Spis lektur obowiązkowych

piątek, 3 czerwca 2016

Droga (nie) do miłości: Rozdział 38
„Ludzie ciągle chodzą w maskach, uczą się poznawać innych po oczach i po czole.”
~J. Brunner

     Wpatrywałam się w zielone oczy Dake’a. Z niebywałą wręcz cierpliwością wyczekiwaliśmy polecenia ze strony Raven. Dziewczyna dokładnie tłumaczyła panu Farazowskiemu, na ile należało wstawić dynię do mikrofali, gdzie polać ostrym sosem pomidorowym potrawę oraz jak ją podać. Mężczyzna co rusz potakiwał głową, aczkolwiek jego spojrzenie lekko zaczerwienionych oczu dawało jasno do zrozumienia, że nie pojął zbyt wiele z wywodu uczennicy. Lekko poirytowana zastukałam pomalowanymi na czarno paznokciami o blaszkę, na której stały lampiony nafaszerowane mięsem mielonym z cebulą, zieloną papryką i pieczarkami. Danie wyglądało naprawdę dobrze, a przede wszystkim smacznie, aczkolwiek podsmażane grzyby skutecznie odstraszały mnie przed spróbowaniem.
     - Dobra, połóżcie to ostrożnie na trzy – poleciła różowowłosa, kończąc po raz czwarty tłumaczyć nauczycielowi instrukcję dotyczącą obchodzenia się z konkursowym jedzeniem. – Raz – Delikatnie opuściliśmy naczynie. – Dwa… – Znieruchomieliśmy, gdy blaszka znalazła się kilka centymetrów nad stołem. – Trzy, upuszczajcie.
     - Ale stres – mruknął Dake, teatralnie wycierając czoło ukryte pod białym prześcieradłem z wyciętymi otworami na oczy oraz namalowanym szkaradnym uśmiechem.
     - Na wszelki wypadek zostawię kartkę z dokładnymi informacjami – powiedziała Raven, sięgając po plik żółtych fiszek oraz długopis.
     Po zostawieniu potrawy w pokoju nauczycielskim, ruszyliśmy w stronę sali gimnastycznej, skąd dochodziły głośne dźwięki muzyki. Morgan biegał w tę i z powrotem po korytarzu, rozpościerając ramiona na boki, by jako duch wyglądać bardziej przekonywująco. Różowowłosa cały czas poprawiała koronkowy welon, który irytował ją mocno. W drodze do szkoły marudziła, że ciągnął ją za włosy albo co parę metrów nakazywała postój i prosiła mnie o sprawdzenie, czy materiał na pewno prawidłowo trzymał się na jej głowie. Ja natomiast zaciskałam zęby, starając się kroczyć na wysokich szpilkach możliwie jak najszybciej. Gdyby nieopinający płuca gorset, z pewnością westchnęłabym zrozpaczona. Ten wieczór nie zapowiadał się na udany i jedynie projekcja filmu grozy dla całej szkoły, mająca miejsce na hali sportowej, mogłaby zmienić mój pogląd na sytuację.
     Sala gimnastyczna zawsze zdawała się być ogromna. Nawet podczas niedawno odbytego meczu koszykówki, podczas którego na trybunach zebrało się prawie całe liceum, śmiało mogłam stwierdzić, że nie brakowało na niej miejsca. Dzisiejszy bal halloweenowy dobitnie mi uświadomił, jak wielu uczniów liczyło sobie Stoney Bay High School. Nawet w trakcie apelów i długich przerw nie zbierało się w jednym miejscu tylu nastolatków.
     - Spóźniłaś się. – Usłyszałam uwodzicielski głos tuż koło ucha.
     Silne ramiona objęła moją talię, przyciągając do szerokiej klatki piersiowej. Do nozdrzy dostał się mało przyjemny zapach dymu papierosowego, do którego notabene zdążyłam się już przyzwyczaić. Mogłam pokusić się nawet o stwierdzenie, że dzięki tej woni czułam ukojenie, a mięśnie rozluźniały się.
     - Miałaś zadzwonić – mruknął, opierając podbródek na mojej głowie.
     - Wysłałam ci wiadomość z numeru Dake’a – odparłam, wykręcając oczami, co mogła dostrzec jedynie Raven. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i poprawiła koronkowy gorset, który delikatnie zsunął się z jej pełnego biustu.
     Duncan odsunął mnie na odległość ramion, po czym obrócił twarzą do siebie. Zamrugałam pospiesznie na widok stroju chłopaka. Wyglądał zniewalająco w czarnym fraku. Przy kamizelce swobodnie wisiał srebrny zegarek na łańcuszku. Szyję dumnie okrywał żabot w odcieniu szkarłatu. Na głowie bruneta tkwił cylinder. Włosy miał związana w luźnego kucyka, swobodnie opadającego na plecy. Już i tak chorobliwie blada skóra została dodatkowo potraktowana białym podkładem, przez co Holden wyglądał niczym trup. Oczy, nawet pomimo wszędobylskiej ciemności, świeciły czerwonym blaskiem. Z kącika ust spływała stróżka sztucznej krwi. Popękane wargi rozciągnęły się w złośliwym uśmieszku, ukazując wampirze kły.
     Odruchowo przysłoniłam dłonią buzię. Właśnie zaistniało jakieś cholerne nieporozumienie. Jeżeli Duncan przebrał się za Draculę, gospodarza tego przyjęcia, to ja byłam jego… Głośno przełknęłam ślinę. Modliłam się do wszystkich bóstw, by chłopak nie dostrzegł sztucznych zębów, a do Raven oraz Dake’a wysyłałam telepatyczny przekaz, błagając ich o milczenie. Wolałam nawet nie myśleć, jak zareaguje Holden, gdy dowie się, że przebrałam się za służącą najsławniejszego wampira.
     - Twoja laska, hrabio. – Zza bruneta wyłonił się niewiele wyższy od niego Corey. Nastolatek wręczył koledze czarny kij zwieńczony posrebrzaną czaszką.
     Mogłam założyć się o wszystko, że blondyn przebrał się za Frankensteina, o czym świadczyły dwa kawałki metalu po bokach jego szyi.
     - Dziękuję ci, mój drogi przyjacielu – odpowiedział Duncan, podpierając się o przedmiot.
     Na powrót skierował spojrzenie na mnie. Powoli i dokładnie przyglądał się każdemu skrawkowi ubrania. Kuliłam się pod jego bacznym wzrokiem. Czułam, że chciał za pomocą czarnych tęczówek, ukrytych pod czerwonymi soczewkami, zedrzeć poły czarno-białego materiału, by móc zobaczyć moje nagie ciało. Poliki oraz uszy zalał dorodny rumieniec. Próbowałam przysłonić bordowe ze wstydu lico włosami, aczkolwiek okazało się to niewykonalne. Karciłam się w myślach za związanie długich ciemnych pasm w koński ogon. Nawet miejsce, w którym staliśmy nie było odpowiednie. Z korytarza dolatywała jasna poświata, padająca dokładnie na mą twarz.
     - Mam nadzieję, że ten strój nie jest z wypożyczalni – mruknął Duncan, nachylając się nade mną. Odsunęłam się niepewnie i zaprzeczyłam ruchem ręki.
     Holden przez chwilę tkwił nieruchomo. Uniósł jedną brew, jakby nad czymś się zastanawiał. Ukradkiem zerknął na moich klasowych znajomych, którzy dyskutowali o czymś zawzięcie z Corey’em. Kiedy zorientował się że, nasza rozmowa nikogo nie interesowała, westchnął poirytowany, po czym wypalił znienacka:
     - Powiedz, Holly, czy ja śmierdzę?
     Wytrzeszczyłam oczy w autentycznym zdziwieniu. Pokręciłam kilkakrotnie głową, dając chłopakowi do zrozumienia, iż jego zapach był w jak najlepszym porządku. Co prawda, nieznośnie wdzierał się do moich nozdrzy i wprawiał rozum w dziwny stan euforii, ale to z pewnością zaliczało się do komplementów.
     - To dlaczego, od kiedy się pojawiłem, trzymasz dłoń przy nosie?
     Spuściłam wzrok, jakby chcąc zobaczyć, czy brunet mówił prawdę.
     - A-ale to nie tak – wydukałam przytłumionym głosem. – Ja po prostu… No wiesz…
     - Właśnie nie – burknął, opierając wolną rękę na biodrze.
     - To nie ma z tobą nic wspólnego – warknęłam. Duncan gniewnie zmrużył oczy.
     - Ach, tak? Więc może pokażesz mi, co tam ukrywasz?
     Wyciągnął kościste palce w stronę mojej twarzy. Postąpiłam jeszcze kilka kroków do tyłu, jednak nie przyniosło to jakichkolwiek rezultatów. Holden objął mnie jednym ramieniem i na powrót przyciągnął do siebie. Jęknęłam zaskoczona nagłym ruchem z jego strony. Niebezpiecznie zachwiałam się na wysokich szpilkach. Gdyby nie chłopak, zapewne runęłabym mało efektowanie na podłogę.
     Złapał za moją żuchwę i zmusił, bym uniosła głowę. Przenikliwie wgapiał się we mnie, przyprawiając ciało o mimowolne drżenie.
     - Holly-chan! – Usłyszałam za plecami wesoły krzyk. Duncan odruchowo spojrzał w stronę nawołującej dziewczyny, lekko zwalniając uścisk na dolnej szczęce. Wykorzystałam chwilę nieuwagi bruneta i pospiesznie wyrwałam się z jego objęć.
     - Czekałyśmy na was! – pisnęła Sucrette, wieszając się mi na szyi. W normalnej sytuacji z pewnością powiedziałabym koleżance, co myślałam na temat takiego zachowania. Jednakże w tym momencie uratowała moją kościstą dupę i nie podlegało to żadnej dyskusji.
     - Gdzie tak pędzisz, jejuńku? – westchnęłam Rosaline, podchodząc do nas. Trzymała w dłoniach fałdy czarnego falbaniastego materiału. Jej suknia miała naprawdę pokaźny rozmiar, toteż chodzenie w niej musiało sprawiać białowłosej nie lada problem.
     Przez moment lustrowała Duncana wzrokiem znad doczepionych do rzęs smolistych piór. Piwne oczy gwałtownie nabrały niebezpiecznego blasku.
     - Zmówiliście się, prawda? – Zerkała to na mnie, to na Holdena.
     - Co masz na myśli? – zapytał z konsternacją chłopak.
     - Wasze zęby. – Wskazała palcem na swoje wargi. – Oboje planowaliście przebrać się za wampiry. Ale jedno tobie, Holly, muszę przyznać – godzenie się na bycie służącą Draculi to dość odważne posunięcie. Nie spodziewałam się, że wejdziecie tak szybko na wyższy poziom. Jestem zachwycona!
     Klasnęła z podekscytowana, jak to miała w zwyczaju. Niepewnie spojrzałam na bruneta. Kilkakrotnie zamrugał, jakby chciał się upewnić, że nie doznał omamów słuchowych. Następnie wbił wzrok we mnie, a jego pełne wargi rozciągnęły się w cwanym uśmieszku. Głośno przełknęłam ślinę, powoli zaczynając domyślać się, o czym myślał.
     - Cześć, dziewczęta – przywitał się Dake, ciągnąc za sobą naburmuszoną Raven. Posłałam pytające spojrzenie koleżance, ale ta jedynie nadęła poliki i odwróciła wzrok.
     - A tej co? – rzucił Duncan i wskazała kciukiem na różowowłosą.
     - Twierdzi, że Corey przez całą rozmowę patrzył na jej dekolt – wyjaśnił blondyn. – Jakby to było coś dziwnego, biorąc pod uwagę, w co się ubrała.
     - Dakota! Zważaj na słowa, albo w tym paskudnym prześcieradle będą wynosić twoje rozczłonkowane zwłoki! – warknęła Black, wyrywając nadgarstek z uścisku.
     - Kruczku, mam nadzieję, że założyłaś szpilki, jak cię o to prosiłam – zagaiła Rosaline.
     Dziewczyna złapała w palce satynowy materiał, po czym uniosła delikatnie postrzępiony dół kreacji. Odruchowo spojrzałam na jej stopy. Spod bordowych trampek wystawały jaskrawożółte skarpetki. Zaśmiałam się – do przewidzenia było, że Raven nawet nie pomyśli o sięgnięciu po buty na wysokim obcasie. Meyer westchnęła przeciągle, przykładając do czoła dłoń ukrytą za koronkową rękawiczką.
     Nagle muzyka ucichła, a światła zapaliły się. Odruchowo zmrużyłam powieki, chroniąc oczy przed jasnością. Z głośników poustawianych na całej sali rozniósł się rozbawiony głos dyrektorki Shermansky. Zerknęłam na górną trybunę, gdzie stała kobieta wraz z kilkoma innymi członkami grona pedagogicznego. Nawet ze sporej odległości mogłam dostrzec szeroki uśmiech na twarzy starszej pani.
     - Uwaga, drodzy uczniowie, proszę o chwilę spokoju. Nie chcemy was dłużej trzymać w niepewności, więc konkurs na najlepszą potrawę inspirowaną Halloween odbędzie się już teraz. Cieszycie się?
     Po hali sportowej rozniosły się wesołe nawoływania. Zwróciłam wzrok w stronę Raven. Z rozchylonymi wargami wgapiała się w dyrektorkę. Jej oczy wyrażały zachwyt, jakby ukazał się jej sam Archanioł Gabriel. Bez ostrzeżenie złapała mnie za dłoń, dalej patrząc na trybuny, a po chwili parła naprzód, przedzierając się przez zaintrygowany tłum, ile tylko sił miała w nogach. Ledwo za nią nadążałam, parokrotnie potykając się na szpilkach. To zdecydowanie nie były buty, w których można było uprawiać mordercze przebieżki.
     Podeszłyśmy pod dolne ławki, skąd miałyśmy doskonały widok na Shermansky oraz stojących po obu jej stronach nauczycieli. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się dostrzegłam, że za plecami belfrów zostały ustawione krzesła oraz stoliki przepełnione różnego rodzaju jedzeniem. Tuż za panem Farazowskim leżała blaszka z naszymi dyniowymi lampionami nadziewanymi mięsem mielonym. Z oczodołów oraz buzi wydrążonych min skapywał pikantny sos pomidorowy, który – według Raven – stanowił kluczowy składnik dania.
     - Jury będzie oceniać potrawy. Zwycięska klasa wyjedzie na trzydniową wycieczkę do Waszyngtonu. – Po sali rozniosły się podekscytowane szepty. Black mocniej splotła nasze palce. Sądziłam, że pragnęła otrzymać z mojej strony więcej wsparcia. Przeliczyła się. Sama byłam zdenerwowana i prawie drżałam z podekscytowania, toteż nie dałabym rady przekazać koleżance choćby grama pocieszenia.
     Kilku przedstawicieli grona pedagogicznego niemal w jednakowym czasie zasiadło przy ławkach, na których ustawiono konkursowe posiłki. W wręcz przeraźliwej oraz przyprawiającej o gęsią skórkę ciszy zabrali się za nakładanie niewielkich porcji na swoje talerze. Ukradkiem rozejrzałam się po hali sportowej. Wszyscy wbijali czujne spojrzenia w belfrów, jakby dostrzegali w nich istoty boskie, które w zamian za chwilę uwagi darują im wieczne zdrowie bądź spełnią jedno ich życzenie. Jedynie zdrowy rozsądek powstrzymywał mnie przed prychnięciem ociekającym dezaprobatą. Zaiste, widok zapierał dech w piersiach i postronnego widza mógł przyprawić o dławiący napad śmiechu.
     Zerknęłam na cyfrowy zegar, stanowiący część tablicy punktowej. Od zajęcia miejsc przez nauczycieli minął kwadrans, który zdawał się dłużyć w nieskończoność. Nerwowo przestępowałam z nogi na nogę, czasami przyklepywałam również niesforną grzywkę, wręcz lepką od nadmiaru lakieru do włosów. Gdyby nie żelazny uścisk Raven, unieruchamiający jedną z moich dłoni, zapewne poprawiłabym wysokiego kucyka. Miałam wrażenie, że czarna gumka co rusz zsuwała się z ciemnych pasm i tylko ułamki sekundy dzieliły kudły przed uwolnieniem spod więzów.
     Nagle powietrze w sali przeszył głośny dźwięk odkładanych sztućców. Pedagodzy, zajmujący miejsca w loży honorowej, wycierali serwetkami resztki sosów z kącików ust. Pani Shermansky chrząknęła w otwartą dłoń, po czym ponownie wzięła do ręki mikrofon. Uważnym wzrokiem spoglądałam na twarze nauczycieli, zastanawiając się, kiedy zdążyli zdecydować o zwycięscy. Przecież nie komunikowali się podczas jedzenia, a jedynie kiwali głowami albo krzywili się nieznacznie, gdy któreś danie nie zaspokoiło ich kubków smakowych.
     - Podjęliśmy już decyzję – zaczęła kobieta, uśmiechając się promiennie. Głośno przełknęłam ślinę, a gdzieś w głowie zatliło się złowróżbne przeczucie. – Klasą, która wygrywa tegoroczny konkurs halloweenowy jest… – przerwała, chcąc dodać dramatyzmu. Raven jeszcze mocniej wbiła paznokcie w moją skórę, na co jęknęłam z bólu. – 2A! Wielkie gratulacje! Po odbiór nagrody zapraszam wykonawców potrawy.
     Hala sportowa niemal zatrzęsła się pod wpływem donośnych krzyków przepełnionych euforią. Nie mogłam dziwić się zwycięzcom. Przeżywałam identyczne uniesienia, gdy Nathaniela ogłoszono przewodniczącym pierwszaków.
     Westchnęłam zrezygnowana. To koniec. Nasze starania poszły na marne, a szmat czasu spędzony na drążeniu dyń, któremu towarzyszył obrzydliwy smród nie został zrekompensowany. Nie zawsze jednak dane nam było cieszyć się sukcesem – czasami należało dumnie przyjąć porażkę i przyrzec w głębi duszy, że kolejna walka przyniesie z goła odmienny epilog.
     - Sprzeciwiam się, przecież to jawne oszustwo! – wrzasnęła stojąca obok dziewczyna. Spojrzałam na różowowłosą przerażonym wzrokiem. Czy ja w ogóle wspominałam o zaakceptowaniu klęski?
     - Zamknij się – warknęłam, szturchając koleżankę w ramię.
     - A gdzie twoje przypuszczenia mają źródło? – zapytała dyrektorka. Dostrzegłam, że siliła się na uśmiech, lecz całkowicie niepotrzebnie. Jej zmarszczone czoło oraz drżące powieki skutecznie odsłaniały prawdziwe uczucia kobiety.
     - Debrah jest pani wnuczką, więc nawet nie powinna brać udziału w tym konkursie!
     Salę ponownie wypełniły dociekliwe szepty. Licealiści wymieniali pomiędzy sobą opinie na temat słusznego spostrzeżenia Black. Wyczuwałam kłopoty. Gdyby nagle cała ta zgraja rozszalałych nastolatków zaczęła protestować, Shermansky miałaby ogromny problem, którego nawet nie brała pod uwagę. Na świecie nie istniało nic gorszego od zdenerwowanego tłumu młodych ludzi wprost tryskających burzą hormonów.
     - Nie zgadzam się, by moje faszerowane lampiony dyniowe zostały przyćmione jakimiś marnymi babeczkami w kształcie trupich główek! Podobne albo nawet lepsze można dostać w każdej cukierni!
     - Dobrze, moja panno, wszelkie zażalenia wygłosisz w poniedziałek w moim gabinecie na długiej przerwie. Liczę także na przyjście twojej cioci.
     - Siostrę i kota też mogę przyciągnąć! – rzuciła na odchodne Raven.
     Wyswobodziła dłoń z uścisku, po czym, przepychając się przez tłum, ruszyła w stronę wyjścia. Krzyknęłam za nią, aby poczekała, lecz nie usłuchała. Bez dłuższego namysłu udałam się za nią. Wściekła Black zawsze oznaczała kłopoty, które przeważnie spotykały osoby w jej towarzystwie, a nie ją samą. Bałam się, iż mogła wyrządzić komuś krzywdę. Wiedziałam, jak bardzo zależało jej na wygranej, jeszcze zanim dowiedziała się o atrakcyjnej nagrodzie. Jednakże to nie przegrana wywołała w dziewczynie tak kolosalnych rozmiarów wściekłość. Powodem ogarniającego każdą komórkę jej ciała gniewu był tryumf Debrah.
     - Stój, no gdzie tak biegniesz? – krzyknęłam, gdy znalazłyśmy się na opustoszałym korytarzu. Brak uczniów, krążących bez celu po szkole, wywoływał we mnie strach.
     Różowowłosa zapewne nawet nie pomyślała o zaprzestaniu morderczego biegu. Wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej przyspieszyła. Westchnęłam mocno już zirytowana, po czym zdjęłam ze stóp niewygodne szpilki. Chłód podłogi zadziałał kojąco i od razu nabrałam sił do dalszej drogi. Cholernie denerwowałam się, że zawsze na mnie przypadał przymus załagodzenia tajfunu emocji Raven. Owe zadanie należało do piekielnie trudnych i gdybym nie traktowała Kruczka jak przyjaciółki, nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby pakować się w to bagno. Wiedziałam jednak, iż z jej strony mogłam liczyć na wsparcie, a osób, od których otrzymywaliśmy pomoc, zwyczajnie nie wypadało zostawiać samych.
     Zamglonym wzrokiem spostrzegłam, jak dziewczyna opuszczała budynek, z hukiem otwierając główne wejście. Nie mogłam już przyspieszyć – z trudem łapałam oddech przez uciskający płuca gorset. Wybrałam najgorszy z możliwych strojów.
     Kiedy wypadłam na dziedziniec, dysząc przy tym oraz wycierając kropelki potu spływające po skroniach, Black stała nieopodal bramy wraz z trójką chłopaków. Dwie nadzwyczaj wysokie sylwetki pozwoliły mi myśleć, że byli to Duncan i Corey, natomiast ostatniej postaci nie rozpoznałam. Bez namysłu ruszyłam w stronę znajomych. Przyjemny chłód, który muskał moje stopy, zamienił się w przenikliwe zimno. Jedynie białe bawełniane pończochy zakrywały nogi, marnie zatrzymując przy tym ciepło w kończynach. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam unoszące się nad głowami zgromadzonych kłęby szarego dymu. Skrzywiłam się mimowolnie. Sam zapach już mnie nie odrzucał, aczkolwiek wolałam nie mieć styczności z duszącym obłokiem.
     - Raven, idiotko, ile można za tobą biegać? – warknęłam, stając w odległości pięciu metrów od palących.
     Położyłam na szarej kostce brukowej szpilki i niezgrabnymi ruchami włożyłam do nich stopy. Miałam serdecznie dosyć tego wieczoru. Liczyłam na przyjemną zabawę w gronie przyjaciół, a skończyło się furią panny Black oraz poczciwej dyrektorki Shermansky. Dobry humor staruszki zapewne uciekł bezpowrotnie i można było spodziewać się, że przez najbliższy tydzień będzie chodziła naburmuszona, co nie wróżyło dobrze.
     - Nie wracam tam, nawet na to nie licz! – burknęła, wkładając pomarańczowy filtr pomiędzy pomalowane czarną szminką wargi.
     - Dziewczyno, chociaż nie pal, co? – poprosiłam, przekręcając głowę na bok. Nastolatka zignorowała moje słowa. Wzięła od Toby’ego żarową zapalniczkę, po czym odpaliła papierosa, mocno zaciągając się przy tym dymem. Nawet nie kaszlnęła, co oznaczało, że to nie jej pierwszy kontakt z używką.
     - Co dokładnie zaszło na sali? – zapytał niepewnie Corey, co rusz spoglądając to na mnie, to na różowowłosą.
     - Ta żmija wygrała, rozumiecie? Ma babkę dyrektorkę, to i na wycieczkę pojedzie, a jakże.
     - Czyli moja klasa zajęła pierwsze miejsce? – zagaił blondyn. Posłałam mu złowrogie spojrzenie, nie mogąc nadziwić się, do jakiego stopnia wyzbył się instynktu samozachowawczego. Young od imprezy w domu Browna – która de facto zakończyła się absolutną klapą – nazbyt często kręcił się w pobliżu Raven. Do tej pory dziewczynie nie przeszkadzała jego obecność, a zdarzało się, że nawet wykorzystywała ją dla własnych korzyści. Dzisiaj jednak nastolatek wykopał sobie grób.
     - Weź, człowieku, się nie odzywaj – warknęła Black, machając tlącym się papierosem tuż przed nosem kolegi. – Idę do domu. Mam dosyć tego kurewskiego balu.
     Rzuciła na wpół wypalonego szluga na chodnik, przydeptując go bordowym trampkiem. Skrzyżowała ręce na piersi, jeszcze bardziej uwydatniając pełny biust. Szurając butami, wyszła z terenu szkoły.
     - A co mam zrobić z twoją blaszką? – zawołałam za nią.
     - Poślij ją do diabła – rzuciła, unosząc do góry środkowy palec.
     - Świetnie – mruknęłam. – Wprost zajebiście.
     Tupnęłam obcasem, zaciskając dłonie w pięści. Kłykcie mi zbielały, a długie paznokcie w kształcie szponów wbijały się boleśnie, powodując wgłębienia w skórze.
     - Pójdę za nią – oznajmił Toby, biegnąc w stronę, gdzie udała się różowowłosa.
     - A ja zobaczę, co się dzieje na sali – powiedział Corey, oddalając się równie pospiesznie.
     Westchnęłam zmęczona. Ten dzień dłużył się niemiłosiernie, a na jego zwieńczenie zostałam skazana na towarzystwo Duncana. Nadal czułam jego dociekliwy wzrok na ciele, a sama myśl o bliskości bruneta przyprawiała mnie o palącą czerwień na polikach. Odwróciłam twarz, nie chcąc pokazać chłopakowi, że wyłącznie stanie obok niego wywoływało tak intensywne reakcje.
     - Znowu to robisz – stwierdził z nutką irytacji w głosie.
     - Niby co? – zapytałam, nie gryząc się w porę w język. Dlaczego w te dwa wyrazy włożyłam aż tak dużą dawkę wrogości? Tym sposobem na pewno nie złagodzę nastroju, który zawisł nad naszymi głowami.
     - Uciekasz wzrokiem – mruknął. – Nadal się wstydzisz?
     - Duncan, ja…
     - Rozumiem – przerwał mi. Podszedł i objął mnie w talii, przyciągając do siebie. Oparłam policzek na twardej klatce piersiowej, napawając się mało przyjemnym zapachem dymu papierosowego oraz wanilii. Holden nie używał perfum – twierdził, że wszystkie śmierdziały i nie pasowały do niego – lecz zapach z samochodu doszczętnie wsiąkł we wszystkie ubrania bruneta. – Jesteś absolutną cnotką i boisz się okazywać swoich erotycznych reakcji.
     - To nie tak – zaprzeczyłam trochę nazbyt gwałtownie.
     - Więc jak? – Odsunął się na niewielką odległość, by móc spojrzeć w moje oczy. Dwie czarne głębie wpatrywały się we mnie intensywnie, chcąc zapewne przedostać się wprost do mózgu, by poznać wszystkie myśli. Gdyby mogły tego dokonać, czego by się dowiedziały? Zapewne niczego sensownego i godnego uwagi. W głowie wręcz czułam pustkę. Chciałam jakoś wyjaśnić chłopakowi swoje postępowanie, ale nagle wszystkie słowa uciekły. Wybrały najmniej odpowiedni moment na danie drapaka.
     - Dobra, przyznaję ci rację – westchnęłam. – Ale co mam z tym zrobić?
     - Najlepiej nic. – Wzruszył ramionami. – Może właśnie dlatego z tobą jestem? – Uniósł oczy ku niebu.
     - Hę? Że niby, co chcesz przez to powiedzieć?
     Pochylił się nade mną, muskając językiem moją dolną wargę. Pod wpływem zachęcającego gestu rozchyliłam usta, ale chłopak odsunął się nieoczekiwanie. Posłałam mu zdziwione spojrzenie spod sztucznych rzęs. Na jego twarzy widniał pełen tryumfu uśmiech.
     - Nie wrzucaj tej sukienki gdzieś w głąb szafy, bardzo cię proszę – powiedział, przekręcając głowę na lewą stronę.
     - Aż tak ci się spodobała?
     - Szalenie.
     Drgnęłam, słysząc w głosie bruneta nutkę podniecenia. Czułam, że właśnie w tym momencie powinnam wykonać jakiś ruch. Przynajmniej tak postąpiłaby osoba, której zarzucono bierność w związku. Zależało mi na Duncanie i nie chciałam, by tylko on wychodził z inicjatywą. Problem pojawiał się wówczas, gdy tylko sekundy dzieliły mnie od podjęcia spontanicznej decyzji. Naradzało się pytanie: co ja tak właściwie mam zrobić? W ogóle nie byłam obeznana w sprawach damsko-męskich i tak na dobrą sprawę, to wcześniej nie zwracałam nawet uwagi na miłość. Zaślepiły mnie horrory pełne rozlewu krwi, flaków wiszących na wszystkich ścianach domu pośrodku lasu bądź filmy grozy do cna przesiąknięte demonicznymi stworzeniami. Dłużej się nad tym zastanawiając, przed poznaniem Holdena moje życie było dużo łatwiejsze i klarowniejsze, a przede wszystkim nie wymagało ciągłego głowienia się nad błahostkami.
     Na policzku spoczęły chłodne palce, wybudzając mnie z rozmyślań. Twarde opuszki drażniły białą od podkładu skórę. Odruchowo przechyliłam głowę w stronę dłoni chłopaka, chcąc jeszcze bardziej poczuć jego bliskość. Przymrużyłam oczy, kiedy całe ciało poczęło odczuwać spokój oraz niemożliwą do opisania błogość. Mogłabym na wieki zastygnąć w takiej pozycji, naprzeciw Duncana, pośród ciemności rozświetlanej jedynie pojedynczymi latarniami ulicznymi. Nad naszymi głowami rozpościerała się granatowa płachta, spod której wesoło migały mikroskopijne gwiazdy. Księżyc skrył się za leniwie poruszającymi się obłokami. Tej magicznej chwili akompaniowało jedynie głośne ujadanie psa oraz przytłumione dźwięki wolnej piosenki, dochodzące z hali sportowej.
     Uniosłam zamglony od silnych emocji wzrok na przystojną twarz bruneta. Nie widniał na niej choćby cień uczuć. Wręcz ociekała beznamiętnością, co spotęgowało moje doznania jeszcze bardziej. Chciałam nakłonić spierzchnięte wargi Holdena do ruchu. Położyłam dłoń na karku chłopaka, figlarnie bawiąc się czarną gumką. Delikatnie zsunęła się z ciemnych włosów, a po chwili na dobre opadła na chodnik. Na moment utkwiłam spojrzenie w czarnych tęczówkach, by następnie skierować je na pełne, blade usta. Prychnął pod nosem, po czym nachylił się nieznacznie. Musnęłam wargi chłopaka swoimi. Ten jednak pozostał niewzruszony – tkwił w bezruchu, nie odwzajemniając pocałunku. Odsunęłam się, lekko zdziwiona brakiem reakcji ze strony bruneta.
     - Nie strzelaj fochów – mruknęłam, zawijając na palec wskazujący ciemne włosy nastolatka i delikatnie pociągając za pasmo.
     - Postaraj się bardziej – odparł, patrząc na mnie z góry. Mogłam wręcz rzec, iż w oczach majaczyło mu uczucie wyższości oraz pogardy.
     Gniewnie zmrużyłam powieki, tłamsząc chęć wypowiedzenia kilku szkaradnych słów. Postanowiłam podnieść rzuconą mi pod nogi rękawicę. Owszem, należałam do niedoświadczonych cnotek – ale walecznych cnotek.

      Ponownie złączyłam nasze usta w niewinnym pocałunku. Tym razem zmusiłam Duncana ro rozchylenia warg. Zaczepnie szturchałam jego język swoim. Niemal od razu uderzył we mnie posmak dymu papierosowego. Woń uniemożliwiła moim zmysłom prawidłowe funkcjonowanie. Odurzała oraz zniewalała. Poczułam delikatne zawroty głowy, a w nogach na ułamek sekundy zabrakło sił. Holden w odpowiednim momencie mocno złapał mnie za biodra, pomagając utrzymać równowagę. Sapnęłam wprost w usta chłopaka, co wyraźnie zachęciło go do pogłębienia pieszczoty. Począł agresywnie oddawać pocałunki, łącząc nasze języki w namiętnym tańcu. Dłońmi zjechał na moje pośladki, podskubując skórę ukrytą za czarnym materiałem. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł dreszcz podniecenia.
     - Jesteś najlepsza – stwierdził, gdy oderwaliśmy się od siebie w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza. Oparł czoło na moim.
     - Gdzie masz cylinder i laskę? – zapytałam bez zainteresowania. Po prostu nie chciałam, by zawisła nad nami krępująca cisza.
     - Odłożyłem do samochodu – odparł. – Aż tak ci się spodobały? – zagaił z przekąsem.
     - Szalenie. – Zaśmiałam się.
     - Wracamy na salę?
     - Wolałabym nie. To byłoby nieuczciwe w stosunku do Raven.
     - Naprawdę się polubiłyście.
     Odsunął się na krok. Na twarzy miał pogodny uśmiech, tak rzadko u niego bytujący. Pragnęłam uwiecznić tę chwilę na wieki; zapamiętać ją właśnie taką, jaką była teraz. Lekki podmuch wiatru, kokieteryjnie unoszący dół sukienki. Roztaczająca się wokół naszych postaci woń wanilii wymieszanej z truskawką. Wściekłe brzmienia gitary elektrycznej, dochodzące ze szkoły. I ten posmak papierosa w buzi, będący pierwszym tak deprawującym doświadczeniem w życiu.
     - Skoro nie chcesz kontynuować tej szopki, musisz mieć jakiś plan w zanadrzu.
     - Myślałam, że może ty coś wykombinujesz. – Odwróciłam wzrok w stronę ogrodu, gdzie odbywały się zajęcia z botaniki.
     - Ach, tak? W takim razie zapraszam cię do siebie.
     - Teraz? – rzuciłam zszokowana.
     - Na całą noc.
     Zamrugałam kilkakrotnie, zupełnie jakbym nie rozumiała słów wypowiedzianych przez Holdena. Pomysł wydawał się dla mnie co najmniej kretyński. Z pewnością Castiel również przyprowadzi swoją ukochaną do domu, z czego wyniknęłaby niezręczna sytuacja. Ponadto przed oczami nadal miałam sadystyczny wyraz twarzy Duncana, wręcz błagającego mnie, abym zaczęła krzyczeć i wołać o pomoc. Bałam się spać w jednym łóżku z brunetem. O ile ostatnim razem Raven przyszła na ratunek, tak teraz definitywnie nie miałabym tyle szczęścia. Moja czystość zostałaby zmasakrowana w sposób nad wyraz brutalny i przyprawiający większość ludzi o grymas obrzydzenia.
     - N-nie, no co ty, zgłupiałeś? – rzuciłam, uśmiechając się nerwowo.
     - Będę trzymał rączki przy sobie, obiecuję. – Uniósł dłonie, jakby próbował udowodnić, że rzeczywiście zamierzał tym razem pozostawić mnie w spokoju. Jednakże nie chciałam w to wierzyć. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie przepuści jakiejkolwiek okazji.
     - Mam ci przypomnieć, co zrobiłeś na imprezie u Corey’a? – Skrzyżowałam ręce na piersi, a spojrzenie czarnych tęczówek spoczęło na uwydatnionym biuście. Westchnęłam z politowaniem, aczkolwiek niewiele to dało.
     - Oj, przecież tylko się z tobą droczyłem – burknął, pocierając moje ramię, jakby próbował dodać mi otuchy, lecz przyniosło to marny skutek.
     - Mhm, jasne, a ja o mały włos nie zeszłam na zawał.
     - Czyli zamierzasz tam wrócić? – Wskazał palcem na salę gimnastyczną, skąd błyskały kolorowe światła.
     Przez chwilę analizowałam wszelkie pozytywy, wynikające z dołączenia do znajomych na balu halloweenowym. Aczkolwiek myśl o pozostaniu wierną w stosunku do Raven przechyliła szalę nad wyborem domu Holdenów.
     Westchnęłam przeciągle, po czym wyszłam z terenu liceum i udałam się w stronę szkolnego parkingu. Chłodny wiatr owiewał moje ciało, które niezbyt dobrze chronił strój pokojówki. Objęłam się ramionami, chociaż trochę spowalniając utratę ciepła.
     Ulice Crystal Hills o tej porze świeciły pustkami. Minęliśmy jedynie jeden samochód, którego kierowca zdawał się błądzić. Niby miasto nie należało do wielkich metropolii, aczkolwiek jego plan mógł przyprawić o zawroty głowy. Numery domów najwyraźniej ustalał jakichś wariat, ponieważ po czwórce nagle znikąd pojawiała się dziewiątka. Ponadto wyjechanie na główną drogę także nie figurowało na liście łatwych zadań.
     Opierałam skroń o szybę, podziwiając ozdoby ogrodowe. Przed każdym domem stały dyniowe lampiony, a zagorzali wielbiciele Halloween ugniatali swój równo przystrzyżony trawnik strasznymi postaciami.
     Nagle przypomniałam sobie, że nie poinformowałam rodziców o moich zamiarach spędzenia nocy poza domem. Mamę łatwo udobruchać, gorzej z tatą. Zapewne nie ucieszy go fakt, że po raz kolejny w tym miesiącu będę zawracać głowę ciotce Raven. Poczciwy Ron nie został wtajemniczony w prawdziwe poczynania swojej ukochanej córeczki i na pewno dzięki temu będzie mu się lepiej spało. Wolałam nawet nie myśleć, jakby zareagował, gdyby dowiedział się, że nie nocowałam u Kruczka, a chadzałam na pijackie zabawy.
     - Mogę napisać z twojego telefonu do mamy? – zapytałam, kątem oka zerkając na Duncana, który w całkowitym skupieniu wpatrywał się w drogę.
     - Jest w schowku – odparł, nie odrywając wzroku od asfaltu. Dzisiaj prowadził wyjątkowo ostrożnie, co bardzo mnie zdziwiło. Zazwyczaj kręcił kierownicą niczym wariat, a ja ledwo dawałam radę utrzymać tyłek na fotelu.
     Wydobyłam ze skrytki komórkę. Zapisałam w kontaktach numer mojej rodzicielki, po czym przystąpiłam do pisania SMS-a.
     Do: Mama Holly
     Treść: Cześć, mamo, piszę od Duncana. Zostanę u niego na noc, co? Wrócę jutro
                 przed południem. Powiedz dla taty, że poszłam do Raven.
     Na wiadomość zwrotną nie musiałam długo czekać. Nie minęła nawet minuta, a telefon zawibrował mi w ręce.
     Od: Mama Holly
     Treść: Zgłupiałaś? Nie możesz spać z dorosłym chłopakiem w jednym łóżku. Masz
                 natychmiast przyjść do domu albo zostać w szkole.
     Westchnęłam rozbawiona. Zgadzała się, bym chodziła na dwudniowe imprezy, a na zwykłe nocowanie fukała niczym rozjuszona kotka. Chyba nie sądziła, że gospodarz przyjęcia wydzielił specjalnie dla mnie oddzielny pokój.
     - Nie zgadza się? – zagaił Holden. W jego głosie wyczułam nutkę zawodu.
     - Taa… Ale to nic. Zaraz ją przekonam do zmiany decyzji.
     Do: Mama Holly
     Treść: Do niczego nie dojdzie. Uważasz, że jestem jakąś idiotką, która już na
                 początku związku wskakuje facetowi pod pościel? Dzięki, nie spodziewałam
                 się tego po tobie.
     Zniecierpliwionym wzrokiem wpatrywałam się w czarny ekran, dostrzegając w nim swoje odbicie. Czarna szminka prawie całkowicie zeszła z mych warg, chociaż mogłam przysiąc, że zanim opuściłam budynek liceum była nienaganna. Ciemny cień do powiek trochę za bardzo rozmazał się wokół oczu. Zignorowała drobne defekty – w końcu zaraz i tak pozbędę się całkowicie makijażu. Nienawidziłam się malować; czułam się wówczas niekomfortowo.
     Komórka wydała z siebie irytujące brzęczenie, na dźwięk którego mimowolnie ściągnęłam brwi. Naprawdę nie przepadałam za tym odgłosem.
     Od: Mama Holly
     Treść: Zgadzam się, ale masz nie robić żadnych głupot. Ufam tobie.
     Delikatnie uniosłam kąciki ust. Nie ucieszyłam się z powodu przyzwolenia od rodzicielki, a z zaufania, jakim mnie obdarzała.
     - Załatwione – rzuciłam i na powrót wbiłam wzrok w widoki za szybą.
     Pięć minut później opuszczaliśmy garaż rodziny Holdenów. Przeszliśmy przez kotłownię oraz spiżarnię, wychodząc na korytarz. Z salonu dobiegło wesołe szczekanie i stukot pazurów o panele. Zza rogu wyłonił się Demon, merdając entuzjastycznie ogonem. Podeszłam do pieska w celu pogłaskania go po pyszczku. Ten natomiast od razu oparł przednie łapy o moje przedramię, prosząc o wzięcie na ręce.
     - Czy mi się wydaje, czy on trochę urósł? – zapytałam, lecz w odpowiedzi dostałam jedynie cichy pomruk. Podniosłam szczeniaka, krzywiąc się delikatnie. – Tak, z pewnością urosłeś – jęknęłam.
     - Chcesz coś do picia lub jedzenia? – zaproponował Duncan, kierując się do kuchni. Ruszyłam za nim.
     Odłożył laskę oraz cylinder na marmurowym blacie, po czym zabrał się za zdejmowanie marynarki. Jego palce z gracją rozpięły dwa rzędy guzików, po trzy w każdej linii. Następnie zdjął z szyi żabot i odetchnął głęboko, jakby poczuł ogromną ulgę. Najwidoczniej nie lubił takich ubrań i zapewne jemu także było na rękę wyrwanie się przedwcześnie z balu.
     Oparłam się o szafkę, tuląc do piersi Demona i gładząc lewe uszko pieska. Maluch zamruczał z przyjemności, nadstawiając główkę, ażeby dalej go pieścić. Chłopak podszedł i podrapał szczeniaka pod bródką. Uśmiechnęłam się promiennie, gdy futrzak dla zabawy ugryzł palec bruneta, lekko go tarmosząc.
     - To co – uniosłam wzrok na Holdena – zjemy coś, czy od razu idziemy do łóżka?
     - Wolałabym najpierw zmyć to świństwo z twarzy – burknęłam. Przejechałam kciukiem po szkarłatnej kresce, imitującej krew, która spływała z ust Duncana. Rozmazałam czerwoną farbę do ciała na jego policzku. – Myślę, że jesteś tego samego zdania.
     Odłożyłam zwierzaka na podłogę, nie zwracając większej uwagi na jego powarkiwania. Skierowałam się do schodów prowadzących na górne piętro. Słyszałam kroki idącego za mną nastolatka. Czułam na sobie jego przenikliwy wzrok, który spoczywał głównie na pośladkach. Nie krępował mnie, a wręcz przyprawiał o dumę i co raz to głębsze przekonanie, iż dobrze postąpiłam, kupując tę sukienkę. Może rzeczywiście zdarzy mi się wykorzystać ją do wyższych celów, uszczęśliwiając tym samym Holdena?
     - Gdzie twoja mama trzyma chusteczki do demakijażu? – zapytałam, stając na korytarzu.
     - Jeżeli nie w łazience, to będziemy mieć problem – odparł, drapiąc się po czubku nosa. Zawsze tak robił, gdy naradzała się w nim niepewność.
     - Co masz na myśli?
     - Rodzice zawsze zamykają sypialnię przed wyjazdem.
     - Trzymają w niej coś cennego?
     - Łóżko. – Posłałam mu pytające spojrzenie. – Traktują je jak jakiś artefakt i zapewne chronią przed zdemolowanie.
     - W sensie, że ty i Castiel mielibyście je znieważyć? – Przytaknął skinieniem głowy. – Rozumiem ich. Gdybym miała takich synów, zamknęłabym przed nimi cały dom.
     Weszłam do przestronnej łazienki, utrzymanej w kolorze brązu oraz pistacjowej zieleni. Wzory bambusowych pnączy na kafelkach dodawały orientalnego klimatu. Najbardziej jednak urzekła mnie wykonana z szarego kamienia duża, kwadratowa wanna na podeście, do której spływała woda z niewielkiego wodospadu, wkomponowanego w ścianę. Na wklęsłych, szerokich krawędziach kąpieliska została usypana ziemia, skąd wyrastała soczyście zielona roślina przypominająca trawę.
     Plasnęłam się delikatnie otwartymi dłońmi w oba policzki, chcąc oderwać wzrok od niezwykle pięknej aranżacji wnętrza. Pojęcia nie miałam, jakiego architekta zatrudnili państwo Holdenowie, ale zaczynałam odczuwać złość w stosunku do rodziców, że podczas remontu domu nie poprosili o pomoc tego samego człowieka.
     Podeszłam do słupka w kącie, wykonanego z ciemnego drewna. Otworzyłam drzwiczki i uważnie obejrzałam zawartość mebla. Poza kosmetykami do pielęgnacji włosów oraz ciała nie dostrzegłam niczego więcej. Oprócz wysokiej szafki była jeszcze jedna i to właśnie w niej pokładałam resztki nadziei. Jeżeli nie znajdę tam tych cholernych chusteczek, to zapewne będziemy musieli jechać do całodobowego marketu. Nie miałam sił na dalsze podróże. Chciałam jak najszybciej zmyć z twarzy makijaż, pozbyć się niewygodnych ubrań oraz położyć się do łóżka, czekając, aż zajrzy do mnie Morfeusz.
     - Bingo – mruknęłam, gdy na jednej z półek dostrzegłam upragnioną zdobycz.
     Wyjęłam jeden nawilżony skrawek materiału, po czym zaczęłam zmywać z warg czarną szminkę. Oderwałam sztuczne rzęsy i od razu wyrzuciłam je do kosza. Według informacji na opakowaniu nie były one do jednorazowego użytku, natomiast nigdy więcej nie zamierzałam ich dotykać. Najwięcej czasu pochłonęła próba pozbycia się cienia do powiek. Ilekroć ścierałam go z oczu, ten przemieszczał się na skroń, pozostawiając za sobą ciemną smugę.
     Wściekła cisnęłam do metalowego śmietnika kilka chusteczek. Opuściłam łazienkę, ponownie wychodząc na kwadratowy korytarz, na środku którego ustawione zostały dwa fotele obite białą skórą oraz stoliczek do kawy. Drzwi prowadzące do pokoju Duncana były lekko uchylone, a z pomieszczenia dobiegał czyiś paniczny krzyk. Zapewne chłopak włączył telewizor, a z okazji jutrzejszego święta większość kanałów emitowała wieczorem filmy grozy. Przynajmniej nie będę musiała szukać interesującej produkcji wśród kolekcji bruneta.
     - Trzymaj. – Wyciągnęłam w stronę Holdena białe opakowanie. Spojrzał na nie beznamiętnym wzrokiem, a następnie zerknął na mnie.
     - Nie pomożesz mi? – zapytał, udając oburzenie.
     Westchnęłam z politowaniem. Pozbawianie dorosłego faceta makijażu stanowiło jedną z najbardziej idiotycznych rzeczy, jaką przyszło mi w życiu zrobić. Wyjęłam jedną wilgotną chusteczkę, po czym delikatnie poczęłam wycierać czoło chłopaka. Zgarnęłam do tyłu jego ciemne włosy, nie chcąc, by jakieś pasemko zmoczyło się. Kiedy wycierałam sztuczną krew, cieknącą po brodzie Duncana, ten rozchylił prowokacyjnie wargi. Ze świstem wciągnęłam powietrze. Kusił mnie, skurczybyk – i do tego całkiem skutecznie.
     - Mógłbyś zamknąć buzię? – poprosiłam cichym głosem.
     - Przecież to ty ją otworzyłaś – stwierdził, beznamiętnie wzruszając ramionami. Na chwilę przymknął powieki, a gdy na powrót je uniósł, w czarnych oczach dostrzegłam wesołe ogniki.
     Stłamsiłam w zarodku chęć wypowiedzenia kilku obelżywych epitetów. Aczkolwiek postać w filmie przeklęła szkaradnie i nad wyraz głośno, jakby czytała mi w myślach.
     - Skończyłam – oznajmiłam, gdy na przystojnym licu Holdena nie było już nawet grama białego podkładu. – Zużyliśmy wszystkie chusteczki twojej mamy.
     - Odkupię jej – odparł, kładąc dłonie na mych pośladkach.
     - Ym… Świetnie. Mógłbyś dać mi jakąś koszulkę do spania? – zapytałam nieśmiało, zerkając na dwudrzwiową szafę.
     - Wolałbym, żebyś leżała przy mnie naga – zamruczał ponętnym głosem. Czułam, że traciłam oddech. Czarny gorset gwałtownie zacisnął się, uniemożliwiając płucom dalszą pracę. Poliki smagał prawdziwy ogień z czeluści piekieł, a kręgosłup stał się miejscem parady dla niewidzialnych mrówek. Szatanie, dlaczego ten koleś musiał być tak kurewsko seksowny oraz bezczelny? Dżentelmen nigdy nie wypowiedziałby takich słów na głos, a nawet sam zaoferowałby skafander astronauty, by jego partnerka miała poczucie bezpieczeństwa. Tylko, że Holden stanowił godne przeciwieństwo dla mężczyzny wręcz ociekającego kulturą i właśnie dlatego przykuł moją uwagę oraz zawładnął zdrowym rozsądkiem.
     - G-głupek – warknęłam pod nosem, spuszczając wzrok na ciemne panele.
     Zaśmiał się szyderczo, po czym podniósł się z łóżka i podszedł do szerokiego mebla. Rozsunął jedne drzwi i począł przeglądać półki. Wyjął czarną koszulkę z nadrukiem twarzy jakiegoś potwora, któremu ścięgna rozchodziły się na wszystkie strony, odsłaniając przy tym kawałki żółtawych kości. Wzięłam od chłopaka część garderoby. Zsunęłam ze stóp szpilki, rzucając je niedbale obok komody, nad którą wisiał telewizor. Ponownie udałam się do łazienki. Zwinnymi ruchami zabrałam się za rozwiązywanie tasiemki przy gorsecie. Następnie zdjęłam całą sukienkę. Poły materiału bezwładnie opadły na brązowe kafelki. Założyłam na ciało T-shirt. Okazał się sięgać kolan i bardziej przypominał koszulę nocną. Ściągnęłam z nóg białe bawełniane pończochy. Długie włosy uwolniłam spod więzów gumki, przeczesując je palcami. Godziny chodzenia w kucyku doprowadziły do powstania istnego buszu kłaków, którego nijak nie szło ogarnąć.
     Wróciłam do sypialni Duncana. Chłopak leżał już pod kołdrą. Jedynie część jego wyrzeźbionego torsu oraz głowa wystawała znad satynowej pościeli. Zgasiłam światło i skierowałam się w stronę łóżka. Strój pokojówki odłożyłam na podłogę przy stelażu, po czym wsunęłam się pod nagrzany materiał. Przyjemne ciepło omiotło całą wyziębioną skórę. Przekręciłam się na lewy bok, przodem do Holdena. Objął mnie ramieniem i zaczął delikatnie muskać palcami długie pasma czarnych włosów. Odruchowo zamruczałam wypełniona błogością, jaką niosła ze sobą owa pieszczota. Miękka poduszka, na której położyłam policzek oraz czuły dotyk wprawiły mnie w niemal natychmiastowe znużenie.
     - Będziesz spać? – zapytał cicho Duncan, a ja jedynie wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk, mający na celu potwierdzić słowa bruneta. – W takim razie, dobranoc.
     Gorące wargi dotknęły czoła. Uśmiechnęłam się nikle na ten gest. Ze spokojem wymalowanym na twarzy odeszłam do krainy sennych fantazji.

♥ ♥ ♥ ♥

7 komentarzy:

  1. Jee pierwsza :D
    To się nasza bohaterka dogadała z Duncanem - dwa wampiry na jednej imprezie do tego jeden zboczony do granic możliwości. Ale kto nie lubi takich facetów? Przynajmniej chociaż jeden jest szczery bo jak nic każdy o tym samym myślał ;) Ah ha A ha.
    Zgadzam się z Raven, że to było okropnie niesprawiedliwie i jak nic zgłoszone wyżej, że w ogóle wnuczka dyrektorki brała udział w konkursie. Powinna być wykluczona albo dyrektorka z jury albo dziewczyna z zawodów. Inni nauczyciele też cipy, że się nie zbuntowali. Osobiście mam nadzieję, że babie te żarcie dupą wyjdzie w rodzaju sraczki * przepraszam ale się zdenerwowałam* Teraz by mi się ten glan przydał.

    Ahh faceci i zapraszanie na noc, aż dziwne, że się do niej w ogóle nie dobierał jak leżeli sami w łóżku ( co zabawne szybko odjechała, więc albo się bała, że skorzysta z okazji i wolała udawać martwą albo serio była zmęczona xD)

    Czekam na kolejny rozdział bo na razie ten jest jednym z moich ulubionych! Dracula cud malina!

    Pozdrawiam ciepło i życzę weny weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam szanowną Panienkę Kernit!
    Jestem Julka i jestem Twoją nową czytelniczką! Bądź zaszczycona! Nie no, bez przesady. Nie jestem nie wiadomo kim. To mnie spotkał taki zaszczyt, że mogłam przeczytać Twojego jakże cudownego i niesamowitego bloga.
    Pozwolisz, iż najpierw będę mówić ogółem o opowiadaniu, dopiero potem zajmę się rozdziałem.
    Nie masz wyjścia, hahaha!
    Masz u mnie przeogromny plus. Dlaczego, pytasz zapewne? Albo i nie. Tak czy siak, odpowiem na to pytanie. Bardzo mi się podoba wstawianie co jakiś czas wątku muzyków. Tak, niewątpliwie jestem nienormalna. No bo cóż za normalny człowiek zaczyna szaleć, skakać po stole, a w jego oczach pojawia się ekscytacja, gdy pojawi choćby nazwa muzyka bądź zespołu grającego cięższe brzmienia?
    Następną część komentarza poświęcę naszej głównej bohaterce. Polubiłam dziewczynę i często robi mi się jej szkoda. Zwłaszcza, gdy wyszły na jaw jej problemy psychiczne. Jestem z nią całym sercem i wspieram ją. Dzielna dziewczyna, nie daje się chłopakowi. Brawo ona! Mądra, zadziorna... Zuch kobieta!
    Teraz przejdę do Duncana: szczerzę powiem, że nawet lubię gościa. Tak, jego sadystyczne i czasami zboczone zachowania nieźle mnie wkurzają, ale z niego dobry chłopak. No i cóż zrobić, że mam taki gust, a nie inny?
    Następną częścią będzie Raven: jak ja lubię tę laskę! Rozumiem jej zamiłowanie do glanów, sama noszę je w upały 30 stopni. Napady gniewu nie są takie straszne, uwierz mi...
    -Czy tobie chodzi o mnie?!
    -A to jest zmyślona przeze mnie postać, również nazywająca się Julka. Podobnie jak Raven, jest metalówą i często ma napady gniewu.
    -Moje uszanowanie!
    -Wracając do różowowłosej, bardzo dobra z niej przyjaciółka. Ze świecą takiej szukać..
    Teraz czas na całokształt: Twoje opowiadanie jest bardzo oryginalne. Nigdy podobnego nie czytałam, a to już daje powód, dla którego może wejść do elity moich ulubionych. A niesamowity styl i ciekawe sytuacje, utwierdzają w przekonaniu, iż masz wielki talent. Nie myślałaś o napisaniu książki? Kupiłabym, choćbym miała wydać ostatnie pieniądze i mieszkać pod mostem.
    A teraz wypowiem się, co do rozdziału: bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. Dwa wampirki na jednej imprezie- bardzo fajny pomysł. Widać, iż Holly i Duncan mają podobne gusty i że do siebie pasują. A to mnie cieszy, bo lubię ich parę. Hollcan forever! Lub Dunholl, jak wolisz. Sama nie wiem...
    Debrah i dyrektorka: wredne suki. Tyle w temacie. Dwa słowa, które dobrze określiły mój stosunek do nich.
    Przynajmniej między naszą parką do niczego nie doszło. Holly nie nadszarpnęła zaufania mamy. Chociaż... Ja osobiście bym bardzo chciała, by oni ten teges...
    -Zboczeniec!
    -A ty tam siedź cicho, alkoholiku! A teraz, powiem Ci coś szczerze: dopiero niedawno zaczęłam czytać Twój blog i od razu mnie pochłonął. Szybko go przeczytałam, co z taką ilością rozdziałów powinno być

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. męczące. Ale tak nie było! Zatraciłam się w tym, przez co nie uczyłam się do całorocznego testu z przyrody. A teraz, zamiast uczyć się do poprawkowego z angielskiego, staram się zlepić odpowiednie zdania, dobrze wyrażające moje myśli na temat Twojego, jak już mówiłam, naprawdę niesamowitego opowiadania. Chciałam jeszcze przeprosić za ten komentarz, albowiem jest zapewne do dupy i nie do końca wyraża mojego zachwytu nad Twoim pisaniem. Cały mój zachwyt, podziw i szczęście pomnóż sobie 1000000000000000000000000(0...) razy- i tak to tego nie opiszę. Jesteś po prostu niesamowita i żadne słowa czy liczby nie są w stanie określić tego. Wiedz, że tak bardzo Cię wielbię i zostałam Twoją wierną czytelniczką. Dlatego też, chcę przeprosić i wyrazić współczucie, bo masz taką niezrównoważoną czytelniczkę, piszącą idiotyczne komentarze.
      -Potwierdzam. A ja też będę się udzielać w komentarzach, więc tym bardziej składam wyrazy współczucia.
      -Właśnie. A teraz muszę niestety kończyć, bo wypadałoby się wreszcie pouczyć. Pozdrawiam najserdeczniej, życzę tyle weny, że zajęłaby ona cały wszechświat, wielu komentarzy, bo to bardzo podnosi na duchu, ściskam mocno i do zobaczenia w następnym! Nie myśl sobie, będę czekać.
      -Tak samo ja. Nie odpuścimy *groźnie kiwa palcem*
      No właśnie. No to bay, wszystkiego najlepszego i żyj nam, ile będziesz chciała!
      P.S. Również piszę bloga, niedawno zaczęłam. Nie jest on na początku na tyle świetny i oryginalny, co Twój, ale byłabym w siódmym niebie, jeślibyś tam zajrzała i wyraziła swoją opinie!
      http://julka-i-jej-historia-w-amorisie.blogspot.com/

      Usuń
    2. Przepraszam, ale musiałam przesłać na dwa razy. Mam nadzieję, że nie zrobiłam zbyt dużego spamu :)

      Usuń
    3. Ojej, jakże piękny, długi komentarz. Jestem wprost zachwycona. \(*.*)/ Serdecznie witam nową czytelniczkę. Niezmiernie cieszę się, że mój blog aż tak bardzo przypadł Ci do gustu. Słowa uznania chyba najbardziej zachęcają do dalszego pisania, a Twoje pochwały wywołały uśmiech na mej twarzy pomimo, że padam na poduszki po męczącym dniu. Próbna matura z polskiego jedynie zwiększyła cierpienie, a przede mną jeszcze angielski i matematyka.

      Obiecuję, że za czas nieokreślony, aczkolwiek niedługi zajrzę na Twojego bloga. Myślę, iż po tym tygodniu będę miała więcej wolnego. Tymczasem żegnam się. Pozdrawiam gorąco i życzę wszystkiego dobrego. (^.^)/

      Usuń
  3. Hejo moja ulubiona beto! :D Chciałam Cię serdecznie zaprosić na mojego drugiego bloga. http://servamp-straznicy.blogspot.com/ i nie martw się wszystkie doprowadzę do końca! ^^ Więc jeśli masz ochotę to zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz :D urzekło niemilosiernie me serducho twe wspaniale odpowiadanie. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały:D pozdrawiam i życzę weny ! :D

    OdpowiedzUsuń