Spis lektur obowiązkowych

środa, 31 sierpnia 2016

Witajcie, kochani!
Jejku, już dawno tutaj nie gościłam. Aż mi głupio z powodu nieobecności. Tegoroczne wakacje zdecydowanie obdarowywały mnie wieloma niespodziankami, przyjemnymi i trochę mniej. Jednakże nie zamierzam się tłumaczyć, albowiem nastały sprawy ważniejsze.
Pierwej muszę zaznaczyć, że jestem bardzo stremowana, ponieważ dotychczasowe przemowy przygotowywałam z zapasem czasu. Tę postanowiłam potraktować z goła odmiennie. Uważam ją za najważniejszą. Ale do rzeczy.
Dzisiaj obchodzę niesamowite święto, mianowicie Kącik Twórczy Panienki Kernit ma już roczek! Wprost niesłychane. Kiedy dokładnie rok temu - po wielu bojach z samą sobą - założyłam bloga, nie spodziewałam się, że zostanie on aż tak dobrze odebrany. Obawiałam się przede wszystkim braku zapału z mojej strony. Lecz Wy, drodzy czytelnicy, napawaliście mnie dumą, dobrym humorem, chęciami i wszystkim co najlepsze. To właśnie Wam należą się największe brawa. Mam wielką nadzieję, że nie opuścicie mnie. Pozostaniecie tutaj przez następny rok, a może jeszcze i kilka następnych lat. Właśnie tego sobie życzę z okazji pierwszej rocznicy z Bloggerem.
Oczywiście nie może być zbyt kolorowo. Przynoszę również złe wieści. Otóż rozdziały będą dodawane nie częściej niż raz w miesiącu. Od jutra będę w klasie maturalnej, a wysokie ambicje nie pozwalają mi odpuścić nauki. Mimo to wierzę, że pozostaniecie cierpliwi i będziecie wyglądać następnych części "Drogi (nie) do miłości".
Jeszcze raz dziękuję Wam za samo jestestwo. Życzę udanego nowego roku szkolnego, ażeby minął szybko i bezboleśnie. Tymczasem zapraszam do czytania.

Droga (nie) do miłości: Rozdział 41
„Tak to właśnie jest, myślała, mamy w sobie jakiś świat, ale pragniemy zakosztować świata innego człowieka. Nie możemy się do niego przenieść, ale go badamy, rozpoznajemy, oglądamy.”
~C. De Robertis

     Silny podmuch wiatru rozwiał czarne włosy. Wełniany komin, pomimo trzykrotnego obwiązania nim szyi, nie chronił skóry wystarczająco. Przenikliwy chłód przeciskał się nawet przez najmniejsze szpary i swymi przeźroczystymi palcami namiętnie muskał ciało. Ciemnozielona kurtka, podszyta jasnym futrem, sięgała niewiele przed kolana, zasłaniając kraciastą spódniczkę. Na pierwszy rzut oka wydawała się ciepła, aczkolwiek w praktyce grzała równie dobrze co bikini. Białe rajstopy oraz skórzane botki na kilkucentymetrowym obcasie także nie nadawały się na jesienną pogodę. Dookoła wiatr rozrzucał zmizerniałe i uschnięte liście oraz tarmosił niewielkich rozmiarów śmieci. Także szarawych chmur nie obdarował taryfą ulgową – ganiał obłoki, które zdawały się być smutne i lada moment miały ulec rozpaczy, zsyłając na zwykłych śmiertelników ulewę.
     Westchnęłam przeciągle, mocniej wkładając dłonie w głębokie kieszenie. Wcisnęłam spierzchnięte wargi wraz z zaczerwienionym nosem w poły czarnego szalika. Dzisiaj jesień wyjątkowo dawała się we znaki. Jeszcze wczoraj nic nie zapowiadało wichury – słońce leniwie wyglądało zza przysadzistych baranków, którym natura poskąpiła rogów. Że też akurat w tak paskudny dzień mój tata odchodził urodziny. Pokręciłam głową, jakby rozbawiona własnymi myślami. Prawda była taka, że już w poniedziałek miałam zamiar wybrać się do centrum handlowego w poszukiwaniu prezentu. Aczkolwiek zawsze naradzała się rzecz ważniejsza niźli upominek z okazji wybicia czterdziestu lat. Szukając odpowiedniej wymówki dla mamy sięgnęłam nawet po wypracowanie na zajęcia z twórczego pisania. Nigdy wcześniej nie przygotowywałam się do tworzenia dzieł literackich, bo wyobraźni posiadałam aż nadto. Jednakże musiałam spławić rodzicielkę, gdy ta ponownie zakłóciła spokój absolutny swojej jedynej córce.
     Autobus zajechał na przystanek z pięciominutowych opóźnieniem. Weszłam do prawie pustego pojazdu. Zapłaciwszy kierowcy należytą sumę za przejazd, zajęłam miejsce na samym końcu. Opadłam ciężko na krzesełku przy oknie, a torbę rzuciłam obok. Wzrok utkwiłam w ledwo widocznych widokach za szybą i wchłaniałam przyjemne ciepło rozchodzące się z klimatyzacji. Z rozkręconego na maksymalną głośność radia dobiegały rozentuzjazmowane głosy komentatorów sportowych. Rozgrywki futbolu amerykańskiego przyciągały wielu fanów. Ponadto niemalże w podskokach zbliżało się Święto Dziękczynienia, więc powszechna euforia była wręcz namacalna.
     Wytarłam rękawem lekko zaparowane szkło, po czym oparłam na nim głowę. Byłam wykończona – nie tyle fizycznie, co psychicznie. Od pamiętnego ogniska Duncan nie odezwał się nawet słowem. Mijaliśmy się na korytarzu nie spoglądając sobie w oczy. Milczeliśmy. Możliwe, że nawet wstrzymywaliśmy oddechy, gdy dzieliło nas nic nieznaczące dziesięć centymetrów. Bolało mnie nasze zachowanie. Nie miałam pojęcia, czy powinnam obwiniać siebie za tę kłótnię. Tak na dobrą sprawę, do końca nie byłam pewna, dlaczego przestaliśmy rozmawiać. Przecież tylko naskoczyłam na Debrah, lecz zostałam do tego sprowokowana. Rozchodziło się o płacz? A może w grę wchodziła konieczność dużo szybszego zakończenia popijawy? Irytowałam się tą niewiedzą. Próbowałam raz nawiązać dialog z chłopakiem, gdy spotkaliśmy się przy szkolnym sklepiku. Ten jednak prędko zrezygnował z kupna przekąsek i zniknął wśród tłumu. Pozostałam sama, popychana przez głodnych licealistów i ślepo wgapiająca się w niewidoczną już wysoką sylwetkę. Pamiętałam, że miałam rozchylone wargi, z których wcześniej wypłynęło nieśmiałe hej. Po kolei strzelałam każdym palcem, napawając się bólem.
     Zdecydowanie związek z Duncanem stanowił zawiłą planszówkę z brakującą instrukcją mówiącą o należytym przeprowadzeniu rozgrywki. Od soboty każdy dzień wyglądał niemalże identycznie. Mniej więcej do szesnastej tkwiłam w przeczuciu, iż wszelkie problemy naradzały się z choroby. Zaś przez drugą część doby mogłabym dać sobie głowę przy dupie odrąbać, że najzwyczajniej w świecie Holden nie dorósł jeszcze do tworzenia długotrwałych znajomości – wszakże do tej pory miewał jedynie przelotne romanse. W ostateczność jednak, zawsze dochodziłam do wniosku, że zawiniliśmy w takim samym stopniu. Gdybym lepiej radziła sobie z depresją, a chłopak nadawałby się do związku, kryzysowe sytuacje nie zdarzałyby się nagminnie.
     Powinnam zakończyć tę chorą znajomość, bo na żadne z nas nie wpływała ona dobrze.
     Tak, zrobię to możliwie jak najszybciej.
     Jeżeli tylko znajdę w sobie wystarczające pokłady odwagi.
     Wysiadłam na pętli vis a vis galerii handlowej. Przez moment stałam nieruchomo i wpatrywałam się w powoli odjeżdżający autobus. Wielka kropla spadła na mój nos. W kontakcie ze skórą rozdzieliła się na pomniejsze części, które opryskały także poliki. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam było przemoknięcie do suchej nitki.
     Poprawiłam lekko zsuniętą z ramienia torbę i ruszyłam w stronę przejścia dla pieszych. O tej porze panował na drogach największy ruch, ponieważ ludzie wracali spoza miasta – gdzie często pracowali – do domów. Odczekałam chwilę, aż zapali się zielone światło, po czym przeszłam na drugi chodnik. Kiedy pokonywałam parking, bezmyślnie patrzyłam na czubki nowych butów. Co jakiś czas o mały włos nie wpadałam na chaotycznie porozstawiane samochody. W zamyśleniu rzucałam ciche przepraszam, choć zdawałam sobie sprawę, że auto długo nie będzie chowało wobec mnie urazy. W przeciwieństwie do niektórych przedstawicieli gatunku ludzkiego.
     Po wejściu do budynku od razu skierowałam się na drugie piętro. Postanowiłam podarować tacie film. Był miłośnikiem kina akcji oraz kryminałów, toteż nie powinnam mieć problemów z wyborem odpowiedniej produkcji.
     W sklepie z urządzeniami elektronicznymi i gadżetami wszelkiej maści, tworzącym prawdziwy raj dla miłośników komputerów, tłoczyło się wyjątkowo wielu ludzi. W pierwszej chwili pomyślałam, że odbywała się kolejna premiera gry, ale nie dostrzegłam nawet jednego plakatu informującego o nowym tworze. Nieśmiało przywitałam się z ochroniarzem, który zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem. Dlaczego źle reagowaliśmy na osoby próbujące zabłysnąć kulturą? Posiadaliśmy aż tak dobrze wyostrzoną nieufność, czy po prostu zazdrościliśmy innym dobrych manier?
     Błądziłam pomiędzy regałami ze sprzętem najnowszej generacji i rozglądałam się za półkami przepełnionymi filmami. Miałam nieodparte wrażenie, że ilekroć pojawiałam się w tym sklepie, za każdym razem asortyment zmieniał swoje miejsce. Najwidoczniej pracownikom musiało bardzo się nudzić albo w biurze przesiadywał psycholog, który badał, jaki produkt najczęściej kupowano. Na podstawie jego opinii zapewne robiono przemeblowania – te najbardziej pożądane artykuły umieszczano na końcu, by dojście do nich zajęło klientowi sporo czasu. Zanim jednak klient dostrzeże upragnioną rzecz, minie wszystkie inne regały i nie wiedzieć, czemu sięgnie po coś, czego akurat nie potrzebował, ale spodobało mu się opakowanie. Najwyraźniej umiejętność kontrolowania ludzkich umysłów nie była taka trudna, na jaką wyglądała.
     Przystanęłam na środku przejścia z uniesioną głową i wpatrywałam się w duży czerwony prostokąt, na którym zaznaczono kierunki prowadzące do poszczególnych działów. Regały z płytami DVD powinny znajdować się po lewej stronie, zaraz obok wejścia. Zatem musiałam je ominąć. Westchnęłam zirytowana koniecznością ponownego przeciskania się przez tłum. Z drugiej zaś strony śmiało mogłam powiedzieć, że kilkugodzinne egzystowanie z chordami nastolatków na coś wreszcie się przydało.
     Po dosyć wyczerpującej przeprawie na drugą stronę sklepu stanęłam przed szeroką półką. Filmy zostały podzielone według gatunków, a po przesortowaniu na mniejsze grupy ułożono je alfabetycznie. To powinno ułatwić odszukanie konkretnej produkcji, ale tak na dobrą sprawę nawet nie wiedziałam, za czym się rozglądać. Wzięcie pierwszej lepszej płyty nie wydawało się kapitalnym pomysłem. W końcu kupowałam prezent z okazji czterdziestych urodzin taty – okrągła liczba nie pukała do drzwi co roku.
     Zdjęłam z szyi długi komin oraz rozpięłam kurtkę. Na zewnątrz szalał wiatr, a temperatura wahała się w granicach zera; zapewne zaczął padać także deszcz. W galerii natomiast panował zaduch i sytuacji nie poprawiała wyjątkowo duża liczba klientów. Wręcz przeciwnie – nabierałam coraz to większej ochoty na opuszczenie budynku.
     Z uwagą przyglądałam się okładkom kryminałów. Część z nich należała już do kolekcji Rona, a pozostałe nie przyciągały potencjalnego nabywcy. W ogóle miałam przeczucie, że filmy, które ostatnimi czasy ukazywały się na ekranach kin, można było cisnąć o kant dupy. Fabułę odgrzewano co najmniej pięciokrotnie, a zakończenie nie stanowiło zaskoczenia. Wręcz już po dwudziestu minutach oglądania dało radę połapać się w wątkach.
     Wzięłam jedno z plastikowych opakowań do ręki. Tylko ono zachęciło do bliższego zaznajomienia się z treścią produkcji. Ludzie mówili, że nie warto oceniać książki po okładce. Z produkcjami ekranowymi było zgoła odmiennie. Jeżeli przyciągnął nadruk oraz tytuł, to zapewne wnętrze także zainteresuje. Podczas oglądania wyobraźnia zostawała wyłączona – działał jedynie słuch i wzrok. Literatura nie wymagała od człowieka nadstawiania uszu, lecz pracy umysłu.
     Nagle poczułam intensywne łaskotanie w nosie. Próbowałam powstrzymać chęć kichnięcia. Tylko milimetry dzieliły mnie przed złapaniem w palce koniuszka nosa i właśnie w tym momencie prychnęłam głośno. Zaraz powtórzyłam ten czyn. W oczach zebrały się słone krople. Pojedyncza wyciekła spod powieki i powoli spłynęła po policzku. Pospiesznie wytarłam wierzchem dłoni mokrą drużkę.
     - Na zdrowie. – Dobiegł mnie rozbawiony głos.
     - Dziękuję – odparłam. Uśmiechnęłam się pogodnie i odwróciłam głowę, by przyjrzeć się osobie, która do mnie zagadała.
     Pogodny wyraz twarzy szybko odszedł w zapomnienie. Nieprzyjemny dreszcz przeszył całe ciało. Stałam oniemiała z lekko uchylonymi ustami i wytrzeszczonymi oczami wpatrywałam się w bruneta. Jak mogłam nie rozpoznać zachrypniętego tonu? Jeszcze do niedawna sądziłam, że nawet na końcu świata poznałabym jego właściciela. A teraz, gdy stworzyliśmy karykaturalny związek, mógł przejść obok zupełnie niezauważony.
     Przeczesał palcami ciemne włosy, które sięgały niewiele za łopatki. Zwyczajowo beznamiętny wzrok utkwił w płycie DVD. Chyba wyczuł, że lustrowałam go uważnym spojrzeniem, ponieważ nagle odwrócił się w moją stronę. Delikatnie drgnął, marszcząc w zdenerwowaniu brwi.
     - Co ty tutaj robisz? – zapytał, nasączając głos śmiercionośnym jadem. Poczułam silne ukłucie w okolicach mostka. Jeszcze nigdy nie odezwał się do mnie takim tonem. Zawsze udawało się mu ukryć targające nim emocje, zwłaszcza, gdy rozchodziło się o złość.
     - Wy-wybieram film dla taty z okazji urodzin – odparłam, spuszczając wzrok na podłogę. Chciałam rozpłynąć się w powietrzu. Albo uciec na bezludną wyspę i powrócić, gdy cała otaczająca nas aura wściekłości, mająca kolebkę w osobie Duncana, opadnie. – A ty? – zagaiłam niepewnie. Pragnęłam jedynie dalej poprowadzić rozmowę. Możliwe, iż wówczas zdążymy wyjaśnić przyczyny kłótni. Ewentualnie nazbieram wystarczającą ilość odwagi, by przerwać tę farsę. Nigdy nie spodziewałam się, że moja pierwsza miłość trwać będzie równo miesiąc i jeden dzień. Po prawdzie spodziewałam się problemów oraz scysji z błahych powodów – wszakże już na początku znajomości z Holdenem zostałam ostrzeżona przed nim. Ale mimo wszystko kilka tygodni to nadal za mało na wyzbycie się niedosytu.
     - Też szukam czegoś ciekawego – mruknął zdawkowo, spoglądając na trzymaną w ręku płytę. Odruchowo poszłam w jego ślady. Czerwona folia dogłębnie uświadamiała, o jakim rodzaju filmów tak pochlebnie wypowiadał się chłopak.
     - Uważasz, że pornosy są ciekawe? – rzuciłam prześmiewczo, na moment wyzbywając się strachu. – Ta skomplikowana fabuła, liczne nierozwiązane zbrodnie, zawiłe wątki, efekty specjalne, przy których nie sposób dostrzec pracy komputera…
     - Dobra, rozumiem – warknął, przerywając mi. Oparł dłoń na biodrze, a palcami nerwowo stukał w plastikowe opakowanie. – Strzeliłaś focha, więc muszę sobie jakoś radzić.
     Zamrugałam szybko kilkakrotnie. Próbowałam jak najlepiej przetworzyć wypowiedziane przez bruneta zdanie. Rozkładałam każdy wyraz na osobne literki, wychwytując z nich sens. Nagle doświadczyłam uczucia, jakbym dostała w głowę metalową pałką. Zmrużyłam gniewnie oczy i skrzyżowałam ręce pod biustem.
     - Że to niby moja wina? Wiesz co, jesteś bezczelny! – pisnęłam, zwracając na siebie uwagę przechodzącego nieopodal pracownika sklepu. Odchrząknął znacząco, jakby chciał mnie uciszyć. Posłałam mu złowrogie spojrzenie, po czym na powrót wróciłam do obserwowania Duncana. Wyglądał na nieprzejętego zarzutami pod swoim adresem. – I obrzydliwy – dodałam z niesmakiem wypisanym na twarzy.
     - Trudno, jakoś to przeboleję. – Wzruszył ramionami, a jego usta rozciągnęły się w prowokacyjnym uśmieszku. Najwidoczniej na moment wróciło mu dobre samopoczucie albo doskonale grał.
     - Masz może teraz czas? – zapytałam nieśmiało. Jeżeli w tej chwili z nim nie porozmawiam, zapewne nie zrobię tego już nigdy. Aczkolwiek w środku narastała duma. Naprawdę wiele mnie kosztowało stanie przed Holdenem.
     - Tak – odparł, a następnie odłożył płytę na półkę. – Co powiesz na sushi?
     - Ale stawiasz – zarządziłam.
     - Niech stracę – mruknął posępnie.
     Skierowaliśmy się do kas. Pomimo tłoku, panującego pomiędzy regałami, płacących było niewielu. Najwyraźniej tylko garstka ludzi wybrała się do sklepu z mocnym postanowieniem zakupu. Zapewne reszta robiła przedświąteczne zwiady, ażeby później nie kłopotać się szukaniem odpowiedniego prezentu pod choinkę.
     W milczeniu udaliśmy się w stronę baru, gdzie serwowano japońską kuchnię. Szliśmy ramię w ramię, nie trzymając się za ręce i nie posyłając sobie nawzajem ukradkowych spojrzeń. Przechodzień mógłby stwierdzić, że nawet się nie znaliśmy – po prostu dziwnym trafem poruszaliśmy się jednakowym krokiem, kierując do tego samego miejsca. Prychnęłam w myślach. Czy naprawdę chciałam, by właśnie tak wyglądał mój pierwszy związek?
     Restauracja świeciła pustkami. Oprócz kucharza stojącego za kontuarem oraz kelnerki usadowionej na barowym stołku nie było żywej duszy. Wchodząc do knajpki doświadczało się niemalże szoku. Trudno uwierzyć, że jedynie krok dzielił hałaśliwą aleję od spokojnego baru. Zapewne wybraliśmy odpowiedni moment na konsumpcję – za godzinę do wszystkich jadłodajni zwalą się wygłodniali zakupowicze, taszcząc ze sobą tuziny toreb.
     Zajęliśmy stolik w kącie obok wbudowanego w ścianę dużego akwarium z rybami słonowodnymi. Przewiesiłam kurtkę przez oparcie krzesła, a chwilę później podeszła do nas młoda dziewczyna. Na jej twarzy widniał wymuszony uśmiech, za który na pewno nie zainkasuje podwyżki. Położyła na okrągłym blacie dwie karty menu, po czym odeszła pospiesznie. Nawet nie sięgnęłam po spis dań – nie miałam ochoty jeść i byłam przekonana, że najmniejsza cząstka posiłku przerobiłaby mój żołądek w pole krwawej bitwy. Odwrotnie sprawa się miała z Duncanem. Ochoczo pochwycił kartę potraw oprawioną w grubą czerwoną okładkę. Wertował strony, jakby od tego zależało jego życie. Z brwią wysoko uniesioną wpatrywałam się z niemałym zdziwieniem w bruneta. Miałam przyjemność kilka razy przebywać z nim w knajpkach, ale jeszcze nigdy nie widziałam, by tak szybko przeglądał menu. Może poszukiwanie odpowiedniego filmu erotycznego, którego jeszcze nie posiadało się na półce, bardzo męczyło?
     Oparłam głowę na zwiniętej w piąstkę dłoni. Wzrok zwróciłam na sporych rozmiarów akwarium. Kolorowe ryby prędko przemieszczały się pomiędzy skałami i żywymi roślinami. Co poniektóre ścigały się, dopóki jedna z nich boleśnie nie uderzyła o kamienną czaszkę. Skrzywiłam się odruchowo na ten widok, zupełnie jakbym sama zaliczyła bliższe spotkanie z twardą powierzchnią.
     - Czy mogę odebrać zamówienie? – Melodyjny głos rozbrzmiał z lewej strony. Wymuszony uśmiech kelnerki jeszcze bardziej się poszerzył, a mnie aż skręcało od nadmiaru fałszywej słodyczy.
     - Miso-Ramen i futomaki z tuńczykiem. – Dziewczyna zapisała oba dania, a następnie zwróciłam wzrok w moją stronę. – A dla pani, co podać?
     - Poproszę zieloną herbatę – odparłam, podając jasnowłosej niewiaście kartę. Wręcz wepchnęłam ją w chudą dłoń.
     - Tylko nie mów, że się odchudzasz – mruknął Holden, gdy pozostaliśmy sami.
     - Po prostu nie jestem głodna – burknęłam, na powrót przyglądając się błazenadom morskich stworzeń. Zawsze interesowałam się akwarystyką, lecz pielęgnowanie nawet niewielkiego zbiornika należało do rzeczy trudnych i męczących. Byłam leniem patentowanym oraz człowiekiem nad zwyczaj nieodpowiedzialnym, toteż wolałam nie testować umiejętności przetrwania ryb.
     Duncan westchnął przeciągle. Oczami wyobraźni widziałam, jak przeczesywał długimi palcami ciemne kosmyki, które niesfornie opadły na jego pociągłą twarz. Wręcz czułam bijącą od niego aurę niezadowolenia, z każdą sekundą przybierającą na sile. Obawiałam się zirytowanego chłopaka. Chciałam przeprowadzić z nim poważną rozmowę, ale silny lęk powoli odbierał zdolność prawidłowego funkcjonowania. Serce szybciej zaczęło pompować krew, kolana oraz dłonie drżały bez ustanku, a do tego musiałam oddychać głęboko, bo przez płytkie wdechy nie mogłam nabrać wystarczającej ilości powietrza. Czułam się osłabiona i spodziewałam się, że język zacznie się plątać, gdy tylko otworzę usta.
     - To o czym zamierzasz pomówić? – zapytał nagle. Drgnęłam mimowolnie słysząc jego zachrypnięty głos.
     - Wiesz, ja… – urwałam. Zaczynałam powoli się łamać. Dolna warga zadygotała złowróżbnie, a w gardle stanęła nieprzyjemna gula. Ledwo dałam radę przełknąć ślinę. – Myślę, że nasz związek nie…
     - Czekaj, czekaj – przerwał mi, wyciągając przed siebie wyprostowaną rękę. – Nie zamierzasz ze mną zerwać, co?
     - W sumie to tak – rzuciłam przepełniona nagłą odwagą. Jednakże po chwili dodałam cicho, prawie w ogóle niesłyszalnie: – Chyba tak.
     Zapadła bezwzględna cisza. Miałam wrażenie, że ściany były dźwiękoszczelne. Z zewnątrz nie dostawały się odgłosy rozmów czy stukot obcasów o wypolerowaną posadzkę. Kucharz przestał uderzać talerzami, a wszystkie sztućce raptownie wyparowały. Jedynie dziwna melodia tliła się w mojej głowie. Jakby wydobywała się z pozytywki, lecz zaczynała spowalniać rytm, aż w końcu zamieniła się w długie skrzypnięcie, które niemal rozsadzało czaszkę od środka. Przyłożyłam obie dłonie do skroni, twarz opuściłam. Ukrywałam grymas bólu i mocno zagryzałam dolną wargę, ażeby spod niej nie wydobył się cierpiętniczy jęk. Czułam narastające cierpienie. Resztkami zdrowego umysłu próbowałam zorientować się, co było źródłem tego katorżniczego dźwięku. Sprawca mógł być tylko jeden – najwidoczniej Druga Holly postanowiła się przywitać. Albo raczej skarcić za złe postępowanie. Wszakże to rządna władzy mała pchła, uważająca Holdena za drabinę prowadzącą do szczytu. Zakończenie znajomości z nim śmiało mogłam nazwać strzałem w oba kolana. Przeżyłabym, lecz czołgałabym się po zaplutej ziemi, wręcz błagając o poniżenie.
     - Działasz pod wpływem emocji – stwierdził beznamiętnym głosem. Wyglądał, jakby moje słowa nie zrobiły na nim choćby najmniejszego wrażenia. Czarne oczy wpatrywały się we mnie, doszukując się złego posunięcia. Jakiegoś błędu albo momentu zwątpienia.
     - Możliwe, ale w tej sytuacji to dobry wybór – odparłam, mocniej wplatając palce w kosmyki. Przeraźliwy skrzek rozniósł się echem po czaszce. Nie wytrzymałam ciągłych tortur – syknęłam z bólu i skuliłam się na krześle.
     - Holly, masz migrenę? – Niepewnie skinęłam głową. – To by wyjaśniało te brednie. Zaczekaj na mnie, pójdę poprosić o zapakowanie jedzenia na wynos.
     Nagle zawodzenie ustało. Ponownie do uszu dotarły przytłumione rozmowy i ciężkie kroki. Filtr wodny buczał nieprzyjemnie, ale w tym momencie wręcz cieszyłam się, że go słyszałam. Powoli odsunęłam dłonie i ułożyłam je na udach. Rozszerzonymi w zdumieniu oczami rozglądałam się po restauracji. Wszystko wyglądało tak samo jak pięć minut temu. Jedynie Duncan nie siedział naprzeciwko, a stał oparty o kontuar i tłumaczył coś kucharzowi.
     Wstałam gwałtownie, aż nadto. Zakręciło mi się w głowie. Jedną dłonią dotknęłam czoła, zaś drugą przytrzymałam się okrągłego blatu. Nogi trzęsły się niczym u nowonarodzonej żyrafy. Ledwo dawałam radę ustać. Skierowałam błagalny wzrok na szerokie plecy Holdena. Próbowałam telepatycznie przekazać mu, aby pieprzył żarcie i jak najszybciej pomógł mi wyjść z baru. Obraz był zamglony, a wszystkie przedmioty zdawały się podskakiwać.
     - Chodź – mruknął wprost do mojego ucha. Nawet nie zorientowałam się, kiedy podszedł.
     Objął mnie jedną ręką w pasie i począł powoli wyprowadzać na zatłoczony korytarz. Stawiałam niedbale kroki, w dalszym ciągu nie mogąc wyzbyć się wrażenia, że rzeczy dookoła poruszały się. Przez to czułam coraz większe zawroty. Gdy niepewnie stanęłam na ruchomych schodach, śniadanie podeszło do gardła, pragnąc ujrzeć światło licznych lamp. Zakaszlałam głośno, a przełyk został smagany żywym ogniem.
     Ty mała gnido! Jak mogłaś postąpić tak lekkomyślnie? Nie możemy go teraz stracić; jeszcze nie. Wkrótce i na niego przyjdzie czas, lecz na razie spróbuj być miła i słodka. Zgódź się nawet, by cię zerżnął. Masz go tylko przy sobie zatrzymać, dopóki Debrah nie odejdzie do przeszłości.
     Czułam odrazę do samej siebie. Dlaczego Ona to robiła? Parszywy potwór.
     Przyjemny chłód owiał skórę i zmusił czarne kosmyki do ruchu. Zaczynałam otrząsać się z letargu – aczkolwiek robiłam to nad wyraz niespiesznie. Jakby nie zależało mi na powrocie do szarej rzeczywistości, która w gruncie rzeczy nie była złą. Przynajmniej w niej nie zmagałam się z bólem oraz odrętwieniem.
     Duncan położył na moich ramionach zimową kurtkę. Ciężar materiału zmusił kolana do ugięcia się. Zimny wiatr w znacznej mierze stracił dostęp do ciała, lecz nadal muskał swoimi przeźroczystymi palcami twarz oraz dłonie. Zatrząsłam się, kiedy przestałam czerpać przyjemność z wyziębiania organizmu. Skrzyżowałam ręce pod biustem, by spowolnić utratę ciepła. Kierowana przez bruneta, który w dalszym ciągu trzymał mnie w talii, ruszyłam przez parking, lawirując pomiędzy samochodami. Jego Lexus stał na końcu betonowego placu. Dookoła nie było innych aut mogących przyćmić czarną perłę wśród luksusowych pojazdów. Wręcz przeciwnie – samotność sprawiała, że przyciągał wzrok.
     - Właź – burknął, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
     Usłuchałam, a chłopak wrzucił conversową torbę na tylne siedzenie, po czym zajął miejsce kierowcy. Oparłam głowę na chłodnej szybie i wpatrywałam się w wejście do centrum handlowego. Przewijało się przez nie mnóstwo ludzi, głównie przyszłych zakupowiczów.
     - Kurwa, to moja wina, Holly! – krzyknął nagle, uderzając rękoma o kierownicę. Podskoczyłam wystraszona gwałtownością Duncana. Ze strachem w oczach spojrzałam na niego, ukradkowo przybliżając dłoń do klamki. – Jestem dorosły, a zachowuję się jak rozwydrzony bachor.
     - Przestań, nie musisz… – zaczęłam, ale przerwał mi.
     - Właśnie, że tak. Mógłbym spróbować głupio się tłumaczyć, bo nigdy nie stworzyłem poważnego związku. Nawet moja pierwsza dziewczyna była starsza o kilka lat i wpadała do mnie tylko, gdy rodzice wyjeżdżali w delegację, a Cas szedł do kolegów. Mimo wszystko to nie usprawiedliwia faktu, że cię zraniłem. Wściekłem się na Rotę, a ty oberwałaś.
     Dłuższy moment trwaliśmy w milczeniu. Holden wpatrywał się w widok za przednią szybą. Ja natomiast błądziłam wzrokiem po jego osobie próbując pojąć sens słów, które właśnie wypowiedział. Nie spodziewałam się tego po nim. Jadąc do galerii układałam w głowie prawdopodobny przebieg naszej rozmowy. Nawet próbowałam ją zacząć i przeprowadzić w możliwie jak najwygodniejszy dla mnie sposób. Jednakże te kilka zdań całkowicie zmieniły sposób myślenia. Rzeczywiście, tłumaczenie bruneta było nad wyraz głupie i powinnam go spławić póki jeszcze miałam czas, ale w głębi duszy nie chciałam ranić jego uczuć. W końcu posiadał na swoim koncie kilkanaście krótkotrwałych romansów, lecz został do nich przyzwyczajony. Podobno pierwsza miłość nas kształtuje – z Duncana stworzyła potwora bez emocji wyższych. Ale nie mogłam go za to winić. Wszakże jako niedoświadczony nastolatek został popchnięty w szpony jędzowatej niewiasty, poszukującej łatwej i szybkiej w zdobyciu rozrywki. Teraz on postępował w identyczny sposób z innymi dziewczynami. Ranił ich młode serca, by następnie porzucić z cwanym uśmieszkiem.
     Tak samo zapewne potraktuje mnie, gdy znudzi mu się niańczenie chorej na depresję małolaty. Zdawałam sobie z tego sprawę. Właśnie dlatego wolałam zakończyć ten związek osobiście, aniżeli zostać rzuconą przez cholernie przystojnego degenerata z brudną przeszłością. Chyba mogłam to nazwać odruchem obronnym.
     - Ej, ale nie powinieneś tak się obwiniać – mruknęłam, po czym niepewnie dotknęłam jego ramienia. – Gdybym pohamowała emocje, do niczego by nie doszło.
     - No właśnie. Z twoją psychiką nie jest najlepiej, a ja zachowuję się wobec ciebie jak ostatni skurwiel. Dziwię się, że w ogóle chcesz ze mną rozmawiać.
     Odwrócił się twarzą do mnie. Patrzył przepełnionym skruchą wzrokiem, jednocześnie ściągając brwi w nerwowym geście. Leniwie uniosłam kąciki ust, maskując rozbawienie. Widok niepewnego Duncana był niemalże groteskowy. Dłonią pogładziłam jego chłodny policzek, czasami muskając opuszkami palców uwydatnioną kość. Na ułamek sekundy złączyłam nasze usta. Czułam, iż nie chciał tak prędko kończyć pieszczoty, ale planowałam trochę się z nim podrażnić. W gruncie rzeczy oboje pragnęliśmy tej bliskości. Już od dłuższego czasu potrzebowaliśmy odrobiny czułości, którą jeszcze niedawno okazywaliśmy sobie w każdym odpowiednim momencie. Tygodniowe milczenie jedynie wzmogło chęć ponownego poczucia ciała drugiej osoby.
     Patrzyliśmy sobie w oczy starając się zagłębić w bezkresne otchłanie dusz. Doszukiwaliśmy się w nich jakichkolwiek emocji. W czarnym lustrze widziałam własne odbicie. Jakby to właśnie o mnie bez ustanku myślał Holden. Marzyłam o staniu się jego prywatnym centrum wszechświata – Słońcem, wokół którego krążyłby, podobnie jak robiły to ciała niebieskie wszelkiej maści.
     - Holly, nie kłóćmy się o takie pierdoły – szepnął wprost do pełnych ust.
     Oblizał moją dolną wargę, zmuszając ją do opadnięcia. Agresywnie połączył nas w pocałunku. Językiem zahaczał o podniebienie, wywołując nieznośne łaskotki. Błądził kościstymi palcami po talii. Odruchowo wyginałam się pod stanowczym dotykiem, próbując doświadczyć go jak najmocniej. Duncan był pewny w swoich poczynaniach; niczego nie robił bezmyślnie. Zachowywał się, jakby tydzień ciszy próbował zrekompensować sobie w jednej chwili. Z lubością oddawałam się tej intensywnej pieszczocie. Zarzuciłam ręce na kark bruneta, gładząc opuszkami palców ciemne kosmyki, a tym samym zmniejszyłam dzielący nas dystans do bezwzględnego minimum. Łączyliśmy języki w tańcu namiętnych kochanków.
     Zdawałam sobie sprawę, że nie dam rady uciec przed pożądaniem, które przejmowało kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Holden był moją pierwszą miłością, a tę kocha się najbardziej. Zostałam przez nią wręcz zniewolona. Nie posiadałam wystarczających pokładów asertywności, ażeby chociaż spróbować przeciwstawić się uczuciom. Z góry przypisano mi porażkę. Byłam świadoma, iż Duncanowi mogłam wybaczyć wiele – zdecydowanie zbyt wiele.


♥ ♥ ♥ ♥

4 komentarze:

  1. Uuu w końcu pogodzeni 😎😄 świetny rozdział ;D . Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych ;D . Weny życzę! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Helloł! Its mi! xD
    Nie no, ogarniam się. Troszkę mało czasu, toteż komentarz zbyt długi i sensowny nie będzie, także z górki sorki xD
    Boże, Boże, Boże... Na początku myślałam, że oni na serio zerwą! Kurwa, jak ja się przestraszyłam! Myślałam, że normalnie na zawał zejdę! Ale się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło. Jak na razie xD
    Co do całego rozdziału, jak zwykle zajebisty i bardzo poruszający. Pod mymi powiekami zagościły grube łzy, które po chwili swobodnie spłynęły po policzku. Ale dobra, koniec tych poezji xD
    Jeśli chodzi o całokształt, blog ma już ponad rok, a ja goszczę tu niedługo. Czuję się niegodna czytania tego xD Ale mimo to, uwielbiam Ciebie i Twoją twórczość, także musisz się ze mną dłuuugo pomęczyć xD Ale bez życzeń z takiej okazji się nie odbędzie! A co, blogowi też się należy! I oczywiście Tobie, gdyż bez Ciebie nie byłoby tego, wiadomo.
    Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat, niechaj żyją nam! W zdrowiu, szczęściu, pomyślności, niechaj żyją nam!
    Dobra, mój głos mnie załamuje. Więc tymczasem życzę dużo weny, również miło spędzonego roku szkolnego, bez żadnych niemiłych sytuacji, zdania matury (tak przedwcześnie, ale cóż..) i ogółem wszystkiego, co najlepsze!
    Także czekam na następny, choćbym miała czekać cały rok, co dzień sprawdzając, czy nie ma czegoś nowego.
    Także do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Chciałabym Cię poinformować, że właśnie zostałaś nominowana do "A Little Thing Shot Challenge". Mam nadzieję, że cieszysz się z tego.
    Więcej informacji znajdziesz pod linkiem: http://lost--in-the-darkness.blogspot.com/2016/09/little-thing-shot-challenge.html w poście dotyczącym wyzwania.
    Niech wena zawsze Ci sprzyja!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj!
    W końcu po tak długiej nieobecności przybywam i piszę coś bardziej konstruktywnego (taką mam nadzieję).
    Szczere powiedziawszy to nie spodziewałabym się tego, iż Holden odwróci się od Holly. Zawsze wydawało mi się, że to on w ich związku był tym, który podtrzymywał to jakoś w jedną całość. No i nie powiem, zdenerwowało mnie to troszkę. Znaczy... ja rozumiem, że mógł się zdenerwować i chcieć odreagować przez chwilę, odpocząć i nabrać dystansu do pewnych rzeczy, no ale kurcze! Mógł chociaż wiadomość jej wysłać! Nawet takie zwykłe: Sorry Holly, ale muszę to sobie przemyśleć. Odezwę się jak już będzie ok. A tu nic. Doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że Hollu ma ze sobą problemy i jego zachowanie może pogorszyć tylko sytuację, ale nieee... On woli sobie pomilczeć, pozłościć się i mieć wszystko w głębokim poważaniu.
    Z drugiej jednak strony może to wszystko zostało ukartowane przez Rotę. Może ona uknuła sobie taki niecny plan, że skłóci ze sobą tą dwójkę i jeszcze skorzysta na nieszczęściu innych. Jakież to suczysko jest wredne i podstępne. Uhh... gdybym miała ją pod ręką nie zawahałabym się ani chwili, żeby rozbić jej tą głupią buźkę.
    Mam nadzieję, że poradzisz sobie z natłokiem nauki i pozytywnje zdasz każdy egzamin. Życzę Ci też żeby stres Cię nie zeżarł, bo to jest najgorsze.
    Gorąco pozdrawiam i przesyłam multum wytrwałości :*

    OdpowiedzUsuń