczącej, prawie półgodzinnej rozgrzewki. Dzisiaj wyjątkowo przykładałam się do ćwiczeń, chociaż występowały nikłe szanse na moje pojawienie się na boisku, albowiem grałam na tej samie pozycji co Debrah. Dziewczynie do zarzucenia było wiele rzeczy. Nie dogadywała się z większością zawodniczek oraz zawsze musiała wtrącić swoje zdanie. Jednakże jednego odebrać jej się jakkolwiek nie dało – kochała wygrywać, dlatego na meczach zawsze grała perfekcyjnie. Rzadko schodziła na ławkę rezerwowych, niejednokrotnie ostatkiem sił próbowała zatuszować ogromne zmęczenie, byleby tylko trenerka nie nakazała jej usiąść.
     - Zbiórka! – krzyknęła Williams, uprzednio dając sygnał gwizdkiem.
     Wszystkie podbiegłyśmy do niej, aby omówić początkową taktykę. Kobieta stała z białą tablicą w rozmiarze A4, na której narysowano linie boiska.
     - Najpierw wychodzi pierwszy skład i przez półtora seta stara się utrzymać prowadzenie. Względnie jak największe. Później stopniowo wprowadzę rezerwę, żeby pod koniec znów ustawić główne zawodniczki. Czy to jest jasne? – Potwierdziłyśmy jednocześnie. – Świetnie, mam jedynie nadzieję, że nie będę musiała zmieniać planów.
     Trenerka wyciągnęła przed siebie rękę, na którą każda z nastolatek położyła swoją. Zwartym chórem zawołałyśmy do boju, po czym sędzia stojący na podwyższeniu tuż przy siatce nakazał wystąpić zawodniczkom na środek boiska.
     Rywalki wyglądały groźnie, przez co zapewnienia Williams, że powinnyśmy z nimi wygrać stawały się dla mnie z każdą chwilą coraz bardziej absurdalne. Dziewczyny z liceum w Springfield bardziej przypominały stałe bywalczynie aresztów, aniżeli szkolnych ławek.
     Rebecca oraz średniego wzrostu brunetka z przeciwnej drużyny podały sobie ręce, co przed każdym meczem czyniły kapitanki. Obie posłały swojej przeciwnicze wrogie spojrzenie. Czułam, że ich negatywne nastawienie nie wypływało wyłącznie z rywalizacji o miejsce w następnych etapach zawodów. Nienawiść wisiała w powietrzu, a ja niemal czułam, jak wszystkie nastolatki stojące na parkiecie zamierzały wydłubać oczy rywalkom. Kobiety, istotnie, należały do bestii nad wyraz okrutnych.


     Piłka odbiła się od rąk Debrah i rykoszetem uderzyła o podłogę po stronie przeciwnej drużyny. Po sali rozniósł się głośny dźwięk gwizdka. Pierwszy set dobiegł końca, a my wygrałyśmy sześcioma punktami. Główne reprezentantki Stoney Bay High School zebrały się w niewielkim kółku, przytulając do siebie i podskakując w miejscu.
     - Holly, pofatygujesz się dla mnie po wodę?
     Oderwałam wzrok od sytuacji na boisku, zwracając go w stronę pani Williams. Kobieta poczęła szukać w sportowej torbie portfela.
     - Pójdziesz z Raven. Nie ufam tutejszym uczniom. – Trenerka podała mi banknot dziesięciodolarowy. Razem z różowowłosą wstałyśmy z ławki i ruszyłyśmy do wyjścia.
     Przemierzałyśmy korytarz, rozglądając się za bufetem bądź automatem. Wątpiłam, aby w tak obskurnej i zaniedbanej placówce znajdowała się maszyna z napojami. A nawet jeżeli kiedyś takowa była, zapewne szybko została zdewastowana. Naprawdę nie rozumiałam, jaki cel mieli nastolatkowie w demolowaniu liceum, do którego siłą rzeczy musieli zaglądać pięć dni w tygodniu. Osobiście nie chciałabym przebywać w takim syfie i na klęczkach błagałabym rodziców o przeniesienie do innego miejsca edukacji, gdyby wykazali się ogromną głupotą i zapisali mnie do równie strasznej szkoły.
     - Tam jest jakiś facet, może coś nam powie – mruknęła dziewczyna. – Ej, dzień dobry – mężczyzna, do tej pory wieszający jakieś kartki na korkowej tablicy, spojrzał na nas – gdzie znajdziemy jakiś sklepik?
     - Na drugim piętrze. Jak wejdziecie po schodach, to skręćcie w lewo. Stołówka jest na końcu korytarza – wyjaśnił.
     - Dziękujemy – rzuciła Raven. Przeszłyśmy kilka kroków, kiedy zatrzymał nas głos pracownika liceum.
     - Radziłbym wam się pospieszyć, te dzieciaki nie lubią obcych. – Uśmiechnął się smutno i powrócił do swojej pracy.
     Wymieniłam z koleżanką porozumiewawcze spojrzenia. Prawdopodobnie żadna z nas nie chciała przekonać się jak bardzo byli przyjaźni tutejsi licealiści. W milczeniu weszłyśmy na wyższą kondygnację i prędkim tempem pokonałyśmy pusty korytarz. Tak jak powiedział napotkany mężczyzna, po drugiej stronie szkoły znajdowała się jadalnia, gdzie urzędowały trzy kucharki. Wszystkie były w podeszłym wieku i wyglądały niezwykle sympatycznie. Rozmawiały namiętnie, żywo przy tym gestykulując, a na ich ugryzionych zębem czasu twarzach tkwiły szczere uśmiechy. Najwidoczniej personel tej placówki bardzo odbiegał charakterem od uczniów.
     - Dzień dobry – zaczęłam niepewnie, bo naprawdę wolałam nie przeszkadzać komuś w dyskusji, jednakże tego wymagała sytuacja. Ścigałyśmy się z czasem. – Chciałybyśmy kupić wodę, najlepiej niegazowaną.
     - Och, witamy, robaczki – przywitała nas jedna z kobiet, poprawiając siatkę na włosy, która ledwie zauważalnie zsunęła się z jej bujnych loków. – Dużą butelkę czy małą?
     - Może tę większą – odparłam, kładąc na ladzie banknot.
     - Nie jesteście stąd, co? – zagaiła wysoka i chorobliwie chuda kucharka o zdecydowanie zbyt długiej szyi. – O ile ty – ruchem głowy wskazała na Raven – całkiem nieźle byś się tu wkomponowała, złotko, tak twoja koleżanka wygląda niczym paw pośród kur.
     - Taa… Już zostałyśmy ostrzeżone przed niebezpieczną młodzieżą – mruknęła różowowłosa, przewracając oczami.
     - Tutaj naprawdę jest tak strasznie? – zapytałam, kiedy odbierałam resztę od staruszki.
     - Nie, jeżeli jesteś pracownikiem.
     Podziękowałyśmy kobietom i wyszłyśmy ze stołówki. Nagle rozbrzmiał dzwonek na przerwę – dźwięk, którego najbardziej obawiałyśmy się po wyjściu z hali sportowej.
     - Spróbujemy jakoś wtopić się w tłum – rzuciła dziewczyna, zapinając czarną bluzę, ukrywając tym samym reprezentacyjną koszulkę z piętnastką.
     Z większości sal wybiegli uczniowie, przepychając się, aby dotrzeć do konkretnego miejsca. Tutejszy tłok był jednak niczym w porównaniu z wszechobecnymi chordami rozgorączkowanych licealistów, z którymi musiałam mierzyć się na co dzień. Do Stoney Bay High School uczęszczało zdecydowanie więcej nastolatków, toteż nikt nie zwróciłby uwagi na dwie dodatkowe osoby. W tej szkole nasza obecność została wykryta niemal natychmiast.
     - Proszę, proszę. Czy to nie są te słynne kryształowe panny, z którymi grają nasze siatkareczki? – Zachrypnięty, wręcz ociekający kpiną głos dobiegł zza moich pleców. Przeszył mnie dreszcz obrzydzenia. Nawet nie chciałam oglądać się na osobnika, który wypowiedział te kpiarskie słowa. Zamierzałam przyspieszyć kroku, ale dłoń chwytająca za łokieć skutecznie to uniemożliwiła.
     - Zostaw – szepnęłam, stając naprzeciw wysokiego rudowłosego nastolatka. Na jego twarzy widniało rozbawienie.
     - Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. Pewnie pierwszy raz widzisz takiego strasznego pana, prawda? Biedactwooo… - Licealista przekrzywił głowę na lewą stronę. Kurde, on gapił się równie wkurzająco jak Duncan.
     - Szczerze mówiąc, do pięt nie dorastasz mojemu chłopakowi – warknęłam przepełniona odwagą niewiadomego pochodzenia. – Ale masz rację – wzruszyłam bezładnie ramionami – jeszcze miesiąc temu spieprzałabym przed tobą, gubiąc buty.
     - Po dziewczynce z prywatnej szkoły dla snobów nie spodziewałbym się takich słów.
     - Uwierz lub nie, mnie również nie uśmiecha się paradowanie w spódnicy i z kretyńską kokardką pod szyją przez pół dnia, ale…
     - O czym ty mówisz?
     Wyrwałam rękę z uścisku obcego. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Czułam tak ogromną irytację, że aż mnie to bawiło. Uniosłam wzrok na rudowłosego chłopaka. Już nie wykrzywiał ust w prowokacyjnym grymasie. Szatanie, kiedy ostatnio tak bardzo chciałam ukrócić czyjś żywot? Oby psychodeliczne myśli zostały wybaczone.
     - Dotknij mnie jeszcze raz, a strącę ci głowę z karku.
     Niebieskie oczy nastolatka rozszerzyły się w nagłym zdziwieniu wymieszanym ze strachem. Przez jego twarz przebiegała chęć ucieczki oraz odgryzienia się. Pragnęłam, aby w tym momencie wyrzekł chociażby jedno zdanie, które doprowadzi mnie do ostateczności.
     - Holly, idziemy. Już – warknęła Raven, ciągnąc za moją rękę w sam środek tłumu.
     Było blisko. Naprawdę bardzo niewiele brakowało, ażebyś ponownie straciła nad sobą kontrolę. Nie jesteś na swoim terenie, więc trzymaj pysk zamknięty!
     Odwróciłam się, ale rudzielca już nie zdołałam zobaczyć. Zniknął pośród podobnych do niego nastolatków. Przez moment czułam się głupio, że z taką łatwością dałam się sprowokować. Powinnam być bardziej odporna na głupie docinki. Ale w tym chłopaku było coś przypominającego mi nieprzyjemną przeszłość. Jakiś aspekt nie tak dawnych czasów, od których po prostu nie potrafiłam uciec, a ta niemoc okazywała się dla mnie destrukcyjna.


     Siedziałam na marmurowych schodach, co rusz zerkając na naręczny zegarek. Małe wskazówki dzisiaj wyjątkowo powoli zmieniały swoje położenie, doprowadzając mnie do szewskiej pasji. Prychnęłam zniecierpliwiona pod nosem i oparłam głowę na dłoni. Intensywnie wpatrywałam się w czarne drzwi wejściowe, jakby mój wzrok mógł sprawić, że Duncan szybciej chwyci za klamkę. Do jego przyjścia brakowało jeszcze trzech minut. No, teraz może dwóch i pół.
     - Dlaczego tutaj tkwisz? – Padło pytanie, a ja zerknęłam przez ramię na brata stojącego przy balustradzie. Beznamiętnym spojrzeniem lustrował mą osobę z góry.
     - Czekam – warknęłam. Naprawdę nie chciałam zwierzać się Kevinowi. Dzieciak był wyjątkowym niewdzięcznikiem i nie zasługiwał na czyjąkolwiek poufałość.
     - Dobra, tak tylko zagadałem – mruknął, po czym zniknął za białymi drzwiami prowadzącymi do jego pokoju.
     Westchnęłam lekko zirytowana.
     Rozległ się domofon, na dźwięk którego omal nie zjechałam tyłkiem po schodach – tak bardzo mnie zaskoczył.
     - Otworzę, to do mnie! – krzyknęłam, zrywając się do biegu.
     Nie spojrzałam nawet na niewielki monitor, pokazujący, kto stał przed bramą. Od razu nacisnęłam przycisk, aby wpuścić Duncana. Przekręciłam klucz tkwiący w ciemnych wrotach, po czym rozpostarłam drewniane skrzydło. Brunet zamknął za sobą metalową furtkę i w kilku krokach przebył dystans do domu.
     - Cześć – rzucił, delikatnie całując mnie na powitanie w usta.
     Przepuściłam go w przejściu i zamknęłam drzwi. Z uwagą przyglądałam się brunetowi, który akurat rozsznurowywał czarne conversy za kostkę. Jak zwykle był ubrany w ponure kolory, lecz twierdziłam, że właśnie w takich wyglądał najlepiej. Zwłaszcza koszulka z dekoltem w serek prezentowała się perfekcyjnie na umięśnionym torsie. Spod lewego rękawa sięgającego połowy ramienia wystawały tatuaże ciągnące się aż do nadgarstka. O ile zawsze podobała mi się owa forma sztuki, tak nie wiedziałam, jak Holden przekonał do niej swoich opiekunów. Miał dopiero osiemnaście lat, a tworzenie równie dużego wzoru z pewnością nie zajmowało tygodnia, a kilka miesięcy.
     - Rodzice są? – zapytał chłopak, prostując się i poprawiając związane w kucyk włosy.
     - Mama w salonie, a tata siedzi nad papierami – odparłam, przy czym machnęłam ręką w stronę pokoju dziennego, gdzie rodzicielka od dobrych trzech godzin oglądała maraton The Walking Dead. Kobieta była na zabój zakochana w tej produkcji, aczkolwiek do mnie ona nie przemawiała. Po prostu wygłodniałe zombie to nie mój klimat.
     Duncan zajrzał do największego w domu pomieszczenia, rozglądając się po nim.
     - Dzień dobry – przywitał się z siedzącą na kanapie Sarah.
     - Cześć – odparła mama, łuskając orzechy włoskie. – Widzę, że się zakolegowaliście.
     Przemiła istoto, nawet nie wiesz, do jakich rzeczy zdążyli już się posunąć.
     Poczułam, jak na polikach wykwitł dorodny rumieniec zażenowania. Rodzicielka nie wiedziała o naszym związku i wolałam, aby przez jakiś czas tak pozostało. Nawet do mnie jeszcze nie dotarło, że Holden był moim chłopakiem. To niemal absurdalne.
     Chwyciłam dużo większą od mojej dłoń bruneta i pociągnęłam go w stronę schodów prowadzących na piętro. Weszliśmy do pokoju, a Duncan zamknął za sobą drzwi.
     - Aż tak bardzo się wstydzisz? – zagaił rozbawionym głosem.
     Puściłam jego rękę i powoli odwróciłam się, aby spojrzeć w dwie czarne głębie, w których już dawno zdążyłam się zatopić.
     - P-po prostu… - urwałam, nie wiedząc do końca, co też chciałam powiedzieć. – Nigdy z nikim nie byłam i to takie…
     Holden położył dłonie po obu stronach mojej twarzy. Odświerzający oraz uspokajający chłód przeszył ciało, dając ukojenie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebowałam. Zwłaszcza, że nadal nie ochłonęłam emocjonalnie po krótkiej rozmowie z rudowłosym chłopakiem.
     - Krępujące? – dokończył za mnie z niewielkim uśmieszkiem na ustach.
     - Tak, myślę, że to odpowiednie słowo.
     Duncan pochylił się i złożył czuły pocałunek na moim czole. Właśnie ta pieszczota wywoływała największe poczucie bezpieczeństwa. Podświadomie czułam, że byłam dla niego ważna i w jego towarzystwie nie miałam, o co się martwić.
     Wzrok utkwiłam w pełnych wargach bruneta, kiedy ten dotknął swoim nosem mojego. Ugryzłam wewnętrzną stronę polika, bijąc się z myślami. Zrobić to, czy poczekać na jego ruch? Mogłam wyjść na nachalną, a z innej perspektywy – głupim było, że pozostawałam bierna w związku.
     Zobaczysz, umknie ci przez palce zanim się spostrzeżesz. Chcesz oglądać go u boku innej?
     Niepewnie złączyłam nasze usta. Nie wiedziałam za bardzo, co powinnam robić. Za każdym razem to Holden wychodził naprzeciw z inicjatywą, a ja jedynie miałam mu ulegać. Ustałam na palcach, aby zmniejszyć różnicę wzrostu pomiędzy nami. Ułożyłam palce na karku chłopaka, jakbym chciała przyciągnąć go. Nie zrobiłam jednak tego, bałam się.
     Poczułam, że Duncan uśmiecha się, po czym odwzajemnia pocałunek. Był pewny w swoich poczynaniach – stanowczo złapał mnie za żuchwę, podciągając moją twarz do góry. Westchnęłam z rozkoszy, gdy poczułam, jak język chłopaka zmysłowo drażnił podniebienie. Pogłębiliśmy pieszczotę, całkowicie zatracając się w przyjemności. Chyba uzależniłam się od bliskości bruneta. Jeszcze nigdy nie czułam się tak błogo.
     Ręka Holdena błądziła po mojej talii, powoli wdzierając się pod luźną bluzkę. Drgnęłam mimowolnie, kiedy chłodne palce spoczęły na rozgrzanej z podniecenia skórze. Dłonie oparłam o szeroką klatkę piersiową nastolatka. Pod czarną koszulką spięły się mięśnie, na co w myślach poczęłam tańczyć zwycięski układ. Działałam na niego! On naprawdę mnie chciał i może nawet zrobilibyśmy to, gdyby nie rozległo się pukanie do drzwi.
     Gwałtownie odskoczyłam od Duncana, a ten pozostał niewzruszony, jakby spływało po nim, że o mały włos nie zostaliśmy nakryci. O ile mama zobaczyłaby nas złączonych w namiętnym pocałunku, nie było, o co się martwić. Jednakże obecność w domu taty stanowiła swoiste zagrożenie. Mój drogi ojczulek lubił Holdena, aczkolwiek wątpiłam, aby chciał widzieć go jako chłopaka swojej jedynej córki.
     Białe skrzydło rozchyliło się nieznacznie, a w niewielkim otworze pojawiła się pomarańczowa czupryna Sarah. Kobieta uśmiechała się chytrze. No nie, ona chyba…
     - Przepraszam, że przeszkadzam – posłała mi wymowne spojrzenie, a ja nabrałam pewności. Wredne babsko podsłuchiwało – ale za pół godzinki chcę zrobić kolację i zbieram od każdego propozycje. Holly?
     - Hamburgery – odparłam machinalnie. Jejku, naprawdę od dawna oczekiwałam tego pytania i zapewne jedynie wizyta Duncana doprowadziła do ukrócenia mojego czekania.
     - A ty? – Mama zwróciła wzrok na chłopaka.
     - Bardzo dziękuję, ale…
     - Nawet nie wasz się wykręcać. No dalej, co byś zjadł?
     Holden zerknął na mnie niepewnie, jakby chciał uzyskać z mojej strony pomoc. Zaśmiałam się pod nosem na widok onieśmielonego bruneta.
     - Jestem za tym samym, co Holly – mruknął z niezadowoleniem, nie uzyskując z mojej strony wsparcia. – Przepraszam za narzucanie się.
     - Oj, daj spokój. Dla ciebie i Castiela zawsze znajdzie się u nas miejsce przy stole.
     - Z pewnością zapamiętam.
     Sarah zniknęła, powoli zamykając za sobą drzwi. Duncan od razu zwrócił figlarne spojrzenie czarnych tęczówek wprost na moją osobę. Przełknęłam głośno ślinę. Tak, o wszystko mogłam się założyć, że nad wyraz często będzie wykorzystywał gościnność mamy.
     - Wygrałyście? – zapytał chłopak po chwili milczenia. Usiadł na łóżku, wziął do rąk pluszową owcę będącą również poduszką i z wielką subtelnością gładził jej ponadrywane uszy. Owa przytulanka była starsza ode mnie i widziała na mej twarzy więcej emocji, aniżeli cała rodzina razem wzięta.
     - Tak – mruknęłam, z niezadowoleniem przyglądając się, jak Holden podrzucał zabawkę. – Ej, nie rób tak – skarciłam go. Usłuchał bez choćby cienia sprzeciwu.
     - A dobrze było, czy czułyście widmo przegranej? – ciągnął, jakby chcąc mnie zirytować.
     - Wszystko poszło gładko i bezproblemowo – odparłam, uciekając wzrokiem na bok. W głowie od razu pojawił się obraz rudowłosego nastolatka, który patrzył na mnie z wyższością.
     - Cieszę się.
     Odłożył pluszową owcę na jej poprzednie miejsce, po czym wyciągnął obie dłonie w moją stronę. Z pewnością dostrzegł, że nie patrzyłam na niego. Nie potrafiłam kłamać, a dodatkowo Duncan to cholernie przebiegły człowiek.
     Podeszłam do łóżka, jakby ciągnięta przez niewidzialny sznur. Ręce bruneta spoczęły na mych ledwie zarysowanych biodrach, uniemożliwiając tym samym ucieczkę. Skurczybyk wiedział, jak się zabezpieczyć.
     - Nie mówisz wszystkiego – stwierdził bez ogródek.
     - Niczego nie ukrywam – podniosłam głos, zirytowana wścibskością Holdena. Jeżeli o czymś nie mówiłam, to oznaczało, iż nie chciałam poruszać tematu.
     - Jesteś pewna? – Uniosłam wzrok, jakby oczekując na pomoc istot wyższych. Nie pragnęłam wiele – jedno niewinne omdlenie wystarczyłoby.
     - W Springfield wynikła pewna nieciekawa sytuacja – zaczęłam, a na zawsze beznamiętne oblicze chłopaka poczęła wstępować złość wymieszana ze strachem – aczkolwiek zaradziłam jej. Zresztą, obok stała Raven w gotowości do ataku.
     Duncan przez dłuższy moment wpatrywał się we mnie, mrużąc przy tym oczy. Jego czoło pokryło się marszczeniami, które zdradzały irytację. Zapewne paczka papierosów tkwiąca w kieszeni mocno musiała palić Holdena, a ten ledwo powstrzymywał chęć sięgnięcia po nią.
     W końcu wziął głębszy wdech i wypuścił powietrze ze świstem, na chwilę przymykając powieki. Twarz na powrót przysłoniła maska obojętności.
     - Cieszę się, że sobie poradziłaś – rzucił, siląc się na przyjazny uśmiech. Nie wyszedł mu dobrze, a wręcz przypominał straszny grymas, którym nie pogardziłby psychopata.
     - Zaczekaj sekundkę. – Wyciągnęłam wyprostowaną rękę przed siebie. – Czy ty właśnie mnie pochwaliłeś?
     - Nie przyzwyczajaj się – warknął. Mocniej zacisnął dłonie na moich biodrach. Niemal czułam, jak opuszki palców wbijały się boleśnie w kości. – Jutro Corey robi imprezę.
     - Z jakiej to okazji? – zapytałam, choć tak naprawdę nie interesowałam się tym. I tak Duncan mnie na nią zaciągnie.
     - Od przyszłego tygodnia zaczyna się sezon, a to oznacza brak okazji do zabawy. W ogóle będziemy spędzać ze sobą znacznie mniej czasu.
     - Chyba niespecjalnie się przejmę – mruknęłam, posyłając chłopakowi uroczy uśmiech.
     - I to ja jestem wredny?
     Przytaknęłam stanowczym ruchem głowy. Czasami naprawdę zachowywałam się irracjonalnie. Drażniłam Duncana, mimo że wiedziałam, z czym to się wiązało. Jednakże były momenty, gdy po prostu nie mogłam powstrzymać się przed powiedzeniem kilku słów za dużo. Chęć zasmakowania ryzyka bardzo mnie pociągała. Chyba nawet bardziej od uśmiechającego się cwaniacko Holdena, który właśnie siedział na moim łóżku i bez skrępowania sunął zimnymi palcami po moich bokach.


♥ ♥ ♥ ♥

9 komentarzy:

  1. Czy tylko mi się wydaje, że rozdział jakiś taki dłuższy, czy naprawdę jest dłuższy? Whatever
    Też gram w drużynie siatkarskiej i też mamy taką jedną Debre. Dogaduje się w drużynie może z jedną osobą, ale nawet ona ma jej często dość. Jedna tylko różnica, że u nas 'Debra' jest kapitanem. Mniejsza.
    Duncan! Wszędzie Duncan! Zgony itd.
    Nope. Nie u mnie. Mnie on jakoś nie jara.
    Ja czekam na Lysia <3 Ughmh omniomniom
    Pozdrawiam, życzę weny! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo współczuję takiego klona Debry. Przesyłam ogrom wsparcia płynący wprost z serducha. Ja, z czego bardzo się cieszę, nie mam styczności z takim typem człowieka i żywię nadzieję, iż nie ulegnie to zmianie.
      Lysio będzie. Obiecuję. Za dwa, może trzy rozdziały się pojawi, ale tylko na chwilę. Mam co do niego wręcz genialny plan, który wytrwale i na spokojnie będę realizować. (^.^)
      Odsyłam pozdrowionka i życzę wszystkiego dobrego.

      Usuń
  2. Hej!
    Jak miło, że wstawiłaś dzisiaj rozdział. Akurat wczoraj i dziś na niego czatowałam.
    Przeraziłam się, kiedy zaczęłam czytać pierwsze linijki. Już miałam wizję Holly w szpitalu, sparaliżowanej Raven, martwego Duncana, ogromu krwi i wystających kości. Matko, jeśli Holden dalej będzie tak jeździł, to coś czuję, że jego żywot zakończy się bardzo wcześnie. Ale jego śladowej ilości troska wobec dziewczyny, spowodowała u mnie rzygi tęczą i krwotok z nosa. Soł słiiit. Pomysł z uwięzieniem bruneta jak najbardziej przypadł mi do gustu. Miło by było, gdyby Holly postanowiła podjąć się tego wyzwania. Potrzebne są tylko jakieś tabletki i te sprawy i bum!, nie musi obawiać się zazdrosnych spojrzeń napalonych nastolatek. No, i mogłaby trochę pobawić się z chłopakiem... Nie, stop, stop, stop! Muszę się w końcu opanować, to (chyba O_o) nie w stylu Holly.
    Mimo że okazują sobie tyle czułości i w ogóle (tak, mowa też o strasznie mocnym wbijaniu palców w biodra i szarpanie za włosy. Ach, ta miłość), to myślenie głównej bohaterki utwierdza mnie w przekonaniu, że chodzi o same całusy (choć mam wrażenie, że jak tak dalej pójdzie, to napiszesz rozdział +18). I nic więcej. Żadnych głębszych emocji. Nie mówię oczywiście o tym, że od razu ma być to wielka miłość, itepe. Ciężko mi powiedzieć, o co mi chodzi. Może tylko ja mam takie dziwne wrażenie?
    Nie wiem, czy dobrze to interpretuję, ale wydaje mi się, że czarnowłosa tylko udaje taką spokojną. Te twoje wzmianki o jakiejś drugiej naturze, opłakanej w skutkach... Kurczę, może dziewczyna wplątywała się w jakieś bójki *wyobraża sobie bijącą się Holly i mimowolnie zaczyna się śmiać*? Dobra, chyba nie powinnam się śmiać. Ten fragment ("Pragnęłam, aby w tym momencie wyrzekł chociażby jedno zdanie, które doprowadzi mą osobę do ostateczności.") przywiódł mi na myśl, że to jedno zdanie sprawi, iż rudowłosy osobnik będzie miał jakże piękną śliwę na oku. Hm...
    Przepraszam, jeśli to nie ma składu i ładu, ale w trakcie pisania komentarza przypomniało mi się, iż jutro czeka na mnie z otwartymi ramionami przeurocza pani od matematyki, wyglądająca, niczym Dolores Umbridge, która zadała trochę do domu. Tak więc, do reszty pochłonęła mnie zagadka: ile kilogramów jabłek kupiła Ala? No i w końcu mogłam poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Ala kupiła 50,36 kg jabłek. Musi mieć kobitka niezłe muskuły. Ach, te życiowe zadania...
    Pozdrawiam, weny, czasu i cukierków (?)! Czekam na kolejne, do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że tylko mi pomysł z zamknięciem Duncana w piwnicy bądź na strychu przypadnie do gustu. Dobrze wiedzieć, że nie jest się osamotnionym. I tak, masz całkowitą rację - takie zachowanie nie jest w stylu Holly. To urodzona masochistka i zapewne wolałaby, aby nad nią się znęcano. Bez skojarzeń, proszę. W tym zdaniu nie ma w ogóle mowy o jakichkolwiek podtekstach na tle erotycznym. (*.*) Kogo ja próbuję oszukać?
      Ponownie muszę się z Tobą zgodzić. Jejku, nienawidzę przyznawać komuś racji... Na ten moment rozchodzi się wyłącznie o doznania cielesne - zero w tym emocji i natchnienia miłosnego. Wynika to z faktu, iż Holly właśnie na naszych oczach zakochuje się po raz pierwszy i do końca nie zdaje sobie sprawy, co buzuje w jej małej główce oraz serduszku. Ponadto Duncan, co zostało dobitnie powiedziane już nie jeden raz, dotychczas zaliczał wyłącznie przelotne znajomości z płcią przeciwną i tak na dobrą sprawę, on także chyba nie za bardzo wie, jak powinien się zachować. Ach, te skomplikowane relacje międzyludzkie.
      Namiętne seksy pewnie będą. Już nawet snuję przypuszczenia, jak odpowiednio wpleść je w fabułę. (^.^) Aczkolwiek, przyznam się szczerze, scen erotycznych nie pisałam jeszcze nigdy, więc przede mną trudne wyzwanie, ale myślę, że mu podołam. Przynajmniej spróbuję, a jak nie wyjdzie, to będziecie mogli zbić mnie kijem.
      Główna bohaterka jest niebywale spokojna. Przynajmniej w chwili, gdy stoi obok Raven. Po prostu w Holly siedzi Druga Holly (niezwykle mądrze to ujęłam), która zdecydowanie mogłaby przyćmić niejednego psychopatycznego mordercę, gdyby tylko podarowano jej pod choinkę ciało na wyłączność. Ale do rzeczy. No i właśnie ze względu na występowanie tej innej natury, dziewczynie czasami puszczają nerwy, za co później sama siebie opieprza. Taa... Myślę, że to już coś więcej niż depresja. (-,-) W każdym razie, cały sens mojej wypowiedzi skupia się na tym, że Holly jest niezwykle grzeczna oraz poukładana.
      Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałabym rozwiązywać zadania o Ali kupującej jabłka. Oczywiście w Twoim wieku także psioczyłam na matematykę, ale teraz pragnę cofnąć się do tych pięknych czasów, gdy żyłam w błogiej nieświadomości i bladego pojęcia nie miałam co to cosinus, tangens albo ciąg arytmetyczny. A jakby mnie ktoś o to zapytał kilka lat temu, zapewne odpowiedziałabym, iż mają one związek z kosmosem.
      Cukierków nie chcę! Gardzę nimi i nawet nie będę na nie patrzeć! Nadal czuję świąteczne przejedzenie. Natomiast weną oraz czasem chętnie się poczęstuję. (^.^)

      Usuń
  3. Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuum!
    Jaki mega długi i wciągający rozdział ;) muszę zabrać się za przeczytanie reszty twoich dzieł :) Jestem pod wrażeniem fabuły :)

    Jestem nowa i zapraszam do mnie
    batgirlpisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz to ja mam braki. Musiałam wszyściutko szybko nadrobić. Ale z jaką przyjemnością.
    Bardzo spodobał mi się cytat na początku. Lubię Paula Coelha i jego twórczość.
    No jak ja bym miała jeździć z takim wariatem to chyba bym osiwiała. Po tym nawrzeszczałabym na kierowcę, że przez niego osiwiałam i bym go walnęła.
    Dziwne było to zachowanie Holly w tym liceum. Takie inne. Nie wiem jak można by to ująć. Jakoś mi to nie pasowało do całego jej wizerunku. Coś się dzieje. I ja to wiem.
    Rozdział świetny. Jak zawsze bardzo mi się podobał. Nie napiszę już nic więcej bo padam na twarz. A mając z tyłu głowy, że trzeba obliczyć ekstrema lokalne funkcji i nauczyć się o metagenezach to moje zmęczenie jeszcze bardziej mnie dobija.
    Tak więc pozdrawiam i życzę weny od groma. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Pluję sobie w brodę, że też wcześniej nie zabrałam się za przeczytanie Twego rozdziału. Przyznam, że trochę odstraszała mnie jego długość, dlatego zamierzałam zostawić to na weekend. I żałuję, bo post był wprost bajeczny i czytało się go jednym tchem. Ani się obejrzałam, a już skończyłam. No, ale dodałaś jeszcze jeden rozdział, który - mam nadzieję - uda mi się przeczytać i skomentować jeszcze dziś. Oby do dwudziestego kwietnia, a potem już będzie z górki.
    Wreszcie doczekałam się dłuższej wzmianki na temat drużyny siatkarskiej! Bardzo lubię czytać opowiadania, w których główna bohaterka ma jakiś związek ze sportem. Może zastępuje mi to własną niespełnioną pasję? Nie wiem.
    Z jednej strony lubię, gdy chłopak popisuje się za kółkiem, ale jeśli robi to w granicach rozsądku. Duncan chyba zbytnio zaszalał, przez co nieomal mógł zapisać na swoim koncie dwie niczego winne duszyczki. Z takim typem nigdy nic nie wiadomo. Eh, wolałabym już poczekać na taksówkę, niż bać się o własne życie. Swoją drogą, Holden stał się bardzo pociągający. Nie mówię, że wcześniej nie był, ale teraz, kiedy dowiedziałam się, że potrafi nieźle całować, urósł w moich oczach. Lubię doświadczonych chłopaków, nawet jeśli często zachowują się jak dranie. Cóż, ja na to poradzę, że mam takie upodobania.
    Kurczę, ta szkoła to rzeczywiście mrożące krew z żyłach miejsce. Drżę na samą myśl, że gdybym mieszkała w Springfield zapewne uczęszczałabym do tej obskurnej placówki. Nie stać mnie na prywatne licea, chociaż gdyby nie było innej opcji... Szczególnie współczuję wszystkim nauczycielom i osobom, które pracują w tej szkole. Potrafię sobie wyobrazić co się dzieje na standardowej lekcji, gdyż sama uczęszczałam do podobnej placówki. Nie dość, że nauczyciele nie mieli prawa głosu, to jeszcze niczego nie można się było nauczyć. Jeśli nie jesteś typem dresa, nie palisz po kiblach lub nie lubisz robić głupich żartów słabszym osobnikom krótko mówiąc, jesteś w czarnej dupie. Całe szczęście, że mam już te nieprzyjemne doświadczenia za sobą.
    Wiedziałam, że coś się musi stać, gdy trenerka wyśle Holly i Raven po wodę! Swoją drogą zawsze denerwowało mnie, że starsze osoby się mną wysługują. To jest tak, jakby Cię postawić pod murem. Nie masz żadnego pola manewru. Odmówić nie wypada, bo wyjdziesz na rozkapryszoną gówniarę, a jeśli już przyjmiesz prośbę zawsze będziesz wściekła, że jednak się nie postawiłaś. No, chyba, że jesteś typem dresa, który ma głęboko gdzieś wszelkie prośby skierowane do jego osoby. Eh, na czym to ja skończyłam? Ah, tak, mała wyprawa Holly i Raven po mrożącej krew w żyłach placówce. Czemu nie dziwi mnie, że agresywnym osobnikiem był właśnie rudzielec? Jestem ciekawa, która panna wyjdzie za takiego chłopaka. Osobiście, stronię jak najdalej od takich person. I tak miałam już z nimi za dużo do czynienia. Zaskoczył mnie nagły przypływ śmiałości głównej bohaterki. Prędzej spodziewałabym się takich odzywek po różowowłosej, a ta, jak na przekór nie odezwała się ani słowem. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam ale rudzielec uderzył Holly. Nie dość, że wyglądem zapewne nie grzeszy, to jeszcze nie stroni od bicia kobiet. Widzę już te zgraje kandydatek na żonę dobijających się do niego drzwiami i oknami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozbawiła mnie krótka wymiana zdań pomiędzy Holly, a Kevinem. Jakbym widziała siebie i swoich braci. Tylko, że u mnie jest na odwrót. To ja zawsze zagaduję i to ja zawsze zostaję zbyta jakąś błahą wymówką. No, chyba, że rzucę jakąś ciekawą nowinką na temat gry, czy nowej produkcji Avengers.
      Nienawidzę, jak moja mama podsłuchuje pod drzwiami, gdy przychodzą do mnie znajomi. Widzę, że nie tylko ja borykam się z tym problemem. Kurczę, musiała przerwać w takim momencie! Jakby nie mogła przyjść, nie wiem, dziesięć minut później, albo zapytać o kolację, gdy nasza dwójka znajdowała się na dole. Chociaż nie wiadomo, co by zastała gdyby zjawiła się trochę później. I tu po raz kolejny zdziwiła mnie Holly, a konkretniej jej myśli. Nie wierzę, że chciała to zrobić z Duncanem, gdy w mieszkaniu znajdowała się cała jej rodzinka. Toż to istny plan samobójczy! Hmm, i jeszcze wizja imprezki u Corey'a. Lubię tego typu wydarzenia, dlatego będzie mi się czytało z przyjemnością.
      Postaram się jak najszybciej przeczytać i skomentować kolejny rozdział, więc liczę na wyrozumiałość. Eh, czemu ten czas tak szybko leci? :(

      Usuń