Witajcie, kochani!
Jejku, już dawno tutaj nie gościłam. Aż mi głupio z powodu nieobecności. Tegoroczne wakacje zdecydowanie obdarowywały mnie wieloma niespodziankami, przyjemnymi i trochę mniej. Jednakże nie zamierzam się tłumaczyć, albowiem nastały sprawy ważniejsze.
Pierwej muszę zaznaczyć, że jestem bardzo stremowana, ponieważ dotychczasowe przemowy przygotowywałam z zapasem czasu. Tę postanowiłam potraktować z goła odmiennie. Uważam ją za najważniejszą. Ale do rzeczy.
Dzisiaj obchodzę niesamowite święto, mianowicie Kącik Twórczy Panienki Kernit ma już roczek! Wprost niesłychane. Kiedy dokładnie rok temu - po wielu bojach z samą sobą - założyłam bloga, nie spodziewałam się, że zostanie on aż tak dobrze odebrany. Obawiałam się przede wszystkim braku zapału z mojej strony. Lecz Wy, drodzy czytelnicy, napawaliście mnie dumą, dobrym humorem, chęciami i wszystkim co najlepsze. To właśnie Wam należą się największe brawa. Mam wielką nadzieję, że nie opuścicie mnie. Pozostaniecie tutaj przez następny rok, a może jeszcze i kilka następnych lat. Właśnie tego sobie życzę z okazji pierwszej rocznicy z Bloggerem.
Oczywiście nie może być zbyt kolorowo. Przynoszę również złe wieści. Otóż rozdziały będą dodawane nie częściej niż raz w miesiącu. Od jutra będę w klasie maturalnej, a wysokie ambicje nie pozwalają mi odpuścić nauki. Mimo to wierzę, że pozostaniecie cierpliwi i będziecie wyglądać następnych części "Drogi (nie) do miłości".
Jeszcze raz dziękuję Wam za samo jestestwo. Życzę udanego nowego roku szkolnego, ażeby minął szybko i bezboleśnie. Tymczasem zapraszam do czytania.
Droga (nie) do miłości: Rozdział
41
„Tak to właśnie jest, myślała, mamy
w sobie jakiś świat, ale pragniemy zakosztować świata innego człowieka. Nie
możemy się do niego przenieść, ale go badamy, rozpoznajemy, oglądamy.”
~C. De Robertis
Silny
podmuch wiatru rozwiał czarne włosy. Wełniany komin, pomimo trzykrotnego
obwiązania nim szyi, nie chronił skóry wystarczająco. Przenikliwy chłód
przeciskał się nawet przez najmniejsze szpary i swymi przeźroczystymi palcami
namiętnie muskał ciało. Ciemnozielona kurtka, podszyta jasnym futrem, sięgała
niewiele przed kolana, zasłaniając kraciastą spódniczkę. Na pierwszy rzut oka
wydawała się ciepła, aczkolwiek w praktyce grzała równie dobrze co bikini. Białe
rajstopy oraz skórzane botki na kilkucentymetrowym obcasie także nie nadawały
się na jesienną pogodę. Dookoła wiatr rozrzucał zmizerniałe i uschnięte liście
oraz tarmosił niewielkich rozmiarów śmieci. Także szarawych chmur nie obdarował
taryfą ulgową – ganiał obłoki, które zdawały się być smutne i lada moment miały
ulec rozpaczy, zsyłając na zwykłych śmiertelników ulewę.
Westchnęłam przeciągle, mocniej wkładając dłonie w głębokie kieszenie.
Wcisnęłam spierzchnięte wargi wraz z zaczerwienionym nosem w poły czarnego
szalika. Dzisiaj jesień wyjątkowo dawała się we znaki. Jeszcze wczoraj nic nie
zapowiadało wichury – słońce leniwie wyglądało zza przysadzistych baranków,
którym natura poskąpiła rogów. Że też akurat w tak paskudny dzień mój tata
odchodził urodziny. Pokręciłam głową, jakby rozbawiona własnymi myślami. Prawda
była taka, że już w poniedziałek miałam zamiar wybrać się do centrum handlowego
w poszukiwaniu prezentu. Aczkolwiek zawsze naradzała się rzecz ważniejsza niźli
upominek z okazji wybicia czterdziestu lat. Szukając odpowiedniej wymówki dla
mamy sięgnęłam nawet po wypracowanie na zajęcia z twórczego pisania. Nigdy
wcześniej nie przygotowywałam się do tworzenia dzieł literackich, bo wyobraźni
posiadałam aż nadto. Jednakże musiałam spławić rodzicielkę, gdy ta ponownie
zakłóciła spokój absolutny swojej jedynej córce.
Autobus
zajechał na przystanek z pięciominutowych opóźnieniem. Weszłam do prawie
pustego pojazdu. Zapłaciwszy kierowcy należytą sumę za przejazd, zajęłam
miejsce na samym końcu. Opadłam ciężko na krzesełku przy oknie, a torbę
rzuciłam obok. Wzrok utkwiłam w ledwo widocznych widokach za szybą i wchłaniałam
przyjemne ciepło rozchodzące się z klimatyzacji. Z rozkręconego na maksymalną
głośność radia dobiegały rozentuzjazmowane głosy komentatorów sportowych.
Rozgrywki futbolu amerykańskiego przyciągały wielu fanów. Ponadto niemalże w
podskokach zbliżało się Święto Dziękczynienia, więc powszechna euforia była
wręcz namacalna.
Wytarłam
rękawem lekko zaparowane szkło, po czym oparłam na nim głowę. Byłam wykończona
– nie tyle fizycznie, co psychicznie. Od pamiętnego ogniska Duncan nie odezwał
się nawet słowem. Mijaliśmy się na korytarzu nie spoglądając sobie w oczy.
Milczeliśmy. Możliwe, że nawet wstrzymywaliśmy oddechy, gdy dzieliło nas nic
nieznaczące dziesięć centymetrów. Bolało mnie nasze zachowanie. Nie miałam
pojęcia, czy powinnam obwiniać siebie za tę kłótnię. Tak na dobrą sprawę, do
końca nie byłam pewna, dlaczego przestaliśmy rozmawiać. Przecież tylko
naskoczyłam na Debrah, lecz zostałam do tego sprowokowana. Rozchodziło się o
płacz? A może w grę wchodziła konieczność dużo szybszego zakończenia popijawy?
Irytowałam się tą niewiedzą. Próbowałam raz nawiązać dialog z chłopakiem, gdy
spotkaliśmy się przy szkolnym sklepiku. Ten jednak prędko zrezygnował z kupna
przekąsek i zniknął wśród tłumu. Pozostałam sama, popychana przez głodnych
licealistów i ślepo wgapiająca się w niewidoczną już wysoką sylwetkę.
Pamiętałam, że miałam rozchylone wargi, z których wcześniej wypłynęło nieśmiałe
hej. Po kolei strzelałam każdym
palcem, napawając się bólem.
Zdecydowanie związek z Duncanem stanowił zawiłą planszówkę z brakującą
instrukcją mówiącą o należytym przeprowadzeniu rozgrywki. Od soboty każdy dzień
wyglądał niemalże identycznie. Mniej więcej do szesnastej tkwiłam w przeczuciu,
iż wszelkie problemy naradzały się z choroby. Zaś przez drugą część doby
mogłabym dać sobie głowę przy dupie odrąbać, że najzwyczajniej w świecie Holden
nie dorósł jeszcze do tworzenia długotrwałych znajomości – wszakże do tej pory
miewał jedynie przelotne romanse. W ostateczność jednak, zawsze dochodziłam do
wniosku, że zawiniliśmy w takim samym stopniu. Gdybym lepiej radziła sobie z
depresją, a chłopak nadawałby się do związku, kryzysowe sytuacje nie zdarzałyby
się nagminnie.
Powinnam
zakończyć tę chorą znajomość, bo na żadne z nas nie wpływała ona dobrze.
Tak,
zrobię to możliwie jak najszybciej.
Jeżeli
tylko znajdę w sobie wystarczające pokłady odwagi.
Wysiadłam
na pętli vis a vis galerii handlowej. Przez moment stałam nieruchomo i
wpatrywałam się w powoli odjeżdżający autobus. Wielka kropla spadła na mój nos.
W kontakcie ze skórą rozdzieliła się na pomniejsze części, które opryskały także
poliki. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam było przemoknięcie do suchej nitki.
Poprawiłam
lekko zsuniętą z ramienia torbę i ruszyłam w stronę przejścia dla pieszych. O
tej porze panował na drogach największy ruch, ponieważ ludzie wracali spoza
miasta – gdzie często pracowali – do domów. Odczekałam chwilę, aż zapali się
zielone światło, po czym przeszłam na drugi chodnik. Kiedy pokonywałam parking,
bezmyślnie patrzyłam na czubki nowych butów. Co jakiś czas o mały włos nie
wpadałam na chaotycznie porozstawiane samochody. W zamyśleniu rzucałam ciche przepraszam, choć zdawałam sobie sprawę,
że auto długo nie będzie chowało wobec mnie urazy. W przeciwieństwie do
niektórych przedstawicieli gatunku ludzkiego.
Po
wejściu do budynku od razu skierowałam się na drugie piętro. Postanowiłam
podarować tacie film. Był miłośnikiem kina akcji oraz kryminałów, toteż nie
powinnam mieć problemów z wyborem odpowiedniej produkcji.
W sklepie
z urządzeniami elektronicznymi i gadżetami wszelkiej maści, tworzącym prawdziwy
raj dla miłośników komputerów, tłoczyło się wyjątkowo wielu ludzi. W pierwszej
chwili pomyślałam, że odbywała się kolejna premiera gry, ale nie dostrzegłam
nawet jednego plakatu informującego o nowym tworze. Nieśmiało przywitałam się z
ochroniarzem, który zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem. Dlaczego źle
reagowaliśmy na osoby próbujące zabłysnąć kulturą? Posiadaliśmy aż tak dobrze
wyostrzoną nieufność, czy po prostu zazdrościliśmy innym dobrych manier?
Błądziłam
pomiędzy regałami ze sprzętem najnowszej generacji i rozglądałam się za półkami
przepełnionymi filmami. Miałam nieodparte wrażenie, że ilekroć pojawiałam się w
tym sklepie, za każdym razem asortyment zmieniał swoje miejsce. Najwidoczniej
pracownikom musiało bardzo się nudzić albo w biurze przesiadywał psycholog,
który badał, jaki produkt najczęściej kupowano. Na podstawie jego opinii
zapewne robiono przemeblowania – te najbardziej pożądane artykuły umieszczano
na końcu, by dojście do nich zajęło klientowi sporo czasu. Zanim jednak klient
dostrzeże upragnioną rzecz, minie wszystkie inne regały i nie wiedzieć, czemu
sięgnie po coś, czego akurat nie potrzebował, ale spodobało mu się opakowanie.
Najwyraźniej umiejętność kontrolowania ludzkich umysłów nie była taka trudna,
na jaką wyglądała.
Przystanęłam na środku przejścia z uniesioną głową i wpatrywałam się w
duży czerwony prostokąt, na którym zaznaczono kierunki prowadzące do
poszczególnych działów. Regały z płytami DVD powinny znajdować się po lewej
stronie, zaraz obok wejścia. Zatem musiałam je ominąć. Westchnęłam zirytowana
koniecznością ponownego przeciskania się przez tłum. Z drugiej zaś strony
śmiało mogłam powiedzieć, że kilkugodzinne egzystowanie z chordami nastolatków
na coś wreszcie się przydało.
Po dosyć
wyczerpującej przeprawie na drugą stronę sklepu stanęłam przed szeroką półką.
Filmy zostały podzielone według gatunków, a po przesortowaniu na mniejsze grupy
ułożono je alfabetycznie. To powinno ułatwić odszukanie konkretnej produkcji,
ale tak na dobrą sprawę nawet nie wiedziałam, za czym się rozglądać. Wzięcie
pierwszej lepszej płyty nie wydawało się kapitalnym pomysłem. W końcu kupowałam
prezent z okazji czterdziestych urodzin taty – okrągła liczba nie pukała do
drzwi co roku.
Zdjęłam z
szyi długi komin oraz rozpięłam kurtkę. Na zewnątrz szalał wiatr, a temperatura
wahała się w granicach zera; zapewne zaczął padać także deszcz. W galerii
natomiast panował zaduch i sytuacji nie poprawiała wyjątkowo duża liczba
klientów. Wręcz przeciwnie – nabierałam coraz to większej ochoty na opuszczenie
budynku.
Z uwagą
przyglądałam się okładkom kryminałów. Część z nich należała już do kolekcji
Rona, a pozostałe nie przyciągały potencjalnego nabywcy. W ogóle miałam
przeczucie, że filmy, które ostatnimi czasy ukazywały się na ekranach kin,
można było cisnąć o kant dupy. Fabułę odgrzewano co najmniej pięciokrotnie, a
zakończenie nie stanowiło zaskoczenia. Wręcz już po dwudziestu minutach
oglądania dało radę połapać się w wątkach.
Wzięłam
jedno z plastikowych opakowań do ręki. Tylko ono zachęciło do bliższego
zaznajomienia się z treścią produkcji. Ludzie mówili, że nie warto oceniać
książki po okładce. Z produkcjami ekranowymi było zgoła odmiennie. Jeżeli
przyciągnął nadruk oraz tytuł, to zapewne wnętrze także zainteresuje. Podczas
oglądania wyobraźnia zostawała wyłączona – działał jedynie słuch i wzrok.
Literatura nie wymagała od człowieka nadstawiania uszu, lecz pracy umysłu.
Nagle
poczułam intensywne łaskotanie w nosie. Próbowałam powstrzymać chęć kichnięcia.
Tylko milimetry dzieliły mnie przed złapaniem w palce koniuszka nosa i właśnie
w tym momencie prychnęłam głośno. Zaraz powtórzyłam ten czyn. W oczach zebrały
się słone krople. Pojedyncza wyciekła spod powieki i powoli spłynęła po
policzku. Pospiesznie wytarłam wierzchem dłoni mokrą drużkę.
- Na
zdrowie. – Dobiegł mnie rozbawiony głos.
-
Dziękuję – odparłam. Uśmiechnęłam się pogodnie i odwróciłam głowę, by przyjrzeć
się osobie, która do mnie zagadała.
Pogodny
wyraz twarzy szybko odszedł w zapomnienie. Nieprzyjemny dreszcz przeszył całe
ciało. Stałam oniemiała z lekko uchylonymi ustami i wytrzeszczonymi oczami
wpatrywałam się w bruneta. Jak mogłam nie rozpoznać zachrypniętego tonu?
Jeszcze do niedawna sądziłam, że nawet na końcu świata poznałabym jego
właściciela. A teraz, gdy stworzyliśmy karykaturalny związek, mógł przejść obok
zupełnie niezauważony.
Przeczesał palcami ciemne włosy, które sięgały niewiele za łopatki. Zwyczajowo
beznamiętny wzrok utkwił w płycie DVD. Chyba wyczuł, że lustrowałam go uważnym
spojrzeniem, ponieważ nagle odwrócił się w moją stronę. Delikatnie drgnął,
marszcząc w zdenerwowaniu brwi.
- Co ty
tutaj robisz? – zapytał, nasączając głos śmiercionośnym jadem. Poczułam silne
ukłucie w okolicach mostka. Jeszcze nigdy nie odezwał się do mnie takim tonem.
Zawsze udawało się mu ukryć targające nim emocje, zwłaszcza, gdy rozchodziło
się o złość.
-
Wy-wybieram film dla taty z okazji urodzin – odparłam, spuszczając wzrok na
podłogę. Chciałam rozpłynąć się w powietrzu. Albo uciec na bezludną wyspę i
powrócić, gdy cała otaczająca nas aura wściekłości, mająca kolebkę w osobie
Duncana, opadnie. – A ty? – zagaiłam niepewnie. Pragnęłam jedynie dalej
poprowadzić rozmowę. Możliwe, iż wówczas zdążymy wyjaśnić przyczyny kłótni.
Ewentualnie nazbieram wystarczającą ilość odwagi, by przerwać tę farsę. Nigdy
nie spodziewałam się, że moja pierwsza miłość trwać będzie równo miesiąc i
jeden dzień. Po prawdzie spodziewałam się problemów oraz scysji z błahych
powodów – wszakże już na początku znajomości z Holdenem zostałam ostrzeżona
przed nim. Ale mimo wszystko kilka tygodni to nadal za mało na wyzbycie się
niedosytu.
- Też
szukam czegoś ciekawego – mruknął zdawkowo, spoglądając na trzymaną w ręku
płytę. Odruchowo poszłam w jego ślady. Czerwona folia dogłębnie uświadamiała, o
jakim rodzaju filmów tak pochlebnie wypowiadał się chłopak.
-
Uważasz, że pornosy są ciekawe? – rzuciłam prześmiewczo, na moment wyzbywając
się strachu. – Ta skomplikowana fabuła, liczne nierozwiązane zbrodnie, zawiłe
wątki, efekty specjalne, przy których nie sposób dostrzec pracy komputera…
- Dobra,
rozumiem – warknął, przerywając mi. Oparł dłoń na biodrze, a palcami nerwowo
stukał w plastikowe opakowanie. – Strzeliłaś focha, więc muszę sobie jakoś
radzić.
Zamrugałam szybko kilkakrotnie. Próbowałam jak najlepiej przetworzyć
wypowiedziane przez bruneta zdanie. Rozkładałam każdy wyraz na osobne literki,
wychwytując z nich sens. Nagle doświadczyłam uczucia, jakbym dostała w głowę
metalową pałką. Zmrużyłam gniewnie oczy i skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Że to
niby moja wina? Wiesz co, jesteś bezczelny! – pisnęłam, zwracając na siebie
uwagę przechodzącego nieopodal pracownika sklepu. Odchrząknął znacząco, jakby
chciał mnie uciszyć. Posłałam mu złowrogie spojrzenie, po czym na powrót
wróciłam do obserwowania Duncana. Wyglądał na nieprzejętego zarzutami pod swoim
adresem. – I obrzydliwy – dodałam z niesmakiem wypisanym na twarzy.
- Trudno,
jakoś to przeboleję. – Wzruszył ramionami, a jego usta rozciągnęły się w
prowokacyjnym uśmieszku. Najwidoczniej na moment wróciło mu dobre samopoczucie
albo doskonale grał.
- Masz
może teraz czas? – zapytałam nieśmiało. Jeżeli w tej chwili z nim nie
porozmawiam, zapewne nie zrobię tego już nigdy. Aczkolwiek w środku narastała
duma. Naprawdę wiele mnie kosztowało stanie przed Holdenem.
- Tak –
odparł, a następnie odłożył płytę na półkę. – Co powiesz na sushi?
- Ale
stawiasz – zarządziłam.
- Niech
stracę – mruknął posępnie.
Skierowaliśmy się do kas. Pomimo tłoku, panującego pomiędzy regałami,
płacących było niewielu. Najwyraźniej tylko garstka ludzi wybrała się do sklepu
z mocnym postanowieniem zakupu. Zapewne reszta robiła przedświąteczne zwiady, ażeby później nie kłopotać się szukaniem
odpowiedniego prezentu pod choinkę.
W
milczeniu udaliśmy się w stronę baru, gdzie serwowano japońską kuchnię. Szliśmy
ramię w ramię, nie trzymając się za ręce i nie posyłając sobie nawzajem
ukradkowych spojrzeń. Przechodzień mógłby stwierdzić, że nawet się nie znaliśmy
– po prostu dziwnym trafem poruszaliśmy się jednakowym krokiem, kierując do
tego samego miejsca. Prychnęłam w myślach. Czy naprawdę chciałam, by właśnie
tak wyglądał mój pierwszy związek?
Restauracja
świeciła pustkami. Oprócz kucharza stojącego za kontuarem oraz kelnerki
usadowionej na barowym stołku nie było żywej duszy. Wchodząc do knajpki
doświadczało się niemalże szoku. Trudno uwierzyć, że jedynie krok dzielił
hałaśliwą aleję od spokojnego baru. Zapewne wybraliśmy odpowiedni moment na
konsumpcję – za godzinę do wszystkich jadłodajni zwalą się wygłodniali
zakupowicze, taszcząc ze sobą tuziny toreb.
Zajęliśmy
stolik w kącie obok wbudowanego w ścianę dużego akwarium z rybami słonowodnymi.
Przewiesiłam kurtkę przez oparcie krzesła, a chwilę później podeszła do nas
młoda dziewczyna. Na jej twarzy widniał wymuszony uśmiech, za który na pewno
nie zainkasuje podwyżki. Położyła na okrągłym blacie dwie karty menu, po czym
odeszła pospiesznie. Nawet nie sięgnęłam po spis dań – nie miałam ochoty jeść i
byłam przekonana, że najmniejsza cząstka posiłku przerobiłaby mój żołądek w
pole krwawej bitwy. Odwrotnie sprawa się miała z Duncanem. Ochoczo pochwycił kartę
potraw oprawioną w grubą czerwoną okładkę. Wertował strony, jakby od tego
zależało jego życie. Z brwią wysoko uniesioną wpatrywałam się z niemałym
zdziwieniem w bruneta. Miałam przyjemność kilka razy przebywać z nim w
knajpkach, ale jeszcze nigdy nie widziałam, by tak szybko przeglądał menu. Może
poszukiwanie odpowiedniego filmu erotycznego, którego jeszcze nie posiadało się
na półce, bardzo męczyło?
Oparłam
głowę na zwiniętej w piąstkę dłoni. Wzrok zwróciłam na sporych rozmiarów
akwarium. Kolorowe ryby prędko przemieszczały się pomiędzy skałami i żywymi
roślinami. Co poniektóre ścigały się, dopóki jedna z nich boleśnie nie uderzyła
o kamienną czaszkę. Skrzywiłam się odruchowo na ten widok, zupełnie jakbym sama
zaliczyła bliższe spotkanie z twardą powierzchnią.
- Czy
mogę odebrać zamówienie? – Melodyjny głos rozbrzmiał z lewej strony. Wymuszony
uśmiech kelnerki jeszcze bardziej się poszerzył, a mnie aż skręcało od nadmiaru
fałszywej słodyczy.
-
Miso-Ramen i futomaki z tuńczykiem. – Dziewczyna zapisała oba dania, a
następnie zwróciłam wzrok w moją stronę. – A dla pani, co podać?
-
Poproszę zieloną herbatę – odparłam, podając jasnowłosej niewiaście kartę.
Wręcz wepchnęłam ją w chudą dłoń.
- Tylko
nie mów, że się odchudzasz – mruknął Holden, gdy pozostaliśmy sami.
- Po prostu
nie jestem głodna – burknęłam, na powrót przyglądając się błazenadom morskich
stworzeń. Zawsze interesowałam się akwarystyką, lecz pielęgnowanie nawet
niewielkiego zbiornika należało do rzeczy trudnych i męczących. Byłam leniem
patentowanym oraz człowiekiem nad zwyczaj nieodpowiedzialnym, toteż wolałam nie
testować umiejętności przetrwania ryb.
Duncan
westchnął przeciągle. Oczami wyobraźni widziałam, jak przeczesywał długimi
palcami ciemne kosmyki, które niesfornie opadły na jego pociągłą twarz. Wręcz
czułam bijącą od niego aurę niezadowolenia, z każdą sekundą przybierającą na
sile. Obawiałam się zirytowanego chłopaka. Chciałam przeprowadzić z nim poważną
rozmowę, ale silny lęk powoli odbierał zdolność prawidłowego funkcjonowania.
Serce szybciej zaczęło pompować krew, kolana oraz dłonie drżały bez ustanku, a
do tego musiałam oddychać głęboko, bo przez płytkie wdechy nie mogłam nabrać
wystarczającej ilości powietrza. Czułam się osłabiona i spodziewałam się, że
język zacznie się plątać, gdy tylko otworzę usta.
- To o
czym zamierzasz pomówić? – zapytał nagle. Drgnęłam mimowolnie słysząc jego
zachrypnięty głos.
- Wiesz,
ja… – urwałam. Zaczynałam powoli się łamać. Dolna warga zadygotała złowróżbnie,
a w gardle stanęła nieprzyjemna gula. Ledwo dałam radę przełknąć ślinę. –
Myślę, że nasz związek nie…
- Czekaj,
czekaj – przerwał mi, wyciągając przed siebie wyprostowaną rękę. – Nie
zamierzasz ze mną zerwać, co?
- W sumie
to tak – rzuciłam przepełniona nagłą odwagą. Jednakże po chwili dodałam cicho,
prawie w ogóle niesłyszalnie: – Chyba tak.
Zapadła
bezwzględna cisza. Miałam wrażenie, że ściany były dźwiękoszczelne. Z zewnątrz
nie dostawały się odgłosy rozmów czy stukot obcasów o wypolerowaną posadzkę.
Kucharz przestał uderzać talerzami, a wszystkie sztućce raptownie wyparowały.
Jedynie dziwna melodia tliła się w mojej głowie. Jakby wydobywała się z
pozytywki, lecz zaczynała spowalniać rytm, aż w końcu zamieniła się w długie
skrzypnięcie, które niemal rozsadzało czaszkę od środka. Przyłożyłam obie
dłonie do skroni, twarz opuściłam. Ukrywałam grymas bólu i mocno zagryzałam
dolną wargę, ażeby spod niej nie wydobył się cierpiętniczy jęk. Czułam
narastające cierpienie. Resztkami zdrowego umysłu próbowałam zorientować się,
co było źródłem tego katorżniczego dźwięku. Sprawca mógł być tylko jeden –
najwidoczniej Druga Holly postanowiła się przywitać. Albo raczej skarcić za złe
postępowanie. Wszakże to rządna władzy mała pchła, uważająca Holdena za drabinę
prowadzącą do szczytu. Zakończenie znajomości z nim śmiało mogłam nazwać strzałem
w oba kolana. Przeżyłabym, lecz czołgałabym się po zaplutej ziemi, wręcz
błagając o poniżenie.
-
Działasz pod wpływem emocji – stwierdził beznamiętnym głosem. Wyglądał, jakby
moje słowa nie zrobiły na nim choćby najmniejszego wrażenia. Czarne oczy
wpatrywały się we mnie, doszukując się złego posunięcia. Jakiegoś błędu albo
momentu zwątpienia.
-
Możliwe, ale w tej sytuacji to dobry wybór – odparłam, mocniej wplatając palce
w kosmyki. Przeraźliwy skrzek rozniósł się echem po czaszce. Nie wytrzymałam
ciągłych tortur – syknęłam z bólu i skuliłam się na krześle.
- Holly,
masz migrenę? – Niepewnie skinęłam głową. – To by wyjaśniało te brednie.
Zaczekaj na mnie, pójdę poprosić o zapakowanie jedzenia na wynos.
Nagle
zawodzenie ustało. Ponownie do uszu dotarły przytłumione rozmowy i ciężkie
kroki. Filtr wodny buczał nieprzyjemnie, ale w tym momencie wręcz cieszyłam
się, że go słyszałam. Powoli odsunęłam dłonie i ułożyłam je na udach.
Rozszerzonymi w zdumieniu oczami rozglądałam się po restauracji. Wszystko wyglądało
tak samo jak pięć minut temu. Jedynie Duncan nie siedział naprzeciwko, a stał
oparty o kontuar i tłumaczył coś kucharzowi.
Wstałam
gwałtownie, aż nadto. Zakręciło mi się w głowie. Jedną dłonią dotknęłam czoła,
zaś drugą przytrzymałam się okrągłego blatu. Nogi trzęsły się niczym u
nowonarodzonej żyrafy. Ledwo dawałam radę ustać. Skierowałam błagalny wzrok na
szerokie plecy Holdena. Próbowałam telepatycznie przekazać mu, aby pieprzył
żarcie i jak najszybciej pomógł mi wyjść z baru. Obraz był zamglony, a
wszystkie przedmioty zdawały się podskakiwać.
- Chodź –
mruknął wprost do mojego ucha. Nawet nie zorientowałam się, kiedy podszedł.
Objął
mnie jedną ręką w pasie i począł powoli wyprowadzać na zatłoczony korytarz.
Stawiałam niedbale kroki, w dalszym ciągu nie mogąc wyzbyć się wrażenia, że
rzeczy dookoła poruszały się. Przez to czułam coraz większe zawroty. Gdy
niepewnie stanęłam na ruchomych schodach, śniadanie podeszło do gardła, pragnąc
ujrzeć światło licznych lamp. Zakaszlałam głośno, a przełyk został smagany
żywym ogniem.
Ty mała gnido! Jak mogłaś postąpić tak
lekkomyślnie? Nie możemy go teraz stracić; jeszcze nie. Wkrótce i na niego
przyjdzie czas, lecz na razie spróbuj być miła i słodka. Zgódź się nawet, by
cię zerżnął. Masz go tylko przy sobie zatrzymać, dopóki Debrah nie odejdzie do
przeszłości.
Czułam
odrazę do samej siebie. Dlaczego Ona to robiła? Parszywy potwór.
Przyjemny
chłód owiał skórę i zmusił czarne kosmyki do ruchu. Zaczynałam otrząsać się z
letargu – aczkolwiek robiłam to nad wyraz niespiesznie. Jakby nie zależało mi
na powrocie do szarej rzeczywistości, która w gruncie rzeczy nie była złą.
Przynajmniej w niej nie zmagałam się z bólem oraz odrętwieniem.
Duncan
położył na moich ramionach zimową kurtkę. Ciężar materiału zmusił kolana do
ugięcia się. Zimny wiatr w znacznej mierze stracił dostęp do ciała, lecz nadal
muskał swoimi przeźroczystymi palcami twarz oraz dłonie. Zatrząsłam się, kiedy
przestałam czerpać przyjemność z wyziębiania organizmu. Skrzyżowałam ręce pod
biustem, by spowolnić utratę ciepła. Kierowana przez bruneta, który w dalszym
ciągu trzymał mnie w talii, ruszyłam przez parking, lawirując pomiędzy
samochodami. Jego Lexus stał na końcu betonowego placu. Dookoła nie było innych
aut mogących przyćmić czarną perłę wśród luksusowych pojazdów. Wręcz przeciwnie
– samotność sprawiała, że przyciągał wzrok.
- Właź –
burknął, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
Usłuchałam, a chłopak wrzucił conversową
torbę na tylne siedzenie, po czym zajął miejsce kierowcy. Oparłam głowę na
chłodnej szybie i wpatrywałam się w wejście do centrum handlowego. Przewijało
się przez nie mnóstwo ludzi, głównie przyszłych zakupowiczów.
- Kurwa,
to moja wina, Holly! – krzyknął nagle, uderzając rękoma o kierownicę.
Podskoczyłam wystraszona gwałtownością Duncana. Ze strachem w oczach spojrzałam
na niego, ukradkowo przybliżając dłoń do klamki. – Jestem dorosły, a zachowuję
się jak rozwydrzony bachor.
-
Przestań, nie musisz… – zaczęłam, ale przerwał mi.
-
Właśnie, że tak. Mógłbym spróbować głupio się tłumaczyć, bo nigdy nie
stworzyłem poważnego związku. Nawet moja pierwsza dziewczyna była starsza o
kilka lat i wpadała do mnie tylko, gdy rodzice wyjeżdżali w delegację, a Cas szedł
do kolegów. Mimo wszystko to nie usprawiedliwia faktu, że cię zraniłem.
Wściekłem się na Rotę, a ty oberwałaś.
Dłuższy
moment trwaliśmy w milczeniu. Holden wpatrywał się w widok za przednią szybą.
Ja natomiast błądziłam wzrokiem po jego osobie próbując pojąć sens słów, które
właśnie wypowiedział. Nie spodziewałam się tego po nim. Jadąc do galerii
układałam w głowie prawdopodobny przebieg naszej rozmowy. Nawet próbowałam ją
zacząć i przeprowadzić w możliwie jak najwygodniejszy dla mnie sposób. Jednakże
te kilka zdań całkowicie zmieniły sposób myślenia. Rzeczywiście, tłumaczenie
bruneta było nad wyraz głupie i powinnam go spławić póki jeszcze miałam czas,
ale w głębi duszy nie chciałam ranić jego uczuć. W końcu posiadał na swoim
koncie kilkanaście krótkotrwałych romansów, lecz został do nich przyzwyczajony.
Podobno pierwsza miłość nas kształtuje – z Duncana stworzyła potwora bez emocji
wyższych. Ale nie mogłam go za to winić. Wszakże jako niedoświadczony
nastolatek został popchnięty w szpony jędzowatej niewiasty, poszukującej łatwej
i szybkiej w zdobyciu rozrywki. Teraz on postępował w identyczny sposób z
innymi dziewczynami. Ranił ich młode serca, by następnie porzucić z cwanym
uśmieszkiem.
Tak samo
zapewne potraktuje mnie, gdy znudzi mu się niańczenie chorej na depresję
małolaty. Zdawałam sobie z tego sprawę. Właśnie dlatego wolałam zakończyć ten
związek osobiście, aniżeli zostać rzuconą przez cholernie przystojnego
degenerata z brudną przeszłością. Chyba mogłam to nazwać odruchem obronnym.
- Ej, ale
nie powinieneś tak się obwiniać – mruknęłam, po czym niepewnie dotknęłam jego
ramienia. – Gdybym pohamowała emocje, do niczego by nie doszło.
- No
właśnie. Z twoją psychiką nie jest najlepiej, a ja zachowuję się wobec ciebie
jak ostatni skurwiel. Dziwię się, że w ogóle chcesz ze mną rozmawiać.
Odwrócił
się twarzą do mnie. Patrzył przepełnionym skruchą wzrokiem, jednocześnie
ściągając brwi w nerwowym geście. Leniwie uniosłam kąciki ust, maskując
rozbawienie. Widok niepewnego Duncana był niemalże groteskowy. Dłonią
pogładziłam jego chłodny policzek, czasami muskając opuszkami palców
uwydatnioną kość. Na ułamek sekundy złączyłam nasze usta. Czułam, iż nie chciał
tak prędko kończyć pieszczoty, ale planowałam trochę się z nim podrażnić. W
gruncie rzeczy oboje pragnęliśmy tej bliskości. Już od dłuższego czasu
potrzebowaliśmy odrobiny czułości, którą jeszcze niedawno okazywaliśmy sobie w
każdym odpowiednim momencie. Tygodniowe milczenie jedynie wzmogło chęć
ponownego poczucia ciała drugiej osoby.
Patrzyliśmy
sobie w oczy starając się zagłębić w bezkresne otchłanie dusz. Doszukiwaliśmy
się w nich jakichkolwiek emocji. W czarnym lustrze widziałam własne odbicie.
Jakby to właśnie o mnie bez ustanku myślał Holden. Marzyłam o staniu się jego
prywatnym centrum wszechświata – Słońcem, wokół którego krążyłby, podobnie jak
robiły to ciała niebieskie wszelkiej maści.
- Holly,
nie kłóćmy się o takie pierdoły – szepnął wprost do pełnych ust.
Oblizał
moją dolną wargę, zmuszając ją do opadnięcia. Agresywnie połączył nas w
pocałunku. Językiem zahaczał o podniebienie, wywołując nieznośne łaskotki.
Błądził kościstymi palcami po talii. Odruchowo wyginałam się pod stanowczym
dotykiem, próbując doświadczyć go jak najmocniej. Duncan był pewny w swoich
poczynaniach; niczego nie robił bezmyślnie. Zachowywał się, jakby tydzień ciszy
próbował zrekompensować sobie w jednej chwili. Z lubością oddawałam się tej
intensywnej pieszczocie. Zarzuciłam ręce na kark bruneta, gładząc opuszkami
palców ciemne kosmyki, a tym samym zmniejszyłam dzielący nas dystans do
bezwzględnego minimum. Łączyliśmy języki w tańcu namiętnych kochanków.
Zdawałam
sobie sprawę, że nie dam rady uciec przed pożądaniem, które przejmowało
kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Holden był moją pierwszą miłością, a tę kocha
się najbardziej. Zostałam przez nią wręcz zniewolona. Nie posiadałam
wystarczających pokładów asertywności, ażeby chociaż spróbować przeciwstawić
się uczuciom. Z góry przypisano mi porażkę. Byłam świadoma, iż Duncanowi mogłam
wybaczyć wiele – zdecydowanie zbyt wiele.
♥ ♥ ♥ ♥
Uuu w końcu pogodzeni 😎😄 świetny rozdział ;D . Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych ;D . Weny życzę! ;*
OdpowiedzUsuńHelloł! Its mi! xD
OdpowiedzUsuńNie no, ogarniam się. Troszkę mało czasu, toteż komentarz zbyt długi i sensowny nie będzie, także z górki sorki xD
Boże, Boże, Boże... Na początku myślałam, że oni na serio zerwą! Kurwa, jak ja się przestraszyłam! Myślałam, że normalnie na zawał zejdę! Ale się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło. Jak na razie xD
Co do całego rozdziału, jak zwykle zajebisty i bardzo poruszający. Pod mymi powiekami zagościły grube łzy, które po chwili swobodnie spłynęły po policzku. Ale dobra, koniec tych poezji xD
Jeśli chodzi o całokształt, blog ma już ponad rok, a ja goszczę tu niedługo. Czuję się niegodna czytania tego xD Ale mimo to, uwielbiam Ciebie i Twoją twórczość, także musisz się ze mną dłuuugo pomęczyć xD Ale bez życzeń z takiej okazji się nie odbędzie! A co, blogowi też się należy! I oczywiście Tobie, gdyż bez Ciebie nie byłoby tego, wiadomo.
Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, niechaj żyją nam! W zdrowiu, szczęściu, pomyślności, niechaj żyją nam!
Dobra, mój głos mnie załamuje. Więc tymczasem życzę dużo weny, również miło spędzonego roku szkolnego, bez żadnych niemiłych sytuacji, zdania matury (tak przedwcześnie, ale cóż..) i ogółem wszystkiego, co najlepsze!
Także czekam na następny, choćbym miała czekać cały rok, co dzień sprawdzając, czy nie ma czegoś nowego.
Także do zobaczenia!
Witaj!
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię poinformować, że właśnie zostałaś nominowana do "A Little Thing Shot Challenge". Mam nadzieję, że cieszysz się z tego.
Więcej informacji znajdziesz pod linkiem: http://lost--in-the-darkness.blogspot.com/2016/09/little-thing-shot-challenge.html w poście dotyczącym wyzwania.
Niech wena zawsze Ci sprzyja!
Witaj!
OdpowiedzUsuńW końcu po tak długiej nieobecności przybywam i piszę coś bardziej konstruktywnego (taką mam nadzieję).
Szczere powiedziawszy to nie spodziewałabym się tego, iż Holden odwróci się od Holly. Zawsze wydawało mi się, że to on w ich związku był tym, który podtrzymywał to jakoś w jedną całość. No i nie powiem, zdenerwowało mnie to troszkę. Znaczy... ja rozumiem, że mógł się zdenerwować i chcieć odreagować przez chwilę, odpocząć i nabrać dystansu do pewnych rzeczy, no ale kurcze! Mógł chociaż wiadomość jej wysłać! Nawet takie zwykłe: Sorry Holly, ale muszę to sobie przemyśleć. Odezwę się jak już będzie ok. A tu nic. Doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że Hollu ma ze sobą problemy i jego zachowanie może pogorszyć tylko sytuację, ale nieee... On woli sobie pomilczeć, pozłościć się i mieć wszystko w głębokim poważaniu.
Z drugiej jednak strony może to wszystko zostało ukartowane przez Rotę. Może ona uknuła sobie taki niecny plan, że skłóci ze sobą tą dwójkę i jeszcze skorzysta na nieszczęściu innych. Jakież to suczysko jest wredne i podstępne. Uhh... gdybym miała ją pod ręką nie zawahałabym się ani chwili, żeby rozbić jej tą głupią buźkę.
Mam nadzieję, że poradzisz sobie z natłokiem nauki i pozytywnje zdasz każdy egzamin. Życzę Ci też żeby stres Cię nie zeżarł, bo to jest najgorsze.
Gorąco pozdrawiam i przesyłam multum wytrwałości :*