Droga (nie) do miłości: Rozdział
49
„Jeśli istnieje jakieś uniwersalne
prawo dotyczące ludzkości, to jest ono takie, że z czasem ludzie znajdą sposób
na sfermentowanie wszystkiego.”
~B. Sanderson
Na
szkolnym dziedzińcu było zdecydowanie za cicho. Fakt, nad Crystal Hills
wczorajszego wieczoru zawisła śniegowa chmura, która najwidoczniej nie zamierzała
ustąpić miejsca promiennemu słońcu. Świat pokrył się białym puchem, wręcz
rażącym w oczy i trudność sprawiało zwykłe poruszanie się po oblodzonym
chodniku. Jedynie skończonemu debilowi przyszłaby do głowy chęć przedarcia się
przez półmetrowe zaspy. Ale zazwyczaj nawet minusowa temperatura oraz niekorzystne
warunki pogodowe nie powstrzymywały uczniów przed wyrwaniem się z duszących
murów liceum w celu odetchnięcia świeżym powietrzem. Dzisiaj jednak było
inaczej.
- Czemu
się przyglądasz? – Z chwilowej zadumy wyrwał mnie Duncan. Właśnie wyjął z
bagażnika swój plecak i za pomocą pilota zamknął samochód.
- Nie
czujesz, jakbyś trafił do alternatywnej rzeczywistości? – zagaiłam, chociaż nie
spodziewałam się usłyszeć odpowiedzi. Kątem oka zerknęłam na chłopaka,
zadzierając głowę do góry. Czarne tęczówki wbiły się w przestrzeń rozciągającą
się przed nami. Chyba usilnie próbowały znaleźć konkretny obiekt, który
nakłonił mnie do dziwnego rozmyślania. – Nikogo tutaj nie ma. Trochę jak po
inwazji zombie.
Holden
zaśmiał się szczerze rozbawiony. Objął moją talię silnym ramieniem, ciągnąc w
stronę bramy głównej. Mnie nie było do śmiechu. Do późna w nocy oglądałam
horrory, przez co wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Dookoła widziałam
dziwne rzeczy i nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że jakaś zjawa czaiła się za
plecami. Niemalże czułam jej śmierdzący zgnilizną oddech oraz kawałek wątroby,
który spadł z zakrzywionego kła wprost pod wełniany szalik i teraz powoli
ześlizgiwał się po karku, pozostawiając po sobie ślady krwi. Nawet podczas
mycia zębów nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że w kącie lustra czaiła się ubrana
w biel postać. Nie miała ona twarzy, za to całą zakrwawioną sukienkę. Jej
kończyny powyginały się nienaturalnie, jakby wyszły spod pędzla opętanego
malarza.
Z lękiem
wyrysowanym na twarzy stanęłam przed schodkami prowadzącymi do wnętrza budynku.
Byłam gotowa zostać w tym miejscu, nie zważając na intensywne opady śniegu.
Bałam się przekroczyć próg szkoły w obawie, co mogłam tam zastać. Korytarz
zachlapany szkarłatną juchą oraz flaki ledwo trzymające się na lampach
sufitowych z pewnością nie należały do przyjemnych widoków. A myśl, że sprawca
rzezi mógł czaić się w którymś pomieszczeniu napawała mnie paraliżującym
strachem. Zaczynałam żałować, że ze smakiem pochłonęłam na śniadanie trzy
naleśniki polane syropem klonowym. Powinnam była przewidzieć, iż dzisiaj
wydarzy się coś niedobrego. Wszakże od prawie dziewięciu godzin trwał
poniedziałek czternastego – w ten dzień nawet łóżko prezentowało się podejrzanie.
- Co ty
odstawiasz? – warknął podirytowany Duncan. Stanął na drugim schodku i bacznie
mi się przyglądał. – Jedna opuszczona lekcja ci nie wystarczy?
Wyciągnął
w moją stronę rękę, ale zgrabnie zrobiłam krok w tył unikając pochwycenia.
Kościste palce zacisnęły się na płatku śniegu, brutalnie kończąc jego
dotychczas spokojny lot. Rozszerzonymi w strachu oczami patrzyłam na chłopaka.
Rodziła się we mnie obawa, że był zamieszany w tę dziwną sytuację i wiedział o
pewnych sprawach, którymi nie zamierzał się dzielić. A może to właśnie na nim
ciążyła odpowiedzialność za przerażającą ciszę na dziedzińcu? W kanciapie obok
bramy nie dostrzegłam starawego dozorcy. Mężczyzna nigdy nie opuszczał swojego
stanowiska. Nie zdarzało się również, by pozostawiał otwarte wejścia na teren
placówki edukacyjnej. Dlaczego Holdena to nie zdziwiło?
- Holly –
wysyczał przez zaciśnięte z wściekłości zęby, wywołując na moich plecach ciarki
– podejdź do mnie.
Zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy i wycofałam się jeszcze o kilka
kroków. Wyczekiwałam odpowiedniego momentu, aby na trzęsących się nogach rzucić
się do ucieczki. Tylko gdzie powinnam się udać? Najlepiej w wąską alejkę, ażeby
chłopak nie mógł gonić mnie samochodem. Mimo wszystko szanse na ratunek miałam
znikome.
Nagle
rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Niepewnie zerknęłam na mały zegarek ciasno
okalający lewy nadgarstek. Ledwo dusiłam w zarodku chęć plaśnięcia się z całej
siły w czoło. Dopiero rozpoczęła się przerwa, właśnie dlatego dziedziniec
świecił pustkami. Pan Carter zapewne wyszedł do toalety, stąd też nie
dostrzegłam go siedzącego na obrotowym krześle z zapiekanką w dłoni i
wpatrującego się w ekran niewielkiego telewizora. Szatanie wszechmogący, skarć
mnie za niemożliwą do opisania głupotę, albowiem sama nie potrafię wymyślić
adekwatnej dla siebie kary.
- Nawet
sobie nie wyobrażasz, co zamierzam z tobą zrobić.
Wystraszony wzrok utkwiłam w Duncanie. Powolnym krokiem schodził ze
schodków i kierował się w moją stronę. Najwidoczniej Antychryst upodobał sobie
mnie, a co za tym szło – z wielką radością oraz przychylnie rozpatrywał prośby,
które do niego kierowałam. Próbowałam odwrócić się, by w szaleńczym biegu
opuścić teren liceum, jednakże palce mocno zaciskające się na przedramieniu
skutecznie to uniemożliwiły. Syknęłam z bólu, gdy zostałam gwałtownie
przyciągnięta do Holdena, uderzając czołem o twardą klatkę piersiową.
- Ty
głupia, mała dziewucho. – Niepewnie uniosłam głowę, dostrzegając szeroki,
złowróżbny uśmiech. – Kiedyś wyprowadzisz mnie z równowagi.
- Jeszcze
tego nie zrobiłam? – rzuciłam, po czym przyłożyłam dłoń do ust. Nigdy nie
potrafiłam w porę ugryźć się w język, za co przypłacałam własną skórą.
-
Doigrałaś się – mruknął uwodzicielskim głosem, chociaż zdawałam sobie sprawę,
że nie myślał teraz o jakiejkolwiek formie czułości.
Bez
ostrzeżenia objął mnie w talii i podniósł z niezwykłą łatwością, jakbym ważyła
niewiele więcej od piórka. Już po sekundzie wisiałam głową w dół, czując na
swoich pośladkach dotyk męskich dłoni. Za sprawą szoku słowa ugrzęzły mi w
gardle. W ciszy i z wymalowanym na twarzy niedowierzeniem wpatrywałam się w
szerokie plecy. Słyszałam skrzypienie śniegu pod glanami Duncana, a za chwilę
ciężkie kroki towarzyszące pokonywaniu wybrukowanych stopni. Czy on właśnie
zamierzał wnieść mnie do szkoły? Nie mogłam pozwolić, aby ktokolwiek zobaczył,
jak wisiałam na ramieniu chłopaka.
- Puść! –
pisnęłam, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, aczkolwiek brunet nie usłuchał.
Poczęłam
uderzać go w łopatkę oraz plecak, wierzgając przy tym nogami. Mimo to Holden
zdawał się nie zwracać na to większej uwagi. W ciszy pokonywał schody
prowadzące do piwnicy, gdzie mieściły się szatnie. Pomimo trwania przerwy,
podziemie pozostało puste. W każdej innej sytuacji zaczęłabym się owym faktem
przejmować, jednak – biorąc pod uwagę własną pozycję – teraz cieszyłam się z
powodu braku tłumów. Im mniej osób widziało mnie w tak kompromitującym wydaniu,
tym lepiej.
- Duncan,
proszę cię – zawyłam żałośnie. Byłam gotowa błagać go o wybaczenie.
- A
dostanę buziaka? – zapytał chytrze. Minęliśmy właśnie skręt w lewo, gdzie
mieściły się szafki pierwszych oraz drugich klas. Holden powolnym krokiem
zmierzał w stronę swojej szatni. Najwidoczniej czuł się lepiej na znanym
gruncie. Chociaż gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, i tak miałby przewagę.
Nawet w damskiej toalecie nie mogłabym mu zagrozić.
- Dwa,
jeżeli będziesz chciał, tylko postaw mnie w końcu na ziemię.
Zatrzymał
się nagle i ściągnął moją osobę z ramienia. Zachybotałam się na niespełna
dziesięciocentymetrowych obcasach niczym nowonarodzona żyrafa, która dopiero
stawiała pierwsze kroki.
-
Nienawidzę cię, wiesz? – Poprawiłam podwinięty dół kurtki. Uniosłam wzrok na przystojną
twarz chłopaka. Gniewnie zmrużyłam oczy widząc jego usta wykrzywione w
cwaniackim uśmieszku. – Po prostu cię nienawidzę.
Złapał
mnie gwałtownie za szyję. Kościste palce zaciskały się na delikatnej skórze.
Wzdłuż kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zostałam popchnięta na
ścianę. Boleśnie zderzyłam się plecami z twardą powierzchnią. Jęknęłam
cierpiętniczo. Do tej pory przyzwyczaiłam się do ciągnięcia za włosy bądź chwytania
za żuchwę, jednakże próby podduszenia jeszcze nie zaliczyliśmy. Nie wiedziałam,
czy aż tak bardzo rozzłościłam Holdena, czy po prostu nauczył się nowych
technik sadomasochistycznych.
Wpił się
w me usta. Władczo rozchylił wargi, szturchając swoim językiem mój, jakby
zapraszając go do niebezpiecznej gry. Położyłam dłoń na chłodnym policzku.
Aczkolwiek tylko przez ułamek sekundy dane mi było cieszyć się dotykiem
aksamitnej skóry, spod której wyraźnie wystawały kości. Duncan zrzucił rękę
doszukującą się czułości i przyszpilił ją do ściany tuż nad mą głową. Całował
namiętnie, zachłannie, nie dając nawet chwili na wytchnienie. Pogłębiał
pieszczotę, co rusz zahaczając językiem o podniebienie. Powoli zaczynało
brakować mi tchu, a zaciśnięte na krtani palce z pewnością nie pomagały w
złapaniu oddechu. Z nóg ulatywało czucie. Poczęłam zsuwać się na podłogę i
gdyby nie przytrzymujące mnie w pionie ręce, już dawno opadłabym bezwładnie.
Dobiegły
nas uporczywe brzmienia metalowego kawałka. Nie byłam pewna, gdzie należało
szukać źródła dźwięku – zdawał się rozchodzić tuż przy moim uchu, a zarazem
jakby dochodził gdzieś z oddali. Chyba traciłam zmysł orientacji. Miałam coraz
mniej powietrza w płucach, a Holden w ogóle się tym nie przejmował.
Złapałam
w nadgarstku dłoń, która kurczowo trzymała mnie za szyję. Starałam się wbić
paznokcie w skórę, jednak nie wystarczyło mi sił. Chyba pierwszy raz w życiu
zapragnęłam śmierci. Chciałam, aby ten koszmar dobiegł końca, żeby kościste
palce wreszcie puściły krtań, a ta irytująca melodia nie drażniła uszu.
I nagle
wszystko się urwało. Nie odczuwałam jakichkolwiek bodźców. Oczy zaszły mgłą.
Czy właśnie tak miałam pożegnać się z życiem – w ciemnej, szkolnej szatni,
zaduszona przez własnego chłopaka? Na domiar złego w poniedziałek czternastego?
Ciepłe
wargi dotknęły czoła. Tylko tyle potrzebowałam, aby powrócić do świata żywych.
Wzięłam porządny haust powietrza, krztusząc się przy tym niemiłosiernie. Po
policzkach spłynęły słone łzy, pozostawiając mokre bruzdy. Odruchowo złapałam
się za szyję, jakby to miało pomóc mi w oddychaniu. Przykucnęłam na chwiejnych
nogach.
Rozszerzonymi w strachu oczami wpatrywałam się w
sięgające połowy łydek glany, na których pozostała niewielka ilość śniegu.
Sznurówki prawego buta miały zaraz się rozwiązać.
-
Drugiego odbiorę przy innej okazji – powiedział Holden głosem wypranym z
emocji, po czym odszedł kawałek dalej, by porozmawiać z kimś przez telefon.
Pieprzony
dupek! Jak w ogóle śmiał obejść się ze mną w tak brutalny sposób?
Zakasłałam głośno. Kolana nadal trzęsły się niczym potraktowane prądem.
Pomimo tego podniosłam się z klęczek i ruszyłam w stronę szatni pierwszaków.
Zataczałam się, jakbym wracała z całonocnej libacji alkoholowej. W duchu
modliłam się do Szatana, aby nikt właśnie w tym momencie nie postanowił
zostawić w szafce zbędnych książek. Skoro kilka minut temu posłuchał prośby,
teraz także powinien.
Kurtkę
odwiesiłam na wieszaku, a buty poczęłam wycierać ze śniegu za pomocą
papierowych ręczników. Oczy nadal zachodziły mgłą, a ręce zdawały się być tak
słabe, że ledwo dawałam radę utrzymać w nich kawałek szarego, szorstkiego
tworzywa. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby resztki białego puchu pozostały na
botkach.
Przez
chwilę siedziałam skulona na niskiej ławeczce. Łokcie oparłam na kolanach,
ukrywając twarz w dłoniach. Nie widziałam, czy powinnam wyjść naprzeciw
Duncanowi. Możliwe, że znów postanowi ukazać stronę pierwszorzędnego sadysty,
narażając mnie na niebezpieczeństwo. Zdawałam sobie sprawę z jego skłonności do
przemocy, jednak nie zdarzyło się jeszcze, aby postępował aż tak agresywnie.
Zapewne powinnam tę sytuację odebrać jako ostrzeżenie. Gdybym zachowała resztki
instynktu samozachowawczego, najzwyczajniej w świecie zerwałabym wszelkie
relacje z chłopakiem. Za pół roku skończy liceum i stracimy kontakt, a postać
Duncana Holdena przejdzie do bolesnej przeszłości. Tak właśnie postąpiłabym,
lecz część mojej osobowości – ciekawska małolata, która pięć razy musi sparzyć
się zanim zrozumie, iż ogień to nie zabawka – pragnęła doświadczyć bólu, jaki
niosło za sobą trwanie w związku z sadystą.
-
Idziesz, Holly?
Niechętnie uniosłam głowę. światło z mrugającej lampy sufitowej padało
wprost na niego. Stał w przejściu, nonszalancko opierając się o framugę. Miał
na twarzy wymalowany zachwyt oraz podstępność. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł
mi po plecach. Ani trochę nie czułam się bezpiecznie, widząc ten mało przyjemny
grymas. Mimo to postanowiłam zachować pozory odwagi, chociaż nie śmiałam nawet
twierdzić, że uczynię to z dobrym skutkiem. Wstałam na równe nogi, które w
końcu przestały się trząść. Conversową
torbę przewiesiłam przez ramię i z uniesioną głową podeszłam do bruneta.
Zatrzymałam się przed nim, pozostawiając między nami kilkucentymetrową odległość.
Zadarłam brodę, aby spojrzeć wprost w czarne ślepia.
- Spadaj,
psychopato – warknęłam, chwytając za białą koszulę, w ostentacyjny sposób
wystającą ze spodni. Zmusiłam chłopaka do spuszczenia głowy. Nasze nosy
niemalże się stykały. – Z tobą co najwyżej do piekła mogę iść, żeby podstawić
ci nogę, kiedy będziesz przechodził obok rzeki lawy.
- W
ostatnim momencie złapałbym za twoją rękę i razem spłonęlibyśmy w żywym ogniu
naszej miłości. – Jego spierzchnięte wargi wykrzywiły się w prowokacyjnym
uśmiechu. Z oczy wręcz biła lubieżność. Wyglądał niczym spragniony krwi wampir,
gotów w każdym momencie rzucić się na Bogu ducha winną ofiarę. A podobno
dziewice smakują najlepiej.
- Pierdolony
romantyk od siedmiu boleści – prychnęłam.
Puściłam
za poły materiału, po czym poprawiłam starannie zawiązaną pod szyją kokardę,
nie bardzo wiedząc, co też miałam zrobić z rękoma. Przepchałam się w przejściu
i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na parter. Z anielską cierpliwością
ignorowałam wesołe pogwizdywanie Duncana, który szedł parę kroków za mną.
Głosy z
korytarza było słychać nazbyt wyraźnie. Jeszcze zanim przeszłam przez oszklone
drzwi, z łatwością mogłam stwierdzić, że na głównym holu panowało dziwne
poruszenie. Gdy dostrzegłam tłoczących się pod tablicą informacyjną uczniów,
byłam pewna, że coś się wydarzyło. Zastanawiałam się tylko, dokąd udała się
dyrektorka. Szczerze wątpiłam, aby w spokoju popijała kawę, kiedy tuż pod jej
pokojem zebrało się stado rozwrzeszczanych nastolatków. Zapewne w ogóle nie
pojawiła się dzisiaj w szkole i spędzała miły poranek w towarzystwie swoich
ukochanych piesków. Tylko na samą myśl poczułam mdłości.
- Pewnie
ogłosili terminy egzaminów. – Tuż przy moim boku zatrzymał się Holden.
- W takim
razie sprawdźmy, co nas czeka – mruknęłam wyraźnie zniechęcona. Obawiałam się
testów. Nie należałam do uczniów dobrych, daleko mi było do świadectwa z
wyróżnieniem. Nawet w kwestii zachowania nie brano mnie za przykład warty
naśladowania, a konszachty z Raven na pewno nie poprawiały o mnie mniemania
wśród nauczycieli. Byłam wzorcowym średniakiem, który nie miał problemów ze
zdaniem do następnej klasy, lecz i niczym szczególnym nie mógł zabłysnąć.
Chyba, że rozchodziło się o chemię – z niej groziła mi jedynka na semestr. W
dodatku wykładowczyni tego przedmiotu za swój cel życiowy obrała dręczenie
mojej osoby. Wyjątkowo okropne babsko z wysoką pozycją w szkole, przez co
strach było choćby krzywo na nią spojrzeć.
Podeszliśmy do zbiegowiska. Staliśmy na samym tyle, a z tak sporej
odległości nie mogliśmy dostrzec nawet jednego wyrazu. Duncan złapał mnie za
rękę i począł ciągnąć w głąb tłumu. Ze względu na swoją posturę nie miał
problemów z przedarciem się przez większe skupiska ludzi. Gdyby nie on, zapewne
sterczałabym w jednym miejscu i wpatrywała się w plecy wyższych nastolatków,
mając nadzieję, że szybko ulotnią się zaraz po dzwonku.
Pod samą
tablicą tkwili Raven oraz Dake. Nie zdziwiłam się widokiem różowowłosej.
Dziewczyna zawsze występowała przed szereg. Byłam skłonna podejrzewać, iż
biegnąc tutaj potrąciła kilkoro licealistów, a wszystko po to, by zająć dogodne
miejsce. Podziwiałam jej upór w dążeniu do celów.
Po
przywitaniu ze znajomymi od razu przystąpiłam do studiowania kartki, na której
rozpisano, w jakich salach pierwszoklasiści przystąpią do egzaminu
semestralnego. Okazało się, że przez trzy dni przypisano naszej klasie to samo
pomieszczenie, będące również salą naszego wychowawcy. Następnie zabrałam się
za czytanie listy przedmiotów do zaliczenia. W głowie mi się zakręciło, kiedy
dostrzegłam, że w ten czwartek przyjdzie mi zmierzyć się z chemią. Ledwo dałam
radę ustać na nogach. Nie widziałam swojej twarzy, lecz mogłam założyć się o
całą kolekcję mang, że właśnie w tym momencie zbladłam jeszcze bardziej i
kolorystycznie pasowałam do śnieżnobiałej koszuli od szkolnego mundurka.
Trzęsącym palcem wskazałam na rubryczkę zatytułowaną Przedmioty przyrodnicze.
-
Niemożliwe – wymamrotałam, odwracając głowę w stronę Black. Czułam, jak serce
zaczynało coraz szybciej bić. – Na tym teście jest chemia?
- Test sprawdzający wiedzę ogólną – coś ci
to mówi? – burknęła, jakbym czymś ją uraziła. Ręce skrzyżowała buńczucznie pod
biustem.
- Można z
tego nie zdać? – zapytałam z przerażeniem w głosie.
- Nie,
ale wynik wpływa na ocenę semestralną – odparł Dake. Nie wyglądał na
wystraszonego. A powinien, jeżeli brać pod uwagę jego oceny. Poza wychowaniem
fizycznym oraz przedmiotami matematycznymi prządł cienko.
- Jestem
w czarnej dupie. – Plasnęłam się dłońmi w oba poliki. – Delanay mnie usadzi na
następny rok, a rodzice wyrzucą z domu na zbity pysk. Gdzie ja się podzieję? W
Crystal Hills nie ma nawet mostu, żeby rozłożyć pod nim namiot. Zaraz, nawet
namiotu nie posiadam.
- Zawsze
możesz zatrzymać się u mnie – rzucił Duncan. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że
mogłabym zamieszkać pod jednym dachem z tym degeneratem. Jeszcze życie było mi
w miarę możliwości przyjazne. Na pewno nie zamierzałam skończyć jako wesoło
dyndający trup, przywiązany do łysej gałęzi.
- Dzięki,
ale nie skorzystam. Już wolałabym zamarznąć.
-
Właśnie, Holden, ty jesteś dobry z chemii. Mógłbyś jej pomóc.
Raven
oskarżycielsko wymierzyła we mnie palcem. Poczułam się przez to jak
pierwszorzędny złodziej. Czy w dzisiejszych czasach obojętność względem kwasów
i pierwiastków podciągano pod jakiś paragraf? Może jednak posłucham taty i po
skończeniu liceum pójdę na prawo, bo najwidoczniej nieznajomość przepisów
okazuje się być gwoździem do trumny.
Niepewnie
spojrzałam na wysokiego bruneta. Nasz wzrok skrzyżował się. Duncan chyba tylko
czekał na taki obrót spraw. Tryumfalny uśmiech z pewnością o tym świadczył.
Perfidny skurczybyk. Wszystko szło po jego myśli, nawet, jeżeli niespecjalnie
się o to starał.
Westchnęłam przeciągle, na dłuższą chwilę przymykając ciężkie powieki.
Po raz kolejny musiałam odłożyć dumę na bok i posłuchać zdrowego rozsądku.
Chociaż to ją uważałam za najważniejszą, nie byłaby w stanie zapewnić mi dachu
nad głową. Strasznie mnie to irytowało. Nienawidziłam pokazywać przed innymi
swoich słabości. Proszenie o jakąkolwiek przysługę sprawiało ogromny ból.
Zwłaszcza, gdy prośby przyszło kierować do starszego z braci Holdenów. Ile
jeszcze razy będę musiała udowodnić, że wiódł prym w naszym związku zanim los
uzna mnie za dostatecznie poniżoną?
-
Naprawdę ogarniasz te hieroglify? – zapytałam. Zamierzałam jak najmniejszymi
kosztami wyrządzić sobie krzywdę. Przecież nie mogłam wprost zaapelować o
pomoc.
Nie bądź śmieszna, przecież wszyscy wiedzą,
kto tutaj stawia rozkazy. Zgodziłaś się na taki układ, więc z podkulonym ogonem
wykonuj polecenia.
- W
drugiej klasie wziąłem nawet udział w konkursie krajowym – oświadczył, dumnie
wypinając szeroką pierś.
-
Dlaczego tylko wtedy? Już później nie dałeś rady się zaklasyfikować? –
burknęłam prześmiewczo. Nie od dziś bowiem wiadomo, że najlepszą obronę
stanowił atak. Musiał być on jedynie dobrze zaplanowany oraz celny, a mój na
pewno do takowych się nie zaliczał. Jedynie wydłużałam w czasie własne
cierpienia, jak przystało na masochistkę z krwi i kości. To pragnienie bólu
kiedyś mnie zgubi.
- A gdzie ja bym te puchary trzymał? Mam
ciekawsze rzeczy do wystawienia na półki.
- Chcesz
mi powiedzieć, że wygrałeś?
- Z
palcem w nosie, kochanie.
Nachylił
się nade mną. Dzieliło nas jedynie kilka nic nieznaczących centymetrów. Był
stanowczo zbyt blisko. Nadal przed oczami miałam jego twarz skąpaną w
beznamiętności, kiedy zaciskał kościste palce na mej szyi. Zawsze uważałam
Duncana za człowieka groźnego, skłonnego do nagłych ataków agresji. Jednakże
dopiero dzisiaj naprawdę poczułam, jak pachniał strach. Zobaczyłam go.
Doświadczyłam na własnej skórze. Znalazłam się tak blisko niego, że już
bardziej się nie dało. A mimo to pragnęłam więcej. Zupełnie niczym małe
dziecko, które dopiero zasmakowało czekolady. Będzie napychać swoje pucołowate
poliki lepkim żarciem dopóty nie zacznie od niego rzygać. I ja byłam taka sama
– tak samo głupia.
- No tak,
szatański przedmiot dla szatańskiego pomiota – prychnęłam, odwracając głowę.
- To co,
wpadniesz po treningu? – drążył temat. Przecież już jasno dałam do zrozumienia,
że zgadzałam się, aby mnie uczył. Cholerny sadysta, po prostu pragnął usłyszeć
z moich ust jednoznaczną, zdecydowaną odpowiedź, która do czegoś zobowiąże.
-
Wszystko mi jedno, bylebym tylko zaliczyła ten test – mruknęłam.
Rozległ się dzwonek ostrzegawczy. Część
uczniów poczęła wycofywać się w głąb tłumu w celu udania się na zajęcia.
Natomiast inna zgraja nastolatków – ta, która dotychczas nie mogła podejść
bliżej tablicy informacyjnej – w zawrotnym tempie nadciągała w naszą stronę
niczym rozszalałe tsunami. Pospiesznie przepchnęliśmy się przez gapiów, chcąc
uniknąć staranowania. Szkoła to istna dżungla, gdzie nie panowały żadne prawa.
Każdy troszczył się wyłącznie o swój tyłek. Jeden tylko znalazł się
inteligentny i wymyślił wiecznie żywą zasadę: Kto pierwszy, ten lepszy. Chociaż w moim odczuciu była ona zwykłym
tłumaczeniem zjawiska bezgranicznej głupoty przeplatanej brakiem zahamowań. Ot,
liceum w wielkim skrócie, ale za to jakim konkretnym.
Rozdzieliliśmy się przy schodach prowadzących na wyższą kondygnację.
Duncan udał się do strefy sportowej, gdzie za chwilę miał mieć lekcje z
wychowania fizycznego. Natomiast ja wraz z Raven i Dake’em ruszyliśmy na
angielski. Chłopak pokonywał po dwa stopnie, jakby bardzo spieszyło się mu na
zajęcia. Nie pojmowałam jego entuzjazmu. Dane mi było dzisiaj spać godzinkę
dłużej, ponieważ wmówiłam rodzicom, że odwołali pierwszą lekcję. Pomimo tego
nadal byłam zaspana i najchętniej powróciłabym do krainy snów.
- Co się
z tobą dzieje? Wyglądasz strasznie. Ktoś ci w rodzinie zmarł, czy wręcz
przeciwnie – mama z tatą obwieścili, że po raz drugi zostaniesz starszą
siostrą?
- Wypluj
te słowa! Niedawno poszli na romantyczną kolację i wolę nie wiedzieć, jak to
się skończyło. Biegający po domu bachor w obsranej pieluszce jest ostatnią
rzeczą, o jakiej w tym momencie marzę.
Spuściłam
głowę. Przydługa grzywka zasłoniła większość twarzy. Uporczywie wpatrywałam się
w schody, jakby w obawie, że potknę się o stopień i przewrócę. Nie sądziłam, iż
mogłam prezentować się aż tak niekorzystnie. Raven nie należała do ludzi
gotowych w każdej chwili nieść pomoc oraz wsparcie innym. Jeżeli nawet tak
nieempatyczna osoba jak ona zauważyła, że z czymś się zmagałam, najwyraźniej
swoją boleść musiałam mieć wymalowaną na twarzy. Z drugiej zaś strony,
niespecjalnie starałam się ukrywać z brakiem humoru.
- Wiesz,
pytam, bo wyjątkowo oschle odnosiłaś się w stosunku do Holdena. Znów podarliście
koty, czy nadeszły te dni? – Kątem
oka spojrzałam na koleżankę. Wiedźma, pomyślałam. Czarownica z pobliskiego
lasu, potrafiąca zagłębiać się w umysły zwykłych śmiertelników. – Mylisz się,
Wood, z ciebie po prostu da się czytać jak z otwartej księgi.
-
Powiedzmy, że ci wierzę – mruknęłam bez przekonania.
- No
dobra, więc dlaczego tak spochmurniałaś?
- Właśnie
załatwiłaś mi naukę z gościem, który prawie mnie udusił jakiś kwadrans temu.
- O czym
ty bredzisz?
Zgarnęłam
włosy na prawe ramię. Lekko odciągnęłam kołnierzyk świeżo wypranej koszuli, aby
pokazać zaczerwienione smugi, dumnie prężące się na mej szyi. Wiedziałam, że
tam były. Duncan nie oszczędzał siły, więc zdziwiłabym się, gdyby nie
pozostawił po sobie śladów. Już wolałabym dorodną malinkę na policzku,
przynajmniej nie wyglądałaby niczym dowód potwierdzający próbę dokonania
zbrodni. Co najwyżej usłyszałabym kilka docinek bądź słowa uznania, a przez
Raven zostałabym ochrzczona mianem Naznaczonej.
- Ja
pierdzielę, ale psychol – rzuciła, lekko przejeżdżając palcem wzdłuż zasinień.
Syknęłam z bólu, na co dziewczyna odskoczyła wystraszona nagłą reakcją.
-
Wszystko fajnie, tylko nie wiem, jak mam to ukryć przed rodzicami. – Poprawiłam
długie pasma oraz zacisnęłam kokardę, aby kołnierzyk przypadkiem nie opadł. O
ile w szkole z pewnością nie zapomnę o czerwonych pręgach przypominających
świeżo wypalony znak – znamię Prawej Ręki Szatana – tak w domu mogę poczuć się
zbyt pewnie, przez co stanę się nieostrożna. Wystarczy jeden nieprzemyślany
ruch, a Sarah wezwie pluton wojskowych, aby złapali zboczeńca, który śmiał
skrzywdzić jej córeczkę. Żołnierze nie będą musieli długo szukać, winowajca
mieszkał po drugiej stronie ulicy. Tylko kto wpadnie na tak niedorzeczny
pomysł, żeby podejrzewać ucznia prywatnej szkoły, szczycącego się nienaganną
prezencją?
-
Powinnaś z nim zerwać. – Ostry ton głosu Black przeciął powietrze niczym lecący
z zawrotną prędkością pocisk. – To przekracza wszelkie granice. Co zrobi
następnym razem? Wsadzi ci głowę do kibla i będzie czekał, aż się utopisz?
- Zapewne
tak, jeżeli będzie miał ku temu okazję.
- Nie wiem,
komu bardziej padło na mózg – jemu czy tobie.
Zaśmiałam
się nerwowo. Może rzeczywiście powinna zacząć się martwić? Skoro nawet Raven
odczuwała obawy zachowaniem Duncana, chyba należało być czujnym.
♥
Chrzęst
otwieranego zamka w drzwiach od spiżarni rozniósł się echem po garażu. Całą
drogę ze szkoły do domu Holdenów przebrnęliśmy w milczeniu. Ciszę zagłuszały
jedynie popowe kawałki lecące z radia. Chociaż nie lubiłam tego rodzaju muzyki,
nawet on wydawał się lepszy niż rozmowa z chłopakiem. I tak nie zdołam jej
ominąć, lecz zawsze mogłam odwlec w czasie – jak wszystkie inne przykre aspekty
życia.
-
Zapraszam w me skromne progi – rzekł poważnym tonem, uchylając przede mną
drewniane skrzydło. Z wnętrza posiadłości dobiegało niespokojne szczekanie.
- Nie
zjem cię żywcem, nie martw się. Najpierw zamknę w piekarniku. Lubię dobrze
wypieczone mięsko – szeptałam pod nosem, starając się przy tym naśladować głos
bruneta.
- Mówiłaś coś? – spytał od niechcenia, gdy wchodziłam
na korytarz.
- Nie,
nic – odparłam pospiesznie. Stanęłam w przedpokoju, przyglądając się
poczynaniom Duncana. Zamykał drzwi od spiżarni. – Jesteś pewny, że nie będę ci
jedynie zawadzać? Ty także powinieneś się pouczyć.
Na
dłuższą chwilę przymknęłam powieki. Zmarszczyłam również nos, jakby coś mnie
zniesmaczyło. W istocie tak właśnie było. Moje własne słowa wywołały tę
niechęć. Troska, którą starałam się omamić Holdena, wypadła nad wyraz
sztucznie. Nawet idiota nie łyknąłby tego, a co dopiero ktoś pokroju
osiemnastolatka. Jedynie się zbłaźniłam.
- Zrobię
sobie powtórzenie z pierwszej klasy, więc to żaden problem.
- A co z
Castielem? – Chwytałam się ostatniej deski ratunku. – Nie zdenerwuje go moja
obecność? Pewnie miał inne plany na poniedziałkowe popołudnie.
- Ależ ty
upierdliwa – westchnął przeciągle, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. –
Przyznaj – spojrzał na mnie wymownie – szukasz
dobrej wymówki, aby dać stąd drapaka.
Zamrugałam kilkakrotnie. Usta złożyłam w dziubek. Przez moment trwaliśmy
w ciszy, nawet Demon przestał ujadać z drugiego pokoju. Wpatrywałam się
rozszerzonymi oczami w chłopaka. Próbowałam wymyślić jakąś dobrą odpowiedź,
lecz moje starania spełzły na niczym. Postanowiłam więc posłużyć się
najprostszym oraz mało ambitnym wariantem.
- Wcale
nie.
Oderwałam
wzrok od napiętych mięśni twarzy bruneta. Wyraźnie było widać zaciskającą się
szczękę. Blade wargi ułożone w wąską kreskę jedynie utwierdzały w przekonaniu,
że Duncan zaczynał się irytować.
Odwiesiłam kurtkę na wieszaku stojącym w kącie, natomiast buty rzuciłam
niedbale pod ścianę. Pochwyciłam torbę z książkami i ruszyłam do kuchni. Przy
pustej misce siedział wyrośnięty szczeniak. Na mój widok uniósł łeb, merdając przy
tym wesoło ogonem. Dyszał ciężko, jakby przebiegł dobry kilometr. W
rzeczywistości zapewne dopiero podniósł swój zad z kanapy. Nie dało się ukryć,
że rósł z niego wyjątkowo leniwy zwierzak. Lecz czego można spodziewać się po nim,
skoro jego właściciele także nie należeli do nazbyt aktywnych istoto? Sport
ograniczali do zajęć z wychowania fizycznego oraz treningów.
-
Biedaku, te kanalie chcą ciebie zagłodzić – mruknęłam zatroskanym tonem.
Pogłaskałam psa, po czym sięgnęłam po dwukomorowe naczynie. Do jednej
przegródki nalałam wody z kranu, do drugiej zaś wsypałam śmierdzącą karmę.
- Jesteś
głodna? – zagaił Duncan, wchodząc do pomieszczenia. Od razu skierował się do
szerokiej lodówki. – Uprzedzam, że mleko się skończyło, więc z płatków nici.
- Jak wy
w ogóle możecie funkcjonować bez mleka? – rzuciłam szczerze zdziwiona. Toć
biały płyn – napój bogów, esencja życia pochodząca od świętych zwierząt –
stanowił podstawowy produkt w każdym domu.
Zajęłam
miejsce na stołku barowym. Głowę oparłam na zgiętych w łokciach rękach. Bacznie
przyglądałam się ruchom chłopaka. Najwidoczniej postanowił nie radzić się mnie
i samemu wymyślić przekąskę. Krążył od szafki do szafki, aby wyjąć z nich
naczynia oraz żywność. Starannie wybierał składniki, jakby przyrządzał potrawę
w luksusowej restauracji obsługującej wyłącznie znane osobistości. Podziwiałam
go za tę dokładność, którą kierował się nawet w najdrobniejszych czynnościach.
Niczego nie robił na odwal się. We
wszystko wkładał pełnię swych umiejętności. Był pieprzonym perfekcjonistą i
pewnie właśnie z tego powodu zasłużył na koszulkę kapitana drużyny koszykówki.
- Wracając
do Castiela – zaczęłam, panujące pomiędzy nami milczenie powoli stawało się
krępujące – gdzie się podziewa? Nie widziałam go cały dzień.
-
Wyjechał w sobotę na wycieczkę w ramach wygrania konkursu halloweenowego.
Będzie dopiero jutro – odparł, nie odwracając się nawet na moment. Pochłonęło
go krojenie czerwonej papryki. Kiwnęłam jedynie głową na znak, że zrozumiałam,
chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie mógł tego dostrzec. Wszakże stał do mnie
plecami.
Demon
podszedł do mnie. Kilka razy tupnął przednią łapą o podłogę, domagając się
pieszczot. Chociaż rósł bardzo szybko i zaczynał wyglądać dość agresywnie, w
duchu nadal pozostał szczeniakiem. Żywiłam nadzieję, że to się nie zmieni.
Uwielbiałam tego futrzaka i nie potrafiłam sobie wyobrazić, iż pewnego dnia
stanie się równie niesympatyczny oraz zrzędliwy jak jego właściciel. I powinien
lepiej dobierać życiowe partnerki. Albo po prostu pozostać kawalerem.
Duncan
położył na długim blacie duży talerz obładowany kolorowymi kanapkami. W ustach
zebrało mi się sporo śliny. Jedzenie prezentowało się przepysznie, jakby
zostało wykonane na konkurs. Od razu chwyciłam za kromkę ciemnego pieczywa
przykrytą plasterkiem koziego sera oraz pomidora, a to wszystko posypano
jeszcze szczypiorkiem i przyprawami. Może Holden nie należał do mistrzów
patelni, ale proste potrawy przygotowywał z niezwykłą dbałością o szczegóły.
Po
zjedzeniu ruszyliśmy na górę. Pies został jednak w kuchni, z uporem maniaka
wpatrywał się w zmywarką, gdzie brunet odłożył brudne naczynie. Zlękłam się
trochę. Miałam nadzieję, że Demon pójdzie z nami. Nie wolno było przy nim
wykonywać gwałtownych ruchów, ponieważ zaraz zaczynał zajadle szczekać i skakać
na wszystkich. Poczułabym się bezpieczniej wiedząc, że Duncan nie rzuci się na
mnie ponownie. W dniu dzisiejszym przeżyłam już wystarczającą ilość wrażeń, nie
potrzebowałam kolejnej dawki prymitywnego strachu.
Jako
pierwsza przekroczyłam próg sypialni chłopaka. Niemalże natychmiast usiadłam na
obrotowym krześle przy biurku. Usadowienie się na łóżku zakrawało na totalną
głupotę. Dałabym tym samym Holdenowi duże pole manewru. Chociaż nie mogłam
tracić czujności, albowiem to nadal był pokój sadysty z krwi i kości. Do tego
sporo ode mnie większego i chyba właśnie ten fakt przerażał najbardziej.
Świadomość, że w każdej chwili mógł zrobić mi krzywdę, a ja nie poradziłabym
sobie z atakiem, przyprawiała o nieprzyjemne dreszcze.
Wyjęłam z
torby podręcznik do chemii. Jako jedyny nie miał pozaginanych rogów oraz pobrudzonej
okładki. Rzadko po niego sięgałam, a z jeszcze mniejszą częstotliwością
wertowałam kartki. Kiedy otworzyłam na przypadkowej stronie, wyczułam niezwykle
przyjemną woń, charakterystyczną dla nowych książek.
Usłyszałam za sobą głośne szuranie. Odwróciłam się na krześle,
zaciekawiona poczynaniami Duncana. Szukał czegoś w obszernym kartonie. Po
chwili wyciągnął kilka grubych ksiąg o jednakowym tytule – chemia.
-
Normalni nastolatkowie chowają pod łóżkiem wyuzdane gazetki, a ty trzymasz tam
podręczniki. Nie powiem, ambitnie – mruknęłam prześmiewczo, krzyżując ręce pod
biustem.
- Nie
lubię papierowych lasek, które gapią się na mnie prowokacyjnie – odparł,
wycierając rękawem marynarki twarde okładki z cienkiej warstwy kurzu. Zwrócił
przystojne lico w moją stronę. W oczach dostrzegłam wesołe ogniki, a jego blade
usta rozciągnęły się we wrednym uśmieszku. – Wolę oglądać pornosy na
telewizorze.
- Po co w
ogóle zaczynałam ten temat? – burknęłam, wyrzucając dłonie do góry.
Gwałtownie obróciłam prezesowski fotel.
Opadłam na wysokie oparcie obite czarną skórą. Wzrok utkwiłam w zdjęciach
poprzypinanych pineskami do niewielkiej tablicy korkowej wiszącej nad biurkiem.
Palce splotłam pod brodą. Większość fotografii przedstawiała drużynę koszykówki,
co poniektóre zostały wykonane podczas imprez w domu Corey’a bądź gdzieś w
plenerze. Jedna szczególnie przykuła moją uwagę. Podejrzliwie zmrużyłam
powieki, jakbym chciała wyostrzyć wzrok. Duncan nie ukrywał, że miał wiele
przelotnych romansów i poza mną była tylko jedna dziewczyna, z którą związał
się na dłużej. Czy zależało mu na niej aż tak bardzo, by uwiecznić ich wspólne
chwile na śliskim papierze? Oboje wyglądali na szczęśliwych. Obejmowali się,
chociaż nie był to uścisk godny kochanków. Dłonie położyli na ramieniu drugiej
osoby w raczej niezobowiązującym geście.
- Kto to?
– zapytałam, lekko się odsuwając, aby Holden mógł zobaczyć zdjęcie.
- Priya,
przyjaciółka z dzieciństwa. Chodziła z Casem do klasy – odparł. Głos miał
uprzejmy. Najwidoczniej wspomnienia związane z nią wprawiały go w błogi nastrój.
Niemalże widziałam, jak uśmiechał się pogodnie. – Mieszkała w tym samym domu,
co ty teraz. Ale nie musisz czuć się zazdrosna – jest lesbijką.
Zamrugałam
pospiesznie. Byłam zaskoczona, chociaż nie do końca wiedziałam czy z powodu
nowych informacji, czy raczej trafnego spostrzeżenia Holdena dotyczącego moich
uczuć. W dalszym ciągu przyglądałam się fotografii. Duncan miał krótsze włosy,
ledwo sięgające żuchwy i mocno rozczochrane. Ponadto jego czarne ślepia nie
raziły beznamiętnością. Czaiła się w nich spora doza radości. Zaczęłam
zastanawiać się, co musiało się wydarzyć, skoro brunet stał się oschłym,
bezuczuciowym draniem. Czyżby poziom wyprania z emocji był zależny od ilość
panienek, które przewinęły się przez łóżko?
Spojrzenie przerzuciłam na dziewczynę. Była drobna, filigranowa i
zdawała się bardzo krucha. Miała ciemniejszą karnację, doskonale współgrającą z
białą koszulą. Kasztanowe włosy upięła w wysokiego kucyka, kilka krótszych pasm
puszczając luzem, by okalały pulchną twarzyczkę. Niewinne, nienaturalnie duże
oczy o błękitnym kolorze bezchmurnego nieba napawały pewnością, że niewiasta
nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Chociaż nie wiedziałam, kiedy zostało
zrobione zdjęcie, założyłabym się o wszystko, iż Priya była sporo starsza. Świadczyła
o tym pozłacana, drobna przypinka w kształcie jedynki widniejąca na kołnierzyku
koszuli. Taką samą nosił Nathaniel jako przewodniczący klas pierwszych.
♥ ♥ ♥ ♥
Witam kochana ! Nie spodziewalam się tak szybko rozdziału ;o , ale jestem mile zaskoczona. Co do rozdziału to nie ma wątpliwości , że wyszedł Ci wspaniałe , zresztą jak każdy :D.
OdpowiedzUsuńAwww ;> nareszcie się doczekałam więcej akcji z Duncanem ;*.
Cholerny drań, kiedy przestanie być taki agresywny?! Aczkolwiek , stwierdzę , że w jakimś stopniu jest to pociągające ;>. Ech.. chyba też jestem chora psychicznie ;o , ale co poradzić , że ten skurczybyk tak mi się spodobał ;>.
Weny Ci życzę kochana ! I dużo czasu na pisanie ;)
Pozdrawiam i czekam na rozdział ;*
Witaj! (^.^)/
UsuńRozdział wcale nie tak szybko, bo calutki miesiąc go pisałam. Ech, a miałam nadzieję, że więcej wolnego przełoży się na szybsze tworzenie rozdziałów. Nic bardziej mylnego. Jestem rozleniwiona i najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z łóżka.
Cóż, Duncan to taki mały... nie, duży agresor i chyba nigdy się nie zmieni. Chociaż ma też swoją uroczą stronę, którą czasami (niestety bardzo rzadko) pokazuje. Trzymajmy za niego kciuki, aby trochę zmiękł i już nie próbował udusić Holly. (^3^)
Następny rozdział już się tworzy. W sekrecie powiem, że czeka nas dużo uniesień oraz mniej lub bardziej zabawnych niespodzianek. Również pozdrawiam i życzę wszystkiego miłego.
No dobra, raz się żyje, napiszę komentarz. Będzie prawdopodobnie nieskładny i chaotyczny, ale liczę, że Ci to nie przeszkodzi w zrozumieniu jego treści ;P
OdpowiedzUsuńNa wstępie pragnę zaznaczyć, że bardzo podoba mi się Twój styl pisania (pomijam błędy, jakie dostrzegam, bo każdy je popłnia - chociaż gdyby to opowiadanie umieszczone zostałoby na Wattpadzie, łatwiej byłoby je wskazać x3 ). Podoba mi się wątek z depresją Wood, ogólnie jej problemami i z jej związkiem z Duncanem sadystą. Fajnie to ukazałaś, bardzo dobre masz opisy i... no, w zasadzie to po prostu świetnie piszesz. Tak wiem, powtórzyłam się.
Ale brakuje mi tu czegoś, jakiejś akcji, fabuły, bo Twoje opowiadanie to innymi słowy opis życia nastolatki z depresją i specyficznym podejściem do życia. W którymś rozdziale napisałaś, jak Holly spotyka kogoś z (chyba) przeszłości, i cały czas czekam, aż to rozwiniesz. Nie przedłużaj tego, bo, jeśli chcesz trzymać mnie i innych czytelników w napięciu, to wiedz, że już się naczekaliśmy ;] Także ten, z niecierpliwością wyczekuję czegoś mocniejszego, co "zakręciłoby" życiem Holly jeszcze bardziej (to znaczy wiesz, fabułą) i mam nadzieję, że następny post przyniesie, jak wspomniałaś u siebie w powyższym komentarzu, jakieś niespodzianki.
A tak jeszcze na marginesie, to bardzo fajny rozdział Ci wyszedł. Taki nasączony sadyzmem Duncana.
Trzymaj się autorko, oby Cię pomysły nie opuszczały! =] Jak mnie na przykład...
Witam Cię, nowa czytelniczko! (^.^)/ Twój komentarz jest bardzo składny, także nie masz, czym się przejmować. I taki przyjemnie obszerny... (*^*) Oczywiście serdecznie za niego dziękuję.
UsuńCo do samego fanficu... Cóż, jest to zwykła obyczajówka, więc na próżno szukać w niej wartkiej akcji i wielu zawiłych wątków, aczkolwiek wiem, co masz na myśli. Po prostu coś powinno się już zadziać. Jednakże "Droga (nie) do miłości" niemal od samego początku według moich zamierzeń ma ciągnąć się przez cztery lata, czyli całe licealne życie głównej bohaterki. Ponadto nie zamierzam robić skoków w czasie, bo strasznie mnie irytują. Rozłożenie pomysłów w tak szerokim zakresie czasowym jest niesamowicie trudne, a umiejscowienie głównych wątków dokładnie zaplanowane. Chociaż czasami i mnie denerwuje przysłowiowe lanie wody, które często praktykuję, to - uwierz mi na słowo - jest ono niezbędne, aby wszystko miało ręce i nogi. Wiem, porwałam się z motyką na Słońce, ale od samego początku wiedziałam, że ten twór swoją długością będzie przypominał "Modę na sukces". Przynajmniej bohaterzy przez cztery rozdziały nie przechodzą z salonu do kuchni, jak to bywało w serialu. Swoją drogą, muszą mieć całkiem spore domy... (@_@)
Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz oraz wyrażenie opinii. Z pewnością wezmę Twoje słowa do serca i postaram się trochę przyspieszyć akcję, ale nie liczyłabym na autostradowe prędkości. Wiec jednak, że każda wzmianka o postaciach będzie odbijała się głośnym echem w przyszłości. Ale raczej niebliskiej przyszłości... Przepraszam! (-_-;)
Pomysłów mi nie brakuje, gorzej z weną, bo ta jest jakaś niedostępna. Właśnie wróciłam z wakacji, więc mam nadzieję, że chęci do pisania niebawem powrócą ze zdwojoną siłą. Tobie również życzę nadmiaru wszystkiego, co do tworzenia potrzebne, bo zajrzałam na Twojego bloga i liczę, że coś tam się pojawi. Mimo, że nie wiem, czego tak właściwie powinnam się spodziewać. (^.^) Pozdrawiam Cię gorąco i mam nadzieję, że jeszcze gdzieś natkniemy się na siebie.