Ho! Ho! Ho! Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?
Nie? Trudno, Święty i tak nie dotarł. Coś mu wypadło, czy że korek... Nieważne, jestem ja. Miałam odezwać się wczoraj przed południem - no, może trochę popołudniu - ale z przyczyn technicznych, zupełnie nie z mojej winy, było to niewykonalne. W każdym razie obiecałam, że nie zostawię Was na święta bez prezentu. Wiedziałam, że nie wyrobię się z napisaniem rozdziału, bo nadal zostało mi kilka stron, dlatego zawczasu pomyślałam o one shocie. A może powinnam nazwać go bonusem? W każdym razie mam nadzieję, że miło, spokojnie i z najbliższymi spędzacie tegoroczne święta. Prezenty dostaliście trafne, a i z tymi podarowanymi przez Was wszystko było w porządku. No i chyba najważniejsze - że nie umieracie z przejedzenia. Mnie na szczęście udało się tego uniknąć.
Także tego, ślę gorące pozdrowienia i zapraszam do czytania. (^.^)
Zdjęcie
o zapachu cynamonu (One Shot)
„Nie
wierzę w wieczną szczęśliwość, wierzę w szczęśliwe momenty.”
~C.
Ahern
Rękawem swetra starła pot z czoła. Nie
spodziewała się, że w niewielkim składziku będzie aż tak gorąco. A już na pewno
nie brała pod uwagę okazałej kolekcji rupieci. Gorzej niż w muzeum, przeszło
jej przez myśl, kiedy uważnie przyglądała się zegarowi z kukułką wiszącemu obok
drzwi.
Gdy godzinę temu negocjowała z mamą
warunki umowy, spodziewała się zastać kilka kartonów stojących bez ładu i
składu na podłodze oraz pokryte kurzem porcelanowe słoniki, na punkcie których
państwo Stanley mieli niegdyś obsesję. Teraz różnobarwne – białe, okraszone
odrobiną ciepłych kolorów bądź absolutnie rzeczywiste ciemno szare – ozdóbki
wesoło machały trąbami do plastikowych dyń leżących pod przeciwległą ścianą.
Wszystko miało swój czas, chwilę świetlności.
Pchnęła zaklejone taśmą pudło w kąt. Z
nieukrywaną pogardą patrzyła na karton, który okazał się wyjątkowo ciężki.
Ważył zdecydowanie więcej od swoich poprzedników.
Podwinęła rękawy wełnianego swetra w
kolorze lawendy. Według mniemania jej przyjaciółki ów odcień powinien nosić
nazwę majtkowy fiolet. Nigdy nie
zapytała dlaczego. Dłonie podparła na biodrach, ciężar ciała opierając głównie
na prawej nodze. Dłuższą chwilę przyglądała się kartonowi, jakby był rzeczą co
najmniej niezwykłą, mieniącą się tuzinem barw. Bezimienne pudło przyciągało
wzrok nawet takiej ignorantki jak Holly, więc musiał kryć w sobie coś
interesującego.
Pchnięta prymitywną ciekawością zajrzała
do środka. W najgorszym wypadku natknę się na starą lalkę brzuchomówcy,
pomyślała, rozcinając nożem sprężynowym taśmę. I chociaż starała się pozostać
obojętną na własne myśli, wizja umalowanej, drewnianej marionetki nieco ją przeraziła.
Zarwała noc na oglądaniu horrorów, a teraz zbierała tego żniwo.
W środku znalazła rysunki oraz inne
plastyczne prace, które wykonywali z bratem w przedszkolu. Nie sądziła, że
rodzice schowają gdzieś te pozbawione talentu dzieła, zapewne po to, by za kilkadziesiąt lat móc usiąść przy
kominku i powspominać stare czasy, gdy ich kochane dzieci mieszkały w rodzinnym
domy oraz sprawiały problemy.
Przekopała się przez stertę wątpliwej
urody sztuki z nadzieją, że poza kartkami papieru i plastelinowymi dziwadłami
natknie się na coś interesującego. Nie myliła się. Na dnie kartonu leżało kilka
albumów ze zdjęciami. Holly uwielbiała oglądać stare fotografie. Dla niej miały
niepowtarzalny klimat, którego nigdy nie dostarczą cyfrowe obrazy na ekranie
monitora bądź telefonu. Bardzo żałowała, że wywoływanie zdjęć oraz układanie
ich chronologicznie przeszło w jej rodzinie do lamusa. Nawet poczciwa babcia
Leila uzbroiła się w komórkę z aparatem, komputer i przewód USB.
Z zadumą poczęła przeglądać album, w którym
były fotografie jeszcze sprzed jej narodzin. Rodzinne kolacje zdawały się być
wówczas weselsze. Jakby śmierć dziadka od strony taty wszystko zmieniła.
Ochłodziła relacje pomiędzy krewnymi. Utracono ogniwo scalające, odpowiedzialne
za prawidłowe funkcjonowanie.
Leniwie wertowała strony, czasami na
dłużej zatrzymując się przy jakimś zdjęciu. Nie spodziewała się, że jej rodzice
przed założeniem rodziny mieli tak liczne grono znajomych. Nie pamiętała, żeby
Sarah albo Ron kiedykolwiek przyprowadzili przyjaciół do domu. Nawet w czasach,
kiedy całą rodziną zamieszkiwali niewielki dom babci na przedmieściach Bostonu.
Sporadycznie urządzali sąsiedzkiego grilla, co zdarzało im się czynić także i
teraz z Holdenami. Nadmiar pracy uderzał w każdą sferę życia, zwłaszcza tę
osobistą.
Poczuła dumę, kiedy wreszcie natknęła się
na fotografię ojca trzymającego dyplom ukończenia studiów. Ten sam, który
obecnie wisiał w kancelarii na Placu Centralnym, wszem i wobec ogłaszając, iż
jego posiadacz ukończył prawo na Harvardzie. To niemal zapewnienie sukcesu.
Sarah, pomimo starań oraz dwukrotnej zmiany kierunków, nie zdobyła wyższego
wykształcenia. Jednakże nie przeszkodziło jej to w karierze fotografki oraz
malarki. Według kobiety nawet pomogło, bo dopełniło wizerunku niepokornej artystki-ekscentryczki.
A zdjęć jej wystaw w różnych galeriach było najwięcej w albumie.
Na końcu natknęła się na luźno włożoną
fotografię. Od razu uśmiechnęła się rozanielona. Chyba właśnie na to liczyła,
kiedy sięgała po rodzinną pamiątkę. Z czułością i dziwnym ciepłem w środku
patrzyła na krewnych pozujących przy bogato wystrojonej choince. Wszyscy poza
dziadkiem byli odświętnie ubrani. Staruszek, jak co roku, przywdział strój
świętego Mikołaja. Ron wraz z bratem stali z tyłu, pozwalając swojej mamie oraz
Sarah zająć fotele przed nimi. Młoda kobieta trzymała na rękach niemowlę.
Pomimo uśmiechu, na jej drobnej twarzy malowało się zmęczenie. Holly pamiętała
z opowieści babci, że mama musiała długo namawiać lekarzy, aby wypisali ją do
domu na święta.
Znalezienie tego jednego zdjęcia sprawiło,
że w dziewczynie zagościła nieopisana radość. Widok szczęśliwych bliskich był
niesamowicie pokrzepiający. Jednocześnie zakiełkował w niej żal, bo tak
naprawdę nigdy nie doświadczyła magii Gwiazdki. Nie siedziała przy stole,
stanowczo za małym dla więcej niż pięciu osób. Nie musiała rozpychać się
łokciami, aby pokroić indyka. Nie śpiewała kolęd. Nie objadała się domowymi
ciastkami, siedząc na kolanach taty. Nie wypatrywała przez okno do – w jej
dziecięcym mniemaniu – późnych godzin nocnych Mikołaja. Nie biegła rano na
złamanie karku do salonu po prezenty.
Czuła, że wiele przyjemności ją ominęło,
bo święta dla niej nigdy nie były rodzinne. Ot, odbębnienie tradycji i szybki
powrót do szaroburej rzeczywistości.
- Holly, ile zamierzasz szukać tych
pudełek? Musimy dzisiaj zdjąć bombki, bo wieczorem będą wywozić choinki.
- Już idę, tato – odkrzyknęła do
mężczyzny, który zapewne stał na tarasie i nonszalancko opierał się bokiem o
balustradę. Przynajmniej w takiej pozycji zastała go, kiedy wyszła na zewnątrz,
aby trochę pomóc przy porządkach. Sama zgłosiła się do taszczenia kartonów i
ściągania ozdób. Było to w jej mniemaniu znacznie przyjemniejsze od latania po
domu z mopem oraz ścierkami do kurzu.
Odłożyła album do tekturowego pudła, które
chwilę później przeciągnęła w kąt składziku. Rodzinną fotografię postanowiła
zabrać ze sobą.
Przesunęła jeszcze kilka kartonów nim
wreszcie dostrzegła styropianowe skrzynki, w których, od kiedy pamiętała, jej
rodzice przechowywali bombki. Zgarnęła jeszcze foliowy worek, aby do niego
upchnąć girlandy oraz lampki choinkowe, po czym wyszła na mroźne powietrze.
Szybko dotarła do domu, a przyniesione rzeczy bezładnie rzuciła na podłogę.
- Zaraz wrócę! – zapewniła, gdy opuściła
salon.
Pokonywała po dwa schodki i z impetem
wpadła do swojego pokoju. W sypialni panował nieporządek. Obok łóżka walały się
dzisiaj zdjęte poszewki. Ubrania jak zwykle wisiały na obrotowym fotelu, a całą
kanapę zajmowały różnobarwne papiery, w które zostały zawinięte prezenty. I
chociaż było już po Nowym Roku, Holly nie znalazła odpowiednio dużo czasu, aby
się ich pozbyć.
W szufladzie biurka znalazła pustą ramkę
na zdjęcie, którą dostała razem z kilkoma książkami pod choinkę. Zwykła,
drewniana, z laską cynamonu zawieszoną na cienkim sznurku w rogu. Od razu
uderzył ją przyjemny, słodkawy zapach. Uwielbiała go. Tak samo jak każdą
potrawę, do której dodawano przyprawę. Zwłaszcza domowej roboty szarlotkę, a na
nieszczęście mama rzadko ją piekła. Może dlatego celebrowała każdy kęs ciasta.
Włożyła fotografię w ramkę i ustawiła na
biurku, tuż obok zdjęcia z balu gwiazdkowego. Zaśmiała się na widok
skrzywionych min Duncana oraz Raven. Nie byli zadowoleni, kiedy Dake – wówczas
jeszcze całkowicie trzeźwy – przyprowadził do ich stolika fotografa. Marudzenie
ani zirytowane pomruki nie zmniejszyły entuzjazmu Morgana, którego Holly razem
z Tobym szybko poparli.
Dzisiaj, gdy patrzyła na siostrzane ramki
różniące się jedynie zawieszoną przyprawą, czuła, że postąpiła słusznie,
nakłaniając swojego chłopaka oraz przyjaciółkę na zdjęcie.
Pochyliła się do starej rodzinnej
fotografii, aby ponownie móc wciągnąć cudowny zapach. Cieszyła się, że w
krótkim czasie znalazła odpowiednią pamiątkę do wypełnienia pustej ramki. Tej z
cynamonem, którą podświadomie uważała za cenniejszą. Nie żeby wysuszony kwiatek
goździka nie miał swojego uroku.
- Holly, długo mam na ciebie czekać? –
Dobiegł ją rozzłoszczony głos ojca. Zapewne już wchodził po schodach, aby na
własne oczy zobaczyć, co zatrzymało jego córeczkę i nie pozwalało pomóc przy
zdejmowaniu bombek z choinki.
- Idę! – krzyknęła, niechętnie odchodząc
od biurka.
Zanim opuściła pokój, zgarnęła z sofy
papiery po prezentach, sprawnie zgniatając je w kolorową, posypaną brokatem
kulkę. Już będąc przy drzwiach, jeszcze raz obejrzała się na ramkę ze starą
rodzinną fotografią.
Na zdjęcie o zapachu cynamonu.
Koniec
Piękne... Mi samej przypomina o tych cudownych chwilach, kiedy jeszcze było czuć magię świąt. Niestety im starsza jestem, tym bardziej nerwowe są dla mnie święta.
OdpowiedzUsuńMoże za bardzo pyskata się zrobiłam w stosunku do rodziny... Albo to oni wredniejsi dla mnie... Nie wiem. Z resztą nevermind. nie jestem tu po to, żeby żalić się ze swoich średnio udanych świąt.
Muszę przyznać, że miałam na początku wrażenie, że ten shocik, będzie pisany po takim time-skipie, że Holly jest już dorosła i szuka w swoim domu jakichś pamiątek, zdjęć, albo coś właśnie chowa. Aczkolwiek nie jestem jakoś specjalnie zawiedziona tym jak to wygląda.
Darowanemu koniowi nie ma co w zęby zaglądać XD Nie zrozum mnie źle. Cudowny rozdział i nie żebym narzekała, ale troszeczkę inna wersja pojawiła się w mojej głowie.
Ehh... ale ja się ostatnio wredna i wybredna zrobiłam. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz
Z niecierpliwością czekam na właściwy rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się już niedługo. Życzę Ci również szczęśliwego Nowego Roku i zdanych egzaminów!
Gorąco pozdrawiam i ślę mnóstwo weny, która mnie ostatnio zostawiła na lodzie :#
Do zobaczenia! <3
Witaj. (^.^) Nie wiem, jak do tego doszło, ale dopiero teraz dostrzegłam komentarz i nowe ROZDZIAŁY na Twoim blogu. Szok i niedowierzanie. (O_O) W każdym razie myślę, że jeszcze dzisiaj przeczytam oba, jednakże trochę później. Tak popołudniu.
UsuńSzczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie dorosłej Holly. Pewnie dlatego, że jest typową, humorzastą nastolatką i do pełnej dojrzałości emocjonalnej oraz zakładania rodziny jeszcze wiele jej brakuje. Chociaż muszę przyznać, że Twoja koncepcja mnie zaciekawiła. Może coś pokombinuję, żeby takim skokiem w czasie nie zdradzić zakończenia, które zostało zatwierdzone zanim powstał pierwszy rozdział. Tak jak mówię, zainspirowałaś mnie. Być może będę knuć, ale niczego nie obiecuję.
Bardzo powoli zbliżam się do końca następnej części. W styczniu już na pewno się ukaże. Nie wiem, dlaczego tak opornie mi idzie. Do tej pory, gdy miałam dużo obowiązków na raz, wena wręcz mnie rozpierała i w głowie siedziało mi tylko "PISZ! PISZ! PISZ!" A teraz jakoś nie mogę się zebrać, usiąść i skończyć. Czuję, że nawet mój królik gardzi mną z tego powodu. Nabrała dziwnego entuzjazmu do gryzienia mi kapci, gdy siedzę przy biurku.
Bardzo dziękuję za życzenia. Zwłaszcza te o egzaminach, szczęście bardzo się przyda. Również mam nadzieję, że nadchodzący rok przyniesie Tobie same pozytywne rzeczy. Pozdrawiam gorąco i do napisania. Jeszcze dzisiaj do Ciebie zajdę i zostawię po sobie ślad! (^.^)/