Droga (nie) do miłości: Rozdział
38
„Ludzie ciągle chodzą w maskach,
uczą się poznawać innych po oczach i po czole.”
~J. Brunner
Wpatrywałam
się w zielone oczy Dake’a. Z niebywałą wręcz cierpliwością wyczekiwaliśmy
polecenia ze strony Raven. Dziewczyna dokładnie tłumaczyła panu Farazowskiemu,
na ile należało wstawić dynię do mikrofali, gdzie polać ostrym sosem
pomidorowym potrawę oraz jak ją podać. Mężczyzna co rusz potakiwał głową,
aczkolwiek jego spojrzenie lekko zaczerwienionych oczu dawało jasno do
zrozumienia, że nie pojął zbyt wiele z wywodu uczennicy. Lekko poirytowana
zastukałam pomalowanymi na czarno paznokciami o blaszkę, na której stały
lampiony nafaszerowane mięsem mielonym z cebulą, zieloną papryką i pieczarkami.
Danie wyglądało naprawdę dobrze, a przede wszystkim smacznie, aczkolwiek
podsmażane grzyby skutecznie odstraszały mnie przed spróbowaniem.
- Dobra,
połóżcie to ostrożnie na trzy – poleciła różowowłosa, kończąc po raz czwarty
tłumaczyć nauczycielowi instrukcję dotyczącą obchodzenia się z konkursowym
jedzeniem. – Raz – Delikatnie opuściliśmy naczynie. – Dwa… – Znieruchomieliśmy,
gdy blaszka znalazła się kilka centymetrów nad stołem. – Trzy, upuszczajcie.
- Ale
stres – mruknął Dake, teatralnie wycierając czoło ukryte pod białym
prześcieradłem z wyciętymi otworami na oczy oraz namalowanym szkaradnym
uśmiechem.
- Na
wszelki wypadek zostawię kartkę z dokładnymi informacjami – powiedziała Raven,
sięgając po plik żółtych fiszek oraz długopis.
Po
zostawieniu potrawy w pokoju nauczycielskim, ruszyliśmy w stronę sali
gimnastycznej, skąd dochodziły głośne dźwięki muzyki. Morgan biegał w tę i z
powrotem po korytarzu, rozpościerając ramiona na boki, by jako duch wyglądać
bardziej przekonywująco. Różowowłosa cały czas poprawiała koronkowy welon,
który irytował ją mocno. W drodze do szkoły marudziła, że ciągnął ją za włosy
albo co parę metrów nakazywała postój i prosiła mnie o sprawdzenie, czy
materiał na pewno prawidłowo trzymał się na jej głowie. Ja natomiast zaciskałam
zęby, starając się kroczyć na wysokich szpilkach możliwie jak najszybciej.
Gdyby nieopinający płuca gorset, z pewnością westchnęłabym zrozpaczona. Ten
wieczór nie zapowiadał się na udany i jedynie projekcja filmu grozy dla całej
szkoły, mająca miejsce na hali sportowej, mogłaby zmienić mój pogląd na
sytuację.
Sala
gimnastyczna zawsze zdawała się być ogromna. Nawet podczas niedawno odbytego meczu
koszykówki, podczas którego na trybunach zebrało się prawie całe liceum, śmiało
mogłam stwierdzić, że nie brakowało na niej miejsca. Dzisiejszy bal
halloweenowy dobitnie mi uświadomił, jak wielu uczniów liczyło sobie Stoney Bay
High School. Nawet w trakcie apelów i długich przerw nie zbierało się w jednym
miejscu tylu nastolatków.
-
Spóźniłaś się. – Usłyszałam uwodzicielski głos tuż koło ucha.
Silne
ramiona objęła moją talię, przyciągając do szerokiej klatki piersiowej. Do
nozdrzy dostał się mało przyjemny zapach dymu papierosowego, do którego
notabene zdążyłam się już przyzwyczaić. Mogłam pokusić się nawet o
stwierdzenie, że dzięki tej woni czułam ukojenie, a mięśnie rozluźniały się.
- Miałaś
zadzwonić – mruknął, opierając podbródek na mojej głowie.
-
Wysłałam ci wiadomość z numeru Dake’a – odparłam, wykręcając oczami, co mogła
dostrzec jedynie Raven. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i poprawiła koronkowy
gorset, który delikatnie zsunął się z jej pełnego biustu.
Duncan
odsunął mnie na odległość ramion, po czym obrócił twarzą do siebie. Zamrugałam
pospiesznie na widok stroju chłopaka. Wyglądał zniewalająco w czarnym fraku.
Przy kamizelce swobodnie wisiał srebrny zegarek na łańcuszku. Szyję dumnie
okrywał żabot w odcieniu szkarłatu. Na głowie bruneta tkwił cylinder. Włosy
miał związana w luźnego kucyka, swobodnie opadającego na plecy. Już i tak
chorobliwie blada skóra została dodatkowo potraktowana białym podkładem, przez
co Holden wyglądał niczym trup. Oczy, nawet pomimo wszędobylskiej ciemności,
świeciły czerwonym blaskiem. Z kącika ust spływała stróżka sztucznej krwi.
Popękane wargi rozciągnęły się w złośliwym uśmieszku, ukazując wampirze kły.
Odruchowo
przysłoniłam dłonią buzię. Właśnie zaistniało jakieś cholerne nieporozumienie.
Jeżeli Duncan przebrał się za Draculę, gospodarza tego przyjęcia, to ja byłam
jego… Głośno przełknęłam ślinę. Modliłam się do wszystkich bóstw, by chłopak
nie dostrzegł sztucznych zębów, a do Raven oraz Dake’a wysyłałam telepatyczny
przekaz, błagając ich o milczenie. Wolałam nawet nie myśleć, jak zareaguje
Holden, gdy dowie się, że przebrałam się za służącą najsławniejszego wampira.
- Twoja
laska, hrabio. – Zza bruneta wyłonił się niewiele wyższy od niego Corey.
Nastolatek wręczył koledze czarny kij zwieńczony posrebrzaną czaszką.
Mogłam
założyć się o wszystko, że blondyn przebrał się za Frankensteina, o czym
świadczyły dwa kawałki metalu po bokach jego szyi.
-
Dziękuję ci, mój drogi przyjacielu – odpowiedział Duncan, podpierając się o
przedmiot.
Na powrót
skierował spojrzenie na mnie. Powoli i dokładnie przyglądał się każdemu
skrawkowi ubrania. Kuliłam się pod jego bacznym wzrokiem. Czułam, że chciał za
pomocą czarnych tęczówek, ukrytych pod czerwonymi soczewkami, zedrzeć poły czarno-białego
materiału, by móc zobaczyć moje nagie ciało. Poliki oraz uszy zalał dorodny
rumieniec. Próbowałam przysłonić bordowe ze wstydu lico włosami, aczkolwiek
okazało się to niewykonalne. Karciłam się w myślach za związanie długich
ciemnych pasm w koński ogon. Nawet miejsce, w którym staliśmy nie było
odpowiednie. Z korytarza dolatywała jasna poświata, padająca dokładnie na mą
twarz.
- Mam
nadzieję, że ten strój nie jest z wypożyczalni – mruknął Duncan, nachylając się
nade mną. Odsunęłam się niepewnie i zaprzeczyłam ruchem ręki.
Holden
przez chwilę tkwił nieruchomo. Uniósł jedną brew, jakby nad czymś się
zastanawiał. Ukradkiem zerknął na moich klasowych znajomych, którzy dyskutowali
o czymś zawzięcie z Corey’em. Kiedy zorientował się że, nasza rozmowa nikogo
nie interesowała, westchnął poirytowany, po czym wypalił znienacka:
-
Powiedz, Holly, czy ja śmierdzę?
Wytrzeszczyłam oczy w autentycznym zdziwieniu. Pokręciłam kilkakrotnie
głową, dając chłopakowi do zrozumienia, iż jego zapach był w jak najlepszym
porządku. Co prawda, nieznośnie wdzierał się do moich nozdrzy i wprawiał rozum
w dziwny stan euforii, ale to z pewnością zaliczało się do komplementów.
- To
dlaczego, od kiedy się pojawiłem, trzymasz dłoń przy nosie?
Spuściłam
wzrok, jakby chcąc zobaczyć, czy brunet mówił prawdę.
- A-ale
to nie tak – wydukałam przytłumionym głosem. – Ja po prostu… No wiesz…
- Właśnie
nie – burknął, opierając wolną rękę na biodrze.
- To nie
ma z tobą nic wspólnego – warknęłam. Duncan gniewnie zmrużył oczy.
- Ach,
tak? Więc może pokażesz mi, co tam ukrywasz?
Wyciągnął
kościste palce w stronę mojej twarzy. Postąpiłam jeszcze kilka kroków do tyłu,
jednak nie przyniosło to jakichkolwiek rezultatów. Holden objął mnie jednym
ramieniem i na powrót przyciągnął do siebie. Jęknęłam zaskoczona nagłym ruchem
z jego strony. Niebezpiecznie zachwiałam się na wysokich szpilkach. Gdyby nie
chłopak, zapewne runęłabym mało efektowanie na podłogę.
Złapał za
moją żuchwę i zmusił, bym uniosła głowę. Przenikliwie wgapiał się we mnie,
przyprawiając ciało o mimowolne drżenie.
-
Holly-chan! – Usłyszałam za plecami wesoły krzyk. Duncan odruchowo spojrzał w
stronę nawołującej dziewczyny, lekko zwalniając uścisk na dolnej szczęce.
Wykorzystałam chwilę nieuwagi bruneta i pospiesznie wyrwałam się z jego objęć.
-
Czekałyśmy na was! – pisnęła Sucrette, wieszając się mi na szyi. W normalnej
sytuacji z pewnością powiedziałabym koleżance, co myślałam na temat takiego
zachowania. Jednakże w tym momencie uratowała moją kościstą dupę i nie
podlegało to żadnej dyskusji.
- Gdzie
tak pędzisz, jejuńku? – westchnęłam Rosaline, podchodząc do nas. Trzymała w
dłoniach fałdy czarnego falbaniastego materiału. Jej suknia miała naprawdę
pokaźny rozmiar, toteż chodzenie w niej musiało sprawiać białowłosej nie lada
problem.
Przez
moment lustrowała Duncana wzrokiem znad doczepionych do rzęs smolistych piór.
Piwne oczy gwałtownie nabrały niebezpiecznego blasku.
-
Zmówiliście się, prawda? – Zerkała to na mnie, to na Holdena.
- Co masz
na myśli? – zapytał z konsternacją chłopak.
- Wasze
zęby. – Wskazała palcem na swoje wargi. – Oboje planowaliście przebrać się za
wampiry. Ale jedno tobie, Holly, muszę przyznać – godzenie się na bycie służącą
Draculi to dość odważne posunięcie. Nie spodziewałam się, że wejdziecie tak
szybko na wyższy poziom. Jestem zachwycona!
Klasnęła
z podekscytowana, jak to miała w zwyczaju. Niepewnie spojrzałam na bruneta.
Kilkakrotnie zamrugał, jakby chciał się upewnić, że nie doznał omamów
słuchowych. Następnie wbił wzrok we mnie, a jego pełne wargi rozciągnęły się w
cwanym uśmieszku. Głośno przełknęłam ślinę, powoli zaczynając domyślać się, o
czym myślał.
- Cześć,
dziewczęta – przywitał się Dake, ciągnąc za sobą naburmuszoną Raven. Posłałam
pytające spojrzenie koleżance, ale ta jedynie nadęła poliki i odwróciła wzrok.
- A tej co? – rzucił Duncan i wskazała
kciukiem na różowowłosą.
-
Twierdzi, że Corey przez całą rozmowę patrzył na jej dekolt – wyjaśnił blondyn.
– Jakby to było coś dziwnego, biorąc pod uwagę, w co się ubrała.
- Dakota!
Zważaj na słowa, albo w tym paskudnym prześcieradle będą wynosić twoje
rozczłonkowane zwłoki! – warknęła Black, wyrywając nadgarstek z uścisku.
- Kruczku, mam nadzieję, że założyłaś
szpilki, jak cię o to prosiłam – zagaiła Rosaline.
Dziewczyna złapała w palce satynowy materiał, po czym uniosła delikatnie
postrzępiony dół kreacji. Odruchowo spojrzałam na jej stopy. Spod bordowych
trampek wystawały jaskrawożółte skarpetki. Zaśmiałam się – do przewidzenia
było, że Raven nawet nie pomyśli o sięgnięciu po buty na wysokim obcasie. Meyer
westchnęła przeciągle, przykładając do czoła dłoń ukrytą za koronkową
rękawiczką.
Nagle
muzyka ucichła, a światła zapaliły się. Odruchowo zmrużyłam powieki, chroniąc
oczy przed jasnością. Z głośników poustawianych na całej sali rozniósł się
rozbawiony głos dyrektorki Shermansky. Zerknęłam na górną trybunę, gdzie stała
kobieta wraz z kilkoma innymi członkami grona pedagogicznego. Nawet ze sporej
odległości mogłam dostrzec szeroki uśmiech na twarzy starszej pani.
- Uwaga,
drodzy uczniowie, proszę o chwilę spokoju. Nie chcemy was dłużej trzymać w
niepewności, więc konkurs na najlepszą potrawę inspirowaną Halloween odbędzie
się już teraz. Cieszycie się?
Po hali
sportowej rozniosły się wesołe nawoływania. Zwróciłam wzrok w stronę Raven. Z
rozchylonymi wargami wgapiała się w dyrektorkę. Jej oczy wyrażały zachwyt,
jakby ukazał się jej sam Archanioł Gabriel. Bez ostrzeżenie złapała mnie za
dłoń, dalej patrząc na trybuny, a po chwili parła naprzód, przedzierając się
przez zaintrygowany tłum, ile tylko sił miała w nogach. Ledwo za nią nadążałam,
parokrotnie potykając się na szpilkach. To zdecydowanie nie były buty, w
których można było uprawiać mordercze przebieżki.
Podeszłyśmy pod dolne ławki, skąd miałyśmy doskonały widok na Shermansky
oraz stojących po obu jej stronach nauczycieli. Dopiero po bliższym przyjrzeniu
się dostrzegłam, że za plecami belfrów zostały ustawione krzesła oraz stoliki
przepełnione różnego rodzaju jedzeniem. Tuż za panem Farazowskim leżała blaszka
z naszymi dyniowymi lampionami nadziewanymi mięsem mielonym. Z oczodołów oraz
buzi wydrążonych min skapywał pikantny sos pomidorowy, który – według Raven –
stanowił kluczowy składnik dania.
- Jury
będzie oceniać potrawy. Zwycięska klasa wyjedzie na trzydniową wycieczkę do
Waszyngtonu. – Po sali rozniosły się podekscytowane szepty. Black mocniej
splotła nasze palce. Sądziłam, że pragnęła otrzymać z mojej strony więcej
wsparcia. Przeliczyła się. Sama byłam zdenerwowana i prawie drżałam z
podekscytowania, toteż nie dałabym rady przekazać koleżance choćby grama
pocieszenia.
Kilku
przedstawicieli grona pedagogicznego niemal w jednakowym czasie zasiadło przy
ławkach, na których ustawiono konkursowe posiłki. W wręcz przeraźliwej oraz
przyprawiającej o gęsią skórkę ciszy zabrali się za nakładanie niewielkich
porcji na swoje talerze. Ukradkiem rozejrzałam się po hali sportowej. Wszyscy
wbijali czujne spojrzenia w belfrów, jakby dostrzegali w nich istoty boskie,
które w zamian za chwilę uwagi darują im wieczne zdrowie bądź spełnią jedno ich
życzenie. Jedynie zdrowy rozsądek powstrzymywał mnie przed prychnięciem
ociekającym dezaprobatą. Zaiste, widok zapierał dech w piersiach i postronnego
widza mógł przyprawić o dławiący napad śmiechu.
Zerknęłam
na cyfrowy zegar, stanowiący część tablicy punktowej. Od zajęcia miejsc przez
nauczycieli minął kwadrans, który zdawał się dłużyć w nieskończoność. Nerwowo
przestępowałam z nogi na nogę, czasami przyklepywałam również niesforną
grzywkę, wręcz lepką od nadmiaru lakieru do włosów. Gdyby nie żelazny uścisk
Raven, unieruchamiający jedną z moich dłoni, zapewne poprawiłabym wysokiego
kucyka. Miałam wrażenie, że czarna gumka co rusz zsuwała się z ciemnych pasm i
tylko ułamki sekundy dzieliły kudły przed uwolnieniem spod więzów.
Nagle
powietrze w sali przeszył głośny dźwięk odkładanych sztućców. Pedagodzy,
zajmujący miejsca w loży honorowej,
wycierali serwetkami resztki sosów z kącików ust. Pani Shermansky chrząknęła w
otwartą dłoń, po czym ponownie wzięła do ręki mikrofon. Uważnym wzrokiem
spoglądałam na twarze nauczycieli, zastanawiając się, kiedy zdążyli zdecydować
o zwycięscy. Przecież nie komunikowali się podczas jedzenia, a jedynie kiwali
głowami albo krzywili się nieznacznie, gdy któreś danie nie zaspokoiło ich
kubków smakowych.
-
Podjęliśmy już decyzję – zaczęła kobieta, uśmiechając się promiennie. Głośno
przełknęłam ślinę, a gdzieś w głowie zatliło się złowróżbne przeczucie. –
Klasą, która wygrywa tegoroczny konkurs halloweenowy jest… – przerwała, chcąc
dodać dramatyzmu. Raven jeszcze mocniej wbiła paznokcie w moją skórę, na co
jęknęłam z bólu. – 2A! Wielkie gratulacje! Po odbiór nagrody zapraszam
wykonawców potrawy.
Hala
sportowa niemal zatrzęsła się pod wpływem donośnych krzyków przepełnionych
euforią. Nie mogłam dziwić się zwycięzcom. Przeżywałam identyczne uniesienia,
gdy Nathaniela ogłoszono przewodniczącym pierwszaków.
Westchnęłam zrezygnowana. To koniec. Nasze starania poszły na marne, a
szmat czasu spędzony na drążeniu dyń, któremu towarzyszył obrzydliwy smród nie
został zrekompensowany. Nie zawsze jednak dane nam było cieszyć się sukcesem –
czasami należało dumnie przyjąć porażkę i przyrzec w głębi duszy, że kolejna
walka przyniesie z goła odmienny epilog.
-
Sprzeciwiam się, przecież to jawne oszustwo! – wrzasnęła stojąca obok
dziewczyna. Spojrzałam na różowowłosą przerażonym wzrokiem. Czy ja w ogóle
wspominałam o zaakceptowaniu klęski?
- Zamknij
się – warknęłam, szturchając koleżankę w ramię.
- A gdzie
twoje przypuszczenia mają źródło? – zapytała dyrektorka. Dostrzegłam, że siliła
się na uśmiech, lecz całkowicie niepotrzebnie. Jej zmarszczone czoło oraz
drżące powieki skutecznie odsłaniały prawdziwe uczucia kobiety.
- Debrah
jest pani wnuczką, więc nawet nie powinna brać udziału w tym konkursie!
Salę
ponownie wypełniły dociekliwe szepty. Licealiści wymieniali pomiędzy sobą
opinie na temat słusznego spostrzeżenia Black. Wyczuwałam kłopoty. Gdyby nagle
cała ta zgraja rozszalałych nastolatków zaczęła protestować, Shermansky miałaby
ogromny problem, którego nawet nie brała pod uwagę. Na świecie nie istniało nic
gorszego od zdenerwowanego tłumu młodych ludzi wprost tryskających burzą
hormonów.
- Nie
zgadzam się, by moje faszerowane lampiony dyniowe zostały przyćmione jakimiś
marnymi babeczkami w kształcie trupich główek! Podobne albo nawet lepsze można
dostać w każdej cukierni!
- Dobrze,
moja panno, wszelkie zażalenia wygłosisz w poniedziałek w moim gabinecie na
długiej przerwie. Liczę także na przyjście twojej cioci.
- Siostrę
i kota też mogę przyciągnąć! – rzuciła na odchodne Raven.
Wyswobodziła dłoń z uścisku, po czym, przepychając się przez tłum,
ruszyła w stronę wyjścia. Krzyknęłam za nią, aby poczekała, lecz nie usłuchała.
Bez dłuższego namysłu udałam się za nią. Wściekła Black zawsze oznaczała
kłopoty, które przeważnie spotykały osoby w jej towarzystwie, a nie ją samą.
Bałam się, iż mogła wyrządzić komuś krzywdę. Wiedziałam, jak bardzo zależało
jej na wygranej, jeszcze zanim dowiedziała się o atrakcyjnej nagrodzie.
Jednakże to nie przegrana wywołała w dziewczynie tak kolosalnych rozmiarów
wściekłość. Powodem ogarniającego każdą komórkę jej ciała gniewu był tryumf
Debrah.
- Stój,
no gdzie tak biegniesz? – krzyknęłam, gdy znalazłyśmy się na opustoszałym
korytarzu. Brak uczniów, krążących bez celu po szkole, wywoływał we mnie
strach.
Różowowłosa zapewne nawet nie pomyślała o zaprzestaniu morderczego
biegu. Wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej przyspieszyła. Westchnęłam mocno już
zirytowana, po czym zdjęłam ze stóp niewygodne szpilki. Chłód podłogi zadziałał
kojąco i od razu nabrałam sił do dalszej drogi. Cholernie denerwowałam się, że
zawsze na mnie przypadał przymus załagodzenia tajfunu emocji Raven. Owe zadanie
należało do piekielnie trudnych i gdybym nie traktowała Kruczka jak
przyjaciółki, nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby pakować się w to bagno.
Wiedziałam jednak, iż z jej strony mogłam liczyć na wsparcie, a osób, od
których otrzymywaliśmy pomoc, zwyczajnie nie wypadało zostawiać samych.
Zamglonym
wzrokiem spostrzegłam, jak dziewczyna opuszczała budynek, z hukiem otwierając
główne wejście. Nie mogłam już przyspieszyć – z trudem łapałam oddech przez
uciskający płuca gorset. Wybrałam najgorszy z możliwych strojów.
Kiedy
wypadłam na dziedziniec, dysząc przy tym oraz wycierając kropelki potu
spływające po skroniach, Black stała nieopodal bramy wraz z trójką chłopaków.
Dwie nadzwyczaj wysokie sylwetki pozwoliły mi myśleć, że byli to Duncan i
Corey, natomiast ostatniej postaci nie rozpoznałam. Bez namysłu ruszyłam w
stronę znajomych. Przyjemny chłód, który muskał moje stopy, zamienił się w przenikliwe
zimno. Jedynie białe bawełniane pończochy zakrywały nogi, marnie zatrzymując
przy tym ciepło w kończynach. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam unoszące się nad
głowami zgromadzonych kłęby szarego dymu. Skrzywiłam się mimowolnie. Sam zapach
już mnie nie odrzucał, aczkolwiek wolałam nie mieć styczności z duszącym
obłokiem.
- Raven,
idiotko, ile można za tobą biegać? – warknęłam, stając w odległości pięciu
metrów od palących.
Położyłam
na szarej kostce brukowej szpilki i niezgrabnymi ruchami włożyłam do nich
stopy. Miałam serdecznie dosyć tego wieczoru. Liczyłam na przyjemną zabawę w
gronie przyjaciół, a skończyło się furią panny Black oraz poczciwej dyrektorki
Shermansky. Dobry humor staruszki zapewne uciekł bezpowrotnie i można było
spodziewać się, że przez najbliższy tydzień będzie chodziła naburmuszona, co
nie wróżyło dobrze.
- Nie
wracam tam, nawet na to nie licz! – burknęła, wkładając pomarańczowy filtr
pomiędzy pomalowane czarną szminką wargi.
- Dziewczyno,
chociaż nie pal, co? – poprosiłam, przekręcając głowę na bok. Nastolatka
zignorowała moje słowa. Wzięła od Toby’ego żarową zapalniczkę, po czym odpaliła
papierosa, mocno zaciągając się przy tym dymem. Nawet nie kaszlnęła, co
oznaczało, że to nie jej pierwszy kontakt z używką.
- Co dokładnie zaszło na sali? – zapytał
niepewnie Corey, co rusz spoglądając to na mnie, to na różowowłosą.
- Ta
żmija wygrała, rozumiecie? Ma babkę dyrektorkę, to i na wycieczkę pojedzie, a
jakże.
- Czyli
moja klasa zajęła pierwsze miejsce? – zagaił blondyn. Posłałam mu złowrogie
spojrzenie, nie mogąc nadziwić się, do jakiego stopnia wyzbył się instynktu
samozachowawczego. Young od imprezy w domu Browna – która de facto zakończyła
się absolutną klapą – nazbyt często kręcił się w pobliżu Raven. Do tej pory
dziewczynie nie przeszkadzała jego obecność, a zdarzało się, że nawet
wykorzystywała ją dla własnych korzyści. Dzisiaj jednak nastolatek wykopał
sobie grób.
- Weź,
człowieku, się nie odzywaj – warknęła Black, machając tlącym się papierosem tuż
przed nosem kolegi. – Idę do domu. Mam dosyć tego kurewskiego balu.
Rzuciła
na wpół wypalonego szluga na chodnik, przydeptując go bordowym trampkiem.
Skrzyżowała ręce na piersi, jeszcze bardziej uwydatniając pełny biust. Szurając
butami, wyszła z terenu szkoły.
- A co
mam zrobić z twoją blaszką? – zawołałam za nią.
- Poślij
ją do diabła – rzuciła, unosząc do góry środkowy palec.
-
Świetnie – mruknęłam. – Wprost zajebiście.
Tupnęłam
obcasem, zaciskając dłonie w pięści. Kłykcie mi zbielały, a długie paznokcie w
kształcie szponów wbijały się boleśnie, powodując wgłębienia w skórze.
- Pójdę
za nią – oznajmił Toby, biegnąc w stronę, gdzie udała się różowowłosa.
- A ja
zobaczę, co się dzieje na sali – powiedział Corey, oddalając się równie
pospiesznie.
Westchnęłam zmęczona. Ten dzień dłużył się niemiłosiernie, a na jego
zwieńczenie zostałam skazana na towarzystwo Duncana. Nadal czułam jego
dociekliwy wzrok na ciele, a sama myśl o bliskości bruneta przyprawiała mnie o
palącą czerwień na polikach. Odwróciłam twarz, nie chcąc pokazać chłopakowi, że
wyłącznie stanie obok niego wywoływało tak intensywne reakcje.
- Znowu
to robisz – stwierdził z nutką irytacji w głosie.
- Niby
co? – zapytałam, nie gryząc się w porę w język. Dlaczego w te dwa wyrazy
włożyłam aż tak dużą dawkę wrogości? Tym sposobem na pewno nie złagodzę
nastroju, który zawisł nad naszymi głowami.
-
Uciekasz wzrokiem – mruknął. – Nadal się wstydzisz?
- Duncan,
ja…
-
Rozumiem – przerwał mi. Podszedł i objął mnie w talii, przyciągając do siebie.
Oparłam policzek na twardej klatce piersiowej, napawając się mało przyjemnym
zapachem dymu papierosowego oraz wanilii. Holden nie używał perfum – twierdził,
że wszystkie śmierdziały i nie pasowały do niego – lecz zapach z samochodu
doszczętnie wsiąkł we wszystkie ubrania bruneta. – Jesteś absolutną cnotką i
boisz się okazywać swoich erotycznych reakcji.
- To nie
tak – zaprzeczyłam trochę nazbyt gwałtownie.
- Więc
jak? – Odsunął się na niewielką odległość, by móc spojrzeć w moje oczy. Dwie
czarne głębie wpatrywały się we mnie intensywnie, chcąc zapewne przedostać się
wprost do mózgu, by poznać wszystkie myśli. Gdyby mogły tego dokonać, czego by
się dowiedziały? Zapewne niczego sensownego i godnego uwagi. W głowie wręcz
czułam pustkę. Chciałam jakoś wyjaśnić chłopakowi swoje postępowanie, ale nagle
wszystkie słowa uciekły. Wybrały najmniej odpowiedni moment na danie drapaka.
- Dobra,
przyznaję ci rację – westchnęłam. – Ale co mam z tym zrobić?
-
Najlepiej nic. – Wzruszył ramionami. – Może właśnie dlatego z tobą jestem? –
Uniósł oczy ku niebu.
- Hę? Że
niby, co chcesz przez to powiedzieć?
Pochylił
się nade mną, muskając językiem moją dolną wargę. Pod wpływem zachęcającego
gestu rozchyliłam usta, ale chłopak odsunął się nieoczekiwanie. Posłałam mu
zdziwione spojrzenie spod sztucznych rzęs. Na jego twarzy widniał pełen tryumfu
uśmiech.
- Nie
wrzucaj tej sukienki gdzieś w głąb szafy, bardzo cię proszę – powiedział,
przekręcając głowę na lewą stronę.
- Aż tak
ci się spodobała?
-
Szalenie.
Drgnęłam,
słysząc w głosie bruneta nutkę podniecenia. Czułam, że właśnie w tym momencie
powinnam wykonać jakiś ruch. Przynajmniej tak postąpiłaby osoba, której
zarzucono bierność w związku. Zależało mi na Duncanie i nie chciałam, by tylko
on wychodził z inicjatywą. Problem pojawiał się wówczas, gdy tylko sekundy
dzieliły mnie od podjęcia spontanicznej decyzji. Naradzało się pytanie: co ja
tak właściwie mam zrobić? W ogóle nie byłam obeznana w sprawach damsko-męskich
i tak na dobrą sprawę, to wcześniej nie zwracałam nawet uwagi na miłość.
Zaślepiły mnie horrory pełne rozlewu krwi, flaków wiszących na wszystkich
ścianach domu pośrodku lasu bądź filmy grozy do cna przesiąknięte demonicznymi
stworzeniami. Dłużej się nad tym zastanawiając, przed poznaniem Holdena moje życie
było dużo łatwiejsze i klarowniejsze, a przede wszystkim nie wymagało ciągłego
głowienia się nad błahostkami.
Na
policzku spoczęły chłodne palce, wybudzając mnie z rozmyślań. Twarde opuszki
drażniły białą od podkładu skórę. Odruchowo przechyliłam głowę w stronę dłoni
chłopaka, chcąc jeszcze bardziej poczuć jego bliskość. Przymrużyłam oczy, kiedy
całe ciało poczęło odczuwać spokój oraz niemożliwą do opisania błogość.
Mogłabym na wieki zastygnąć w takiej pozycji, naprzeciw Duncana, pośród ciemności
rozświetlanej jedynie pojedynczymi latarniami ulicznymi. Nad naszymi głowami
rozpościerała się granatowa płachta, spod której wesoło migały mikroskopijne
gwiazdy. Księżyc skrył się za leniwie poruszającymi się obłokami. Tej magicznej
chwili akompaniowało jedynie głośne ujadanie psa oraz przytłumione dźwięki
wolnej piosenki, dochodzące z hali sportowej.
Uniosłam
zamglony od silnych emocji wzrok na przystojną twarz bruneta. Nie widniał na
niej choćby cień uczuć. Wręcz ociekała beznamiętnością, co spotęgowało moje
doznania jeszcze bardziej. Chciałam nakłonić spierzchnięte wargi Holdena do
ruchu. Położyłam dłoń na karku chłopaka, figlarnie bawiąc się czarną gumką.
Delikatnie zsunęła się z ciemnych włosów, a po chwili na dobre opadła na
chodnik. Na moment utkwiłam spojrzenie w czarnych tęczówkach, by następnie
skierować je na pełne, blade usta. Prychnął pod nosem, po czym nachylił się
nieznacznie. Musnęłam wargi chłopaka swoimi. Ten jednak pozostał niewzruszony –
tkwił w bezruchu, nie odwzajemniając pocałunku. Odsunęłam się, lekko zdziwiona
brakiem reakcji ze strony bruneta.
- Nie
strzelaj fochów – mruknęłam, zawijając na palec wskazujący ciemne włosy
nastolatka i delikatnie pociągając za pasmo.
-
Postaraj się bardziej – odparł, patrząc na mnie z góry. Mogłam wręcz rzec, iż w
oczach majaczyło mu uczucie wyższości oraz pogardy.
Gniewnie
zmrużyłam powieki, tłamsząc chęć wypowiedzenia kilku szkaradnych słów.
Postanowiłam podnieść rzuconą mi pod nogi rękawicę. Owszem, należałam do
niedoświadczonych cnotek – ale walecznych cnotek.
Ponownie
złączyłam nasze usta w niewinnym pocałunku. Tym razem zmusiłam Duncana ro
rozchylenia warg. Zaczepnie szturchałam jego język swoim. Niemal od razu
uderzył we mnie posmak dymu papierosowego. Woń uniemożliwiła moim zmysłom
prawidłowe funkcjonowanie. Odurzała oraz zniewalała. Poczułam delikatne zawroty
głowy, a w nogach na ułamek sekundy zabrakło sił. Holden w odpowiednim momencie
mocno złapał mnie za biodra, pomagając utrzymać równowagę. Sapnęłam wprost w
usta chłopaka, co wyraźnie zachęciło go do pogłębienia pieszczoty. Począł
agresywnie oddawać pocałunki, łącząc nasze języki w namiętnym tańcu. Dłońmi
zjechał na moje pośladki, podskubując skórę ukrytą za czarnym materiałem.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł dreszcz podniecenia.
- Jesteś
najlepsza – stwierdził, gdy oderwaliśmy się od siebie w celu zaczerpnięcia
świeżego powietrza. Oparł czoło na moim.
- Gdzie
masz cylinder i laskę? – zapytałam bez zainteresowania. Po prostu nie chciałam,
by zawisła nad nami krępująca cisza.
-
Odłożyłem do samochodu – odparł. – Aż tak ci się spodobały? – zagaił z
przekąsem.
-
Szalenie. – Zaśmiałam się.
- Wracamy
na salę?
-
Wolałabym nie. To byłoby nieuczciwe w stosunku do Raven.
-
Naprawdę się polubiłyście.
Odsunął
się na krok. Na twarzy miał pogodny uśmiech, tak rzadko u niego bytujący.
Pragnęłam uwiecznić tę chwilę na wieki; zapamiętać ją właśnie taką, jaką była
teraz. Lekki podmuch wiatru, kokieteryjnie unoszący dół sukienki. Roztaczająca
się wokół naszych postaci woń wanilii wymieszanej z truskawką. Wściekłe
brzmienia gitary elektrycznej, dochodzące ze szkoły. I ten posmak papierosa w
buzi, będący pierwszym tak deprawującym doświadczeniem w życiu.
- Skoro
nie chcesz kontynuować tej szopki, musisz mieć jakiś plan w zanadrzu.
-
Myślałam, że może ty coś wykombinujesz. – Odwróciłam wzrok w stronę ogrodu,
gdzie odbywały się zajęcia z botaniki.
- Ach,
tak? W takim razie zapraszam cię do siebie.
- Teraz?
– rzuciłam zszokowana.
- Na całą
noc.
Zamrugałam kilkakrotnie, zupełnie jakbym nie rozumiała słów
wypowiedzianych przez Holdena. Pomysł wydawał się dla mnie co najmniej
kretyński. Z pewnością Castiel również przyprowadzi swoją ukochaną do domu, z
czego wyniknęłaby niezręczna sytuacja. Ponadto przed oczami nadal miałam
sadystyczny wyraz twarzy Duncana, wręcz błagającego mnie, abym zaczęła krzyczeć
i wołać o pomoc. Bałam się spać w jednym łóżku z brunetem. O ile ostatnim razem
Raven przyszła na ratunek, tak teraz definitywnie nie miałabym tyle szczęścia.
Moja czystość zostałaby zmasakrowana w sposób nad wyraz brutalny i
przyprawiający większość ludzi o grymas obrzydzenia.
- N-nie,
no co ty, zgłupiałeś? – rzuciłam, uśmiechając się nerwowo.
- Będę
trzymał rączki przy sobie, obiecuję. – Uniósł dłonie, jakby próbował udowodnić,
że rzeczywiście zamierzał tym razem pozostawić mnie w spokoju. Jednakże nie
chciałam w to wierzyć. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie przepuści
jakiejkolwiek okazji.
- Mam ci
przypomnieć, co zrobiłeś na imprezie u Corey’a? – Skrzyżowałam ręce na piersi,
a spojrzenie czarnych tęczówek spoczęło na uwydatnionym biuście. Westchnęłam z
politowaniem, aczkolwiek niewiele to dało.
- Oj,
przecież tylko się z tobą droczyłem – burknął, pocierając moje ramię, jakby próbował
dodać mi otuchy, lecz przyniosło to marny skutek.
- Mhm,
jasne, a ja o mały włos nie zeszłam na zawał.
- Czyli
zamierzasz tam wrócić? – Wskazał palcem na salę gimnastyczną, skąd błyskały
kolorowe światła.
Przez
chwilę analizowałam wszelkie pozytywy, wynikające z dołączenia do znajomych na
balu halloweenowym. Aczkolwiek myśl o pozostaniu wierną w stosunku do Raven
przechyliła szalę nad wyborem domu Holdenów.
Westchnęłam przeciągle, po czym wyszłam z terenu liceum i udałam się w
stronę szkolnego parkingu. Chłodny wiatr owiewał moje ciało, które niezbyt
dobrze chronił strój pokojówki. Objęłam się ramionami, chociaż trochę
spowalniając utratę ciepła.
Ulice
Crystal Hills o tej porze świeciły pustkami. Minęliśmy jedynie jeden samochód,
którego kierowca zdawał się błądzić. Niby miasto nie należało do wielkich
metropolii, aczkolwiek jego plan mógł przyprawić o zawroty głowy. Numery domów
najwyraźniej ustalał jakichś wariat, ponieważ po czwórce nagle znikąd pojawiała
się dziewiątka. Ponadto wyjechanie na główną drogę także nie figurowało na
liście łatwych zadań.
Opierałam
skroń o szybę, podziwiając ozdoby ogrodowe. Przed każdym domem stały dyniowe
lampiony, a zagorzali wielbiciele Halloween ugniatali swój równo przystrzyżony
trawnik strasznymi postaciami.
Nagle
przypomniałam sobie, że nie poinformowałam rodziców o moich zamiarach spędzenia
nocy poza domem. Mamę łatwo udobruchać, gorzej z tatą. Zapewne nie ucieszy go
fakt, że po raz kolejny w tym miesiącu będę zawracać głowę ciotce Raven.
Poczciwy Ron nie został wtajemniczony w prawdziwe poczynania swojej ukochanej
córeczki i na pewno dzięki temu będzie mu się lepiej spało. Wolałam nawet nie
myśleć, jakby zareagował, gdyby dowiedział się, że nie nocowałam u Kruczka, a
chadzałam na pijackie zabawy.
- Mogę
napisać z twojego telefonu do mamy? – zapytałam, kątem oka zerkając na Duncana,
który w całkowitym skupieniu wpatrywał się w drogę.
- Jest w
schowku – odparł, nie odrywając wzroku od asfaltu. Dzisiaj prowadził wyjątkowo
ostrożnie, co bardzo mnie zdziwiło. Zazwyczaj kręcił kierownicą niczym wariat,
a ja ledwo dawałam radę utrzymać tyłek na fotelu.
Wydobyłam
ze skrytki komórkę. Zapisałam w kontaktach numer mojej rodzicielki, po czym
przystąpiłam do pisania SMS-a.
Do: Mama Holly
Treść: Cześć, mamo, piszę od Duncana. Zostanę
u niego na noc, co? Wrócę jutro
przed południem. Powiedz dla
taty, że poszłam do Raven.
Na
wiadomość zwrotną nie musiałam długo czekać. Nie minęła nawet minuta, a telefon
zawibrował mi w ręce.
Od: Mama Holly
Treść: Zgłupiałaś? Nie możesz spać z
dorosłym chłopakiem w jednym łóżku. Masz
natychmiast przyjść do domu
albo zostać w szkole.
Westchnęłam rozbawiona. Zgadzała się, bym chodziła na dwudniowe imprezy,
a na zwykłe nocowanie fukała niczym rozjuszona kotka. Chyba nie sądziła, że
gospodarz przyjęcia wydzielił specjalnie dla mnie oddzielny pokój.
- Nie
zgadza się? – zagaił Holden. W jego głosie wyczułam nutkę zawodu.
- Taa…
Ale to nic. Zaraz ją przekonam do zmiany decyzji.
Do: Mama Holly
Treść: Do niczego nie dojdzie. Uważasz, że
jestem jakąś idiotką, która już na
początku związku wskakuje
facetowi pod pościel? Dzięki, nie spodziewałam
się tego po tobie.
Zniecierpliwionym wzrokiem wpatrywałam się w czarny ekran, dostrzegając
w nim swoje odbicie. Czarna szminka prawie całkowicie zeszła z mych warg,
chociaż mogłam przysiąc, że zanim opuściłam budynek liceum była nienaganna.
Ciemny cień do powiek trochę za bardzo rozmazał się wokół oczu. Zignorowała
drobne defekty – w końcu zaraz i tak pozbędę się całkowicie makijażu.
Nienawidziłam się malować; czułam się wówczas niekomfortowo.
Komórka
wydała z siebie irytujące brzęczenie, na dźwięk którego mimowolnie ściągnęłam
brwi. Naprawdę nie przepadałam za tym odgłosem.
Od: Mama Holly
Treść: Zgadzam się, ale masz nie robić
żadnych głupot. Ufam tobie.
Delikatnie uniosłam kąciki ust. Nie ucieszyłam się z powodu przyzwolenia
od rodzicielki, a z zaufania, jakim mnie obdarzała.
-
Załatwione – rzuciłam i na powrót wbiłam wzrok w widoki za szybą.
Pięć
minut później opuszczaliśmy garaż rodziny Holdenów. Przeszliśmy przez kotłownię
oraz spiżarnię, wychodząc na korytarz. Z salonu dobiegło wesołe szczekanie i
stukot pazurów o panele. Zza rogu wyłonił się Demon, merdając entuzjastycznie
ogonem. Podeszłam do pieska w celu pogłaskania go po pyszczku. Ten natomiast od
razu oparł przednie łapy o moje przedramię, prosząc o wzięcie na ręce.
- Czy mi
się wydaje, czy on trochę urósł? – zapytałam, lecz w odpowiedzi dostałam
jedynie cichy pomruk. Podniosłam szczeniaka, krzywiąc się delikatnie. – Tak, z
pewnością urosłeś – jęknęłam.
- Chcesz
coś do picia lub jedzenia? – zaproponował Duncan, kierując się do kuchni.
Ruszyłam za nim.
Odłożył
laskę oraz cylinder na marmurowym blacie, po czym zabrał się za zdejmowanie
marynarki. Jego palce z gracją rozpięły dwa rzędy guzików, po trzy w każdej
linii. Następnie zdjął z szyi żabot i odetchnął głęboko, jakby poczuł ogromną
ulgę. Najwidoczniej nie lubił takich ubrań i zapewne jemu także było na rękę
wyrwanie się przedwcześnie z balu.
Oparłam
się o szafkę, tuląc do piersi Demona i gładząc lewe uszko pieska. Maluch
zamruczał z przyjemności, nadstawiając główkę, ażeby dalej go pieścić. Chłopak
podszedł i podrapał szczeniaka pod bródką. Uśmiechnęłam się promiennie, gdy
futrzak dla zabawy ugryzł palec bruneta, lekko go tarmosząc.
- To co –
uniosłam wzrok na Holdena – zjemy coś, czy od razu idziemy do łóżka?
-
Wolałabym najpierw zmyć to świństwo z twarzy – burknęłam. Przejechałam kciukiem
po szkarłatnej kresce, imitującej krew, która spływała z ust Duncana. Rozmazałam
czerwoną farbę do ciała na jego policzku. – Myślę, że jesteś tego samego
zdania.
Odłożyłam
zwierzaka na podłogę, nie zwracając większej uwagi na jego powarkiwania.
Skierowałam się do schodów prowadzących na górne piętro. Słyszałam kroki idącego
za mną nastolatka. Czułam na sobie jego przenikliwy wzrok, który spoczywał
głównie na pośladkach. Nie krępował mnie, a wręcz przyprawiał o dumę i co raz
to głębsze przekonanie, iż dobrze postąpiłam, kupując tę sukienkę. Może
rzeczywiście zdarzy mi się wykorzystać ją do wyższych celów, uszczęśliwiając
tym samym Holdena?
- Gdzie
twoja mama trzyma chusteczki do demakijażu? – zapytałam, stając na korytarzu.
- Jeżeli
nie w łazience, to będziemy mieć problem – odparł, drapiąc się po czubku nosa.
Zawsze tak robił, gdy naradzała się w nim niepewność.
- Co masz
na myśli?
- Rodzice
zawsze zamykają sypialnię przed wyjazdem.
-
Trzymają w niej coś cennego?
- Łóżko.
– Posłałam mu pytające spojrzenie. – Traktują je jak jakiś artefakt i zapewne
chronią przed zdemolowanie.
- W
sensie, że ty i Castiel mielibyście je znieważyć? – Przytaknął skinieniem
głowy. – Rozumiem ich. Gdybym miała takich synów, zamknęłabym przed nimi cały
dom.
Weszłam
do przestronnej łazienki, utrzymanej w kolorze brązu oraz pistacjowej zieleni.
Wzory bambusowych pnączy na kafelkach dodawały orientalnego klimatu.
Najbardziej jednak urzekła mnie wykonana z szarego kamienia duża, kwadratowa
wanna na podeście, do której spływała woda z niewielkiego wodospadu,
wkomponowanego w ścianę. Na wklęsłych, szerokich krawędziach kąpieliska została
usypana ziemia, skąd wyrastała soczyście zielona roślina przypominająca trawę.
Plasnęłam
się delikatnie otwartymi dłońmi w oba policzki, chcąc oderwać wzrok od
niezwykle pięknej aranżacji wnętrza. Pojęcia nie miałam, jakiego architekta
zatrudnili państwo Holdenowie, ale zaczynałam odczuwać złość w stosunku do
rodziców, że podczas remontu domu nie poprosili o pomoc tego samego człowieka.
Podeszłam
do słupka w kącie, wykonanego z ciemnego drewna. Otworzyłam drzwiczki i uważnie
obejrzałam zawartość mebla. Poza kosmetykami do pielęgnacji włosów oraz ciała
nie dostrzegłam niczego więcej. Oprócz wysokiej szafki była jeszcze jedna i to
właśnie w niej pokładałam resztki nadziei. Jeżeli nie znajdę tam tych
cholernych chusteczek, to zapewne będziemy musieli jechać do całodobowego
marketu. Nie miałam sił na dalsze podróże. Chciałam jak najszybciej zmyć z
twarzy makijaż, pozbyć się niewygodnych ubrań oraz położyć się do łóżka,
czekając, aż zajrzy do mnie Morfeusz.
- Bingo –
mruknęłam, gdy na jednej z półek dostrzegłam upragnioną zdobycz.
Wyjęłam
jeden nawilżony skrawek materiału, po czym zaczęłam zmywać z warg czarną
szminkę. Oderwałam sztuczne rzęsy i od razu wyrzuciłam je do kosza. Według
informacji na opakowaniu nie były one do jednorazowego użytku, natomiast nigdy
więcej nie zamierzałam ich dotykać. Najwięcej czasu pochłonęła próba pozbycia się
cienia do powiek. Ilekroć ścierałam go z oczu, ten przemieszczał się na skroń,
pozostawiając za sobą ciemną smugę.
Wściekła
cisnęłam do metalowego śmietnika kilka chusteczek. Opuściłam łazienkę, ponownie
wychodząc na kwadratowy korytarz, na środku którego ustawione zostały dwa
fotele obite białą skórą oraz stoliczek do kawy. Drzwi prowadzące do pokoju
Duncana były lekko uchylone, a z pomieszczenia dobiegał czyiś paniczny krzyk.
Zapewne chłopak włączył telewizor, a z okazji jutrzejszego święta większość
kanałów emitowała wieczorem filmy grozy. Przynajmniej nie będę musiała szukać
interesującej produkcji wśród kolekcji bruneta.
-
Trzymaj. – Wyciągnęłam w stronę Holdena białe opakowanie. Spojrzał na nie
beznamiętnym wzrokiem, a następnie zerknął na mnie.
- Nie
pomożesz mi? – zapytał, udając oburzenie.
Westchnęłam z politowaniem. Pozbawianie dorosłego faceta makijażu stanowiło
jedną z najbardziej idiotycznych rzeczy, jaką przyszło mi w życiu zrobić.
Wyjęłam jedną wilgotną chusteczkę, po czym delikatnie poczęłam wycierać czoło
chłopaka. Zgarnęłam do tyłu jego ciemne włosy, nie chcąc, by jakieś pasemko
zmoczyło się. Kiedy wycierałam sztuczną krew, cieknącą po brodzie Duncana, ten
rozchylił prowokacyjnie wargi. Ze świstem wciągnęłam powietrze. Kusił mnie,
skurczybyk – i do tego całkiem skutecznie.
- Mógłbyś
zamknąć buzię? – poprosiłam cichym głosem.
-
Przecież to ty ją otworzyłaś – stwierdził, beznamiętnie wzruszając ramionami.
Na chwilę przymknął powieki, a gdy na powrót je uniósł, w czarnych oczach
dostrzegłam wesołe ogniki.
Stłamsiłam w zarodku chęć wypowiedzenia kilku obelżywych epitetów.
Aczkolwiek postać w filmie przeklęła szkaradnie i nad wyraz głośno, jakby
czytała mi w myślach.
-
Skończyłam – oznajmiłam, gdy na przystojnym licu Holdena nie było już nawet
grama białego podkładu. – Zużyliśmy wszystkie chusteczki twojej mamy.
- Odkupię
jej – odparł, kładąc dłonie na mych pośladkach.
- Ym…
Świetnie. Mógłbyś dać mi jakąś koszulkę do spania? – zapytałam nieśmiało,
zerkając na dwudrzwiową szafę.
-
Wolałbym, żebyś leżała przy mnie naga – zamruczał ponętnym głosem. Czułam, że
traciłam oddech. Czarny gorset gwałtownie zacisnął się, uniemożliwiając płucom
dalszą pracę. Poliki smagał prawdziwy ogień z czeluści piekieł, a kręgosłup
stał się miejscem parady dla niewidzialnych mrówek. Szatanie, dlaczego ten
koleś musiał być tak kurewsko seksowny oraz bezczelny? Dżentelmen nigdy nie
wypowiedziałby takich słów na głos, a nawet sam zaoferowałby skafander
astronauty, by jego partnerka miała poczucie bezpieczeństwa. Tylko, że Holden
stanowił godne przeciwieństwo dla mężczyzny wręcz ociekającego kulturą i
właśnie dlatego przykuł moją uwagę oraz zawładnął zdrowym rozsądkiem.
-
G-głupek – warknęłam pod nosem, spuszczając wzrok na ciemne panele.
Zaśmiał
się szyderczo, po czym podniósł się z łóżka i podszedł do szerokiego mebla.
Rozsunął jedne drzwi i począł przeglądać półki. Wyjął czarną koszulkę z
nadrukiem twarzy jakiegoś potwora, któremu ścięgna rozchodziły się na wszystkie
strony, odsłaniając przy tym kawałki żółtawych kości. Wzięłam od chłopaka część
garderoby. Zsunęłam ze stóp szpilki, rzucając je niedbale obok komody, nad
którą wisiał telewizor. Ponownie udałam się do łazienki. Zwinnymi ruchami
zabrałam się za rozwiązywanie tasiemki przy gorsecie. Następnie zdjęłam całą
sukienkę. Poły materiału bezwładnie opadły na brązowe kafelki. Założyłam na
ciało T-shirt. Okazał się sięgać kolan i bardziej przypominał koszulę nocną.
Ściągnęłam z nóg białe bawełniane pończochy. Długie włosy uwolniłam spod więzów
gumki, przeczesując je palcami. Godziny chodzenia w kucyku doprowadziły do
powstania istnego buszu kłaków, którego nijak nie szło ogarnąć.
Wróciłam
do sypialni Duncana. Chłopak leżał już pod kołdrą. Jedynie część jego
wyrzeźbionego torsu oraz głowa wystawała znad satynowej pościeli. Zgasiłam
światło i skierowałam się w stronę łóżka. Strój pokojówki odłożyłam na podłogę
przy stelażu, po czym wsunęłam się pod nagrzany materiał. Przyjemne ciepło
omiotło całą wyziębioną skórę. Przekręciłam się na lewy bok, przodem do
Holdena. Objął mnie ramieniem i zaczął delikatnie muskać palcami długie pasma
czarnych włosów. Odruchowo zamruczałam wypełniona błogością, jaką niosła ze
sobą owa pieszczota. Miękka poduszka, na której położyłam policzek oraz czuły
dotyk wprawiły mnie w niemal natychmiastowe znużenie.
-
Będziesz spać? – zapytał cicho Duncan, a ja jedynie wydałam z siebie
nieartykułowany dźwięk, mający na celu potwierdzić słowa bruneta. – W takim
razie, dobranoc.
Gorące
wargi dotknęły czoła. Uśmiechnęłam się nikle na ten gest. Ze spokojem
wymalowanym na twarzy odeszłam do krainy sennych fantazji.
♥ ♥ ♥ ♥
Jee pierwsza :D
OdpowiedzUsuńTo się nasza bohaterka dogadała z Duncanem - dwa wampiry na jednej imprezie do tego jeden zboczony do granic możliwości. Ale kto nie lubi takich facetów? Przynajmniej chociaż jeden jest szczery bo jak nic każdy o tym samym myślał ;) Ah ha A ha.
Zgadzam się z Raven, że to było okropnie niesprawiedliwie i jak nic zgłoszone wyżej, że w ogóle wnuczka dyrektorki brała udział w konkursie. Powinna być wykluczona albo dyrektorka z jury albo dziewczyna z zawodów. Inni nauczyciele też cipy, że się nie zbuntowali. Osobiście mam nadzieję, że babie te żarcie dupą wyjdzie w rodzaju sraczki * przepraszam ale się zdenerwowałam* Teraz by mi się ten glan przydał.
Ahh faceci i zapraszanie na noc, aż dziwne, że się do niej w ogóle nie dobierał jak leżeli sami w łóżku ( co zabawne szybko odjechała, więc albo się bała, że skorzysta z okazji i wolała udawać martwą albo serio była zmęczona xD)
Czekam na kolejny rozdział bo na razie ten jest jednym z moich ulubionych! Dracula cud malina!
Pozdrawiam ciepło i życzę weny weny i jeszcze raz weny!
Witam szanowną Panienkę Kernit!
OdpowiedzUsuńJestem Julka i jestem Twoją nową czytelniczką! Bądź zaszczycona! Nie no, bez przesady. Nie jestem nie wiadomo kim. To mnie spotkał taki zaszczyt, że mogłam przeczytać Twojego jakże cudownego i niesamowitego bloga.
Pozwolisz, iż najpierw będę mówić ogółem o opowiadaniu, dopiero potem zajmę się rozdziałem.
Nie masz wyjścia, hahaha!
Masz u mnie przeogromny plus. Dlaczego, pytasz zapewne? Albo i nie. Tak czy siak, odpowiem na to pytanie. Bardzo mi się podoba wstawianie co jakiś czas wątku muzyków. Tak, niewątpliwie jestem nienormalna. No bo cóż za normalny człowiek zaczyna szaleć, skakać po stole, a w jego oczach pojawia się ekscytacja, gdy pojawi choćby nazwa muzyka bądź zespołu grającego cięższe brzmienia?
Następną część komentarza poświęcę naszej głównej bohaterce. Polubiłam dziewczynę i często robi mi się jej szkoda. Zwłaszcza, gdy wyszły na jaw jej problemy psychiczne. Jestem z nią całym sercem i wspieram ją. Dzielna dziewczyna, nie daje się chłopakowi. Brawo ona! Mądra, zadziorna... Zuch kobieta!
Teraz przejdę do Duncana: szczerzę powiem, że nawet lubię gościa. Tak, jego sadystyczne i czasami zboczone zachowania nieźle mnie wkurzają, ale z niego dobry chłopak. No i cóż zrobić, że mam taki gust, a nie inny?
Następną częścią będzie Raven: jak ja lubię tę laskę! Rozumiem jej zamiłowanie do glanów, sama noszę je w upały 30 stopni. Napady gniewu nie są takie straszne, uwierz mi...
-Czy tobie chodzi o mnie?!
-A to jest zmyślona przeze mnie postać, również nazywająca się Julka. Podobnie jak Raven, jest metalówą i często ma napady gniewu.
-Moje uszanowanie!
-Wracając do różowowłosej, bardzo dobra z niej przyjaciółka. Ze świecą takiej szukać..
Teraz czas na całokształt: Twoje opowiadanie jest bardzo oryginalne. Nigdy podobnego nie czytałam, a to już daje powód, dla którego może wejść do elity moich ulubionych. A niesamowity styl i ciekawe sytuacje, utwierdzają w przekonaniu, iż masz wielki talent. Nie myślałaś o napisaniu książki? Kupiłabym, choćbym miała wydać ostatnie pieniądze i mieszkać pod mostem.
A teraz wypowiem się, co do rozdziału: bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Dwa wampirki na jednej imprezie- bardzo fajny pomysł. Widać, iż Holly i Duncan mają podobne gusty i że do siebie pasują. A to mnie cieszy, bo lubię ich parę. Hollcan forever! Lub Dunholl, jak wolisz. Sama nie wiem...
Debrah i dyrektorka: wredne suki. Tyle w temacie. Dwa słowa, które dobrze określiły mój stosunek do nich.
Przynajmniej między naszą parką do niczego nie doszło. Holly nie nadszarpnęła zaufania mamy. Chociaż... Ja osobiście bym bardzo chciała, by oni ten teges...
-Zboczeniec!
-A ty tam siedź cicho, alkoholiku! A teraz, powiem Ci coś szczerze: dopiero niedawno zaczęłam czytać Twój blog i od razu mnie pochłonął. Szybko go przeczytałam, co z taką ilością rozdziałów powinno być
męczące. Ale tak nie było! Zatraciłam się w tym, przez co nie uczyłam się do całorocznego testu z przyrody. A teraz, zamiast uczyć się do poprawkowego z angielskiego, staram się zlepić odpowiednie zdania, dobrze wyrażające moje myśli na temat Twojego, jak już mówiłam, naprawdę niesamowitego opowiadania. Chciałam jeszcze przeprosić za ten komentarz, albowiem jest zapewne do dupy i nie do końca wyraża mojego zachwytu nad Twoim pisaniem. Cały mój zachwyt, podziw i szczęście pomnóż sobie 1000000000000000000000000(0...) razy- i tak to tego nie opiszę. Jesteś po prostu niesamowita i żadne słowa czy liczby nie są w stanie określić tego. Wiedz, że tak bardzo Cię wielbię i zostałam Twoją wierną czytelniczką. Dlatego też, chcę przeprosić i wyrazić współczucie, bo masz taką niezrównoważoną czytelniczkę, piszącą idiotyczne komentarze.
Usuń-Potwierdzam. A ja też będę się udzielać w komentarzach, więc tym bardziej składam wyrazy współczucia.
-Właśnie. A teraz muszę niestety kończyć, bo wypadałoby się wreszcie pouczyć. Pozdrawiam najserdeczniej, życzę tyle weny, że zajęłaby ona cały wszechświat, wielu komentarzy, bo to bardzo podnosi na duchu, ściskam mocno i do zobaczenia w następnym! Nie myśl sobie, będę czekać.
-Tak samo ja. Nie odpuścimy *groźnie kiwa palcem*
No właśnie. No to bay, wszystkiego najlepszego i żyj nam, ile będziesz chciała!
P.S. Również piszę bloga, niedawno zaczęłam. Nie jest on na początku na tyle świetny i oryginalny, co Twój, ale byłabym w siódmym niebie, jeślibyś tam zajrzała i wyraziła swoją opinie!
http://julka-i-jej-historia-w-amorisie.blogspot.com/
Przepraszam, ale musiałam przesłać na dwa razy. Mam nadzieję, że nie zrobiłam zbyt dużego spamu :)
UsuńOjej, jakże piękny, długi komentarz. Jestem wprost zachwycona. \(*.*)/ Serdecznie witam nową czytelniczkę. Niezmiernie cieszę się, że mój blog aż tak bardzo przypadł Ci do gustu. Słowa uznania chyba najbardziej zachęcają do dalszego pisania, a Twoje pochwały wywołały uśmiech na mej twarzy pomimo, że padam na poduszki po męczącym dniu. Próbna matura z polskiego jedynie zwiększyła cierpienie, a przede mną jeszcze angielski i matematyka.
UsuńObiecuję, że za czas nieokreślony, aczkolwiek niedługi zajrzę na Twojego bloga. Myślę, iż po tym tygodniu będę miała więcej wolnego. Tymczasem żegnam się. Pozdrawiam gorąco i życzę wszystkiego dobrego. (^.^)/
Hejo moja ulubiona beto! :D Chciałam Cię serdecznie zaprosić na mojego drugiego bloga. http://servamp-straznicy.blogspot.com/ i nie martw się wszystkie doprowadzę do końca! ^^ Więc jeśli masz ochotę to zapraszam!
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz :D urzekło niemilosiernie me serducho twe wspaniale odpowiadanie. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały:D pozdrawiam i życzę weny ! :D
OdpowiedzUsuń