Nie pamiętam, kiedy ostatnio dodałam dwa rozdziały w ciągu jednego miesiąca. Pewnie dawno, mimo że to bardzo przyjemne uczucie.
Droga (nie) do miłości: Rozdział
62
„Jedna decyzja podjęta w
niewłaściwym momencie. Zły wybór w złej minucie. I nagle wszystko się zmienia.”
~N. Murawska
Pierwszy
dzień lutego niewątpliwie był jednym z lepszych tej zimy. Nie wiało. Mroźne powietrze
przyjemnie muskało poliki. Promienie słoneczne odbijały się od śniegu, który
napadał w nocy, oraz grzały w plecy. Z zadowoleniem unosiłam twarz, aby skóra
przyjęła trochę naturalnego światła. Długi chodnik na szkolnym dziedzińcu nie
został jeszcze odśnieżony i posypany solą, przez co łatwo o wypadek, ale
dzisiaj chyba nikomu nie sprawiało to problemu. Zewsząd dochodziły wesołe
rozmowy. Kilku uczniów stało w zaspie i obrzucało się śnieżkami. Panowała miła
atmosfera i ogólnie wyczuwałam dziwne poruszenie. Jakby odwołali zajęcia albo
przenieśli je na dwór, żeby dzieciaki mogły się wyszaleć.
- Kevin
jest genialny. Przeszedł tę kampanię w godzinę. Mnie zawsze zabijali zanim
zdążyłam rozbudować zamek. Co prawda trochę natrudziłyśmy się, żeby wpuścił nas
do pokoju, ale było warto. Nie rozumiem, dlaczego Holly chce się go pozbyć.
Świetny z niego dzieciak. No i raczej nie sprawia wielu kłopotów.
Zaśmiałam
się, kiedy Sucrette skończyła trajkotać. Gdy tylko spotkałyśmy się w szkolnym
autobusie, zaczęła zdawać Raven relacje z weekendu, który spędziła w moim domu.
Dokładnie, ze szczegółami mówiła o wszystkim, co robiłyśmy. Nawet o tym, co
jadłyśmy. Słuchałam tego połowicznie, aczkolwiek zainteresowała mnie wzmianka o
Kevinie. Durand rzeczywiście polubiła mojego młodszego braciszka, lecz bez
wzajemności. Smarkacz ledwo wytrzymywał jej nieustanną paplaninę, a ja
czerpałam chorą satysfakcję z jego cierpienia. Chyba zacznę częściej zapraszać
Sucrette.
- Tak,
zwłaszcza, gdy szantażem wymusza kupno kolejnej gierki – mruknęłam z ledwo
wyczuwalną nutką irytacji. Mimowolnie zaczęłam kalkulować w myślach, ile
pieniędzy wydałam na durne zachcianki brata. Z perspektywy czasu nie byłam
pewna, czy dawanie za wygraną było korzystne. Przykład pierwszy z brzegu.
Ojciec i tak dowiedział się o moim związku z Duncanem. Zorientowałby się
prędzej czy później. Kevin był tego świadomy, ale wziął mnie z zaskoczenia,
dlatego odniósł sukces. Skurczybyk. Jak dorośnie, zostanie wpływowym
człowiekiem. Politykiem albo przedsiębiorcą. W każdym razie zdoła ustawić
siebie, swoje dzieci i pewnie jeszcze wnuki.
- Suśka,
ty chyba nie masz rodzeństwa, co? – zagaiła Raven, która do tej pory w
milczeniu słuchała koleżanki. Raczej mało ją to interesowało.
- Nie – odparła trochę zgaszona dziewczyna,
ale szybko dodała z większą pewnością w głosie – chociaż zawsze chciałam. W
grupie raźniej.
- Więc
nie wiesz, co mówisz – skwitowała Black, wzruszając ramionami. – Brat czy
siostra, młodszy czy starszy… Nie ma znaczenia, zło to zło.
-
Przesadzasz.
- Nie –
odparłyśmy z Raven jednocześnie.
Durand
wyraźnie spochmurniała. Zrozumiała, że nie miała większych szans przeciwko nam
dwóm. Nawet, gdyby próbowała zaprzeczać, argument: Jesteś jedynaczką, więc skąd ta pewność? skutecznie zmniejszyłby
jej chęci bojowe.
Od progu
uderzyło nas ogrzewanie. Kaloryfery od listopada pracowały na pełnych obrotach.
W liceum było przyjemnie ciepło, ale moment, kiedy z mroźnego dziedzińca
wchodzi się do środka wywoływał pieczenie na twarzy. Szczypiąca skóra dłoni
oraz policzków to jedno z gorszych doświadczeń towarzyszących zimie.
- Holly-chan,
musimy powtórzyć nocowanie, ale tym razem u mnie – zaproponowała Sucrette, gdy
schodziłyśmy do piwnicy, aby odwiesić kurtki. – Za dwa tygodnie, co ty na to? A
nie, jednak nie. Jakoś wtedy wypadają walentynki, więc pewnie spotkasz się z
Duncanem.
Spojrzała
na mnie wyczekująco, uśmiechając się przy tym szeroko. Brakowało tylko, aby
sugestywnie poruszyła brwiami.
- Nie
wiem, jeszcze niczego nie planowaliśmy – odparłam zgodnie z prawdą. Ani ja, ani
Holden nie wydawaliśmy się być specjalnie zainteresowani świętem zakochanych.
Nie zamierzałam w ogóle poruszać tego tematu, ale ze względu na Su zmienię
swoje postanowienie. Jeśli Duncan rzeczywiście nie zechce porwać mnie na
romantyczną komedię do kina, spędzę czas na babskim wieczorze.
-
Porozmawiaj z nim i daj mi znać, co i jako, dobrze?
Przytaknęłam skinięciem głowy.
- Ty też,
Raven. Drugi raz się nie wywiniesz – zwróciła się do różowowłosej, która szła
najbardziej z tyłu, jakby za wszelką cenę próbowała uniknąć tematu walentynek.
- O ile
Toby ją puści – zażartowałam, śmiejąc się pod nosem. Niemalże czułam
nienawistne spojrzenie ciemnych oczu na swoich plecach.
- Och,
zapomniałam, że ty też jesteś w związku – mruknęła z wyraźnym smutkiem w głosie
Durand. – Czy tylko ja nie mam chłopaka?
- Toby
nie ma w tej kwestii nic do gadania, głuuupku – warknęła, po czym kopnęła w
moją łydkę. Pisnęłam z bólu, bo podeszwa glana do miękkich nie należała, a
trafiona noga ugięła się nieznacznie. Dobrze, że nie stałam już na schodach. –
Raczej ciotka nie urządzi nam kolejnej rodzinnej wycieczki, więc znajdę czas.
- No
właśnie, jak było w Nowym Jorku? – spytała Sucrette, zatrzymując się w
rozwidleniu korytarza. Tutaj nasza wspólna droga dobiegała końca.
- Nic
ciekawego. Tłoczno, śmierdząco i zimno. Muszę namówić babcię do przeprowadzki w
cieplejsze miejsce. Na przykład do San Francisco. Wtedy spędzałabym u niej
każdą zimę.
Plany na
wspólny weekend zostawiłyśmy niedomówione. Durand odeszła w stronę szatni
drugoklasistów, a ja wraz z Raven ruszyłyśmy do naszych szafek. Wzięłyśmy
książki potrzebne na kilka pierwszych lekcji, po czym udałyśmy się na koniec
szerokiego korytarza. Do pierwszych zajęć został jeszcze kwadrans, ale wielu
uczniów już dotarło do szkoły. Niesprzyjające warunki pogodowe nakłaniały do
szybszego wyjścia z domu. Zwłaszcza tych, którzy dojeżdżali własnymi
samochodami. Nawet mieszkańcy akademika, znajdującego się po drugiej stronie
ulicy, z pewnością wcześniej opuszczali swoje tymczasowe pokoje.
Pomimo
tłoku zauważyłam, że w naszą stronę posyłano natrętne spojrzenia. To nie mógł
być przypadek, a i na pewno nie miałam przywidzeń. Coś przyciągało ciekawskich
i możliwości były dwie – albo ja, albo Raven. Jeszcze nie wiedziałam, co
gorsze.
- Um,
Raven… – zaczęłam niepewnie, kiedy grupka dziewczyn perfidnie zaśmiała się po
wyminięciu nas.
-
Zauważyłam – warknęła różowowłosa. Brzmiała na wściekłą, a ja z kolei poczułam
dziwny strach. Gdzieś z tyłu głowy majaczyła mi wizja nadchodzących całą
gromadą nieszczęść. Bo one nigdy nie chodziły parami. Żyły w stadzie.
W szatni
naszej klasy natknęłyśmy się na kilku uczniów. Wszyscy jak na zawołanie
spojrzeli na nas i równie szybko odwrócili wzrok. Zachowywali się dziwnie,
jakby obecność innych osób sprawiała im ogromny problem. Popatrzyłam po nich
podejrzliwie. Gapili się na siebie w ciszy, zapewne oczekując, aż wyjdziemy,
żeby mogli powrócić do rozmowy. Dzień dopiero się zaczął, a już miałam go
serdecznie dość. No i czułam, że to dopiero początek. Najgorsze jeszcze
zacierało dłonie z szyderczym uśmiechem na trupiobladej twarzy.
- Kiedy
ty i Suśka zdążyłyście tak się zakumplować? – zagaiła Raven, zaskakując mnie
tym kompletnie. Nie spodziewałam się, iż zechce rozpocząć rozmowę. Atmosfera
rzeczywiście była nieprzyjemna, ale dziewczynie z reguły to nie przeszkadzało.
No i chwilę temu wydawała się rozgniewana, a wówczas kontakty międzyludzkie to
ostatnia rzecz, na jaką ma ochotę.
Zerknęłam
na koleżankę. Od razu posłała mi ciepły uśmiech. Jej nagła zmiana zachowania
jedynie utwierdzała w przekonaniu, że słusznie odczuwałam obawy. Nawet ona
zaczynała się stresować, a to niespotykane. Mimo wszystko zachowała zimną krew.
W duchu dziękowałam jej za próbę złagodzenia sytuacji. Trwanie w milczeniu z
kilkoma znajomymi z klasy, którzy wciąż posyłali nam ukradkowe spojrzenia, było
co najmniej niezręczne.
- Połączyła
nas miłość do Matthew Lillarda. Ze względu na niego dwa razy obejrzałyśmy Krzyk – odpowiedziałam z wyczuwalnym
zachwytem w głosie. Pomimo kłębiącego się we mnie napięcia, rozmowa o jednym z
moich ulubionych aktorów działała kojąco.
- Czekaj,
czekaj. – Wyciągnęła przed siebie wyprostowaną rękę. – To ten, który na końcu
nawzajem dźgał się z kumplem nożem? A później krzyczał, że został uderzony
słuchawką, totalnie olewając dziury w brzuchu?
- Tak,
dokładnie – potwierdziłam.
- I grał
Kudłatego?
- Noo…
Jest moim mistrzem.
- Ale jak
udało ci się nakłonić Suśkę do oglądania horrorów?
- W sumie
to ona wyszła z inicjatywą.
-
Niesamowite – mruknęła z niedowierzeniem, opierając dłonie na biodrach. –
Ciekawe, dlaczego nie poparła mojego pomysłu oglądania filmów grozy na
nocowaniu u Meyer?
- Może
obawiała się twoich wyborów. – Zaśmiałam się. Wstałam z ławki i przewiesiłam conversową torbę przez ramię, bezgłośnie
dając Raven do zrozumienia, że chciałam już wyjść z szatni. Spojrzenia
przybierały na wścibskości. – Jest totalną fanką horrorów. Gdybyś tylko
słyszała, jak entuzjastycznie krzyczała, kiedy Samara Morgan wychodziła z
ekranu.
- Następnym
razem jej nie odpuszczę.
Ciekawscy
obracający się za nami i szepczący konspiracyjnie między sobą nie wzbudzili w
nas zdziwienia, gdy spokojnym krokiem szłyśmy korytarzem w stronę głównego
holu. Zachowanie uczniów powoli zaczynało mnie irytować. Wiedziałam, że
niebawem dowiem się, co takiego poruszyło całą szkołę i wybudziło ją z zimowego
snu.
Po drodze
do sekcji sportowej zatrzymałyśmy się przy automacie, aby wypić coś ciepłego.
Chciałyśmy trochę się rozgrzać nim trenerka Williams zacznie nas maltretować.
Usiadłyśmy na wciśniętej w kąt ławce, gdzie miałyśmy chociaż odrobinę
prywatności. Rzadko ktoś tutaj zaglądał, dlatego byłam zaskoczona, kiedy
znienacka Duncan zastukał w maszynę z napojami, a po chwili pojawił się przed
nami. Wyglądałby nienagannie, gdyby tylko z większą dbałością zawiązał krawat.
Czuć było od niego papierosy i wszystkim dookoła posyłał znudzone spojrzenie.
Czyli niczym nowym nas nie uraczył.
- Cześć –
przywitałam się. Posłałam mu znad papierowego kubka leniwy uśmiech.
Raven
jedynie burknęła pod nosem. Rano zawsze była markotna. Dopiero po jedenastej
robiła się znośna. No i jeszcze te tajemnicze poruszenie wyprowadziło ją z
równowagi. Po opuszczeniu piwnicy przestała udawać, że natarczywi uczniowie nie
sprawiali jej problemu.
- Mogę
porwać cię na sekundę? – zapytał Holden, drapiąc się po czubku nosa. Drgnęłam,
widząc szkolną gazetkę, którą trzymał w uniesionej ręce.
I nagle
wszystko stało się jasne. Pierwszy dzień każdego miesiąca oznaczał nowy numer
szmatławca zawierającego relacje ze wszystkich wydarzeń oraz wszelkiej maści
plotki śmigające po liceum. Wścibskie spojrzenia. Podszeptywania. Nagłe
milczenie kolegów z klasy. W sumie mogłam domyślić się od razu.
- Tak,
jasne – odparłam i wstałam z ławki.
Przez
krótki moment patrzyłam na Duncana, oczekując, że pocałuje mnie albo przytuli.
Zawsze to robił, kiedy się witaliśmy. Ale chłopak po prostu stał i nie
wyglądał, jakby miał wykonać w moim kierunku jakikolwiek gest.
Do tej
pory niepokój jedynie kuł brzuch szpilką. Teraz przywalił z całej siły maczetą.
Posłałam
Raven wymuszony uśmiech, jakbym próbowała ją pocieszyć. W rzeczywistości to ja
potrzebowałam pokrzepienia. Po jej minie wiedziałam, że także wyczuwała smród
kłopotu, który stanął pomiędzy mną i Holdenem.
- Jaką
masz pierwszą lekcję? – zagaił, kiedy odeszliśmy kilka kroków.
-
Wychowanie fizyczne.
- Tam
będzie kiepsko. – Kliknął językiem o podniebienie i rozejrzał się. Zaraz jednak
przystanął niedaleko klatki schodowej. Szturchnął mnie w ramię, głową wskazując
otwarte drzwi. – Chodź na piętro, może moja sala od angola jest wolna.
Owszem,
była. Duncan przegonił dwie dziewczyny, które chciały wejść do pomieszczenia.
Na nasz widok zaśmiały się pod nosem, ale odeszły szybko w stronę łazienek.
Pewnie zwołają babskie zgromadzenie, bo w grupie przyjemniej knuć teorie spiskowe,
pomyślałam, widząc, z jakim entuzjazmem stawiały kroki. Jakby właśnie spotkały
ulubionego artystę.
Nie
wiedziałam, czy poważne rozmowy należy przeprowadzać na siedząco, dlatego
wolałam stanąć na środku sali. Holden oparł się pośladkami o biurko
nauczyciela. Czułam się, jakby nadgorliwy pedagog szykował specjalnie dla mnie
wykład o złym zachowaniu.
- Pewnie
jeszcze tego nie widziałaś – stwierdził chłopak, wyciągając do mnie szkolną
gazetkę. Wzięłam ją z wahaniem.
Na
okładce jak zawsze umiejscowiono zdjęcie Stoney Bay High School oraz niektóre
nagłówki reportaży, tych ważniejszych. Albo raczej bardziej przyciągających
głodnych sensacji nastolatków.
- Strona
piąta – rzucił nieco zniecierpliwiony.
Drżącymi
dłońmi przewertowałam kartki, by natknąć się na dwustronicowy artykuł
zatytułowany Koniec sielanki? Czyli zbliżające się rozstanie
najpopularniejszej pary roku. Odruchowo prychnęłam, widząc, jak określił
nas redaktor. Nie przesadzałabym z tą sławą. Ludzie szybko przestali zwracać na
nas uwagę. No i jaka sielanka? Człowiek, który to pisał, chyba nie spędził w
towarzystwie Duncana nawet minuty.
Pobieżnie
przeczytałam tekst, zdając sobie sprawę, że nie było czasu na dokładne
analizowanie. Jednak każda kolejna linijka wzmagała we mnie chęć urwania głowy
pewnej piegowatej brunetce. Skrupulatnie opisała nietypowe zachowanie Holdena
sprzed miesiąca. Snuła domysły, dlaczego nagle zniknął na tydzień. Po drodze
wplotła również kłótnię Raven z Rosaline, o której wiedziała wszystko, bo sama
Meyer ją wtajemniczyła. Wisienką na torcie okazało się sprawozdanie z naszej
wizyty w szkolnym radiowęźle. Nie wiem, co bardziej mnie zirytowało. Napisanie
o moim zainteresowaniu związkiem Duncana i Heather, które na pewno było
wynikiem zazdrości, wrzucenie w to bagno sprzeczki przyjaciółek, czy
rozmyślanie, jak szybko rozstanę się z Holdenem. Najgorsze, że wszystkie trzy
możliwości mogą okazać się prawdą, sądząc po wyraźnym niezadowoleniu chłopaka.
- Bawi
cię to? – warknął, kiedy z krzywym uśmiechem oddawałam mu gazetę.
- Nie,
raczej złości, ale to nie jest powód do płaczu – odparłam, krzyżując ręce pod
biustem. Dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie z mieszanymi uczuciami. Duncan
był wściekły. Wyglądał, jakby zaraz miał w coś uderzyć. Najchętniej w moją
twarz. – Co ja mam ci powiedzieć? – rzuciłam w końcu, bo ta cisza stała się już
nieznośna. – Owszem, byłam u Peggy, żeby dowiedzieć się, co cię łączyło z
Heather. Zrobiłam to z zazdrości, to także prawda. Aby zyskać jakieś
informacje, Meyer powiedziała o kłótni z Raven, czym jeszcze bardziej ją
zdenerwowała, ale to akurat nie miało ujrzeć światła dziennego. W ogóle
wszystko, co napisali w tym artykule jest autentyczne, nie mam zamiaru wypierać
się tego.
- Dlaczego?
- Co dlaczego? – Rozłożyłam ręce na boki. –
Bo bałam się, Duncan. Bałam się, że mnie zostawisz. Myślisz, że twoje
poprzednie związki są tajne? Nie, nie są. Każdy o nich wie i każdy o nich mówi.
Ciągle słyszę, jak wiele miałeś dziewczyn. A kiedy Heather prosto w twarz powiedziała
mi, że ciągle jest tobą zainteresowana… Po prostu coś we mnie pękło. Od samego
początku wiedziałam, że popełniam głupstwo. Nawet siedząc na tej cholernej
kanapie w radiowęźle. Ale chciałam dowiedzieć się, czy rzeczywiście mam powód
do obaw.
- I uważasz,
że masz?
- Nie –
odpowiedziałam od razu.
- Świetnie
– prychnął. Rzucił gazetę na pierwszą ławkę, po czym krzyknął niespodziewanie:
– Kurwa, czy kiedykolwiek zrobiłem coś złego? Klepnąłem jakąś laskę w tyłek
albo chociażby zignorowałem twoje wiadomości? Dałem ci pretekst do niepokoju? Powiedz
mi, w którym momencie z mojej winy poczułaś się zraniona! Normalne, że mam
byłe. Mogłaś sobie znaleźć nieśmiałego prawiczka.
Między
nami zapadła cisza. Spuściłam wzrok na podłogę. W głowie wciąż słyszałam słowa
Duncana, które z każdą sekundą przybierały na sile. Bolało mnie to, co
powiedział, ponieważ wszystko było prawdą. Dopiero teraz zrozumiałam, jaką
głupotę popełniłam. Gdybym chociaż podczas podejmowania decyzji czuła, iż robię
dobrze, mogłabym teraz tłumaczyć się przed samą sobą.
-
Nieważne, już tego nie cofniemy. – Zarzucił plecak na ramię, po czym zbliżył
się do mnie. – Przez jakiś czas powinniśmy dyplomatycznie pomilczeć.
Zimny
dreszcz przeszedł moje ciało, gdy zobaczyłam minę Duncana. Próbował zachować
opanowanie, ale w głębi duszy odczuwał niewyobrażalny smutek. Widziałam to w
jego delikatnie zmrużonych oczach, które wydawały się być jeszcze bardziej
pozbawione wyrazu niż zazwyczaj. Blady uśmiech sprawiał, że rzeczywiście nabierałam
ochoty, aby zaszyć się w kącie i rozryczeć, chociaż kilka minut wcześniej
stanowczo temu zaprzeczyłam.
Stałam sparaliżowana i patrzyłam na lutowe
wydanie szkolnej gazetki. Ogarniała mnie wściekłość. Czułam, że gdyby w tej
chwili Peggy weszła do sali, roztrzaskałabym jej piegowatą twarz o ścianę.
Zaciskałam ze zdenerwowania pięści. Dopiero, kiedy usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi, trochę otrzeźwiałam. Odwróciłam się z nadzieją, że Duncan
jeszcze nie wyszedł na korytarz.
- Jeśli
chcesz zerwać, to zrób to teraz! – krzyknęłam łamiącym się głosem. Łzy
napływały mi do oczu, a ja byłam zbyt wzburzona, aby chociaż spróbować je
powstrzymać.
- Nie
chcę. – Spojrzał na mnie przez ramię. – Potrzebuję tylko trochę odetchnąć.
- Mam
bezczynnie czekać, aż sam przyjdziesz i porozmawiasz?
- Rób,
jak uważasz.
Zamknął
za sobą drzwi. Chwilę później rozbrzmiał dzwonek ostrzegawczy. Do klasy weszli
pierwsi uczniowie, ale niepewnie podchodzili do swoich ławek, jakby obawiali
się, że zaraz wróci Duncan i ich wygoni, za nic sobie mając lekcje
angielskiego. To, że Holden nie pojawi się na zajęciach było więcej niż pewne.
Osobiście również wolałabym wrócić do domu. Byłam w podłym humorze, a
natarczywe spojrzenia na pewno tego nie zmienią.
Moją
pierwszą lekcję było wychowanie fizyczne, a nie pozostało mi wiele czasu na
przebranie się, dlatego pospiesznie wyszłam z sali. Zabrałam ze sobą gazetę,
dotychczas leżącą na jednej z przednich ławek. Czułam się zobowiązana, aby ją
wziąć. Może spalę ten szmatławiec, żeby poprawić sobie samopoczucie.
Zaraz po
opuszczeniu klatki schodowej usłyszałam wściekłe wrzaski Raven dochodzące z
okolic stołówki. Odruchowo ruszyłam w tamtą stronę, kompletnie ignorując
lekcje. Widmo spóźnienia zwisło nade mną, lecz teraz sprawą priorytetową było
zapoznanie się z sytuacją. Bez wątpienia Black wplątała się w jakieś problemy.
A może nawet sama je stworzyła.
Po
wychyleniu się zza rogu dostrzegłam szarpiącą się z Peggy różowowłosą.
Redaktorka naczelna szkolnej gazetki wyglądała na prawdziwie przerażoną, co
nieszczególnie mnie dziwiło. Rozsierdzona Raven była nieobliczalna.
Wokół
nastolatek zebrało się całkiem spore grono gapiów. Uczniowie gwizdali oraz
rzucali jakimiś gówniarskimi tekstami. Brakowało tylko, by ktoś zaczął
przyjmować zakłady.
Kiedy podeszłam do zgromadzonych, dostrzegłam
obok przepychających się dziewczyn Rosaline. Za wszelką cenę próbowała je
rozdzielić. Z marnym skutkiem, a nie wyglądało, jakby ktoś zamierzał jej pomóc.
Słyszałam bluzgi i nieprzyjemne wyzwiska ze strony różowowłosej. Nie
przebierała w słowach. Wyrzucała wszystko, co ślina przyniosła.
Wzrokiem
napotkałam zrozpaczone spojrzenie Meyer. Bezgłośnie błagała o wsparcie. Nie
uśmiechało mi się przypadkowo oberwać z łokcia. Miałam ochotę ulotnić się z
miejsca zdarzenia. Zobaczyłam powód zbiegowiska, a zakończenie konfliktu
nieszczególnie mnie interesowało. Zaczynałam żałować, że nie poszłam na lekcje.
Jednakże zarówno Raven jak i Rosaline były mi bliskie, więc poczuwałam się w
obowiązku pomóc im. No i sama również najchętniej przywaliłabym Peggy. Należało
jej się jak mało komu.
Przepchałam się przez gapiów i od razu dopadłam do Black. Wspólnie z
białowłosą odciągnęłyśmy od siebie licealistki. W ostatniej chwili, bo zaraz
nadeszły dyrektorki. Obie wściekłe zaczęły gonić uczniów na lekcje. Zaklęłam
pod nosem. Czułam, że oberwie się całej naszej czwórce. Ja i Ros dostaniemy
rykoszetem.
- Co wy
tutaj wyprawiacie? – wrzasnęła Shermansky. Ze złości zaciskała palce na
segregatorze pełnym papierów. Spojrzała na każdą z osobna. Zadrżałam z
przerażenia, gdy bladoniebieskie oczy przeszyły mnie na wylot.
- Rzuciła
się na mnie! – pisnęła Peggy. Przerwała na moment poprawianie pogniecionego
ubrania, aby wymierzyć w Raven oskarżycielsko palcem.
- Bo mnie
sprowokowałaś! Poza tym, należało ci się, gryzipiórku od siedmiu boleści!
- Panuje
wolność słowa. Mam prawo pisać, co chcę!
- Nie
dotrzymałaś umowy! A za to powinnaś dostać po…
-
Natychmiast się uspokójcie! – przerwała nastolatkom Delanay. W samą porę, bo
różowowłosa zamierzała puścić wiązankę przekleństw.
-
Dziewczęta, czy wy oszalałyście? Bijecie się na środku korytarza! To prywatne
liceum a nie jakaś stodoła! Obie do końca tygodnia będziecie zostawać dwie
godziny po lekcjach i jeszcze dzisiaj wzywam do szkoły waszych rodziców. Nie
zamierzam tolerować tak skandalicznego zachowania. Zrozumiałyście?
- Tak,
proszę pani – odparły jednocześnie. Wyraźnie spokorniały, a ich chęci bojowe nieco
opadły. Nie dziwiło mnie to. Sama bałam się spojrzeć na którąś z dyrektorek.
- A cała
wasza czwórka dostaje uwagi za spóźnienie – dodała Delanay. Wyczułam w jej
głosie wyraźne zadowolenie, że złapała jakieś ochłapy dla siebie. Ta kobieta
budowała swoje ego w oparciu na karach wymierzonych uczniom.
- Migiem
na lekcje! Żebym już żadnej z was dzisiaj nie widziała! – warknęła Shermansky.
Wydukałyśmy ciche pożegnanie i w milczeniu, pospiesznym krokiem
ruszyłyśmy na zajęcia. Rosaline oraz Peggy zniknęły na klatce schodowej, a ja
wraz z Raven skierowałyśmy się do sekcji sportowej. Żadna z nas nie miała
ochoty na rozmowę, jednakże zastanawiało mnie, dlaczego Black w tak agresywny
sposób zareagowała na artykuł w szkolnej gazetce. Przecież wiedziała, że Meyer zdradziła
szczegóły ich kłótni. A że wbrew zapewnieniom Margaret je opublikowała… Cóż,
ryzyko zawodowe.
Szybko z
zadowoleniem odkryłam, iż nieprzyjemna wymiana zdań z Duncanem przeszła na
dalszy plan. Mój mózg w pełni zajął się niesprawiedliwie otrzymaną karą.
Chociaż i z jej powodu nie byłam specjalnie zła. W końcu spodziewałam się, że
oberwę.
♥
Dzisiaj wyjątkowo cieszyłam się na trening
siatkówki. Musiałam odreagować wszystkie nieprzyjemności, których
doświadczyłam. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się równie podle. Szkoła
huczała od plotek oraz domysłów, bo o ile sam artykuł Peggy narobił niezłego
rumoru, tak jej poranna szarpanina z Raven wlała wszystkim uczniom do gęb po
litrze energetyka. Trajkotali jak nakręceni, robiąc przerwy jedynie na chichoty
i bezczelne gapiostwo. Miałam nadzieję, że chociaż na treningu zaznam chwili
spokoju.
Weszłam do szatni z pozytywnymi myślami w
głowie. Liczyłam, że dziewczyny bardziej skupią się na nadchodzącym meczu
ćwierćfinałowym niż na rozważaniach, czy ja i Duncan byliśmy jeszcze parą, a
jeśli tak, to jak długo zdołamy pociągnąć tę farsę. Obawiałam się tylko
Heather, która z oczywistych przyczyn mogła wykazywać zbytni entuzjazm. Ale po
pokonaniu niewielkiego korytarza i wkroczeniu do pomieszczenia, gdzie były
szafki, moje przyjemne wizje legły pod gruzami szarej rzeczywistości oraz
ludzkiego braku zahamowań. Wszystkie obecne w szatni zawodniczki jak na
zawołanie odwróciły się w stronę drzwi.
- Cześć –
rzuciłam krótko i ruszyłam na ławkę pod oknem, gdzie zwykłam siadać. Wciąż
trwała cisza, a ja z każdym kolejnym krokiem traciłam nadzieję, że ktoś ją
przerwie. Zaklęłam w myślach, nie bardzo wiedząc czy na własną głupotę, czy na
wścibstwo koleżanek.
Robiłam
wszystko, by jak najpóźniej spojrzeć na resztę drużyny, notabene wciąż
pogrążoną w milczeniu. To zabawne, bo już idąc szkolnym korytarzem słyszałam
ich głośne rozmowy. Mozolnie wyciągałam strój z szafki. Udawałam, że
odczytywałam wiadomość na telefonie. Oczywiście musiałam napić się oraz uczesać
przed treningiem.
Bo masz dla kogo się stroić, ofiaro.
Gdy nie
mogłam już odwlekać momentu odwrócenia się do dziewczyn twarzą, z łoskotem, aby
wyraźnie pokazać, że nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy, opadłam na
ławkę. Nie myliłam się – nastolatki patrzyły na mnie, jakbym była manekinem na
wystawie sklepowej. Niby spojrzenie utkwiły w mojej osobie, a jednak bardziej
interesowały się ubraniami, które założyła mi jakaś zmyślna znawczyni mody.
Tymi przysłowiowymi ciuchami były tajemne informacje, które znałam tylko ja
oraz Duncan.
- Holly,
jesteś pewna, że dzisiaj możesz ćwiczyć? – Pierwsza odezwała się Rebecca. Jako
kapitanka najwidoczniej czuła się w obowiązku jakoś rozluźnić atmosferę.
Spojrzałam po koleżankach. Wyglądały, jakby próbowały przekazać, że nie
powinno mnie tutaj być. W sytuacji, w jakiej się znalazłam, najodpowiedniejszym
byłoby zaszycie się w pokoju i wypłakiwanie oczu. Bo tak postępują normalne
nastolatki.
- Nic mi
nie jest. Co, każda ofiara szkolnej gazetki bierze tydzień wolnego? – zakpiłam.
- Po
prostu zastanawiam się, czy dasz radę na treningu – odparła zirytowana moją
odzywką Rebecca.
- Nie
martw się, nie będę posyłać tęsknych spojrzeń Holdenowi.
Dziewczyna nie powiedziała nic więcej. Wszystko powoli wróciło na
odpowiednie tory. Niektóre nastolatki kontynuowały nagle przerwane rozmowy,
zaprzestając bezczelnego patrzenia na mnie. Zaraz dosiadła się Sucrette, która
chyba wyczekiwała odpowiedniego momentu, aby zagadać.
- Raven
dzisiaj nie będzie? – zapytała, a ja odetchnęłam z ulgą, słysząc jej słowa. W
duchu byłam ogromnie wdzięczna brunetce, że tak sprytnie zmieniła temat. Nawet,
jeśli zrobiła to zupełnie nieświadomie.
- Do
końca tygodnia zostaje po lekcjach.
- A
jednak… Słyszałam, że pobiła się z Peggy, ale miałam nadzieję, że to kłamstwo.
- Tam
zaraz pobiła. Poszarpały się trochę. Kłaki i tipsy nie latały.
- Ktoś
doniósł? Bo wiesz – rozejrzała się konspiracyjnie – już były takie przypadki.
- Nie,
dyrektorki akurat tamtędy przechodziły. Albo wezwała je babka ze sklepiku, bo
chwyciły się tuż pod jej drzwiami. Trochę kiepska miejscówka, ale wiesz, jaka
jest Raven. Działa spontanicznie. W każdym razie to żaden z uczniów. Byli zbyt
zajęci patrzeniem.
- Dyrektorki? Obie?
-
Niestety. Gorzej nie mogły trafić. Chociaż prawda jest taka, że Shermansky nie
konsultowała z nikim swojej decyzji. Osobiście posłała je do kozy. Delanay
tylko wklepała każdej z nas po uwadze za spóźnienie na zajęcia.
-
Przynajmniej Peggy też oberwała. Już dawno powinna ponieść jakieś konsekwencje.
To nie pierwszy raz, kiedy z winy jej artykułów doszło do bójki.
-
Domyślam się.
Szybko
zasznurowałam buty, bo większość zawodniczek, nie spodziewając się żadnych
sensacji wynikających z naszej rozmowy, wyszły z szatni. My byłyśmy jednymi z
ostatnich, a mi – jako najmłodszej – przypadło zamknięcie drzwi.
Trenerka
Williams czekała na sali. Siedziała na najniższej trybunie i przeglądała jakieś
papiery. Dziewczyny, które przyszły przed nami, rozgrzewały się na boisku.
Dzisiaj rozgrzewkę prowadziła Chloe, co przyjęłam z ulgą. Czwartoklasistka
nigdy nas nie oszczędzała. Męczące ćwiczenia pomogą mi oderwać się od szkolnych
problemów.
No i
Duncana.
Między
nami był dystans tylko kilkudziesięciu metrów, a trener Koslow, często wykrzykujący
nazwisko chłopaka z zamiarem przywołania go do porządku, nie ułatwiał mi
ignorowania bruneta, który dzisiaj był wyjątkowo kłopotliwy. Z reguły na
treningach zachowywał się spokojnie i w pełni skupiał się na grze.
Najwidoczniej mieliśmy inne sposoby na odreagowanie.
Po
kwadransie Williams przerwała rozgrzewkę. Podeszła do nas, a my szybko
ustawiłyśmy się w półokręgu, aby każda dobrze widziała kobietę.
-
Zakładam, że niektóre z was już wiedzą o wybryku Raven. – Spojrzała na mnie
wymownie i przez chwilę poczułam się winna. Jakbym mogła powstrzymać dziewczynę
przed nieprzemyślanym zachowaniem. – Przez dwa tygodnie nie pojawi się na
treningach, a także ma zakaz uczestnictwa w środowym meczu. Nie jest
zawodniczką pierwszego składu, ale jej nieobecność wymaga zmiany paru planów.
Debrah, prawdopodobnie nie będę w stanie ściągnąć cię prędko z boiska, dlatego
musisz być przygotowana na zdwojony wysiłek.
- Jasne,
rozumiem – odparła brunetka, ku mojemu zdziwieniu, bez entuzjazmu.
- A tak
na przyszłość, proszę was, abyście bardziej uważały na to, co robicie i brały
pod uwagę wszelkie konsekwencje swoich zachowań. Z tego, co wiem, w tym
przypadku wina leży po obu stronach, a wszystkie dobrze wiemy, jak bardzo
narwana jest Raven. Mimo to chwila słabości może przysporzyć problemów nie
tylko wam, ale i waszym koleżankom. Jesteśmy drużyną i musimy się wspierać. Hm,
mam rację?
- Tak! –
odkrzyknęłyśmy.
Rebecca
wyciągnęła przed siebie rękę. Od razu reszta zawodniczek poszła w jej ślady. Z
okrzykiem: Do boju! wyrzuciłyśmy
dłonie w górę.
- I to mi
się podoba. A teraz ćwiczenia w parach. Holly – spojrzałam na trenerkę z
nadzieją, że nie powie tego, o czym myślałam – dzisiaj ci potowarzyszę.
Kurwa.
- Czadowo
– mruknęłam, siląc się na uśmiech. Miałam już po dziurki w nosie tego
parszywego dnia.
♥ ♥ ♥ ♥
Co za mała podstępna gnida! Ugh... Ja na miejscu Holly nie byłabym w stanie być tak opanowana i dokładnie tak jak Raven. Jak do cholery można być aż tak wścibskim?! Nigdy nie zrozumiem takiego zachowania. Serio.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to ogromnie, że tak szybko dodałaś rozdział. Ja coś ostatnio nie mogę się zebrać, żeby cokolwiek pomyśleć. Mam teraz tak dużo na głowie, że nawet nie wiem kiedy mija kolejny weekend, ale będę musiała zebrać w końcu dupę w troki i coś z tym zrobić.
Mam nadzieję, że kryzys związkowy Holly i Duncana nie potrwa zbyt długo i prędzej czy później, któraś strona się w końcu złamie i przeprosi pierwsza. Duncan powinien wykazać się odrobiną rozsądku i samemu nie zwracać uwagi na takie pierdoły, poza tym każda dziewczyna bywa zazdrosna w jakimś stopniu. A tą małą szmatę, to bym naprawdę rozszarpała i wywlokła na ten śnieg, żeby powolnie zdychała w męczarniach. Jak przez nią się ten jakże kolorowy związek rozpadnie, to normalnie zrobię jej wjazd na chatę.
Oby teraz dziewczyny się znów dogadały i trzymały razem, bo żadna nie da sobie rady przy Debrah i teraz z tymi plotami na ich temat, a szczególnie Raven, która jest ciut za bardzo impulsywna i szybko ściągnie na siebie kłopoty. Jednakże ostaje mi tylko gdybanie i trzymanie kciuków, żeby nie wpakowały się w jeszcze większe bagno.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i cieplutko pozdrawiam :3
Do następnego ;*