Długo wyglądany rozdział wreszcie nadszedł, chociaż spóźniony o jakieś dwa tygodnie. Czuję się winna, albowiem jednej czytelniczce zwiastowałam publikację następnej części, a wyszło zupełnie wbrew moim przepowiedniom. Przepraszam Was bardzo, kochani, za tak długą nieobecność. W moim życiu ostatnio trochę się pozmieniało, aczkolwiek zdecydowanie na lepsze, i wszystko stało się ciekawsze oraz ważniejsze od bloga. Jejku, ależ to żałośnie brzmi... W każdym razie nadeszły upragnione wakacje, które - mam nadzieję - zmobilizują mnie do pracy.
Pozdrawiam serdecznie z żywą nadzieją, że wkrótce zobaczymy się ponownie. (^.^)/
Droga (nie) do miłości: Rozdział
39
„Wolę wszystko niż przeciętność.
Tej na szczęście, nikt mi nie zarzuca.”
~T. Makowski
Ciepły
oddech, okalający moją twarz, nakazał otworzyć oczy, by móc przywitać się ze
światem. Naprawdę nie chciałam tego czynić. Wszelkimi możliwymi sposobami
starałam się odsunąć od natrętnego gorąca, lecz nie dawałam rady uciec. W którą
stronę nie przekręciłabym głowy, ten i tak owiewał skórę, nie pozwalając dalej
tkwić w silnych ramionach Morfeusza. Ponadto ciężar spoczywającej na mnie osoby
skutecznie utrudniał zaczerpywanie powietrza. Próbowałam wziąć głębszy oddech,
aczkolwiek wraz z tlenem do płuc transportowałam także wręcz palący zapach dymu
papierosowego do nozdrzy.
Mateńko
kochana, czy on kopcił zaraz po podniesieniu tyłka z materaca? A może w ogóle
nie wstał z łóżka, tląc te śmierdzące cholerstwo tuż przy moim nosie?
Poczułam
dotkliwe uszczypnięcie na policzku. Jęknęłam cicho, mocno zaciskając powieki w
zdenerwowaniu. Lewa część twarzy została rozciągnięta, odsyłając tym samym
senność w zapomnienie. Przyjemnie było marzyć o samotnym rejsie po wodach
Oceanu Spokojnego. W tle leciała kojąca muzyka, a akompaniował jej szum
delikatnych fal oraz skrzek mew. Stałam za sterem jachtu SY Stanley, dumnie
wypinając pierś do przodu i sporadycznie poprawiałam zsuwające się z zadartego
noska okulary przeciwsłoneczne. Delikatny wiaterek mierzwił niesfornie ciemne
pasemka, które wydostały się spod sideł czarnej gumki.
- Wiem,
że nie śpisz – mruknął zachrypnięty głos, niemal ociekający rozbawieniem.
- To
wszystko twoja wina – burknęłam.
Najwyższy
czas wrócić do rzeczywistości, aczkolwiek nadal czułam w dłoniach dotyk
gładkiej, wypolerowanej tafli drewna. Zderzenie ze światem realnym z pewnością
mnie zaboli. Już w tej chwili doświadczałam cierpienia cielesnego, a nawet nie
otworzyłam oczu.
Kościste
palce splotły się z moimi. Spierzchnięte wargi musnęły wierzch dłoni.
Westchnęłam głośno, gdy palący gorąc, bijący od rozgrzanych ust, zatrzymał się
na wewnętrznej stronie nadgarstka. To było jedno z wrażliwszych miejsc na ciele,
które nijak nie mogło oprzeć się subtelnym pieszczotom.
-
Przestań – szepnęłam błagalnie. Przysłoniłam twarz przedramieniem, chcąc
chociaż w małym stopniu ukryć zażenowanie.
Rozchyliłam powieki. Spod ręki oglądałam przystojną twarz bruneta, teraz
ozdobioną tryumfującym uśmieszkiem. Lubieżnie oblizał wargi, jakby właśnie
skończył konsumpcję czegoś niezwykle smacznego.
Ciekawe, jak bardzo się zaślini, gdy już w
ciebie wejdzie…
Drgnęłam
na tę myśl. Druga Holly uświadomiła mi, że związek z Duncanem nie zawsze będzie
przepełniony po brzegi sielanką. Prędzej czy później nadejdzie dzień, kiedy
chłopak uzna, iż pocałunki, to dla niego zbyt mało. Już zaczynałam obawiać się
tej chwili. Ustanowiłam sobie za cel, że możliwie jak najdłużej zachowam
niewinność.
Chłopak
ułożył tors na moim brzuchu, podpierając się jedynie na łokciu. Głowę ulokował
na dłoni i z uwagę mnie obserwował. Przy każdym jego głębszym oddechu
wyczuwałam pod skórą lekko wbijające się żebra. Holden miał wyraźnie zarysowane
mięśnie, lecz tłuszczu jak na lekarstwo. Gdyby skrupulatnie nie ćwiczył oraz
nie jadł na co dzień według diety dla sportowców, zapewne przypominałby
anorektyka. Ktoś mógłby wówczas pomyśleć, że połączyła nas niedowaga. Para
kościotrupów wyglądałaby co najmniej groteskowo.
Nagle
poczułam silne ssanie w żołądku, a po pokoju rozniosło się donośne burczenie.
Odruchowo skierowałam wzrok na brzuch zakryty puchową kołdrą. Brunet prychnął
pod nosem, wyraźnie rozbawiony. Gniewnie ściągnęłam brwi i spojrzałam na niego
spod na wpół przymkniętych powiek.
- Co cię
tak bawi? – warknęłam. – Powinieneś zrobić mi śniadanie. Nie wiem, dlaczego
jeszcze tutaj jesteś.
Odwróciłam głowę, zamykając oczy. Przybrałam obrażoną minę. Machnęłam
ręką na Duncana, dając mu do zrozumienia, że w jego obowiązku było
natychmiastowe oddalenie się.
- Ktoś tu
pokazuje różki, słooodko. – Ponownie się zaśmiał i złożył delikatny pocałunek
na wewnętrznej stronie nadgarstka. Znowu przez moje ciało przeszła defilada
niewidzialnych mrówek. Uwielbiałam, gdy emanował czułością, by za moment na
powrót ukazać całemu światu sadystę z prawdziwego zdarzenia.
Zacisnął
kościste palce na łokciu, po czym przyciągnął mnie stanowczym ruchem.
Gwałtownie oderwałam głowę od poduszki i wyprostowana usiadłam na wygodnym
materacu. Wpatrywałam się w koślawy uśmiech, który wyginał spierzchnięte usta.
Chłopak miał nienaturalnie rozszerzone oczy oraz wąskie źrenice. Wyglądał
niczym seryjny morderca w chwili, gdy właśnie odnalazł wyśnioną ofiarę. Te
gierki nie wzbudzały już we mnie niepożądanego strachu. Wręcz przeciwnie –
pragnęłam doświadczać ich jak najwięcej. Przyzwyczaiłam się do brudnych
poczynań Holdena, które wprawiały moją osobę w stan niemalże euforyczny. Kiedy
przez dłuższy czas nie przebywaliśmy sami, zaczynałam odczuwać brak jego
porywczości, zdecydowania w podjętych działaniach, a nawet agresywności. Po
prostu brakowało mi cierpienia, jakie niosła ze sobą obecność osiemnastolatka.
Niemal uzależniłam się od aktów drobnej przemocy ze strony Duncana.
- Ale nie
przesadzaj, bo będę musiał stać się brutalny – wyszeptał wprost do mojego ucha.
Polizał niewielki kawałek skóry na szyi, po czym przyssał się do niego.
Niekontrolowany jęk wyrwał się spomiędzy ust. Przechyliłam głowę na prawo, aby
dać brunetowi większe pole manewru. Stawałam się przez niego pruderyjna i to
przerażało mnie do żywego.
Położyłam
dłoń na policzku chłopaka. Opuszkami palców gładziłam jego lico. Kiedy oderwał
wargi od rozpalonego ciała, ponownie musnął językiem miejsce, gdzie pozostawił
czerwone znamię.
- Idziemy
na śniadanie? – spytał, układając podbródek we wgłębieniu między obojczykami.
Włosami przyjemnie drażnił bladą skórę, drżącą przy każdym okalającym ją
wydychanym powietrzu.
- Mhm –
mruknęłam. Na kilka sekund przymknęłam powieki. Chciałam lepiej czuć obecność
Duncana. Napawałam się ciepłym oddechem oraz wyczuwalną wonią jego ulubionych
papierosów.
Odsunął
się ode mnie na wyciągnięcie ręki. Z enigmatycznym wyrazem twarzy przyglądał
się moim zaróżowionym policzkom oraz lekko rozchylonym ustom. Przeniosłam wzrok
na lewe ramię chłopaka. Na zewnętrznej stronie widniał wytatuowany demon.
Siedział na tronie wykonanym z ludzkich kości, a w prawej dłoni dzierżył miecz
z rękojeścią w kształcie smoczego ogona. Rogi miał podobne do muflona,
aczkolwiek dużo większe. U jego stup płaszczyło się kilku ludzi. Mimika co
poniektórych wyrażała najżałośniejszą rozpacz wymieszaną z bólem
egzystencjalnym. Byli przyodziani jedynie w skąpe szaty, odsłaniające ich
chorobliwie chude postury. Nad głową piekielnej istoty rozpościerały się
chmury. Zza jednej z nich przebłyskiwała czerwona poświata.
Nagle
Holden wstał z łóżka i podszedł do szafy. Wyjął z niej czarne spodnie od dresu,
po czym skierował ponaglający wzrok na mnie. Niechętnie zdjęłam z siebie
nagrzaną pierzynę. Bose stopy położyłam na ciemnych panelach. Przenikliwe zimno
wstrząsnęło całym ciałem. Sięgnęłam po bawełniane pończochy. Pospiesznie
naciągnęłam je na nogi, zawijając ku górze tak, aby kończyły się jeszcze przed
kolanami.
Opuściliśmy pokój w milczeniu. Leniwymi krokami poczęliśmy pokonywać
stopnie krętych schodów. Z parteru dochodziły przytłumione głosy dwóch osób
odmiennej płci. Zapewne Castiel przyprowadził na noc Debrah i teraz wspólnie
konsumowali śniadanko. Obawiałam się spotkania z dziewczyną. Od ostatniej
imprezy u Corey’a nie wymieniłyśmy między sobą nawet ukradkowego spojrzenia. Aż
do dnia wczorajszego, kiedy to Raven postanowiła zaprezentować swoją wściekłość
przy całej szkole. Nie omieszkała również głośno przedstawić Roty jako wnuczki
dyrektorki liceum, sugerując przy tym, że wszelkie sukcesy brunetka odnosiła w
większej mierze dzięki autorytetowi babci.
Przekroczyliśmy próg przestronnej kuchni. Na barowych krzesełkach
siedziała para nastolatków. Konsumowali kolorowe kanapki, rozmawiając
namiętnie. Nawet nie dostrzegli naszej obecności.
Duncan
podszedł od tyłu do zajętych konwersacją licealistów. Wyciągnął długie ręce, by
pochwycić dwie kromki jasnego pieczywa. Zakochani gwałtownie odsunęli się od
siebie wyraźnie zaskoczeni nagłym przybyciem starszego z rodzeństwa Holdenów.
- Zrób
własne, a nie kogoś okradasz – warknął Castiel, obrzucając krewnego złowrogim
spojrzeniem. Brunet jedynie kiwnął głową w odpowiedzi, chcąc zbyć brata.
- Holly,
chcesz coś do picia? – zagaił osiemnastolatek i podszedł do dwudrzwiowej
lodówki. Odłożył kanapki na blat, po czym otworzył wysokie urządzenie. W
dalszym ciągu stałam przy wejściu do kuchni. Nawet z takiej odległości mogłam
dostrzec, że nastolatkowie nie robili regularnie zakupów. Półki w chłodziarce
świeciły pustkami.
-
Wystarczy woda – odparłam, dostrzegając, że Duncan nerwowo rozglądał się w
poszukiwaniu jakiejkolwiek butelki z napojem.
- A może
być z kranu? – zapytał niepewnie. Posłał mi przepraszający uśmiech. Westchnęłam
lekko rozbawiona, kiwając głową z niedowierzeniem. – Młody, chyba powinniśmy
wybrać się dzisiaj do marketu.
- Mówię ci o tym od trzech dni – mruknął
młodszy z braci i wziął większy kęs.
Niepewnie
usiadłam obok Debrah. Spojrzenie zielonych oczu wbiłam w wysepkę kuchenną.
Obecność Roty bardzo mnie krępowała. Wprawdzie między nami nic nie zaszło, ale
zdawałam sobie sprawę, iż dziewczyna była wyjątkowo zawistną istotą. Nasze
nieporozumienie zrodziło się z kłótni brunetki z Raven. Drugoklasistka
znienawidziła mnie za samą przyjaźń z różowowłosą. Zapewne teraz także żywiła
urazę, ponieważ Black postanowiła ją publicznie znieważyć. Wolałam nawet nie
skrzyżować wzroku z jej chłodnymi, niebieskimi tęczówkami. Bałam się, że za ich
pomocą mogłaby telepatycznie zrzucić mnie ze stołka barowego, przez co
rozwaliłabym czaszkę o twardą podłogę.
Duncan
ustawił przede mną szklankę po brzegi napełnioną wodą oraz kromkę chleba z
serem żółtym, sałatą i pomidorem. Zajął miejsce obok, w skupieniu konsumując
śniadanie. Zapadła niezręczna cisza. Miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy
wpatrywali się w stojącą w kącie lodówkę i siłą umysłu próbowali napełnić ją
jedzeniem wszelkiej maści. Nabrałam nagłej ochoty na sajgonki.
Zerknęłam
na zegarek powieszony nad okapem. Zmrużyłam zaspane oczy, aby dostrzec
wskazówki. Nadal miałam wrażenie, że tkwiłam pośród ciężkiej i gęstej mgły.
Przetarłam wewnętrznymi stronami nadgarstków powieki i zamrugałam kilkakrotnie.
Poczułam, jakby metalowy drąg uderzył w moją głowę w zawrotnym tempie. Obiecałam
wrócić do domu przed południem, a tymczasem jedynie kilka minut dzieliło nas od
godziny trzynastej. Głośno przełknęłam przeżutą kanapkę. Mama mnie zamorduje w
sposób nad wyraz brutalny. Najpierw przywiąże moje ręce oraz nogi do krzesła,
by bez zbędnego stresu móc opowiadać romantyczne historie ze swojego życia.
Następnie zacznie wbijać w dłonie gwoździe, tworząc metalowymi śrubami
niewielkich rozmiarów obrazki. Na końcu obedrze mnie ze skóry, po czym powiesi
ją na płótnie i pomaluje. Ten makabryczny obraz nazwie największym arcydziełem,
jakie udało się jej stworzyć. Zmasakrowane ciało zakopie w ogródku pod
rozłożystym dębem i poleci ojcu zbudowanie drugiej ławeczki.
- Co cię
tak wmurowało? – zapytał prześmiewczo Duncan, lekko szturchając moje ramię.
- Od
godziny powinnam być w domu – wymamrotałam ledwo słyszalnym głosem.
- Nic nie
zrozumiałem, mów głośniej. – Przybliżył się do mnie, a ja kilkoma głębszymi
łykami wypiłam całą szklankę wody, po czym zeskoczyłam ze stołka.
- Muszę
wracać – rzuciłam, pokonując po dwa schodki.
Wparowałam do pokoju Holdena. Szybko pochwyciłam leżącą przy stelażu
łóżka sukienkę pokojówki oraz czarne szpilki. Zbiegałam na dół, trzymając się
mocno poręczy. Stopnie były śliskie, a bawełniane pończochy z pewnością nie
ułatwiały przeprawy. Wręcz przeciwnie – to właśnie za ich sprawą niewiele
brakowało, a straciłabym przednie zęby i złamała nos.
- Cześć
wam! – krzyknęłam, gdy przekręcałam klucz w zamku.
- Czekaj!
– zawołał za mną Duncan. Usłyszałam ciężkie kroki, pospiesznie zbliżające się.
– Idziemy dzisiaj wieczorem na ognisko.
-
Przecież mówiłeś, że po rozpoczęciu zawodów kończycie z imprezami – zauważyłam
słusznie. Założyłam za ucho pasmo włosów, które niesfornie opadło na twarz.
- Ale to
z okazji Halloween. Mam nadzieję, że przyjdziesz.
- O ile
mamcia mnie nie zabije – mruknęłam.
Na krótką
chwilę złączyłam nasze wargi. Dłoń chłopaka ulokowała się na ledwo zaokrąglonym
biodrze. Jednak stanowczym ruchem odsunęłam się od niego. Wiedziałam, że miał
ochotę na pogłębienie pieszczoty, aczkolwiek ja walczyłam z czasem. Każda sekunda
w domu sąsiadów przybliżała do grobu.
-
Koszulkę oddam przy okazji – szepnęłam na odchodne.
Wybiegłam
na podwórze, pozostawiając skołowanego bruneta. Nie rozglądając się za
przejeżdżającymi samochodami, przeszłam przez ulicę. Trzęsącym palcem
nacisnęłam na guzik przy wideofonie. Odruchowo zerknęłam na drzwi wejściowe. Uśmiechająca
się szeroko Sarah nie siedziała na drewnianej ławeczce przy przejściu,
trzymając w rękach sznur. Odetchnęłam z ulgą – najwyraźniej rodzicielka nie
była do tego stopnia zdenerwowana, by chcieć mnie zabić. Jednakże z radością
powinnam jeszcze się wstrzymać.
Moje uszy
dobiegła irytująca melodyjka. Pchnęłam metalową furtkę i weszłam na posesję.
Wbiłam wzrok w stopy chronione jedynie przez białe skarpetki. Chłód kostki
brukowej skrupulatnie przenikał przez ciało, kojąc tym samym buzujące emocje.
Targało mną przerażenie. Byłam skłonna stwierdzić, iż bałam się jeszcze
bardziej niż podczas włamania do własnego domu w celu wykradnięcia płyty. W
końcu mama myślała, że udałam się na spokojną imprezę, a Raven przez cały czas
pilnowała mnie niczym oczka w głowie. Sytuacja prezentowała się z goła
odmiennie, ale tego kobieta nie musiała wiedzieć. Natomiast teraz doskonale
zdawała sobie sprawę, gdzie poszłam i z kim spędziłam ostatnią noc. Zaliczyłam
godzinę spóźnienia, a rodzicielka zapewne pomyśli, że nie tylko ono padło moim
łupem. Chciałam uderzyć się z całej siły otwartą dłonią w czoło. Miałam jak w
banku pogawędkę o dzieciach i sposobach uniknięcia niechcianej ciąży. A i
pewnie zakazu widywania się z Duncanem nie uniknę.
Niepewnie
złapałam za mosiężną klamkę i rozpostarłam jedno z dwóch drewnianych skrzydeł.
Rzuciłam szpilki obok szafki na buty, a strój pokojówki położyłam na narożnej
komodzie. Rozejrzałam się po korytarzu. W domu panował spokój i jedynie z
salonu dochodziły dźwięki strzelaniny. Skierowałam się w stronę dużego pokoju.
Ostrożnie wyjrzałam zza łuku drzwiowego. Na zaokrąglonej kanapie siedział Kevin
wraz z jasnowłosym chłopcem. Obaj trzymali w rękach pady i z uporem maniaka
wgapiali się w zakrzywiony ekran plazmy, na którym rozgrywała się komputerowa
bitwa.
- Hej –
przywitałam się, a w odpowiedzi otrzymałam jedynie cichy pomruk. – Gdzie
rodzice?
Przez
chwilę patrzyłam na tył głowy mojego brata. Sięgające ramion ciemne włosy
związał w niewielkiego kucyka, który opadał na jego kark. Najwidoczniej jemu
również zaczynały przeszkadzać nazbyt długie pasma. Aczkolwiek nadal nie
planował usłuchać mamy i pójść do fryzjera.
-
Szczylu, mówię do ciebie – warknęłam, gdy doszło do mnie, że zostałam w
perfidny sposób zignorowana przez dwójkę jedenastolatków.
-
Pojechali do sklepu po słodycze – mruknął. – Znowu przegrałem! To wszystko
twoja wina! – Odwrócił się gwałtownie, posyłając mi złowrogie spojrzenie.
Leniwie
uniosłam jeden kącik ust, jednak wcale nie odczuwałam satysfakcji. Przepełniała
mnie bezgraniczna radość oraz chęć skonsumowania czegoś smaczniejszego aniżeli
chleb z serem i woda kranowa.
- Dzień
dobry – rzucił na powitanie kolega Kevina.
Machnęłam
na odczepnego ręką, po czym miałam skierować się do kuchni, ale coś nakazało
pozostanie w salonie. Do umysłu wdarł się nicponiowaty stworek, który głośno
powtarzał, że niski blondynek nie był mi obcy. Mrużyłam oczy, zachodząc w
głowę, skąd mogłam go znać. Intensywnie przypatrywałam się szarawym tęczówkom
oraz jasnym włosom z naturalnie ciemniejszymi pasemkami. Oliwkowa karnacja, a
także żółta bluza dowiodły, że dzieciak wpadł na mnie całkiem niedawno. Uciekał
przed dwójką licealistów, chcących pobić Kevina. Nie pamiętałam jego imienia,
aczkolwiek bardzo kogoś przypominał. I to osobę z mojego bliższego otoczenia.
Tylko za żadne skarby nie byłam w stanie przypasować go do jakiejkolwiek znanej
mi osoby.
♥
Bawiłam
się sznurkami ciemnozielonej kurtki. Z niebywałą wręcz cierpliwością
wyczekiwałam końca denerwującego dźwięku, oznaczającego oczekiwanie na
odebranie połączenia. Już siódmy raz próbowałam dodzwonić się do Raven, jednak
ta pozostawała nieuchwytna. Ręka powoli zaczynała mi drętwieć od trzymania jej
w niewygodnej pozycji. Spojrzenie soczyście zielonych tęczówek wbiłam w szyld
wiszący nad wejściem do sklepu Jacky’ego. Duncan obiecał, że wejdzie tylko po
kilka piw oraz paczkę papierosów, lecz siedział w środku już dobry kwadrans. Gdyby
nie dobry humor wywołany uniknięciem kłótni z mamą, z pewnością już dawno
wybuchłabym, raniąc wszelkie istoty żywe w promieniu kilometra. Ociągający się
Holden oraz niedająca znaku życia różowowłosa niejednego wyprowadziliby z
równowagi.
Westchnęłam
przeciągle, gdy po raz kolejny usłyszałam komputerowy głos automatycznej
sekretarki. Nie, nie chciałam zastawić wiadomości, tylko w końcu porozmawiać z
tą cholerną metalówą! Powoli zaczynałam się niepokoić. Ostatnio widziałam ją w
piątek, kiedy wściekła opuściła szkolny bal. Pobiegł za nią Toby pod pretekstem
bezpiecznego odstawienia dziewczyny do domu. Wszakże było ciemno, a o tej porze
tylko zwyrodnialcy kręcili się po ulicach. Spokojni ludzie grzecznie ślęczeli
przed telewizorami, wsłuchując się w wieczorne wiadomości. A jeżeli blondyn
ułożył w degenerackiej głowie misterny plan skrzywdzenia Black? Zdążyłam
zauważyć jego mroczną naturę i szczerze wątpiłam, aby mógł posiadać dobre
intencje. Tak, Toby stał się głównym podejrzanym na mojej liście sprawców i
jeżeli Raven za moment nie odbierze telefonu, to wyrwę chłopakowi język z gęby,
wykastruję go, a na końcu wydłubię oczy – i to wszystko jeszcze dziś.
- Czego?
– Mocno zachrypnięty głos opuścił głośnik telefonu.
- No
nareszcie! – żachnęłam się. Uniosłam wolną rękę, aby po sekundzie opuścić ją
równie szybko. – Prawie przypieczętowałaś wyrok na Youngu.
- Holly,
streszczaj się – mruknęła wyraźnie niezadowolona zawracaniem jej głowy.
Przeszył mnie zimny dreszcz. Jeszcze nigdy nie miałam styczności ze smutną
Raven. Wściekłą i gotową do dokonania makabrycznej zbrodni – owszem, ale nie
przygnębioną.
- Stało
się coś? – zapytałam niepewnie.
- Starucha
zadzwoniła do ciotki i ze szczegółami opowiedziała o moim karygodnym
zachowaniu.
Zamrugałam szybko kilka razy. Właśnie w tym
momencie drzwi sklepu rozsunęły się, a na zewnątrz wyszedł Duncan. Otworzył
usta, chcąc za pewne o czymś mnie poinformować, ale wyciągnęłam do przodu
wyprostowaną rękę, dając mu znak, aby pozostał cicho.
- I co
ona na to? Pokłóciłyście się?
- Pokłóciłyście się, mówisz? – Zapadła
chwila niezręcznej ciszy, przerywana wyłącznie głębokimi oddechami
różowowłosej. – Kilka talerzy wyleciało przez okno, zostałam nazwana bękartem i
przez jakiś czas będę mieszkać u Rosaline. Nie mam ochoty wracać do domu.
Poczułam
ukłucie w sercu. Ze mną nie chciała rozmawiać, nie odbierała telefonów oraz nie
odpisywała na wiadomości. Do białowłosej się wyprowadziła.
-
Dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? Ty zawsze chcesz wesprzeć biedną Holly w
potrzebie, a jak przychodzi, co do czego…
- Podobno
cię deprawuję – przerwała nagle. Jej zimny ton głosu zadźwięczał w moim uchu i
kilkakrotnie odbił się echem po czaszce.
- Kto tak
powiedział?
-
Shermansky. Do twoich starych nie dzwoniła? – Zaprzeczyłam. – W takim razie
masz szczęście, ale zapewniła, że z nami obiema porozmawia w poniedziałek na
pierwszej lekcji.
Stałam nieruchomo na środku chodnika.
Możliwe, iż nawet nie oddychałam. Ślepo patrzyłam na twarz Duncana, wykrzywioną
w dziwnym grymasie. Obraz począł się zamazywać, a łzy piekły pod powiekami,
niemal wypalając białka. Mocno zagryzałam wewnętrzną części dolnej wargi. Było
mi cholernie przykro. Nie ze względu na przymusową rozmowę ze starą dyrektorką,
lecz przez zachowanie Raven. Rozumiałam, że z Meyer przyjaźniły się znacznie
dłużej, a ja po prostu byłam nową koleżanką, od czasu do czasu zastępującą
białowłosą. Mimo wszystko powinna chociaż napisać.
Rozłączyłam się bez słowa pożegnania. Wcisnęłam głęboko w kieszeń kurtki
komórkę z popękanym ekranem. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam chodnikiem
wzdłuż drogi wyjazdowej z Crystal Hills. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się
w lesie za domem Corey’a i w spokoju wypić kilka piw. Miałam w planach schlać
się do nieprzytomności. Zapomnieć o wszelkich zmartwieniach i dodać sobie
odwagi. Może wówczas znajdę siły, aby powiedzieć Debrah w twarz, co uważałam o
niej i jej brudnych zagrywkach. Nienawidziłam tej dziewczyny, a każdą sekundę
strachu, który czułam przy niej chciałam zamienić na bezwarunkową złość.
Szatanie, marzyłam o roztrzaskaniu jej gęby na pobliskim pniu, i nawet opisać
nie mogłam, jak bardzo tego pragnęłam.
- Ej,
Holly, zaczekaj! – Duncan krzyczał za mną. Słyszałam jego ciężkie kroki, ale
nie zatrzymałam się. Wiedziałam, że przez ignorancję ześlę na siebie wściekłość
chłopaka, ale nie to było dla mnie najważniejsze.
- Kurwa,
głucha jesteś, czy co? – warknął, gdy udało się mu otulić kościstymi palcami
moje przedramię. Gwałtownie odwrócił mnie w swoją stronę, omal nie wywracając
na ziemię. Bolało jak jeszcze nigdy wcześniej, lesz zaciśnięte w wąską kreskę
wargi skutecznie zdusiły cierpiętnicze jęknięcie.
- Raven
ma przez nią problemy – wysyczałam.
- Przez
kogo?
- Przez
Rotę. Zabiję ją, Duncana. Przysięgam, że połamię jej kark gołymi rękoma.
Próbowałam wyrwać się z uścisku Holdena, aczkolwiek bezskutecznie. Mocno
mnie trzymał, a wierzganie się jedynie potęgowało dyskomfort.
-
Przystopuj trochę. Kruczek pokonywała większe problemy bez niczyjej pomocy i
zawsze dobrze na tym wychodziła.
Karcące
spojrzenie czarnych tęczówek przeszywało moją głowę na wskroś. Może miał rację?
Zapewne zbyt mocno zaangażowałam się w tę sytuację. Gdybym nie zasmuciła się
postawą Black, złość na Debrah w ogóle by nie wykiełkowała.
Westchnęłam z rezygnacją. Zrobiłam krok w tył, a uścisk na przedramieniu
zelżał. Spuściłam wzrok na szary chodnik.
- W
porządku, chyba rzeczywiście przesadzam – mruknęłam bez przekonania.
Duncan pogłaskał
mnie po głowie, jakby chciał pochwalić za dobre sprawowanie. Prychnęłam pod
nosem odsuwając się od niego. Na powrót skierowałam się w stronę lasu na końcu
miasteczka. Włożyłam dłonie głęboko do kieszeni i ze ściągniętymi brwiami
stawiałam pewnie kroki. Przeczuwałam, że przy ognisku wydarzy się coś
poważnego.
Niespełna
pół godziny później mijaliśmy stary dworek. Głosy rozbawionych nastolatków
niosły się echem po całej okolicy. Między drzewami migał dosyć sporych
rozmiarów płomień. Dym unosił się wysoko nad głowami zgromadzonych, którzy
wygodnie rozsiedli się na kłodach ustawionych dookoła paleniska. Stukot butelek
oraz odskakujących kapsli był wyraźnie słyszalny. Impreza zaczynała się powoli
rozkręcać, a my jak zwykle przybyliśmy na miejsce ostatni.
Holden
oparł plastikową reklamówkę z piwami o gruby pień, po czym podszedł do Reida,
pochylającego się nad ogniskiem. Od razu podbiegł do mnie Toby, wręczając
dopiero co otworzoną butelką. Uśmiechnęłam się wymuszenie do kolegi.
Rozejrzałam się po twarzach licealistów. Tym razem brałam udział w kameralnym
przyjęciu. Wszystkich znałam i nie czułam się zagubiona pośród obcych ludzi.
Zajęłam miejsce obok Iris, męczącej się z paczką biało-różowych pianek.
- Pomóc?
– zagaiłam, wkładając pełne alkoholu naczynie pomiędzy kolana.
Rudowłosa
podała mi słodycze. Wbiłam w opakowanie klucz od garażu, który de facto i tak
nie był potrzebny. Prawo jazdy planowałam zrobić najwcześniej po ukończeniu
studiów. Po prostu na dzień dzisiejszy uważałam, że należałam do ludzi nienadających
się na kierowców. Wszyscy będą zdecydowanie bezpieczniejsi, jeżeli nie siądę za
kółko.
- Dzięki
wielkie – rzuciła, kiedy oddałam jej przysmaki. – Dlaczego Raven nie przyszła?
Drgnęłam
mimowolnie na to pytanie. Zaśmiałam się nerwowo i przyklepałam dłonią grzywkę.
Zawsze tak robiłam, gdy czułam się niepewnie.
- Nie
mogła. Coś jej wypadło.
- Och,
doprawdy? – zagaiła prześmiewczym głosem Debrah. Posłałam jej nienawistne
spojrzenie. Chciałam ignorować ją przez te kilka godzin, ale najwidoczniej tak
się nie dało. Po prostu musiała przykuć moją uwagę, tym samym prowokując mnie
do ataku.
-
Przestań zgrywać idiotkę. Wiem, że to ty nastawiłaś Shermansky przeciwko niej.
- Nie
musiałam aż tak się wysilać. Ta głupia ćpunka sama się podstawiła.
- Zważaj
na słowa!
- A co
może mi zrobić taka mała dziewczynka, hm? Myślisz, że jak wskoczysz Duncanowi
do łóżka, to cały świat zacznie się przed tobą kłaniać? Jesteście siebie warte.
Nadszedł najwyższy czas, aby ktoś wam w końcu utemperował charakterki.
Podniosłam się gwałtownie. Butelka, którą do tej pory trzymałam między
kolanami, przechyliła się, a część jej zawartości wylądowała na długim szarym
swetrze. Nie zareagowałam na to. Odrzuciłam do połowy napełnioną flaszkę w
krzaki i ruszyłam w stronę Roty. Naprawdę chciałam ją skrzywdzić. Rozwalić jej
śliczną, przyozdobioną w kpiarski uśmieszek twarzyczkę o twardą kłodę. A może
coś innego? Taak… Wepchnięcie tej żmii do ogniska przysporzyłoby mi dużo więcej
rozrywki.
Tylko
kilka kroków dzieliło mnie od brunetki. Już wyciągałam ręce, gdy nagle czyjeś
silne ramiona zacisnęły się wokół mojej talii. Bez najmniejszego nawet problemu
owa osoba podniosła mnie. Machałam nogami i wbijałam paznokcie w duże dłonie,
próbując wyrwać się z mocnego uścisku. Rzeczywistość dookoła przestała istnieć.
Byłam tylko ja oraz pragnąca śmierci istota, która bezczelnie udaremniła
brutalne morderstwo. Wręcz ociekałam wściekłością. Kiedy ostatnio tak bardzo
się zdenerwowałam? Zapewne w dniu, gdy Connolley wysłał mnie do psychiatryka.
- Duncan,
zabierz ją do domu. – Usłyszałam rozgniewany głos, dobiegający gdzieś z oddali.
Zaraz po nim rozległ się histeryczny śmiech, a wzbierająca we mnie złość
osiągnęła apogeum. Kogoś śmiała rozbawić moja reakcja?
Zostałam
brutalnie położona na ławeczce przy drzwiach wejściowych. Jęknęłam z bólu,
kiedy twarde drewno wbiło się w kręgosłup. Jednakże wściekłość nadal nie
ustąpiła. Rządza mordu brała górę nad rozsądkiem.
- Uspokój
się, wariatko – warknął Holden, łapiąc pomiędzy palce pęk moich włosów.
Gwałtownie pociągnął za pasmo, zmuszając mnie do podniesienia na niego wzroku.
Zdawał się stać za mgłą, niczym w odległej krainie. – O co cię prosiłem?
- Ale
ona…
- Nie
ważne. – Kolejne szarpnięcie wywołało grymas cierpienia na twarzy. – Miałaś ją
ignorować. Co tak bardzo cię zirytowało?
- Powiedziała,
że wskoczyłam tobie do łóżka – mruknęłam, zamykając powieki. Bałam się reakcji
Duncana. Był wściekły zapewne jeszcze bardziej niż ja.
- Oboje
wiemy, że to nieprawda. Powinnaś olać jej czcze biadolenie. Dałaś tej kretynce
satysfakcję, rozumiesz? Lepiej ci teraz z tym?
-
P-proszę, to boli – jęknęłam, gdy ponownie pociągnął mnie za włosy. Niemal
kipiał ze złości. Nie wiedziałam tylko, dlaczego wyżywał się na mnie.
Szarpane
dotąd kosmyki opadły bezwiednie na twarz. Słone łzy zaczęły hurtowo wypływać na
poliki, zostawiając za sobą mokre bruzdy. Dolna warga trzęsła się okropnie. Raz
po raz zachłystywałam się powietrzem. Miałam trudności z oddychaniem. Ledwo
widziałam trzęsące się dłonie. Próbowałam kurczowo zacisnąć palce, ale nie
byłam w stanie. Czułam paraliżujący ból przy każdym ruchu.
Duncan
odgarnął czarne kosmyki z mojego lica. Odruchowo odwróciłam głowę, obawiając
się kolejnego pochwycenia włosów. Opuszkami palców począł wycierać duże krople
z zaróżowionych policzków. Robił to delikatnie, aczkolwiek jego dotyk wręcz
palił. W tej chwili potrzebowałam chociaż grama troski. Wsparcia oraz
pokrzepiających słów, które uśmierzyłyby złość przeistaczającą się w rozpacz.
Potrzebowałam Raven i jej ciepłej dłoni, zawsze zaciskającej się na mojej.
-
Przepraszam – mruknął niezwykle cicho. W pierwszej sekundzie pomyślałam, że się
przesłyszałam, lecz to słowo padło ponownie. – Przepraszam, Holly, nie
chciałem.
Przykucnął przede mną. Oparł czoło na mych złączonych kolanach. Długimi
palcami nieśmiało pocierał mnie po przedramionach. Łzy niewyobrażalnego wręcz
cierpienia fizycznego, jak i psychicznego skapywały na ciemne włosy chłopaka.
Smarknęłam głośno, próbując złapać powietrze, lecz ponownie zachłysnęłam się.
Zaczęłam głośno kaszleć, a co raz więcej słonych kropel przelewało się przez
poliki i opadało na aksamitne pasma.
-
Wyolbrzymiasz problem. – Drgnęłam ze strachu na te słowa. Spodziewałam się
usłyszeć katorżnicze kazanie. – Rozumiem, że jesteś z Raven blisko, ale przede
wszystkim chroń swoją dupę i dbaj o swoją psychikę. Reszta się ułoży.
Położyłam
podbródek na głowie chłopaka. Byłam mu bardzo wdzięczna za próbę pomocy,
aczkolwiek w zaistniałej sytuacji słowa nie mogły mnie uspokoić.
♥ ♥ ♥ ♥
Cześć, Jestem przybyłam :D Podobał mi się rozdział i to bardzo.
OdpowiedzUsuńCzasami lubie Ducana, a czasami mam ochotę mu czymś przyjebać. A co do Debrah osobiście bym jej dała pierwszy bilet do piekła i jeszcze dorzucała ognia do gara :P * okropna jestem Wiem *
Co ta psita robi z Castielem to nie chce nawet wnikać. Mam cichą nadzieję, że wreszcie ją powiesi na jakimś krzaczku xd
Pozdrawiam cieplutko i ślę wenę we wzystkim w czym sie da :D!
Witaj! Długo wyczekiwany rozdział wywołał uśmiech na mojej twarzy! Nie tylko to stało się powodem mojego szczęścia, także zmiana szablonu przypadła mi do gustu. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do poprzedniego wizerunku Twojego bloga, że nie wyobrażałam go sobie w innej odsłonie, ale widzę, że to całkiem korzystna zmiana. Myślałam, że zmiana Twojego zdjęcia profilowego to już koniec świata, ale gdy zobaczyłam nowy wygląd bloga dosłownie opadła mi szczęka. Zaszufladkowałam Cię do osób bardzo stałych, które nie lubią przeprowadzać przemeblować. Teraz widzę, że potrafisz nadać swojej stronie powiew świeżości.
OdpowiedzUsuńMój komentarz zacznę od przeanalizowania zachowania Raven i Holly. Ta pierwsza moim zdaniem nie postąpiła słusznie, przelewając swoją złość na przyjaciółkę. Zwłaszcza, że ta mogła pomyśleć, że różowowłosa wini ją za to co się stało. Jednak rozumiem jej zdenerwowanie, bo nie codziennie ma się pogadankę z dyrektorką. Z drugiej strony, nasza metalówa sama jest sobie winna, bo w końcu nie słuszna przegrana w halloweenowym konkursie to nie koniec świata. Sądziłam, że to Holly zanadto się wszystkim przejmuje, ale widzę, że jej koleżanka nie ustępuje jej na tym polu.
O ile zachowanie Raven trochę mnie zaskoczyło, po naszej głównej bohaterce spodziewałam się takiej reakcji na dokuczliwość Debry. Holly jest w końcu pod opieką psychologa i wciąż wyobraża sobie makabryczne, krwawe sceny ze swoim udziałem. Nie ma co się dziwić, że obmyślenie ze szczegółami śmierci Debry było jej pierwszą czynnością po tym wydarzeniu. Jednak dobrze, że dziewczyna chodzi do lekarza, bo wokół niej rosła by góra trupów.
Za każdym razem gdy Duncan troszczy się o swoją dziewczynę,robi mi się ciepło na sercu. Widać, że chłopakowi zależy na Holly, chociaż nie przeczę, że doskonale się dobrali jako dwaj psychopaci z prawdziwego zdarzenia. Dobrze, że główna bohaterka ma w nim oparcie, bo coś czuję, że nadejdą jeszcze trudne chwile.
Pozdrawiam Cię gorąco i życzę dużo weny na nadchodzący wakacyjny czas. Do następnego! xx
Przybywam! I komentuję, a jakże!
OdpowiedzUsuńMoże i długo czekaliśmy na rozdział, ale naprawdę było warto! Jak zwykle rozdział wprost przecudowny, świetnie i sama pewnie wiesz.
Julka: -No zajebiście po prostu.
-Musisz tyle kląć?
Julka: -Cudowny, niesamowity, świetny, cudny, wspaniały....
-Dobra, wystarczy! Wracając do rozdziału, biedna Holly. Przyjaciółka nawet nie powiedziała jej o swojej sytuacji, poszła do innej. To na serio jest przykre i znowu nie chciałabym być na jej miejscu.
Julka: -Poczucie zdrady nie jest miłe, ja bym się tak poczuła i byłoby mi nie najlepiej.
-Właśnie o tym powiedziałam...
Julka: -No i co z tego?
-*Ignoruję jej gadanie* Dobrze, że Duncan powstrzymał dziewczynę, inaczej resztę młodego życia spędziłaby w poprawczaku, a potem zapewne w więzieniu. Chociaż jest chora, więc wzięliby to pod uwagę.
Julka: Właśnie! Ja bym już tej Debrze...
-No co? Podziel się, śmiało!
Julka: -Ja bym jej nóż w dupę włożyła i zaczęła rozdzierać jej ciało od środka, popychając ostrze kijem!
-Po co ja cię pytałam...
Julka: -Nie znam twojej psychiki...
-Ech, a teraz powiem coś o Duncanie. Na początku tej sytuacji podobała mi się jego postura, wszystko ładnie, pięknie. Ale później, gdy szarpał biedną Holly myślałam, że normalnie wejdę do komputera i mu tak dogadam, że się nie pozbiera!
Julka: -A ja bym mu wpierdoliła, lepiej by zadziałało.
-Ale zniszczyłabyś mu twarz, a tego nie chcemy!
Julka: -No racja. Zwłaszcza, że potem był taki słodki i czuły...
-Właśnie do tego zmierzałam! W takich chwilach uwielbiam chłopaka, cieszę się, że Holly znalazła kogoś takiego. Dobrze, że on ją wspiera, to da niej na pewno bardzo ważne.
Dobra, my kończymy!
Julka: -I pozdrawiamy!
-Dużo weny!
Julka: -I fajnych wakacji!
-I chyba nie musimy wspominać, że czekamy na następny!
Julka: -Ale wspomniałaś...
-Na wszelki wypadek. To żegnamy!
-Papa! :)
Na początku tak trochę się wlekło, ale poyem to z Debrą po prostu sztos. Ja bym się tak szrpała, że nie dał by rady mnie powstrzymać za nic.
OdpowiedzUsuńAle rozumiem reakcę Holly na słowa tej... Nie chcę bluzgać, wybacz. Już i tak za dużo komentuję głupie siksy na obozie spprtowym, więc przynajmniej tutaj się ppwstrzymam.
Duncan... Najpierw się wściekłam, a potem poleciała mi taka łezka.
Pozdrawiam Cię i życzę weny!
Ps. Nie wiem czy wiesz, ale u mnie również już pojawił się rozdział ;)
Jak zwykle świetnie ! :D Czekam na następny rozdzialik :P Och.. już nie mogę się doczekać ! :D
OdpowiedzUsuńZ nieukrywaną przyjemnością powiadamiam Cię, iż zostałaś nominowana do LBA! :D Szczegóły tutaj: https://julka-i-jej-historia-w-amorisie.blogspot.com/2016/07/lba.html
OdpowiedzUsuń