Spis lektur obowiązkowych

sobota, 25 sierpnia 2018


Nie pamiętam, kiedy ostatnio dodałam dwa rozdziały w ciągu jednego miesiąca. Pewnie dawno, mimo że to bardzo przyjemne uczucie.

Droga (nie) do miłości: Rozdział 62
„Jedna decyzja podjęta w niewłaściwym momencie. Zły wybór w złej minucie. I nagle wszystko się zmienia.”
~N. Murawska

     Pierwszy dzień lutego niewątpliwie był jednym z lepszych tej zimy. Nie wiało. Mroźne powietrze przyjemnie muskało poliki. Promienie słoneczne odbijały się od śniegu, który napadał w nocy, oraz grzały w plecy. Z zadowoleniem unosiłam twarz, aby skóra przyjęła trochę naturalnego światła. Długi chodnik na szkolnym dziedzińcu nie został jeszcze odśnieżony i posypany solą, przez co łatwo o wypadek, ale dzisiaj chyba nikomu nie sprawiało to problemu. Zewsząd dochodziły wesołe rozmowy. Kilku uczniów stało w zaspie i obrzucało się śnieżkami. Panowała miła atmosfera i ogólnie wyczuwałam dziwne poruszenie. Jakby odwołali zajęcia albo przenieśli je na dwór, żeby dzieciaki mogły się wyszaleć.
     - Kevin jest genialny. Przeszedł tę kampanię w godzinę. Mnie zawsze zabijali zanim zdążyłam rozbudować zamek. Co prawda trochę natrudziłyśmy się, żeby wpuścił nas do pokoju, ale było warto. Nie rozumiem, dlaczego Holly chce się go pozbyć. Świetny z niego dzieciak. No i raczej nie sprawia wielu kłopotów.
     Zaśmiałam się, kiedy Sucrette skończyła trajkotać. Gdy tylko spotkałyśmy się w szkolnym autobusie, zaczęła zdawać Raven relacje z weekendu, który spędziła w moim domu. Dokładnie, ze szczegółami mówiła o wszystkim, co robiłyśmy. Nawet o tym, co jadłyśmy. Słuchałam tego połowicznie, aczkolwiek zainteresowała mnie wzmianka o Kevinie. Durand rzeczywiście polubiła mojego młodszego braciszka, lecz bez wzajemności. Smarkacz ledwo wytrzymywał jej nieustanną paplaninę, a ja czerpałam chorą satysfakcję z jego cierpienia. Chyba zacznę częściej zapraszać Sucrette.
     - Tak, zwłaszcza, gdy szantażem wymusza kupno kolejnej gierki – mruknęłam z ledwo wyczuwalną nutką irytacji. Mimowolnie zaczęłam kalkulować w myślach, ile pieniędzy wydałam na durne zachcianki brata. Z perspektywy czasu nie byłam pewna, czy dawanie za wygraną było korzystne. Przykład pierwszy z brzegu. Ojciec i tak dowiedział się o moim związku z Duncanem. Zorientowałby się prędzej czy później. Kevin był tego świadomy, ale wziął mnie z zaskoczenia, dlatego odniósł sukces. Skurczybyk. Jak dorośnie, zostanie wpływowym człowiekiem. Politykiem albo przedsiębiorcą. W każdym razie zdoła ustawić siebie, swoje dzieci i pewnie jeszcze wnuki.
     - Suśka, ty chyba nie masz rodzeństwa, co? – zagaiła Raven, która do tej pory w milczeniu słuchała koleżanki. Raczej mało ją to interesowało.
     - Nie – odparła trochę zgaszona dziewczyna, ale szybko dodała z większą pewnością w głosie – chociaż zawsze chciałam. W grupie raźniej.
     - Więc nie wiesz, co mówisz – skwitowała Black, wzruszając ramionami. – Brat czy siostra, młodszy czy starszy… Nie ma znaczenia, zło to zło.
     - Przesadzasz.
     - Nie – odparłyśmy z Raven jednocześnie.
     Durand wyraźnie spochmurniała. Zrozumiała, że nie miała większych szans przeciwko nam dwóm. Nawet, gdyby próbowała zaprzeczać, argument: Jesteś jedynaczką, więc skąd ta pewność? skutecznie zmniejszyłby jej chęci bojowe.
     Od progu uderzyło nas ogrzewanie. Kaloryfery od listopada pracowały na pełnych obrotach. W liceum było przyjemnie ciepło, ale moment, kiedy z mroźnego dziedzińca wchodzi się do środka wywoływał pieczenie na twarzy. Szczypiąca skóra dłoni oraz policzków to jedno z gorszych doświadczeń towarzyszących zimie.
     - Holly-chan, musimy powtórzyć nocowanie, ale tym razem u mnie – zaproponowała Sucrette, gdy schodziłyśmy do piwnicy, aby odwiesić kurtki. – Za dwa tygodnie, co ty na to? A nie, jednak nie. Jakoś wtedy wypadają walentynki, więc pewnie spotkasz się z Duncanem.
     Spojrzała na mnie wyczekująco, uśmiechając się przy tym szeroko. Brakowało tylko, aby sugestywnie poruszyła brwiami.
     - Nie wiem, jeszcze niczego nie planowaliśmy – odparłam zgodnie z prawdą. Ani ja, ani Holden nie wydawaliśmy się być specjalnie zainteresowani świętem zakochanych. Nie zamierzałam w ogóle poruszać tego tematu, ale ze względu na Su zmienię swoje postanowienie. Jeśli Duncan rzeczywiście nie zechce porwać mnie na romantyczną komedię do kina, spędzę czas na babskim wieczorze.
     - Porozmawiaj z nim i daj mi znać, co i jako, dobrze?
     Przytaknęłam skinięciem głowy.
     - Ty też, Raven. Drugi raz się nie wywiniesz – zwróciła się do różowowłosej, która szła najbardziej z tyłu, jakby za wszelką cenę próbowała uniknąć tematu walentynek.
     - O ile Toby ją puści – zażartowałam, śmiejąc się pod nosem. Niemalże czułam nienawistne spojrzenie ciemnych oczu na swoich plecach.
     - Och, zapomniałam, że ty też jesteś w związku – mruknęła z wyraźnym smutkiem w głosie Durand. – Czy tylko ja nie mam chłopaka?
     - Toby nie ma w tej kwestii nic do gadania, głuuupku – warknęła, po czym kopnęła w moją łydkę. Pisnęłam z bólu, bo podeszwa glana do miękkich nie należała, a trafiona noga ugięła się nieznacznie. Dobrze, że nie stałam już na schodach. – Raczej ciotka nie urządzi nam kolejnej rodzinnej wycieczki, więc znajdę czas.
     - No właśnie, jak było w Nowym Jorku? – spytała Sucrette, zatrzymując się w rozwidleniu korytarza. Tutaj nasza wspólna droga dobiegała końca.
     - Nic ciekawego. Tłoczno, śmierdząco i zimno. Muszę namówić babcię do przeprowadzki w cieplejsze miejsce. Na przykład do San Francisco. Wtedy spędzałabym u niej każdą zimę.
     Plany na wspólny weekend zostawiłyśmy niedomówione. Durand odeszła w stronę szatni drugoklasistów, a ja wraz z Raven ruszyłyśmy do naszych szafek. Wzięłyśmy książki potrzebne na kilka pierwszych lekcji, po czym udałyśmy się na koniec szerokiego korytarza. Do pierwszych zajęć został jeszcze kwadrans, ale wielu uczniów już dotarło do szkoły. Niesprzyjające warunki pogodowe nakłaniały do szybszego wyjścia z domu. Zwłaszcza tych, którzy dojeżdżali własnymi samochodami. Nawet mieszkańcy akademika, znajdującego się po drugiej stronie ulicy, z pewnością wcześniej opuszczali swoje tymczasowe pokoje.
     Pomimo tłoku zauważyłam, że w naszą stronę posyłano natrętne spojrzenia. To nie mógł być przypadek, a i na pewno nie miałam przywidzeń. Coś przyciągało ciekawskich i możliwości były dwie – albo ja, albo Raven. Jeszcze nie wiedziałam, co gorsze.
     - Um, Raven… – zaczęłam niepewnie, kiedy grupka dziewczyn perfidnie zaśmiała się po wyminięciu nas.
     - Zauważyłam – warknęła różowowłosa. Brzmiała na wściekłą, a ja z kolei poczułam dziwny strach. Gdzieś z tyłu głowy majaczyła mi wizja nadchodzących całą gromadą nieszczęść. Bo one nigdy nie chodziły parami. Żyły w stadzie.
     W szatni naszej klasy natknęłyśmy się na kilku uczniów. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na nas i równie szybko odwrócili wzrok. Zachowywali się dziwnie, jakby obecność innych osób sprawiała im ogromny problem. Popatrzyłam po nich podejrzliwie. Gapili się na siebie w ciszy, zapewne oczekując, aż wyjdziemy, żeby mogli powrócić do rozmowy. Dzień dopiero się zaczął, a już miałam go serdecznie dość. No i czułam, że to dopiero początek. Najgorsze jeszcze zacierało dłonie z szyderczym uśmiechem na trupiobladej twarzy.
     - Kiedy ty i Suśka zdążyłyście tak się zakumplować? – zagaiła Raven, zaskakując mnie tym kompletnie. Nie spodziewałam się, iż zechce rozpocząć rozmowę. Atmosfera rzeczywiście była nieprzyjemna, ale dziewczynie z reguły to nie przeszkadzało. No i chwilę temu wydawała się rozgniewana, a wówczas kontakty międzyludzkie to ostatnia rzecz, na jaką ma ochotę.
     Zerknęłam na koleżankę. Od razu posłała mi ciepły uśmiech. Jej nagła zmiana zachowania jedynie utwierdzała w przekonaniu, że słusznie odczuwałam obawy. Nawet ona zaczynała się stresować, a to niespotykane. Mimo wszystko zachowała zimną krew. W duchu dziękowałam jej za próbę złagodzenia sytuacji. Trwanie w milczeniu z kilkoma znajomymi z klasy, którzy wciąż posyłali nam ukradkowe spojrzenia, było co najmniej niezręczne.
     - Połączyła nas miłość do Matthew Lillarda. Ze względu na niego dwa razy obejrzałyśmy Krzyk – odpowiedziałam z wyczuwalnym zachwytem w głosie. Pomimo kłębiącego się we mnie napięcia, rozmowa o jednym z moich ulubionych aktorów działała kojąco.
     - Czekaj, czekaj. – Wyciągnęła przed siebie wyprostowaną rękę. – To ten, który na końcu nawzajem dźgał się z kumplem nożem? A później krzyczał, że został uderzony słuchawką, totalnie olewając dziury w brzuchu?
     - Tak, dokładnie – potwierdziłam.
     - I grał Kudłatego?
     - Noo… Jest moim mistrzem.
     - Ale jak udało ci się nakłonić Suśkę do oglądania horrorów?
     - W sumie to ona wyszła z inicjatywą.
     - Niesamowite – mruknęła z niedowierzeniem, opierając dłonie na biodrach. – Ciekawe, dlaczego nie poparła mojego pomysłu oglądania filmów grozy na nocowaniu u Meyer?
     - Może obawiała się twoich wyborów. – Zaśmiałam się. Wstałam z ławki i przewiesiłam conversową torbę przez ramię, bezgłośnie dając Raven do zrozumienia, że chciałam już wyjść z szatni. Spojrzenia przybierały na wścibskości. – Jest totalną fanką horrorów. Gdybyś tylko słyszała, jak entuzjastycznie krzyczała, kiedy Samara Morgan wychodziła z ekranu.
     - Następnym razem jej nie odpuszczę.
     Ciekawscy obracający się za nami i szepczący konspiracyjnie między sobą nie wzbudzili w nas zdziwienia, gdy spokojnym krokiem szłyśmy korytarzem w stronę głównego holu. Zachowanie uczniów powoli zaczynało mnie irytować. Wiedziałam, że niebawem dowiem się, co takiego poruszyło całą szkołę i wybudziło ją z zimowego snu.
     Po drodze do sekcji sportowej zatrzymałyśmy się przy automacie, aby wypić coś ciepłego. Chciałyśmy trochę się rozgrzać nim trenerka Williams zacznie nas maltretować. Usiadłyśmy na wciśniętej w kąt ławce, gdzie miałyśmy chociaż odrobinę prywatności. Rzadko ktoś tutaj zaglądał, dlatego byłam zaskoczona, kiedy znienacka Duncan zastukał w maszynę z napojami, a po chwili pojawił się przed nami. Wyglądałby nienagannie, gdyby tylko z większą dbałością zawiązał krawat. Czuć było od niego papierosy i wszystkim dookoła posyłał znudzone spojrzenie. Czyli niczym nowym nas nie uraczył.
     - Cześć – przywitałam się. Posłałam mu znad papierowego kubka leniwy uśmiech.
     Raven jedynie burknęła pod nosem. Rano zawsze była markotna. Dopiero po jedenastej robiła się znośna. No i jeszcze te tajemnicze poruszenie wyprowadziło ją z równowagi. Po opuszczeniu piwnicy przestała udawać, że natarczywi uczniowie nie sprawiali jej problemu.
     - Mogę porwać cię na sekundę? – zapytał Holden, drapiąc się po czubku nosa. Drgnęłam, widząc szkolną gazetkę, którą trzymał w uniesionej ręce.
     I nagle wszystko stało się jasne. Pierwszy dzień każdego miesiąca oznaczał nowy numer szmatławca zawierającego relacje ze wszystkich wydarzeń oraz wszelkiej maści plotki śmigające po liceum. Wścibskie spojrzenia. Podszeptywania. Nagłe milczenie kolegów z klasy. W sumie mogłam domyślić się od razu.
     - Tak, jasne – odparłam i wstałam z ławki.
     Przez krótki moment patrzyłam na Duncana, oczekując, że pocałuje mnie albo przytuli. Zawsze to robił, kiedy się witaliśmy. Ale chłopak po prostu stał i nie wyglądał, jakby miał wykonać w moim kierunku jakikolwiek gest.
     Do tej pory niepokój jedynie kuł brzuch szpilką. Teraz przywalił z całej siły maczetą.
     Posłałam Raven wymuszony uśmiech, jakbym próbowała ją pocieszyć. W rzeczywistości to ja potrzebowałam pokrzepienia. Po jej minie wiedziałam, że także wyczuwała smród kłopotu, który stanął pomiędzy mną i Holdenem.
     - Jaką masz pierwszą lekcję? – zagaił, kiedy odeszliśmy kilka kroków.
     - Wychowanie fizyczne.
     - Tam będzie kiepsko. – Kliknął językiem o podniebienie i rozejrzał się. Zaraz jednak przystanął niedaleko klatki schodowej. Szturchnął mnie w ramię, głową wskazując otwarte drzwi. – Chodź na piętro, może moja sala od angola jest wolna.
     Owszem, była. Duncan przegonił dwie dziewczyny, które chciały wejść do pomieszczenia. Na nasz widok zaśmiały się pod nosem, ale odeszły szybko w stronę łazienek. Pewnie zwołają babskie zgromadzenie, bo w grupie przyjemniej knuć teorie spiskowe, pomyślałam, widząc, z jakim entuzjazmem stawiały kroki. Jakby właśnie spotkały ulubionego artystę.
     Nie wiedziałam, czy poważne rozmowy należy przeprowadzać na siedząco, dlatego wolałam stanąć na środku sali. Holden oparł się pośladkami o biurko nauczyciela. Czułam się, jakby nadgorliwy pedagog szykował specjalnie dla mnie wykład o złym zachowaniu.
     - Pewnie jeszcze tego nie widziałaś – stwierdził chłopak, wyciągając do mnie szkolną gazetkę. Wzięłam ją z wahaniem.
     Na okładce jak zawsze umiejscowiono zdjęcie Stoney Bay High School oraz niektóre nagłówki reportaży, tych ważniejszych. Albo raczej bardziej przyciągających głodnych sensacji nastolatków.
     - Strona piąta – rzucił nieco zniecierpliwiony.
     Drżącymi dłońmi przewertowałam kartki, by natknąć się na dwustronicowy artykuł zatytułowany Koniec sielanki? Czyli zbliżające się rozstanie najpopularniejszej pary roku. Odruchowo prychnęłam, widząc, jak określił nas redaktor. Nie przesadzałabym z tą sławą. Ludzie szybko przestali zwracać na nas uwagę. No i jaka sielanka? Człowiek, który to pisał, chyba nie spędził w towarzystwie Duncana nawet minuty.
     Pobieżnie przeczytałam tekst, zdając sobie sprawę, że nie było czasu na dokładne analizowanie. Jednak każda kolejna linijka wzmagała we mnie chęć urwania głowy pewnej piegowatej brunetce. Skrupulatnie opisała nietypowe zachowanie Holdena sprzed miesiąca. Snuła domysły, dlaczego nagle zniknął na tydzień. Po drodze wplotła również kłótnię Raven z Rosaline, o której wiedziała wszystko, bo sama Meyer ją wtajemniczyła. Wisienką na torcie okazało się sprawozdanie z naszej wizyty w szkolnym radiowęźle. Nie wiem, co bardziej mnie zirytowało. Napisanie o moim zainteresowaniu związkiem Duncana i Heather, które na pewno było wynikiem zazdrości, wrzucenie w to bagno sprzeczki przyjaciółek, czy rozmyślanie, jak szybko rozstanę się z Holdenem. Najgorsze, że wszystkie trzy możliwości mogą okazać się prawdą, sądząc po wyraźnym niezadowoleniu chłopaka.
     - Bawi cię to? – warknął, kiedy z krzywym uśmiechem oddawałam mu gazetę.
     - Nie, raczej złości, ale to nie jest powód do płaczu – odparłam, krzyżując ręce pod biustem. Dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie z mieszanymi uczuciami. Duncan był wściekły. Wyglądał, jakby zaraz miał w coś uderzyć. Najchętniej w moją twarz. – Co ja mam ci powiedzieć? – rzuciłam w końcu, bo ta cisza stała się już nieznośna. – Owszem, byłam u Peggy, żeby dowiedzieć się, co cię łączyło z Heather. Zrobiłam to z zazdrości, to także prawda. Aby zyskać jakieś informacje, Meyer powiedziała o kłótni z Raven, czym jeszcze bardziej ją zdenerwowała, ale to akurat nie miało ujrzeć światła dziennego. W ogóle wszystko, co napisali w tym artykule jest autentyczne, nie mam zamiaru wypierać się tego.
     - Dlaczego?
     - Co dlaczego? – Rozłożyłam ręce na boki. – Bo bałam się, Duncan. Bałam się, że mnie zostawisz. Myślisz, że twoje poprzednie związki są tajne? Nie, nie są. Każdy o nich wie i każdy o nich mówi. Ciągle słyszę, jak wiele miałeś dziewczyn. A kiedy Heather prosto w twarz powiedziała mi, że ciągle jest tobą zainteresowana… Po prostu coś we mnie pękło. Od samego początku wiedziałam, że popełniam głupstwo. Nawet siedząc na tej cholernej kanapie w radiowęźle. Ale chciałam dowiedzieć się, czy rzeczywiście mam powód do obaw.
     - I uważasz, że masz?
     - Nie – odpowiedziałam od razu.
     - Świetnie – prychnął. Rzucił gazetę na pierwszą ławkę, po czym krzyknął niespodziewanie: – Kurwa, czy kiedykolwiek zrobiłem coś złego? Klepnąłem jakąś laskę w tyłek albo chociażby zignorowałem twoje wiadomości? Dałem ci pretekst do niepokoju? Powiedz mi, w którym momencie z mojej winy poczułaś się zraniona! Normalne, że mam byłe. Mogłaś sobie znaleźć nieśmiałego prawiczka.
     Między nami zapadła cisza. Spuściłam wzrok na podłogę. W głowie wciąż słyszałam słowa Duncana, które z każdą sekundą przybierały na sile. Bolało mnie to, co powiedział, ponieważ wszystko było prawdą. Dopiero teraz zrozumiałam, jaką głupotę popełniłam. Gdybym chociaż podczas podejmowania decyzji czuła, iż robię dobrze, mogłabym teraz tłumaczyć się przed samą sobą.
     - Nieważne, już tego nie cofniemy. – Zarzucił plecak na ramię, po czym zbliżył się do mnie. – Przez jakiś czas powinniśmy dyplomatycznie pomilczeć.
     Zimny dreszcz przeszedł moje ciało, gdy zobaczyłam minę Duncana. Próbował zachować opanowanie, ale w głębi duszy odczuwał niewyobrażalny smutek. Widziałam to w jego delikatnie zmrużonych oczach, które wydawały się być jeszcze bardziej pozbawione wyrazu niż zazwyczaj. Blady uśmiech sprawiał, że rzeczywiście nabierałam ochoty, aby zaszyć się w kącie i rozryczeć, chociaż kilka minut wcześniej stanowczo temu zaprzeczyłam.
     Stałam sparaliżowana i patrzyłam na lutowe wydanie szkolnej gazetki. Ogarniała mnie wściekłość. Czułam, że gdyby w tej chwili Peggy weszła do sali, roztrzaskałabym jej piegowatą twarz o ścianę. Zaciskałam ze zdenerwowania pięści. Dopiero, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, trochę otrzeźwiałam. Odwróciłam się z nadzieją, że Duncan jeszcze nie wyszedł na korytarz.
     - Jeśli chcesz zerwać, to zrób to teraz! – krzyknęłam łamiącym się głosem. Łzy napływały mi do oczu, a ja byłam zbyt wzburzona, aby chociaż spróbować je powstrzymać.
     - Nie chcę. – Spojrzał na mnie przez ramię. – Potrzebuję tylko trochę odetchnąć.
     - Mam bezczynnie czekać, aż sam przyjdziesz i porozmawiasz?
     - Rób, jak uważasz.
     Zamknął za sobą drzwi. Chwilę później rozbrzmiał dzwonek ostrzegawczy. Do klasy weszli pierwsi uczniowie, ale niepewnie podchodzili do swoich ławek, jakby obawiali się, że zaraz wróci Duncan i ich wygoni, za nic sobie mając lekcje angielskiego. To, że Holden nie pojawi się na zajęciach było więcej niż pewne. Osobiście również wolałabym wrócić do domu. Byłam w podłym humorze, a natarczywe spojrzenia na pewno tego nie zmienią.
     Moją pierwszą lekcję było wychowanie fizyczne, a nie pozostało mi wiele czasu na przebranie się, dlatego pospiesznie wyszłam z sali. Zabrałam ze sobą gazetę, dotychczas leżącą na jednej z przednich ławek. Czułam się zobowiązana, aby ją wziąć. Może spalę ten szmatławiec, żeby poprawić sobie samopoczucie.
     Zaraz po opuszczeniu klatki schodowej usłyszałam wściekłe wrzaski Raven dochodzące z okolic stołówki. Odruchowo ruszyłam w tamtą stronę, kompletnie ignorując lekcje. Widmo spóźnienia zwisło nade mną, lecz teraz sprawą priorytetową było zapoznanie się z sytuacją. Bez wątpienia Black wplątała się w jakieś problemy. A może nawet sama je stworzyła.
     Po wychyleniu się zza rogu dostrzegłam szarpiącą się z Peggy różowowłosą. Redaktorka naczelna szkolnej gazetki wyglądała na prawdziwie przerażoną, co nieszczególnie mnie dziwiło. Rozsierdzona Raven była nieobliczalna.
     Wokół nastolatek zebrało się całkiem spore grono gapiów. Uczniowie gwizdali oraz rzucali jakimiś gówniarskimi tekstami. Brakowało tylko, by ktoś zaczął przyjmować zakłady.
     Kiedy podeszłam do zgromadzonych, dostrzegłam obok przepychających się dziewczyn Rosaline. Za wszelką cenę próbowała je rozdzielić. Z marnym skutkiem, a nie wyglądało, jakby ktoś zamierzał jej pomóc. Słyszałam bluzgi i nieprzyjemne wyzwiska ze strony różowowłosej. Nie przebierała w słowach. Wyrzucała wszystko, co ślina przyniosła.
     Wzrokiem napotkałam zrozpaczone spojrzenie Meyer. Bezgłośnie błagała o wsparcie. Nie uśmiechało mi się przypadkowo oberwać z łokcia. Miałam ochotę ulotnić się z miejsca zdarzenia. Zobaczyłam powód zbiegowiska, a zakończenie konfliktu nieszczególnie mnie interesowało. Zaczynałam żałować, że nie poszłam na lekcje. Jednakże zarówno Raven jak i Rosaline były mi bliskie, więc poczuwałam się w obowiązku pomóc im. No i sama również najchętniej przywaliłabym Peggy. Należało jej się jak mało komu.
     Przepchałam się przez gapiów i od razu dopadłam do Black. Wspólnie z białowłosą odciągnęłyśmy od siebie licealistki. W ostatniej chwili, bo zaraz nadeszły dyrektorki. Obie wściekłe zaczęły gonić uczniów na lekcje. Zaklęłam pod nosem. Czułam, że oberwie się całej naszej czwórce. Ja i Ros dostaniemy rykoszetem.
     - Co wy tutaj wyprawiacie? – wrzasnęła Shermansky. Ze złości zaciskała palce na segregatorze pełnym papierów. Spojrzała na każdą z osobna. Zadrżałam z przerażenia, gdy bladoniebieskie oczy przeszyły mnie na wylot.
     - Rzuciła się na mnie! – pisnęła Peggy. Przerwała na moment poprawianie pogniecionego ubrania, aby wymierzyć w Raven oskarżycielsko palcem.
     - Bo mnie sprowokowałaś! Poza tym, należało ci się, gryzipiórku od siedmiu boleści!
     - Panuje wolność słowa. Mam prawo pisać, co chcę!
     - Nie dotrzymałaś umowy! A za to powinnaś dostać po…
     - Natychmiast się uspokójcie! – przerwała nastolatkom Delanay. W samą porę, bo różowowłosa zamierzała puścić wiązankę przekleństw.
     - Dziewczęta, czy wy oszalałyście? Bijecie się na środku korytarza! To prywatne liceum a nie jakaś stodoła! Obie do końca tygodnia będziecie zostawać dwie godziny po lekcjach i jeszcze dzisiaj wzywam do szkoły waszych rodziców. Nie zamierzam tolerować tak skandalicznego zachowania. Zrozumiałyście?
     - Tak, proszę pani – odparły jednocześnie. Wyraźnie spokorniały, a ich chęci bojowe nieco opadły. Nie dziwiło mnie to. Sama bałam się spojrzeć na którąś z dyrektorek.
     - A cała wasza czwórka dostaje uwagi za spóźnienie – dodała Delanay. Wyczułam w jej głosie wyraźne zadowolenie, że złapała jakieś ochłapy dla siebie. Ta kobieta budowała swoje ego w oparciu na karach wymierzonych uczniom.
     - Migiem na lekcje! Żebym już żadnej z was dzisiaj nie widziała! – warknęła Shermansky.
     Wydukałyśmy ciche pożegnanie i w milczeniu, pospiesznym krokiem ruszyłyśmy na zajęcia. Rosaline oraz Peggy zniknęły na klatce schodowej, a ja wraz z Raven skierowałyśmy się do sekcji sportowej. Żadna z nas nie miała ochoty na rozmowę, jednakże zastanawiało mnie, dlaczego Black w tak agresywny sposób zareagowała na artykuł w szkolnej gazetce. Przecież wiedziała, że Meyer zdradziła szczegóły ich kłótni. A że wbrew zapewnieniom Margaret je opublikowała… Cóż, ryzyko zawodowe.
     Szybko z zadowoleniem odkryłam, iż nieprzyjemna wymiana zdań z Duncanem przeszła na dalszy plan. Mój mózg w pełni zajął się niesprawiedliwie otrzymaną karą. Chociaż i z jej powodu nie byłam specjalnie zła. W końcu spodziewałam się, że oberwę.


     Dzisiaj wyjątkowo cieszyłam się na trening siatkówki. Musiałam odreagować wszystkie nieprzyjemności, których doświadczyłam. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się równie podle. Szkoła huczała od plotek oraz domysłów, bo o ile sam artykuł Peggy narobił niezłego rumoru, tak jej poranna szarpanina z Raven wlała wszystkim uczniom do gęb po litrze energetyka. Trajkotali jak nakręceni, robiąc przerwy jedynie na chichoty i bezczelne gapiostwo. Miałam nadzieję, że chociaż na treningu zaznam chwili spokoju.
     Weszłam do szatni z pozytywnymi myślami w głowie. Liczyłam, że dziewczyny bardziej skupią się na nadchodzącym meczu ćwierćfinałowym niż na rozważaniach, czy ja i Duncan byliśmy jeszcze parą, a jeśli tak, to jak długo zdołamy pociągnąć tę farsę. Obawiałam się tylko Heather, która z oczywistych przyczyn mogła wykazywać zbytni entuzjazm. Ale po pokonaniu niewielkiego korytarza i wkroczeniu do pomieszczenia, gdzie były szafki, moje przyjemne wizje legły pod gruzami szarej rzeczywistości oraz ludzkiego braku zahamowań. Wszystkie obecne w szatni zawodniczki jak na zawołanie odwróciły się w stronę drzwi.
     - Cześć – rzuciłam krótko i ruszyłam na ławkę pod oknem, gdzie zwykłam siadać. Wciąż trwała cisza, a ja z każdym kolejnym krokiem traciłam nadzieję, że ktoś ją przerwie. Zaklęłam w myślach, nie bardzo wiedząc czy na własną głupotę, czy na wścibstwo koleżanek.
     Robiłam wszystko, by jak najpóźniej spojrzeć na resztę drużyny, notabene wciąż pogrążoną w milczeniu. To zabawne, bo już idąc szkolnym korytarzem słyszałam ich głośne rozmowy. Mozolnie wyciągałam strój z szafki. Udawałam, że odczytywałam wiadomość na telefonie. Oczywiście musiałam napić się oraz uczesać przed treningiem.
     Bo masz dla kogo się stroić, ofiaro.
     Gdy nie mogłam już odwlekać momentu odwrócenia się do dziewczyn twarzą, z łoskotem, aby wyraźnie pokazać, że nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy, opadłam na ławkę. Nie myliłam się – nastolatki patrzyły na mnie, jakbym była manekinem na wystawie sklepowej. Niby spojrzenie utkwiły w mojej osobie, a jednak bardziej interesowały się ubraniami, które założyła mi jakaś zmyślna znawczyni mody. Tymi przysłowiowymi ciuchami były tajemne informacje, które znałam tylko ja oraz Duncan.
     - Holly, jesteś pewna, że dzisiaj możesz ćwiczyć? – Pierwsza odezwała się Rebecca. Jako kapitanka najwidoczniej czuła się w obowiązku jakoś rozluźnić atmosferę.
     Spojrzałam po koleżankach. Wyglądały, jakby próbowały przekazać, że nie powinno mnie tutaj być. W sytuacji, w jakiej się znalazłam, najodpowiedniejszym byłoby zaszycie się w pokoju i wypłakiwanie oczu. Bo tak postępują normalne nastolatki.
     - Nic mi nie jest. Co, każda ofiara szkolnej gazetki bierze tydzień wolnego? – zakpiłam.
     - Po prostu zastanawiam się, czy dasz radę na treningu – odparła zirytowana moją odzywką Rebecca.
     - Nie martw się, nie będę posyłać tęsknych spojrzeń Holdenowi.
     Dziewczyna nie powiedziała nic więcej. Wszystko powoli wróciło na odpowiednie tory. Niektóre nastolatki kontynuowały nagle przerwane rozmowy, zaprzestając bezczelnego patrzenia na mnie. Zaraz dosiadła się Sucrette, która chyba wyczekiwała odpowiedniego momentu, aby zagadać.
     - Raven dzisiaj nie będzie? – zapytała, a ja odetchnęłam z ulgą, słysząc jej słowa. W duchu byłam ogromnie wdzięczna brunetce, że tak sprytnie zmieniła temat. Nawet, jeśli zrobiła to zupełnie nieświadomie.
     - Do końca tygodnia zostaje po lekcjach.
     - A jednak… Słyszałam, że pobiła się z Peggy, ale miałam nadzieję, że to kłamstwo.
     - Tam zaraz pobiła. Poszarpały się trochę. Kłaki i tipsy nie latały.
     - Ktoś doniósł? Bo wiesz – rozejrzała się konspiracyjnie – już były takie przypadki.
     - Nie, dyrektorki akurat tamtędy przechodziły. Albo wezwała je babka ze sklepiku, bo chwyciły się tuż pod jej drzwiami. Trochę kiepska miejscówka, ale wiesz, jaka jest Raven. Działa spontanicznie. W każdym razie to żaden z uczniów. Byli zbyt zajęci patrzeniem.
     - Dyrektorki? Obie?
     - Niestety. Gorzej nie mogły trafić. Chociaż prawda jest taka, że Shermansky nie konsultowała z nikim swojej decyzji. Osobiście posłała je do kozy. Delanay tylko wklepała każdej z nas po uwadze za spóźnienie na zajęcia.
     - Przynajmniej Peggy też oberwała. Już dawno powinna ponieść jakieś konsekwencje. To nie pierwszy raz, kiedy z winy jej artykułów doszło do bójki.
     - Domyślam się.
     Szybko zasznurowałam buty, bo większość zawodniczek, nie spodziewając się żadnych sensacji wynikających z naszej rozmowy, wyszły z szatni. My byłyśmy jednymi z ostatnich, a mi – jako najmłodszej – przypadło zamknięcie drzwi.
     Trenerka Williams czekała na sali. Siedziała na najniższej trybunie i przeglądała jakieś papiery. Dziewczyny, które przyszły przed nami, rozgrzewały się na boisku. Dzisiaj rozgrzewkę prowadziła Chloe, co przyjęłam z ulgą. Czwartoklasistka nigdy nas nie oszczędzała. Męczące ćwiczenia pomogą mi oderwać się od szkolnych problemów.
     No i Duncana.
     Między nami był dystans tylko kilkudziesięciu metrów, a trener Koslow, często wykrzykujący nazwisko chłopaka z zamiarem przywołania go do porządku, nie ułatwiał mi ignorowania bruneta, który dzisiaj był wyjątkowo kłopotliwy. Z reguły na treningach zachowywał się spokojnie i w pełni skupiał się na grze. Najwidoczniej mieliśmy inne sposoby na odreagowanie.
     Po kwadransie Williams przerwała rozgrzewkę. Podeszła do nas, a my szybko ustawiłyśmy się w półokręgu, aby każda dobrze widziała kobietę.
     - Zakładam, że niektóre z was już wiedzą o wybryku Raven. – Spojrzała na mnie wymownie i przez chwilę poczułam się winna. Jakbym mogła powstrzymać dziewczynę przed nieprzemyślanym zachowaniem. – Przez dwa tygodnie nie pojawi się na treningach, a także ma zakaz uczestnictwa w środowym meczu. Nie jest zawodniczką pierwszego składu, ale jej nieobecność wymaga zmiany paru planów. Debrah, prawdopodobnie nie będę w stanie ściągnąć cię prędko z boiska, dlatego musisz być przygotowana na zdwojony wysiłek.
     - Jasne, rozumiem – odparła brunetka, ku mojemu zdziwieniu, bez entuzjazmu.
     - A tak na przyszłość, proszę was, abyście bardziej uważały na to, co robicie i brały pod uwagę wszelkie konsekwencje swoich zachowań. Z tego, co wiem, w tym przypadku wina leży po obu stronach, a wszystkie dobrze wiemy, jak bardzo narwana jest Raven. Mimo to chwila słabości może przysporzyć problemów nie tylko wam, ale i waszym koleżankom. Jesteśmy drużyną i musimy się wspierać. Hm, mam rację?
     - Tak! – odkrzyknęłyśmy.
     Rebecca wyciągnęła przed siebie rękę. Od razu reszta zawodniczek poszła w jej ślady. Z okrzykiem: Do boju! wyrzuciłyśmy dłonie w górę.
     - I to mi się podoba. A teraz ćwiczenia w parach. Holly – spojrzałam na trenerkę z nadzieją, że nie powie tego, o czym myślałam – dzisiaj ci potowarzyszę.
     Kurwa.
     - Czadowo – mruknęłam, siląc się na uśmiech. Miałam już po dziurki w nosie tego parszywego dnia.

♥ ♥ ♥ ♥

1 komentarz:

  1. Co za mała podstępna gnida! Ugh... Ja na miejscu Holly nie byłabym w stanie być tak opanowana i dokładnie tak jak Raven. Jak do cholery można być aż tak wścibskim?! Nigdy nie zrozumiem takiego zachowania. Serio.
    Cieszy mnie to ogromnie, że tak szybko dodałaś rozdział. Ja coś ostatnio nie mogę się zebrać, żeby cokolwiek pomyśleć. Mam teraz tak dużo na głowie, że nawet nie wiem kiedy mija kolejny weekend, ale będę musiała zebrać w końcu dupę w troki i coś z tym zrobić.
    Mam nadzieję, że kryzys związkowy Holly i Duncana nie potrwa zbyt długo i prędzej czy później, któraś strona się w końcu złamie i przeprosi pierwsza. Duncan powinien wykazać się odrobiną rozsądku i samemu nie zwracać uwagi na takie pierdoły, poza tym każda dziewczyna bywa zazdrosna w jakimś stopniu. A tą małą szmatę, to bym naprawdę rozszarpała i wywlokła na ten śnieg, żeby powolnie zdychała w męczarniach. Jak przez nią się ten jakże kolorowy związek rozpadnie, to normalnie zrobię jej wjazd na chatę.
    Oby teraz dziewczyny się znów dogadały i trzymały razem, bo żadna nie da sobie rady przy Debrah i teraz z tymi plotami na ich temat, a szczególnie Raven, która jest ciut za bardzo impulsywna i szybko ściągnie na siebie kłopoty. Jednakże ostaje mi tylko gdybanie i trzymanie kciuków, żeby nie wpakowały się w jeszcze większe bagno.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i cieplutko pozdrawiam :3
    Do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń