Droga (nie) do miłości: Rozdział
33
„Czasami
ludzie przenikają do ciebie i nagle nie wiesz, jak kiedyś żyłeś bez nich.”
~E.
Kennedy
Hałas rozchodzący się po całym domu
ucichł, ustępując miejsca nieprzyjemnemu zaduchowi. Wzięłam głębszy wdech, wycierając
dłonią kilka kropelek potu, po czym rozchyliłam drzwi tarasowe, aby wpuścić do
pomieszczenia świeże powietrze. Zapach deszczu wtargnął do salonu, napawając
mnie błogością. Uwielbiałam, kiedy na dworze szalała ulewa, a drzewa uginały
się pod wpływem silnych podmuchów wiatru. Będąc małą dziewczynką, zawsze
siadałam na szerokim parapecie wyścielonym poduszkami i z uporem maniaka
wpatrywałam się w niemal destrukcyjną siłę natury. Widok latających liści i
foliowych reklamówek, dla których nie istniał jakikolwiek ratunek, wywoływał na
mej twarzy uśmiech. A jeszcze większe zadowolenie naradzało się, gdy jakiś
człowiek, szlajający się po podwórzu, klął na czym stał świat, dostając
śmieciem w głowę.
Jednakże dzisiaj nie będę mogła z zapartym
tchem podziwiać dzikości przyrody. Mama zgodziła się, abym wyszła do Corey’a
pod warunkiem, że pomogę jej przy Wielkich
Porządkach. Nienawidziłam sprzątać, ale czego nie robiło się dla imprezy?
Zwłaszcza, iż następna miała nie nadejść równie prędko.
Odłączyłam kabel od kontaktu i zabrałam
się za składanie odkurzacza. Odniosłam urządzenie do garażu, a wracając wzięłam
z łazienkowej szafki suchą ścierkę oraz płyn do mycia szyb. Jeżeli już miałam
pozbywać się brudu, chciałam robić to w sposób najprzyjemniejszy. Z góry
poinformowałam rodzicielkę, które czynności wykonam. Oczywiście zabrałam się za
te wyglądające na proste i niewymagające większego wysiłku.
Szybko przetarłam lustro wiszące nad
umywalką, po czym udałam się do swojego pokoju, aby umyć drzwi szafy. Ten
rodzaj sprzątania był zdecydowanie najlepszy – krótki i niemęczący, a przy tym
płyn ładnie pachniał.
Niespełna dwadzieścia minut później
leżałam na łóżku i wgapiałam się w śnieżnobiały sufit. Suwak od rozpiętej
bluzy, której przód znalazł się po drugiej stronie, boleśnie wbijał się w
plecy, lecz nie zwracałam na to uwagi. Myślałam o dzisiejszym wyjściu, żywiąc ogromną nadzieję, że nie stanie się ono analogiczne do imprezy sprzed miesiąca.
Na zewnątrz królowała wichura, deszcz szaleńczo zacinał i nie miałam nawet najmniejszej ochoty na półgodzinne spacery. Oby Duncan był tego samego
zdania, a dzisiaj do Corey’a zajedziemy samochodem. Ponadto liczyłam, że żadna
płyta nie ulegnie zniszczeniu. Raz nam się udało uniknąć problemu, aczkolwiek
ponownie moglibyśmy nie mieć tyle szczęścia.
Telefon leżący na etażerce obok łóżka
zawibrował, odrywając mnie od bezcelowego zamartwiania się. Co ma być, to
będzie. Sięgnęłam
po komórkę z popękanym ekranem, aby odczytać SMS-a.
Od:
Duncan
Treść:
Przyjdź do nas za piętnaście minut.
Zamrugałam szybko, po raz kolejny już z
kolei lustrując wzrokiem to jedno zdanie. Gwałtownie zerwałam się do pionu i z
przerażeniem poczęłam biegać po całym pokoju. Na całą moją kolekcję mang, ja
nawet nie wiedziałam, w co się ubiorę!
- Dlaczego tak hałasujesz? –
zapytała mama, stojąc w progu z mopem w ręce. Zatrzymałam się na środku
pomieszczenia, miętoląc między palcami włosy. – Posprzątałaś?
- To nie jest problem! – zawyłam żałośnie,
podbiegając do rodzicielki. Złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam lekko. – Mam
kwadrans, rozumiesz? A wyglądam tak.
Palcem wskazałam na twarz. Kobieta
obejrzała mnie od stóp po samą głowę. Zacmokała z dezaprobatą, jeszcze bardziej
wpędzając moją osobę w rozpacz. O ile kiedyś po prostu przebrałabym się z
leginsów w dżinsy i zarzuciła na siebie koszulkę bądź bluzę, tak teraz
nabrałam poczucia, że powinnam prezentować się znacznie lepiej. W końcu byłam
dziewczyną Duncana, a zazdrość licealistek nie mogła pozostać nieuzasadniona.
- Chodź, zaraz coś zaradzimy. – Mama
oparła mop o stoliczek obok drzwi do mojego pokoju, po czym skierowała się w
stronę sypialni rodziców. Nie wiedziałam, co kombinowała, ale już mi się to nie
podobało.
Weszłyśmy do przestronnego pomieszczenia
utrzymanego w beżach oraz brązach. Rudowłosa podeszła do przejścia prowadzącego
do garderoby, której stanowczo większa część należała do niej. Nie dało się
ukryć, miała obsesję na punkcie zakupów i nawet byłam skłonna stwierdzić, że uzależniła
się od nich.
Kobieta podsunęła stołek pod nogi i
chwiejnymi ruchami stanęła na nim. Odruchowo wystawiłam ręce do przodu na
wypadek, jakby rodzicielka straciła równowagę. Znieść jej czasami nie mogłam, a
nie chciałam w ogóle myśleć, co działoby się w naszym domu, gdyby niefortunnie
spadła i złamała nogę bądź rękę. Aż ciarki przeszły mi po plecach, kiedy oczami
wyobraźni dostrzegłam tatę oraz Kevina usługujących rudowłosej.
- Łap – rzuciła mama, ściągając z górnej
półki karton i podając go mnie.
Zajrzałam do wnętrza pakunku, jednak
dostrzegłam jedynie ciemny materiał. Nie no, ona chyba nie chciała wcisnąć na
moją dziecięcą sylwetkę swoich ciuchów? To po prostu nie miało prawa się udać.
Wyjęłam z pudła ubranie, którym okazała
się być czarna sukienka z długim rękawem, na oko sięgająca do kolan. Zrobiło mi
się gorąco i zapewne zarumieniłam się intensywnie. Pragnęłam wyglądać
niecodziennie, ale chyba nie tego oczekiwałam. Po prostu nie chciałam założyć
zwykłych spodni i bluzy. Nawet nie sądziłam, abym dobrze czuła się w kiecce. Przecież nigdy nie miałam czegoś takiego na sobie!
- Em… Mamo? – Kobieta spojrzała na mnie
wyraźnie rozanielona. Z pewnością dla niej widok córki pierwszy raz ubranej w
sukienkę stanowił niezwykle ważne wydarzenie. Jednakże uważałam to za coś
traumatycznego i prędko nie przekonam się do tego pomysłu. Pomimo, że miałam
niespełna kwadrans. – Jestem od ciebie mniejsza, więc ten ciuch na pewno nie
będzie pasował.
- Och, nie panikuj. – Czule zmierzwiła
moją grzywkę. – Zakładałam ją na większe imprezy za czasów liceum oraz studiów.
Myślę, że to dzięki niej związałam się z Ronem. Pamiętam, nie mógł
oderwać oczu od…
- Dobra, zrozumiałam – przerwałam mamie.
Nie chciałam po raz kolejny słuchać romantycznej historii z życia rodziców. –
Ale ona naprawdę była na ciebie dobra?
Wyciągnęłam przed siebie sukienkę, po czym
przyłożyłam ją do ciała. Odwróciłam się do lustra. Pomimo ogromnej niechęci,
musiałam przyznać, że ubranie rzeczywiście mogło na mnie leżeć niczym szyte na
miarę.
- No wiesz? – burknęła lekko poirytowana.
– Zanim ty i Kevin przyszliście na świat, prezentowałam iście anorektyczną
posturę, którą niestety odziedziczyłaś. Ale jak sama widzisz, istnieje jeszcze
dla ciebie nadzieja na pozyskanie kobiecych kształtów.
- Dzięki – warknęłam, posyłając kobiecie
wrogie spojrzenie. Lubiła dokuczać mi z powodu drobnej niedowagi, od kiedy
skończyłam dziesięć lat. Szkoda, że zamiast obrać za cel główny utuczenie mnie, przerzuciła się na ekologiczne jedzenie, którego wprost nienawidziłam.
- Nieważne, zaczynamy odbiegać od tematu.
Idź ją szybko przymierzyć.
Rodzicielka niemal wypchnęła mnie z
sypialni, odprowadzając do pokoju. Trzasnęłam drzwiami,
oznajmiając zdenerwowanie. Odetchnęłam głębiej, chcąc chociaż trochę uspokoić
skołatane nerwy. Zapewne dłużej tkwiłabym oparta plecami o drzwi, trzymając w
rękach czarną kieckę, gdyby niewielki zegarek na nadgarstku nie wskazywał
pięciu minut do czwartej.
- Cholera jasna! – żachnęłam się, szybko
zdejmując ubrania. Ciuchy niedbale rzuciłam na łóżko, po czym wciągałam na
siebie sukienkę. O dziwo okazała się idealna.
- No i jak? – Sarah uchyliła drzwi i
nieśmiało wkroczyła do pomieszczenia. – Wiedziałam! Wyglądasz świetnie. Dlaczego
wcześniej nie kazałam ci zakładać dziewczęcych rzeczy?
- Bo nie chciałaś się nade mną znęcać –
mruknęłam, odwracając się tyłem do mamy. – Mogłabyś? – Kobieta zgarnęła moje
włosy na ramię i zapięła srebrny suwak kończący się niewiele ponad pośladkami.
Przynajmniej
Duncan będzie miał łatwy dostęp, pomyślałam i od razu spłonęłam rumieńcem. Przyłożyłam dłonie do twarzy z zażenowania. Byłam zszokowana samą sobą.
Mama delikatnie popchnęła mnie w stronę
łóżka. Niepewnie usiadłam na miękkim materacu, uważnie przyglądając się
poczynaniom rudowłosej. Opuściła na moment pomieszczenie, po czym wróciła
uzbrojona w grzebień, gumkę oraz zestaw wsuwek. Od razu mnie zmroziło. Wiedziałam, jakie upięcia podobały się mojej mamie. Eleganckie oraz sztywne.
- Nie, to za dużo – powiedziałam,
odsuwając się na wyciągnięcie ręki.
- Oj, daj spokój. Przecież ich nie obetnę,
a jedynie zwiążę. – Sarah pomachała czerwonym grzebyczkiem, czym wzbudziła we
mnie jeszcze większy lęk.
- To nie zabrzmiało pocieszająco! – pisnęłam, łapiąc
się za głowę.
- Naprawdę nie rozumiem, co też Duncan w
tobie widzi. – Oparła dłonie na biodrach.
- Ja również.
W ostateczności nie dałam rady obronić się
przed rozentuzjazmowaną mamą, której bardzo zależało, abym wreszcie wyglądała
kobieco. Może podyskutowałabym z nią dłużej, gdybym miała więcej czasu.
Upięcie moich włosów w luźnego koka,
pozostawiając nietkniętą grzywkę oraz dwa dłuższe pasma po bokach twarzy,
zajęło kobiecie dosłownie chwilę. Nim się obejrzałam, mogłam już opuszczać
dom. Spakowałam do niewielkiej torby koszulkę do spania oraz bieliznę na zmianę
i zeszłam na dół. Jednakże tuż przed drzwiami narodził się następny problem –
jakie buty powinnam wybrać? Trampki czy creepersy w ogóle nie pasowały do eleganckiej sukienki. Pozostały jedynie zamszowe czarne
szpilki, na widok których moje stopy zaczynały boleć. Kiedy ostatnio zdecydowałam się założyć wysokie obcasy?
Cóż, chyba w sklepie podczas przymierzania ich. Bez dwóch zdań ta jedna para
obuwia stanowiła mój najgorszy zakup.
Stałam przed lustrem, bacznie doszukując
się jakichkolwiek niedociągnięć. Będąc szczerą, cały ten strój był jednym wielkim nieporozumieniem, na które zdecydowałam się chyba nie do końca
świadomie. Za błędy jednak trzeba płacić i to z ogromnymi odsetkami, które
ściągał najbardziej brutalny z windykatorów – życie.
- Wychodzę! Jakby się paliło, to dzwoń! –
krzyknęłam na pożegnanie, w odpowiedzi otrzymując jedynie zdawkowe w porządku.
Przekroczyłam próg domu i mina od razu mi
zrzedła. Zapomniałam, że na zewnątrz lało jak z cebra. Zawsze miałam świetne
wyczucie sytuacji, toteż wybrałam najdogodniejszy moment na wystrojenie się.
Dlaczego pech tak kurczowo trzymał się akurat mojej osoby? Na świecie żyło
tysiące ludzi, którzy bardziej na niego zasługiwali. Dostąpiłam zaszczytu
wszechczasów, a jakżeby inaczej, kurwa mać.
Skórzaną torebkę trzymałam nad głową i
najprędzej jak mogłam przemierzałam niewielki dystans do domu Holdenów. Gdybym
miała na nogach trampki, znacznie szybciej dotarłabym na miejsce. Ach,
zdecydowanie ostatni raz założyłam szpilki i zdania nie zmienię, choćby błagał
o to osobiście sam Lucyfer, płaszcząc się przede mną na kolanach. Zaiste byłby
to fantastyczny widok i z pewnością przyjemnie połechtałby me skromnych
rozmiarów ego.
Nacisnęłam na przycisk domofonu. Drażniąca
uszy melodyjka rozbrzmiała niemal natychmiast, informując o otwarciu bramy i
możliwości wejścia na posesję. Żwirową ścieżką powoli kierowałam się ku czarnym
drzwiom, w których przed sekundą ktoś przekręcił klucz. Obcasy utykały pomiędzy
małymi kamyczkami, doprowadzając mnie do apogeum wściekłości. Miałam je na
stopach od niespełna pięciu minut, a już zdążyłam zapałać do nich nienawiścią.
Brawo,
Holly, właśnie pobiłaś swój kolejny rekord. Przybij piątkę, kochana!
- Kurna, kurna, kurna. Jak rodziców
kocham, zaraz się zawrócę – powtarzałam pod nosem niczym mantrę, starając się
nie zwichnąć kostki oraz prosto trzymać torebkę nad głową, aby możliwie jak
najmniej zmoczyć włosy.
-
Może cię ponieść, dziewczynko? – rzucił rozbawiony Castiel, stojąc w progu.
Posłałam mu złowrogie spojrzenie.
- Gdybym była na twoim miejscu, pewnie też
bym się pośmiała – warknęłam. Tego dnia z pewnością nie
mogłam określić mianem udanego.
Chłopak przesunął się, wpuszczając mnie do
środka. Od razu usłyszałam ciche szczekanie dochodzące z głębi domu. Chwilę
później zaczął kręcić się przy nas Demon. Szczeniak merdał wesoło ogonkiem i co
rusz opierał się o mój piszczel, oczekując uwagi.
- Cześć, brzdącu. Przynajmniej ty się
cieszysz, że mnie widzisz. – Uniosłam psiaka na wysokość twarzy, po czym
przyłożyłam nos do jego.
- Ej no, a ja? – Rozległ się z góry głos
Duncana przepełniony fałszywym żalem.
- Jakoś nie widzę twojej radości –
rzuciłam, tuląc futrzaka i delikatnie głaszcząc go.
- Poczekaj, zaraz zacznę skakać z euforii.
Zaśmiałam się pod nosem, a cała złość
wręcz uleciała. Holden był cholernie irytujący oraz lubił drażnić każdego na
swojej drodze. Jednakże posiadał też pozytywne strony. Oprócz wrodzonej
umiejętności do rozkochiwania w sobie niewinnych nastolatek, posiadał również
dużą dozę humoru. I chyba właśnie to w nim tak bardzo ceniłam. Potrafił mnie
rozbawić w każdej sytuacji, a jego widok od razu uspokajał wzburzone emocje.
Oczywiście także świetnie całował i nie mogłam ukrywać, że właśnie dlatego
stworzyliśmy parę. Gdyby podczas mojej ostatniej wizyty w domu Holdenów, nie
zaciągnął mnie do swojego pokoju, po czym nie zmusił do namiętnej pieszczoty,
zapewne nadal tkwilibyśmy w relacjach gdzieś pomiędzy przyjaźnią a związkiem.
Duncan zbiegł na dół, bawiąc się w dłoni
zapalniczką. Z figlarnym uśmieszkiem podszedł i od razu objął mnie w talii.
Uważał przy tym na Demona, który nadal tkwił w moich ramionach, nie bardzo
przejmując się, że za chwilę pozostanie w domu sam.
- O, już nie muszę się tak schylać –
stwierdził z przekąsem, po czym omiótł mnie bacznym spojrzeniem. – Wyglądasz
genialnie.
Złączył nasze wargi w czułym, choć
stanowczo za krótkim pocałunku. W jego czarnych oczach dostrzegłam niewielkie
płomyczki podniecenia, przez które od razu się zarumieniłam. Nie spodziewałam
się, że ta niepozorna sukienka wywoła w nim tak silne emocje. Skoro nie był w
stanie ukryć uczuć, zapewne niemal szalał od ich nadmiaru. Poczułam ogromne
zadowolenie, bo do tej pory Holden tak jawnie nie okazywał pragnień.
- Idziemy? – Błogi nastrój przerwał
Castiel, wyraźnie zniecierpliwiony nazbyt długim czekaniem. Najwidoczniej
bardzo spieszyło się mu do ukochanej.
Duncan odsunął się, a ja niechętnie
odłożyłam szczeniaka na podłogę. On także nie cieszył się. Zaskomlał i począł
patrzeć na każdego z nas błagalnym wzrokiem. Bardzo chciałam wziąć futrzaka do
Corey’a. Zostawianie go samego prawie stanowiło zbrodnię.
Niespełna pięć minut później staliśmy na
czerwonym świetle. Duże krople deszczu z łoskotem odbijały się od samochodu.
Nawet głos Eddiego Veddera nie zagłuszył tego dźwięku. Wycieraczki na przedniej
szybie pracowały bez wytchnienia, co rusz zgarniając strugi wody na boki. Nie
czułam się komfortowo siedząc na tylnej kanapie z wzrokiem utkwionym w zagłówek
fotela kierowcy. Kręciłam się niespokojnie i poprawiałam pas bezpieczeństwa,
irytująco wbijający się w moją szyję. Bałam się jeździć z Duncanem, a mokra
droga jedynie namnażała obaw.
- Jedziemy do sklepu? – zagaiłam, chcąc
przerwać niezręczne milczenie. No, Eddie, nie spisałeś się najlepiej –
spodziewałam się po tobie czegoś więcej.
- Tak, ale najpierw zajedziemy po Debrah –
odparł Castiel, po czym podgłośnił radio, tym samym dając znać, że nie miał
ochoty ze mną rozmawiać.
Prychnęłam, odwracając spojrzenie na
boczną szybę. Chociaż kompletnie nie widziałam kryjącego się za nią otoczenia,
z uporem maniaka wpatrywałam się w powoli spływające krople. Kojący widok
pozwalał poradzić sobie ze świadomością, że za chwilę po mojej prawicy
zasiądzie panna Rota. Szlag mnie trafiał, kiedy o tym pomyślałam. Dlaczego ten
cholerny Castiel nie usiadł z tyłu wraz ze swoją dziewczyną? Byłam pewna, iż
zrobił to z premedytacją. Brunetkę zapewne obejdzie, obok kogo usadowi zgrabny
tyłek. Jednakże ja wolałam przebywać z dala od niej.
Po chwili zatrzymaliśmy się na przystanku
autobusowym obok liceum, gdzie czekała Debrah. Nastolatka mieszkała w
akademiku, mieszczącym się zaraz za murem szkoły. Zdziwiłam się, że brała
udział w całonocnych imprezach. Szczerze wątpiłam, aby regulamin internatu na
to pozwalał. Chociaż babcią Roty jest dyrektorka Shermansky, może dlatego dziewczyna miała przywileje, o których pozostali mogli jedynie
pomarzyć.
- Cześć – rzuciła wesoło brunetka.
Otrzepała z wody przeźroczysty parasol, po czym zamknęła drzwi, a mokry
przedmiot położyła na podłodze. – Ale pogoda nam się trafiła.
- Dobrze, że to nie impreza w plenerze –
odparł Castiel.
- Tak – zaśmiała się promiennie –
musielibyśmy zostać w domu i zamulać.
Skierowała na mnie spojrzenie niebieskich
oczu, od których bił przenikliwy chłód. Jej kąciki ust lekko uniosły się,
jednak sprawiało to wrażenie sztucznej uprzejmości.
- Wyglądasz bardzo ładnie. Powinnaś
częściej spinać włosy.
- Dziękuję. Ty także prezentujesz się
dobrze. Ale chyba tego nie muszę ci mówić – odparłam z przekąsem.
Debrah założyła zwiewną, miętową sukienkę
na grubych ramiączkach, sięgającą połowy uda. Do tego smukłe nogi podkreśliła
kozakami za kolano wykonanymi z jasnobrązowego zamszu. Ciemne włosy zaplotła w
ciasny warkocz, swobodnie opadający na ramię. Znowu to robiła – udawała
grzeczną niewiastę, a w środku ukrywała prawdziwego demona.
- Co tam fryzura, założyła szpilki –
rzucił uradowany Duncan, patrząc na nas w lusterku wstecznym.
- Pewnie twoje skamieniałe serduszko
drgnęło lekko ze szczęścia, co?
- Zatańczyło sambę.
Odwróciłam głowę, chcąc zamaskować
zakłopotanie. Poliki mnie paliły, kiedy w głosie chłopaka wyłapałam nutkę
podniecenia. Jego wcale nie interesowała sukienka, która z pewnością nie
zaliczała się do najskromniejszych. On cieszył się z powodu założonych przeze
mnie butów. Może lubił kobiety na wysokich obcasach. Biorąc pod uwagę
ponadprzeciętny wzrost bruneta, ta opcja była całkiem prawdopodobna.
Holden zaparkował na placu przed sklepem Fresh Jacky, gdzie nieletni posiadający
nieskalane zaufanie właściciela spożywczaka kupowali alkohol oraz papierosy.
Osobiście przywykłam chadzać tutaj wyłącznie po sok pomarańczowy bądź produkty
potrzebne dla mamy do zrobienia obiadu.
- Idziesz, Holly? – zapytał Duncan,
wysiadając z samochodu.
- Tak. Chcę coś do jedzenia – mruknęłam,
odpinając pas.
- Przecież jedziemy na imprezę, będzie tam żarcie – słusznie zauważył Cas.
- Myślisz, że Corey kupił chociaż jedną
paczkę prażonego słonecznika?
- Raczej w to wątpię.
- A no widzisz.
- Weźmiesz dla mnie gumę owocową? –
poprosiła Debrah, wyjmując z beżowej kopertówki jakieś drobniaki. Szturchnęłam
ją karcąco w ramię.
- Daj spokój, chyba mogę fundnąć ci gumę,
co?
- Dzięki – odparła szczerze zdziwiona.
Kurczę, ja sama siebie nie poznawałam.
Opuściłam auto i razem z Duncanem
podbiegliśmy do sklepu. Wewnątrz nie było nikogo poza Jackym. Stał oparty o
ladę, z impetem naciskając klawiaturę czarnego laptopa.
- Dzień dobry – rzuciliśmy z Holdenem
jednocześnie, przykuwając wzrok mężczyzny.
- A kogóż to moje oczy widzą? – zaśmiał
się Taylor. – Co was sprowadza? Tylko nie mówcie, że będziecie w taką ulewę
balować.
- Trzeba opić rozpoczęcie sezonu –
powiedział brunet. Podszedł do lady i rzucił: – To, co zwykle.
- Jasna sprawa.
Właściciel sklepu udał się na zaplecze. Po
chwili usłyszeliśmy dźwięk stukających o siebie butelek. Jacky wrócił z wódką w
jednej ręce, zaś w drugiej niósł siatkę pełną piw. Położył wszystko na blacie i
nabił cenę na kasę.
- Papierosy razy dwa? – upewnił się, na co
Duncan przytaknął skinieniem głowy. – Pięćdziesiąt i siedemdziesiąt.
Chłopak podał sklepikarzowi kartę
kredytową. Dopiero wówczas oświeciło mnie, że miałam kupić dla siebie
słonecznik, a dla Debrah gumę owocową.
- Zaczekajcie sekundkę – rzuciłam,
oddalając się pospiesznym krokiem w stronę regałów.
Opakowanie prażonych pestek znalazłam
szybko, a po drodze chwyciłam również zamówienie Roty.
Wyszliśmy ze spożywczaka, ponownie
wystawiając się na bezlitosną pogodę. Holden schował swoje zakupy do bagażnika,
a ja zajęłam miejsce na tylnej kanapie obitej jasną skórą. Podałam dziewczynie
gumę, na co podziękowała, jakby trochę nieśmiało. Zaczynałam powoli obawiać się
brunetki. Od kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, zawsze kroczyła z głową
podniesioną wysoko do góry. Postronny widz mógłby stwierdzić, że zadzierała
nosa i zapewne bardzo by się nie pomylił. Jednakże dzisiaj nastolatka
zachowywała się nad wyraz uprzejmie. Oczywiście, jeżeli nie brać pod uwagę
fałszywego uśmieszku, którym uraczyła mnie tuż po zajęciu miejsca w
samochodzie. Może wywróciła się na schodach, kilka razy uderzając przy tym
głową stopnie?
Kwadrans później zajechaliśmy pod stary
dworek, gdzie odbywała się impreza. Przed posiadłością rodziny Brown stało
wiele pojazdów, bezceremonialnie niszczących trawnik. Kiedy wysiedliśmy,
dostrzegłam auto Toby’ego, zaparkowane tuż przy wejściu do budynku. Mogłam
założyć się o wszystko, że Raven i jej dwaj znajomi pojawili się na miejscu
pierwsi.
Głośna muzyka z pewnością była słyszalna w
całej okolicy. Aczkolwiek przeszkadzać mogła wyłącznie leśnym zwierzętom.
Pewnie ze względu na lokalizację, to właśnie w domu Corey’a urządzano wszelkie
popijawy. Brak sąsiadów to brak policji oraz kłopotów, które
ciągnęła za sobą niezapowiedziana wizyta stróżów prawa.
Duncan mosiężną kołatką zastukał w
dwuskrzydłowe drzwi. Nie miałam pojęcia, po co to zrobił – dźwięk został
zagłuszone przez gitarę elektryczną oraz zniekształcony skowyt jakiegoś
wokalisty.
Wewnątrz, w porównaniu do poprzedniej
imprezy, było całkiem mało ludzi. Nie zmieniało to jednak faktu, że większości
osób nie znałam nawet z widzenia. Skierowałam się w stronę ogromnego salonu,
gdzie przebywała znaczna część gości. W przejściu wpadłam na Corey’a
niosącego pustą miskę. Chłopak odruchowo objął mnie jedną ręką w talii, abym
przypadkiem nie zaliczyła spotkania z ciemną podłogą.
- O, Holly, już jesteście – rzucił,
rozglądając się za pozostałymi.
- Tak, przed sekundą przyszliśmy –
odparłam, odwracając wzrok. Blondyn krępował mnie swoją obecnością. Zawsze był
uśmiechnięty i nie wdawał się w niepotrzebne dyskusje. Wiedział jednak o
poprzednich związkach przyjaciela,
więc mogłam założyć się o całą kolekcję mang, że nie wróżył nam długiej
znajomości. Ponadto pewnie myślał o mnie, jak o naiwnej dziewczynce, która
poleciała na słodkie słówka.
Dużo wyższy nastolatek odsunął się o krok,
po czym zlustrował mnie uważnym wzrokiem. Czułam, że kurczyłam się pod
badawczym spojrzeniem, a rumieńce okalały już nie tylko poliki, ale nawet uszy,
piekąc przy tym niemiłosiernie.
- Wyglądasz świetnie. Chyba zaczynam
zazdrościć Duncanowi.
- D-dzięki – wydukałam speszona, wbijając
oczy w lekko wilgotne czubki butów.
Kurna, pierwszy i ostatni raz miałam na
sobie sukienkę! Szpilek także się to tyczyło.
- Ej, ej, ej, Brown, co to za podrywanie
mojej partnerki, co? – Nagle pojawił się za mną Holden, objął ramieniem moją
szyję i stanowczym ruchem przyciągnął do siebie. Niebezpiecznie zakołysałam się
na wysokich obcasach. Upadłabym, gdybym nie wpadła na bruneta. Pomimo napierającego na niego ciężaru, stał nieruchomo. Zapewne posyłał
błyskawice z czarnych oczu w sam środek czoła Corey’a. – Żelkami mogę się z
tobą dzielić, ale Holly jest moja.
- Sknera – burknął chłopak, a następnie
uścisnął dłoń przyjacielowi.
- Wood, znowu kazałaś mi czekać.
Niczym spod ziemi wyrosła obok nas Raven.
Trzymała w dłoniach kieliszki pełne przeźroczystej cieczy. Smród wódki od razu
dostał się do moich nozdrzy, na co mimowolnie się skrzywiłam.
Różowowłosa przeniosła wzrok na Duncana,
który nadal więził mnie w żelaznym uścisku.
- Puszczaj ją, Holden. Już chyba
wystarczającą się nią nacieszyłeś. Teraz moja kolej.
Podała jeden z trunków brunetowi, chcąc
przeprowadzić z nim handel. Tylko dlaczego ja miałam być towarem?
- Dzisiaj wszyscy chcą mi ciebie odebrać –
warknął. – To na pewno przez tę kieckę. Zarządzam, że możesz ją nosić wyłącznie
podczas naszych spotkań we dwoje.
- Ale z ciebie zazdrośnik – rzuciła Raven.
– Chodź – pociągnęła mnie – zajęłam kanapę.
W salonie unosił się dym papierosowy. Było
go tak dużo, że nawet rozszczelnione okna nie pomagały. Najwidoczniej Brown
przestał dbać o zakaz palenia w domu. Albo zlitował się nad tłumem nastolatków
z powodu paskudnej pogody.
Zatrzymałyśmy się obok narożnej sofy
obitej brązową skórą. Przed oczami od razu stanął mi obraz twarzy Duncana, na
której tkwił prowokacyjny uśmieszek. Niemal poczułam chłodne dłonie błądzące po
rozgrzanym ciele. To właśnie na tym siedzeniu Holden po raz pierwszy posunął
się o krok za daleko.
Na kanapie siedział jedynie Dake,
opierając głowę na dłoni. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w
tańczących imprezowiczów. Czyżby już zdążył się upić?
- Wścieka się, bo jakiś koleś poprosił Iris do
tańca – szepnęła do mojego ucha różowowłosa, po czym zajęła miejsce. Poklepała dłonią ciemną skórę, chcąc, abym poszła w jej ślady.
- O, widzę, że grono nam się powiększyło.
– Obok blondyna spoczął Toby. Posłałam mu wymuszony uśmiech. – To co pijesz? –
Ruchem głowy wskazał na szklany stolik, na którym stały różnorodne flaszki.
- Piwo – odparłam.
- Już serwuję. – Wziął ciemną butelkę i
zwinnym ruchem ją otworzył. Podał mi alkohol, po czym
zwrócił się do Raven. – A ty?
- Możesz zrobić tego drinka, co wcześniej.
Chłopak skinął na potwierdzenie, a następnie
wstał z sofy i z niknął wśród nastolatków.
- Ma predyspozycje na barmana. Tworzy
cuda, w których nawet wódki nie wyczujesz.
- Dzięki, ale wolę pozostać przy swoim.
- Jak chcesz. – Dziewczyna wzruszyła
niedbale ramionami, zmieniając pozycję siedzenia. Skrzyżowała nogi i położyła
na kolanach dłonie zaciśnięte w pięści. Nawet nie chciałam myśleć, jak musiało
jej być wygodnie.
Niespełna pięć minut później wrócił Toby,
a za nim szła reszta towarzystwa, dotychczas stojąca przy drzwiach wejściowych.
Duncan od razu zajął miejsce po mojej prawicy i objął mnie ramieniem.
- Już zdążyłaś się poczęstować? – Wskazał
palcem na butelkę, którą trzymałam.
- Trochę tobie zeszło, wiesz? – mruknęłam
z przekąsem, na co brunet zaśmiał się cicho.
- A gdzie nasz wampirek? – zagaił Castiel,
nalewając do dwóch szerokich szklanek ciemny trunek. Sięgnął następnie do
niewielkiego pojemniczka po kostki lodu.
- Dzwoniłem do niego, ale nie chciał
przyjść. Stwierdził, że nie lubi takich zabaw – odparł Dake, na chwilę
odrywając wzrok od rozentuzjazmowanych ludzi.
- Szkoda, był całkiem uroczy – westchnęła
Debrah, odbierając od swojego chłopaka naczynię z alkoholem.
- Tak, bardzo – zironizował młodszy z
braci. – Jeżeli jest takim sztywniakiem, to strach pomyśleć, jak będzie
wyglądała nasza współpraca z nim.
- Na pewno lepiej niż z Jamesem. To był
totalny niewypał – stwierdził Toby.
- A od samego początku wam mówiłam, że…
- Wiemy, Raven – warknęli jednocześnie
członkowie zespołu. Zapewne nie chcieli po raz enty wysłuchiwać mądrości
różowowłosej. Dziewczyna jedynie skrzyżowała ręce na piersi i fuknęła wyraźnie obrażona,
że przerwano jej wypowiedź.
♥ ♥ ♥ ♥
Przybyłam, przeczytałam, komentuję. Choć w ogóle mi to nie idzie.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że wszystkie moje komentarze są takie krótkie, ale nie potrafię się w nich rozpisywać. Żebym się rozpisała w kom. coś musiało by się w nim wydarzyć na prawdę mocnego, w którąkolwiek stronę.
Rozdział przyjemnie się czytało, nawet nie zauważyłam, kiedy go skończyłam.
Na prawdę miała na sobie sukienkę pierwszy raz w życiu?!? Jak tak można... nie rozumiem tego.
Rota knuje przeciwko Holly, ja to czuję w kościach, ona knuje coś naprawdę masakrycznego i śmiercionośnego...
Pozdrawiam, Życzę weny :3
Postanowiłam, że nie będę zostawiała komentowania na później, dlatego od razu zabrałam się za czytanie rozdziału. Nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie jest wprost cudna pogoda. Właśnie siedzę sobie w lesie i jest tak błogo, i przyjemnie. Szkoda, że ta chwila nie może trwać wiecznie. ;( Nie chce mi się wierzyć, że to dopiero kwiecień.
OdpowiedzUsuńNiestety, po przeczytaniu komentarza mojej poprzedniczki dowiedziałam się szybciej niż to było zamierzone, że Holly po raz pierwszy w swoim życiu ubrała sukienkę. Również nie jestem zwolenniczką tego typu odzienia. Zakładam sukienki tylko kiedy sytaucja tego wymaga, jak na przykład na rozpoczęcie czy zakończenie roku szkolnego, chociaż to też nie zawsze. Aż do dwudziestego dziewiątego kwietnia tego roku nie posiadałam ani jednej sztuki tego odzienia w swojej garderobie. Ale cóż, moja rodzicielka stwierdziła, że czas to zmienić i, że nie mogę wybrać się na egzaminy w dżinsach. Już teraz obawiam się dnia, kiedy będę musiała ją ubrać. Podobnie jak główna bohaterka nie lubię wychodzić w skąpych kieckach. Szczególnie, gdy w pobliżu znajduje się dużo osobników płci przeciwnej. Nie jestem wstydliwa, ale czuję się skrępowana, gdy ktoś obrzuca mnie niedwuznacznym spojrzeniem. Zresztą, pod tym względem chyba nie jestem wyjątkiem. Dobrze, sukienki jeszcze mogę znieść, ale szpilki?! To najgorsze zło świata, nie rozumiem jak można chcieć być wyższym kosztem powykręcanych nóg. Prawie trzy lata temu kupiłam sobie jedną parę tego zbędnego obuwia i nie ubrałam ich dotychczas ani razu. Leżą sobie w schowku i kurzy się na nie niemiłosiernie, ale jakoś nad tym nie ubolewam. Może przydadzą mi się kiedyś, gdy znajdę się w podobnej sytaucji co Holly.
W sumie sadziłam, że to bardziej sukienka będzie pociągała Duncana, ale chyba się trochę myliłam. Co on widzi w tych okropnych buciorach? Fakt, Holly jest w miarę niska, a on pod przeciętnie wysoki. Chyba nigdy nie zrozumię toku rozumowania naszego kochanego Holdena. Aczkolwiek zaczyna mi się on coraz bardziej podobać. Wyobrażam sobie, jak usatysfakcjonowana musiała być Holly, gdy dostrzegła, że ona również wywołuje w chłopaku głębsze emocje. Na pozór taki nieczuły i obojętny, a jednak coś się kryje pod tą twardą skorupą.
Mile zaskoczyło mnie dziś zachowanie Roty. Co prawda, wpierw zapowiadało się, że będzie jak zawsze, czyli docinki i fałszywe komplementy, ale później naprawdę się zdziwiłam. Nieśmiała Debra? Matko, jaki to musiał być piękny widok! Może ona nie jest taka zła, jaką pozornie zgrywa. I ponownie muszę napomknąć o Holly, przy której znów otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Zaproponowała brunetce, że fundnie jej gumę? Chyba nastąpiły jakieś dni dobroci, czy coś w tym stylu. Chociaż bardziej prawdopodobne wydaje się, że to radość, która ogarnęła naszą bohaterkę w związku z Duncanem. Wbrew pozorom, chłopak potrafi wybudzić nie tylko negatywne emocje.
Kolejna imprezka! Bardzo podobała mi się ostatnia (taaa, jakiś miesiąc temu), która również miała miejsce u Corey'a. Wchodzimy w moje klimaty. Hmm, widzę, że Holly zawróciła w głowie nie tylko Duncanowi. Czułabym się mile połechtana komplementem, który rzucił organizator imprezki. Nawet jeśli przy tym obrzuciłby mnie tym nurtującym spojrzeniem.
Wydaje mi się, że w kolejnym rozdziale nastąpi coś - nie wiem jak to określić - niecodziennego i romantycznego, może. Przeczuwam, że coś zajdzie pomiędzy Duncanem, a Holly, a później wynikną z tego jakieś kłopoty.
Życzę Ci dużo zdrówka, weny, ładnej pogody (czytaj: takiej jak u mnie) i wszystkiego dobrego! Pozdrawiam Cię serdecznie i do szybkiego zobaczenia! ^^
Hej!
OdpowiedzUsuńPiszę to po raz drugi z rzędu. Jak ja uwielbiam te chwile, kiedy rodzicielka stwierdza, iż za dużo siedzę w telefonie i treść idzie w pizdu. I jeszcze siłą zaciągnęła mnie na śmiercionośny spacer. Powietrze szkodzi...
Rozumiem Holly w stu procentach. Sukienka jest tworem jakiegoś idioty. Nie możesz usiąść po turecku, nie możesz latać i skakać... Pff, po co to komu? Szpilki założyłam raz w życiu, jako czterolatka. Co chwila upadałam na twarz, ale i tak miałam wyszczerz na buźce. Kiedy tak obserwuję te wszystkie kobitki na szpilkach (sama oczywiście nie założę. To trochę komicznie by wyglądało na takim dzieciuchu), to aż mam ochotę pożyczyć im swoje glany, zeby nie złamały nóg. Biedactwa. Po co się katować? Dla kilku centymetrów więcej? To głupie. W ogóle nie rozumiem Duncana, czemu podjadał się jej obuwiem. Sukienkę jeszcze bym zrozumiała, ale buty? Ludzie są dziwni... Ale składam pokłony Holly, że w ogóle podjęła się tego wyzwania.
Mam wrażenie, ze na owej imprezie COŚ się wydarzy... Nie wiem co, ale coś na pewno. No bo coś musi się wydarzyć... To nie takie trudne, wystarczy wiedzieć, czym jest to coś...
Ech, nie umiem myśleć. Mam spaczoną mózgownicę, przez to, że dostałam dzisiaj mocno w łepetynkę.
Pozdrawiam i życzę weny (tym razem bez cukierków. Wiecej dla mnie, wybredny człowieku)! :-)
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńAch to moje lenistwo... Chciałam dzisiaj zebrać się w sobie i skomentować twój poprzedni post, a tu patrzę i jest nowy. Albo to ja mam taki spóźniony zapłon, albo to ty tak szybko piszesz. Chociaż podejrzewam i jedno, i drugie.
Duncan jaki uroczy... Coraz bardziej podoba mi się ten chłopak. Tak, jakby nie podobał mi się od początku... Miejmy nadzieję, że w przyszłości nie spieprzy tego tak jak z innymi dziewuszkami. Spróbował by tylko. Ojj... wpadłabym i skopałabym mu tak dupę, że nie poznałby jej nawet Demon. Ale oczywiście jesteśmy dobrej myśli :D Wszystko się ułoży i będą żyli długo i szczęśliwie. (W co ja wierzę...)
Debrah też taka jakaś... może to przez pogodę? Chociaż to dziwne, bo ja mam tak, że jeśli jest ponuro i pada deszcz to mnie kurwica strzela i wyżywam się na wszystkich. Albo łażę jak zombie. Chociaż z nią nigdy nie wiadomo. To podstępne dziewuszysko. Nie podoba mi się jak wyraża się o Lysandrze. Oj, nie... To nie zapowiada nic dobrego. Czuję to w kościach, że przez tego babsztyla wszyscy będą cierpieć, a w szczególności Kastiel i Lysander. Ona coś kombinuje... ( ͡° ʖ̯ ͡°)
A co do tej całej imprezy... Czuję, że coś się święci. To nie ładnie robić coś takiego, ponieważ jest to idealna pożywka dla mojego wielkiego robaka-zboczeńca. On już sobie tam roi różne insynuacje na temat Holly i Duncana... To co dzieje się w mojej starej, zboczonej głowie pozostawiam dla siebie, ale pamiętaj... Im więcej robisz takich scenek, tym bardziej ja robię się niewyżyta...
Chryste! :O Ale to strasznie brzmi! Dobra. Zapomnij o tym!
To się robi coraz dziwniejsze... Może ja się już zamknę? Tak. To będzie dobry pomysł.
Na koniec przesyłam ci ogrom słońca (które ode mnie uciekło), ciepełka, kakałyka i mnóstwa czekoladowych ciasteczek!
Serdecznie pozdrawiam <3
A ja jestem totalnym przeciwieństwem dziewczyn, które skomentowały przede mną. Ja tam lubię sukienki czy też spódnice. Oczywiście nie jakiej wyzywające, tylko zwykłe, dziewczęce sukienki. Nie mam ich jakoś za dużo w swojej szafie, ale wystarcza. Ostatnio nawet pozbyłam się dwóch spódnic bo były na mnie już o wiele za duże. A buty na wysokim obcasie też mi nie przeszkadza. Tylko wiadomo, muszą być odpowiednio dopasowane. Tak jak mówiłam, totalne przeciwieństwo. Ale wieli szacun dla Holly, że jednak zdecydowała się to wszystko ubrać i jeszcze dać się uczesać. Szacun.
OdpowiedzUsuńTak więc. Duncan. Jego, jako jednego z moich ulubionych bohaterów kocham. I zdania nie zmienię. Niech żyją długo i szczęśliwie. Tylko znając życie, najprawdopodobniej wszystko szlak trafi. A może jednak nie? Oby nie.
Mam dziwne przeczucie, że coś wydarzy się na tej imprezie. Nie wiem. Takie nieracjonalne przeczucie. No bo zawsze coś się dzieje podczas takich wydarzeń. W końcu nie może być nudno.
Tak więc kończąc życzę ci dużo weny twórczej i pozdrawiam serdecznie. Do następnego :D