Spis lektur obowiązkowych

wtorek, 6 czerwca 2017

Droga (nie) do miłości: Rozdział 49
„Jeśli istnieje jakieś uniwersalne prawo dotyczące ludzkości, to jest ono takie, że z czasem ludzie znajdą sposób na sfermentowanie wszystkiego.”
~B. Sanderson

     Na szkolnym dziedzińcu było zdecydowanie za cicho. Fakt, nad Crystal Hills wczorajszego wieczoru zawisła śniegowa chmura, która najwidoczniej nie zamierzała ustąpić miejsca promiennemu słońcu. Świat pokrył się białym puchem, wręcz rażącym w oczy i trudność sprawiało zwykłe poruszanie się po oblodzonym chodniku. Jedynie skończonemu debilowi przyszłaby do głowy chęć przedarcia się przez półmetrowe zaspy. Ale zazwyczaj nawet minusowa temperatura oraz niekorzystne warunki pogodowe nie powstrzymywały uczniów przed wyrwaniem się z duszących murów liceum w celu odetchnięcia świeżym powietrzem. Dzisiaj jednak było inaczej.
     - Czemu się przyglądasz? – Z chwilowej zadumy wyrwał mnie Duncan. Właśnie wyjął z bagażnika swój plecak i za pomocą pilota zamknął samochód.
     - Nie czujesz, jakbyś trafił do alternatywnej rzeczywistości? – zagaiłam, chociaż nie spodziewałam się usłyszeć odpowiedzi. Kątem oka zerknęłam na chłopaka, zadzierając głowę do góry. Czarne tęczówki wbiły się w przestrzeń rozciągającą się przed nami. Chyba usilnie próbowały znaleźć konkretny obiekt, który nakłonił mnie do dziwnego rozmyślania. – Nikogo tutaj nie ma. Trochę jak po inwazji zombie.
     Holden zaśmiał się szczerze rozbawiony. Objął moją talię silnym ramieniem, ciągnąc w stronę bramy głównej. Mnie nie było do śmiechu. Do późna w nocy oglądałam horrory, przez co wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Dookoła widziałam dziwne rzeczy i nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że jakaś zjawa czaiła się za plecami. Niemalże czułam jej śmierdzący zgnilizną oddech oraz kawałek wątroby, który spadł z zakrzywionego kła wprost pod wełniany szalik i teraz powoli ześlizgiwał się po karku, pozostawiając po sobie ślady krwi. Nawet podczas mycia zębów nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że w kącie lustra czaiła się ubrana w biel postać. Nie miała ona twarzy, za to całą zakrwawioną sukienkę. Jej kończyny powyginały się nienaturalnie, jakby wyszły spod pędzla opętanego malarza.
     Z lękiem wyrysowanym na twarzy stanęłam przed schodkami prowadzącymi do wnętrza budynku. Byłam gotowa zostać w tym miejscu, nie zważając na intensywne opady śniegu. Bałam się przekroczyć próg szkoły w obawie, co mogłam tam zastać. Korytarz zachlapany szkarłatną juchą oraz flaki ledwo trzymające się na lampach sufitowych z pewnością nie należały do przyjemnych widoków. A myśl, że sprawca rzezi mógł czaić się w którymś pomieszczeniu napawała mnie paraliżującym strachem. Zaczynałam żałować, że ze smakiem pochłonęłam na śniadanie trzy naleśniki polane syropem klonowym. Powinnam była przewidzieć, iż dzisiaj wydarzy się coś niedobrego. Wszakże od prawie dziewięciu godzin trwał poniedziałek czternastego – w ten dzień nawet łóżko prezentowało się podejrzanie.
     - Co ty odstawiasz? – warknął podirytowany Duncan. Stanął na drugim schodku i bacznie mi się przyglądał. – Jedna opuszczona lekcja ci nie wystarczy?
     Wyciągnął w moją stronę rękę, ale zgrabnie zrobiłam krok w tył unikając pochwycenia. Kościste palce zacisnęły się na płatku śniegu, brutalnie kończąc jego dotychczas spokojny lot. Rozszerzonymi w strachu oczami patrzyłam na chłopaka. Rodziła się we mnie obawa, że był zamieszany w tę dziwną sytuację i wiedział o pewnych sprawach, którymi nie zamierzał się dzielić. A może to właśnie na nim ciążyła odpowiedzialność za przerażającą ciszę na dziedzińcu? W kanciapie obok bramy nie dostrzegłam starawego dozorcy. Mężczyzna nigdy nie opuszczał swojego stanowiska. Nie zdarzało się również, by pozostawiał otwarte wejścia na teren placówki edukacyjnej. Dlaczego Holdena to nie zdziwiło?
     - Holly – wysyczał przez zaciśnięte z wściekłości zęby, wywołując na moich plecach ciarki – podejdź do mnie.
     Zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy i wycofałam się jeszcze o kilka kroków. Wyczekiwałam odpowiedniego momentu, aby na trzęsących się nogach rzucić się do ucieczki. Tylko gdzie powinnam się udać? Najlepiej w wąską alejkę, ażeby chłopak nie mógł gonić mnie samochodem. Mimo wszystko szanse na ratunek miałam znikome.
     Nagle rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Niepewnie zerknęłam na mały zegarek ciasno okalający lewy nadgarstek. Ledwo dusiłam w zarodku chęć plaśnięcia się z całej siły w czoło. Dopiero rozpoczęła się przerwa, właśnie dlatego dziedziniec świecił pustkami. Pan Carter zapewne wyszedł do toalety, stąd też nie dostrzegłam go siedzącego na obrotowym krześle z zapiekanką w dłoni i wpatrującego się w ekran niewielkiego telewizora. Szatanie wszechmogący, skarć mnie za niemożliwą do opisania głupotę, albowiem sama nie potrafię wymyślić adekwatnej dla siebie kary.
     - Nawet sobie nie wyobrażasz, co zamierzam z tobą zrobić.
     Wystraszony wzrok utkwiłam w Duncanie. Powolnym krokiem schodził ze schodków i kierował się w moją stronę. Najwidoczniej Antychryst upodobał sobie mnie, a co za tym szło – z wielką radością oraz przychylnie rozpatrywał prośby, które do niego kierowałam. Próbowałam odwrócić się, by w szaleńczym biegu opuścić teren liceum, jednakże palce mocno zaciskające się na przedramieniu skutecznie to uniemożliwiły. Syknęłam z bólu, gdy zostałam gwałtownie przyciągnięta do Holdena, uderzając czołem o twardą klatkę piersiową.
     - Ty głupia, mała dziewucho. – Niepewnie uniosłam głowę, dostrzegając szeroki, złowróżbny uśmiech. – Kiedyś wyprowadzisz mnie z równowagi.
     - Jeszcze tego nie zrobiłam? – rzuciłam, po czym przyłożyłam dłoń do ust. Nigdy nie potrafiłam w porę ugryźć się w język, za co przypłacałam własną skórą.
     - Doigrałaś się – mruknął uwodzicielskim głosem, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie myślał teraz o jakiejkolwiek formie czułości.
     Bez ostrzeżenia objął mnie w talii i podniósł z niezwykłą łatwością, jakbym ważyła niewiele więcej od piórka. Już po sekundzie wisiałam głową w dół, czując na swoich pośladkach dotyk męskich dłoni. Za sprawą szoku słowa ugrzęzły mi w gardle. W ciszy i z wymalowanym na twarzy niedowierzeniem wpatrywałam się w szerokie plecy. Słyszałam skrzypienie śniegu pod glanami Duncana, a za chwilę ciężkie kroki towarzyszące pokonywaniu wybrukowanych stopni. Czy on właśnie zamierzał wnieść mnie do szkoły? Nie mogłam pozwolić, aby ktokolwiek zobaczył, jak wisiałam na ramieniu chłopaka.
     - Puść! – pisnęłam, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, aczkolwiek brunet nie usłuchał.
     Poczęłam uderzać go w łopatkę oraz plecak, wierzgając przy tym nogami. Mimo to Holden zdawał się nie zwracać na to większej uwagi. W ciszy pokonywał schody prowadzące do piwnicy, gdzie mieściły się szatnie. Pomimo trwania przerwy, podziemie pozostało puste. W każdej innej sytuacji zaczęłabym się owym faktem przejmować, jednak – biorąc pod uwagę własną pozycję – teraz cieszyłam się z powodu braku tłumów. Im mniej osób widziało mnie w tak kompromitującym wydaniu, tym lepiej.
     - Duncan, proszę cię – zawyłam żałośnie. Byłam gotowa błagać go o wybaczenie.
     - A dostanę buziaka? – zapytał chytrze. Minęliśmy właśnie skręt w lewo, gdzie mieściły się szafki pierwszych oraz drugich klas. Holden powolnym krokiem zmierzał w stronę swojej szatni. Najwidoczniej czuł się lepiej na znanym gruncie. Chociaż gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, i tak miałby przewagę. Nawet w damskiej toalecie nie mogłabym mu zagrozić.
     - Dwa, jeżeli będziesz chciał, tylko postaw mnie w końcu na ziemię.
     Zatrzymał się nagle i ściągnął moją osobę z ramienia. Zachybotałam się na niespełna dziesięciocentymetrowych obcasach niczym nowonarodzona żyrafa, która dopiero stawiała pierwsze kroki.
     - Nienawidzę cię, wiesz? – Poprawiłam podwinięty dół kurtki. Uniosłam wzrok na przystojną twarz chłopaka. Gniewnie zmrużyłam oczy widząc jego usta wykrzywione w cwaniackim uśmieszku. – Po prostu cię nienawidzę.
     Złapał mnie gwałtownie za szyję. Kościste palce zaciskały się na delikatnej skórze. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zostałam popchnięta na ścianę. Boleśnie zderzyłam się plecami z twardą powierzchnią. Jęknęłam cierpiętniczo. Do tej pory przyzwyczaiłam się do ciągnięcia za włosy bądź chwytania za żuchwę, jednakże próby podduszenia jeszcze nie zaliczyliśmy. Nie wiedziałam, czy aż tak bardzo rozzłościłam Holdena, czy po prostu nauczył się nowych technik sadomasochistycznych.
     Wpił się w me usta. Władczo rozchylił wargi, szturchając swoim językiem mój, jakby zapraszając go do niebezpiecznej gry. Położyłam dłoń na chłodnym policzku. Aczkolwiek tylko przez ułamek sekundy dane mi było cieszyć się dotykiem aksamitnej skóry, spod której wyraźnie wystawały kości. Duncan zrzucił rękę doszukującą się czułości i przyszpilił ją do ściany tuż nad mą głową. Całował namiętnie, zachłannie, nie dając nawet chwili na wytchnienie. Pogłębiał pieszczotę, co rusz zahaczając językiem o podniebienie. Powoli zaczynało brakować mi tchu, a zaciśnięte na krtani palce z pewnością nie pomagały w złapaniu oddechu. Z nóg ulatywało czucie. Poczęłam zsuwać się na podłogę i gdyby nie przytrzymujące mnie w pionie ręce, już dawno opadłabym bezwładnie.
     Dobiegły nas uporczywe brzmienia metalowego kawałka. Nie byłam pewna, gdzie należało szukać źródła dźwięku – zdawał się rozchodzić tuż przy moim uchu, a zarazem jakby dochodził gdzieś z oddali. Chyba traciłam zmysł orientacji. Miałam coraz mniej powietrza w płucach, a Holden w ogóle się tym nie przejmował.
     Złapałam w nadgarstku dłoń, która kurczowo trzymała mnie za szyję. Starałam się wbić paznokcie w skórę, jednak nie wystarczyło mi sił. Chyba pierwszy raz w życiu zapragnęłam śmierci. Chciałam, aby ten koszmar dobiegł końca, żeby kościste palce wreszcie puściły krtań, a ta irytująca melodia nie drażniła uszu.
     I nagle wszystko się urwało. Nie odczuwałam jakichkolwiek bodźców. Oczy zaszły mgłą. Czy właśnie tak miałam pożegnać się z życiem – w ciemnej, szkolnej szatni, zaduszona przez własnego chłopaka? Na domiar złego w poniedziałek czternastego?
     Ciepłe wargi dotknęły czoła. Tylko tyle potrzebowałam, aby powrócić do świata żywych. Wzięłam porządny haust powietrza, krztusząc się przy tym niemiłosiernie. Po policzkach spłynęły słone łzy, pozostawiając mokre bruzdy. Odruchowo złapałam się za szyję, jakby to miało pomóc mi w oddychaniu. Przykucnęłam na chwiejnych nogach.
Rozszerzonymi w strachu oczami wpatrywałam się w sięgające połowy łydek glany, na których pozostała niewielka ilość śniegu. Sznurówki prawego buta miały zaraz się rozwiązać.
     - Drugiego odbiorę przy innej okazji – powiedział Holden głosem wypranym z emocji, po czym odszedł kawałek dalej, by porozmawiać z kimś przez telefon.
     Pieprzony dupek! Jak w ogóle śmiał obejść się ze mną w tak brutalny sposób?
     Zakasłałam głośno. Kolana nadal trzęsły się niczym potraktowane prądem. Pomimo tego podniosłam się z klęczek i ruszyłam w stronę szatni pierwszaków. Zataczałam się, jakbym wracała z całonocnej libacji alkoholowej. W duchu modliłam się do Szatana, aby nikt właśnie w tym momencie nie postanowił zostawić w szafce zbędnych książek. Skoro kilka minut temu posłuchał prośby, teraz także powinien.
     Kurtkę odwiesiłam na wieszaku, a buty poczęłam wycierać ze śniegu za pomocą papierowych ręczników. Oczy nadal zachodziły mgłą, a ręce zdawały się być tak słabe, że ledwo dawałam radę utrzymać w nich kawałek szarego, szorstkiego tworzywa. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby resztki białego puchu pozostały na botkach.
     Przez chwilę siedziałam skulona na niskiej ławeczce. Łokcie oparłam na kolanach, ukrywając twarz w dłoniach. Nie widziałam, czy powinnam wyjść naprzeciw Duncanowi. Możliwe, że znów postanowi ukazać stronę pierwszorzędnego sadysty, narażając mnie na niebezpieczeństwo. Zdawałam sobie sprawę z jego skłonności do przemocy, jednak nie zdarzyło się jeszcze, aby postępował aż tak agresywnie. Zapewne powinnam tę sytuację odebrać jako ostrzeżenie. Gdybym zachowała resztki instynktu samozachowawczego, najzwyczajniej w świecie zerwałabym wszelkie relacje z chłopakiem. Za pół roku skończy liceum i stracimy kontakt, a postać Duncana Holdena przejdzie do bolesnej przeszłości. Tak właśnie postąpiłabym, lecz część mojej osobowości – ciekawska małolata, która pięć razy musi sparzyć się zanim zrozumie, iż ogień to nie zabawka – pragnęła doświadczyć bólu, jaki niosło za sobą trwanie w związku z sadystą.
     - Idziesz, Holly?
     Niechętnie uniosłam głowę. światło z mrugającej lampy sufitowej padało wprost na niego. Stał w przejściu, nonszalancko opierając się o framugę. Miał na twarzy wymalowany zachwyt oraz podstępność. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Ani trochę nie czułam się bezpiecznie, widząc ten mało przyjemny grymas. Mimo to postanowiłam zachować pozory odwagi, chociaż nie śmiałam nawet twierdzić, że uczynię to z dobrym skutkiem. Wstałam na równe nogi, które w końcu przestały się trząść. Conversową torbę przewiesiłam przez ramię i z uniesioną głową podeszłam do bruneta. Zatrzymałam się przed nim, pozostawiając między nami kilkucentymetrową odległość. Zadarłam brodę, aby spojrzeć wprost w czarne ślepia.
     - Spadaj, psychopato – warknęłam, chwytając za białą koszulę, w ostentacyjny sposób wystającą ze spodni. Zmusiłam chłopaka do spuszczenia głowy. Nasze nosy niemalże się stykały. – Z tobą co najwyżej do piekła mogę iść, żeby podstawić ci nogę, kiedy będziesz przechodził obok rzeki lawy.
     - W ostatnim momencie złapałbym za twoją rękę i razem spłonęlibyśmy w żywym ogniu naszej miłości. – Jego spierzchnięte wargi wykrzywiły się w prowokacyjnym uśmiechu. Z oczy wręcz biła lubieżność. Wyglądał niczym spragniony krwi wampir, gotów w każdym momencie rzucić się na Bogu ducha winną ofiarę. A podobno dziewice smakują najlepiej.
     - Pierdolony romantyk od siedmiu boleści – prychnęłam.
     Puściłam za poły materiału, po czym poprawiłam starannie zawiązaną pod szyją kokardę, nie bardzo wiedząc, co też miałam zrobić z rękoma. Przepchałam się w przejściu i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na parter. Z anielską cierpliwością ignorowałam wesołe pogwizdywanie Duncana, który szedł parę kroków za mną.
     Głosy z korytarza było słychać nazbyt wyraźnie. Jeszcze zanim przeszłam przez oszklone drzwi, z łatwością mogłam stwierdzić, że na głównym holu panowało dziwne poruszenie. Gdy dostrzegłam tłoczących się pod tablicą informacyjną uczniów, byłam pewna, że coś się wydarzyło. Zastanawiałam się tylko, dokąd udała się dyrektorka. Szczerze wątpiłam, aby w spokoju popijała kawę, kiedy tuż pod jej pokojem zebrało się stado rozwrzeszczanych nastolatków. Zapewne w ogóle nie pojawiła się dzisiaj w szkole i spędzała miły poranek w towarzystwie swoich ukochanych piesków. Tylko na samą myśl poczułam mdłości.
     - Pewnie ogłosili terminy egzaminów. – Tuż przy moim boku zatrzymał się Holden.
     - W takim razie sprawdźmy, co nas czeka – mruknęłam wyraźnie zniechęcona. Obawiałam się testów. Nie należałam do uczniów dobrych, daleko mi było do świadectwa z wyróżnieniem. Nawet w kwestii zachowania nie brano mnie za przykład warty naśladowania, a konszachty z Raven na pewno nie poprawiały o mnie mniemania wśród nauczycieli. Byłam wzorcowym średniakiem, który nie miał problemów ze zdaniem do następnej klasy, lecz i niczym szczególnym nie mógł zabłysnąć. Chyba, że rozchodziło się o chemię – z niej groziła mi jedynka na semestr. W dodatku wykładowczyni tego przedmiotu za swój cel życiowy obrała dręczenie mojej osoby. Wyjątkowo okropne babsko z wysoką pozycją w szkole, przez co strach było choćby krzywo na nią spojrzeć.
     Podeszliśmy do zbiegowiska. Staliśmy na samym tyle, a z tak sporej odległości nie mogliśmy dostrzec nawet jednego wyrazu. Duncan złapał mnie za rękę i począł ciągnąć w głąb tłumu. Ze względu na swoją posturę nie miał problemów z przedarciem się przez większe skupiska ludzi. Gdyby nie on, zapewne sterczałabym w jednym miejscu i wpatrywała się w plecy wyższych nastolatków, mając nadzieję, że szybko ulotnią się zaraz po dzwonku.
     Pod samą tablicą tkwili Raven oraz Dake. Nie zdziwiłam się widokiem różowowłosej. Dziewczyna zawsze występowała przed szereg. Byłam skłonna podejrzewać, iż biegnąc tutaj potrąciła kilkoro licealistów, a wszystko po to, by zająć dogodne miejsce. Podziwiałam jej upór w dążeniu do celów.
     Po przywitaniu ze znajomymi od razu przystąpiłam do studiowania kartki, na której rozpisano, w jakich salach pierwszoklasiści przystąpią do egzaminu semestralnego. Okazało się, że przez trzy dni przypisano naszej klasie to samo pomieszczenie, będące również salą naszego wychowawcy. Następnie zabrałam się za czytanie listy przedmiotów do zaliczenia. W głowie mi się zakręciło, kiedy dostrzegłam, że w ten czwartek przyjdzie mi zmierzyć się z chemią. Ledwo dałam radę ustać na nogach. Nie widziałam swojej twarzy, lecz mogłam założyć się o całą kolekcję mang, że właśnie w tym momencie zbladłam jeszcze bardziej i kolorystycznie pasowałam do śnieżnobiałej koszuli od szkolnego mundurka. Trzęsącym palcem wskazałam na rubryczkę zatytułowaną Przedmioty przyrodnicze.
     - Niemożliwe – wymamrotałam, odwracając głowę w stronę Black. Czułam, jak serce zaczynało coraz szybciej bić. – Na tym teście jest chemia?
     - Test sprawdzający wiedzę ogólną – coś ci to mówi? – burknęła, jakbym czymś ją uraziła. Ręce skrzyżowała buńczucznie pod biustem.
     - Można z tego nie zdać? – zapytałam z przerażeniem w głosie.
     - Nie, ale wynik wpływa na ocenę semestralną – odparł Dake. Nie wyglądał na wystraszonego. A powinien, jeżeli brać pod uwagę jego oceny. Poza wychowaniem fizycznym oraz przedmiotami matematycznymi prządł cienko.
     - Jestem w czarnej dupie. – Plasnęłam się dłońmi w oba poliki. – Delanay mnie usadzi na następny rok, a rodzice wyrzucą z domu na zbity pysk. Gdzie ja się podzieję? W Crystal Hills nie ma nawet mostu, żeby rozłożyć pod nim namiot. Zaraz, nawet namiotu nie posiadam.
     - Zawsze możesz zatrzymać się u mnie – rzucił Duncan. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogłabym zamieszkać pod jednym dachem z tym degeneratem. Jeszcze życie było mi w miarę możliwości przyjazne. Na pewno nie zamierzałam skończyć jako wesoło dyndający trup, przywiązany do łysej gałęzi.
     - Dzięki, ale nie skorzystam. Już wolałabym zamarznąć.
     - Właśnie, Holden, ty jesteś dobry z chemii. Mógłbyś jej pomóc.
     Raven oskarżycielsko wymierzyła we mnie palcem. Poczułam się przez to jak pierwszorzędny złodziej. Czy w dzisiejszych czasach obojętność względem kwasów i pierwiastków podciągano pod jakiś paragraf? Może jednak posłucham taty i po skończeniu liceum pójdę na prawo, bo najwidoczniej nieznajomość przepisów okazuje się być gwoździem do trumny.
     Niepewnie spojrzałam na wysokiego bruneta. Nasz wzrok skrzyżował się. Duncan chyba tylko czekał na taki obrót spraw. Tryumfalny uśmiech z pewnością o tym świadczył. Perfidny skurczybyk. Wszystko szło po jego myśli, nawet, jeżeli niespecjalnie się o to starał.
     Westchnęłam przeciągle, na dłuższą chwilę przymykając ciężkie powieki. Po raz kolejny musiałam odłożyć dumę na bok i posłuchać zdrowego rozsądku. Chociaż to ją uważałam za najważniejszą, nie byłaby w stanie zapewnić mi dachu nad głową. Strasznie mnie to irytowało. Nienawidziłam pokazywać przed innymi swoich słabości. Proszenie o jakąkolwiek przysługę sprawiało ogromny ból. Zwłaszcza, gdy prośby przyszło kierować do starszego z braci Holdenów. Ile jeszcze razy będę musiała udowodnić, że wiódł prym w naszym związku zanim los uzna mnie za dostatecznie poniżoną?
     - Naprawdę ogarniasz te hieroglify? – zapytałam. Zamierzałam jak najmniejszymi kosztami wyrządzić sobie krzywdę. Przecież nie mogłam wprost zaapelować o pomoc.
     Nie bądź śmieszna, przecież wszyscy wiedzą, kto tutaj stawia rozkazy. Zgodziłaś się na taki układ, więc z podkulonym ogonem wykonuj polecenia.
     - W drugiej klasie wziąłem nawet udział w konkursie krajowym – oświadczył, dumnie wypinając szeroką pierś.
     - Dlaczego tylko wtedy? Już później nie dałeś rady się zaklasyfikować? – burknęłam prześmiewczo. Nie od dziś bowiem wiadomo, że najlepszą obronę stanowił atak. Musiał być on jedynie dobrze zaplanowany oraz celny, a mój na pewno do takowych się nie zaliczał. Jedynie wydłużałam w czasie własne cierpienia, jak przystało na masochistkę z krwi i kości. To pragnienie bólu kiedyś mnie zgubi.
     - A gdzie ja bym te puchary trzymał? Mam ciekawsze rzeczy do wystawienia na półki.
     - Chcesz mi powiedzieć, że wygrałeś?
     - Z palcem w nosie, kochanie.
     Nachylił się nade mną. Dzieliło nas jedynie kilka nic nieznaczących centymetrów. Był stanowczo zbyt blisko. Nadal przed oczami miałam jego twarz skąpaną w beznamiętności, kiedy zaciskał kościste palce na mej szyi. Zawsze uważałam Duncana za człowieka groźnego, skłonnego do nagłych ataków agresji. Jednakże dopiero dzisiaj naprawdę poczułam, jak pachniał strach. Zobaczyłam go. Doświadczyłam na własnej skórze. Znalazłam się tak blisko niego, że już bardziej się nie dało. A mimo to pragnęłam więcej. Zupełnie niczym małe dziecko, które dopiero zasmakowało czekolady. Będzie napychać swoje pucołowate poliki lepkim żarciem dopóty nie zacznie od niego rzygać. I ja byłam taka sama – tak samo głupia.
     - No tak, szatański przedmiot dla szatańskiego pomiota – prychnęłam, odwracając głowę.
     - To co, wpadniesz po treningu? – drążył temat. Przecież już jasno dałam do zrozumienia, że zgadzałam się, aby mnie uczył. Cholerny sadysta, po prostu pragnął usłyszeć z moich ust jednoznaczną, zdecydowaną odpowiedź, która do czegoś zobowiąże.
     - Wszystko mi jedno, bylebym tylko zaliczyła ten test – mruknęłam.
     Rozległ się dzwonek ostrzegawczy. Część uczniów poczęła wycofywać się w głąb tłumu w celu udania się na zajęcia. Natomiast inna zgraja nastolatków – ta, która dotychczas nie mogła podejść bliżej tablicy informacyjnej – w zawrotnym tempie nadciągała w naszą stronę niczym rozszalałe tsunami. Pospiesznie przepchnęliśmy się przez gapiów, chcąc uniknąć staranowania. Szkoła to istna dżungla, gdzie nie panowały żadne prawa. Każdy troszczył się wyłącznie o swój tyłek. Jeden tylko znalazł się inteligentny i wymyślił wiecznie żywą zasadę: Kto pierwszy, ten lepszy. Chociaż w moim odczuciu była ona zwykłym tłumaczeniem zjawiska bezgranicznej głupoty przeplatanej brakiem zahamowań. Ot, liceum w wielkim skrócie, ale za to jakim konkretnym.
     Rozdzieliliśmy się przy schodach prowadzących na wyższą kondygnację. Duncan udał się do strefy sportowej, gdzie za chwilę miał mieć lekcje z wychowania fizycznego. Natomiast ja wraz z Raven i Dake’em ruszyliśmy na angielski. Chłopak pokonywał po dwa stopnie, jakby bardzo spieszyło się mu na zajęcia. Nie pojmowałam jego entuzjazmu. Dane mi było dzisiaj spać godzinkę dłużej, ponieważ wmówiłam rodzicom, że odwołali pierwszą lekcję. Pomimo tego nadal byłam zaspana i najchętniej powróciłabym do krainy snów.
     - Co się z tobą dzieje? Wyglądasz strasznie. Ktoś ci w rodzinie zmarł, czy wręcz przeciwnie – mama z tatą obwieścili, że po raz drugi zostaniesz starszą siostrą?
     - Wypluj te słowa! Niedawno poszli na romantyczną kolację i wolę nie wiedzieć, jak to się skończyło. Biegający po domu bachor w obsranej pieluszce jest ostatnią rzeczą, o jakiej w tym momencie marzę.
     Spuściłam głowę. Przydługa grzywka zasłoniła większość twarzy. Uporczywie wpatrywałam się w schody, jakby w obawie, że potknę się o stopień i przewrócę. Nie sądziłam, iż mogłam prezentować się aż tak niekorzystnie. Raven nie należała do ludzi gotowych w każdej chwili nieść pomoc oraz wsparcie innym. Jeżeli nawet tak nieempatyczna osoba jak ona zauważyła, że z czymś się zmagałam, najwyraźniej swoją boleść musiałam mieć wymalowaną na twarzy. Z drugiej zaś strony, niespecjalnie starałam się ukrywać z brakiem humoru.
     - Wiesz, pytam, bo wyjątkowo oschle odnosiłaś się w stosunku do Holdena. Znów podarliście koty, czy nadeszły te dni? – Kątem oka spojrzałam na koleżankę. Wiedźma, pomyślałam. Czarownica z pobliskiego lasu, potrafiąca zagłębiać się w umysły zwykłych śmiertelników. – Mylisz się, Wood, z ciebie po prostu da się czytać jak z otwartej księgi.
     - Powiedzmy, że ci wierzę – mruknęłam bez przekonania.
     - No dobra, więc dlaczego tak spochmurniałaś?
     - Właśnie załatwiłaś mi naukę z gościem, który prawie mnie udusił jakiś kwadrans temu.
     - O czym ty bredzisz?
     Zgarnęłam włosy na prawe ramię. Lekko odciągnęłam kołnierzyk świeżo wypranej koszuli, aby pokazać zaczerwienione smugi, dumnie prężące się na mej szyi. Wiedziałam, że tam były. Duncan nie oszczędzał siły, więc zdziwiłabym się, gdyby nie pozostawił po sobie śladów. Już wolałabym dorodną malinkę na policzku, przynajmniej nie wyglądałaby niczym dowód potwierdzający próbę dokonania zbrodni. Co najwyżej usłyszałabym kilka docinek bądź słowa uznania, a przez Raven zostałabym ochrzczona mianem Naznaczonej.
     - Ja pierdzielę, ale psychol – rzuciła, lekko przejeżdżając palcem wzdłuż zasinień. Syknęłam z bólu, na co dziewczyna odskoczyła wystraszona nagłą reakcją.
     - Wszystko fajnie, tylko nie wiem, jak mam to ukryć przed rodzicami. – Poprawiłam długie pasma oraz zacisnęłam kokardę, aby kołnierzyk przypadkiem nie opadł. O ile w szkole z pewnością nie zapomnę o czerwonych pręgach przypominających świeżo wypalony znak – znamię Prawej Ręki Szatana – tak w domu mogę poczuć się zbyt pewnie, przez co stanę się nieostrożna. Wystarczy jeden nieprzemyślany ruch, a Sarah wezwie pluton wojskowych, aby złapali zboczeńca, który śmiał skrzywdzić jej córeczkę. Żołnierze nie będą musieli długo szukać, winowajca mieszkał po drugiej stronie ulicy. Tylko kto wpadnie na tak niedorzeczny pomysł, żeby podejrzewać ucznia prywatnej szkoły, szczycącego się nienaganną prezencją?
     - Powinnaś z nim zerwać. – Ostry ton głosu Black przeciął powietrze niczym lecący z zawrotną prędkością pocisk. – To przekracza wszelkie granice. Co zrobi następnym razem? Wsadzi ci głowę do kibla i będzie czekał, aż się utopisz?
     - Zapewne tak, jeżeli będzie miał ku temu okazję.
     - Nie wiem, komu bardziej padło na mózg – jemu czy tobie.
     Zaśmiałam się nerwowo. Może rzeczywiście powinna zacząć się martwić? Skoro nawet Raven odczuwała obawy zachowaniem Duncana, chyba należało być czujnym.


     Chrzęst otwieranego zamka w drzwiach od spiżarni rozniósł się echem po garażu. Całą drogę ze szkoły do domu Holdenów przebrnęliśmy w milczeniu. Ciszę zagłuszały jedynie popowe kawałki lecące z radia. Chociaż nie lubiłam tego rodzaju muzyki, nawet on wydawał się lepszy niż rozmowa z chłopakiem. I tak nie zdołam jej ominąć, lecz zawsze mogłam odwlec w czasie – jak wszystkie inne przykre aspekty życia.
     - Zapraszam w me skromne progi – rzekł poważnym tonem, uchylając przede mną drewniane skrzydło. Z wnętrza posiadłości dobiegało niespokojne szczekanie.
     - Nie zjem cię żywcem, nie martw się. Najpierw zamknę w piekarniku. Lubię dobrze wypieczone mięsko – szeptałam pod nosem, starając się przy tym naśladować głos bruneta.
     - Mówiłaś coś? – spytał od niechcenia, gdy wchodziłam na korytarz.
     - Nie, nic – odparłam pospiesznie. Stanęłam w przedpokoju, przyglądając się poczynaniom Duncana. Zamykał drzwi od spiżarni. – Jesteś pewny, że nie będę ci jedynie zawadzać? Ty także powinieneś się pouczyć.
     Na dłuższą chwilę przymknęłam powieki. Zmarszczyłam również nos, jakby coś mnie zniesmaczyło. W istocie tak właśnie było. Moje własne słowa wywołały tę niechęć. Troska, którą starałam się omamić Holdena, wypadła nad wyraz sztucznie. Nawet idiota nie łyknąłby tego, a co dopiero ktoś pokroju osiemnastolatka. Jedynie się zbłaźniłam.
     - Zrobię sobie powtórzenie z pierwszej klasy, więc to żaden problem.
     - A co z Castielem? – Chwytałam się ostatniej deski ratunku. – Nie zdenerwuje go moja obecność? Pewnie miał inne plany na poniedziałkowe popołudnie.
     - Ależ ty upierdliwa – westchnął przeciągle, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. –
Przyznaj – spojrzał na mnie wymownie – szukasz dobrej wymówki, aby dać stąd drapaka.
     Zamrugałam kilkakrotnie. Usta złożyłam w dziubek. Przez moment trwaliśmy w ciszy, nawet Demon przestał ujadać z drugiego pokoju. Wpatrywałam się rozszerzonymi oczami w chłopaka. Próbowałam wymyślić jakąś dobrą odpowiedź, lecz moje starania spełzły na niczym. Postanowiłam więc posłużyć się najprostszym oraz mało ambitnym wariantem.
     - Wcale nie.
     Oderwałam wzrok od napiętych mięśni twarzy bruneta. Wyraźnie było widać zaciskającą się szczękę. Blade wargi ułożone w wąską kreskę jedynie utwierdzały w przekonaniu, że Duncan zaczynał się irytować.
     Odwiesiłam kurtkę na wieszaku stojącym w kącie, natomiast buty rzuciłam niedbale pod ścianę. Pochwyciłam torbę z książkami i ruszyłam do kuchni. Przy pustej misce siedział wyrośnięty szczeniak. Na mój widok uniósł łeb, merdając przy tym wesoło ogonem. Dyszał ciężko, jakby przebiegł dobry kilometr. W rzeczywistości zapewne dopiero podniósł swój zad z kanapy. Nie dało się ukryć, że rósł z niego wyjątkowo leniwy zwierzak. Lecz czego można spodziewać się po nim, skoro jego właściciele także nie należeli do nazbyt aktywnych istoto? Sport ograniczali do zajęć z wychowania fizycznego oraz treningów.
     - Biedaku, te kanalie chcą ciebie zagłodzić – mruknęłam zatroskanym tonem. Pogłaskałam psa, po czym sięgnęłam po dwukomorowe naczynie. Do jednej przegródki nalałam wody z kranu, do drugiej zaś wsypałam śmierdzącą karmę.
     - Jesteś głodna? – zagaił Duncan, wchodząc do pomieszczenia. Od razu skierował się do szerokiej lodówki. – Uprzedzam, że mleko się skończyło, więc z płatków nici.
     - Jak wy w ogóle możecie funkcjonować bez mleka? – rzuciłam szczerze zdziwiona. Toć biały płyn – napój bogów, esencja życia pochodząca od świętych zwierząt – stanowił podstawowy produkt w każdym domu.
     Zajęłam miejsce na stołku barowym. Głowę oparłam na zgiętych w łokciach rękach. Bacznie przyglądałam się ruchom chłopaka. Najwidoczniej postanowił nie radzić się mnie i samemu wymyślić przekąskę. Krążył od szafki do szafki, aby wyjąć z nich naczynia oraz żywność. Starannie wybierał składniki, jakby przyrządzał potrawę w luksusowej restauracji obsługującej wyłącznie znane osobistości. Podziwiałam go za tę dokładność, którą kierował się nawet w najdrobniejszych czynnościach. Niczego nie robił na odwal się. We wszystko wkładał pełnię swych umiejętności. Był pieprzonym perfekcjonistą i pewnie właśnie z tego powodu zasłużył na koszulkę kapitana drużyny koszykówki.
     - Wracając do Castiela – zaczęłam, panujące pomiędzy nami milczenie powoli stawało się krępujące – gdzie się podziewa? Nie widziałam go cały dzień.
     - Wyjechał w sobotę na wycieczkę w ramach wygrania konkursu halloweenowego. Będzie dopiero jutro – odparł, nie odwracając się nawet na moment. Pochłonęło go krojenie czerwonej papryki. Kiwnęłam jedynie głową na znak, że zrozumiałam, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie mógł tego dostrzec. Wszakże stał do mnie plecami.
     Demon podszedł do mnie. Kilka razy tupnął przednią łapą o podłogę, domagając się pieszczot. Chociaż rósł bardzo szybko i zaczynał wyglądać dość agresywnie, w duchu nadal pozostał szczeniakiem. Żywiłam nadzieję, że to się nie zmieni. Uwielbiałam tego futrzaka i nie potrafiłam sobie wyobrazić, iż pewnego dnia stanie się równie niesympatyczny oraz zrzędliwy jak jego właściciel. I powinien lepiej dobierać życiowe partnerki. Albo po prostu pozostać kawalerem.
     Duncan położył na długim blacie duży talerz obładowany kolorowymi kanapkami. W ustach zebrało mi się sporo śliny. Jedzenie prezentowało się przepysznie, jakby zostało wykonane na konkurs. Od razu chwyciłam za kromkę ciemnego pieczywa przykrytą plasterkiem koziego sera oraz pomidora, a to wszystko posypano jeszcze szczypiorkiem i przyprawami. Może Holden nie należał do mistrzów patelni, ale proste potrawy przygotowywał z niezwykłą dbałością o szczegóły.
     Po zjedzeniu ruszyliśmy na górę. Pies został jednak w kuchni, z uporem maniaka wpatrywał się w zmywarką, gdzie brunet odłożył brudne naczynie. Zlękłam się trochę. Miałam nadzieję, że Demon pójdzie z nami. Nie wolno było przy nim wykonywać gwałtownych ruchów, ponieważ zaraz zaczynał zajadle szczekać i skakać na wszystkich. Poczułabym się bezpieczniej wiedząc, że Duncan nie rzuci się na mnie ponownie. W dniu dzisiejszym przeżyłam już wystarczającą ilość wrażeń, nie potrzebowałam kolejnej dawki prymitywnego strachu.
     Jako pierwsza przekroczyłam próg sypialni chłopaka. Niemalże natychmiast usiadłam na obrotowym krześle przy biurku. Usadowienie się na łóżku zakrawało na totalną głupotę. Dałabym tym samym Holdenowi duże pole manewru. Chociaż nie mogłam tracić czujności, albowiem to nadal był pokój sadysty z krwi i kości. Do tego sporo ode mnie większego i chyba właśnie ten fakt przerażał najbardziej. Świadomość, że w każdej chwili mógł zrobić mi krzywdę, a ja nie poradziłabym sobie z atakiem, przyprawiała o nieprzyjemne dreszcze.
     Wyjęłam z torby podręcznik do chemii. Jako jedyny nie miał pozaginanych rogów oraz pobrudzonej okładki. Rzadko po niego sięgałam, a z jeszcze mniejszą częstotliwością wertowałam kartki. Kiedy otworzyłam na przypadkowej stronie, wyczułam niezwykle przyjemną woń, charakterystyczną dla nowych książek.
     Usłyszałam za sobą głośne szuranie. Odwróciłam się na krześle, zaciekawiona poczynaniami Duncana. Szukał czegoś w obszernym kartonie. Po chwili wyciągnął kilka grubych ksiąg o jednakowym tytule – chemia.
     - Normalni nastolatkowie chowają pod łóżkiem wyuzdane gazetki, a ty trzymasz tam podręczniki. Nie powiem, ambitnie – mruknęłam prześmiewczo, krzyżując ręce pod biustem.
     - Nie lubię papierowych lasek, które gapią się na mnie prowokacyjnie – odparł, wycierając rękawem marynarki twarde okładki z cienkiej warstwy kurzu. Zwrócił przystojne lico w moją stronę. W oczach dostrzegłam wesołe ogniki, a jego blade usta rozciągnęły się we wrednym uśmieszku. – Wolę oglądać pornosy na telewizorze.
     - Po co w ogóle zaczynałam ten temat? – burknęłam, wyrzucając dłonie do góry.
     Gwałtownie obróciłam prezesowski fotel. Opadłam na wysokie oparcie obite czarną skórą. Wzrok utkwiłam w zdjęciach poprzypinanych pineskami do niewielkiej tablicy korkowej wiszącej nad biurkiem. Palce splotłam pod brodą. Większość fotografii przedstawiała drużynę koszykówki, co poniektóre zostały wykonane podczas imprez w domu Corey’a bądź gdzieś w plenerze. Jedna szczególnie przykuła moją uwagę. Podejrzliwie zmrużyłam powieki, jakbym chciała wyostrzyć wzrok. Duncan nie ukrywał, że miał wiele przelotnych romansów i poza mną była tylko jedna dziewczyna, z którą związał się na dłużej. Czy zależało mu na niej aż tak bardzo, by uwiecznić ich wspólne chwile na śliskim papierze? Oboje wyglądali na szczęśliwych. Obejmowali się, chociaż nie był to uścisk godny kochanków. Dłonie położyli na ramieniu drugiej osoby w raczej niezobowiązującym geście.
     - Kto to? – zapytałam, lekko się odsuwając, aby Holden mógł zobaczyć zdjęcie.
     - Priya, przyjaciółka z dzieciństwa. Chodziła z Casem do klasy – odparł. Głos miał uprzejmy. Najwidoczniej wspomnienia związane z nią wprawiały go w błogi nastrój. Niemalże widziałam, jak uśmiechał się pogodnie. – Mieszkała w tym samym domu, co ty teraz. Ale nie musisz czuć się zazdrosna – jest lesbijką.
     Zamrugałam pospiesznie. Byłam zaskoczona, chociaż nie do końca wiedziałam czy z powodu nowych informacji, czy raczej trafnego spostrzeżenia Holdena dotyczącego moich uczuć. W dalszym ciągu przyglądałam się fotografii. Duncan miał krótsze włosy, ledwo sięgające żuchwy i mocno rozczochrane. Ponadto jego czarne ślepia nie raziły beznamiętnością. Czaiła się w nich spora doza radości. Zaczęłam zastanawiać się, co musiało się wydarzyć, skoro brunet stał się oschłym, bezuczuciowym draniem. Czyżby poziom wyprania z emocji był zależny od ilość panienek, które przewinęły się przez łóżko?
     Spojrzenie przerzuciłam na dziewczynę. Była drobna, filigranowa i zdawała się bardzo krucha. Miała ciemniejszą karnację, doskonale współgrającą z białą koszulą. Kasztanowe włosy upięła w wysokiego kucyka, kilka krótszych pasm puszczając luzem, by okalały pulchną twarzyczkę. Niewinne, nienaturalnie duże oczy o błękitnym kolorze bezchmurnego nieba napawały pewnością, że niewiasta nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Chociaż nie wiedziałam, kiedy zostało zrobione zdjęcie, założyłabym się o wszystko, iż Priya była sporo starsza. Świadczyła o tym pozłacana, drobna przypinka w kształcie jedynki widniejąca na kołnierzyku koszuli. Taką samą nosił Nathaniel jako przewodniczący klas pierwszych.


♥ ♥ ♥ ♥

4 komentarze:

  1. Witam kochana ! Nie spodziewalam się tak szybko rozdziału ;o , ale jestem mile zaskoczona. Co do rozdziału to nie ma wątpliwości , że wyszedł Ci wspaniałe , zresztą jak każdy :D.

    Awww ;> nareszcie się doczekałam więcej akcji z Duncanem ;*.
    Cholerny drań, kiedy przestanie być taki agresywny?! Aczkolwiek , stwierdzę , że w jakimś stopniu jest to pociągające ;>. Ech.. chyba też jestem chora psychicznie ;o , ale co poradzić , że ten skurczybyk tak mi się spodobał ;>.

    Weny Ci życzę kochana ! I dużo czasu na pisanie ;)
    Pozdrawiam i czekam na rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! (^.^)/
      Rozdział wcale nie tak szybko, bo calutki miesiąc go pisałam. Ech, a miałam nadzieję, że więcej wolnego przełoży się na szybsze tworzenie rozdziałów. Nic bardziej mylnego. Jestem rozleniwiona i najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z łóżka.

      Cóż, Duncan to taki mały... nie, duży agresor i chyba nigdy się nie zmieni. Chociaż ma też swoją uroczą stronę, którą czasami (niestety bardzo rzadko) pokazuje. Trzymajmy za niego kciuki, aby trochę zmiękł i już nie próbował udusić Holly. (^3^)

      Następny rozdział już się tworzy. W sekrecie powiem, że czeka nas dużo uniesień oraz mniej lub bardziej zabawnych niespodzianek. Również pozdrawiam i życzę wszystkiego miłego.

      Usuń
  2. No dobra, raz się żyje, napiszę komentarz. Będzie prawdopodobnie nieskładny i chaotyczny, ale liczę, że Ci to nie przeszkodzi w zrozumieniu jego treści ;P
    Na wstępie pragnę zaznaczyć, że bardzo podoba mi się Twój styl pisania (pomijam błędy, jakie dostrzegam, bo każdy je popłnia - chociaż gdyby to opowiadanie umieszczone zostałoby na Wattpadzie, łatwiej byłoby je wskazać x3 ). Podoba mi się wątek z depresją Wood, ogólnie jej problemami i z jej związkiem z Duncanem sadystą. Fajnie to ukazałaś, bardzo dobre masz opisy i... no, w zasadzie to po prostu świetnie piszesz. Tak wiem, powtórzyłam się.
    Ale brakuje mi tu czegoś, jakiejś akcji, fabuły, bo Twoje opowiadanie to innymi słowy opis życia nastolatki z depresją i specyficznym podejściem do życia. W którymś rozdziale napisałaś, jak Holly spotyka kogoś z (chyba) przeszłości, i cały czas czekam, aż to rozwiniesz. Nie przedłużaj tego, bo, jeśli chcesz trzymać mnie i innych czytelników w napięciu, to wiedz, że już się naczekaliśmy ;] Także ten, z niecierpliwością wyczekuję czegoś mocniejszego, co "zakręciłoby" życiem Holly jeszcze bardziej (to znaczy wiesz, fabułą) i mam nadzieję, że następny post przyniesie, jak wspomniałaś u siebie w powyższym komentarzu, jakieś niespodzianki.
    A tak jeszcze na marginesie, to bardzo fajny rozdział Ci wyszedł. Taki nasączony sadyzmem Duncana.
    Trzymaj się autorko, oby Cię pomysły nie opuszczały! =] Jak mnie na przykład...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię, nowa czytelniczko! (^.^)/ Twój komentarz jest bardzo składny, także nie masz, czym się przejmować. I taki przyjemnie obszerny... (*^*) Oczywiście serdecznie za niego dziękuję.

      Co do samego fanficu... Cóż, jest to zwykła obyczajówka, więc na próżno szukać w niej wartkiej akcji i wielu zawiłych wątków, aczkolwiek wiem, co masz na myśli. Po prostu coś powinno się już zadziać. Jednakże "Droga (nie) do miłości" niemal od samego początku według moich zamierzeń ma ciągnąć się przez cztery lata, czyli całe licealne życie głównej bohaterki. Ponadto nie zamierzam robić skoków w czasie, bo strasznie mnie irytują. Rozłożenie pomysłów w tak szerokim zakresie czasowym jest niesamowicie trudne, a umiejscowienie głównych wątków dokładnie zaplanowane. Chociaż czasami i mnie denerwuje przysłowiowe lanie wody, które często praktykuję, to - uwierz mi na słowo - jest ono niezbędne, aby wszystko miało ręce i nogi. Wiem, porwałam się z motyką na Słońce, ale od samego początku wiedziałam, że ten twór swoją długością będzie przypominał "Modę na sukces". Przynajmniej bohaterzy przez cztery rozdziały nie przechodzą z salonu do kuchni, jak to bywało w serialu. Swoją drogą, muszą mieć całkiem spore domy... (@_@)

      Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz oraz wyrażenie opinii. Z pewnością wezmę Twoje słowa do serca i postaram się trochę przyspieszyć akcję, ale nie liczyłabym na autostradowe prędkości. Wiec jednak, że każda wzmianka o postaciach będzie odbijała się głośnym echem w przyszłości. Ale raczej niebliskiej przyszłości... Przepraszam! (-_-;)

      Pomysłów mi nie brakuje, gorzej z weną, bo ta jest jakaś niedostępna. Właśnie wróciłam z wakacji, więc mam nadzieję, że chęci do pisania niebawem powrócą ze zdwojoną siłą. Tobie również życzę nadmiaru wszystkiego, co do tworzenia potrzebne, bo zajrzałam na Twojego bloga i liczę, że coś tam się pojawi. Mimo, że nie wiem, czego tak właściwie powinnam się spodziewać. (^.^) Pozdrawiam Cię gorąco i mam nadzieję, że jeszcze gdzieś natkniemy się na siebie.

      Usuń