Spis lektur obowiązkowych

niedziela, 3 kwietnia 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 33
„Czasami ludzie przenikają do ciebie i nagle nie wiesz, jak kiedyś żyłeś bez nich.”
~E. Kennedy

     Hałas rozchodzący się po całym domu ucichł, ustępując miejsca nieprzyjemnemu zaduchowi. Wzięłam głębszy wdech, wycierając dłonią kilka kropelek potu, po czym rozchyliłam drzwi tarasowe, aby wpuścić do pomieszczenia świeże powietrze. Zapach deszczu wtargnął do salonu, napawając mnie błogością. Uwielbiałam, kiedy na dworze szalała ulewa, a drzewa uginały się pod wpływem silnych podmuchów wiatru. Będąc małą dziewczynką, zawsze siadałam na szerokim parapecie wyścielonym poduszkami i z uporem maniaka wpatrywałam się w niemal destrukcyjną siłę natury. Widok latających liści i foliowych reklamówek, dla których nie istniał jakikolwiek ratunek, wywoływał na mej twarzy uśmiech. A jeszcze większe zadowolenie naradzało się, gdy jakiś człowiek, szlajający się po podwórzu, klął na czym stał świat, dostając śmieciem w głowę.
     Jednakże dzisiaj nie będę mogła z zapartym tchem podziwiać dzikości przyrody. Mama zgodziła się, abym wyszła do Corey’a pod warunkiem, że pomogę jej przy Wielkich Porządkach. Nienawidziłam sprzątać, ale czego nie robiło się dla imprezy? Zwłaszcza, iż następna miała nie nadejść równie prędko.
     Odłączyłam kabel od kontaktu i zabrałam się za składanie odkurzacza. Odniosłam urządzenie do garażu, a wracając wzięłam z łazienkowej szafki suchą ścierkę oraz płyn do mycia szyb. Jeżeli już miałam pozbywać się brudu, chciałam robić to w sposób najprzyjemniejszy. Z góry poinformowałam rodzicielkę, które czynności wykonam. Oczywiście zabrałam się za te wyglądające na proste i niewymagające większego wysiłku.
     Szybko przetarłam lustro wiszące nad umywalką, po czym udałam się do swojego pokoju, aby umyć drzwi szafy. Ten rodzaj sprzątania był zdecydowanie najlepszy – krótki i niemęczący, a przy tym płyn ładnie pachniał.
     Niespełna dwadzieścia minut później leżałam na łóżku i wgapiałam się w śnieżnobiały sufit. Suwak od rozpiętej bluzy, której przód znalazł się po drugiej stronie, boleśnie wbijał się w plecy, lecz nie zwracałam na to uwagi. Myślałam o dzisiejszym wyjściu, żywiąc ogromną nadzieję, że nie stanie się ono analogiczne do imprezy sprzed miesiąca. Na zewnątrz królowała wichura, deszcz szaleńczo zacinał i nie miałam nawet najmniejszej ochoty na półgodzinne spacery. Oby Duncan był tego samego zdania, a dzisiaj do Corey’a zajedziemy samochodem. Ponadto liczyłam, że żadna płyta nie ulegnie zniszczeniu. Raz nam się udało uniknąć problemu, aczkolwiek ponownie moglibyśmy nie mieć tyle szczęścia.
     Telefon leżący na etażerce obok łóżka zawibrował, odrywając mnie od bezcelowego zamartwiania się. Co ma być, to będzie. Sięgnęłam po komórkę z popękanym ekranem, aby odczytać SMS-a.
     Od: Duncan
     Treść: Przyjdź do nas za piętnaście minut.
     Zamrugałam szybko, po raz kolejny już z kolei lustrując wzrokiem to jedno zdanie. Gwałtownie zerwałam się do pionu i z przerażeniem poczęłam biegać po całym pokoju. Na całą moją kolekcję mang, ja nawet nie wiedziałam, w co się ubiorę!
     - Dlaczego tak hałasujesz? – zapytała mama, stojąc w progu z mopem w ręce. Zatrzymałam się na środku pomieszczenia, miętoląc między palcami włosy. – Posprzątałaś?
     - To nie jest problem! – zawyłam żałośnie, podbiegając do rodzicielki. Złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam lekko. – Mam kwadrans, rozumiesz? A wyglądam tak.
     Palcem wskazałam na twarz. Kobieta obejrzała mnie od stóp po samą głowę. Zacmokała z dezaprobatą, jeszcze bardziej wpędzając moją osobę w rozpacz. O ile kiedyś po prostu przebrałabym się z leginsów w dżinsy i zarzuciła na siebie koszulkę bądź bluzę, tak teraz nabrałam poczucia, że powinnam prezentować się znacznie lepiej. W końcu byłam dziewczyną Duncana, a zazdrość licealistek nie mogła pozostać nieuzasadniona.
     - Chodź, zaraz coś zaradzimy. – Mama oparła mop o stoliczek obok drzwi do mojego pokoju, po czym skierowała się w stronę sypialni rodziców. Nie wiedziałam, co kombinowała, ale już mi się to nie podobało.
     Weszłyśmy do przestronnego pomieszczenia utrzymanego w beżach oraz brązach. Rudowłosa podeszła do przejścia prowadzącego do garderoby, której stanowczo większa część należała do niej. Nie dało się ukryć, miała obsesję na punkcie zakupów i nawet byłam skłonna stwierdzić, że uzależniła się od nich.
     Kobieta podsunęła stołek pod nogi i chwiejnymi ruchami stanęła na nim. Odruchowo wystawiłam ręce do przodu na wypadek, jakby rodzicielka straciła równowagę. Znieść jej czasami nie mogłam, a nie chciałam w ogóle myśleć, co działoby się w naszym domu, gdyby niefortunnie spadła i złamała nogę bądź rękę. Aż ciarki przeszły mi po plecach, kiedy oczami wyobraźni dostrzegłam tatę oraz Kevina usługujących rudowłosej.
     - Łap – rzuciła mama, ściągając z górnej półki karton i podając go mnie.
     Zajrzałam do wnętrza pakunku, jednak dostrzegłam jedynie ciemny materiał. Nie no, ona chyba nie chciała wcisnąć na moją dziecięcą sylwetkę swoich ciuchów? To po prostu nie miało prawa się udać.
     Wyjęłam z pudła ubranie, którym okazała się być czarna sukienka z długim rękawem, na oko sięgająca do kolan. Zrobiło mi się gorąco i zapewne zarumieniłam się intensywnie. Pragnęłam wyglądać niecodziennie, ale chyba nie tego oczekiwałam. Po prostu nie chciałam założyć zwykłych spodni i bluzy. Nawet nie sądziłam, abym dobrze czuła się w kiecce. Przecież nigdy nie miałam czegoś takiego na sobie!
     - Em… Mamo? – Kobieta spojrzała na mnie wyraźnie rozanielona. Z pewnością dla niej widok córki pierwszy raz ubranej w sukienkę stanowił niezwykle ważne wydarzenie. Jednakże uważałam to za coś traumatycznego i prędko nie przekonam się do tego pomysłu. Pomimo, że miałam niespełna kwadrans. – Jestem od ciebie mniejsza, więc ten ciuch na pewno nie będzie pasował.
     - Och, nie panikuj. – Czule zmierzwiła moją grzywkę. – Zakładałam ją na większe imprezy za czasów liceum oraz studiów. Myślę, że to dzięki niej związałam się z Ronem. Pamiętam, nie mógł oderwać oczu od…
     - Dobra, zrozumiałam – przerwałam mamie. Nie chciałam po raz kolejny słuchać romantycznej historii z życia rodziców. – Ale ona naprawdę była na ciebie dobra?
     Wyciągnęłam przed siebie sukienkę, po czym przyłożyłam ją do ciała. Odwróciłam się do lustra. Pomimo ogromnej niechęci, musiałam przyznać, że ubranie rzeczywiście mogło na mnie leżeć niczym szyte na miarę.
     - No wiesz? – burknęła lekko poirytowana. – Zanim ty i Kevin przyszliście na świat, prezentowałam iście anorektyczną posturę, którą niestety odziedziczyłaś. Ale jak sama widzisz, istnieje jeszcze dla ciebie nadzieja na pozyskanie kobiecych kształtów.
     - Dzięki – warknęłam, posyłając kobiecie wrogie spojrzenie. Lubiła dokuczać mi z powodu drobnej niedowagi, od kiedy skończyłam dziesięć lat. Szkoda, że zamiast obrać za cel główny utuczenie mnie, przerzuciła się na ekologiczne jedzenie, którego wprost nienawidziłam.
     - Nieważne, zaczynamy odbiegać od tematu. Idź ją szybko przymierzyć.
     Rodzicielka niemal wypchnęła mnie z sypialni, odprowadzając do pokoju. Trzasnęłam drzwiami, oznajmiając zdenerwowanie. Odetchnęłam głębiej, chcąc chociaż trochę uspokoić skołatane nerwy. Zapewne dłużej tkwiłabym oparta plecami o drzwi, trzymając w rękach czarną kieckę, gdyby niewielki zegarek na nadgarstku nie wskazywał pięciu minut do czwartej.
     - Cholera jasna! – żachnęłam się, szybko zdejmując ubrania. Ciuchy niedbale rzuciłam na łóżko, po czym wciągałam na siebie sukienkę. O dziwo okazała się idealna.
     - No i jak? – Sarah uchyliła drzwi i nieśmiało wkroczyła do pomieszczenia. – Wiedziałam! Wyglądasz świetnie. Dlaczego wcześniej nie kazałam ci zakładać dziewczęcych rzeczy?
     - Bo nie chciałaś się nade mną znęcać – mruknęłam, odwracając się tyłem do mamy. – Mogłabyś? – Kobieta zgarnęła moje włosy na ramię i zapięła srebrny suwak kończący się niewiele ponad pośladkami.
     Przynajmniej Duncan będzie miał łatwy dostęp, pomyślałam i od razu spłonęłam rumieńcem. Przyłożyłam dłonie do twarzy z zażenowania. Byłam zszokowana samą sobą.
     Mama delikatnie popchnęła mnie w stronę łóżka. Niepewnie usiadłam na miękkim materacu, uważnie przyglądając się poczynaniom rudowłosej. Opuściła na moment pomieszczenie, po czym wróciła uzbrojona w grzebień, gumkę oraz zestaw wsuwek. Od razu mnie zmroziło. Wiedziałam, jakie upięcia podobały się mojej mamie. Eleganckie oraz sztywne.
     - Nie, to za dużo – powiedziałam, odsuwając się na wyciągnięcie ręki.
     - Oj, daj spokój. Przecież ich nie obetnę, a jedynie zwiążę. – Sarah pomachała czerwonym grzebyczkiem, czym wzbudziła we mnie jeszcze większy lęk.
     - To nie zabrzmiało pocieszająco! – pisnęłam, łapiąc się za głowę.
     - Naprawdę nie rozumiem, co też Duncan w tobie widzi. – Oparła dłonie na biodrach.
     - Ja również.
     W ostateczności nie dałam rady obronić się przed rozentuzjazmowaną mamą, której bardzo zależało, abym wreszcie wyglądała kobieco. Może podyskutowałabym z nią dłużej, gdybym miała więcej czasu.
     Upięcie moich włosów w luźnego koka, pozostawiając nietkniętą grzywkę oraz dwa dłuższe pasma po bokach twarzy, zajęło kobiecie dosłownie chwilę. Nim się obejrzałam, mogłam już opuszczać dom. Spakowałam do niewielkiej torby koszulkę do spania oraz bieliznę na zmianę i zeszłam na dół. Jednakże tuż przed drzwiami narodził się następny problem – jakie buty powinnam wybrać? Trampki czy creepersy w ogóle nie pasowały do eleganckiej sukienki. Pozostały jedynie zamszowe czarne szpilki, na widok których moje stopy zaczynały boleć. Kiedy ostatnio zdecydowałam się założyć wysokie obcasy? Cóż, chyba w sklepie podczas przymierzania ich. Bez dwóch zdań ta jedna para obuwia stanowiła mój najgorszy zakup.
     Stałam przed lustrem, bacznie doszukując się jakichkolwiek niedociągnięć. Będąc szczerą, cały ten strój był jednym wielkim nieporozumieniem, na które zdecydowałam się chyba nie do końca świadomie. Za błędy jednak trzeba płacić i to z ogromnymi odsetkami, które ściągał najbardziej brutalny z windykatorów – życie.
     - Wychodzę! Jakby się paliło, to dzwoń! – krzyknęłam na pożegnanie, w odpowiedzi otrzymując jedynie zdawkowe w porządku.
     Przekroczyłam próg domu i mina od razu mi zrzedła. Zapomniałam, że na zewnątrz lało jak z cebra. Zawsze miałam świetne wyczucie sytuacji, toteż wybrałam najdogodniejszy moment na wystrojenie się. Dlaczego pech tak kurczowo trzymał się akurat mojej osoby? Na świecie żyło tysiące ludzi, którzy bardziej na niego zasługiwali. Dostąpiłam zaszczytu wszechczasów, a jakżeby inaczej, kurwa mać.
     Skórzaną torebkę trzymałam nad głową i najprędzej jak mogłam przemierzałam niewielki dystans do domu Holdenów. Gdybym miała na nogach trampki, znacznie szybciej dotarłabym na miejsce. Ach, zdecydowanie ostatni raz założyłam szpilki i zdania nie zmienię, choćby błagał o to osobiście sam Lucyfer, płaszcząc się przede mną na kolanach. Zaiste byłby to fantastyczny widok i z pewnością przyjemnie połechtałby me skromnych rozmiarów ego.
     Nacisnęłam na przycisk domofonu. Drażniąca uszy melodyjka rozbrzmiała niemal natychmiast, informując o otwarciu bramy i możliwości wejścia na posesję. Żwirową ścieżką powoli kierowałam się ku czarnym drzwiom, w których przed sekundą ktoś przekręcił klucz. Obcasy utykały pomiędzy małymi kamyczkami, doprowadzając mnie do apogeum wściekłości. Miałam je na stopach od niespełna pięciu minut, a już zdążyłam zapałać do nich nienawiścią.
     Brawo, Holly, właśnie pobiłaś swój kolejny rekord. Przybij piątkę, kochana!
     - Kurna, kurna, kurna. Jak rodziców kocham, zaraz się zawrócę – powtarzałam pod nosem niczym mantrę, starając się nie zwichnąć kostki oraz prosto trzymać torebkę nad głową, aby możliwie jak najmniej zmoczyć włosy.
     - Może cię ponieść, dziewczynko? – rzucił rozbawiony Castiel, stojąc w progu. Posłałam mu złowrogie spojrzenie.
     - Gdybym była na twoim miejscu, pewnie też bym się pośmiała – warknęłam. Tego dnia z pewnością nie mogłam określić mianem udanego.
     Chłopak przesunął się, wpuszczając mnie do środka. Od razu usłyszałam ciche szczekanie dochodzące z głębi domu. Chwilę później zaczął kręcić się przy nas Demon. Szczeniak merdał wesoło ogonkiem i co rusz opierał się o mój piszczel, oczekując uwagi.
     - Cześć, brzdącu. Przynajmniej ty się cieszysz, że mnie widzisz. – Uniosłam psiaka na wysokość twarzy, po czym przyłożyłam nos do jego.
     - Ej no, a ja? – Rozległ się z góry głos Duncana przepełniony fałszywym żalem.
     - Jakoś nie widzę twojej radości – rzuciłam, tuląc futrzaka i delikatnie głaszcząc go.
     - Poczekaj, zaraz zacznę skakać z euforii.
     Zaśmiałam się pod nosem, a cała złość wręcz uleciała. Holden był cholernie irytujący oraz lubił drażnić każdego na swojej drodze. Jednakże posiadał też pozytywne strony. Oprócz wrodzonej umiejętności do rozkochiwania w sobie niewinnych nastolatek, posiadał również dużą dozę humoru. I chyba właśnie to w nim tak bardzo ceniłam. Potrafił mnie rozbawić w każdej sytuacji, a jego widok od razu uspokajał wzburzone emocje. Oczywiście także świetnie całował i nie mogłam ukrywać, że właśnie dlatego stworzyliśmy parę. Gdyby podczas mojej ostatniej wizyty w domu Holdenów, nie zaciągnął mnie do swojego pokoju, po czym nie zmusił do namiętnej pieszczoty, zapewne nadal tkwilibyśmy w relacjach gdzieś pomiędzy przyjaźnią a związkiem.
     Duncan zbiegł na dół, bawiąc się w dłoni zapalniczką. Z figlarnym uśmieszkiem podszedł i od razu objął mnie w talii. Uważał przy tym na Demona, który nadal tkwił w moich ramionach, nie bardzo przejmując się, że za chwilę pozostanie w domu sam.
     - O, już nie muszę się tak schylać – stwierdził z przekąsem, po czym omiótł mnie bacznym spojrzeniem. – Wyglądasz genialnie.
     Złączył nasze wargi w czułym, choć stanowczo za krótkim pocałunku. W jego czarnych oczach dostrzegłam niewielkie płomyczki podniecenia, przez które od razu się zarumieniłam. Nie spodziewałam się, że ta niepozorna sukienka wywoła w nim tak silne emocje. Skoro nie był w stanie ukryć uczuć, zapewne niemal szalał od ich nadmiaru. Poczułam ogromne zadowolenie, bo do tej pory Holden tak jawnie nie okazywał pragnień.
     - Idziemy? – Błogi nastrój przerwał Castiel, wyraźnie zniecierpliwiony nazbyt długim czekaniem. Najwidoczniej bardzo spieszyło się mu do ukochanej.
     Duncan odsunął się, a ja niechętnie odłożyłam szczeniaka na podłogę. On także nie cieszył się. Zaskomlał i począł patrzeć na każdego z nas błagalnym wzrokiem. Bardzo chciałam wziąć futrzaka do Corey’a. Zostawianie go samego prawie stanowiło zbrodnię.
     Niespełna pięć minut później staliśmy na czerwonym świetle. Duże krople deszczu z łoskotem odbijały się od samochodu. Nawet głos Eddiego Veddera nie zagłuszył tego dźwięku. Wycieraczki na przedniej szybie pracowały bez wytchnienia, co rusz zgarniając strugi wody na boki. Nie czułam się komfortowo siedząc na tylnej kanapie z wzrokiem utkwionym w zagłówek fotela kierowcy. Kręciłam się niespokojnie i poprawiałam pas bezpieczeństwa, irytująco wbijający się w moją szyję. Bałam się jeździć z Duncanem, a mokra droga jedynie namnażała obaw.
     - Jedziemy do sklepu? – zagaiłam, chcąc przerwać niezręczne milczenie. No, Eddie, nie spisałeś się najlepiej – spodziewałam się po tobie czegoś więcej.
     - Tak, ale najpierw zajedziemy po Debrah – odparł Castiel, po czym podgłośnił radio, tym samym dając znać, że nie miał ochoty ze mną rozmawiać.
     Prychnęłam, odwracając spojrzenie na boczną szybę. Chociaż kompletnie nie widziałam kryjącego się za nią otoczenia, z uporem maniaka wpatrywałam się w powoli spływające krople. Kojący widok pozwalał poradzić sobie ze świadomością, że za chwilę po mojej prawicy zasiądzie panna Rota. Szlag mnie trafiał, kiedy o tym pomyślałam. Dlaczego ten cholerny Castiel nie usiadł z tyłu wraz ze swoją dziewczyną? Byłam pewna, iż zrobił to z premedytacją. Brunetkę zapewne obejdzie, obok kogo usadowi zgrabny tyłek. Jednakże ja wolałam przebywać z dala od niej.
     Po chwili zatrzymaliśmy się na przystanku autobusowym obok liceum, gdzie czekała Debrah. Nastolatka mieszkała w akademiku, mieszczącym się zaraz za murem szkoły. Zdziwiłam się, że brała udział w całonocnych imprezach. Szczerze wątpiłam, aby regulamin internatu na to pozwalał. Chociaż babcią Roty jest dyrektorka Shermansky, może dlatego dziewczyna miała przywileje, o których pozostali mogli jedynie pomarzyć.
     - Cześć – rzuciła wesoło brunetka. Otrzepała z wody przeźroczysty parasol, po czym zamknęła drzwi, a mokry przedmiot położyła na podłodze. – Ale pogoda nam się trafiła.
     - Dobrze, że to nie impreza w plenerze – odparł Castiel.
     - Tak – zaśmiała się promiennie – musielibyśmy zostać w domu i zamulać.
     Skierowała na mnie spojrzenie niebieskich oczu, od których bił przenikliwy chłód. Jej kąciki ust lekko uniosły się, jednak sprawiało to wrażenie sztucznej uprzejmości.
     - Wyglądasz bardzo ładnie. Powinnaś częściej spinać włosy.
     - Dziękuję. Ty także prezentujesz się dobrze. Ale chyba tego nie muszę ci mówić – odparłam z przekąsem.
     Debrah założyła zwiewną, miętową sukienkę na grubych ramiączkach, sięgającą połowy uda. Do tego smukłe nogi podkreśliła kozakami za kolano wykonanymi z jasnobrązowego zamszu. Ciemne włosy zaplotła w ciasny warkocz, swobodnie opadający na ramię. Znowu to robiła – udawała grzeczną niewiastę, a w środku ukrywała prawdziwego demona.
     - Co tam fryzura, założyła szpilki – rzucił uradowany Duncan, patrząc na nas w lusterku wstecznym.
     - Pewnie twoje skamieniałe serduszko drgnęło lekko ze szczęścia, co?
     - Zatańczyło sambę.
     Odwróciłam głowę, chcąc zamaskować zakłopotanie. Poliki mnie paliły, kiedy w głosie chłopaka wyłapałam nutkę podniecenia. Jego wcale nie interesowała sukienka, która z pewnością nie zaliczała się do najskromniejszych. On cieszył się z powodu założonych przeze mnie butów. Może lubił kobiety na wysokich obcasach. Biorąc pod uwagę ponadprzeciętny wzrost bruneta, ta opcja była całkiem prawdopodobna.
     Holden zaparkował na placu przed sklepem Fresh Jacky, gdzie nieletni posiadający nieskalane zaufanie właściciela spożywczaka kupowali alkohol oraz papierosy. Osobiście przywykłam chadzać tutaj wyłącznie po sok pomarańczowy bądź produkty potrzebne dla mamy do zrobienia obiadu.
     - Idziesz, Holly? – zapytał Duncan, wysiadając z samochodu.
     - Tak. Chcę coś do jedzenia – mruknęłam, odpinając pas.
     - Przecież jedziemy na imprezę, będzie tam żarcie – słusznie zauważył Cas.
     - Myślisz, że Corey kupił chociaż jedną paczkę prażonego słonecznika?
     - Raczej w to wątpię.
     - A no widzisz.
     - Weźmiesz dla mnie gumę owocową? – poprosiła Debrah, wyjmując z beżowej kopertówki jakieś drobniaki. Szturchnęłam ją karcąco w ramię.
     - Daj spokój, chyba mogę fundnąć ci gumę, co?
     - Dzięki – odparła szczerze zdziwiona. Kurczę, ja sama siebie nie poznawałam.
     Opuściłam auto i razem z Duncanem podbiegliśmy do sklepu. Wewnątrz nie było nikogo poza Jackym. Stał oparty o ladę, z impetem naciskając klawiaturę czarnego laptopa.
     - Dzień dobry – rzuciliśmy z Holdenem jednocześnie, przykuwając wzrok mężczyzny.
     - A kogóż to moje oczy widzą? – zaśmiał się Taylor. – Co was sprowadza? Tylko nie mówcie, że będziecie w taką ulewę balować.
     - Trzeba opić rozpoczęcie sezonu – powiedział brunet. Podszedł do lady i rzucił: – To, co zwykle.
     - Jasna sprawa.
     Właściciel sklepu udał się na zaplecze. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk stukających o siebie butelek. Jacky wrócił z wódką w jednej ręce, zaś w drugiej niósł siatkę pełną piw. Położył wszystko na blacie i nabił cenę na kasę.
     - Papierosy razy dwa? – upewnił się, na co Duncan przytaknął skinieniem głowy. – Pięćdziesiąt i siedemdziesiąt.
     Chłopak podał sklepikarzowi kartę kredytową. Dopiero wówczas oświeciło mnie, że miałam kupić dla siebie słonecznik, a dla Debrah gumę owocową.
     - Zaczekajcie sekundkę – rzuciłam, oddalając się pospiesznym krokiem w stronę regałów.
     Opakowanie prażonych pestek znalazłam szybko, a po drodze chwyciłam również zamówienie Roty.
     Wyszliśmy ze spożywczaka, ponownie wystawiając się na bezlitosną pogodę. Holden schował swoje zakupy do bagażnika, a ja zajęłam miejsce na tylnej kanapie obitej jasną skórą. Podałam dziewczynie gumę, na co podziękowała, jakby trochę nieśmiało. Zaczynałam powoli obawiać się brunetki. Od kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, zawsze kroczyła z głową podniesioną wysoko do góry. Postronny widz mógłby stwierdzić, że zadzierała nosa i zapewne bardzo by się nie pomylił. Jednakże dzisiaj nastolatka zachowywała się nad wyraz uprzejmie. Oczywiście, jeżeli nie brać pod uwagę fałszywego uśmieszku, którym uraczyła mnie tuż po zajęciu miejsca w samochodzie. Może wywróciła się na schodach, kilka razy uderzając przy tym głową stopnie?
     Kwadrans później zajechaliśmy pod stary dworek, gdzie odbywała się impreza. Przed posiadłością rodziny Brown stało wiele pojazdów, bezceremonialnie niszczących trawnik. Kiedy wysiedliśmy, dostrzegłam auto Toby’ego, zaparkowane tuż przy wejściu do budynku. Mogłam założyć się o wszystko, że Raven i jej dwaj znajomi pojawili się na miejscu pierwsi.
     Głośna muzyka z pewnością była słyszalna w całej okolicy. Aczkolwiek przeszkadzać mogła wyłącznie leśnym zwierzętom. Pewnie ze względu na lokalizację, to właśnie w domu Corey’a urządzano wszelkie popijawy. Brak sąsiadów to brak policji oraz kłopotów, które ciągnęła za sobą niezapowiedziana wizyta stróżów prawa.
     Duncan mosiężną kołatką zastukał w dwuskrzydłowe drzwi. Nie miałam pojęcia, po co to zrobił – dźwięk został zagłuszone przez gitarę elektryczną oraz zniekształcony skowyt jakiegoś wokalisty.
     Wewnątrz, w porównaniu do poprzedniej imprezy, było całkiem mało ludzi. Nie zmieniało to jednak faktu, że większości osób nie znałam nawet z widzenia. Skierowałam się w stronę ogromnego salonu, gdzie przebywała znaczna część gości. W przejściu wpadłam na Corey’a niosącego pustą miskę. Chłopak odruchowo objął mnie jedną ręką w talii, abym przypadkiem nie zaliczyła spotkania z ciemną podłogą.
     - O, Holly, już jesteście – rzucił, rozglądając się za pozostałymi.
     - Tak, przed sekundą przyszliśmy – odparłam, odwracając wzrok. Blondyn krępował mnie swoją obecnością. Zawsze był uśmiechnięty i nie wdawał się w niepotrzebne dyskusje. Wiedział jednak o poprzednich związkach przyjaciela, więc mogłam założyć się o całą kolekcję mang, że nie wróżył nam długiej znajomości. Ponadto pewnie myślał o mnie, jak o naiwnej dziewczynce, która poleciała na słodkie słówka.
     Dużo wyższy nastolatek odsunął się o krok, po czym zlustrował mnie uważnym wzrokiem. Czułam, że kurczyłam się pod badawczym spojrzeniem, a rumieńce okalały już nie tylko poliki, ale nawet uszy, piekąc przy tym niemiłosiernie.
     - Wyglądasz świetnie. Chyba zaczynam zazdrościć Duncanowi.
     - D-dzięki – wydukałam speszona, wbijając oczy w lekko wilgotne czubki butów.
     Kurna, pierwszy i ostatni raz miałam na sobie sukienkę! Szpilek także się to tyczyło.
     - Ej, ej, ej, Brown, co to za podrywanie mojej partnerki, co? – Nagle pojawił się za mną Holden, objął ramieniem moją szyję i stanowczym ruchem przyciągnął do siebie. Niebezpiecznie zakołysałam się na wysokich obcasach. Upadłabym, gdybym nie wpadła na bruneta. Pomimo napierającego na niego ciężaru, stał nieruchomo. Zapewne posyłał błyskawice z czarnych oczu w sam środek czoła Corey’a. – Żelkami mogę się z tobą dzielić, ale Holly jest moja.
     - Sknera – burknął chłopak, a następnie uścisnął dłoń przyjacielowi.
     - Wood, znowu kazałaś mi czekać.
     Niczym spod ziemi wyrosła obok nas Raven. Trzymała w dłoniach kieliszki pełne przeźroczystej cieczy. Smród wódki od razu dostał się do moich nozdrzy, na co mimowolnie się skrzywiłam.
     Różowowłosa przeniosła wzrok na Duncana, który nadal więził mnie w żelaznym uścisku.
     - Puszczaj ją, Holden. Już chyba wystarczającą się nią nacieszyłeś. Teraz moja kolej.
     Podała jeden z trunków brunetowi, chcąc przeprowadzić z nim handel. Tylko dlaczego ja miałam być towarem?
     - Dzisiaj wszyscy chcą mi ciebie odebrać – warknął. – To na pewno przez tę kieckę. Zarządzam, że możesz ją nosić wyłącznie podczas naszych spotkań we dwoje.
     - Ale z ciebie zazdrośnik – rzuciła Raven. – Chodź – pociągnęła mnie – zajęłam kanapę.
     W salonie unosił się dym papierosowy. Było go tak dużo, że nawet rozszczelnione okna nie pomagały. Najwidoczniej Brown przestał dbać o zakaz palenia w domu. Albo zlitował się nad tłumem nastolatków z powodu paskudnej pogody.
     Zatrzymałyśmy się obok narożnej sofy obitej brązową skórą. Przed oczami od razu stanął mi obraz twarzy Duncana, na której tkwił prowokacyjny uśmieszek. Niemal poczułam chłodne dłonie błądzące po rozgrzanym ciele. To właśnie na tym siedzeniu Holden po raz pierwszy posunął się o krok za daleko.
     Na kanapie siedział jedynie Dake, opierając głowę na dłoni. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w tańczących imprezowiczów. Czyżby już zdążył się upić?
     - Wścieka się, bo jakiś koleś poprosił Iris do tańca – szepnęła do mojego ucha różowowłosa, po czym zajęła miejsce. Poklepała dłonią ciemną skórę, chcąc, abym poszła w jej ślady.
     - O, widzę, że grono nam się powiększyło. – Obok blondyna spoczął Toby. Posłałam mu wymuszony uśmiech. – To co pijesz? – Ruchem głowy wskazał na szklany stolik, na którym stały różnorodne flaszki.
     - Piwo – odparłam.
     - Już serwuję. – Wziął ciemną butelkę i zwinnym ruchem ją otworzył. Podał mi alkohol, po czym zwrócił się do Raven. – A ty?
     - Możesz zrobić tego drinka, co wcześniej.
     Chłopak skinął na potwierdzenie, a następnie wstał z sofy i z niknął wśród nastolatków.
     - Ma predyspozycje na barmana. Tworzy cuda, w których nawet wódki nie wyczujesz.
     - Dzięki, ale wolę pozostać przy swoim.
     - Jak chcesz. – Dziewczyna wzruszyła niedbale ramionami, zmieniając pozycję siedzenia. Skrzyżowała nogi i położyła na kolanach dłonie zaciśnięte w pięści. Nawet nie chciałam myśleć, jak musiało jej być wygodnie.
     Niespełna pięć minut później wrócił Toby, a za nim szła reszta towarzystwa, dotychczas stojąca przy drzwiach wejściowych. Duncan od razu zajął miejsce po mojej prawicy i objął mnie ramieniem.
     - Już zdążyłaś się poczęstować? – Wskazał palcem na butelkę, którą trzymałam.
     - Trochę tobie zeszło, wiesz? – mruknęłam z przekąsem, na co brunet zaśmiał się cicho.
     - A gdzie nasz wampirek? – zagaił Castiel, nalewając do dwóch szerokich szklanek ciemny trunek. Sięgnął następnie do niewielkiego pojemniczka po kostki lodu.
     - Dzwoniłem do niego, ale nie chciał przyjść. Stwierdził, że nie lubi takich zabaw – odparł Dake, na chwilę odrywając wzrok od rozentuzjazmowanych ludzi.
     - Szkoda, był całkiem uroczy – westchnęła Debrah, odbierając od swojego chłopaka naczynię z alkoholem.
     - Tak, bardzo – zironizował młodszy z braci. – Jeżeli jest takim sztywniakiem, to strach pomyśleć, jak będzie wyglądała nasza współpraca z nim.
     - Na pewno lepiej niż z Jamesem. To był totalny niewypał – stwierdził Toby.
     - A od samego początku wam mówiłam, że…
     - Wiemy, Raven – warknęli jednocześnie członkowie zespołu. Zapewne nie chcieli po raz enty wysłuchiwać mądrości różowowłosej. Dziewczyna jedynie skrzyżowała ręce na piersi i fuknęła wyraźnie obrażona, że przerwano jej wypowiedź.


♥ ♥ ♥ ♥

5 komentarzy:

  1. Przybyłam, przeczytałam, komentuję. Choć w ogóle mi to nie idzie.
    Przepraszam, że wszystkie moje komentarze są takie krótkie, ale nie potrafię się w nich rozpisywać. Żebym się rozpisała w kom. coś musiało by się w nim wydarzyć na prawdę mocnego, w którąkolwiek stronę.
    Rozdział przyjemnie się czytało, nawet nie zauważyłam, kiedy go skończyłam.
    Na prawdę miała na sobie sukienkę pierwszy raz w życiu?!? Jak tak można... nie rozumiem tego.
    Rota knuje przeciwko Holly, ja to czuję w kościach, ona knuje coś naprawdę masakrycznego i śmiercionośnego...
    Pozdrawiam, Życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Postanowiłam, że nie będę zostawiała komentowania na później, dlatego od razu zabrałam się za czytanie rozdziału. Nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie jest wprost cudna pogoda. Właśnie siedzę sobie w lesie i jest tak błogo, i przyjemnie. Szkoda, że ta chwila nie może trwać wiecznie. ;( Nie chce mi się wierzyć, że to dopiero kwiecień.
    Niestety, po przeczytaniu komentarza mojej poprzedniczki dowiedziałam się szybciej niż to było zamierzone, że Holly po raz pierwszy w swoim życiu ubrała sukienkę. Również nie jestem zwolenniczką tego typu odzienia. Zakładam sukienki tylko kiedy sytaucja tego wymaga, jak na przykład na rozpoczęcie czy zakończenie roku szkolnego, chociaż to też nie zawsze. Aż do dwudziestego dziewiątego kwietnia tego roku nie posiadałam ani jednej sztuki tego odzienia w swojej garderobie. Ale cóż, moja rodzicielka stwierdziła, że czas to zmienić i, że nie mogę wybrać się na egzaminy w dżinsach. Już teraz obawiam się dnia, kiedy będę musiała ją ubrać. Podobnie jak główna bohaterka nie lubię wychodzić w skąpych kieckach. Szczególnie, gdy w pobliżu znajduje się dużo osobników płci przeciwnej. Nie jestem wstydliwa, ale czuję się skrępowana, gdy ktoś obrzuca mnie niedwuznacznym spojrzeniem. Zresztą, pod tym względem chyba nie jestem wyjątkiem. Dobrze, sukienki jeszcze mogę znieść, ale szpilki?! To najgorsze zło świata, nie rozumiem jak można chcieć być wyższym kosztem powykręcanych nóg. Prawie trzy lata temu kupiłam sobie jedną parę tego zbędnego obuwia i nie ubrałam ich dotychczas ani razu. Leżą sobie w schowku i kurzy się na nie niemiłosiernie, ale jakoś nad tym nie ubolewam. Może przydadzą mi się kiedyś, gdy znajdę się w podobnej sytaucji co Holly.
    W sumie sadziłam, że to bardziej sukienka będzie pociągała Duncana, ale chyba się trochę myliłam. Co on widzi w tych okropnych buciorach? Fakt, Holly jest w miarę niska, a on pod przeciętnie wysoki. Chyba nigdy nie zrozumię toku rozumowania naszego kochanego Holdena. Aczkolwiek zaczyna mi się on coraz bardziej podobać. Wyobrażam sobie, jak usatysfakcjonowana musiała być Holly, gdy dostrzegła, że ona również wywołuje w chłopaku głębsze emocje. Na pozór taki nieczuły i obojętny, a jednak coś się kryje pod tą twardą skorupą.
    Mile zaskoczyło mnie dziś zachowanie Roty. Co prawda, wpierw zapowiadało się, że będzie jak zawsze, czyli docinki i fałszywe komplementy, ale później naprawdę się zdziwiłam. Nieśmiała Debra? Matko, jaki to musiał być piękny widok! Może ona nie jest taka zła, jaką pozornie zgrywa. I ponownie muszę napomknąć o Holly, przy której znów otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Zaproponowała brunetce, że fundnie jej gumę? Chyba nastąpiły jakieś dni dobroci, czy coś w tym stylu. Chociaż bardziej prawdopodobne wydaje się, że to radość, która ogarnęła naszą bohaterkę w związku z Duncanem. Wbrew pozorom, chłopak potrafi wybudzić nie tylko negatywne emocje.
    Kolejna imprezka! Bardzo podobała mi się ostatnia (taaa, jakiś miesiąc temu), która również miała miejsce u Corey'a. Wchodzimy w moje klimaty. Hmm, widzę, że Holly zawróciła w głowie nie tylko Duncanowi. Czułabym się mile połechtana komplementem, który rzucił organizator imprezki. Nawet jeśli przy tym obrzuciłby mnie tym nurtującym spojrzeniem.
    Wydaje mi się, że w kolejnym rozdziale nastąpi coś - nie wiem jak to określić - niecodziennego i romantycznego, może. Przeczuwam, że coś zajdzie pomiędzy Duncanem, a Holly, a później wynikną z tego jakieś kłopoty.
    Życzę Ci dużo zdrówka, weny, ładnej pogody (czytaj: takiej jak u mnie) i wszystkiego dobrego! Pozdrawiam Cię serdecznie i do szybkiego zobaczenia! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Piszę to po raz drugi z rzędu. Jak ja uwielbiam te chwile, kiedy rodzicielka stwierdza, iż za dużo siedzę w telefonie i treść idzie w pizdu. I jeszcze siłą zaciągnęła mnie na śmiercionośny spacer. Powietrze szkodzi...
    Rozumiem Holly w stu procentach. Sukienka jest tworem jakiegoś idioty. Nie możesz usiąść po turecku, nie możesz latać i skakać... Pff, po co to komu? Szpilki założyłam raz w życiu, jako czterolatka. Co chwila upadałam na twarz, ale i tak miałam wyszczerz na buźce. Kiedy tak obserwuję te wszystkie kobitki na szpilkach (sama oczywiście nie założę. To trochę komicznie by wyglądało na takim dzieciuchu), to aż mam ochotę pożyczyć im swoje glany, zeby nie złamały nóg. Biedactwa. Po co się katować? Dla kilku centymetrów więcej? To głupie. W ogóle nie rozumiem Duncana, czemu podjadał się jej obuwiem. Sukienkę jeszcze bym zrozumiała, ale buty? Ludzie są dziwni... Ale składam pokłony Holly, że w ogóle podjęła się tego wyzwania.
    Mam wrażenie, ze na owej imprezie COŚ się wydarzy... Nie wiem co, ale coś na pewno. No bo coś musi się wydarzyć... To nie takie trudne, wystarczy wiedzieć, czym jest to coś...
    Ech, nie umiem myśleć. Mam spaczoną mózgownicę, przez to, że dostałam dzisiaj mocno w łepetynkę.
    Pozdrawiam i życzę weny (tym razem bez cukierków. Wiecej dla mnie, wybredny człowieku)! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć i czołem!
    Ach to moje lenistwo... Chciałam dzisiaj zebrać się w sobie i skomentować twój poprzedni post, a tu patrzę i jest nowy. Albo to ja mam taki spóźniony zapłon, albo to ty tak szybko piszesz. Chociaż podejrzewam i jedno, i drugie.
    Duncan jaki uroczy... Coraz bardziej podoba mi się ten chłopak. Tak, jakby nie podobał mi się od początku... Miejmy nadzieję, że w przyszłości nie spieprzy tego tak jak z innymi dziewuszkami. Spróbował by tylko. Ojj... wpadłabym i skopałabym mu tak dupę, że nie poznałby jej nawet Demon. Ale oczywiście jesteśmy dobrej myśli :D Wszystko się ułoży i będą żyli długo i szczęśliwie. (W co ja wierzę...)
    Debrah też taka jakaś... może to przez pogodę? Chociaż to dziwne, bo ja mam tak, że jeśli jest ponuro i pada deszcz to mnie kurwica strzela i wyżywam się na wszystkich. Albo łażę jak zombie. Chociaż z nią nigdy nie wiadomo. To podstępne dziewuszysko. Nie podoba mi się jak wyraża się o Lysandrze. Oj, nie... To nie zapowiada nic dobrego. Czuję to w kościach, że przez tego babsztyla wszyscy będą cierpieć, a w szczególności Kastiel i Lysander. Ona coś kombinuje... ( ͡° ʖ̯ ͡°)
    A co do tej całej imprezy... Czuję, że coś się święci. To nie ładnie robić coś takiego, ponieważ jest to idealna pożywka dla mojego wielkiego robaka-zboczeńca. On już sobie tam roi różne insynuacje na temat Holly i Duncana... To co dzieje się w mojej starej, zboczonej głowie pozostawiam dla siebie, ale pamiętaj... Im więcej robisz takich scenek, tym bardziej ja robię się niewyżyta...
    Chryste! :O Ale to strasznie brzmi! Dobra. Zapomnij o tym!
    To się robi coraz dziwniejsze... Może ja się już zamknę? Tak. To będzie dobry pomysł.
    Na koniec przesyłam ci ogrom słońca (które ode mnie uciekło), ciepełka, kakałyka i mnóstwa czekoladowych ciasteczek!
    Serdecznie pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja jestem totalnym przeciwieństwem dziewczyn, które skomentowały przede mną. Ja tam lubię sukienki czy też spódnice. Oczywiście nie jakiej wyzywające, tylko zwykłe, dziewczęce sukienki. Nie mam ich jakoś za dużo w swojej szafie, ale wystarcza. Ostatnio nawet pozbyłam się dwóch spódnic bo były na mnie już o wiele za duże. A buty na wysokim obcasie też mi nie przeszkadza. Tylko wiadomo, muszą być odpowiednio dopasowane. Tak jak mówiłam, totalne przeciwieństwo. Ale wieli szacun dla Holly, że jednak zdecydowała się to wszystko ubrać i jeszcze dać się uczesać. Szacun.
    Tak więc. Duncan. Jego, jako jednego z moich ulubionych bohaterów kocham. I zdania nie zmienię. Niech żyją długo i szczęśliwie. Tylko znając życie, najprawdopodobniej wszystko szlak trafi. A może jednak nie? Oby nie.
    Mam dziwne przeczucie, że coś wydarzy się na tej imprezie. Nie wiem. Takie nieracjonalne przeczucie. No bo zawsze coś się dzieje podczas takich wydarzeń. W końcu nie może być nudno.
    Tak więc kończąc życzę ci dużo weny twórczej i pozdrawiam serdecznie. Do następnego :D

    OdpowiedzUsuń